LIX (59) - Lila

Rozpoznawano z daleka moją zaciętą minę. Wszyscy, których mijałam, schodzili mi z drogi. I słusznie. Czułam się niczym tykająca bomba. Sama nie widziałam, kiedy wybuchnę.

Stanęłam w drzwiach gabinetu Dantego Nardiniego. Nie zaprosił mnie do środka. Podniósł się z krzesła i powiedział:

– Mam ochotę na fajkę. Chodź ze mną.

Doceniałam domyślnych ludzi w swoim otoczeniu, a Dante z pewnością zaliczał się do nich.

– Chcesz? – Wyciągnął do mnie paczkę papierosów. Pokręciłam głową. Gdybym znów zaczęła palić, nie potrafiłabym już rzucić. Schował pudełko do kieszeni. Mocno zaciągnął się. Zapach trującego dymu nieco mnie uspokoił. – Skoro do mnie przyszłaś, domyślam się, że możesz podzielić się ze mną efektami rozmowy z szefostwem – zagaił.

– Nie wiem czy mogę, ale to, co robi Figurski jest tak lekkomyślne, że moja niesubordynacja przy tym to pikuś.

– Robi się naprawdę ciekawie. – Strzepnął popiół z papierosa do popielniczki.

– Figurski nie chce posłużyć się Estko. Nie chce angażować nikogo więcej w pracę nad Pandemonium.

– Dyrektor ma już swoich ludzi, którzy nad tym pracują – zauważył Nardini.

– Może i ma, ale zbyt mało.

– Powiedział z ilu zwiadowców składa się zespół?

– Jasne, że nie, ale łatwo się tego domyślić.

– Obstawiam, że wśród terrorystów nie mamy więcej niż dziesięciu swoich. I to w całej Europie.

– No to jesteśmy zgodni. Figurski jest pewny, że to wystarczy.

– Ale twoim zdanie nie wystarczy.

– A ty sądzisz, że to dostateczna liczba? – Spojrzałam na niego wyzywająco. Krótko prychnął. Włożył papierosa do ust. Delektował się jego smakiem. Nie spieszył się z odpowiedzią.

– Figurski ma większe doświadczenie w tym fachu niż ty i ja razem wzięci, więc może po prostu trzeba mu zaufać?

– Zaufać? Po tym jak mi powiedział, że kilku przedstawicieli Pandemonium jest już w Polsce? On na to pozwolił!

– Co ty pierdolisz?! Pandemonium w naszym kraju? Musiałaś coś źle zrozumieć.

– Dlaczego tak myślisz?

– Bo w przeciwnym razie POZ nie pracowałby tak spokojnie. I wszyscy zwiadowcy zostaliby poinformowani o zagrożeniu.

– Artur sądzi, że ma wszystko pod kontrolą, że przeniknięcie terrorystów na nasze terytorium było częścią planu, który zakłada dotarcie do samego szczytu władzy Pandemonium.

– Nasz dyrektor urządza sobie polowanie na Ekwumene Mbawe, czy co? – Roześmiał się. Mnie nie było do śmiechu.

– Chyba aż tak głupi nie jest... Dante, co teraz zrobimy?

– Co MY teraz zrobimy? – Powtórzył za mną. – A co my możemy?

– Jeśli założymy, że dyrektor nie musi o niczym wiedzieć, to zdziałamy całkiem sporo.

Uśmiechnął się do siebie, dopalając fajkę.

– Jeszcze kilka lat temu zgodziłbym się na to z ochotą, ale trochę pozmieniało się w moim życiu. Mam rodzinę. Nie mogę dobrowolnie godzić się na nielegalne akcje. Zbyt dużo mam do stracenia. A ty zostałaś niedawno mamą, prawda?

– Tak. Urodziłam syna.

– Na pewno nie chciałabyś, żeby dorastał bez matki. To, w co chcesz się wpakować jest śmiertelnie niebezpieczne.

– Znam ryzyko lepiej niż myślisz, Nardini.

– Zaufaj dyrektorowi. – Zignorował moje wtrącenie. – Pozwól mu działać według jego pomysłu. Jemu zależy na dobru państwa tak samo jak tobie, ale tylko ty jesteś odpowiedzialna za beztroskie dzieciństwo swojego syna. – Dante zdusił peta w pustej popielniczce. Spojrzał na mnie przepraszająco i skierował się do wyjścia.

