Cynamon, kawa i akcenty czyli sposób ma katastrofę

Lukas popijał espresso z niewielkiej filiżanki. Cała jego miłość do kawy, a było to sporo uczucia, skoncentrowana była na perfekcyjnym czarnym naparze. Cukier czy mleko były według niego grzechem i pewnie dlatego właśnie to Tino obsługiwał klientów. Lukas nie szczędziłby połowie z nich przynajmniej krzywych spojrzeń. Jego spokój został przerwany przez głośny trzask drzwi. Odwrócił głowę do wejścia, w którym właśnie stał jego największy koszmar, kalający jego pracę, radość z życia i kawę. Wysoki Duńczyk z uśmiechem tak szerokim, że Lukas był pewien że mężczyznę boli twarz przemierzył w kilku skokach odległość dzielącą go od lady. 

- Czyść śliczny! - Lukas policzył w myślach do dziesięciu i przypomniał sobie wszystkie znane sobie klątwy. Dopiero wtedy zdecydował się odpowiedzieć. 

- Witam pana, zamówienia składa się kelnerowi przy stoliku, nie tutaj - głos Norwega, nieważne jak ten się starał z pozornie spokojnego na początku pod koniec zdania przerodził się w ostrzegawcze warknięcie. Nieważne że mówił to Duńczykowi od miesiąca. Ten wciąż przychodził codziennie do lady, obdarzał go uśmiechem wiecznego optymisty i witał się zawsze tym samym zdaniem. Na dodatek jego akcent był duński. Miękkie głoski w niektórych wyrazach kaleczyły norweską wrażliwość i wyczerpywały jego zapasy cierpliwości. 

- Oh, ależ oczywiści. Czyli, skoro drugi pracownik jest zajęty to pan przyjdzisz mnie zaraz obsłużyć tak? - zapytał mężczyzna opierając się na o blat. Lukas spojrzał ze strachem na Tino, ale ten posłał mu tylko przepraszające spojrzenie. Właśnie kawiarnia przechodziła prawdziwe oblężenie i chłopak rzeczywiście był zajęty. 

- Ależ oczywiście - mruknął Lukas i z cierpiętniczym westchnieniem odłożył filiżankę. Niech szlag trafi wszystkich Duńczyków, świat będzie szczęśliwszy. No, może nie do końca szczęśliwszy bo zniknie połowa jego całego optymizmu ale świat będzie miał spokój. A że światem Lukasa był sam Lukas, a jedynym Duńczykiem uprzykrzającym mu życie blondyn który z pozoru grzecznie siedział przy stoliku i udawał że przegląda kartę, Norweg był przekonany że ma rację. Wywinął się zza kontuaru i zgrabnym krokiem podszedł do okrągłego stolika. Duńczyk machał nogami pod stołem jak dziecko i patrzył na Lukasa jakby ten był kawałkiem bezowego tortu. To przypomniało Norwegowi że musi dokroić ciasta na wystawę. 

- Czy już się pan zdecydował? - zapytał z wyćwiczonym profesjonalizmem przykładając końcówkę długopisu do kartki w niewielkim notesie. 

- Oh, już dawno - ton i uśmiech Duńczyka wskazywały że jego wypowiedź wyprowadzi Lukasa z równowagi. 

- Więc? 

- Rondka z tobą, dzisiaj, po zomkninciu. Przyjdem jo po cibie - powiedział mężczyzna wciąż się uśmiechając. Lukas nawet się nie skrzywił. Nie pokazał jak bardzo chciałby udusić klienta swojej kawiarni krawatem. 

- Nie umawiam się z klientami, przykro mi - odpowiedział wciąż utrzymując w pełni fachowy ton wypowiedzi - co z karty by pan chciał? 

- Mrożona kawa. Z sosem karmylowym. I bitum śmitaną. Do tego cynomon. Wszystko przyniesione przez mojigo ulubionego baristę - bezczelny uśmiech na ustach Duńczyka gdy ten wypowiadał swoje zamówienie doprowadzał Lukasa do szewskiej pasji. Biedna kawa. Na dodatek cynamon. Norweg nie wiedział kto wymyślił że ten wynalazek diabła może być przyprawą i dlaczego do cholery ktoś go postanowił dodać kiedyś do kawy i, co najgorsze, uznać to za coś smacznego. Na pewno to był jakiś Duńczyk. 

- Oczywiście - warknął i odwrócił się aby odejść. Dał dyskretny sygnał do Tino, który wskazał głową na jeszcze jeden stolik jaki pozostał mu do obsłużenia. Lukas skinął przyjacielowi głową i ruszył w stronę lady. Czucie na sobie wzroku Duńczyka było bardziej niż irytujące. Wrócił w swoje małe odosobnienie. Właśnie skończył robić kawę dla denerwującego gościa gdy Tino wręcz na niego wpadł w pośpiechu. 

