W Puszczy i Ogrodzie

Na misternie zdobionym tronie królestwa Mrocznej Puszczy obecnie zasiadał Thranduil. Zmusił się do wczesnego wstania z łóżka aby przed wszystkimi rozpocząć funkcjonowanie pałacu. Nie czuł potrzeby aby spać zbyt długo i wystarczało mu kilka godzin po spędzaniu czasu w dokumentach do późnej nocy. Swojej służbie natomiast pozwalał odpoczywać dłużej. To też jednak nie znaczy, że dawał im się leniwić. Właśnie teraz gdy był pewien, że wszyscy się obudzili rozkazał jednemu ze strażników aby zawołał córkę jego przyjaciela. Evelyn...

Musiał się upewnić i ją zobaczyć. Jak bardzo przypomina tego zdrajcę? Jaki ma charakter? Czy w przyszłości też go zdradzi? A może wręcz przeciwnie zdobędzie jego sympatię? To było dla niego nieco przytłaczające. Może dziewczyna, o której opowiadał mu trochę Legolas tak naprawdę pragnie zemsty za wygnanie jej ojca. Musi jednak zrozumieć, że to nie nastąpiłoby gdyby nie jego zdrada.

W końcu się pojawiła... Lekkimi krokami wchodziła po schodach rozglądając się na boki. Dziewczyna zapewne nie wiedziała czego się spodziewać, bo Thranduil odciągnął ją od pracy. Służyła królowej Lantei. Wstał z tronu po czym schodami zszedł w jej stronę. Zauważyła go od razu gdy wstał. Obserwował ją z wysokości co było celowo zaprojektowane bo uważano, że władca powinien patrzyć z góry na poddanych. Pierwsze co zrobiła to dygnęła w kobiecym stylu.

- Panie, wzywałeś mnie. - powiedziała cicho patrząc w podłogę. Miodowe włosy odziedziczyła zdecydowanie po matce. Miała delikatne, dziewczęce rysy twarzy. Zapewne jest jeszcze bardzo młoda.

- Tak... - zgodził się omijając ją powolnym krokiem a także mierząc spojrzeniem. - Słyszałem, że jesteś córką Luccisa. - powiedział spoglądając kątem oka na miodowowłosą.

- To prawda. - potwierdziła. Thranduil odwrócił się i przeszedł powolnie wokół postaci Evelyn.

- Czego szukasz w królestwie i pałacu Mrocznej Puszczy? - zapytał obojętnym tonem. Dziewczyna starała się patrzeć w podłogę, ale kiedy król przechodził obok zawieszała spojrzenie na jego szacie albo długich i jasnych włosach.

- Ja... - zacięła się. - Próbuję ułożyć sobie życie w tym miejscu. - odrzekła w końcu. Król zatrzymał się i teraz otwarcie patrzył na drobną Elfkę. - Mój panie... Wiem czego dopuścił się mój ojciec. Wiem o wszystkim, ale obiecuję, że ja taka nie będę. Będę się starać jak mogę aby zasłużyć na twoją pochwałę, ale proszę... Nie usuwaj mnie z królestwa. Nie wiem co ze sobą zrobię... - cicho powiedziała ostatnie z smutkiem na twarzy, dodatkowo rzucając się na kolana przed władcą. Thranduil w swoim długim życiu nie miał sytuacji, w której podwładny tak płaczliwie rzucił mu się na kolana. Zaskoczyło go to. Zastanawiał się co ma odpowiedzieć. W sumie ta dziewczyna nie wyrządziła mu żadnej krzywdy, ale może chcieć to zrobić. Evelyn w dalszym ciągu klęczała gotowa na pokorne przyjęcie zdania, które wyrazi król.  

- Możesz zostać w królestwie bo w końcu nic nie zrobiłaś. Obiecałem, że dzieci Luccisa zostaną przyjęte z otwartymi ramionami. - odrzekł w końcu król przymykając na moment oczy. Zaraz jednak pojawił się w nich ostrzegawczy błysk. - Jednak jeśli zdecydujesz się postąpić wbrew mnie i królestwa zostaniesz ukarana tak jak każdy inny Elf. - dodał patrząc na Evelyn. Ona sama wydawała się mieć wymalowaną nadzieję na twarzy.