– Obawiam się, że w obecnej sytuacji wszyscy jesteśmy za nie odpowiedzialni.

Nie miałam pewności czy słyszał ostatnie zdanie, bo drzwi zaskrzypiały z donośnym jękiem, próbując zagłuszyć moje słowa.

Jadąc windą do swojego Biura, wyliczałam, ile pracy jeszcze na mnie czeka. Przede wszystkim musiałam zająć się zwolnieniem Estko i Homy, ale nie miałam pojęcia, co powiedzieć Alanowi. Obawiałam się, że gdy dowie się o wstrzymaniu naszej współpracy, zrobi coś głupiego. Jego determinacja do powstrzymania Pandemonium przypominała mi wręcz moją uporczywość do walki z terrorystami. Alan nie poprzestanie nawet, gdy kategorycznie mu tego zabronię. Potrzebowałam czegoś, co...

Dragon. Od razu rozpoczął kontrolę mojego Biura. Cóż za sumienność. Wanda tłumaczyła mu coś, wskazując na rozłożone wokół papiery. Nagle Max uśmiechnął się do niej. Jeszcze nigdy nie widziałam u niego tak jasnego i szczerego uśmiechu. Gdy mnie zobaczył, natychmiast spoważniał.

– Za pół godziny wszyscy mają być obecni w sali konferencyjnej – rzuciłam w przestrzeń. – Omówimy finał „Eskulapy".

– Chcę z tobą porozmawiać. – Pawlak przywlókł się za mną do gabinetu jak cień.

– Zamknij drzwi – poleciłam, godząc się tym samym na konwersację. – Uprzedzam, że jeśli chcesz gadać o nadzorze, który masz nad nami sprawować albo grozić mi większymi konsekwencjami, to naprawdę nie mam w tej chwili ani czasu, ani ochoty na słowne przepychanki.

– Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek to powiem, ale... Lila, zgadzam się z tobą. Nie możemy odpuścić Pandemonium.

Z wrażenia bezwiednie opadłam na fotel.

– Nie rozumiem tylko jednej kwestii – ciągnął. – W organizacji ty i Artur uchodzicie za nadzwyczaj zgodnych. Jesteście wręcz jak ojciec i córka, więc dlaczego tym razem podważasz jego kompetencje?

– Ty zadajesz mi takie pytanie? – Otrząsnęłam się z szoku, który zafundował mi Pawlak. – Żyłeś z nimi tak samo jak ja. Widziałeś do czego są zdolni. Nawet więcej: nie tylko widziałeś, ale i ramię w ramię współpracowałeś z nimi. Byliście bezwzględni i bestialscy...

– Stop! Wróciła ci ochota na sprzeczki?

Dragon łagodzący napiętą atmosferę między nami. Nie przywyknę do tego.

– Krótko podsumuję. – Wróciłam do sedna sprawy. – Po pierwsze: jesteśmy zgodni co do tego, że Figurski angażuje zbyt mało ludzi i środków przeciwko Pandemonium. Po drugie: nie wiemy nic na temat zespołu, który już pracuje wśród terrorystów. I po trzecie: nie możemy wdrożyć Alana Estko, który byłby świetnym informatorem, a być może nawet zgodziłby się przeprowadzić niewielki sabotaż. – Po każdym zdaniu Max potwierdzająco kiwał głową. – Prawdę mówiąc, nie wiemy nic i nic nie możemy zrobić.

– Kiepsko to wygląda – mruknął, przystawiając w zamyśleniu do ust palec wskazujący. – Na legalnej drodze nic nie osiągniemy, ale...

– Ale? – Podchwyciłam.

Podniósł na mnie wzrok. Na pewno zobaczył jaka byłam pełna nadziei na propozycję konkretnej, nielegalnej akcji. A może nawet kilku.

– Lila, jestem teraz wicedyrektorem i nie wypada mi mówić pewnych rzeczy, a co dopiero robić. Niemniej chcę, żebyś wiedziała, co o tym myślę. Figurski tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy z kim walczy. Świadczy o tym niewielki zespół, który zaangażował. Niepojęte jest dla mnie to, że ukrywał przed naszą dwójką rozwój wydarzeń. Do cholery, w całej organizacji nie ma lepiej zorientowanych ludzi od nas w temacie Pandemonium! Nic tu się nie trzyma kupy. Artur już dawno powinien zaangażować kogoś z wywiadu wojskowego. Nie mieści mi się w głowie jak zwiadowcy mogli doprowadzić do groźby odbycia ćwiczeń przez terrorystów na terenie Polski.

