L (50) - Lila

To, co ujrzałam przed sobą zmieniło moje nastawienie nie tylko do Alana Estko, ale i do wszystkich Obrońców Pokoju. Wystarczyła sekunda na zastanowienie, i już potrafiłam przyporządkować do odpowiedniej szufladki człowieka, z którym rozmawiał. Sumiennie przygotowanie się do "Lenki" wciąż procentowało.

Powoli zbliżałam się do moich nowych celów. Zdążyłam już obmyślić plan działania. Zadzwoniłam do Davida Liska i poprosiłam o natychmiastowe podesłanie dyskretnego, kilkuosobowego oddziału, który zatrzyma dwóch ludzi. Nie postarałam się o aprobatę Figurskiego. Działałam na własną rękę. Obawiałam się, że nie otrzymam jego zgody, a nie mogłam wypuścić z garści podejrzanych. Cała ta sytuacja była bardzo dziwna. Intuicyjnie wyczuwałam, że coś kombinują, jednak moje przeczucia to zbyt mało, by działać legalnie. Alan Estko powinien teraz robić wszystko, żeby jego organizacja znów była szanowana, a nie pojawiać się tam, gdzie nie powinien być widywany. Po "Lence" notowania jego stowarzyszenia gwałtownie spadły i rzeczywiście, Estko wraz z pozostałymi liderami, kilka godzin po marszu wziął się za wyjaśnienia. Publikowali oświadczenia w Internecie, pchali się do telewizji i prasy. Nie przeszkadzało im to, że w zamieszkach zginęło kilkunastu ludzi i wiele rodzin pogrążonych w żałobie nie ma ochoty oglądać jakiegoś palanta, który w takiej chwili dba tylko o własne interesy. Jednak takie zachowanie było logiczne z punktu widzenia liderów Obrońców Pokoju. Nielogiczne natomiast było przyjście na pokaz militarnego sprzętu, którym tak się brzydzili i wdawanie się w dyskusję z człowiekiem związanym z Arte et Marte. Pozornie związanym. Wciąż brakowało nam niepodważalnych dowodów na to, że Eliza Homa należy do ugrupowania albo w jakiś sposób je wspomaga. Jako szefowa największej w Polsce firmy ochroniarskiej "Husaria" miała niezliczone możliwości nieoficjalnego wspierania Arte et Marte. Wielokrotnie widywano ją w miejscach publicznych z braćmi Bielik, ale co z tego? Za spotkania towarzyskie nie można nikogo aresztować. Inaczej miało być dzisiaj. Byłam już na tyle blisko nich, że słyszałam ich rozmowę. Nic ciekawego. Bieżąca sytuacja w kraju, sukcesy "Husarii", nowe przedsięwzięcia Obrońców Pokoju. Kolejne towarzyskie spotkanie.

– Trochę tu tłoczno. Zmieńmy miejsce – zaproponował Alan.

– Chętnie - odparła Eliza. – Przywitam się tylko ze znajomym. – Uniosła rękę, przykuwając czyjąś uwagę.

Zostałam przy Estko. Przyjrzałam mu się uważniej. Był lekko spięty. Wyglądał tak, jakby nie chciał tu być. Mniejsza o to. Będę miała okazję dopytać go o to w siedzibie firmy. Piątka ludzi z POZ-u pojawiła się właśnie na miejscu. Dołączyłam do nich.

– Zgarniacie Alana Estko i Elizę Homę – krótko wyjaśniłam. – W ich rozmowie pojawiły się odniesienia do terroryzmu. Najlepiej będzie, jeśli zatrzymacie ich oddzielnie i uniemożliwicie im porozumiewanie się.

– Jasne.

Dowódca niewielkiego oddziału przyjął moje instrukcje. Rozdysponował zadania między swoich ludzi i już po kilku sekundach Estko i Homa zostali dyskretnie odprowadzeni do pojazdów organizacji. Oddaliłam się z miejsca równie niepostrzeżenie.

Nie zdążyłam dojechać do firmy, a Figurski już domagał się rozmowy.

– Co tam, szefie? – Powiedziałam, odbierając połączenie.

