Rozdział 12 - Najzuchwalszy z Jedi (Część 1)
Przed Kenobim i jego uczniem stała Padawan Aayla Secura. Uświadomiwszy sobie, że zapewne widziała, jak wisiał swojemu Mistrzowi na plecach, Anakin zaczerwienił się. Dobrze, że nie była tak sztywniacka jak Dina, albo inne dziewczyny Jedi.
Zwróciła się do Kenobiego po imieniu, więc musiała skądś go kojarzyć. Pewnie słyszała to i owo o jego reputacji... Durnym dzieciakom ze swojego Klanu Anakin nie zamierzał przedstawiać Obi-Wana, z Twi'lekańską Padawanką zapozna go bardziej niż chętnie! Uśmiechnął się w duchu. Nareszcie jakoś odwdzięczy się przyjaciółce za wszystkie dobre rady! Przedstawiając swojego odjazdowego Mistrza, na pewno sprawi jej przyjemność i...
- Aayla.
Słysząc ciepły głos Obi-Wana, Anakin zamrugał.
Hę? „Aayla"?
- Miło cię widzieć – uśmiechając się, Kenobi położył dziewczynie dłoń na ramieniu. – Wydaje mi się, czy urosłaś od naszego ostatniego spotkania?
- Nieznacznie – odwzajemniła uśmiech. – Ty zmieniłeś się bardziej.
- A, tak, TO – wzdychając, rudy mężczyzna przejechał palcami po włoskach na brodzie. – Opinie są podzielone, ale większość osób uważa, że mi pasuje.
- Na pewno wyglądasz dojrzalej.
Wytrzeszczone oczy Anakina skakały od Obi-Wana do Aayli. Chłopiec nie mógł uwierzyć. Od tygodni planował scenę, w której przedstawiał przemiłej Twi'lekance swojego Mistrza, a teraz okazało się, że niepotrzebnie się trudził, bo dziewczyna już znała Obi-Wana.
Co więcej – wydawała się znać go dobrze. Sądząc po tym, jak swobodnie się przy nim zachowywała, całkiem możliwe, że znała go nawet lepiej od Anakina. Chłopiec poczuł lekkie ukłucie zazdrości. Nie uszło jego uwadze, że Obi-Wan bez wahania dotknął ramienia jego przyjaciółki – a był mężczyzną, który nie wyrywał się do kontaktu fizycznego, jeśli absolutnie nie musiał! Skoro witał się z Aaylą w tak poufały sposób, to zapewne zaliczał ją do uprzywilejowanego kręgu osób, przy których bardziej się odsłaniał.
Anakin wcale mu się nie dziwił, bo Twi'lekanka była naprawdę cudowną osobą. I to nie tak, że nagle zaczął mniej ją lubić, tylko...
Bańka, w której dotychczas siedział z Obi-Wanem, z cichym pyknięciem pękła. Skywalker nie był już „jedyną bliską osobą, z którą Kenobi spędzał czas, odkąd wrócił do Świątyni". Na horyzoncie pojawiła się Jedi, którą rudy mężczyzna znał już wcześniej. To był lekki szok.
- A właśnie! – Obi-Wan przypomniał sobie o obecności ucznia. – Aayla, przedstawiam ci...
- Och, my już się znamy! – Twi'lekanka wyszczerzyła do chłopca zęby. – Ja i Anakin poznaliśmy się w stołówce jakiś miesiąc temu. Wiedziałam, że jest twoim Padawanem, ale nigdy nie poruszałam z nim tego tematu. Mieliśmy zasadę, by nie rozmawiać o naszych Mistrzach.
Kolejne zaskoczenie! Choć tym razem nie aż takie. Anakin mógł się domyślić, że Aayla wiedziała, czyim był Padawanem – przy wszystkich plotkach, które krążyły po Świątyni, musiałaby być strasznie nieogarnięta, by się nie zorientować. To miłe z jej strony, że tak czy siak uszanowała decyzję małego przyjaciela, by nie wspominać o Kenobim.
- Mieliście zasadę, by nie rozmawiać o swoich Mistrzach? – Obi-Wan powtórzył, uśmiechając się kpiąco. – Ciekawe, dlaczego?
Powiedział to takim tonem, jakby doskonale znał ich powody, a przynajmniej powody Aayli. Twi'lekanka wzdrygnęła się.
Anakin uświadomił sobie, że od jakiegoś czasu stoi z wytrzeszczonymi oczami jak kretyn, więc dobrze by było, gdyby się odezwał.
- Nie wiedziałem, że wy się znacie – bąknął, nie mając lepszego pomysłu, co powiedzieć. – I to tak dobrze.
- Cóż... właściwie to nasza bliska znajomość wzięła się trochę z przypadku – zdawkowo powiedział Obi-Wan. – Dobrze znam Aaylę, tylko i wyłącznie dlatego, że dobrze znam jej Mistrza. Nie żebym z tego powodu narzekał. Dzieli nas spora przepaść wiekowa, ale mamy wiele wspólnego. Ja i Aayla należymy do specyficznego typu Padawanów, których Mistrzowie nie lubią przestrzegać zasad i...
Głos ugrzązł Kenobiemu w gardle. Rudy mężczyzna przypomniał sobie, że już nie jest Padawanem, a na jego twarzy odmalował się ból. Anakinowi również zrobiło się przykro.
Twi'lenka w mig wychwyciła zmianę nastroju.
- Obi-Wan... znaczy, Mistrzu Obi-Wanie... - poprawiła się szybko.
- Nic nie szkodzi – nauczyciel Anakina wydał zmęczone westchnienie. – Ja też nie mogę się przyzwyczaić do „Mistrza Obi-Wana".
Aayla spuściła wzrok.
- Chciałam złożyć ci kondolencje z powodu Mistrza Qui-Gona – wyszeptała. – W imieniu własnym i Mistrza Vosa.
Vos? – zdziwił się Anakin.
A więc Mistrzem Aayli był niejaki... Vos? Chłopiec miał wrażenie, że już gdzieś słyszał to imię (albo nazwisko?), choć za nic nie mógł sobie przypomnieć, gdzie.
Obi-Wan skinął dziewczynie głową. Wyraźnie nie miał ochoty rozmawiać o Qui-Gonie.
- A właśnie, Quinlan jest u siebie? – spytał zmęczonym tonem.
- Niedawno wrócił z Kashyyyk – Aayla skrzywiła się z niesmakiem. – Z tego, co słyszałam, wylądował jakąś godzinę po tobie.
Quinlan!
No, TO imię Anakin skojarzył w mig! To tego całego Quinlana Obi-Wan określił mianem facetem, który „bierze rzeczy bez pozwolenia, a potem oddaje je w kawałkach". A,, i chyba jeszcze „pije piwo z Zabrakami", czy coś w tym stylu. I ten koleś był Mistrzem Aayli?
Twi'lekanka wydała ciężkie westchnienie i powiedziała:
- Kiedy tutaj szłam, wydawało mi się, że słyszę, jak biega po korytarzu i wywrzaskuje jakieś...
- Obiiii-Waaaan! – z oddali dobiegł dziarski męski głos.
Obi-Wan i Aayla jednocześnie przycisnęli sobie dłonie do twarzy i wydali zrezygnowane „O, nie...".
- No świetnie – Kenobi wycedził zza rozpostartych palców. – To tyle jeśli chodzi o mój święty spokój w pierwszy dzień od powrotu do Świątyni.
Anakin zaczął się rozglądać za tajemniczym przybyszem. Radosne nawoływania wydawały się dochodzić zza krzaków.
- Ładnie to tak, chować się przed najlepszym kumplem? Wiem, że gdzieś tam jesteś, stary! Tę twoją sztywniacką Sygnaturę w Mocy wyczuwam na kilometr! Możesz nawet wskoczyć do sedesu, a i tak nie ukryjesz się przed moim... zaraz, zaraz! – właściciel głosu nagle się rozpromienił. – Wyczuwam coś jeszcze! Czy to zapach mojego kwiatuszka?
Oczy Aayli wytrzeszczyły się w panice.
- Nie, nie, nie, nie, nie! – dziewczyna wyciągnęła przed siebie ręce, jakby w jej stronę pędził pies z wywalonym językiem i próbowała go powstrzymać przed zbyt agresywnym pokazem czułości. – Mistrzu, błagam, nie, NIE przy ludziach!
- Gdzie moja śliczna Padawanka?
- Nawet się NIE waż! – Twi'lekanka zacisnęła zęby. – Tylko spróbuj, a nie wybaczę ci nawet za tysiąc...
Nie zdołała dokończyć zdania, bo mężczyzna, który wyskoczył z krzaków, zaczął ocierać się swoim policzkiem o jej policzek. Jednocześnie trzymał ją za ramię i za mackę na głowie, by mu nie uciekła.
- Wciąź gniewamy się, zie odeśłałem cię ź Kashyyyk? – wymruczał, naśladując dziecięcy szczebiot.
