Przybycie Thorina
Spokojnym krokiem Lanteia szła na miejsce spotkania z Thorinem Dębową Tarczą i resztą władców. Musiała jeszcze poznać lorda Celeborna i lady Galdrielę, bo do tej pory jeszcze ich nie widziała. Jeśli chodzi o te małżeństwo to królowa czuła niepewność względem tej Elfki. Słyszała, że Galadriela praktykuje magię i potrafi wniknąć do czyjegoś umysłu, nie wiedziała jednak na ile może ocenić jej potęgę. Tutaj jej zdolności mogą być wyolbrzymione ze względu na rzadkie przypadki ich występowania. Lanteia potrafiła robić te same rzeczy, ale w raczej bardziej zaawansowanym stopniu niż lady Galadriela. Nie mogła być jednak tego pewna i musiała mieć się na baczności, bo królowa nie życzyła sobie żeby ktokolwiek zaglądał do jej umysłu. Jej przekonaniem było to, że jeśli coś siedziało w jej głowie to pewnie ma to tam zostać i nikomu nic do tego.
Lanteia czuła się w pałacu na tyle pewnie, że zdecydowała iż sama pójdzie na miejsce przywitania Thorina. Jej dłoń poleciała do góry aby poprawić swoją koronę, w którą wplecione zostały drobne pasemka włosów. Liliowa suknia, którą na dzisiaj wybrała jak zawsze czymś przykuwała spojrzenie. Tym razem uwagę zwracały odważne prześwity powyżej kolan, kończące się w połowie łydek. Reszta materiału to były małe płatki zszyte ze sobą dając zachwycający efekt delikatnych kwiatków okrywających ciało Lanteii. Dekolt pod szyję kończył się złotą obrożą ładnie zgrywając się z resztą kosztownych dodatków. Na twarzy królowej widniał też makijaż, w którym uwagę zwracała liliowa kreska poprowadzona pionowo przez środek dolnej wargi, ciągnąc się aż do jej szyi. Oczywiście to dopełniały cienie, tusz i inne pomoce służące wyglądowi.
Makijaż był typowo telaveński i całkiem normalne dla mieszkanek Telavenu było posiadanie go. Wzory na twarzy, dłoniach, klatce piersiowej to jeden ze sposobów na ukazanie swojej osobowości i wnętrza. Jakie rysunki na ciele potrafiły stworzyć kobiety to już zależało od ich kreatywności i ilości wolnego czasu. Ta jedna kreska u Lanteii wcale nie świadczyła o jej braku pomysłów a o chęci zachowania równowagi, bo większa liczba wzorów mogłaby nie pasować do ilości dodatków w jej stroju na dziś. Królowa nie raz pokryła całe ręce szlaczkami, ale w zamian za to nie nosiła bransoletek i jej ubrania miały prostszy wygląd. Nie sztuką było przedobrzyć z ulepszaniem urody. Ją się podkreśla a nie ukrywa.
Im bliżej wyznaczonego miejsca znajdowała się Czarna Róża, tym bardziej czuła ona napięcie. Nie znała przedstawicieli Lothlorien i Samotnej Góry. Miała obawy, że wypadnie słabo jako władczyni Wiecznozimy i zostanie przyćmiona przez wspaniałość Lady Galadrieli. Wcześniej ją to nie obchodziło i posiadała świadomość o swojej wyższości nad mieszkańcami Ardy, ale teraz gdzieś to uleciało. Musiała uważać na zdolności tamtej Elfki, oraz na swoje własne słowa i zachowanie.
Na drodze do następnego pomieszczenia stało jeszcze dwóch strażników pilnujących drzwi, ale widząc nadchodzącą królową, ukłonili się i otworzyli je. W podzięce Lanteia posłała im słodki uśmieszek, który bez wątpienia zauważyli, bo jej twarz zwróciła się w stronę każdego z nich. Królowa od razu przeszła dalej zauważając, że stoją tam już prawie wszyscy z wyjątkiem króla Thranduila i pary z Lothlorien, oraz nowego gościa z Samotnej Góry.