- Nie zawiodę cię królu. - zapewniła podnosząc się z kolan. Gdy wstała, otrzepała swoją skromną sukienkę służącej.

- To się okaże. - odpowiedział król z obojętnością jaką darzył każdego służącego. - Wracaj do pracy, królowa Lanteia nie może czekać. - rozkazał tym razem z niespodziewanym uśmiechem. Evelyn od razu dygnęła przed nim po czym się odwróciła i odeszła. Na jej ustach wykwitł uśmiech półgębkiem a w oczach pojawił się bystry blask. Tego jednak władca nie był w stanie już zobaczyć...

Stał i patrzył jak odchodzi. Thranduil po tej rozmowie jeszcze bardziej przeżywał wewnętrzne rozerwanie. Jedna część mówiła żeby nie ufać Elfce, druga chciała dać jej szansę a być może w przyszłości będzie pracować bliżej niego. Trzecia mówiła żeby dać jej wykonywać obowiązki, ale trzymać z dala od siebie. Może powinien ją obserwować? To chyba nie będzie zły pomysł. Musi częściej spotykać się i rozmawiać z Lanteią, która nie znając jej powie o niej prawdę. Legolas też mógłby coś opowiedzieć tylko, że on widzi dobro w każdej osobie i każdego uważa za przyjaciela, więc on raczej odpada. Pozostaje mu piękna królowa Wiecznozimy. Musiał na nią uważać bo przez to, że dobrze mu się z nią rozmawia, zapomina o ważnych rzeczach. Potrafiła mu namieszać w głowie a potem zastanawiał się nad drugim dnem jej słów.

Thranduil westchnął ciężko i podążył do swojego tronu zasiadając na nim. Musiał się czymś zająć.

***

Grupa złożona z Aragorna, Legolasa, Lantei, Gimliego, oraz Tauriel i Kiliego przeszukiwała następne coraz ciemniejsze obszary Mrocznej Puszczy. Do tej pory nie spotkali żadnych poważnych przypadków pająków, raczej niedobitki pozostawione przez Elfy przeczesujące wcześniej Puszczę. Coraz odważniej kierowali się na południe gdzie zagęszczenie mrocznych istot było coraz większe. Tak samo jak przyjemność z wspólnego, obfitującego w przezabawne sytuacje polowania. Tylko Gimli i Kili byli trochę rozeźleni, że reszta ma bardziej rozwinięty słuch i zbiera lepsze wyniki.

Obecnie wszyscy byli bardzo skupieni, bo słyszeli wokół siebie dźwięki, ale nie mogli określić gdzie i co to było. Stali w okręgu wzajemnie się ochraniając.

- Nie rozpoznaję tego dźwięku... - szepnęła Tauriel celując łukiem w ciągle inne miejsca. Niepokój między nimi ciągle wzrastał.

- Tak jak ja. - odpowiedział Legolas robiąc to co ona. Lanteia miała osobiste podejrzenia związane z rzeczywistością poza Ardą ale póki co, była cicho. Możliwe, że znalazło się tu coś czego nie powinno tu być.

- Ciszej! - uspokoił Gimli. Co chwilę odnosiło się wrażenie, że odgłosy zbliżały się i oddalały. W końcu wszyscy spojrzeli w to samo miejsce na ziemi.

- Rozbiegnijcie się! - krzyknęła Lanteia biegnąc przed siebie. Tak samo zrobiła reszta pędząc w przypadkowe strony. 

W miejscu, w którym wcześniej stali nagle z ziemi wyskoczyło coś przypominającego rdzawego robaka. Gdy to coś stanęło pokazując całe cielsko wszyscy mieli okazję się przyjrzeć. Na plecach kreatury wyrastały dwie podłużne macki zakończone kolcami, które mogły chwycić swoją ofiarę zadając jej poważne rany. Na dole były dwie pary odnóży a w górnej części jeszcze jedna. Całe ciało pokryte płatami skorupy nachodzącymi na siebie było wygięte dodając trochę postrachu dla stworzenia. Istota miała dwoje błyszczących i czarnych oczu obserwujących grupę przyjaciół. Wydawała też niezrozumiałe dźwięki przypominające jakiegoś owada. Zaraz po dłuższej chwili oględzin i głośnym pisku stworzenie zaatakowało pierwszą osobę jaką zobaczyło i padło na biednego Gimliego. Sam stał zszokowany i w ostatniej chwili się obudził aby zablokować toporem macki, które chciały go złapać. Krasnolud przewrócił się na plecy, ale ciągle powstrzymywał wroga.