– Estko i Homa jakimś cudem znaleźli się w siedzibie organizacji – obwieścił dość spokojnie. – Terenowi przechwycili ich na prezentacji broni, gdzie miałaś być ze swoimi zwiadowcami. Jako dowód zatrzymania podano im terroryzm. Zatrzymani siedzą teraz w oddzielnych pokojach, oczekując nie wiadomo na kogo i na co. Zapomniałem wspomnieć, że wiem o tym, iż Lisek spełnił twój rozkaz wysłania na miejsce terenowców.

– Wszystko się zgadza.

– Nie, Lila. Nic się nie zgadza. Co ty odpierdalasz? – Arturowi puszczały nerwy.

– Przy okazji przeprowadzania "Eskulapy" podsłuchałam rozmowę Alana Estko z Elizą Homą i wyłapałam...

– Czyżby? – Przerwał mi. – Sądzę, że gdyby naprawdę tak było, to nie załatwiałabyś zwiadowców z Liskiem, tylko ze mną.

– Przepraszam, Artur, ale jestem właśnie w drodze do firmy. Porozmawiamy jak dotrę. – Rozłączyłam się szybko.

Dyrektor miał prawo denerwować się z powodu tego, co zrobiłam. Rozumiałam go. Pozostawało tylko skłonić go do zrozumienia mojej decyzji. Nie będzie to zbyt proste. O ile w ogóle możliwe.

Zanim poszłam na pogawędkę z Figurskim, pozbyłam się makijażu, stroju i wyposażenia, które towarzyszyły mi podczas akcji. Zapytałam też Batorego, co ze spotkaniem Safira i Wrony.

– Rosjanin wrócił do hotelu, a Wrona siedzi w swoim mieszkaniu.

– Pewnie spotkają się tuż przed zamknięciem "Dubrawki". Daj mi znać, gdy oboje zaczną kierować się do naleśnikarni.

– Tak jest!

– Lila! - Zawołał za mną David. – Zdaje się, że wkręciłaś mnie w jakąś nieautoryzowaną akcję.

– Idę właśnie w tej sprawie do Figurskiego. Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię.

Wyszłam czym prędzej, żeby już dłużej nie drażnić dyrektora. Wyskoczyłam z windy, minęłam Ninę i o mały włos, a roztrzaskałabym sobie nos o zamknięte na klucz drzwi jego gabinetu.

– Dlaczego nie uprzedziła mnie pani, że nie ma dyrektora?! – Ryknęłam na nią, pocierając obolały nos i czoło.

– Nie zdążyłam. – Przesłodko uśmiechnęła się. Szyderczo. I zwycięsko. – Pan dyrektor prosił, abym przekazała pani, że nie porozmawia dzisiaj z panią. Nie przekazał tego pani przez telefon, bo zbyt szybko rozłączyła się pani.

– Świetnie. To po co truł mi dupę?

– Słucham?

– A nic... Czasami lubię mówić do siebie – wytłumaczyłam.

– Dyrektor Figurski polecił mi skierować panią do dyrektora Pawlaka. – Podniosła słuchawkę stacjonarnego telefonu i wcisnęła parę guziczków. – Pani Liliana Warneńczyk już przyszła. Dobrze. Dziękuję. – Odłożyła słuchawkę. – Dyrektor za moment zaprosi panią do siebie.

Lepiej być nie mogło. Powtrzymałam się od natychmiastowego władowania się do jego biura. Niech nadal okazuje swoją dyrektorską wyższość. Miałam pewność, że Max nic teraz nie robił. Siedział za biurkiem i odliczał minuty, po upływie których zaprosi mnie do siebie. Figurski nie zniżyłby się do takiego poziomu.

W oczekiwaniu na gest wicedyrektora, chodziłam w tę i we tę przed stanowiskiem Niny. Rozpraszałam ją, co dawało mi dziecinną satysfakcję. Przynajmniej odpłaciłam się za wcześniejszy brak ostrzeżenia z jej strony.

Rozdzwonił się telefon. Nareszcie.