- Witam. - powiedziała Lanteia, delikatnie kłaniając się przed zebranymi. Kiedy każdy grzecznie się przywitał to podążyła bliżej w stronę Aragorna, przy którym obecnie czuła się najpewniej. Na ciemnych włosach króla spoczywała srebrna korona a jego szata miała niebiesko - granatowy kolor. Z jego pleców spływała długa peleryna mająca kolor nocnego nieba, na której wyszyte były srebrne wzory dające efekt gwiazd. Nie było czego uczepić się w stroju króla Gondoru i jego przystojna twarz dobrze się z nim prezentowała.
- Spałaś dobrze, Lanteio? - zapytał Aragorn z delikatnym uśmiechem na twarzy. Królowa odwzajemniła to i wyprostowała się.
- Bardzo. - potwierdziła przypominając sobie przyjemne ciepło i poczucie bezpieczeństwa w łóżku. - To się przyda na dzisiejszym wydarzeniu. - dodała po chwili. Król zgodził się kiwnięciem głowy.
- A spotkałaś już Lady Galadrielę i Lorda Celeborna? - zapytał Aragorn. Czarna Róża ponownie poczuła niepokój i zauważyła, że na moment straciła czujność jeśli chodzi o chronienie jej umysłu. Od razu się poprawiła i teraz była w stanie wyczuć jaźnie w pobliżu i te nadchodzące tutaj.
- Nie miałam okazji, ale to się chyba zaraz zmieni. - odpowiedziała ukrywając emocje. Nie chciała żeby ktokolwiek wiedział jak naprawdę się ona czuje względem tych spotkań. To by oznaczało słabość i brak odwagi a co za tym idzie, podważone zostałaby jej kompetencje co do zajmowanej pozycji. Nie lubiła jak ktokolwiek kwestionował ją i jej decyzje a zwłaszcza jeśli to byli mali dla niej mieszkańcy tej planety.
Lanteia skarciła siebie za swoje poczucie wyższości nad istotami Ardy. Pomimo, że od długiego czasu próbowała wyzbyć się tego ze swojej świadomości to jednak zawsze to do niej wracało. Nie mogła całkowicie wpasować się w tutejsze realia średniowiecznego świata mając świadomość o istniejącej wspólnocie zaawansowanych społeczności poza tym obrębem. Arda wypadała bardzo słabo przy innych światach. Jedyne co było interesujące w tym miejscu to obserwowanie z góry tego w jaki sposób i w jakim tempie rozwija się tutejsza społeczność. Patrzenie na to jakie wojny są tutaj prowadzone, co do tego prowadzi, jak sobie z nimi radzą mieszkańcy i ostateczna analiza zebranych informacji. To miejsce mogłoby się także przydać dla kosmicznych bandytów jako źródło zdobycia łatwych łupów, jednak nie okazywało się to takie proste ze względu na obecność tutejszych bogów. Sprawowali jakąś specjalną opiekę nad tym miejscem i lubili znacznie utrudniać życie złodziejom. Boska ochrona sprawiała, że mające złe zamiary osoby nagle zapadały na ciężkie choroby uniemożliwiające ich pracę. Działania Lanteii najwidoczniej nie budziły sprzeciwu, bo ona sama czuła się dobrze i nie musiała się mierzyć z dziwnymi atakami. Chciała żeby tak pozostało.
Rozmyślania Lanteii przerwało uczucie znacznego zbliżenia się obcej jaźni. Z ciekawości królowa musnęła wiązką swojego umysłu, umysł tej innej osoby. Po krótkim zetknięciu mogła wywnioskować kilka cech takich jak obojętność, zazdrość, zestresowanie ale również dobro, odpowiedzialność i silną wolę. Takich cech było jeszcze więcej, jednak Lanteia nie zdążyła ich wyczuć, albo były one zbyt głęboko ukrywane lub nieznane. Nie mogła też tak po prostu naruszać czyjejś prywatności.
