Rozdział 38
Rozdział pisany specjalnie dla Metalshock_. Mam nadzieję, że Ci się spodoba :>
Rozdział (prawie) bezbartkowy :D
-*Jakiś czas później*-
Czary westchnął i ostrożnie podniósł się z większego ciała. Odkrył, że zaczyna naprawdę nienawidzić Bartka. Mężczyzna zawsze potrafił doprowadzić go do furii, załamania albo do płaczu. Albo do wszystkiego na raz.
Warknął cicho i poszedł do siebie. Dopiero tam wyjął z kieszeni małe pudełeczko, tym razem jedząc dwie tabletki. Były ohydne, ale pomagały przeżyć.
Ze smutkiem zauważył, że zostało ich zaledwie kilka. Musiał dzisiaj iść do klubu. Miał cholerne przeczucie, że nie da rady. Przecież nie pamiętał, kiedy ostatnio ćwiczył. Chociaż z drugiej strony... Wiedział, że musi wygrać. Nawet nie było innej opcji. Jeśli nie wygra, będzie musiał... Zadrżał. Nawet nie chciał o tym myśleć.
Ubrał się w swój tradycyjny strój składający się z ciemnych spodni i czarnej, skórzanej kurtki. Pod nią miał czarną bluzę z kapturem. Wyszedł po cichu z domu i naciągnął kaptur na głowę, po czym puścił się biegiem przez las, uprzednio zmieniając się w wilka.
-*Parę godzin później*-
Chłopak szedł spokojnie po ulicach miasta, wdychając chłodne, nocne powietrze.
Patrzył spokojnie na mijanych ludzi, nikomu nie dając po sobie poznać, co tak naprawdę o nich sądzi.
Wreszcie był przed klubem. Droga zajęła mu dość długo, ale jak na wilkołaka przystało, nie czuł ani krzty zmęczenia. Zamiast jednak wejść tradycyjnym wejściem skręcił w boczną uliczkę.
Przed bocznymi drzwiami również stał ochroniarz. Aru odsłonił lekko swoją twarz, a gdy goryl zrozumiał, z kim ma do czynienia jego usta rozciągnęły się w przyjaznym uśmiechu. Wymienili uściski dłoni.
Goryl wyciągnął w jego stronę pudełko papierosów. Czarny zerknął na zegarek. Miał jeszcze dużo czasu.
Przyjął papierosa i odpalił go, po czym zaciągnął się nim, przymykając oczy. Podsunął sobie jakąś drewnianą skrzynkę i usiadł na niej, z fajką między zębami.
- Długo cię nie było. - Usłyszał po chwili głęboki głos goryla, który również zajął się swoim papierosem.
- Mhm. - Mruknął.
- Wygrasz? - Spytał poważnie. Czarny wziął bucha i wzruszył ramionami. Strzepnął popiół na ciemny, wilgotny chodnik.
- Zobaczymy. - Mruknął i oparł się o ścianę plecami. Goryl rozejrzał się, czy nikt nie ma do niego jakichś wątów, po czym przytargał drugą skrzynkę i usiadł na niej, obok Czarnego.
- Tłum się za tobą stęsknił. - Zarechotał cicho. - Ja w sumie też. - Dodał już poważniej. - Mam nadzieję, że zapewnisz nam dużo atrakcji i rozrywki... - Zamruczał.
- Myślisz, że... - Zaczął, lecz drugi od razu załapał, o co mu chodzi. To było standardowe pytanie. Czarny zadawał je za każdym razem, gdy spotykali się przy wejściu.
- Na spokojnie. - Rzucił swobodnie, przerywając mu. - Odkąd Riley odszedł, przychodzą same słabeusze. Jeden cios i knockout. Kto w ogóle pozwala wchodzić im na ring?! - Oburzył się goryl. Aru zarechotał.
- Ktoś na pewno. - Zaśmiał się.
- Nie wierzę, że mają prawdziwe przepustki. - Mruknął. - Takich pizd jak oni to nawet w burdelach nie widuję. - Dodał. Aru znowu się zaśmiał. Lekko pokręcił głową.
- Więc dzisiejsza runda nie powinna stanowić dla mnie problemu. - Zarechotał. Goryl po chwili dołączył do niego. Wyrzucił papierosa i wgniótł go butem w chodnik. Aru również wyrzucił niedopałek.
- Liczę na jakąś wódeczkę i fajeczkę po wygranej. - Puścił mu oczko, na co drugi zachichotał.
- Oczywiście, szefie. - Czarny złożył w jego stronę przesadnie głęboki ukłon. Poczuł dłoń na głowie, która poczochrała mu włosy.
- Leć już. - Mruknął z uśmiechem facet. Obaj podnieśli się.