- Dobra Lu, dwa razy espresso, raz machiatto i coś dla mnie, już ty wiesz co. 

- Jasne Tino. Zaniósłbyś? - zapytał Lukas podając mu właśnie przygotowane zamówienie. 

- Ależ oczywiście, a ty szykuj. Niech to szlag, ilu ich dziś jest? 

- Za dużo.

- Zdecydowanie. 

- Po odejściu Duńczyka i zakończeniu kawiarnianych godzin szczytu reszta dnia minęła bardzo spokojnie. Lukas właśnie wycierał ostatni stolik, podczas gdy Tino zamiatał podłogę gdy ktoś zapukał w szklaną szybę drzwi. Norweg podniósł głowę i jęknął cierpiętniczo gdy zobaczył cholernego Duńczyka. Drugi mężczyzna był mu już znajomy, a jego widok wywołał pisk radości u Tina. Fin w kilku skokach przeskoczył odległość dzielącą go od drzwi i z rozmachem je otworzył. Lukas spóźnił się z powiedzeniem mu aby nie robił tego za wszelką cenę. O ile Berwald, chłopak Tina ze spokojem przekroczył próg i cywilizowanie przywitał się z miłością życia, o tyle Duńczyk nie wykazał tyle taktu, rzucając się na Lukasa i wywracając go na podłogę. Głośne przekleństwo poniosło się nie tylko po kawiarni ale i chyba po całej ulicy. 

- Proszę mnie puścić proszę pana! - krzyczał Lukas próbując się wyrwać z ciasnego uścisku. 

- Toć ty już nie w procy. Zamkninte przeciż. Teroz, skoro jo już nie jest twoim klientem możemy iść na rondkę. I nie musisz być toki oficjolny. 

- Nie muszę? Dziękuję za pozwolenie. Spierdalaj więc albo zadzwonię po policję cholerny popaprańcu! - krzyknął Lukas i ponownie szarpnął się w ciasnym splocie ramion Duńczyka. Nic z tego. Ten nie tylko go nie puścił ale też uśmiechnął się szerzej. 

- Matthias jestem. Ale przyznosz że sprytny miołem plon coby cię tak przechytrzyć prowda? I jeszcze Ber się nobroł - w tej chwili ktoś złapał Duńczyka za kołnierz i podniósł go ze wściekłego Norwega. Przeciśnięty przez Tina i Berwalda do ściany Duńczyk wciąż nie wydawał się być zbyt przejętym. 

- No to jok?! Pijemy dziś wszyscy czy ty Ber pójdziesz ze swoim chłopokiem a jo zostonę z tym ślicznym Norwegiem co? 

- Ekhem. Chłopcy, dziękuję za pomoc ale my już sobie poradzimy. Macie rezerwację w restauracji - powiedział Lukas zza pleców przyjaciół. Berwald puścił mężczyznę a Tino wypchnął go na zewnątrz. Kiedy dzwonek przy drzwiach zasygnalizował ich wyjście Duńczyk odetchnął i odkleił się od ściany. 

- Dobro, skąd znosz Barwalda? - zapytał utrzymując bezpieczną odległość. 

- Jest chłopakiem mojego współpracownika i współlokatora, to chyba jasne że go znam - odpowiedział Norweg dziwiąc się sam sobie że w ogóle odpowiada Duńczykowi zamiast wyrzucić go za drzwi. 

- Oo, bo wiesz, to się fojnie składa! Bo Ber to mój współlokatur! To my się byndzimy mogli spotykać razem i chodzić na podwojone randki!

- Co. 

- Fojnie prowda?! 

- Proszę opuścić lokal - powiedział Lukas i otworzył drzwi.

- No i super, idzimy na rondke! - krzyknął Matthias, po czym złapał Norwega za rękę, wyciągnął z kawiarni i pobiegł przed siebie. Przekleństwa i zapieranie się rękami i nogami nie dawały kompletnie nic. Próby powiedzenia cholernemu Duńczykowi że Lukas nie zdążył zamknąć kawiarni też nie. Pozostało tylko czekać. Matthias ciągnął za sobą Lukasa dość długo, najwyraźniej oglądając się za jakąś restauracją. Był jednak w Oslo. Tutaj żadna knajpa o tej godzinie nie była otwarta, a o tej do której poszli Tino i Berwald Lukas nie miał zamiaru wspomnieć. Nie chciał psuć przyjaciołom wieczoru. 