– Dobrze, panie dyrektorze – usłyszałam z ust sekretarki.

Nie dodała nic więcej. Zamiast tego wzięła jakąś cienką teczkę i weszła do pokoju Pawlaka. Spędziła tam dobrych parę minut. Przechodząc obok mnie z pieczołowitością poprawiała długie włosy. Uważaj, bo uwierzę, że Dragon zainteresował się tobą. Jesteś zupełnie nie w jego typie, słonko.

Telefon zadzwonił kolejny raz.

– Dobrze, panie dyrektorze – padły te same słowa.

– Mogę? – Dopytałam.

– Tak, pan dyrektor Pawlak zaprasza.

Przysięgam, że gdyby kazała mi czekać jeszcze minutę dłużej, dostałaby słuchawką tego telefonu w łeb. A Max mógłby sobie pomarzyć, że mnie dzisiaj zobaczy.

Przed wejściem do gabinetu powstrzymał mnie dzwonek mojej komórki. Barbara.

– Tak?

– Cześć, Lilko. O której będziesz w domu?

Zerknęłam na zegarek. Półtorej godziny temu powinnam skończyć pracę.

– Nie zrozum mnie źle – ciągnęła moja teściowa. – Mogę siedzieć z Alkiem ile tylko będzie trzeba. Chciałam tylko wiedzieć, o której może liczyć na spotkanie z mamą.

– Naprawdę nie wiem ile to jeszcze potrwa – przyznałam szczerze. – Postaram się wrócić jak najszybciej.

– Wielka Piątka daje się wam we znaki, co?

– Nawet nie wiesz jak bardzo. Ucałuj ode mnie Alka. Pa!

Dragon tkwił przed komputerem i nawet nie raczył rzucić okiem na swojego gościa. Usiadłam na krześle naprzeciwko niego, nie czekając na zachętę z jego strony. Udał zdziwienie, gdy oderwał się od ekranu.

– Dzień dobry – przywitał się ze mną.

– Daruj sobie te wymuszone uprzejmości i przejdź do rzeczy – ponagliłam go.

– Dobrze. Jak sobie życzysz. – Odchylił się na skórzanym fotelu tak daleko do tyłu, że miałam wrażenie, iż za moment wyląduje razem z nim na podłodze. – Dyrektor Figurski podejrzewa... Chociaż nie. Inaczej. Dyrektor Figurski jest przekonany – przesylabizował ostanie słowo – że bezpodstawnie kazałaś przewieść do siedziby Polskiej Organizacji Zwiadowczej dwójkę ludzi: Elizę Homę i Alana Estko.

– Wychwyciłam w ich rozmowie znamiona planowania działań terrorystycznych, a jak powszechnie wiadomo POZ w takiej sytuacji może dokonać zatrzymania – wyrecytowałam ze spokojem.

– Masz jakikolwiek dowód?

– Moje słowo nie wystarczy?

Podrapał się po brodzie, dobierając kolejne słowa.

– Obawiam się, że nie. – Dragon udał współczującego wujka. – Poprzednia wpadka została ci wybaczona, ale ta nie będzie. Otrzymujesz oficjalną naganę z wpisaniem do akt.

Podniosłam się gwałtownie uderzając obiema dłońmi w biurko.

– Popierdoliło cię? – Warknęłam.

Nic nie odpowiedział. Napawał się widokiem wściekłej i nieco zbitej z tropu przeciwniczki.

– Jutro porozmawiam na ten temat z Arturem...

– To Artur zdecydował o naganie. – Pawlak zrzucił bombę.

– Nie wierzę ci. – Nie dałam mu się jeszcze bardziej wyprowadzić z równowagi.

– Nie ujdzie ci to na sucho.

Odwróciłam się na pięcie i skierowałam do wyjścia.

– Zaczekaj – odezwał się Pawlak. – Możesz teraz wyjść i postąpić z Estko i Homą po swojemu albo zastosować się do instrukcji dyrektora Figurskiego.

Nie mogłam już ani na niego patrzeć, ani go słuchać. Istniało jednak niewielkie prawdopodobieństwo, że mówił prawdę. Lepiej go wysłuchać, a potem i tak zrobić to, co zaplanowałam. Podeszłam z powrotem do jego stanowiska.

