Plany

Rok później...

Narrator pov.

Po fantazyjnie zakręconych gałęziach tworzących pomosty do różnych wysepek, przechodziły Elfy. Za swój dom uznawały łono natury a najbardziej lasy. Potrafiły żyć w zgodzie z każdą rośliną, drzewem czy kwiatem. Te Elfy różniły się od pozostałych ich rodzajów. Były nieufne i dzikie. Bardziej niż mądrość i nowe odkrycia ceniły sobie zdolności bojowe. Wyjątkowo ciężko było im zaimponować i należało z nimi rozmawiać ostrożniej, stopniowo zdobywać ich zaufanie. Bez wątpienia byliby potężnymi sojusznikami, zarówno jak i wrogami. Nie miały również zbyt ciepłych stosunków z innymi rasami, nawet jeśli niektóre wydarzenia powinny je poprawić. Żyły z tego co wytworzyły na swoich terenach i nieraz były z tym problemy. Czasem ceny były zbyt wysokie aby coś zakupić i to wzbudzało niezadowolenie wśród mieszkańców. Ale...

Thranduil, król Mrocznej Puszczy zamierzał to zmienić tego właśnie roku.

Co kilka lat były organizowane szczyty, na które zjeżdżały się władze większości krain. Mogli wtedy omówić sprawy gospodarcze, zapewniać sobie wsparcie w razie czego, lub po prostu odświeżyć kontakty. Wiele lat przed wojną z Sauronem dużo krajów skłóciło się ze sobą nawzajem, więc zaniechano takich spotkań więcej. Tak oto król Mrocznej Puszczy po upadku Saurona jako pierwszy wysunął się z propozycją przyjęcia władców do siebie zaskakując tym pozostałych. Mimo to pozytywnie przyjęto tę propozycję i zaproszono wszystkich rządzących. Thranduil w swoim długim życiu zorganizował takich spotkań kilka i to bardzo dawno temu, zanim Krasnoludy "ukradły" jego kamienie. Potem zrywał kontakty z innymi państwami i razem ze swoim ludem zaszył się w Mrocznej Puszczy. Podobnie robiły inne ludy. Po prostu tworzyły wokół siebie kokon. Teraz król musiał tylko zapewnić miejsca dla gości, którzy przybędą na kilka dni a w ostatni dzień zorganizować bal pożegnalny. Zawsze tak było i Thranduil zamierzał kontynuować tradycję.

Jego syn Legolas głęboko rozmyślał nad tym jak by się zobaczyć ze swoimi przyjaciółmi. Z Gimlim widział się raz w tym roku, w trakcie spotkania całej Drużyny Pierścienia. Chciał znowu zobaczyć się z Lanteią i wiedział, że ona się wkrótce tutaj pojawi, bo jego ojciec pomyślał o zaproszeniu jej na Szczyt gdy usłyszał, że zmienił się władca Wiecznozimy. Z poprzednim miał drobne zatargi, o których niewiele osób wiedziało. Do tej pory listownie kontaktował się z przyjaciółką. Rozumiał też, że jak zaczną się te spotkania to ona nie będzie miała czasu dla niego. Wiedział to z doświadczenia, gdyż kiedy był mały i odbywało się jedno ze spotkań jego matka nie miała zbyt wiele czasu dla niego, nawet jeśli mógłby ją tam zastąpić mąż. Co tu mówić o kobiecie, która była samotna. Musiał wymyślić coś  co pozwoliłoby mu zobaczyć się z przyjaciółmi. I w sumie miał jeden pomysł, ale wymagał on pozwolenia od jego ojca. Nie wiedział jaka będzie jego decyzja nawet jeśli ich stosunki się  poprawiły ostatnimi czasy. To byłoby też czasochłonne, ale książę miał czasu aż nazbyt.

