Rozdział 59
Chłopak mruknął coś cicho i ponownie ułożył głowę na udzie partnera. Ziewnął raz jeszcze i owinął się kocem.
- Mój słodki chłopczyk chce jeszcze pospać? - Spytał rozczulony Kamil, a chłopak odmruknął coś i zaspany pokiwał głową. - To śpij, kruszynko. Dobranoc. - Szepnął i pogłaskał delikatnie ciemne włosy.
Usłyszał dźwięk wiadomości i westchnął, wyciągając urządzenie.
Nieznany:
On jest mój! Oddaj mi go kurwa!
:Ja
Uspokój się.
Nieznany:
NIE MÓW MI, CO MAM ROBIĆ! TA KRUSZYNKA JEST MOJA, A TY NIE MASZ PRAWA JEJ DOTKNĄĆ!
Kamil zmarszczył brwi. Przydałoby się gdzieś to zgłosić...
Wątpił jednak, czy ktokolwiek mu uwierzy, jeśli powie, że jego chłopak jest prześladowany przez chorego psychicznie wilkołaka.
Poczuł obezwładniającą falę rozczulenia, gdy Czarny wtulił się w jego nogę jak w najwygodniejszą poduszkę i zamlaskał cicho.
,,Nikomu cię nie oddam... Za bardzo cię kocham, żeby cię zostawić...", pomyślał i pocałował delikatnie głowę chłopaka.
Westchnął i oparł się o miękki materiał za plecami.
Po chwili on sam ruszył do krainy snów.
---
Tak minęły im kolejne dwa tygodnie. Zakochani w sobie do szaleństwa, szczęśliwi jak jeszcze nigdy wcześniej...
Aru chodził właśnie ze swoim chłopakiem po sklepie i wybierał składniki na dzisiejszą kolację. Co rusz obdarzali się czułymi uśmiechami czy słodkimi słówkami, ale wcale im to nie przeszkadzało. Robili to też tak cicho, że nikt nie zwracał na nich uwagi.
Zapłacili za zakupy, a potem wyszli ze sklepu. Przekomarzając się cicho, ruszyli do domu.
Nagle Kamil odepchnął go od siebie. Czarny przewrócił się na ziemię, słysząc dziwny, głośny odgłos, a gdy uniósł głowę zobaczył swojego ukochanego, leżącego na ziemi, przygniecionego przez drzewo. Oczy wypełniły mu się łzami, gdy podczołgał się do swojego partnera i odgarnął mu włosy z twarzy.
- K-kamil... - Wyszeptał drżącym głosem. Jego partner nie zareagował. - Kamil! - Zapłakał chłopak, potrząsając starszym od siebie mężczyzną. Nadal nic.
Młodszy już miał biec po pomoc, gdy poczuł mocne uderzenie w głowę. Osunął się na ziemię i stracił przytomność.
---
Ktoś gdzieś go niósł... Słyszał cichy szelest liści i śpiew ptaków. Czuł zapach roślin i zwierzyny. Przypomniał sobie o Kamilu i poczuł, jak jego oczy robią się mokre od łez. Zdał sobie sprawę, że ma związane nogi i ręce, a usta zaklejone taśmą. Poczuł panikę. Spróbował się wyszarpnąć i prawie mu się to udało. Porywacz miał dobry refleks i złapał go, zanim ten zderzył się z twardą ziemią.
Chłopak uniósł głowę, przerażony i napotkał znajome, granatowe oczy, z szaleństwem, i podnieceniem wpatrujące się w niego.
- Cześć, kochanie... - Szepnął Bartek. - Tęskniłeś za mną? - Zapytał i czule pocałował go w głowę. - Chodź, maluszku, wracamy do domku. - Rzucił zadowolony i wziął chłopaka na ręce.
Całą drogę tulił go do siebie, całował po głowie i mruczał, że już nikt ich nie rozdzieli, i że będą razem na zawsze. Czarny coraz bardziej się bał. Zrozumiał, że prawdopodobnie trafił na psychopatę. Łzy po raz kolejny wypełniły mu oczy.
---
Zobaczył znajomą polanę i poddał się. Już nie było ratunku.
Bartek wszedł do domu.
