Rozdział 61
Leon posadził go na krześle w kuchni i zaczął przyrządzać ciepły napój. Prawdę mówiąc, on sam bardzo chętnie napiłby się czegoś dobrego.
Po kilku chwilach odwrócił się z dwoma kubkami pełnymi kakała.
- Może obejrzymy coś w salonie, hm? - Zaproponował. Aru nawet nie uniósł głowy, żeby na niego spojrzeć. Miał ochotę po prostu zwinąć się gdzieś i przestać istnieć.
Leon poddał się i ruszył do salonu. Czarny, jak grzeczny piesek, poszedł za nim.
Alfa usiadła na kanapie, a chłopak kucnął na podłodze i oparł się plecami o chłodną skórę kanapy. Przymknął oczy. W sumie jakieś tam ukojenie dawała...
Zmienił się i przykleił się grzbietem do chłodnej powierzchni.
- Aru... Chodź, ktoś musi wypić to kakałko. - Leon uśmiechnął się do niego. Chciał podać mu kubek, ale Czarny zaczynał warczeć ilekroć wadera podsuwała mu coś pod nos. - Szczeniaczku, no... Nie wypiję sam dwóch kubków... - Próbował dalej przekonać go do ciepłego napoju.
Czarny w końcu nie wytrzymał. Zmienił się, zgarnął kubek, wypił go duszkiem, po czym z hukiem odłożył go na stolik, a sam znów zmienił się w wilka i oblizując swój pysk położył się na podłodze, przyklejając się do skóry. Alfa westchnęła cicho, jednak wszelkie komentarze zostawiła dla siebie.
- Cześć. - Rzucił Kuba. Wszedł do salonu i przystanął. Zerknął zmartwiony na granatowe ciało, leżące przy kanapie, a następnie na swojego ukochanego.
- Hej. - Westchnął Leon i dał mu szybkiego buziaka. - I jak? - Spytał.
- Wera ma przyjechać za chwilę i zająć się Bartkiem. - Westchnął.
- Ja wiem, że to jest nasz przyjaciel, ale on się kurwa zachowuje jakby był chory psychicznie. - Warknął mniejszy.
- Wiem, Leoś, wiem...
Przez całą ich rozmowę Aru leżał nieruchomo na ziemi. Chłód przyjemnie koił jego zszargane nerwy,.. Miał zdecydowanie za dużo emocji w ostatnim czasie.
Nagle usłyszeli głośny huk z góry. Czarny nawet nie drgnął. Gdy nie było Kamila, nic nie miało sensu.
Kuba i Leon poderwali się na równe nogi i przerażeni popędzili na górę. Aru wstał i spokojnie wyszedł przez drzwi. Powolnym krokiem, idąc łapa za łapą, skierował się w stronę lasu.
Położył się w kępie dobrze znanego sobie chrzanu i zwinął się w nim w kłębek. Zamierzał spać. Do oporu.
---
Leon wrócił do salonu i zamarł.
- Aru-?! - Krzyknął, rozglądając się wokoło. Niemalże natychmiast zrozumiał, że chłopak gdzieś poszedł. Zmienił się w wilka i ruszył jego śladem. Miał tylko nadzieję, że uda mu się go znaleźć, zanim zrobi to Bartek czy inny psychopata.
---
Aru poczuł jak coś łapie go za kark i wyciąga z krzaków. Nawet nie drgnął. Może trafił na jakiegoś głodnego niedźwiedzia, który zaraz go zagryzie? Byłoby cudownie...
Nawet nie drgnął, gdy został położony na ziemi, tuż obok kępy, w której leżał.
Poczuł, jak ktoś wsuwa zimny nos w futro na jego karku. Poczuł zapach innej watahy. ,,Niech mnie biorą. Wszędzie będzie lepiej niż tutaj...", pomyślał. Zdusił westchnięcie. Może dadzą się nabrać, że jest martwy i dadzą mu spokój.
- Um, przepraszam... - Dobiegł go cichy, nieśmiały głos. - Nic ci nie jest? - Spytał jakiś młody wilkołak. Aru czuł wyraźny zapach omegi. Równocześnie biła od niej dziwna moc. ,,Ach, trafiłem na Lunę. Wspaniale...", warknął w myślach. Kusiło go, żeby zagryźć tego wilka. Może Kuba wywaliłby go ze stada...