- Masz natychmiast przestać! TYLE RAZY mówiłam, byś nie szarpał mnie za lekku! Dobrze wiesz, że tego nie znoszę! A w ogóle to przestań pocierać tym swoim niewygolonym łbem o mój policzek... FUJ! Ty w ogóle myłeś zęby?! Puść mnie wreszcie!
- Ech, co za bezduszna z ciebie kobieta. A ja tak za tobą tęskniłem! W każdą noc płakałem do poduszki, myśląc o tym, że muszę biegać po bagnach i tropić handlarzy żywym towarem bez mojej słodziutkiej uczennicy u boku... Myślałem, że mi serce pęknie!
Pierwsza myśl Anakina odnośnie Mistrza Aayli była taka, że ten koleś w ogóle nie wyglądał jak Jedi. A właściwie to nie wyglądał nawet jak człowiek! Bardziej jak małpa, która uciekła z dżungli, łamiąc po drodze każde napotkane drzewo.
Dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się, można było zobaczyć, że Quinlan Vos w istocie był człowiekiem, a nawet był Jedi, o czym świadczył dyndający przy pasie miecz świetlny. Acz nie ulegało wątpliwości, że wysoki mężczyzna wyróżniał się na tle zadbanych i dostojnych strażników pokoju...
Karnację miał ciemniejszą od Obi-Wana, choć nie tak ciemną jak Windu. Z głowy wyrastała mu plątanina gęstych czarnych włosów, które sięgały łopatek i spokojnie mogły zostać pomylone z sierścią Wookiego. Choć i tak nie był to najbardziej rzucający się w oczy element powierzchowności dzikusa. Tutaj ewidentnie należało wymienić tatuaż na twarzy – przecinający nos żółty pasek, ciągnący się od jednego ucha do drugiego. Również strój, w którym paradował Vos, różnił się od tradycyjnego ubioru Jedi – tunika o zgniłozielonym kolorze była pozbawiona rękawów, zaś umięśnione przedramiona zostały obwiązane czarnymi bandażami ochronnymi.
Choć wygląd to i tak nic – największe wrażenie robił zapach!
Jeśli Obi-Wan Kenobi był najschludniejszym Jedi w Świątyni, to Quinlan Vos ewidentnie zasługiwał na miano największego niechluja. Nawet stojąc w znacznej odległości, Anakin bez problemu mógł wyniuchać unoszącą się w powietrzu woń składającą się z błota, potu, lasu, sierści jakiegoś zwierzaka, oleju do polerowania myśliwca i Jabba wie, czego jeszcze! A skoro nawet on wyczuwał tę „eksplozję zapachów", to co dopiero musiała przeżywać Aayla.
Nic dziwnego, że nie chciała powiedzieć, kto był jej Mistrzem.
Ładne dziewczyny, takie jak ona, zwykle uciekały przed facetami pokroju Vosa na drugi koniec Galaktyki! Choć nie wszystkie. Ślicznotki, które Skywalker pamiętał z Mos Espa, najpierw przez dobre kilka tygodni wzdychały do „niewychowanych prostaków", a potem głośno jęczały, jak to „złamano im serca, ale nie szkodzi, bo zostały miłe wspomnienia, i kurde, spotkanie takiego faceta to jednak była przygoda życia". Anakin ani trochę ich nie rozumiał. Dobrze, że kobiety Jedi były mądrzejsze.
Aayla wreszcie zdołała odepchnąć od siebie Mistrza.
- Masz się do mnie nie zbliżać, dopóki nie weźmiesz prysznica! – ostentacyjnie odwróciła się do niego plecami i gniewnie skrzyżowała ramiona. – A skoro już zapytałeś... TAK, nadal jestem zła o Kashyyyk! Odesłałeś mnie do domu, choć miałam zaledwie kilka zadrapań.
- Kilka złamanych żeber, to nie jest „kilka zadrapań", kwiatuszku – teatralnie wzdychając, Vos potarł podbródek. W przeciwieństwie do Obi-Wana nie miał tam starannie przystrzyżonej brody, lecz hodowlę drobnych kłujących włosków.
- Ty TEŻ byłeś ranny!
- Oj tam, ranny. Ledwie dwa razy dostałem po mordzie. Dobrze, że przed twoim wyjazdem podebrałem ci kilka tamponów z plecaka. Gdy zaczęło mi lecieć z nosa...
- Dokończ to zdanie, a cię ZABIJĘ!
- Ależ, Padawanie, po co ta złość? Nawet Mistrz Yoda uważa, że podczas przedzierania się przez dżunglę, prezerwatywy to najlepsze manierki na wodę, a tampony to najlepszy sposób na...
- Quinlan! – syknął Obi-Wan. – Już i tak zgwałciłeś wyobraźnię wszystkich potencjalnych słuchaczy w promieniu dwudziestu metrów. Zrób przysługę otoczeniu i NIE kończ tego zdania!
Na widok Kenobiego, Vos rozpromienił się.
- Obi-Wan! Wiedziałem, że gdzieś tu jesteś, stary! Cholera, jak ja dawno nie widziałem tej twojej gładziutkiej, krótko ostrzyżonej...
Urwał, wybałuszył oczy, po czym bez żadnego ostrzeżenia wybuchł głośnym śmiechem. Zgiął się w pół, złapał się za brzuch i rechotał w tak niedyskretny sposób, jakby chciał się upewnić, że usłyszą go nie tylko w promieniu dwudziestu metrów, ale w ogóle w całej Świątyni.
- Nie mogę... Nie wytrzymam! Spójrz na niego, Aayla... wygląda jak stara dupa!
Obi-Wan obserwował reakcję kumpla z lekkim zażenowaniem, Aayla zakryła dłonią twarz i zaczęła mamrotać do swojego Mistrza, by „zachowywał się adekwatnie do swojego wieku", zaś Anakin zapragnął zapodać kolesiowi solidnego kopniaka w tyłek.
No dobra, nowy wygląd Obi-Wana mógł szokować, ale to nie powód, by robić z siebie takie widowisko! Normalne osoby śmiały się może przez dziesięć sekund, a potem przestawały, natomiast Vos sprawiał wrażenie, jakby zamierzał śmiać się bez końca. Rechotał w tak niekontrolowany sposób, jakby czymś się naćpał.
- Nie mogę... - wył, klepiąc się w udo. – Na pomoc... Zabijcie mnie... Dajcie mi butlę z tlenem! Łahaha...
- Cieszę się, że moja nowa fryzura przypadła ci do gustu – Obi-Wan wycedził, patrząc na drugiego mężczyznę zmęczonym wzrokiem.
- Stary, poważnie – Vos wytarł spod oka pojedynczą łzę. – Zapowiadałeś, że jak spuszczą cię z padawańskiej smyczy, pozwolisz szronikowi na głowie trochę urosnąć, ale nie sądziłem, że aż tak pojedziesz po bandzie!
Słuchając o „spuszczaniu z padawańskiej smyczy" Kenobi wyraźnie spochmurniał. Najdyskretniej, jak się dało, Aayla szturchnęła swojego nauczyciela łokciem.
- Mistrzu – szepnęła. – Kondolencje!
- I jeszcze ta broda... - Ciche rechoty Vosa w dalszym ciągu nie ustawały. – Qui-Gona z siebie robisz, czy jak?
- Mistrzu! – Twi'lekanka syknęła przez zęby. – Powinieneś. Złożyć. Kondolencje!
- A tyle razy zarzekałeś się, że za nic nie zapuścisz włosków, tak jak twój Mistrzunio! Wciąż marudziłeś, że musiałeś mu wyczesywać te kudły, bo on był do tego za leniwy. Normalnie nie wytrzymam... Kenobi z długimi włosami! Łahaha... świat się kończy! Serio, nie sądziłem, że kiedykolwiek to zobaczę. Nareszcie wszyscy się dowiedzą, że jesteś rudy jak... AŁA!
Dziewczyna w końcu nie wytrzymała i nadepnęła swojemu Mistrzowi na nogę. Posłał jej rozżalone spojrzenie.
- Kwiatuszku, za co to było?
„Za co?" – pomyślał wzburzony Anakin. – On jeszcze się pyta, „ZA CO"?! Jak śmie wspominać o Qui-Gonie w taki... tak... jakby... jak gdyby nigdy nic?! Co on sobie myśli, by bez żadnych oporów rozmawiać o Qui-Gonie w obecności Obi-Wana. No i w MOJEJ obecności!
Zaczerwieniona z zażenowania Aayla wymownie skierowała oczy w stronę Kenobiego. Niewychowany małpiszon drapał się po głowie przez dobre dziesięć sekund, zanim wreszcie załapał aluzję.
- A, kondolencje! – z cichym plaśnięciem uderzył pięścią w otwartą dłoń.
No, brawo! – w myślach wycedził Skywalker. – Choć nie musisz aż tak się wydzierać!