Legolas podniósł się z krawędzi jednego z mostów, na którym siedział zwisając nogami i podążył w stronę miejsca, gdzie podejrzewał, że jest jego ojciec. O tej porze często bywał w części pałacu udostępnionej tylko rodzinie królewskiej i ich prywatnej służbie. Król o tej porze znikał w tym miejscu aby odpocząć od wykonywanych obowiązków. Wyciszał się wtedy i był wdzięczny gdy nikt mu w tym nie przeszkadzał zasypując kolejnymi sprawami. Legolas musiał mu jednak tym razem przerwać i liczyć, że jego ojciec się zgodzi na taki przebieg spraw, jaki on wymyślił.

Swojego ojca i króla znalazł w jednym z jego ulubionych miejsc. Było tam kilka ładnie zdobionych krzeseł, obok stolik, na którym stały butelka wina i kieliszki. Niewielkie pomieszczenie podpierały zdobione kolumny a po nich wił się bluszcz żyjący własnym życiem. Było też coś w rodzaju małego oczka wodnego z czystą wodą i małym wodospadem oraz nierozpalony kominek.

Leggi cicho wszedł do pokoju nie chcąc na wejściu zdenerwować króla, bo nigdy nie wiadomo jak się czuł. Władca emocje chował pod maską chłodnej obojętności, ale było widać kiedy jest zdenerwowany. Król stał z kielichem wina wpatrując się w wodospad. Na sobie miał srebrną szatę sięgającą ziemi ale bez korony. Miał przy sobie swój miecz. Musiał wyczuć, że jego syn jest za nim, bo się odwrócił. Nie dało się nie zauważyć ich podobieństwa. Oboje mieli długie włosy, chociaż król może jaśniejsze. Ich oczy były w kolorze błękitnym, niczym lód. Różnił ich jednak charakter. Legolas cenił sobie przyjaźń i lojalność. Był w stanie dogadać się z każdym. Thranduil natomiast słynął ze swojego chłodu. Kiedyś darzył nienawiścią Krasnoludy, ale z czasem jego podejście do nich zmieniło się. Był też dobrym władcą.

Po chwili król rozpoczął rozmowę z synem.

- Dlaczego się skradasz? - zapytał obserwując Legolasa. Młodszy Elf pewniej postawił kilka kroków widząc, że jego ojciec nie jest obecnie zdenerwowany.

- Chciałem o coś zapytać i poprosić. - odpowiedział splatając dłonie na plecach. Thranduil wpatrywał się w niego swoim słynnym lodowym wzrokiem. To nie dodawało pewności siebie Leggiemu, zwłaszcza że nie lubił o coś prosić. A jego ojca było ciężko o coś prosić.

- A zatem słucham. - odpowiedział król zasiadając na jednym z krzeseł i wskazując miejsce obok dla Legolasa. Elf wygodnie usadowił się i niepewnie zerknął na kamienną twarz ojca. Leggi nie był świadomy, że podczas gdy on się zastawia co powiedzieć żeby nie urazić dumy króla, to jego ojciec pomimo nic nie zdradzającego oblicza w głębi był rozbawiony zachowaniem syna. - Odwagi, synu. Nie skrzywdzę cię. - powiedział gdy na jego twarz wpełzł drobny uśmiech. U króla takiego jak on mały uśmiech wystarczał aby rozjaśnić jego oblicze i sprawiać wrażenie przyjaznego. Legolas odezwał się już trochę bardziej przekonany.

- Chciałem o coś prosić. - mówił Elf gniotąc kawałek materiału z jego stroju w odcieniu zieleni. Król bacznie obserwował syna, trochę nie rozumiejąc dlaczego Legolas ma takie problemy z poproszeniem go o coś. Wiedział, że wzbudza szacunek a nawet lęk i stres u niektórych, ale to był jego syn. Czy naprawdę tak go zaniedbywał, że nie sprawiało młodemu Elfowi przyjemności przebywanie w towarzystwie ojca?

- Mówiłeś to już. - zauważył król chcąc podtrzymać rozmowę z synem. - Bardziej mnie jednak interesuje o co chcesz mnie prosić. Czy to będzie coś dużego? - zapytał nie wiedząc czego się spodziewać od syna. Legolas mało kiedy o coś prosił Thranduila.

