Rozdział 35
- Dajże spokój. - Mruknął młodszy, nieco spokojniej. - Popłacze i mu przejdzie. - Rzucił spokojnie.
- Naprawdę nic do niego nie czujesz? - Spytał Kuba z nutką desperacji w głosie.
- Nie rozumiem, dlaczego wszyscy tego ode mnie oczekują. - Mruknął i popatrzył Kubie prosto w oczy, dzielnie wytrzymując jego spojrzenie.
- Bo jesteście Przeznaczonymi, dzieciaku. - Westchnął przywódca i skrzyżował ręce na piersi. Uparcie myślał nad rozwiązaniem ich problemu. Aru przygryzł wargę, jakby się nad czymś zastanawiał.
- A gdybym tak odszedł? - Spytał. Kuba zamrugał, wyrwany z letargu.
- Co?
- Gdybym odszedł z tego terytorium... - Zaczął lecz drugi pokręcił głową.
- Będzie jeszcze gorzej. - Warknął cicho. Pomyślał, żeby zapytać o zdanie Weroniki. Musiał też pamiętać o tym, że jej partner miał niedawno wypadek, więc mogła nie być dostępna.
- Więc co niby mam zrobić? - Spytał Czarny.
- Nie rozumiem, dlaczego nie możesz po prostu przyjąć do wiadomości tego, że tu jest twoje miejsce. Z Bartkiem u boku. - Westchnął. Po minie drugiego widział, że znowu wchodzili na cienki lód.
- Jak mam być z kimś, skoro nic do niego nie czuję? - Spytał.
- Niemożliwe, żeby on czuł Więź, a ty nie. - Mruknął Kuba, marszcząc brwi i w zamyśleniu pocierając brodę palcami.
- Wychodzi na to, że jednak możliwe. - Odmruknął. Dlaczego w ogóle szara beta musiała wyczuć Więź? Westchnął cicho. Miał dość wszystkiego.
-*Parę dni później*-
Po tym niezręcznym spotkaniu wszystko powoli wracało do normy.
No, może poza Bartkiem.
Mężczyzna bez ustanku próbował poderwać Czarnego. Chłopak niby był dla niego miły i już nie powtarzał, że trzeba zabić jednego z nich, ale widać było, że ta cała Więź niespecjalnie mu się podoba.
Czarny szedł właśnie na polowanie, gdy zderzył się z kimś. Uniósł głowę i zobaczył granatowe oczy, wpatrzone w niego jak w obrazek.
- Em, wybacz. - Rzucił szybko Bartek. Lekko niewyraźnie, trzeba dodać, bo trzymał coś w pysku.
- Nic się nie stało. - Rzucił z lekkim uśmiechem i wyminął go.
- Zaczekaj, chcę ci coś pokazać. - Zawołał za nim Bartek, gdy Aru truchtem oddalał się w stronę lasu.
Czarny odwrócił głowę w jego stronę i zatrzymał się na granicy drzew.
Bartek podbiegł do niego i włożył mu w futro po lewej stronie parę czarno-granatowych kwiatów. Zaczynały się tuż za uchem, tworząc mini bukiecik, a potem ich ułożenie luzowało się, by zniknąć całkowicie przy barku wilka.
- Znalazłem je przypadkiem i od razu pomyślałem o tobie. - Mruknął, z uwielbieniem w oczach wpatrując się w cud przed nim. Czarny dosłownie zapomniał języka w gębie.
- Em... - Zaczął, niepewnie. Bartek słysząc jego zakłopotanie wyszczerzył się szeroko. - Dzięki, ja... To miłe. - Dodał po chwili ciszy, niemal szeptem. Cieszył się, że miał futro, bo nie było widać jego rumieńców. Tak, zarumienił się, bo dostał parę kwiatków od swojego Przeznaczonego.
No właśnie... Nadal nie wiedział co z tym wszystkim zrobić.
- Mam tylko nadzieję, że nie włożyłeś do nich mrówek, żeby się zemścić. - Rzucił z lekkim uśmieszkiem i pokazał drugiemu język. Ten zaśmiał się.