Vos ułożył usta w dzióbek, szeroko rozłożył ręce i ruszył w stronę kumpla.
- Chodź się przytul, stary! – wycharczał, zamykając Kenobiego w niedźwiedzim uścisku i mocno klepiąc go w...!
Oczy Anakina omal nie wyszły z orbit. Kątem oka chłopiec zauważył, że Aayla wyglądała na równie wzburzoną, co on.
Nie no, kurde, TO już jest przegięcie! I wcale nie chodziło o uścisk, choć i on sam w sobie był wystarczająco bulwersujący.
- Quinlan... - Obi-Wan cicho odchrząknął.
- No co tam, mordeczko? – Vos wymruczał, wciąż miażdżąc drugiego mężczyznę w uścisku.
- Zdajesz sobie, że klepnąłeś mnie w tyłek? – Kenobi spytał zupełnie obojętnym tonem. Jakby pytał o pogodę.
Dzikus odsunął kumpla na odległość ramienia.
- W tyłek? – powtórzył, przekrzywiając głowę i wyglądając na autentycznie zdziwionego. Albo świetnie udając zdziwienie.
- W tyłek.
- Kurde, serio? Trafiłem cię w pośladki? Byłem pewien, że to twoje plecy!
- Nie, Quinlan, to były pośladki.
- Naprawdę? Kiedyś tam były twoje plecy! Urosłeś od naszego ostatniego spotkania, czy co?
- Podobnie jak ty mam dwadzieścia pięć lat – krzyżując ramiona, Obi-Wan cicho parsknął. – Zapewniam, że zarówno moje plecy jak i moje pośladki od dłuższego czasu są w tym samym miejscu.
Zszokował protegowanego tym, że patrzył na Vosa nie tylko z niezadowoleniem, ale też... z rozbawieniem. Jakby zostanie trzaśniętym w tyłek było zachowaniem, które go irytowało, ale jednocześnie zachowaniem, które ani trochę go nie dziwiło.
- Nie przejmuj się, w moje plecy też nie trafia – zrezygnowanym tonem wtrąciła Aayla. – Celność psuje mu się za każdym razem, gdy... - Nagle wytrzeszczyła na Vosa oczy, jakby coś sobie uświadomiła. – Zaraz. Mistrzu, czy ty... czy ty masz kaca?!
- Co to w ogóle za pytanie! – dzikus odparł urażonym tonem. – Kwiatuszku, przecież znasz moją politykę odnośnie „korzystania z życia". Powinnaś już od dawna wiedzieć, że ja zawsze mam kaca!
- Ona to wie, Quinlan – uważnie przyglądając się kumplowi, powiedział Obi-Wan. – Tyle że teraz, jak tak na ciebie patrzę, to wyglądasz na jeszcze bardziej skacowanego niż zwykle.
- No, w mój ostatni dzień na Kashyyyk u Wookich była dzika popijawa – Vos przepraszająco wzruszył ramionami. – Grzechem byłoby nie skorzystać. Ale bez obaw! Rada na pewno niczego nie zauważy!
Niebieska twarz Aayli pobladła.
- Powiedz, że nie idziesz składać raportu Radzie Jedi ubrany w taki sposób! – błagalnym tonem Twi'lekanka zwróciła się do Mistrza.
- Właśnie – zawtórował jej równie rozgorączkowany Obi-Wan. – Powiedz, że nie idziesz do nich w takim stanie! I w takim stroju! Quinlan, nie obraź się, ale jesteś tak sponiewierany, że wyglądasz jak bezdomny!
- Oj tam, znowu, bezdomny! – od niechcenia wybierając bród spod paznokcia, rzucił Vos. – Nie rozumiem, o co się czepiacie. Co to jest, kilka plamek na krzyż...
- Ale pamiętasz, że mówimy o najważniejszych osobach w Zakonie Jedi? – Kenobi uniósł brew. – Wiem, że ciężko przewidzieć ich nastrój, ale mam jakieś takie wrażenie, że ta zaschnięta krew na twojej tunice może im się trochę nie spodobać.
- Stary, daj spokój... przecież oni znają mnie od bachora! – sponiewierany mężczyzna przewrócił oczami. – I co? Mam do nich iść wypindrzony jak jakiś laluś? Chłopie, przecież to byłaby masakra... przyprawiłbym tych wszystkich biedaczków o zawał! Jeszcze pomyślą, że mnie podmienili, albo coś.
- W sumie... - Obi-Wan rozmasował podbródek. – Może rzeczywiście coś w tym jest? Jak na urodziny Aayli dałeś się zaciągnąć SPA i wyszedłeś stamtąd wyglądając jak normalny człowiek, to praktycznie cię nie poznałem.
- No właśnie! Ci nasi Mistrzuniowie z Rady i tak mają już tyle na głowie... przecież nie będę niepotrzebnie ich stresował! Co ja sadysta jestem? Albo, nie daj Mocy, przypierdzielą się do mnie i zaczną marudzić, że jak się cały wypucowałem, to na pewno miałem jakiś ukryty motyw, może zataiłem coś w raporcie, albo coś w ten deseń. Na cholerę mi to potrzebne? No i jest jeszcze Windu... biedaczyna przeszedł ponoć niedawno jakąś straszną traumę. W tych trudnych czasach miałbym go pozbawiać jego ulubionej rozrywki, jaką jest zjebanie mnie od góry do dołu i pomarudzenie, jak to „zaniżam kulturę osobistą Zakonu"? Popatrzy sobie na mnie, ponarzeka i od razu poczuje się lepiej! Zresztą, o czym my w ogóle mówimy Obi-Wan... Przecież wiesz, że nigdy nie przejmowałem się reputacją.
- Eghm, małe przypomnienie – chłodno odezwała się Aayla. – Masz Padawana – wymownie uniosła brew. – Twój Padawan też ma reputację!
- Nie histeryzuj, kwiatuszku! Qui-Gon non stop odwalał numery przed Radą, a Obi-Wan wcale nie miał przez to zszarganej reputacji.
Już któryś z kolei raz od przybycia kumpla, Kenobi wzdrygnął się, jakby ktoś wbił mu w pierś szpilę. Rozwścieczony Anakin zapragnął, by ktoś chwycił za megafon i wygłosił ogólny komunikat dla całej Świątyni:
„Halo? Prosimy o uwagę wszystkich przebywających w budynku Jedi, ze szczególnym uwzględnieniem capiących na kilometr osobników z czarnymi robalami zamiast włosów! Dwa miesiące temu zginął Mistrz, który był bardzo ważny dla Obi-Wana Kenobiego i Anakina Skywalkera! Jego strata NADAL boli, więc uprzejmie prosimy, by NIE wypowiadać imienia tego wspaniałego mężczyzny, ani tym bardziej nie wspominać o nim w taki sposób, jakby wcale nie umarł i nikt za nim nie tęsknił. W tym miejscu obowiązuje, kurde, limit bycia nietaktownym! I jak jakieś brudasy, które spierdzieliły z Ogrodu Zoologicznego chcą sobie na ten temat pogadać, to niech robią to w zaciszu swojego bagna! Dziękujemy za uwagę, do widzenia".
- Powinieneś przynajmniej przebrać górę – starając się odwrócić uwagę od niefortunnego komentarza o Qui-Gonie, mruknęła Aayla.
To był błąd.
- Może masz rację – ku zbulwersowaniu reszty towarzystwa, Vos zdjął tunikę i rzucił ją uczennicy.
Dobre przynajmniej to, że coś pod spodem miał - podkoszulek z kolorowymi odciskami wielkich łap. Czyżby prezent pożegnalny od Wookich?
- Jestem twoim Padawanem, nie pokojówką! – próbując wygrzebać macki spomiędzy fałd materiału, fuknęła Aayla. – Jak chcesz, by ktoś zrobił ci pranie, znajdź sobie droida!
- Ty mi znajdź. Ciebie lubią bardziej.
Chcąc jak najszybciej pozbyć się Bawełnianej Katastrofy Ekologicznej, jaką była tunika Mistrza, dziewczyna przywołała przejeżdżającego nieopodal robocika. W międzyczasie Vos zwrócił się do Obi-Wana:
- Już tęsknię za Wookimi – pożalił się. – Oni nie przejmują się takimi pierdołami jak paradowanie w czystym i eleganckim wdzianku!
- Trudno się dziwić – Kenobi kpiąco się uśmiechnął. – Ich wdzianko to w zasadzie jeden i ten sam zestaw kłaków.
- Ej, a w ogóle, gdybyś wiedział, jaką dziką akcję mieliśmy tuż przed moim wylotem! – Quinlan znowu zaczął zaśmiewać się do rozpuku. – Bo widzisz... zaraz po tej popijawie, o której ci mówiłem... zaczęliśmy grać w pokera rozbieranego – ledwo mogąc złapać oddech między rechotami, klepał kumpla po ramieniu. – Jarzysz? Poker rozbierany... z Wookimi! Wiesz, niektórzy to rzeczywiście mieli, co zdejmować... to całe żelastwo, które oni noszą... sam wiesz, łażą uzbrojeni po zęby! Ale obczaj, jaka faza, stary... Jeden to normalnie tak się narąbał, że chciał zedrzeć z siebie futro! Rozumiesz to? Futro chciał sobie zedrzeć! Łahaha... myślałem, że nie wytrzymam! Dobrze, że koledzy go powstrzymali, bo inaczej...
