Rozdział 49

- Ja zawsze byłem sam... Zawsze najstarszy... Wszystko zawsze było na mnie. Każdy, najgłupszy obowiązek... Po ucieczce bywały tygodnie, że spałem może ze 4 godziny... - Westchnął. - Czasami żałowałem, że uciekłem... Ale potem... - Zerknął w niebo. - Byłem szczęśliwy jak nigdy wcześniej...

- Czasami zastanawiam się, czy moja matka dalej żyje... - Zaczął chłopak po dłuższej chwili ciszy. - Może ojciec wkurwił się, bo uciekliśmy i ją zatłukł? - Spytał sam siebie. - Nie zdziwiłbym się. - Prychnął cicho. 
- Przykro mi, mały. - Mruknął Bartek. - U mnie w rodzinie nie było czegoś takiego... Matka i ojciec byli sobie przeznaczeni, zakochani po uszy... Ich rodziny za sobą przepadały...
- Żyć nie umierać. - Prychnął cicho młodszy. 
- Przedstawię cię im kiedyś... - Westchnął starszy. 
- Nie. - Wtrącił chłopak. - Przedstawisz im swojego nowego partnera albo partnerkę, a o mnie zapomnisz. Jasne? - Zapytał poważnie.
- To się nie uda... - Jęknął Bartek. 
- Uda się, nie ma rzeczy niemożliwych. - Stwierdził z mocą. 
- Gdybyś wiedział, jak cholernie mi się podobasz... - Mruknął cicho.
- Przeznaczenie miesza ci w głowie. - Odparował chłopak. 
- Wcale, że nie! - Sprzeciwił się Bartek. - Masz przepiękne, granatowe oczka. Jak się tak w nie wpatruję, to widzę nocne niebo, usiane gwiazdami. - Zaczął i zerknął chłopakowi w oczy. - Delikatna, miękka skóra, bez ani jednej skazy... - Mruknął. - Miękkie, czarne włoski, po których aż przyjemnie jeździ się dłonią... Ładna buzia i figura modela... I miękkie, malinowe usteczka, których z chęcią bym spróbował. - Zamruczał, z lśniącymi oczami przypatrując się Czarnemu.   

- Jesteś chory. - Szepnął z niedowierzaniem Aru, po dość długiej chwili milczenia. Na miłość boską, Bartek zwariował! 
- Nie chory, tylko zakochany, dzieciaku. - Uśmiechnął się.
- Słuchałeś, gdy mówiłem, że nie chcę CIEBIE jako mojego Przeznaczonego? - Spytał i wstał. Dla bezpieczeństwa. Gdyby Bartek tak nagle postanowił się na niego rzucić.
- Słuchałem. - Odparł poważnie. - Ale z przyjemnością to zmienię. - Mruknął z uśmiechem. 
- Kurwa, Bartek! - Jęknął załamany Czarny. - Kiedy wreszcie do ciebie dotrze, że JA CIEBIE NIE CHCĘ?! - Ryknął. - MAM JUŻ SWOJEGO PRZEZNACZONEGO! - Wydarł się, zanim zdążył to przemyśleć.
- Wiem, ja nim jestem. - Odparł z dumą mężczyzna. Czarny zamknął oczy i odetchnął. Zaciągnął się jeszcze raz i z lekkim żalem wyrzucił niedopałek. 
- Nie. - Odparł stanowczo. - Nie jesteś i nigdy nie będziesz, bo mojemu Przeznaczonemu nie dorastasz do pięt. - Mruknął z lekką nutką pogardy w głosie. Jak on nie chce się odczepić, to chłopak sprawi, by go znienawidził. 
Mina Bartka mile pieściła jego ego. Beta wyglądała tak, jakby zastanawiała się, czy na pewno dobrze usłyszała. Było tam też coś na wzór złości, zawodu i smutku.
- Widzę, że nie dotarło. - Westchnął Czarny. Przybliżył się do Bartka i stanął jakieś pół metra przed nim. Pochylił się i popatrzył mu w oczy. - Mam swojego Przeznaczonego. Kocham go, a on kocha mnie. Dlatego jak nie zerwiesz ze mną Więzi, to cię zabiję. - Oznajmił poważnie. - Nie mam zamiaru marnować na ciebie życia. - Syknął. 
- Kamil? - Zgadł Bartek wilgotnym głosem. Czarnego zawsze irytowało, jak drugi przystawiał się do niego i grał wielkiego samca alfa, po czym wył jak zbite szczenię, gdy Czarny mówił mu prawdę.
- A nawet jeśli, to co? - Spytał chłopak, unosząc brew.
- Jeśli ja go zabiję... - Zaczął. Otrzeźwiło go mocne uderzenie w twarz. 
- Sam kurwa mówiłeś, że nie będziemy nikogo zabijać. Zerwiemy Więź, ja się wyniosę i będę sobie żył szczęśliwie. - Syknął wściekły.
- Zrobię wszystko, żebyś był mój! - Warknął. Zerwał się na równe nogi i stanął na przeciwko Czarnego. - Nie mam zamiaru z nikim się tobą dzielić! - Ryknął. - Jesteś mój! I będziesz! - Dodał z mocą.
- Nie jestem twój! Kiedy dotrze do twojego pustego łba, że ja cię po prostu nie chcę!? - Warknął. Czuł, jak krew się w nim gotuje. 
- Wariuję, jak cię nie ma! Mam ochotę zabić, jak ktoś poza mną się do ciebie odzywa! Miałem ochotę cię wziąć, gdy poczułem na tobie zapach innego! Jesteśmy sobie Przeznaczeni, czy tego chcesz, czy nie! 
- Właśnie, że nie jesteśmy! - Ryknął. 
Niedaleko nich niebo przeciął jasny piorun, a zaraz za nim rozbrzmiał grzmot. Czarny i Bartek byli jednak tak wściekli, że nawet nie zwrócili na to uwagi. Czarne chmury zasłoniły ciemne niebo, a po chwili ściana deszczu lunęła na ziemię.
Czarny wpatrywał się w postać rywala, kompletnie ignorując lodowatą wodę lejącą się z nieba.
Z jakiegoś powodu pomyślał o Riley'm. Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. 
- Ty na mnie. - Warknął nagle. - Jeśli wygrasz, zaakceptuję to cholerne Przeznaczenie. Ale jeśli to ja wygram, zrywamy Więź i dajesz mi odejść. 
- To tak nie działa. - Westchnął wciąż lekko zirytowany Bartek. - To powinna być dobrowolna decyzja. I w żadnym wypadku nie powinna być wymuszona walką. - Wyjaśnił spokojnie.
- Mam rozumieć, że oddajesz walkę walkowerem? - Spytał Czarny. W jego głosie rozbrzmiała radość i nutka ekscytacji.
- Nigdy. - Warknął Bartek. Czarny wściekł się. 
- Nigdy ci się nie oddam. - Zawarczał wkurwiony. -NIGDY, KURWA! NIGDY!! - Ryknął. 