- Można tak powiedzieć. Ale w razie czego sam bym się wszystkim zajął. - od razu dodał Legolas. Starszy Elf upił wina obserwując młodego. - Niedługo są moje urodziny. - niepewnie mówił Leggi. Thranduil wiedział i pamiętał, ale nie rozumiał o co chodzi gdyż u Elfów urodziny były dniem jak każdy inny. - I... Czy miał byś coś przeciwko gdybym zrobił coś w nie? Jakieś spotkanie? Chciałbym spotkać się z przyjaciółmi. Kilka dni później rozpocznie się Szczyt i chciałbym żeby moi rządzący przyjaciele pojawili się wcześniej aby mieli trochę czasu na coś innego niż omawianie spraw. Myślę, że moje urodziny to dobra okazja. Mógłbym do wybranych wysłać wiadomość o tym żeby przybyli wcześniej. Proszę, tak dawno nie widziałem się z niektórymi. - Legolas błagalnie patrzył w stronę ojca już nie kryjąc jak bardzo mu na tym zależy. Thranduil z jednej strony nie pochwalał, że jego syn przejmuje zwyczaje innych ras, ale z drugiej nie chciał go zasmucić. Starał się poprawić jako ojciec i mniej być dla niego jak król.

- No dobrze. - zgodził się mówiąc poddańczym tonem. Na twarzy Legolasa pojawił się uśmiech, który poprawił humor jego ojcowi.  - Wyślij zaproszenia do wybranych osób. Zobaczysz się w końcu ze swoją Lanteią. - mruknął ciszej pod nosem. O przyjaciółce Leggiego Thranduil słyszał z wielu opowieści syna. Nie rozumiał dlaczego jego syn tak zachwycał się ową kobietą, z którą spędził tylko kilka dni. Wiedział, że ma ona znamię w kształcie róży, ale to nie był powód żeby aż tak się nią interesować. Mimo to nawet jego trochę ciekawiła jej postać.

- Skąd wiesz, że z nią chcę się zobaczyć najbardziej? - zapytał Legolas odrywając ojca od myśli. Thranduil posłał mu cieplejszy uśmiech.

- Bo zachwycasz się nią i chwalisz ją za każdym razem gdy zejdzie na nią temat. - powiedział. Leggi trochę się zarumienił uświadamiając sobie jak się zachowywał gdy mówił o przyjaciółce. - W razie czego to nie będę miał nic przeciwko jeśli zostaniecie parą. Wręcz przeciwnie, w końcu to królowa. - dodał jeszcze bardziej zawstydzając syna. Tak naprawdę nie wiedział czy jego syn jest zainteresowany nią w ten sposób.

- Jest tylko przyjaciółką. - odpowiedział chowając rumieńce. Dopiero gdy mu ojciec powiedział, uświadomił sobie jak bardzo dostawał ataku fan girlu mówiąc o Lantei. Zakładał, że nie tylko on, bo Gimli zachwycał się nią w niemniejszym stopniu. Ciekawe czy jemu też musiał ktoś to uświadamiać?

- Skoro tak twierdzisz. - mówił Thranduil z delikatnym uśmiechem.

Król po długim czasie uświadomił sobie jak bardzo zaniedbywał syna, wtedy kiedy prawie go całkowicie stracił. Ich stosunki nigdy nie były szczególnie wzorowe, ale po śmierci matki Legolasa się pogorszyły. Leggi nigdy nie miał zakochanych rodziców. Jak był małym dzieckiem Thranduil i jego żona udawali, że się kochają, ale tak naprawdę ich ślub był wymuszony przez rodziców. Często się kłócili za plecami potomka i nigdy nie zaznali szczęścia w miłości. Kiedy matka Legolasa umarła, mimo wszystkich poprzednich kłótni, Thranduilowi było przykro. Był świadom, że prawdopodobnie resztę wiecznego życia spędzi samotnie, gdyż żona wielokrotnie mówiła mu, że jest potworem. Im bardziej mu to wmawiała, tym bardziej on w to wierzył. Nigdy jednak nikomu tego nie wyznał. Wiedział jednak, że ich syna kochała ponad wszystko i starała się żeby nie odczuł tego, że jego rodzice nie darzą się miłością a bardziej siebie krzywdzą nawzajem. Dalej Leggi wychowywał się bez matki i pod okiem chłodnego ojca. Nikt nie wiedział jednak, że mały Legolas słyszał dokładnie każdą ich kłótnię, każde wypowiedziane przekleństwo, i każdy płacz. Zachował to głęboko w sobie i przysięgał sobie, że on taki nie będzie dla dziecka. Wiedział jaki to strach i trauma.