- Gdzie ty byłeś? - Dobiegł ich głos Kuby. Czarny usłyszał, jak przywódca wstaje z kanapy i idzie w ich stronę. - Martwiliśmy się o- - Urwał nagle, gdy zobaczył związanego i zakneblowanego chłopaka w ramionach przyjaciela. - Aru? - Spytał widząc przerażonego wilkołaka. - Kurwa, Bartek, co ty mu robisz?! - Wydarł się.
- Co się dzieje? - Leon wyszedł z kuchni na korytarz i zbaraniał, widząc całą sytuację.
- Bartek? - Spytał Kuba niepewnie.
- Tak? - Odparła beta, ściągając buty, w dalszym ciągu z chłopakiem na rękach.
- Czy ty porwałeś Arona? - Spytał w dalszym ciągu niepewnym głosem.
- Nie porwałem, tylko odbiłem z rąk porywacza. - Warknął.
- Połóż go. - Warknął Kuba. Jak jego przyjaciół mógł uprowadzić młodszą betę?!
- On jest mój! - Odwarknął Bartek, przyciskając przerażonego chłopaka do piersi. Czarny spojrzał na Kubę załzawionymi ze strachu oczami, a ten momentalnie podjął decyzję.
- Połóż go kurwa! - Rozkazał głosem alfy, a beta, chcąc nie chcąc, spełniła polecenie.
Czarny spróbował się odsunąć od swojego porywacza i po chwili mu się to udało. Poczuł, jak Leon przyciąga go ku sobie i przytula, delikatnie go kołysząc.
- Już spokojnie, mały. - Szepnął i pogłaskał go po głowie. Chłopak zapłakał cicho. - Już, słoneczko, spokojnie. - Szeptał do niego. - Teraz troszkę zaboli. - Ostrzegł i ostrożnie odkleił taśmę od jego twarzy. Młodszy wtulił się w niego. Wadera szczelnie objęła trzęsące się ciałko i z furią w oczach spojrzała na Bartka.
- Wytłumacz mi kurwa, co ty zrobiłeś?! - Syknął wściekły Kuba.
- Wziąłem sobie to, co było i jest moje. - Przyznał spokojnie.
- Czy ty naprawdę nie widzisz nic złego w tym, co zrobiłeś?! - Zapytał, coraz bardziej wkurwiony przywódca. Drugi pokręcił głową.
- Ta kruszynka jest moja i nikt inny nie ma prawa jej mieć. - Warknął, a potem odwrócił się w stronę chłopaka. Ten nadal wtulał się w Leona, który powoli rozwiązywał mu nogi.
- Daj łapki. - Poprosił i delikatnie złapał dłonie młodszego, a potem zaczął rozwiązywać linę na jego nadgarstkach. Gdy skończył, odłożył sznur na bok i mocno przycisnął do piersi trzęsącego się od płaczu i strachu chłopaka.
- Patrz na niego. - Warknął Kuba. - Widzisz, jak się boi?! - Dodał wściekły.
- Oznaczę go i będzie dobrze. - Mruknął i podszedł do młodszego. Wyciągnął ręce w jego stronę, gdy nagle Kuba zagrodził mu drogę i odepchnął go.
- Nawet nie waż się do niego zbliżyć. - Warknął wściekły.
- To jest mój Przeznaczony! - Ryknął równie wściekły.
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że on się ciebie boi?! To dlatego nie chce cię widzieć! Dlatego od ciebie uciekł! Zachowujesz się jak psychopata! - Wydarł się. Chłopak mocniej wtulił się w Leona, dalej płacząc i trzęsąc się ze strachu. Ten uniósł młodszego i przytulił go do siebie, a potem poszedł z nim do salonu.
- LEON! ODDAWAJ MI GO! - Wydarł się Bartek. Kuba od razu sprowadził go do parteru, uderzając go z liścia w twarz.
Bartek otrzeźwiał lekko i wyraźnie się uspokoił.
- Kuba, oddaj mi go, proszę cię... - Jęknął. Jego chłopczyk nie mógł być sam!
- Najpierw porozmawiaj z Weroniką. - Poprosił, jednak zabrzmiało to bardziej jak rozkaz niż prośba.
- Jeśli po tym odzyskam mojego maluszka, to dobra. - Zgodził się z cichym westchnięciem, a Kuba szybko wybrał numer do przyjaciółki, modląc się, by ta odebrała.
***
NIE UWIERZYCIE!
NAPISAŁAM TO!
Co myślicie?
Zaczęło robić się ciekawie ;)
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top