- ŁAPY PRECZ OD NIEGO! - Dobiegł go dobrze znany głos. Zdusił warknięcie. - Czego chcesz od mojego Przeznaczonego, co?! - Warknął Bartek.
- Zauważyłam, że leży tutaj i chciałam mu pomóc! - Broniła się Wadera. Aru zerknął na nią kątem oka. Szczupła, z okrągłymi biodrami. Długie, jasne włosy i ciemne oczy. Zdecydowanie nie jego typ. Wrócił do bezmyślnego wpatrywania się przed siebie. Niech inni się pozabijają, a on pójdzie jak gdyby nigdy nic.
- Co się tu dzieje? - Na polanę wypadły dwa wilki. Kuba zlustrował wzrokiem scenę rozgrywającą się przed nim i nieco się uspokoił. - Witajcie. - Rzucił do Wadery i jej partnera, który właśnie stanął obok niej. - Mogę wiedzieć, co tu robicie? - Spytał.
- Przyszliśmy poprosić o pomoc. - Przyznał przywódca drugiego stada. - Ludzie urządzają sobie mnóstwo wycieczek i wędrówek po naszym terytorium. Musimy gdzieś się przenieść na ten sezon, bo przepłoszyli całą zwierzynę, a my nie możemy nawet wyjść na spacer, bo wokół naszej bazy co chwila kręci się jakiś małolat z aparatem, który ma nadzieję złapać jakiegoś ducha. - Warknął sfrustrowany.
- Oczywiście, dołączymy się do kosztów. - Wtrąciła szybko omega. Jej partner poparł ją skinięciem głowy.
- Dobrze, możecie zostać. - Westchnął Kuba. Ci podziękowali mu ciepłymi uśmiechami. - A co tyczy się ciebie... - Odwrócił się w stronę Bartka, który powoli zbliżał się do Czarnego. - Ani waż się go ruszać. - Warknął. Bartek również cicho zawarczał, jednak posłusznie odsunął się.
Alfa podeszła do chłopaka i przejechała mu nosem po uchu.
- Wiem, że jesteś zmęczony. I że masz dość. Ale proszę, wróć do domu. Nie możesz tu zostać. - Szepnął mu do ucha. Chłopak nawet nie drgnął. Kuba westchnął. - Idźcie przodem, dogonimy was. - Rzucił. Gdy reszta oddaliła się na wystarczająco dużą odległość, ten zmienił się i usiadł obok.
- Aru... - Westchnął i delikatnie przejechał dłonią po jego miękkim, chłodnym futrze. - Chodź... Wracajmy już...
- Mały, proszę... Nie możesz tu zostać. - Westchnął ponownie, gdy młodszy dalej się nie poruszył.
- Daj mi odejść... - Szepnął cicho.
- Nie mogę... Zależy mi na tobie, wiesz? - Spytał nagle, układając dłoń na jego głowie. - Jesteś już częścią naszej dziwacznej rodzinki i nie zmienisz tego, nawet jeśli bardzo byś chciał. - Uśmiechnął się do niego lekko. Ku jego zaskoczeniu granatowe oczy tylko się zaszkliły.
- Daj mi tu zostać... - Szepnął wilgotnym głosem.
- Aru... - Westchnął Kuba.
- Będę tu siedział dopóki ze mną nie wrócisz. - Obiecał. Czarny nawet na niego nie zerknął. I właśnie w tej chwili do Kuby zaczęło docierać, że chłopak naprawdę chce tu zostać. Jednakże nie w dobrym tego słowa znaczeniu...
- ZAPOMNIJ! - Rzucił nagle ostro. - Nie zostawię cię tu na śmierć! - Wydarł się. Czarne futerko zrobiło się mokre. - Aru, wróć ze mną do domu, proszę cię. Nie możesz tu tak zostać... Wróć ze mną, obiecuję, że nic ci się nie stanie.
- Zamknij się. - Warknął cicho, po czym zamknął oczy.
- Nie- - Zaczął, gdy Czarny nagle mu przerwał. Zerwał się na równe łapy.
- ZOSTAW MNIE! PRZEZ BARTKA NIE MAM JUŻ PO CO ŻYĆ! ZABIŁ MOJEGO PRZEZNACZONEGO! Nie mam po co żyć! - Zawył wściekły i zrozpaczony. Kubę wmurowało.
***
Moi drodzy! Wreszcie to napisałam!
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top