- Nie pokonasz mnie tak łatwo! - wrzasnął Gimli zbierając się w sobie i odrzucając cielsko na bok. Z większej odległości Legolas strzelił w monstrum, ale strzała złamała się na skorupie powodując, że potwór odwrócił się do zaskoczonego Leggiego. To dało czas na reakcję innych osób, gdzie na przykład Aragorn i Kili próbowali chociaż trochę uszkodzić pancerz stworzenia. Po chwili mocny miecz króla Gondoru podważył kawałek skorupy i wyrwał go sprawiając, że ofiara zapiszczała. Nie trzeba było wiele czasu aby Legolas celnie wystrzelił strzałę, trafiając w odsłoniętą część ciała. Gimli dobił to coś toporem i było już po wszystkim. 

- Co to jest? - zapytała zdziwiona Tauriel, która razem z Lanteią nie wchodziła pomiędzy walczących mężczyzn. Wszyscy stanęli wokół ciągle piszczącej i czasem trzęsącej się pośmiertnie istoty. 

- Jak wiele razy przeszukiwałem ten las, to nigdy nie napotkałem czegoś takiego. - odpowiedział Leggi klękając i patrząc na miejsce twarzy osobnika. 

- Wyskoczyło spod ziemi, Krasnoludy nie znają takiego czegoś? - zapytał Aragorn patrząc na przedstawicieli tego gatunku. Obaj spojrzeli po sobie.

- Nawet jeśli żyjemy w większości pod ziemią to wszędzie w ścianach przeważają u nas skały. Przy grubości tego pancerza mimo wszystko nie byłyby w stanie sforsować tego kamienia a nie pamiętam nic takiego z lekcji jak jeszcze chodziłem do szkoły. - odpowiedział Kili mieczem podnosząc niektóre części ciała takie jak macki czy nogi. Gimli potwierdził jego słowa kiwnięciem głowy.

- Ja podczas swoich podróży nie spotkałem czegoś takiego. - powiedział cicho Aragorn chowając swój miecz do pochwy. Leggi spojrzał pytająco na Lanteię stojącą deczko dalej od nich. Wydawała się ciągle w skupieniu wpatrywać w stworzenie.

- Lanteio, ciągle jesteś cicho, czyżbyś wiedziała trochę więcej od nas? - zapytał podnosząc jedną brew do góry. Królowa jakby wybudzona z transu popatrzyła na resztę nagle oczekującą odpowiedzi.

- Nie jestem pewna co to jest... Chociaż jakbym już to kiedyś widziała. Mówiła coś o powstaniu, o końcu... - opowiadała Czarna Róża. Gimli podszedł bliżej niej lekko zdziwiony.

- Jak to "mówiła"? Słyszeliśmy tylko te nieznośne piszczenie i żadnych konkretnych słów. - zarzekł się Gimli. Czarnowłosa podniosła brew.

- Jak to? Przecież ona mówiła coś, że powstanie na nowo, ale i tak nadejdzie koniec a ona nie będzie sobą. Jak wy słuchaliście? - zapytała Lanteia marszcząc brwi i patrząc na resztę, u której nagle zapadła cisza. Przełamała się Tauriel.

- Przykro mi królowo, ale tylko ty coś słyszałaś. - w pewien sposób dla Czarnej Róży zabrzmiało to tak jakby Elfka właśnie jej uświadomiła, że jest szalona. Nawet sposób patrzenia na nią przez jej towarzyszy był inny. Lanteia nie mogąc na to patrzeć odwróciła się od nich czując pewien strach i z jakiegoś powodu odrzucenie przez nich. Wiedziała, że im bardziej będzie czuć negatywne emocje tym szybciej pojawi się Agandaur. Nie mogła tego jednak powstrzymać.

- Królowo... - usłyszała w końcu ten chrapliwy głos. Agandaur był przy niej i to zniszczyło jej nastrój całkowicie. Znowu z nim przegrała.

