Rozdział 45

Bartek skończył go opatrywać, po czym schował wszystkie maści i bandaże. Skoczył też do łazienki i wziął szybki prysznic. 

Wyszedł z pomieszczenia wciąż z wilgotnymi włosami i ziewnął. 
Na łóżku w dalszym ciągu leżał jego związany chłopak.
- Rozwiąż mnie, chcę iść spać. - Warknął. 
- Rano cię rozwiążę, a spać możesz tutaj. - Mruknął. Położył się, przyciągnął do siebie chłopaka, wtulając go w swoją pierś, po czym okrył ich dokładnie kołdrą i zamknął oczy. Postanowił, że po prostu zwiąże mu ręce i dość luźno przywiąże je do ramy łóżka, żeby chłopak miał swobodę ruchu, ale żeby mu nie uciekł.

- Wypuść mnie, albo nie dam ci zasnąć. - Zagroził chłopak. Bartek podparł się na łokciu i zaśmiał się. Wyciągnął drugą dłoń i przejechał opuszkami palców po jego policzku. Chłopak przestał spędzać tyle czasu na zewnątrz, a gdy już wychodził, to robił to w nocy, więc jego skóra powoli traciła śliczny, brązowawy odcień, jakiego zdążył się nabawić. 
- Kocham cię. - Stwierdził szczerząc się jak głupi. Powód jego szczęścia był idiotyczny. Bartek cieszył się tak dlatego, że: Po pierwsze, chłopak był z nim, a po drugie, że gdy nachylał się nad mniejszym ciałkiem i zaciągał się jego zapachem, do jego nozdrzy docierała tylko jego własna woń, z delikatną nutką leśnego zapachu. Wreszcie udało mu się zmyć ten smród z jego chłopaka. 
- Nienawidzisz mnie. - Odparował mu młodszy. - Wypuść mnie, nie chcę cię widzieć na oczy. - Warknął.
- I tak cię kocham. - Rzucił. W tym czasie stało się coś dziwnego. Bartek nagle poczuł, jak zapach jego chłopaka się zmienia. Został całkowicie zastąpiony przez woń tamtego faceta. Zawarczał. 
- Nienawidzisz mnie. - Powtórzył chłopak. - Patrz, co ze mną robisz. Traktujesz mnie jak jebaną własność. Jak jakieś cholernie zwierzątko. Nienawidzisz mnie, a ja nienawidzę ciebie. To nie ma sensu. Wypuść mnie, a już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. - Obiecał chłopak.
Bartek poczuł jak znowu traci nad sobą panowanie. Ten cholerny smród i słowa młodszego chłopaka... 
- Chcesz zobaczyć, jak bardzo cię kocham?! - Ryknął, po czym jego wilk całkowicie przejął kontrolę. Jednym sprawnym ruchem przerzucił go na brzuch. Usiadł mu na udach, po czym pochylił się i wgryzł kłami wilka w miejsce między jego szyją, a ramieniem, gdzie oznacza się swoje drugie połówki. Chłopak zawył z bólu. 

Odsunął się po chwili i oblizał wargi ze słodkiej krwi.
Chłopak zwinął się w kuleczkę i zaczął cicho płakać. 
Bartek usiadł na swoim miejscu i oparł się o ścianę. Jedną dłoń położył na jego plecach i zaczął je miarowo gładzić. Po chwili jednak zgarnął chłopaka w ramiona i położył na sobie. Aru dalej cicho płakał.
- Wiem, że cię boli, kochanie, ale każda rana boli. - Zamruczał mu do ucha. - Obiecuję, że za jakiś czas będzie już lepiej. - Przytulił go mocniej do siebie i pogłaskał po głowie.
Czarny przepłakał cały następny dzień...

I faktycznie... Potem było lepiej.

Ale nikt nie powiedział, że było lepiej dla Czarnego.