- Jesteś całkowicie przekonany, że mi na to pozwalasz? - upewniał się książę Mrocznej Puszczy. Był zadowolony, że jego ojciec się zgodził, ale jednak wolał być w stu procentach pewny.

- Tak jak powiedziałem. Możesz zaprosić swoich przyjaciół na urodziny kilka dni przed Szczytem. - potwierdził król. Jego synowi zależało na tym i on zamierzał spełnić tę prośbę.

- Na pewno ich polubisz. - powiedział uradowany Elf. Nic nie poprawiło nastroju Thranduila jak świadomość, że jego syn jest uszczęśliwiony dzięki niemu. Musiał jeszcze wiele nadrobić z poprzednich kilkuset lat. - Szczególnie Lanteię. - król pokręcił z rozbawieniem głową słysząc, że Leggi znowu będzie wychwalać swoją idolkę. - Jest sympatyczna i miła, ale jednocześnie...

- ... Królewska i majestatyczna. - dokończył za niego. - Wiem. Mówiłeś już to wiele razy, synu. - przypomniał król. Cieszył się jednak, że Leggi z taką łatwością nawiązuje znajomości z innymi rasami. Lepiej niż on...

- No tak. - przyznał Legolas będąc świadomy, że ojciec pohamował jego kolejny napad wychwalania Lantei.

- Pamiętaj, że sam będziesz pisać zaproszenia do swoich przyjaciół i sam wszystko dla nich zorganizujesz. - powiedział król wiedząc, że i tak pomoże synowi żeby ten nie pomieszał czegoś i nie przyniósł sobie wstydu.

***

Kilka dni później w Wiecznozimie...

Lanteia pov.

Przebywałam w sali tronowej mego ogromnego pałacu. To pomieszczenie było największe w całym domu. Zaprojektowane zostało tak aby przyjąć jak największą liczbę mieszkańców królestwa w trakcie wojny, tak samo jak i cały pałac. Dlatego był tak duży. Sufit o wielkiej powierzchni był podpierany pięknie rzeźbionymi, długimi kolumnami. Po nich pięły się kwiaty niwerii. Były to małe i delikatne kwiatki w dwóch kolorach, granatowym i jasnofioletowym. Pięły się pod sam sufit gdzie potem zwisały w dół. Sama sala była utrzymana w odcieniach fioletu. Mój tron, na którym obecnie siedziałam stał na samym końcu. Był na podwyższeniu i prowadziły do niego schody, dzięki czemu górowałam nad wszystkimi. Drzewo, na którym siedziałam wciąż żyło. Z powodu dużej ilości magii zachowywało swój kształt i mogłam na nim siedzieć. Rosły tylko jego gałęzie, które wypuszczały liście i kwitnące dużo czasu kwiaty przypominające róże w błękitnych kolorach nade mną i granatowych w reszcie miejsc. Prawdopodobnie wszystkie kwiaty powinny być granatowe, ale z powodu dużych skupisk mocy, barwnik w małym stopniu docierał do tych błękitnych, powodując taki a nie inny ich odcień. Miało to swój czar, tak jak całe królestwo. Uwielbiałam to miejsce. Tutaj czułam się dobrze i swobodnie. Po moim powrocie z Rivendell, Elfy przygotowały ucztę z tej okazji i ciepło mnie przyjęły, przez co się wzruszyłam. Jak się okazało, czekali na mój powrót starając się wymyślić sposób w jaki mogliby mnie odzyskać. Byłam im wdzięczna, że nie od razu o mnie zapomnieli.