- Quinlan!
Dopiero makabryczna opowieść o wyrywaniu futra przypomniała Obi-Wanowi, że w pobliżu były osoby, które nie powinny czegoś takiego słuchać. A konkretniej jeden osobnik. Dziewięcioletni.
Anakin niecierpliwie szurał butami po chodniku, czekając, aż Mistrz wreszcie go przedstawi. Nie żeby perspektywa poznania długowłosego i wiecznie skacowanego niechluja była jakoś szczególnie ekscytująca - Skywalker po prostu nie znosił być ignorowany! Nie mógł zdzierżyć myśli, że jakiś obcy facet zagarnia sobie całą uwagę JEGO mentora. Dobrze, że Obi-Wan wreszcie się opamiętał i postanowił przerwać opowieść o „pokerze z Wookimi".
- A właśnie, Quinlan... - cicho odchrząknął. – Chciałem ci przedstawić...
- Ej, zaraz! – Vos wszedł mu w słowo. – Nie powiedziałeś mi jeszcze, jak było na Fenis! Od tygodni mam ochotę cię o to zapytać... Kurde, stary, żebyś ty wiedział, jakie plotki krążą w barach na Kashyyk! Nic ci nie jest, chłopie? Na tej twojej planetce to ponoć taka rzeź była, że...
- NIE było żadnej rzezi, Quinlan! – Obi-Wan syknął, kątem oka zerkając na Anakina.
- Jak nie było? Słyszałem, że osaczyli was w pałacu i chcieli wysadzić was w powietrze razem z setką niewolników. Spoko luz, człowieku, wiem jak jest... jak nie chcesz o tym gadać, kumam. Po prostu się o ciebie martwiłem, okej? W końcu nie co dzień słyszysz, że do twojego kumpla celują z...
- Wystarczy! – rzucając swojemu Padawanowi kolejne zaniepokojone spojrzenie, Kenobi uciszył przyjaciela. – POTEM sobie spokojnie usiądziemy i pogadamy o Fenis, ale teraz nie jestem w nastroju, jasne?
Serduszko Anakina wydało kilka niespokojnych drgnień. Obi-Wan opowiadał mu o swojej misji w taki sposób, jakby to był spacerek po parku, a w rzeczywistości mógł zginąć?! Już wiadomość o ataku na myśliwiec była dość wstrząsająca... słowo „rzeź" było zdecydowanie ZBYT obrazowe.
A jakby tego było mało, Vosa znowu naszło, by wspominać o zmarłym mentorze kumpla.
- Dobra, już dobra, przecież mówiłem, że nie musimy o tym gadać! – dzikus wydał ciężkie westchnienie i rozmasował kark – Po prostu mnie zaskoczyłeś, okej? Jak ostatnim razem byłeś na Fenis z Qui-Gonem, to gdy wróciłeś do domu, nie chciałeś gadać o niczym innym. Non stop trajkotałeś, że to najniebezpieczniejsze miejsce, w jakim kiedykolwiek byłeś i że twoja noga już nigdy więcej tam nie postanie!
- Mistrzu, naprawdę... - sprawiając wrażenie kompletnie załamanej, jęknęła Aayla.
Oddała śmierdzącą tunikę w mechaniczne ręce droida i obecnie wpatrywała się w nauczyciela z takim wyrazem, jakby nie miała już do niego siły.
- Nie mógłbyś choć trochę uważać na słowa? – zwróciła się do niego sfrustrowanym, a jednocześnie zmartwionym tonem. – Nawet nie złożyłeś Obi-Wanowi porządnych kondolencji! A teraz, jak gdyby nigdy nic gadasz sobie o...
- Kondolencje-srajdolencje – głęboko wzdychając, Vos przewrócił oczami. – Powiedzieć ci coś, Aayla? On wcale tego nie chce – kciukiem pokazał Obi-Wana.
Na moment zapadła cisza. Zaintrygowany tym, co usłyszał, Anakin powoli przesunął wzrok na swojego Mistrza. Kenobi póki co nie odniósł się do słów przyjaciela, a jedynie stał w milczeniu, krzyżując ramiona. Wyraz twarzy miał niemożliwy do rozszyfrowania.
Twi'lekanka zmarszczyła brwi. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz Vos nie dopuścił jej do słowa.
- Uwierz mi, kwiatku, ja go znam całe życie – stwierdził, kręcąc głową. – On nie chce ani kondolencji ani robienia ze śmierci Mistrza jakiegoś wielkiego i straszliwego tabu. Wiesz, co naprawdę boli, Padawanie? Gdy wszyscy chodzą wokół ciebie na palcach, uważają, by nie pisnąć słówka o zmarłym, ale im nie wychodzi, bo imię tej osoby tak czy siak wisi w powietrzu i przy najmniejszym wspomnieniu wbija ci szpilę w serducho. Albo gorzej: gdy nie możesz przejść dziesięciu metrów, by nie usłyszeć kondolencji. „Ojej, jak sobie radzisz? Trzymasz się jakoś? Wszystko gra?" Porzygać się można! Mogę się założyć o wszystkie niewyprane gacie, jakie mam, że odkąd wylazł z myśliwca, Obi-Wan niczego innego nie słuchał. I że ma tego wszystkiego serdecznie dość. On woli przyjąć ból na klatę! Uwierz mi, mała, z tym jest jak zepsutym zębem. Skoro śmierć Qui-Gona ma wyrżnąć dziurę, to niech ta dziura wyrżnie się jak najszybciej, zamiast poszerzać się kawałeczek po kawałeczku. Potem wystarczy już tylko wstawić plombę!
- Niby tak, ale... - głos Twi'lekanki nie brzmiał już tak pewnie, jak chwilę temu. – Ale lekceważenie, z jakim do tego podchodzisz, jest mimo wszystko...
- On ma rację – niespodziewanie rzucił Obi-Wan.
Zarówno Anakin jak i Aayla wytrzeszczyli na niego oczy.
- To miłe, że próbujesz przywołać go do porządku, ale ma rację – zmęczonym tonem powtórzył Kenobi. Miał minę osoby, która po dłuższych rozważaniach, ostatecznie zdecydowała się połknąć gorzkie lekarstwo. – Naprawdę mam już dosyć kondolencji. Doceniam, że ty i wiele innych osób mi je złożyliście, ale faktem jest, że mam dosyć. A niewymawianie imienia Qui-Gona rzeczywiście niczego nie ułatwia. Jest tak, jak powiedział Quinlan... To imię tak czy siak wisi w powietrzu przy każdym najmniejszym wspomnieniu.
Ramiona dziewczyny rozluźniły się, zaś odbijające się na niebieskiej twarzy wzburzenie przerodziło się w wyraz współczucia. Młoda Padawanka zdawała się bez problemu zrozumieć sedno problemu.
Adept Skywalker nie mógł powiedzieć tego samego o sobie.
Choć nie przestawał gapić się na Obi-Wana, olśnienie nie nadchodziło. Chłopiec już wcześniej zauważył, że ciągłe wysłuchiwanie kondolencji działało jego Mistrzowi na nerwy, a mimo to nie potrafił zrozumieć, dlaczego Kenobi tak łatwo pozbył się prawa niewypowiadania imienia Qui-Gona.
Przecież to było JEGO prawo. A właściwie to ICH prawo – Obi-Wana i Anakina. Po tym, jak Qui-Gon zmarł, mieli święte prawo, by nie mówić o nim i warczeć na wszystkich, którzy ośmielili się wypowiedzieć jego imię. Niesłychane, że Obi-Wan postanowił zrezygnować ze swojego świętego prawa, tylko dlatego że jakiś brudas zaczął mu prawić popaprane pseudomądrości o zepsutych zębach!
Kto normalny daje sobie wycinać próchnicę z własnej woli? – ze wściekłością patrząc na Vosa, pomyślał Anakin. – Ja NIGDY nie dałbym nikomu zrobić sobie dziury w zębie! Jak ma się psuć, to niech się powoli psuje. Może wyleczy się sam z siebie?
Słysząc natychmiastową zgodę kumpla, Quinlan rozpromienił się.