- Szkoda, że mówisz mi to dopiero teraz. - Westchnął po czym zachichotał. - To świetny pomysł! - Dodał entuzjastycznie. Czarny rozbawiony przewrócił oczami. Uznał, że może chwilę poudawać. Żeby się od niego odczepili. Jak na razie jego plan działał. Nawet przestali się przyczepiać, gdy wychodził wieczorem i wracał nad ranem! Uznał, że cała ta Więź może jednak przynieść mu jakieś korzyści.
- Skoro tak, to chętnie je wyciągnę. - Odparował. - Możesz tam wsadzić te mrówki, gdy będę spał! - Dodał.
- Jesteś genialny! - Bartek podskoczył. Zaśmiali się.
- Idę polować, idziesz ze mną? - Wypalił Aru zanim zdążył przemyśleć swoją propozycję. Bartek podskoczył jak szczeniak. Chłopak nigdy wcześniej nie widział, by beta przed nim była tak szczęśliwa.
- Co za idiotyczne pytanie! - Krzyknął i nie mogąc się powstrzymać przyłożył pysk do pyska Czarnego.
- Zdecydowałbyś się wreszcie, raz twierdzisz, że jestem geniuszem, a na następny raz, że idiotą. - Syknął i pacnął go lekko ogonem w bok.
- Jesteś jak taka moneta. - Zaczął.
- Moneta? - Spytał zdziwiony chłopak.
- Taka ładna, granatowa moneta. - Sprecyzował rozmarzony. - Nigdy nie wiadomo, która strona ci wypadnie. - Puścił mu oczko i zaśmiał się, gdy poczuł na pysku lekkie uderzenie miękkiego ogona.
- A ty jesteś jak taki duży, kudłaty osiołek. - Mruknął rozbawiony chłopak. - Nawet kolor się zgadza.
- Dla ciebie mogę być nawet jeleniem. - Oznajmił poważnie, a Czarny parsknął śmiechem.
- Dobrze, panie jeleniu. - Zaczął i ugiął łapy. Wyglądał jak szczeniak chcący się bawić. - Miałem iść na polowanie. - Przypomniał. Bartek był ciekaw, do czego chłopak zmierza. - A przede mną stoi duży, szary jeleń. - Przycupnął przy ziemi. I dopiero wtedy drugi zorientował się, o co w tym wszystkim chodzi. Rzucił się przed siebie, ale nie zdążył, bo poczuł, jak mniejsze, miękkie ciałko ląduje na nim i zaczyna się z nim turlać.
Z czasem turlanie się po polanie samoistnie przerodziło się w zapasy.
Po paru godzinach takiej rywalizacji obaj usiedli w cieniu przed wejściem. Czarny rozłożył się na trawie, wyciągając łapy i relaksując się, czując na ciele przyjemny chłód roślinności. Bartek natomiast położył się metr dalej, z uwielbieniem wpatrując się w czarny kształt leżący przed nim. Ile by dał, by było tak codziennie!
- Zmęczyłem się. - Jego rozmyślania przerwało ciche sapnięcie. Czarny w dalszym ciągu leżał na trawie. Delikatny wiatr przyjemnie głaskał jego futro. - Wygląda na to, że zjem dopiero jutro rano. - Mruknął, przymykając oczy. Nie wyglądało na to, by informacja o przymusowej głodówce zrobiła na nim jakieś wrażenie. Bartek zdziwił się. Gdyby chłopak powiedział, że jest głodny już dawno by coś jadł! Wstał więc i zmienił się w człowieka. Czarny również się odmienił, ale chyba tylko dlatego, że miał ochotę poleżeć na plecach. Rozłożył się niczym rozgwiazda i zamruczał.
Bartek podniósł go jak pannę młodą.
- Co robisz? - Pisnął cicho młodszy.
- Jestem twoim Przeznaczonym, Czarny. - Zamruczał z lekkim rozbawieniem Bartek. - Muszę o ciebie dbać. - Dotknął nosem jego policzka. - Powiedziałeś, że jesteś głodny, więc zabieram cię do kuchni. Upoluję ci jakieś dobre kanapki. - Zaśmiał się i mocniej przytulił ciałko, które miał na rękach. Nie wiadomo, kiedy będzie mógł to powtórzyć. Musiał się nacieszyć.
***
Wreszcie spokój
Czy
Cisza przed burzą?
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top