Pode mną stali moi najbliżsi poddani i przyjaciele. W ciszy przysłuchiwałam się jakiejś kłótni admirał wojska Natiel i znacznie młodszej, ale zdumiewająco inteligentnej, nadwornej specjalistki naukowej Halii. Nie darzyły siebie przyjaźnią, wręcz przeciwnie. Natiel po śmierci męża stała się zimniejsza i poważna a Halia była bardzo inteligentna jak na wiek, ale mimo to miała w sobie coś z dziecka. Czasami jej wynalazki potrafiły być... Ekstremalne. Ale zadziwiająco skuteczne i przydatne.

Halię poznałam podczas jednej z podróży po królestwie. Mieszkała w niewielkim miasteczku, w sierocińcu. Rodziców straciła gdy była mała podczas ataku orków na jej miasto. Kiedy odwiedzałam jej dom dziecka, ona była najmniej zainteresowana moim przyjazdem. Zauważyłam ją przypadkiem przez szparę w drzwiach przechodząc obok jej pokoju. Rozkazałam mojej świcie nie przeszkadzać mi gdy do niej wejdę. Niezwykle mnie interesowało co ona robi obłożona jakimiś kawałkami metalu, materiałami, patykami i ostrymi narzędziami, soczyście pochłonięta zajęciem. Z mojej głowy zdjęłam najważniejszą ozdobę i symbol władzy, czyli koronę. Była stworzona z jasnych kryształów a oblegały je srebrne, drobne gałązki. Na nich były ozdobne kwiatki z jakiegoś materiału a w ich wnętrzu drobne perły. Były bardzo rzadko spotykane w Śródziemiu a ja oceniłam, że mam ich sporo. Nie zamierzałam się jednak nimi dzielić, bo lubiłam kiedy ludzie się na mnie patrzą i widzą, że mam coś czego oni nie.

Wracając do tematu, odłożyłam koronę na skromną szafkę obok. Cichym krokiem podążyłam w jej stronę dokładnie przyglądając się temu co ona tworzyła. Nie miało to zbyt ciekawego kształtu ale mimo to widać było, że młoda stara się jak może. Jej twarz okalały napuszone blond włosy. Ubrana była w dziewczęcy mundurek, który posiadały wszystkie dzieci w sierocińcu, czyli białą, prostą sukienkę, z czerwonym kaftanikiem sięgającym powyżej kostek.

- Co robisz? - chciałam zwrócić na siebie uwagę. Dziewczyna gwałtownie przerwała zajęcie, łamiąc jakąś część ustrojstwa. Jej reakcja była też niespodziewana. Warknęła głośno i przeciągle i odwróciła się do mnie wstając i ukazując swoje zdenerwowane, błękitne oczy. Robiłam tak jak to nakazuje grzeczne zachowanie i nie patrzyłam w jej oczy.

- Tyle pracy na nic! I znowu zniszczyło się w tym samym miejscu! Dlaczego za każdym razem ktoś musi sprawić, że się rozkojarzę i wszystko zepsuję? - zapytała retorycznie, jednocześnie rozkładając na części swoje urządzenie. Robiła to bardzo sprawnie, tak jakby była szkolona do tego przez całe życie. Nie sądziłam, że nauczyli jej tego w sierocińcu bo poziom edukacji nie był zbyt wysoki. Bez wątpienia miała jakiś dar do takich zajęć skoro radzi sobie bez problemu skręcając na nowo kilka części.

- Co robisz? - zapytałam siadając na krawędzi łóżka i obserwując to jak ona usiadła na podłodze odkładając to coś. Przerwała na chwilę skupiając swoją uwagę  na mnie.