Królowa była lekko oszołomiona przez zetknięcie się z czyjąś jaźnią, bo zazwyczaj takie doświadczenie prowadzi też do własnej przyjemności. To było coś ponad nią i jej pobratymcami. Nie dało się tego wyjaśnić, a to po prostu działo się. Jaźń była czymś pięknym, enigmatycznym i każda jedna oferowała przyjemne emocje przy zetknięciu z nimi. Nasilone doświadczenie pojawiało się przy zatonięciu w czyimś umyśle, ale dochodziło do tego tylko przy bezgranicznym zaufaniu.
Lanteia analizowała zebrane cechy próbując odgadnąć z kim miała do czynienia. Ktokolwiek to był, to jego wnętrze jest huśtawką emocji chowającą w sobie coś jeszcze poza tym. Czy mógłby być to ktoś z Lothlorien?
Drzwi otworzyły się i w nich pokazał się król Thranduil jak zawsze posiadający swoją obojętną maskę na twarzy. Lanteia przez moment zastanawiała się jakim cudem nie domyśliła się, że to on? Kierujące nim emocje i cechy doskonale go opisywały, chociaż Czarna Róża nie wszystkie rozumiała. Zazdrość? Z jakiego powodu? Wiedziała, że zaraz pojawi się Thorin, którego Thranduil nie był zbytnim zwolennikiem, ale czy to on był właśnie powodem? Lanteia pomyślała, że przynajmniej nie jest sama ze swoim stresem, nawet jeśli wcześniej upominała Leśnego Króla o to. Jej sumienie pragnęło tego aby Elf posłuchał próśb jej i Legolasa i zmienił trochę swój tryb życia na mniej stresujący.
Kiedy Król wszedł do środka poprawiając swój długi srebrno - czarny płaszcz to szybko prześledził po obecnych w tym miejscu twarzach. Jego niebieskie oczy zatrzymały się na chwilę na Lanteii i przeleciały wzrokiem od jej korony aż do końca jej sukni. Kiedy się w końcu przywitał i otrzymał odpowiedź to odszedł w stronę lorda Elronda zaczynając z nim cicho rozmawiać.
Thranduil był trochę zniesmaczony widząc to w co się ubrała Lanteia. W jego mniemaniu suknia pokazująca nogi nie była najlepszym wyborem na taki dzień. To zbytnio odwracało uwagę i sprawiało, że nikt nie skupiał się na tym co trzeba. Chyba, że to właśnie jest cel królowej. Może ma nadzieję, że taki rozpraszający wygląd pomoże jej zdobyć odpowiednie układy dla królestwa Wiecznozimy. Jeśli tak, to szanował jej pomysłowość. Pomimo, że królowa wyglądała naprawdę zjawiskowo, to jednak Thranduila odpychał fakt, że nie on jeden na nią patrzy. Czarna Róża nie powinna tak po prostu pokazywać swoich nóg.
Lanteia w ciszy skupiała się na otaczających ją jaźniach. Wyczuwała, że zbliżają się kolejne dwie osoby i obstawiała, że to na pewno będzie małżeństwo z Lothlorien. Jedna osobowość raczej nie wyróżniała się zbytnio i jak każda posiadała jakieś wady, ale nadal była jasna i piękna. Druga jaźń natomiast różniła się spośród wszystkich wokół. Wydawała się być większa, posiadała więcej światła, które oddziaływało na istoty w pobliżu. Czy to była słynna Pani Światła?
Królowa spięła się trochę pozostając w stanie czujności. Nie czekała zbyt długo i drzwi otworzyły się ukazując dwie postacie. Z lewej strony stał mężczyzna o blond włosach, z których górna część upięta została z tyłu głowy. Jego szata miała biały kolor z dodatkiem szarości. Niebieskie oczy bacznie obserwowały grupkę władców zapewne szukając nieznajomych twarzy. Trzymał dłoń swojej towarzyszki, od której wydawało się bić swego rodzaju światło. Elfka miała piękne blond włosy sięgające jej pasa a w nie włożony był srebrny diadem z białymi kamieniami. Suknia kobiety była w kolorze białym a na nią nałożona była szara peleryna z kapturem. Otaczała ją tajemnicza aura a czujność Lanteii potrafiła zobaczyć, że Elfka już wnikała do umysłów innych osób. Jej ostrożność tylko się zwiększyła.