– Co zamierzasz? – Jego przeciągająca się gadka nie wróżyła tego, że chciałby osobiście włączyć się do działań.

– Należy zreorganizować prace nad Pandemonium, ale ja, jako wicedyrektor, nie mogę prowadzić innej retoryki niż dyrektor.

– Tak jak przypuszczałam. Umywasz ręce. Wypychasz do brudnej roboty innych, żeby sam pozostać czysty. Ciekawe kto cię tego nauczył, co? Po co w ogóle do mnie przyszedłeś? Nie potrzebuję żadnych zapewnień od kogoś takiego jak ty! Zawsze byłeś i już zostaniesz narcyzem widzącym tylko i wyłącznie czubek własnego nosa!

Druga osoba tego dnia odmówiła maczania palców w kwestii Pandemonium. Nie obchodziło ich dobro narodu. Nie była dla nich ważna kwestia bezpieczeństwa państwa. Dopóki ich własnym dupom nic nie zagrażało, nie warto było wysilać się. A gdzie te dumnie wygłaszane słowa przysięgi? Gdzie ta ofiarność i bezkompromisowość, poświęcenie i dbanie o wyższe dobro? Gdzie te wszystkie obietnice o oddaniu życia dla powodzenia strategicznych misji? Brzydziłam się i Nardinim, i Pawlakiem.

– Sama się tym zajmę. A teraz wyjdź – rzekłam ostro.

Dragon nie poruszył się. Nawet nie mrugnął.

– Będę krył twoje nielegalne działania wymierzone w Pandemonium – powiedział, ku mojemu zaskoczeniu. – Dobrze złożyło się, że dyrektor nałożył na Biuro Zadań Specjalnych mój nadzór, bo będę mógł uspokajać go raportami nie zawsze zgodnymi z prawdą. Znajdź sobie kogoś do pomocy w terenie. Tylko zrób to dyskretnie. I nie pozwól tym bydlakom przeniknąć na nasze terytorium.

– Oni już tu są, Max. – Użyłam dokładnie tego samego wyrażenia, co Artur.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Figurski przyznał, że pozwolono kilku terrorystom przedostać się do Polski. Oczywiście są pod całkowitą kontrolą naszych zwiadowców. Przynajmniej tak twierdzi.

– Pandemonium pod kontrolą? Kurwa mać!

– Tych kilkoro ludzi – wyjaśniałam dalej – ma przyciągnąć tutaj grube ryby, które POZ szybko przyskrzyni. Dla Artura nie ma znaczenia czy aresztowania odbędą się przed czy po ćwiczeniach.

– Ja pierdolę – Pawlakowi brakowało słów. – Polska stanie się drugą Erymalią. Dlaczego Figurski tego nie widzi?

– Nie wiem. Spróbuję znowu z nim pogadać.

– Nie. Jeśli do tej pory go nie przekonałaś, to już nic nie zdziałasz. Pozostały nam tylko posunięcia na własną rękę. Zrobimy tak... Wykorzystaj Estko tak jak zaplanowałaś. Ja spróbuję dotrzeć do nazwisk zwiadowców, którzy działają pod przykrywką. Na razie nie ma sensu układać większego planu. Zobaczymy, co uzyskamy. Umowa stoi? – Wstał i wyciągnął do mnie dłoń, żeby przypieczętować współpracę. Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Kiedy straciłam zaufanie do Artura i pogodziłam się z Dragonem? Dopiero teraz dotarła do mnie absurdalność tej sytuacji.

– Coś ci nie pasuje? – Zapytał, gdy wahałam się zbyt długo.

– Wiesz... – Mało brakowało, a zaczęłabym mu się zwierzać. W porę ugryzłam się w język. – Nieważne. – Podałam mu dłoń.

Zawsze na pełnym ryzyku. Zawsze swoją drogą. Zawsze stuprocentowo pewna. Aż do teraz. Gdy tylko chwyciłam rękę Dragona, ogarnęły mnie wątpliwości. Czy na pewno zgodziłam się na współpracę z odpowiednim człowiekiem?

– Jeszcze mi zaufasz – stwierdził, jakby słyszał moje myśli. – Pytanie, czy ja mogę ufać tobie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top