- Chcę zrobić jakąś zabawkę. - powiedziała. Ponownie zwróciłam wzrok na tą "zabawkę". Nie wyglądała jakby służyła do zabawy, ze względu na wystające części mogące skaleczyć dziecko. - Wiem, wygląda okropnie, ale działa! - na to popchnęła zabawkę do tyłu przyciskając ją do podłogi i puściła ją a ona sama pojechała do przodu. Nie było to zbyt mądre posunięcie, bo zabawka uderzyła w ścianę i rozsypała się całkiem. Dziewczyna westchnęła głęboko nie kryjąc załamania. - Jest jeszcze ten problem: nie mam dobrych materiałów. To byłoby dobre i ładne gdyby nie braki, których nie mam jak uzupełnić. Jak mój tata robił mi zabawki to wszystko było idealne... - oparła się głową o brzeg łóżka zapewne zasmucona przypomnieniem sobie, że jest osierocona. Ciężko było określić jej wiek ze względu na to, że Elfy są wiecznie piękne i młodo wyglądające, ale stawiałam na okres nastoletni. Nie była zbyt wysoka i miała dziecięcy, lekko piskliwy głos.

Położyłam dłoń na jej napuszonych włosach chcąc ją pocieszyć.

- Jest teraz w lepszym miejscu. Na pewno nie chciałby żebyś się smuciła jego odejściem. - powiedziałam troskliwym głosem. Zobaczyłam, że jej twarz się rozświetla w uroczym uśmiechu.

- Wiem. Chciałby żebym rozwijała umiejętności i się nie poddawała. - powiedziała podnosząc się i podchodząc do resztek z zabawki. Zapewne gdyby miała mocniejsze i lepszej jakości materiały to byłaby bardzo dobra.

- Jak masz na imię? - postanowiłam zapytać, bo jeszcze tego nie zrobiłam. Blondynka zaczęła zbierać części zepsute w wyniku zderzenia ze ścianą.

- Halia. A ty? - odwróciła się na chwilę w moją stronę. Nie domyśliła się kim jestem...

- Lanteia. Królowa Wiecznozimy. - przedstawiłam się wstając i podchodząc do mojej korony. Wzięłam ją i umieściłam na głowie. Halia najwidoczniej była bardzo zaskoczona a na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Rzuciła na bok wszystkie części zniszczonej zabawki i podeszła do mnie, po czym schyliła głowę i ugięła kolana kłaniając mi się. Nie podniosła głowy więcej.

- Wybacz pani, że potraktowałam cię tak małostkowo, ale... Nie byłam świadoma twojej pozycji. - próbowała się usprawiedliwić. Uśmiechnęłam się życzliwie i położyłam dłonie na jej ramionach.

- Rozumiem i nie musisz się tłumaczyć. - odpowiedziałam spokojnie. - Chciałam zobaczyć jaka jesteś naprawdę, bez okazywania mi szacunku tylko ze względu na moją pozycję. Teraz widzę... - obejrzałam ją od dołu do góry. Miałam pewien pomysł. Szkoda było żeby taki zdolny, młody umysł, pełen pomysłów zmarnował się.

- O czym myślisz pani? Oczywiście, jeśli można wiedzieć.. - mówiła ostrożnie jakbym była jędzą, która czeka aż ktoś ją obrazu tylko po to aby móc kogoś ukarać. Ja taka nie byłam. Nie aż taka.

- Chcę cię mieć w swoim pałacu. Jeden z mistrzów wyszkoli cię i zostaniesz moją nową specjalistką naukową. - oznajmiłam nie martwiąc się tym co ona powie. Potrzebowałam kogoś kto zajmie to stanowisko i będzie mi wierny. Obecny specjalista naukowy był wyraźnym zwolennikiem poprzednich rządów zdetronizowanego króla. Jego mieszające słowa wcale nie mówiły, że będzie mi wierny. Musiałam znaleźć kogoś na jego miejsce.

- Dobra. - swobodnie i szybko zgodziła się Halia. Zdziwiłam się trochę, że nie zastanawiała się długo.

- Szybko się zgodziłaś.

- Wiem, że taka okazja więcej się może nie zdarzyć. - wyjaśniła. Uśmiechnęłam się przyjaźnie.

- Chyba zostaniemy przyjaciółkami...

***********************

Cześć pączki! Łapcie następnego, skomentujcie, zagłosujcie itd. Dobra, dalej nie wiem co napiszę, muszę ogarnąć wszystko w głowie XD. Tarcza!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top