Elegancka para po zwróceniu na siebie uwagi podążyła przed siebie w głąb pomieszczenia. Czarna Róża wystąpiła trochę bardziej na przód świadoma, że chyba tylko ona nie miała okazji spotkać władców Lothlorien. Ku jej zadowoleniu z tłumku wystąpił również król Eomer tym razem bez towarzystwa swojej narzeczonej. Po krótkim spojrzeniu na siebie nawzajem, stanęli kilka kroków przed innymi czekając aż małżeństwo podejdzie do nich. Dosłownie moment później stanęli przed nimi.
- Okoliczności sprawiły, że nie spotkaliśmy się wcześniej. - zaczął lord ze stoickim wyrazem twarzy. - Jestem Celeborn a to jest moja małżonka Galadriela. - mówiąc to oboje grzecznie się ukłonili. Lanteia miała zacząć mówić, ale ubiegł ją Eomer. Nie złościła się za to, bo dzięki temu mogła lepiej skupić się na chronieniu swojej jaźni. Galdriela wydawała się omijać ją i zaglądać do umysłów innych, ale królowa podejrzewała, że Lady chce zostawić najlepsze na koniec. Czarna Róża też by tak zrobiła.
- Mam na imię Eomer i jestem królem Rohanu. Obok mnie stoi Lanteia Czarna Róża, władczyni Wiecznozimy. - przedstawił ich mężczyzna. Oni też się grzecznie ukłonili. Oczy małżeństwa skupiły się głównie na królowej.
- Sporo o tobie słyszeliśmy, pani. - powiedział Celeborn podczas gdy jego żona stale milczała i obserwowała Czarną Różę. Ta z kolei mogła wyczuć, że wiązki jaźni Galadrieli są coraz bliżej niej.
- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. - odpowiedziała Lanteia uprzejmie chociaż tak naprawdę ją to nie obchodziło.
- Z tym bywało różnie. - szczerze odpowiedział lord. Na twarzy Lanteii zabłysł mały uśmieszek. Nie zamierzała nikogo wyprowadzać z błędu jeśli chodzi o zasłyszane na jej temat plotki. Jeśli ktoś naprawdę chciałby wiedzieć to po prostu ją o to zapyta a ona powie prawdę.
- Ja również słyszałem wiele na temat królowej, ale później poznałem ją osobiście. Okazało się, że większość tego wszystkiego to kłamstwa a pani Lanteia jest bardzo uprzejmą i otwartą kobietą. - odezwał się Eomer prostując swoją postawę. Zarówno Czarna Róża jak i małżeństwo spojrzeli w jego stronę.
- Dziękuję. - powiedziała czarnowłosa trochę zaskoczona tymi słowami. Zwłaszcza, że nie spędziła z nim tyle czasu żeby on mógł takie coś wywnioskować. Czyżby Lithoriel powiedziała mu kilka słów od siebie? Może to dzięki temu jak wcześniej ona i Tauriel miło potraktowały Lady pozwalając jej dołączyć do siebie podczas schodzenia na kolację i gdy zgodziły się na dotrzymywanie jej towarzystwa w pałacu. To by tłumaczyło wstawienie się Eomera za Lanteią.
Przez tą chwilę czujność królowej spadła i zapomniała ona, że powinna uważać na Galadrielę. Dosłownie w ostatniej chwili Lanteia stworzyła barierę wokół własnego umysłu chroniąc się przed wiązkami umysłu Lady. Mimo wszystko władczyni Lothlorien próbowała się dostać do środka czasami aż za mocno napierając na ochronę królowej. Z zewnątrz obie panie wyglądały naturalnie i spokojnie tylko trochę dziwnie się w siebie wpatrywały. W końcu Lanteia postanowiła odpowiedzieć na ataki Galadrieli tak aby ostatecznie skończyć nieprzyjemne dla niej ranienie bariery. Tym razem to duża macka jej jaźni poszła w stronę niechronionego umysłu Galadrieli i gwałtownie zanurzyła się w jej świetle, na tyle mocno żeby Lady odpuściła sobie próby dotarcia do Lanteii, ale też na tyle słabo aby nie pozostawić ran w jej jaźni. W trakcie tego ataku królowa mogła dowiedzieć się wiele na temat samej Galadrieli, ale uznała, że uszanuje jej prywatność. Nawet jeśli ta druga miała inne zdanie co do tego.
