4.Zamek i kolejny sen

  Nathan wyciągną Kate z namiotu. Szli przez obozowisko, w pewnym momencie chłopak się zatrzymał. 

-Lisa!-Jedna z osób znajdujących się przy namiocie odwróciła się  i podeszła.

-Panie. O co chodzi?-Zwróciła się do niego rudowłosa dziewczyna.

-Złóżcie namioty i ruszajcie do zamku.-Rozkazał.-Ja z księżniczką wyruszamy teraz, niech Lazar się ze mną spotka od razu po przybyciu.

-Tak jest Panie.-Ukłoniła się i poszła.

Nathan znowu prowadził dziewczynę między namiotami do puki nie wyszli na otwartą przestrzeń. Wtedy stanęli, Kate omal nie wpadła na brata.

-Odsuń się.-Polecił-Mogę cie uderzyć.-Kate posłusznie się oddaliła. W tym momencie chłopak rozłożył swoje kremowobiałe...skrzydła.-Teraz podejdź, nie bój się.

-Ale...Jak...-Nie była w stanie nic powiedzieć, więc powoli podeszła do niego.

-Obejmij mnie mocno, żebyś nie spadła.-Powiedział powoli. Objęła go.-Będę cie trzymał,ale się trzymaj.-

Machnął skrzydłami i wzbili się w powietrze, Kate ściskała brata z całej siły. Chwile później byli już ponad chmurami.

-Halo, ej.-Zaczepiał ją.-Zobacz jakie piękne widoki.-dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała. Naprawdę było pięknie, niebo mieniło się kolorami od błękitu przez róż do pomarańczu. Była oczarowana tym widokiem.-No, dobra złap się z powrotem. Lądujemy.

Zaczął zlatywać coraz niżej, dość wolno aby Kate się nie bała. Lekko stanęli na ziemi, chłopak powoli opuścił dziewczynę. Po chwili z zamku wybiegło kilku służących, a zaraz po nich dwie osoby...król William wraz z królową Kasandrą. Kobieta podeszła i objęła Kate (lekko zmieszaną Kate).

-Kate to nasza matka i ojciec.-Powiedział.

-A, no tak przecież nas nie pamiętasz.-Łza spłynęła po policzku kobiety.-Chodźcie nie stójmy tak na zewnątrz. Kate zaprowadzę cie do twojego pokoju.-Wyciągnęła rękę do dziewczyny a ona nie pewnie podała swoją.

Przemierzały nie kończące się korytarze aż w końcu dotarły do pięknych, rzeźbionych drzwi. Dwaj służący otworzyli drzwi, weszły do środka. Pokój był ogromny, na przeciwko wejścia stało łoże z dużą ilością poduszek, obok była nie duża szafka nocna, dalej znajdowała się piękna szafa. Po lewej było wyjście na duży balkon z widokiem na turkusowe jezioro, stała tam jeszcze półka z książkami.

-Podoba ci się?-Zapytała ją kobieta.

-Tak. Ale nie jest trochę za duży jak dla jednej osoby?

-No tak przyzwyczaiłaś się do małych pomieszczeń. - Powiedziała. Chciała zmienić temat. - Może jesteś zmęczona taką podróżą, chcesz się przespać?

-Nie i tak byłabym po tym jeszcze bardziej zmęczona i...-Nie wiedziała co powiedzieć.

-Dlaczego?-Podeszła do dziewczyny i poprowadziła ją w stronę łóżka gdzie usiadły.

-Od pewnego czasu mam pewne sny...-Opowiedziała jej całą historie.

-To musi być okropne. - Objęła Ją. -Musiałaś odziedziczyć to po Ojcu, też ma taką moc.

Siedziały tak jeszcze przez chwile, do puki Kate nie usnęła. Matka ułożyła ją na łóżku, usiadła przy niej. Ktoś zapukał i wszedł do środka to był William ojciec dziewczyny, też usiadł.

-Piękna jest tak jak ty Kasandrą.-Założył jej kosmyk włosów za ucho. 

Drzwi się otworzyły, ale nikogo tam nie było. Próbowałam uwolnić swoją dłoń lecz nic to nie dało. Wepchnęli mnie do środka. Pomieszczenie wyglądało zwyczajnie: kilka półek, stolik, krzesła i stare malowidła. Jednak czułam że nie powinnam tam być, było w tym miejscu coś bardzo złego, strasznego. Na jednym z krzeseł przy kominku siedziała postać, sądząc po sylwetce był to mężczyzna. Wstał i podszedł, patrzył na mnie przez chwile następnie wydał rozkaz w niezrozumiałym dla mnie języku. Poprowadzili mnie po schodach w dół, gdzie wepchnęli mnie do małego pokoju i zamknęli drzwi.

-Wypuśćcie mnie stąd! - krzyczałam, uderzając pięściami. - Otwórzcie to!-głos mi się załamał, zalałam się łzami i osunęłam się pod drzwi. Siedziałam tak skulona do puki nie usnęłam.

=====================================================================================

Dzięki za wszystkie wyświetlenia to naprawdę MEGA motywuje. INFORMACJA: wyjeżdżam na tydzień i nie będę mogła pisać. =)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top