- Wracajmy do królestwa. - powiedziała ponownie patrząc w stronę przyjaciół. Byli zaskoczeni, że zrobiła to z taką władczością w tonie jakiej u niej nie widzieli. Widząc jak odchodzi sama, wszyscy szybkim krokiem w ciszy podążyli za nią. Odzywał się do niej tylko Czarnoksiężnik, którego starała się ignorować aby nie wyjść na całkowicie niepoczytalną.

***

Po nagłym opuszczeniu przyjaciół po powrocie do królestwa, wzięciu krótkiej kąpieli i przebraniu się, Lanteia poszła do królewskiego ogrodu, do którego zaprowadziła ją Evelyn. Służącą wysłała później aby przyprowadziła do niej Natiel i Ontarisa. Musiała z nimi porozmawiać o tym z czym się zetknęła, oraz dać zadanie. Siedziała na ławce pomiędzy zadbanymi krzewami róż i czasami patrząc na to jak Agandaur wącha kwiatki.

- Te kwiaty pasują do twojej cery. - powiedział pokazując drobne białe różyczki rosnące tuż obok. Lanteia przewróciła na to oczami zirytowana.

- To tylko wytwór mojej wyobraźni, jego nie ma, nie jestem szalona... - powtarzała pod nosem przykładając palce do skroni.

- Ciężko to potwierdzić widząc cię jak mówisz do siebie. - usłyszała trochę dalej. Spoglądając w tamtą stronę zauważyła uśmiechniętą twarz Ontarisa i zatroskaną Natiel. Widząc ich część jej spięcia zniknęła a zastąpiła je radość z ich widzenia. Wstała i podeszła w ich stronę.

- Nie róbcie tego. - powiedziała widząc, że chcą się ukłonić. Oboje zaprzestali to robić w trakcie.

- Chciałaś nas widzieć. - zauważyła Natiel rozglądając się po ogrodzie. 

- To prawda, muszę o czymś wam powiedzieć a dokładnie o tym z czym się dzisiaj zetknęłam. - powiedziała Lanteia z powrotem siadając na ławce. - Dzisiaj wraz z kilkoma innymi osobami poszłam na polowanie do południowej części Mrocznej Puszczy. Było spokojnie aż do pewnego momentu. Zaatakowało nas coś i w pewien sposób to rozpoznaję, ale nie mam pojęcia skąd. Było coś gorszego. To coś przemówiło do mnie mówiąc o jej powstaniu, późniejszym zniszczeniu i o nie byciu sobą. Do tego tylko ja rozpoznawałam słowa i nikt inny. Wszyscy uwzięli się mówiąc, że słyszeli piski. I teraz jeszcze tamten powrócił... - podwładni z zaciekawieniem i zdziwieniem słuchali tego co mówi ich królowa. Zrozumieli także, że mówiąc "tamten" ma na myśli Czarnoksiężnika.

- Pamiętaj o pozytywnych emocjach. - przypomniała Natiel. Lanteia pamiętała ale nie była w stanie zapanować.

- Co do tego co spotkaliście... Jak to wyglądało? - zapytał Ontaris będąc jak nigdy zaniepokojonym. Królowa przywołała obraz tego stworzenia.

- Miało rdzawy kolor, dwie macki z kolcami na plecach, skorupę na ciele i ciemne oczy. - opisała to na co zwróciła szczególną uwagę. - Tu moja prośba Ontarisie. Dałbyś radę zgarnąć ciało tego stworzenia i przetransportować do Wiecznozimy do Halii? Może jeśli przyjrzałaby się temu bliżej byłaby w stanie coś o tym powiedzieć. 

- Co to za pytanie? Oczywiście, że dam radę! Jeszcze się tego nie nauczyłaś, królowo? - powiedział Ontaris na powrót z uśmiechem cwaniaka.

- Mogę towarzyszyć przy transporcie. - zadeklarowała Natiel. 

- Dobrze, ale potem oboje wróćcie bo być może będę was potrzebować. 

- Rozkaz. - odpowiedziała rudowłosa Elfka. - A jak ci się spędza czas tutaj?

- Król Thranduil jest ponoć sztywniakiem. - powiedział Ontaris ciągle uśmiechnięty.

- Nie mówiłabym tak o nim na jego terenie. - z ostrzeżeniem i rozbawieniem odpowiedziała królowa. - Jest tu całkiem miło a król wcale nie jest taki zły. Wręcz przeciwnie, nawet go lubię. - przyznała czarnowłosa z uśmiechem.