Tym razem na zewnątrz było widać, że coś się stało. Lanteia była spokojna, ale Galadriela już nie. Pani Światła zachwiała się nagle nieprzygotowana kurczowo łapiąc się ramienia swojego męża. W tym momencie wiele osób podeszło tutaj przejętych nagłym pogorszeniem stanu Lady. Ta złapała się za czoło ignorując wszystkie pytania dotyczące jej samopoczucia i skupiła swoje spojrzenie w spokojnej Czarnej Róży. Kilka innych osób zrobiło to samo widząc, że ta jest podejrzanie niewzruszona sytuacją Galadrieli.
- Szanuję cię pani, ale jeśli ma tak pozostać to masz trzymać się z dala od mojego umysłu. - odezwała się królowa patrząc w oczy Lady. Ta w końcu wyprostowała się i dała znak innym, że z nią wszystko w porządku.
- Jeszcze żadna istota tego świata nigdy nie oparła się moim wpływom. - po raz pierwszy odezwała się Galadriela swoim dumnym głosem. Na twarzy Lanteii pojawił się drobny uśmiech.
- Nie jestem istotą tego świata. - odpowiedziała królowa zadowolona z tego iż mogła się popisać swoją mocą. Jej dumę poprawiał fakt, że na chwilę obecną okazała się potężniejsza od jednej z najbardziej szanowanych i silnych istot w Śródziemiu.
- To prawda. - zgodziła się Galadriela nagle uśmiechając się lekko. - Wychodzi na to, że zaglądając do twojego umysłu nie pozyskam nic dobrego. - powiedziała całkiem grzecznie co aż zdziwiło Lanteię. Czyżby Galadriela chciała zostać jej przyjaciółką?
- Oczywiście. Przy następnych atakach będę mniej łagodna. - ostrzegła Lanteia ze spokojnym wyrazem twarzy. Galadriela ze zrozumieniem pokiwała głową, podczas gdy reszta ludzi wokół składała ich konwersację w zarys ogólny historii.
Lanteia odwróciła się słysząc kroki i głośne rozmowy. Sądząc po głębokich głosach, to były Krasnoludy. Słyszała też śmiechy i komentarze na temat tego miejsca, ale nie były one nieprzychylne. W końcu do sali wkroczyła grupa niskich mężczyzn. Gdzieś zza pleców królowej wyszedł król Thranduil aby jako pierwszy ich przywitać. Lanteia próbowała odnaleźć spojrzeniem Thorina Dębową Tarczę, ale nie mogła, bo zasłaniał go wysoki Pan Mrocznej Puszczy. Przynajmniej mogła teraz dokładniej przyjrzeć się jego zadbanym włosom.
- Nie pomyślałbym, że jeszcze kiedyś znajdę się w tym pałacu, a tym bardziej, że jako gość. - niski głos właściciela zawierał lekką chrypkę. Dla Lanteii to była niezwykle przyjemna i męska barwa.
- Nie ma sensu w roztrząsaniu przeszłości w dzisiejszych czasach. - odpowiedział Thranduil bardzo neutralnie automatycznie wyczuwając nutkę ironii w głosie Krasnoluda. - Teraz pora na współpracę. - dodał król utrzymując ten sam ton głosu.
- Rozumiem. Tylko w miarę możliwości proszę o nocowanie w komnacie a nie w celi. - wiele osób nie wiedziało czy odebrać to jako żart czy jako atak w stronę Thranduila. Władca Mrocznej Puszczy wyczuł skierowany specjalnie do niego jad. Postanowił jednak zignorować to i dla dobra swojego wizerunku zachowywał zimny profesjonalizm.
- Nie musisz się o nic martwić. O wszystko zadbałem. - spokojnie odpowiedział król Mrocznej Puszczy. Wymianie zdań dokładnie przysłuchiwała się Lanteia wyłapując te przytyki Thorina. Była naprawdę pod wrażeniem tego jaki spokój zachowywał blond włosy Elf. Jak na razie tylko Krasnolud próbował go sprowokować a on odpowiadał na to bez żadnych nieuprzejmości.
