Rozdział 27

Ostatni rozdział na dzisiaj, bo więcej nie zdążę napisać XD Jak ktoś chce sprawdzić, ile rozdziałów napisałam w jeden dzień, to sprawdźcie notkę pod rozdziałem :>

Bartek uchylił oczy, jeszcze na wpół śpiąc.
Przez chwilę czuł się dziwnie, bo ciężar na jego piersi lekko przeszkadzał mu w oddychaniu. Potem jednak zerknął na osobę, która na nim drzemała, i cały dyskomfort przeszedł jak ręką odjął. 

Delikatnie pogłaskał ciemne, miękkie włoski i westchnął, kładąc głowę na poduszce. Jego kochanie...
Co prawda, Bartek przez sen czuł, jak młodszy rzuca się na nim i coś mruczy, ale nie był w stanie rozróżnić słów, a próby obudzenia niczego nie przynosiły.

Wplótł dłoń w lśniące, miękkie pasemka i zaczął lekko pasować skórę jego głowy. Drugą ręką przycisnął go jeszcze bliżej, jakby chciał, że chłopak w niego wszedł. 

Leżał tak jeszcze chwilę, gdy zaczął zastanawiać się, co on mu właściwie powie. Znaleźli go i wzięli do domu? Okej, no ale dlaczego śpią razem, skoro chłopak ma swój pokój? Musiał coś wymyślić, bo nie mógł ot tak powiedzieć mu, że odkrył, że chłopak jest jego Przeznaczonym. Aru zasługiwał na coś lepszego, niż zwykła rozmowa! Może jakaś kolacja...? Po chwili przypomniał sobie, że przecież chłopak nigdy nie je nic, co wyszło spod ich ręki... Musiał go jeszcze do tego przekonać i będzie świetnie. Westchnął, w dalszym ciągu delikatnie głaszcząc miękkie pasemka, gdy nagle poczuł, że chłopak się ruszył. Uśmiechnął się do siebie szeroko. Chciałby już zawsze tak się budzić. Dzieciak był przekochany! I taki słodki...

Poczuł, że chłopak zaczyna się budzić i zaczął delikatnie całować go po głowie. Boże, ale on ładnie pachniał! 
Nagle przestał, bo kątem oka dostrzegł śliczne, granatowe tęczówki w zaskoczeniu wpatrujące się w niego.
- Cześć... - Mruknął szczęśliwy. - Wyspałeś się? - Spytał i wyciągnął dłoń, zahaczając palcami o policzek. Gdy tak wyciągał do niego dłoń, widział, jak granatowe oczy rozchylają się w przerażeniu. Jedną ręką trzymał go w pasie. Przeniósł dłoń na jego plecy i zaczął powoli go głaskać. Zmartwił się, gdy wyczuł, jak chłopak zaczyna się trząść.
- Zimno ci? - Spytał zatroskany. Chłopak wtulał się w niego i spał pod grubą kołdrą, i kocem. Niemożliwe, by było mu aż tak zimno. 

Ten tylko patrzył na niego, rozszerzonymi ze strachu oczami, drżąc na całym ciele. Bartek naprawdę zaczął się martwić. Wyciągnął dłoń, żeby pogłaskać go po policzku, lecz nagle chłopak wyskoczył z łóżka tak gwałtownie, że Bartek niemal dostał zawału. Usiadł, w dalszym ciągu czując, że jego serce bije nieco zbyt szybko i odetchnął, żeby uspokoić oddech. Chwilę rozglądał się za chłopakiem. Zauważył go, skulonego w rogu pomieszczenia, w ciele wilka. Stał z podkulonym ogonem, wpatrując się w niego w przerażeniu.
- Mały, już dobrze, nic się nie dzieje. - Zaczął i wstał, a wtedy chłopak ugiął lekko łapy. Nie wyglądało to, jakby przygotowywał się do ataku, a do... Ucieczki. Po chwili wilk zaczął się zniżać, aż całkowicie położył się na ziemi.
Wyglądał tak... Biednie i bezbronnie... Jakby chciał wcisnąć się w podłogę. Patrzył na mężczyznę swoimi okrągłymi, granatowymi oczkami, nawet nie mrugając. 