Bartek obudził się obok chłopaka. Zerknął na jego buźkę i momentalnie stracił cały dobry humor. Nie chodzi o to, że przestał go kochać. Po tym, jak go oznaczył kochał go jeszcze bardziej. Lecz oczy Czarnego zrobiły się takie... Puste... Martwe... 
- Hej, księżniczko. - Mruknął i pochylił się, całując jego policzek. - Lepiej się już czujesz? - Spytał. Chłopak leżał do niego plecami. Bartek nawet nie zauważył, żeby jego klatka piersiowa poruszała się. Starszy westchnął i pogłaskał swoją kupkę nieszczęścia po boku.
- Chodź, musimy wstać. - Mruknął. Chłopak posłusznie podniósł się i poszedł wziąć szybki prysznic.
Minęli się w drzwiach. Czarny nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Ponownie położył się na łóżku, w takiej samej pozycji jak wcześniej.

Bartek wyszedł spod prysznica i zerknął na swoje łóżko. Westchnął po raz kolejny. 
Przykucnął przy brzegu łóżka, tak, żeby móc wpatrywać się w te granatowe oczy. 
- Kochanie, wszystko dobrze? - Spytał zmartwiony. Zaczął przeczesywać czarne, miękkie włoski, ze zmartwieniem wpatrując się w puste, granatowe oczka, które jeszcze jakiś czas temu lśniły takim pięknym, zdrowym blaskiem.
Pochylił się i znów złożył delikatny pocałunek na miękkiej skórze. Chłopak nawet nie zadrżał. 
- Chodź, kochanie, idziemy. - Powiedział łagodnie, a ten grzecznie podniósł się i stanął obok.

Zeszli na dół, do salonu. Bartek usiadł na kanapie, a chłopak klapnął obok niego. Starszy złapał go pod pachami i posadził sobie na kolanach. Aru nawet nie zaprotestował.
- Co się z tobą stało, kociaku? - Spytał smutno. 
- Naprawdę jesteś taki tępy czy tylko udajesz? - Zapytał siedzący obok niego Kuba. 
- K-kiedy tu wszedłeś? - Zająknął się Bartek. Naprawdę nie zauważył, żeby jego przyjaciel siedział tam wcześniej, a nie było możliwości, by nie usłyszał jego kroków.
- Oznaczyłeś go. - Stwierdził przywódca. Bartek skinął głową. - Wie, że nie ma szans odejść więc zwyczajnie się poddał. - Wyjaśnił. Następnie zerknął na Czarnego z lekkim współczuciem. - Zabiłeś go. - Dodał. 
- Chciałem, żeby był obok! Co ja kurwa zrobiłem nie tak?! - Zawył. Młodszy nawet się nie wzdrygnął. Leżał na swoim Przeznaczonym, z głową ułożoną na jego ramieniu i patrzył tępo przed siebie.
- Młody miał jeszcze nadzieję na to, że uda mu się odejść. I to trzymało jego charakterek i wolę walki przy życiu. - Uśmiechnął się lekko. - Oznaczyłeś go, więc nie może od ciebie uciec. Teraz będzie taki do końca życia. - Powiedział i głową wskazał na nieruchomą kukiełkę. Bartek poczuł, jak oczy mu się szklą.
- Jestem ostatnim skurwysynem. - Jęknął.
- Ano jesteś. - Odparował mu Kuba.
- I co ja mam zrobić? - Spytał.
- Teraz już nic mu nie pomoże. - Zawyrokował przywódca. - Trzeba było myśleć o tym wcześniej. - Warknął cicho. - Przynajmniej dopiąłeś swego. - Rzucił z lekką odrazą w głosie. - Już nigdy od ciebie nie odejdzie. Będzie posłuszny jak dobrze wyćwiczony szczeniak. Nie odstąpi cię na krok. Odda ci się, gdy tylko będziesz chciał. Będzie dla ciebie, kiedy tylko będziesz go potrzebował. Będzie wyczekiwał twoich powrotów, a między nimi umierał z tęsknoty. Będzie-
- ZAMKNIJ SIĘ! - Zawyła beta. 
- Zastanów się nad tym, co chcesz mu zrobić. - Polecił nagle spokojnie. Po chwili wstał i ruszył do wyjścia. 
Bartek złapał mocniej mniejsze, słodkie ciałko i mocno je do siebie przytulił.
- Aru, kochanie... - Zaczął wilgotnym głosem. - Przepraszam...

***

Dla wszystkich chcących mnie zabić:
Nie mam najmniejszego problemu z zamordowaniem człowieka, więc radzę nie planować zamachów :>

Co myślicie o rozdziale?
W miarę możliwości proszę bez przekleństw xD
I bez gróźb.

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top