Aby uniknąć dalszych zbędnych zaczepek, Lanteia wystąpiła trochę naprzód i stanęła obok Thranduila. Oprócz tego chciała jeszcze wzbudzić trochę zazdrości w królu Mrocznej Puszczy poprzez miłe traktowanie Thorina. Przynajmniej będzie próbowała to zrobić.
- Nie mieliśmy okazji się spotkać. - zaczęła królowa teraz bez problemu rozpoznając Thorina. Ten jeden Krasnolud wyróżniał się z pozostałych swoją postawą, wyglądem i nawet miał coś królewskiego w samych swoich oczach. Jego granatowe szaty były zdobione i cały ich krój był chyba bardzo Krasnoludzki. Ciemne włosy przyprószone już były siwizną a na twarzy znajdowało się już trochę zmarszczek. Mimo wszystko Lanteia uznawała go jako mężczyznę przystojnego. - Mam na imię Lanteia Czarna Róża i jestem królową Wiecznozimy. - przedstawiła się patrząc tylko na niego. Pan Mrocznej Puszczy mając w pamięci wielkie zainteresowanie czarnowłosej Thorinem od razu pomyślał, że będzie próbowała zatrzymać go na razie dla siebie.
- Pani, wiele o tobie słyszałem. Jednak żadne słowa, które do mnie dotarły nie opisywały twojej urody tak idealnie jak widzę ją teraz. - odpowiedział łapiąc ją za dłoń i składając na niej pocałunek. Thranduil obok wyczuwał w tym zaloty i z trudem powstrzymywał się od pokazania niezadowolenia na twarzy.
- Wychodzi na to, że dla mnie nikt odpowiednio nie opisał tego jak dobrze traktujesz damy. Dziękuję za te miłe słowa. - odpowiedziała uprzejmie Lanteia dając mu piękny uśmiech. Thranduil w duszy przewrócił oczami na te zachowania.
- To są bardzo prawdziwe słowa. - Thorin wypowiadając to dyskretnie mrugnął w jej stronę. Lanteia nie wiedziała jak ma się zachować, więc po prostu patrzyła zmieszana przed siebie nie zwracając uwagi na rumieńce wykwitające na jej twarzy. Leśny Król zauważył oczywiście te małe mrugnięcie i to do jakiego stanu doprowadziło to Lanteię. Najwidoczniej czy ona tego chciała czy nie Thorin potrafił wywrzeć na niej wpływ. To Elfa trochę irytowało.
Po krótkiej chwili ciszy do Thorina zbliżyła się reszta przedstawicieli krajów, więc Thranduil i Lanteia oddalili się tak aby zrobić innym miejsce. Czarna Róża szybko zebrała się w sobie i ponownie założyła swoją królewskość.
- Wydaje się całkiem uprzejmy. - stwierdziła cicho tak aby Thranduil usłyszał. Król zirytował się ale nie dał tego po sobie poznać.
- Tylko "całkiem"? - zapytał powątpiewając po tych komplementach, którymi Thorin obdarzył Lanteię. W tym przypadku kobieta nie zamierzała grać głupiej. Widziała przytyki Krasnoluda.
- Zauważyłam, że kierował w twoją stronę ataki rozwiewając złudną chmurę żartu wokół nich. To nie jest dobre zachowanie. - oznajmiła z delikatnym uśmiechem. Thranduil zerknął na nią trochę zaskoczony. Po chwili gdy ona odwzajemniła spojrzenie to odwrócił wzrok z powrotem na grupkę innych osób.
- Myślałem, że jestem jedyną osobą, która to widziała. - odpowiedział z obojętnym wyrazem twarzy.
- Nie jesteś. - automatycznie powiedziała. - Mam jednak nadzieję, że wasz konflikt nie będzie wpływać na obrady. - oświadczyła z spokojem w głosie.