- Do zobaczenia, mordeczko. - Rzucił Aru, klepiąc go w ramię. Goryl przyciągnął go do przyjacielskiego uścisku.
- Połamania nóg. - Zawołał jeszcze, gdy drugi wchodził już do budynku. Chłopak niósł lekko dłoń i zamknął za sobą drzwi.
Czarny podszedł do recepcjonisty. I z nim wymienili przyjazne uśmiechy, uściski dłoni oraz najnowsze ploteczki z klubu. Chłopak był tu powszechnie lubiany i szanowany. Zawsze dawał dobre show. A z tego, co mówił Aleks, dzisiejsza walka będzie łatwizną. Spróbuje zorientować się, z kim przyjdzie mu walczyć. Jeśli faktycznie przeciwnicy będą aż tak słabi, to będzie mógł się z nimi pobawić. Dostanie też za to znacznie więcej kasy. Ludzie lepiej nagradzali jego wygraną, gdy ten popisywał się, robiąc ze swojego przeciwnika kompletnego idiotę. Lubili to. I tak szczerze, on sam też to uwielbiał.
- Słyszałeś o tym, że Riley odszedł? - Spytał nagle recepcjonista.
- Ta, Aleks już mi mówił. - Rzucił. - Czemu odszedł? - Zapytał po krótkiej chwili ciszy.
- Podobno się zakochał. - Zachichotał chłopak w koszulce z jakimś motywującym do walki cytatem. Aru zerknął na niego, jakby chłopak przed nim nagle zmienił się w jednorożca.
- Czarny, ale ja nie kłamię. - Dodał, widząc jego minę.
- Jak to się kurwa zakochał!? - Spytał zszokowany. - Największy samiec alfa, największy zabijaka, jaki kurwa chodził po tym klubie, ten sam, co gadał, że nigdy nie porzuci ringu odszedł, bo się kurwa zakochał!?
- Dokładnie tak. - Chłopak za ladą pokiwał głową.
- Szkoda. - Mruknął Aru, już bardziej spokojnie. - Zajebiście się z nim tłukło. - Dodał z lekkim, lekko smutnym uśmiechem.
- Zajebiście to się oglądało wasze walki. - Wtrącił rozmarzony chłopak. - Najpierw seria wyzwisk, aż było czuć, jak jesteście wkurwieni. A potem taka zajebista naparzanka! Boże, tylko oglądając wasze walki czułem, że naprawdę żyję. To było coś epickiego! - Rzucił rozmarzony. - Czasami miałem wrażenie, że całe miasto przychodzi popatrzeć jak się nawzajem okładacie po ryjach. - Zarechotał cicho. - Bez niego to już nie będzie to samo... - Westchnął z nostalgią. - I ten rechot tłumu, gdy nawzajem wyzywaliście się od kutasów... Kurwa, bezcenne... - Jęknął, znowu rozmarzony.
- Przecież te walki są gdzieś na necie. Możesz je obejrzeć. - Przypomniał mu Czarny. Oparł się biodrem o blat i skrzyżował ramiona na piersi.
- Tak, ale to nie będzie to samo... - Mruknął facet. - Ty wiesz, że on spędzał godziny, wymyślając jakieś dobre pociski na ciebie? - Zapytał, rozbawiony. - A potem wchodziłeś ty, na poczekaniu obalałeś wszystkie jego próby, zanim w ogóle zdążył się odezwać, a potem napieprzałeś go po ryju, że aż miło było patrzeć. - Aru zaśmiał się.
- Dobra, mordo. - Zaczął, patrząc na zegarek. - Muszę iść się przebrać i rozgrzać, albo tym razem to mnie będziecie zbierali z podłogi szufelką. - Rzucił i dołączył do wybuchu śmiechu zza lady.
- Och, kurwa, żebyś ty wiedział, jak ja za tobą tęskniłem. - Uśmiechnął się.
- Ja za wami też, mordeczko. - Mruknął z lekkim rozczuleniem w głosie.
- Przyjdź potem do mnie, mam coś dla ciebie. - Rzucił tajemniczo i puścił mu oczko.
- Chcę wiedzieć co to? - Aru uniósł brew, po czym zaśmiali się.
- Dobra, dość na dzisiaj, bo zaraz korzenie zapuścisz. - Zachichotał i odwrócił się. Chwilę szukał odpowiedniego kluczyka do szafki, po czym rzucił go Czarnemu.
- Dzięki. - Rzucił Aru.
- Czarny? - Zawołał jeszcze zanim recepcjonista.
- No?
- Powodzenia, mordo.
- Dziękuję. - Odparł szczerze, po czym ruszył do szatni.
***
Boże, jak miło czasem zrobić sobie taką odskocznię! Sama miałam już dość Bartka, wkurza mnie xD
Co sądzicie?
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top