Jego Przeznaczony był tak przerażony, że on sam czuł jego strach i to tak wyraźnie, jakby właśnie był w stanie zagrożenia życia. Zmienił się w wilka i ostrożnie zaczął podchodzić do chłopaka. Nie miał pojęcia, co się właśnie stało... Czy zrobił coś źle? Jeśli zrazi do siebie Arona, to nigdy tego sobie nie wybaczy. Przygryzł lekko wargę i pochylił się w jego stronę. Zamarł, gdy usłyszał pełen przerażenia pisk. Wilk wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. Bartek na prawdę nie wiedział, co zrobił nie tak. Czuł też złość. Był zły, bo czuł strach swojego szczeniaka. Podświadomie odbierał to jako niebezpieczeństwo, a przecież obiecał sobie, że jego druga połówka będzie bezpieczna!

Zbliżył się jeszcze, ale z każdym krokiem słyszał ciche, przerażone i błagalne piszczenie.
- Nie bój się, mały. - Mruknął, wpatrując się w te granatowe oczęta. - Powiesz mi, co się stało? - Poprosił cicho i usiadł parę metrów dalej. Jego kochanie nadal usilnie starało wcisnąć się w panele na podłodze, z pyskiem przyciśniętym do desek i zlęknionymi oczami, wpatrzonymi w większego wilka. 
Wstał i podszedł do niego, lecz gdy zbliżył się znowu usłyszał ten pisk. Tym razem, gdy uniósł głowę zobaczył, że puchate policzki zrobiły się wilgotne i poczuł, jakby ktoś pchnął go nożem. Bolało... 

---

Tak cholernie się go bał... Niech da mu już spokój! Co on robił z nim w jednym łóżku?! Chciał chociażby zerknąć na drzwi, ale cały dosłownie zesztywniał ze strachu. Dlaczego ten tak się o niego troszczył?
Jedyne, o czym teraz marzył, to zwinięcie się w kłębek, najlepiej przy kominku i odpoczynek. A ten baran stojący przed nim skutecznie mu to utrudniał. 

W końcu zebrał się w sobie. Zerknął szybko na drzwi, ale ten to zauważył. Poczuł się jak ten sam, mały chłopiec, który chował się po kątach przed pasem ojca, za to, że ten na niego spojrzał.
Jeszcze bardziej wcisnął się w podłogę. Gdyby tak mógł się w nią wtopić! Ależ to by było bezpieczne miejsce...

---

Nie miał pojęcia, co zrobił źle. Chłopiec był taki wystraszony, że przypominał małe dziecko, a nie nastolatka. 
- Co się stało, mój mały? - Spytał go cicho. Tak cholernie się martwił, że zapomniał już o całym Bożym świecie. Liczyła się tylko ta przerażona kuleczka przed nim. Podszedł do niego, z bólem serca ignorując ciche, przerażone piski i pochylił głowę, żeby liznąć go między uszami. Jakież było jego zdziwienie, gdy Czarny odsunął swoją głowę maksymalnie w tył, jakby chciał ukryć ją między barkami. Drugi wilk westchnął.
- Przepraszam, jeśli zrobiłem coś źle, ale naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić. - Szepnął smutny. 
Czuł, że powinien go zostawić na chwilę, żeby doszedł do siebie, ale jego wilk nie chciał o tym słyszeć. Najchętniej wziąłby swojego Przeznaczonego i przycisnął do siebie. Nie miał pojęcia, czemu ten jest taki przerażony. Przecież tylko go pogłaskał... 
Nagle wpadł na coś. Było to tak proste rozwiązanie, że zwyczajnie o nim nie pomyślał. 

Przecież chłopak mógł bać się dotyku, prawda?
A obudził się widząc, jak przyjaciel przywódcy watahy go głaszcze i przytula. Miał ochotę walić głową w mur. ,,Idiota! Idiota! Idiota!", powtarzał w myślach jak mantrę.
- Boisz się mnie? - Spytał cicho, zmieniając się w człowieka i siadając dwa metry od niego. Czarny uniósł lekko głowę widząc, że napastnik się cofnął, a potem kiwnął nią smutno. 

***

Jestem kurde Bogiem.       

Ależ bym miała z tego zapasów!
Ale cóż, uznajmy, że to był taki maratonik z okazji rozpoczęcia wakacji :D

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top