Kolejne błyskawice przeszyły niebo, gdy dwa wściekłe wilki rzuciły się na siebie.

W powietrzu latały kropelki krwi, kępki czarno-szarej sierści oraz przekleństwa. 
To już nie była ta sama radosna przepychanka...
To była najprawdziwsza walka...
Jak na ringu...

Czarny odbił się od ziemi i wykorzystując siłę rozpędu wgryzł się w bark większego wilka. Bartek zawył, po czym rzucił się na ziemię, powalając Arona i przygniatając go ciężarem własnego ciała. Chłopak stłumił jęk, gdy poczuł, że obrażenia po walce z Riley'm ponownie się odzywają. 
Przekręcił głowę i przejechał zębami po skroni przeciwnika. Ten warknął i odskoczył. Czarny wstał na równe łapy i nie tracąc czasu ruszył na drugiego. Chłopak skoczył na szarą betę, lecz ten szybko odwrócił się i wgryzł w jego pierś. Czarny zawył i ugryzł drugiego w kark.

Błyskawice przeszywały niebo, rozświetlając krew rozlaną na ciemnej trawie. 
Czarny zorientował się, jak wielki błąd popełnił. Druga beta była od niego o wiele większa, silniejsza i sprawniejsza. 
Czuł, jak łzy napływają mu do oczu. ,,TO NIE MIAŁO TAK WYGLĄDAĆ!", zawył rozpaczliwie w myślach. 
Bartek widząc stan swojego Przeznaczonego podszedł do niego i lekko ugiął łapy, by spojrzeć mu w oczy. 
- Jesteś mój, Czarny... - Szepnął Bartek, przybliżając się jeszcze bardziej. Niemal stykali się pyskami. - Przeznaczenia nie oszukasz, słoneczko... - Jego oczy złagodniały. - Przepraszam za to wszystko, kochanie... To nie powinno tak wyglądać... Przepraszam, koteczku, ja-
Nie dokończył, gdyż drugi wilk wykorzystał moment i mocno wgryzł się w skórę na jego głowie.
- CO WY KURWA ROBICIE?! - Dobiegł ich wściekły ryk przywódcy.

***

I jak wrażenia?

Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam, jak Czarny i Bartek się biją. Taki zboczenie zawodowe xD

[ Ponad 1100 słów :> ]

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top