- Widzisz, mordeczko? Co ty byś beze mnie zrobił! – wyciągnął swoją brudną łapę i poklepał nią Obi-Wana po policzku. – Ty to jesteś taki uprzejmy i grzeczniutki, że sam z siebie pewnie byś nie powiedział ludziom, że mogą sobie wsadzić kondolencje w dupę. Ej, mam świetny pomysł! Wiesz, co naprawdę dobrze ci zrobi? Terapia szokowa! Zgodnie z jej założeniem, jak będziesz wystarczająco długo trzymał rozżarzony węgiel, przestanie cię piec ręka. Zrobimy ci to samo z imieniem twojego Mistrzunia! Będę ci je powtarzał tak długo, aż się przyzwyczaisz. Qui-Gon, Qui-Gon, Qui-Gon...
- QUINLAN, CHCĘ CI KOGOŚ PRZEDSTAWIĆ!
Najwyraźniej jedynym sposobem na powstrzymanie Vosa od wyrzucania z siebie potoku głupot było złapanie go za kudły i zmuszenie, by łaskawie skupił uwagę na czymś innym. Obi-Wan tak właśnie zrobił – dosłownie złapał za gniazdo czarnych włosów i siłą obrócił głowę kumpla w stronę chłopca, który był ignorowany zdecydowanie za długo.
- Quinlan, to jest mój Padawan, Anakin Skywalker. Anakin, to jest...
- Ojooj, masz Padawana? – Vos wydał zachwycony pisk. – Jaki słodki! Mogę pogłaskać?
- To chyba nie jest... - zmieszany, Obi-Wan wyciągnął dłoń, ale nie zdążył powstrzymać dzikusa.
Anakin czuł, że zaraz roztopi się ze złości. Jeszcze kilka sekund temu łudził się, że ten koleś już nie zdoła go bardziej rozwścieczyć, ale jak widać się pomylił. Ktoś, kurde, płacił, temu niechlujowi, by zachowywał się jak potłuczony? Albo, by dokuczał dziewięciolatkom? Z kim ten Obi-Wan się zadaje?! W Świątyni było tylu Jedi... Czemu musiał zakumplować się akurat z tym gościem?!
- Rajuniu, popatrz na te puci puci policzki – trajkotał Vos. - I na te słodziutkie małe uszka. Jak ja dawno nie widziałem takiego uroczego malusiego dzieciątka Padawaniątka!
Chłopiec musiał użyć całej swojej siły woli, by nie skorzystać z zabójczego kopniaka, którego nauczył się na zajęciach! Na kupy bantów! Nie dość, że dźgano go w twarz brudnym paluchem, to jeszcze obchodzono się z nim, jak z jakimś... za przeproszeniem... zwierzątkiem domowym!
- Proszę, nie bierz tego do siebie – z miną pod tytułem „zaraz umrę ze wstydu" jęknęła Aayla. – Mój Mistrz zawsze taki jest.
Obi-Wan posłał protegowanemu spojrzenie będące mieszaniną rezygnacji i współczucia.
- Anakin, ten „tak zwany" dorosły człowiek, który właśnie doprowadza cię do szału, to mój najlepszy przyjaciel, Quinlan Vos – powiedział zmęczonym tonem. - Najlepszy przyjaciel i okazjonalnie wrzód na tyłku.
- Okazjonalnie, to znaczy, kiedy? – Vos na moment zrezygnował z dźgania Anakina, by posłać kumplowi skołowane spojrzenie.
- No wiesz, wtedy, gdy zachowujesz się jak idiota – Kenobi uniósł brew.
- A! Wtedy! – Quinlan jedynie wzruszył ramionami. - No cóż, nie mogę zawsze być idealny. Pamiętaj, mały, jakby ktoś szukał najatrakcyjniejszego faceta w Świątyni, to możesz mieć pewność, że chodzi o mnie. A w ogóle to, ile masz lat, Padawniątko?
- Nie twój interes! – warknął czerwony ze złości chłopiec.
- Anakin, trochę kultury! – Obi-Wan skarcił protegowanego. - Dobre wychowanie nakazuje, by powiedzieć „Nie twój interes, Mistrzu Vos".
Słysząc tę intrygującą przyganę, Anakin złośliwie się uśmiechnął. Zaczął od niechcenia zastanawiać się, czy gdyby kazał brudnemu dzikusowi się „odpierdolić", to Kenobi nie miałby nic przeciwko tak długo, jak formalności zostałyby zachowane.
„Spierdalaj, Mistrzu Vos".
To brzmiałoby tak pięknie...
- Teoretycznie jest dorosłym Jedi, więc powinieneś zwracać się do niego z szacunkiem – Obi-Wan dodał po chwili. - No, ALE... Jeśli w ramach samoobrony przed jego bezczelnością zechcesz zapodać mu „przypadkowego" kopniaka między nogi, wiedz, że nie mam z tym problemów.
- No popatrz, Padawaniątko... - rechocząc, Vos poklepał przyjaciela po plecach. - Jaki żartowniś z tego twojego Mistrzunia! Cieszę się, że po tych wszystkich ciężkich przeżyciach nie stępił ci się dowcip, mordeczko!
- Anakin, ja mówiłem poważnie. Jak chcesz go kopnąć, nie krępuj się. Tylko nie zapomnij potem przeprosić i powiedzieć, że „zrobiłeś to niechcący".
- Wbrew pozorom, nie tak łatwo kopnąć mnie w jaja. Kto jak to, ale ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej.
Quinlan poczęstował Obi-Wana złośliwym uśmieszkiem. Kenobi nie pozostał dłużny.
- Mój Padawan jest ode mnie niższy, więc aż tak nie rzuca się w oczy – zaanonsował zdawkowym tonem. - Może będzie miał więcej szczęścia ode mnie?
- Taaa, może – Vos rozmasował podbródek i obrzucił chłopca zaciekawionym spojrzeniem. - Rzeczywiście jest strasznie niski. Te, dzieciaku, a ty nie jesteś przypadkiem za mały na Padawana?
- NIE jestem mały! – zaprotestował wzburzony Anakin.
- No weeeź, nie bierz tego do siebie.
Czarnowłosy dzikus pochylił się nad uchem chłopca i tonem, który wręcz ociekał dwuznacznością, wymruczał:
- Może teraz jest mały, ale przecież kiedyś urośnie...
- MISTRZU! – niebieska skóra na twarzy Twi'lekanki przez moment była niemal całkowicie czerwona.
- Ale o co ty się tak burzysz, Aayla? Myślałaś, że o czym mówiłem? To chyba oczywiste, że mówiłem o jego śliczniusim sztywnym małym nosku. Teraz jest krótki, ale kiedyś... AŁA!
Gdy dwa obleśne palce złapały go za nos, Anakin nie wytrzymał i zwyczajnie ugryzł gnoja w rękę.
- Kurde, Obi-Wan... - chuchając na zaczerwienione miejsce Vos posłał kumplowi rozżalone spojrzenie. - Weź mu załóż kaganiec, czy coś!
- Czemu? – złośliwie się uśmiechając, odparł Kenobi. - Patrzenie, jak cię ugryzł to najlepsza rozrywka, jaką miałem od dwóch miesięcy.
- Wybacz, Mistrzu Vos – całkowicie nieszczerym tonem wycedził Anakin. - To było niechcący.
- Widzisz, jaki bystry? – kciukiem wskazując ucznia, radośnie zawołał Obi-Wan. – Prawda, że szybko się uczy?
Był wyraźnie zachwycony wybrykiem protegowanego. Zaś chłopiec był zachwycony faktem, że jego wybryk poskutkował tak ewidentną dumą w oczach Mistrza. Nooo, skoro obserwowanie poszkodowanego Vosa sprawiało Obi-Wanowi taką przyjemność, to Anakin będzie bardziej niż chętny, by...
- A tak na poważnie... - korzystając z faktu, że kumpel był zajęty zranioną ręką, Kenobi uchwycił wzrokiem protegowanego i półgębkiem oznajmił. – Mimo wszystko lepiej go nie gryź. Nie wiadomo, gdzie się szlajał.
O KURDE, RACJA!
Przeklinając fakt, że w pobliżu nie było żadnej szczoteczki do zębów, chłopiec poprzysiągł sobie, że następnym razem kopnie Vosa zamiast go ugryźć.
- Ech, nie da się ukryć, spryt ma po tobie – kręcąc głową, czarnowłosy dzikus zwrócił się do Obi-Wana. - Ty i twój uczeń nie jest tak seksowni jak ja i moja Padawanka, więc musicie to sobie czymś rekompensować.
- Tylko TY jeden uważasz, że jesteś seksowny! – syknęła Aayla.
- Nieprawda – Vos uniósł palec wskazujący. - Uważa tak również ze dwadzieścia samic Wookich. Chociaż sam nie wiem... ze cztery to wyglądały bardziej jak faceci. Wiesz, jak to jest z tymi futrzakami, stary – posłał Kenobiemu znaczące spojrzenie. - Nie ogarniesz.
- Może i dobrze, że wreszcie opuściłeś Kashyyyk – Obi-Wan odparł z błyskiem rozbawienia w oczach. - Aż jestem ciekawy... Gdy wracałeś na statek, to wsiadłeś na niego bez problemu, czy może musiałeś przed kimś uciekać?