– Zamieniam się w słuch.

– Pójdziesz natychmiast do tych ludzi i wyjaśnisz im, że ich zatrzymanie to zwykłe nieporozumienie. Przeprosisz i wybłagasz, żeby nie roznieśli tego po całej Polsce. Oboje muszą też podpisać zapewnienie o milczeniu.

– Chcę ich przesłuchać – rzuciłam ostro.

– Nie będzie żadnego przesłuchania. Nie ma do niego podstaw.

– Mówiłam ci już, że słyszałam jak...

– Nic nie słyszałaś! – Ryknął na mnie jak oszalały.

– Skąd to możesz wiedzieć?

– Jeśli i ja, i Figurski mamy takie same przypuszczenia, to przestają być one przypuszczeniami. Stają się faktami.

– Oboje będziecie mieć na sumieniu niewinnych ludzi.

– Tak samo jak ty?

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Pierwsza zrezygnowałam z pojedynku. Wybiegłam z gabinetu. Alan Estko i Eliza Homa nie mogli już dłużej na mnie czekać.

– Dzień dobry, Tereso. Tu Lila ze Specjalnych. – Dodzwoniłam się do liderki Biura Wywiadu. Teresa Dudel była jedyną kobietą, oprócz mnie, na stanowisku lidera w POZ-ie. – Masz na miejscu kogoś, kogo mogłabyś oddelegować do szybkiego zadania?

– Będzie ciężko... - Mruknęła. – Mamy teraz na tapecie szczyt. Każdy ma co robić. Sama wiesz jak jest.

– Jasne, że wiem. Słuchaj, potrzebuję tylko jednego człowieka do przesłuchania dwóch ludzi. Nie potrwa to długo.

– Masz ich już u nas?

– Tak. Od dłuższego czasu czekają aż ktoś nie nimi zajmie.

– Czego dotyczy przesłuchanie?

– Zatrzymanie odbyło się z powodu terroryzmu.

– No dobrze. Podeślę kogoś.

– Dzięki.

Teresa spisała się wzorowo. Do korytarza prowadzącego do pokoi przesłuchań weszłam jednocześnie z jej człowiekiem.

– Cześć.

– Dzień dobry, Dante.

– Mów z czym mamy do czynienia.

Opowiedziałam mu o zatrzymaniu i jego podstawach. Podzieliłam się z nim również danymi na temat Homy i Estko, przede wszystkim tymi odnośnie ich związków z organizacjami.

– Ewidentnie coś się tu nie zgadza.

– Jestem tego samego zdania – zgodziłam się z nim.

– Najpierw pójdę do Elizy.

Pokój przesłuchań, w którym umieszczono panią prezes nie różnił się niczym od tych policyjnych: stolik, dwa krzesła, kamera i lustro weneckie, zza którego obserwowałam rozmowę.

Już na wstępie Homa obrzuciła Dantego takim spojrzeniem, jakby zamiast zwiadowcy POZ-u miał ja przesłuchiwać przedszkolak. I bardzo dobrze. Dante Nardini sprawiał wrażenie niepozornego: niski, chudy, z orlim nosem i łysiejącym czubkiem głowy. Nie wzbudzał respektu. Widząc go, przesłuchiwani od razu tracili czujność. A Dante doskonale wiedział jak ich podejść. Zjadł zęby na upartych i pewnych siebie ludziach, ale Homa też była dobrą zawodniczką. Odpowiadała półsłówkami i ogólnikami. Straszyła Dantego, że doniesie na organizację za bezpodstawne zatrzymanie. Zwiadowca wytrzymywał jej groźby, lecz niczego nie udało mu się z niej wyciągnąć.

– Albo rzeczywiście jest niewinna, albo tak dobrze udaje – orzekł, gdy zakończył przesłuchanie.

– Ktoś doskonale przygotował ją na taką ewentualność – odparłam. – Jej odpowiedzi brzmiały jak wyuczone.