- Konflikt, o którym mówisz, pani, został zażegnany wiele czasu temu. - odpowiedział Leśny Pan czując się trochę poniżony. Czy Lanteia uważała go za niesforne dziecko niezdolne do utrzymania emocji na wodzy?
- Oczywiście, na wierzch nie kładziemy słabych jabłek. - rzekła ponownie się uśmiechając. - Niektórzy jednak patrzą też trochę głębiej i widzą dokładnie niedoskonałości przyprawiające ich o niechęć. Dla każdego byłoby lepiej gdyby tych niedoskonałości jednak nie było. - nagle spoważniała a ostatnie zdanie wypowiedziane twardym i sugerującym głosem skierowane zostało prosto w stronę Thranduila. Nie podobało mu się to jak ona do niego mówiła, więc tym razem postanowił postawić jej pewną granicę.
- Niektórzy również zagłębiają się w sprawy, które ich nie dotyczą. - chłodno rzucił Thranduil darując sobie szukanie ślicznych i poetyckich słówek, w których można byłoby ukryć proste znaczenie. - Nie życzę sobię tego abyś wyciągała na wierzch sprawy niewymagające twojej uwagi. - dodał twardo spoglądając na Lanteię. Nie przeszkodził mu nawet jego wewnętrzny alarm mówiący, że takie słowa nie przysporzą mu uwagi królowej. Dopiero po chwili Thranduil zdał sobie sprawę z tego, że dał się ponieść swojej irytacji i wyrzucił to na królową.
Leśny Król już miał jakoś przeprosić Lanteię kiedy nagle powstrzymały go jej słowa.
- Przepraszam, masz rację. To nie moja sprawa. - jej głos teraz przyciszony przepełniony był... Pokorą? Thranduil zdziwił się trochę na tą nagłą zmianę sposobu zachowania. Z drugiej strony od razu pomyślał, że zasłużył na te przeprosiny. - Wybaczysz mi to? - zapytała po chwili ciszy pomiędzy nimi.
- Wybaczam. - krótko odpowiedział nie chcąc na razie mieć żadnych problemów z Lanteią.
- Dziękuję. - raz jeszcze pokornie odpowiedziała. Leśny Król ponownie zaczął się zastanawiać dlaczego Czarna Róża zrobiła się taka grzeczna. - Muszę jeszcze gdzieś iść zanim zaczną się obrady. Zobaczymy się później? - zapytała się królowa stawiając kilka kroków w stronę wyjścia.
- Mam na to nadzieję. - odpowiedział Thranduil zdobywając się na skromny uśmiech. Lanteia odwzajemniła to i odeszła pozostawiając jeszcze za sobą zapach jej perfum.
Czarna Róża karała siebie w głowie. Nie mogła być tego pewna ale powiedziała kilka słów za dużo. A co jeśli przez jej głupią chęć pouczania mieszkańców tego świata sprawiła, że dla Thranduila przypomniały się trudniejsze dla niego chwile? Potraktował ją wtedy takim chłodem... Ale z drugiej strony to mogła być zwykła niechęć wobec niej próbującej dać mu lekcję. Władca Mrocznej Puszczy raczej należał do tych zbyt dumnych osób niedopuszczających do siebie osądu innych.
Lanteia nie wiedziała czy jej słowa mogły kosztować jakiś ból dla Thranduila. Może nawet nie powinna się nad tym zastanawiać. Wciąż jednak w środku czuła tą troskę i poczucie winy. Zdecydowanie musiała się z tego oczyścić przed obradami i jej pierwszym pomysłem na zrobienie tego to odwiedzenie Tauriel. I tak miała zająć się jej suknią na bal.
Galadriela atakująca jej jaźń, poznanie Thorina, rozmowa z Thranduilem. Interesujący początek dnia.
********************************
Dawno mnie tu nie było... No cóż, tak to jest jak tworzysz swoją własną oddzielną historię, którą może odważysz się wysłać do wydawnictwa. Zagłosujcie, skomentujecie i piszcie co u was i kto ma zagrożenia. Ja nie jestem pewna, ale mogę mieć coś z matmy. Zrobię sobie taką fryzurę jak ma Scarlet Dorn na górze. Tarcza!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top