- Ach, cóż to była za epicka ucieczka! Już ty się nie bój, opowiem ci wszystkie pikantne szczegóły. Będziemy mieć na to mnóstwo czasu!
Anakin poruszył się niespokojnie. „Mnóstwo czasu"? Ale jakie „mnóstwo czasu"?! To zabrzmiało tak, jakby...!
Quinlan bez problemu uchwycił zmianę w nastroju dziewięciolatka. Opierając dłoń na biodrze, posłał rozgniewanemu chłopcu łobuzerski uśmieszek.
- A ty co tak na mnie patrzysz, Padawaniątko? Chyba nie sądziłeś, że zagarniesz Obi-Wana dla siebie. Twój Mistrzunio ma już dzisiaj plany.
- Ma plany? – wytrzeszczając oczy, wysapał Anakin.
- Eee... mam plany? – równie zdziwiony, Obi-Wan uniósł brwi. - Jakie?
- Jak to „jakie"? – żachnął się Vos. - Idziesz dzisiaj ze mną do baru. Tak się nawalimy, że nawet Moc nam nie pomoże!
- Eee... nie jestem pewien, czy chcę.
- No raczej, że chcesz, mordeczko. A nawet musisz! Nie masz wyjścia.
- Obi-Wan niczego NIE musi! – nie zważając na fakt, że zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, Anakin tupnął nogą.
Tym sposobem postawił swojego Mistrza przed dylematem. Wcześniej Kenobi był załamany wyłącznie zachowaniem Vosa – wyraźnie nie podobało mu się, że kumpel w tak frywolny sposób rozprawia o „nawalaniu się", gdy w pobliżu kręciło się dziewięcioletnie dziecko. Teraz jednak dziwnym zachowaniem zabłysnął również Anakin. Biedny Obi-Wan skakał wzrokiem od kumpla do protegowanego, nie mogąc się zdecydować, którego z nich przywołać do porządku.
Zanim udało mu się dokonać wyboru, Quinlan wydał przeciągłe westchnienie.
- Ech, mały... - dociskając palce do czoła, pokręcił głową. - Widzę, że nie jesteś tak kumaty, jak twierdzi twój Mistrzunio, więc będę musiał ci to wytłumaczyć.
Oparł przedramię o bark Obi-Wana i uśmiechnął się. Był to uśmiech faceta, który powoli i z premedytacją zjada świeżą marchewką, z uciechą obserwując, jak słodki mały króliczek wściekle wali łapkami w ściany klatki.
- Jak doskonale ci wiadomo, dwa miesiące temu zginął Qui-Gon. Twój Mistrz dopiero co stracił najważniejszą osobę w życiu, więc musi pójść do knajpy i solidnie się nawalić. A potem się porzygać. Jak każdy dorosły facet odreagowujący ciężką stratę. Oczywiście sam by na to nie wpadł, bo to sztywniacka dupa, dbająca o wizerunek porządnisia... ale na całe szczęście ma genialnego i pełnego współczucia kumpla, który pomoże mu władować w siebie procenty w tych trudnych chwilach.
- Wiesz, Quinlan... - Obi-Wan uniósł brew. - Ja bym mimo wszystko wolał, byś wstrzymał się z udzielaniem podobnych lekcji, dopóki mój Padawan troszeczkę nie podrośnie.
- Kiedy to szczera prawda! Jak masz dusić w sobie cały ten smutek, to już lepiej choć się ze mną nawalić.
- Ale...
- Nie, nie, nie, żadnego „ale"! Niczym się nie martw, mordeczko! Po wszystkim nawet potrzymam ci wiadro.
- Jakie to miłe z twojej strony – wycedził Kenobi.
Anakin miał ochotę coś rozwalić. Zamiast długiego i „mądrego" wykładu, usłyszał następujący przekaz:
„Łahaha, zobacz, mogę się bezkarnie opierać o bark Obi-Wana, a także włazić z buciorami w twój udany dzień, zagarniając całą uwagę twojego Mistrza i co mi zrobisz, dzieciaku?"
Och, Anakin miał całą masę pomysłów, co mógłby zrobić temu dzikusowi! Większość z udziałem miecza świetlnego bądź klapy od sedesu. Kitster namówił go kiedyś na wysmarowanie siedziska w kiblu mega mocnym klejem – wrzask Watto był słyszalny w całym Mos Espa! Tylko najpierw trzeba by ustalić, gdzie było mieszkanie Vosa. I jak się do niego dostać. W sumie, nie było stuprocentowej pewności, że ten facet w ogóle gdzieś mieszkał – może chodził spać do dżungli? Z kibla może też nie korzystał? A co jeśli srał, gdzie popadło? Na kogoś takiego wyglądał...
- No już, nie miej takiej zbolałej, minki – Quinlan wymruczał do Anakina. - To twój Mistrz, mały. Będziesz go miał dla siebie na wiele długich pięknych lat, podczas których będziecie spierdzielać przed blasterami, grzać sobie nawzajem dupska w jaskiniach, taplać się w błocie, rozbijać się myśliwcami na planetach i w ogóle upojnie spędzać razem czas, próbując nie dać się zabić. Wiesz, takie typowe rozrywki, które Padawaniątka mają ze swoimi Mistrzami. Będziecie się fajnie razem bawić, ale na razie chłopina ma traumę, więc musi iść się nawalić. Rozumiesz, dla dobra zdrowia psychicznego.
- Obi-Wan NIE MUSI nic robić! – ryknął czerwony ze złości chłopiec.
- Anakin, nie daj mu się podpuszczać – Kenobi wtrącił zrezygnowanym tonem. - On się wydurnia.
- Ooch, jakie słodziutkie wkurzone dziecko! – wciąż bezczelnie wisząc na ramieniu przyjaciela, zaszczebiotał Vos. - Twój malusi Padawan tak uroczo wygląda, gdy się złości.
- Nie jestem uroczy!
- Nie jeśtem uloczy!
- Przestań mnie przedrzeźniać!
- Psieśtań mnie psedzeźniać!
- Anakin, poważnie – z miną, jakby oglądał w holotelewizji niezbyt śmieszny kabaret, Obi-Wan pokręcił głową. - Im szybciej nauczysz się go ignorować, tym szybciej przestanie ci dokuczać.
- Po prostu zachowuj się dojrzalej od niego – westchnęła Aayla. – Biorąc pod uwagę, że ma mentalność pięciolatka, nie jest to specjalnie trudne.
Vos zignorował zarówno kumpla jak i uczennicę. Nie odrywał rozbawionego wzroku od Anakina.
- A tak w ogóle – uwalił się na ramieniu Obi-Wana obiema rękami i leniwie ułożył podbródek na nadgarstkach. – Zamiast kłócić się ze mną i być zazdrosnym o Mistrzunia, nie musisz gdzieś iść, Padawaniątko? Mogę się mylić, ale maluchy w twoim wieku chyba mają o tej porze zajęcia?
Anakin, który już szykował się do odwarknięcia bezczelnemu Mistrzowi czegoś nieprzyjemnego, zastygł z szeroko otwartymi ustami. O kurde! Tyle się działo, że zupełnie stracił poczucie czasu! To prawda, że miał to duże... baaardzo duże okienko, ale...
- O nie! – pisnął, zerkając na zegarek.
- Och, nie! – Vos westchnął melodramatycznym tonem. - Ktoś spóźni się na lekcję.
- Jeszcze nie jestem spóźniony – Anakin wyrzucił z siebie, patrząc na wyraźnie zestresowanego Obi-Wana – Przysięgam, nie jestem!
- Ale będziesz, jeśli zaraz nie zaczniesz biec, prawda? – wzdychając, spytał Kenobi.
Chłopiec odpowiedział nerwowym przełknięciem śliny. Strzał w dziesiątkę!
- Daj mi swojego datapada – wyciągając rękę, poprosił rudy mężczyzna. – Zsynchronizuję go z moim komlinkiem, byśmy mogli bez problemu się odnaleźć. Niczym się nie martw. Spotkamy się po twoich zajęciach. Gdy tylko pozbędę się Quinlana, wrócę tutaj i będę na ciebie czekał.
- Ej! – Vos zajęczał, udając urażonego.
Dłonie Anakina zanurkowały w przypiętej do pasa sakwie. O ile go pamięć nie myliła, kolejne zajęcia miały zostać poprowadzone przez najwyrozumialszego Mistrza w Świątyni, to znaczy przez Yodę, ale tak czy siak nie wypadało się spóźnić. Zwłaszcza jeśli Obi-Wanowi tak bardzo zależało na punktualności.
Chłopiec naprawdę chciał zrobić wszystko, by nie stresować dzisiaj swojego Mistrza. Rozpaczliwie pragnął pokazać mu, że jest sumiennym i pracowitym dzieckiem, i że warto było do niego wrócić.