- Nie zakochaj się. - odpowiedział Ontaris.

- Zazdrosny? - zapytała Lanteia podnosząc brew do góry. Jadowicie zielone oczy Ontarisa wyraziły lekką pogardę.

- Jedyne czego mu zazdroszczę to włosy. Jak już go uwiedziesz to dowiedz się jakiego szamponu używa. - poprosił rozbawiony. Królowa pokręciła głową z politowaniem. Nawet nie zauważyła, że Agandaur zniknął.

- A wy co robiliście? - nagle oboje spoważnieli i ukłonili się. Jak się chwilę potem okazało, powodem tego było pojawienie się Thranduila. Lanteia wewnętrznie zaczęła się modlić żeby nie usłyszał ich rozmowy gdy temat zszedł na niego. Zewnętrznie jednak uśmiechnęła się i podniosła z ławki aby się z nim przywitać.

- Za pozwoleniem my odejdziemy. - powiedział poważnie Ontaris. Królowa kiwnęła głową i zaraz oboje zniknęli aby wypełnić powierzone wcześniej zadanie. 

- Ponoć natknęliście się na coś niezwykłego podczas polowania. - zagadnął Thranduil zbliżając się do Lanteii. 

- Faktycznie, jakiś nieznany nam gatunek zwierzęcia czy czegoś innego. - potwierdziła królowa lekko niezadowolona tym, że ciągle zmuszona jest do tego aby myśleć o tym. 

- Przemówił do ciebie. - Lanteia uświadomiła sobie, że ktoś musiał opowiedzieć całą sytuację dla króla.

- I tylko ja to zrozumiałam. - dodała z lekką niemocą w głosie. - Nie mam pojęcia dlaczego. Może to przez to kim jestem. Może przez pobyt u Agandaura. Nie wiem... - głos jej się załamał i zauważył to Thranduil. Zrobiło mu się jej szkoda, bo tak delikatnie wyglądająca kobieta musiała tyle przejść. 

- Mogę sobie tylko wyobrazić jakie krzywdy mógł ci wyrządzić Czarnoksiężnik. Przepraszam, że ci o tym przypomniałem. - powiedział Elfz lekkim poczuciem winy widząc zasmuconą twarz towarzyszki. Naprawdę było mu jej szkoda. Tacy ludzie jak Agandaur są nieobliczalni i zrobią wszystko aby osiągnąć swój cel. Król Elfów słyszał jedynie tyle, że była torturowana czego na jej ciele nie widział. Legolas mówił, że w Rivendell to było bardzo widoczne a minęło trochę czasu.

- Nic się nie stało. Po prostu.. - Lanteia starała się nie okazywać słabości bo Agandaur mógł znowu się pojawić. Nieoczekiwanie król położył obie dłonie na jej ramionach co ją trochę zaskoczyło. Znacznie też się zbliżył co przyśpieszyło bicie serca czarnowłosej i spojrzał w jej oczy. To wychodziło poza zawodową granicę potrzebnej uwagi...

- Rozumiem twoje bolesne wspomnienia, bo sam takie mam. Jednak w pewnym momencie trzeba je porzucić i iść dalej aby móc żyć spokojnie. Nie oznacza to jednak tego, że opuszczą cię całkowicie bo blizny zostają na zawsze. - niemalże troskliwie mówił Thranduil. Czarnowłosa tylko zatonęła w jego błękitnych oczach. W końcu jednak władca się odsunął co było katorgą dla Lanteii. Podszedł do krzewu błękitnych róż po czym zerwał jeden ładny kwiat. - Myślę, że do ciebie pasuje, pani. - powiedział wręczając jej różę na poprawę nastroju. 

- Jeszcze bardziej pasuje do twoich oczu, panie. - odpowiedziała w lepszym nastroju czarnowłosa.

- Zatrzymaj ją jako skromny podarunek ode mnie.

- Zatem będę o tobie myśleć za każdym razem gdy na nią spojrzę...

**********************

Dobry wieczór! Nie wiem co napisać. Przepraszam, że mnie długo nie było, ale dużo sprawdzianów diagnostycznych miałam. Tego... Zagłosujcie i skomentujcie bo nie wiem co myśleć o tym rozdziale. Tarcza!

Pisany przy: soundtracku Mass Effect(na górze macie jedną nutę), Hardbass

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top