– Tym bardziej należy ją obserwować. Może udałoby mi się namówić na to Dudelową – zaproponował.

– Spróbuj. Obserwacja nie zaszkodzi. Teraz Estko?

– Tak. Miejmy to już z głowy.

Alan Estko, podobnie jak jego znajoma Eliza Homa, nie zażądał adwokata. Oboje uważali, że niewinni go nie potrzebują. Cóż za zgodność. Zupełnie Jak w starym, dobrym małżeństwie.

– W jakim celu przyszedł pan na pokaz sprzętu militarnego AZ Concern? – Po oficjalnych formułkach z ust Nardiniego padło pierwsze pytanie.

Estko rozglądał się wokoło. Unikał patrzenia w lustro weneckie. Denerwował się. Pocił się. Nerwowymi gestami wykrzywiał każdy palec po kolei. Coś ukrywał.

– Przyszedłem obejrzeć broń i przy okazji spotkać się ze znajomą – odpowiedział, wbijając wzrok w swoje dłonie.

– Czy sądzi pan, że uwierzę w to kłamstwo? Jest pan członkiem stowarzyszenia Obrońcy Pokoju, które od lat nawołuje do zaprzestania produkcji broni w Polsce. Nagle nabrał pan ochoty na obejrzenie z bliska narzędzi do zabijania?

– Przyszedłem na prezentację, żeby zobaczyć nowoczesne militaria – Alan obstawał przy swoim. – Czego ode mnie chcecie?

– Chcemy, żeby mówił pan prawdę. Tylko tyle. W jakim celu spotkał się pan z Elizą Homą?

– To miało być prywatne spotkanie.

– Na prywatnym spotkaniu planujecie atak terrorystyczny? Świetne hobby.

Przesłuchiwany wytrzeszczył oczy ze zdumienia.

– Jaki atak terrorystyczny?! – Podniósł głos. – Co ci odjebało?

– O czym gadałeś z Homą? Mów!

– Nie mam ochoty zwierzać się POZ-owi z prywatnych spotkań.

– Mam rozumieć, że twoi kumple, Obrońcy Pokoju, wiedzą o tym, iż umawiasz się na randki w miejscach prezentacji wojskowego sprzętu. Na pewno poparliby ten pomysł, bo przecież nie ma lepszej reklamy dla Obrońców Pokoju niż zdjęcia jednego z przywódców wśród pistoletów, granatów i karabinów, prawda?

– Nie zrobisz tego – fuknął Estko.

– Oczywiście, że zrobię. Wystarczy jedno słowo, a osoba, która nas obserwuje – kciukiem wskazał za siebie, na lustro – wrzuci do Internetu krótką notatkę z twojego zatrzymania.

– Nie, nie, nie... - Zaczął powtarzać jak mantrę. Ukrył twarz w dłoniach. Dante dał mu chwilę na podjęcie decyzji. – Jestem po waszej stronie – przyznał wreszcie.

– Niezmiernie mnie to cieszy. A teraz proszę o wyjaśnienia.

– Nie rozumiesz. Jestem po waszej stronie i nigdy nie trzymałem z tymi złymi.

– Twoje zachowanie wskazuje na coś zupełnie innego.

Estko wzruszył tylko ramionami.

– Chyba nie zdajesz sobie sprawy w jakiej jesteś sytuacji. Nie wypuszczę cię stąd, dopóki nie wyjaśnisz mi pewnych spraw. Tylko od ciebie zależy jak długo będziemy tutaj tkwić.

Mina Estko mówiła wszystko. Docierało do niego, że jest na straconej pozycji.

– Nie ufam Polskiej Organizacji Zwiadowczej – wyznał.

– Obawiam się, że będziesz musiał nam zaufać.

– Albo nic nie mówić.

– Eliza Homa wystarczająco nam o tobie powiedziała, żeby przyskrzynić cię na parę lat – blefował Dante.

– Teraz ja ci nie wierzę.

– Możesz nie wierzyć, ale nie jesteś w stanie sprawdzić czy mówię prawdę. Skoro podjąłeś już decyzję, to nic tu po mnie. Mam trochę materiału od Homy, nad którym teraz posiedzę. – Nardini stanął przy drzwiach. – Dobrej nocy.