Jak na złość datapad nie dawał się wyciągnąć. Każdy człowiek miał jakąś wadę, której nie dawało się wyleczyć nawet kilkunastoma kazaniami dziennie. W przypadku Vosa było to niechlujstwo, a w przypadku Skywalkera – bałaganiarstwo, zbieractwo i ogólnie antytalent do porządkowania rzeczy. W sakiewce panował taki sam (jeśli nie gorszy) chaos jak w pokoju chłopca. Spychając na bok puste opakowanie po śniadaniu, śrubokręt i linijkę, Anakin starał się nie patrzeć na Obi-Wana – był niemal pewien, że Mistrz obserwuje jego zmagania ze zniesmaczoną miną.
Kiedy chłopiec wreszcie wyciągnął... a właściwie to wyszarpnął nieszczęsnego datapada z sakwy, niechcący zrzucił na podłogę kulkę, którą nosił przy sobie od czasu niefortunnych zajęć z Windu. Był zdeterminowany, by nauczyć się ją podnosić, więc ćwiczył przy każdej możliwej okazji. Z cichym szuraniem przedmiot poturlał się po podłodze. Anakin schylił się, by go podnieść, jednak nie zdążył, gdyż drobny obiekt dosłownie uciekł mu spod paluszków. Poleciał w górę, prosto do ręki...
- Pierwszy! – zamykając kulkę w pięści, zawołał uradowany Vos.
- Oddawaj! – chłopiec warknął, po czym przypomniał sobie wcześniejszą uwagę Obi-Wana i błyskawicznie dodał: - Znaczy... zabieraj swoje brudne łapy od mojej kulki, Mistrzu Vos.
- No dobra, raju! – westchnął Quinlan. – Weź trochę wyluzuj, dzieciaku! Przecież nie będę cię okradał z...
Oczy dzikusa nagle się rozszerzyły, a on sam zaczął się głośno śmiać. O ile to możliwe, rechotał jeszcze donośniej niż wtedy, gdy pierwszy raz zobaczył nową fryzurę Obi-Wana.
- No nieee... - zawył, jedną ręką wciąż ściskając kulkę, a drugą klepiąc się w biodro. – Nieee, serio... Wooki zdzierający z siebie futro i Obi-Wan zapuszczający lwią grzywę to były rozbrajające akcje, ale to... TO jest hardkor nad hardkorami! Cholera, mały... gdybyś tylko wręczył mi tę kulkę za tydzień... mogłeś mi ją dać na urodziny! To byłby najlepszy prezent świata! Hihihi... O cholera... No nie mogę... Nie wytrzymam! Ktoś to zrobił... To się stało... To się naprawdę STAŁO!
Anakin kompletnie zgłupiał.
Ale CO się stało? – miał ochotę zapytać.
Czemu ten facet ściskał jego kulkę i śmiał się jak potłuczony? I o co mu chodziło z tym całym prezentem na urodziny? Gość miał jakieś rozdwojenie jaźni, czy co? Może o to chodziło w tym jego porąbanym zachowaniu? Może to po prostu chory psychicznie biedak, któremu trzeba współczuć?
Reakcja Vosa już sama w sobie była dziwna, ale reakcja Obi-Wana była jeszcze dziwniejsza. Zamiast zareagować na odpał przyjaciela szokiem, Kenobi obserwował rechoty drugiego mężczyzny z mieszaniną... obawy i zaciekawienia?
Co się dzieje? Czyżby Skywalker o czymś nie wiedział?
Owszem, nie wiedział. Ale za chwilę miał dowiedzieć od Aayli. Lekko speszona, pochyliła się w jego stronę i wyszeptała:
- Anakin, słuchaj... Bo widzisz... Mój Mistrz specjalizuje się w psychometrii.
- W czym?
„Psychometria" brzmiała jak jakiś termin powiązany z Przyprawą. Albo z chorobą psychiczną. Czyżby chłopiec niechcący trafił w dziesiątkę i Vos miał coś z głową? Czy to możliwe, że ten dzikus brał do ręki losowe przedmioty i zachowywał się jak naćpany?
Niestety, prawda okazała się o wiele gorsza.
- „Psychometria" albo „Echo zmysłów" to wykorzystywanie Mocy do odczytywania pamięci różnych przedmiotów – wyjaśniła Aayla.
Co? To przedmioty mają pamięć? – zdziwił się Anakin.
- Kiedy coś robimy, zostawiamy po sobie ślad w Mocy, a niektórzy Jedi są bardzo dobrzy w interpretowaniu go – widząc, że młodszy kolega nadal nie rozumie, dziewczyna zastanowiła się chwilę, po czym dodała: - No wiesz... na przykład... gdy dotkniesz myśliwca, jesteś w stanie stwierdzić, gdzie ten myśliwiec był, kto nim leciał, jakie odwiedził systemy i tego typu rzeczy. Dlatego mój Mistrz często dostaje misje pod przykrywką, podczas których musi znaleźć coś bądź kogoś. Oczywiście ślady z czasem się ścierają... Zwykle utrzymują się od trzech dni do dwóch tygodni, choć różnie z tym bywa.
Do dwóch tygodni?! O kurde, NIE! Przecież to oznaczało...
- No, no, Obi-Wan – kciukiem pocierając kulkę, Quinlan cicho zacmokał. – Sądząc po tym, co zobaczyłem, masz o jeden powód więcej, by solidnie się nawalić!
- Czyli że, co dokładnie zobaczyłeś? – Kenobi zaczął wyglądać na poważnie zaniepokojonego.
O nie, błagam, nie mów mu tego, NIE MÓW MU TEGO!
Zamiast na przyjaciela, Vos spojrzał na Anakina. Wpatrywał się w niego z takim wyrazem, jakby oglądał go po raz pierwszy.
- Ty to jednak masz jaja, Skywalker – oznajmił, z uznaniem kiwając głową. – Ja w twoim wieku nie miałem odwagi, by tak pyskować do Windu!
- Do CZEGO nie miałeś odwagi?! – Obi-Wan wyrzucił z siebie piskliwym głosem.
Quinlan kompletnie go zignorował.
- Nie mogę się zdecydować, która część podobała mi się najbardziej – wymruczał rozmarzonym tonem. – Jak mu powiedziałeś, by się na ciebie nie gapił, to było naprawdę niezłe... chociaż nie, najbardziej epicki to jednak był moment, gdy kazałeś mu się wyciszyć. Nie no, kurde... szacun, mały! Teraz, jak to wszystko widziałem, mogę umrzeć szczęśliwy.
- Ale to wszystko żart, prawda? – Kenobi lekko szturchnął Vosa w ramię, bezskutecznie próbując zwrócić jego uwagę. – Prawda, Quinlan? To żart, no nie? Zmyśliłeś to? Błagam, powiedz mi, że to zmyśliłeś!
- Słuchaj, nie sprzedałbyś mi tej kulki? – czarnowłosy dzikus wciąż nie zwracał uwagi na kumpla i patrzył wyłącznie na Anakina. – W wolnych chwilach, będę się nią zaciągał. Dam ci kredytki, które zostały mi z Kashyyyk. Nie będą podejrzewać, że ci je dałem. Pewnie pomyślą, że je przepiłem.
- Anakin, on żartuje, prawda? – palcem pokazując przyjaciela, Obi-Wan skierował wytrzeszczone oczy na protegowanego. – Chce się na mnie odegrać, bo nie chciałem napisać za niego raportu! T-to dlatego wymyślił coś takiego! B-bo wymyślił to... no nie? Przecież ty jesteś bardzo grzeczny i nie zrobiłbyś czegoś tak durnowatego jak to, o czym on mówi! Nie zrobiłeś tego, prawda? Nie pyskowałeś do Mistrza Windu? Nie zrobiłeś tego, prawda?
Czerwieniąc się, Anakin wydał przerażony kwik. I co on, kurde, miał teraz zrobić?! Okłamywanie własnego Mistrza wydawało się najgorszą z możliwych opcji. Ale, z drugiej strony, udzielenie odpowiedzi innej niż „nie, nie zrobiłem tego" wydawało się równoznacznie z odłączeniem Obi-Wana od podtrzymującego życie respiratora!
Pewne było tylko jedno – Kenobi kiedyś się dowie. Windu NA PEWNO nie zatai przed nim takiej rewelacji, gdy wreszcie wróci z Alderaana. Jeśli Anakin teraz nie powie prawdy, później wyjdzie na łgarza. NIE chciał wyjść na łgarza. Nienawidził łgarzy!
Spróbował rozegrać tę rundę najostrożniej, jak się dało. Wziął głęboki oddech:
- Nie zrobiłem tego...
Obi-Wan odetchnął z ulgą.
- ... celowo.
To jedno słówko przygrzmociło w Kenobiego jak strzał z blastera. Rudy mężczyzna lekko zachwiał się na nogach – musiał oprzeć dłoń o ramię Vosa, by nie upaść.
- Co to znaczy: „nie zrobiłeś tego celowo"? – wykrztusił z miną osoby, które dostała patelnią po głowie i teraz błagała Padawana o udzielenie pierwszej pomocy.
Jednak Anakin nie był w stanie pomóc swojemu Mistrzowi. „Nie zrobiłem tego celowo" było jedynym zdaniem, które mógł wypowiedzieć z czystym sumieniem i nie skłamać. Zagłębianie się w szczegóły oznaczałoby wkroczenie na pole minowe, a po czymś takim Obi-Wan mógłby się już nie pozbierać! Chłopiec nie chciał jeszcze opowiadać o tym, co zrobił... Nie bez odpowiedniej strategii! Jakiejkolwiek strategii!
Nieoczekiwana pomoc przyszła ze strony sprawcy tego całego zamieszania.
- Milczenie oznacza zgodę, więc orientuj się! – Vos rzucił do Anakina sakiewkę z kredytkami. – Tylko nie przerżnij wszystkiego od razu! O, a tak w ogóle to ten worek był w różnych dziwnych miejscach, więc na twoim miejscu bym go wyprał. Albo wyrzucił. I biegnij wreszcie na zajęcia, zanim twój porządnicki Mistrzunio zejdzie nam tutaj na zawał. Nie martw się – szczerząc zęby, posłał chłopcu porozumiewawcze mrugnięcie. – Przypilnuję, by nie podciął sobie żył, gdy będzie rozpaczał nad twoim „delikatnym temperamentem". Choć, mordeczko! – objął straumatyzowanego Obi-Wana ramieniem i zaczął go prowadzić w stronę wyjścia. – Pomożesz mi napisać raporcik! Aayla, zawieziesz nas później do baru?
- NIE zamierzam być twoim szoferem! – zaciskając dłonie w pięści, rozjuszona Twi'lekanka ruszyła w ślad za mentorem.
- No weź! Nie bądź, zołzą, kwiatuszku. Naprawdę chcesz, by twój Mistrz prowadził po pijaku?
- Bary, w których pijemy, to raczej nieodpowiednie miejsca dla Padawanów – nieprzytomnie wtrącił Obi-Wan. - Quinlan, o co chodziło z tym pyskowaniem do...
- Oj tam, stary! Zluzuj portki! Co się będziesz teraz tym przejmował? Jak trochę odetchniesz, Padawaniątko samo ci wszystko wytłumaczy. No już, wyluzuj! Opowiem ci świetny dowcip w języku Wookich!
Przy akompaniamencie wycharkiwanych na całe gardło ordynarnych dźwięków, dwaj mężczyźni i Aayla zniknęli z zasięgu wzroku.
Anakin przez pewien czas po prostu stał z głupią miną, aż wreszcie przypomniał sobie, że zaraz spóźni się na zajęcia i zerwał się do sprintu. Nie mógł uwierzyć, że wyrok w sprawie „pyskowania do Windu" został tymczasowo odroczony. I że sakiewka przy pasie zupełnie niespodziewanie stała się cięższa o nieokreśloną ilość kredytek. Uch, co za fart w niefarcie!
Biedny Obi-Wan – chłopiec pomyślał ponuro. – Nie chciałem, by dowiedział się w taki sposób.
To tyle, jeśli chodziło o niestresowanie Mistrza w pierwszy dzień od powrotu do Świątyni. I to wszystko przez jedną głupią kulkę... i przez jednego Quinlana Vosa z durnowatymi zdolnościami!
Znaczy, okej, obiektywnie rzecz biorąc, ta jego zdolność to była kozacka i zarąbiście byłoby coś takiego umieć, ale sam Vos był prawdziwym wrzodem na tyłku! Ugh, co za okropny facet!
No, ale przynajmniej dał ci kasę – szepnął głosik w głowie Anakina. – Więc, można powiedzieć, że częściowo zrekompensował ci kłopoty, w które cię wpakował. I z pewnością był lepszy od tych wszystkich kolesi, którzy zaczepiali Obi-Wana na korytarzu i zasypywali go pytaniami!
Chłopiec tak zagłębił się we własnych myślach, że omal nie wpadł na kolumnę. Dobrze, że w ostatniej chwili skręcił.
Wciąż nie mógł dojść do ładu ze świadomością, że najlepszym przyjacielem Obi-Wana był stroniący od prysznica dzikus. A właściwie to... wciąż nie mógł dojść do ładu ze świadomością, że on, Anakin, nie miał Obi-Wana na wyłączność.
Niby wiedział to już wcześniej – to było logiczne. Kenobi nie był jakimś pustelnikiem, który szedł przez życie, nie zawierając żadnych znajomości. Anakin wiedział to już wcześniej. Tyle tylko, że... No... Tak strasznie tęsknił za swoim Mistrzem, że wyleciało mu to z głowy.
On zostawił wszystkich swoich bliskich na Tatooine i trafił do miejsca, w którym nie znał praktycznie nikogo. Natomiast Obi-Wan wrócił do miejsca, w którym było pełno jego bliskich. Jak dotąd Anakin poznał jedynie Aaylę i Quinlana Vosa, ale przecież podobnych osób musiało być znacznie więcej! Chłopiec nie zapomniał sceny, którą widział, gdy pierwszy raz przyszedł z Qui-Gonem do Świątyni – Obi-Wana otoczonego przyjaciółmi, śmiejącego się z dowcipu opowiadanego przez człowieka o jaszczurzej twarzy. Ciężko było przegapić swobodę, z jaką Kenobi rozmawiał z tamtymi Jedi. Albo z Vosem. Jak wkurzającym indywiduum nie byłby Quinlan, nie ulegało wątpliwości, że świetnie znał Obi-Wana – z pewnością dużo lepiej niż jakiś dziewięciolatek z Tatooine. Uświadomienie sobie tego... bolało.
Odkąd powitał rudego mężczyznę w hangarze, Anakin zaczął myśleć, że to on jest najważniejszym elementem układanki w życiu Obi-Wana. Ale to nie była prawda. On był zaledwie nowym, obcym puzzlem, który wciąż nie do końca się dopasował – inni Jedi istnieli w życiu Kenobiego wiele lat przed nim, znali aspekty charakteru Obi-Wana, których on, Anakin, wciąż nie miał okazji poznać.
Tak strasznie pragnął je poznać. Chciał nadrobić to, czego nie wiedział o swoim Mistrzu z taką samą niecierpliwością, z jaką chciał wcześniej nadrobić swoją wiedzę o Mocy. Odkąd przybył do Świątyni, jego życie było jednym wielkim wyścigiem. Wciąż pędził na przód, choć nie zawsze wiedział, kogo właściwie próbuje przegonić.
Teraz, wyjątkowo, z nikim się nie ścigał. Chciał jedynie zdążyć na czas.
Gdy z piskiem butów zahamował przed salą, odetchnął z ulgą, widząc, że Yoda jeszcze nie przyszedł.
- To trochę dziwne, że się spóźnia – skomentowała Shanti. – Zwykle pojawia się na miejscu z dokładnością co do sekundy!
Jak na zawołanie, zza zakrętu dobiegło stukanie laski. Mistrz Yoda wydawał się mieć nienaturalnie dobry humor.
- Wyjątkowo spóźnienie wybaczyć mi musicie – powiedział między chichotami. – Idąc tutaj, Quinlana Vosa spotkałem. Tak świetny dowcip w Shyriiwooku opowiedział mi, że przez dobre dziesięć minut od śmiechu powstrzymać się nie mogłem!
Druga część rozdziału w czwartek (09.07.2020)
Małe sprostowanko a propos Vosa - opisując jego postać, opieram się na odcinku Wojen Klonów, w którym wystąpił, a także (bardzo luźno) na informacjach z Wookiepedii. Natomiast to, co wydarza się w komiksach czy w książkach to już dla mnie strefa bardziej skomplikowana, w którą nie chcę wnikać. Choć pairing Vos-Ventress kupuję całą sobą ;)
A w ogóle to jak wam się podobał Quinlan w moim wydaniu? Osobiście uwielbiam gościa i cieszę się, że zawitał do "Człowieka Czynu" na stałe.
Gdyby ktoś czuł niedosyt, to Vos występuje również w niektórych One Shotach z serii "Galaktyczne Absurdy". Znajdziecie go między innymi w opowiadaniu "Dobranoc, Padawanie".
Osoby czekające na drugą część "Dobranoc, Mistrzu", mogą spodziewać się jej w najbliższych dniach.
Bardzo wam dziękuję za komentarze, słowa wsparcia, gwiazdki i wirtualne przytulasy. Ostatnio jestem po uszy zawalona robotą i bardzo tego potrzebuję ;)
Jesteście naprawdę cudowni i uwielbiam was!
W przyszłym tygodniu szykujcie się na petardę ;)
Za korektę jak zawsze dziękuję Akaitori07
Dzisiejszy rozdział dedykuję Qischa
Do zobaczenia w następny czwartek i niech Moc będzie z wami!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top