– Proszę zaczekać. – Alanowi wrócił rozum. – Co na mnie macie?

– Nic na co nie moglibyśmy przymknąć oka, jeśli będziesz współpracować.

– Eliza sfabrykowała wszystkie dowody przeciwko mnie. Taką właśnie stosuje metodę: zanim zdecyduje się na znajomość, przygotowuje kwity.

– Nie tłumacz się. Po prostu powiedz o tym, co razem knujecie, a my zajmiemy się resztą.

Alan upił kilka łyków wody z plastikowego kubeczka i zaczął mówić prawdę.

– Po pierwsze: nie organizuję z Eliza żadnego zamachu. Wyssaliście to z palca. Po drugie: wdepnąłem w to gówno przez czysty przypadek. Zły czas, złe miejsce. Kto tego nie zna?

– Dawaj konkrety.

– Pewnej nocy wracając z imprezy... No wiesz... W drodze do domu dopadły mnie mdłości. Skręciłem w jakąś ślepą, ciemną uliczkę. Wyrzygałem się do kosza na śmieci, a potem... Co tu dużo mówić. Władowałem się w jakieś tajno-poufne spotkanie Arte et Marte – zwiesił głos. – Rozpoznałem jednego z nich, dlatego wiedziałem z kim mam do czynienia. Była też wśród nich Eliza Homa. Doskoczyła do mnie dwójka mięśniaków. Stwierdziłem, że najlepszą opcją będzie udawanie bardziej pijanego niż byłem. Problem tkwił w tym, że oni też mnie rozpoznali. Długo debatowali co ze mną zrobić, a ja powstrzymywałem się przed ucieczką. Przekonywałem sam siebie, że ze względu na mój stan pomyślą, że jutro i tak nic nie będę z tego pamiętał. Gdy usłyszałem jak to samo zdanie wypowiada Homa, kamień spadł mi z serca. Wypuścili mnie, ale następnego dnia przypomnieli mi o sobie. Eliza Homa odwiedziła mnie w pracy. Chyba nie końca wierzyła w moją pijacką szopkę. Pozwoliła mi obejrzeć zawartość teczki z moim nazwiskiem. Było tam kilka naprawdę mocnych i wyglądających prawdziwie dowodów.

– Dowodów na co? – Dopytał Dante.

– Chyba będzie jeszcze później na to czas, co? Widząc te dokumenty nie mogłem nie zgodzić się na współpracę z nimi. Powinienem od razu to gdzieś zgłosić, ale Homa groziła nie tylko mnie, ale i mojej rodzinie. Godziłem się więc na wszystko, ciągle mając z tyłu głowy, że pomagam w ten sposób Arte et Marte. Może to i dobrze, że nas dzisiaj zgarnęliście. Wreszcie mogłem zrzucić z siebie ten ciężar.

– To dopiero początek – zauważył Dante. – Teraz dokładnie wszystko zrelacjonujesz, żebyśmy mieli niezbite dowody na Elizę Homę i całą resztę.

– Najpierw musisz mi obiecać, że POZ zapewni mojej rodzinie ochronę.

– Obiecuję.

Nardini odwrócił się twarzą do lustra i skinął głową. Wiedziałam, co muszę robić.

– Załatwione – obwieścił. – Twoja kolej.

Wziął głęboki, uspokajający oddech.

– Ciągle mam w pamięci słowa, które padły w tym ciemny zaułku. Gdy sobie je przypominam, mam ciarki na całym ciele. Spójrz. – Podwinął rękaw koszuli i pokazał Dantemu przedramię. – Kiedy trzymałem głowę w śmietniku, grupka ludzi kilka metrów dalej zastanawiała się, gdzie w Polsce byłoby odpowiednie miejsce na letnie szkolenie dla Pandemonium.

Komórka wypadła mi z rąk. „Arte et Marte sprowadza na Polskę zamęt, bezład i terroryzm". Słowa Alana Estko z „Lenki" nabrały właśnie całkiem nowego sensu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top