- Dobra, kretynie. Mam propozycję. Wrócimy do kawiarni, zamknę ją żeby mnie nie okradli a potem pójdziemy do mnie, ok? - zapytał Lukas zmęczony biegiem. Miał szczerze dosyć tego dnia. Matthias spojrzał na niego zaskoczony po czym z okrzykiem radości rzucił mu się na szyję. Wtedy to właśnie Lukas pierwszy raz w życiu zaczął kogoś dusić. Naprawdę nie miał cierpliwości do tego akcentu. 

- Emil, już jestem! - krzyknął Lukas wchodząc do domu. On i Duńczyk usłyszeli szybkie kroki na schodach i po chwili dostrzegli jasne włosy brata Lukasa, Emila. 

- Jak tam w szkole? Odrobiłeś lekcje? Zrobiłeś sobie jakąś kolację? Jesteś spakowany na jutro? - zaczął wypytywać Norweg przytulając wyrywającego się brata. 

- Czekoj, to twój brociszek? Joki un słodziuchny! - krzyknął Matthias i zaczął oglądać Emila z każdej strony. 

- Ej ej ej, kretynie, kim ty niby jesteś co? Lu, co to ma znaczyć? 

- Nie wnikaj braciszku, idź spać najlepiej. Jutro wcześnie wstajesz. 

- Nie mów mi jak mam żyć! 

- Ciesz się się że masz takiego fajnego braciszka który się o ciebie troszczy i… - monolog Lukasa został przerwany gdy Matthias zaczął dusić obu w ciasnym uścisku. 

- Ale wy jesteście uroczy! Ale ty Lu jesteś jednok ślicznijszy. 

- Hej! Już cię nie lubię! Też jestem śliczny. Jestem, prawda Lu? -zapytał Emil a w jego głosie zabrzmiała niepewność.

- Oczywiście braciszku. On jest po prostu kretynem i się nie zna. Właśnie, a propos, muszę z tobą poważnie porozmawiać. 

- Że… co? Ty i poważna rozmowa? 

- To jo może pójdę do kuchni - mruknął Duńczyk i wycofał się szybko. Nie wiedział gdzie była kuchnia ale poważne rozmowy między rodzeństwem źle mu się kojarzyły. Tymczasem Emil patrzył na brata z jawnym strachem.

- Więc… O czym chciałeś mówić? 

- Otóż, braciszku. Jesteś coraz starszy, powoli zaczynasz… 

- Co ty gadasz Lu? Jeśli chcesz mi mówić o kwiatkach i pszczółkach to nie trzeba. 

- Co? W żadnym wypadku! Chciałem ci tylko powiedzieć żebyś, kiedy będziesz szukał sobie chłopaka, znalazł takiego bez denerwującego akcentu. Proszę.

- Dziwna prośba, ale… Zapamiętam - Emil zaczął powoli się wycofywać. Nie uważał swojego brata po tym wieczorze za osobę kompletnie poczytalną. Kiedy poczuł pod nogami pierwszy stopień schodów odwrócił się na pięcie i pobiegł do swojego pokoju. Tymczasem Lukas zaczął rozglądać się na boki.

- Matthias? Kretynie gdzie jesteś? O cholera, moja kuchnia! - krzyknął Lukas i pobiegł w stronę swojego ukochanego pomieszczenia w którym codziennie przygotowywał kawę. Sam siebie nie uważał za poczytalnego tego wieczoru - nawet się nie waż niczego dotykać ty cynamonowy idioto! 

- Szczęście Lukasa może nie do końca się skończyło, ale na pewno trochę zmieniło formę po poznaniu Matthiasa. Było o wiele mniej przewidywalne i bardziej męczące. Codzienne wizyty w kawiarni i w mieszkaniu, wpadanie bez zapowiedzi. Matthias był specyficzny. Denerwował go jak nikt inny na świecie a jednak coś wciąż powstrzymywało Lukasa od telefonu na policję i zawiadomienia jej o stalkingu i najściach. Na dodatek Duńczyk dziwnie ubzdurał sobie że są razem. Mówił o tym, zabierał Norwega na randki i dusił w wesołych uściskach. Nie posuwał się dalej, ale to wciąż było dziwne. Chociaż dało się przyzwyczaić. Tylko ten akcent dobijał Lukasa bardziej niż cokolwiek. No i ten cynamon. Tego nie dało się wybaczyć. 

- No wiź, Lukos, wypij, za móje zdruwie! - Matthias właśnie próbował go przekonać do wypicia kawy z cynamonem. Zwykłej, czarnej kawy, bez cukru i mleka, ale z cynamonem. 

- Nie wypiję tego świństwa i nawet nie próbuj. I jeśli już masz akcentować nawet moje imię to już mów do mnie Lu, tak jak wszyscy. 

- Lukos, naprowde mogę? To będzie znaczyło że jo już ni tylko twój chłopok ale i pszyjociel?

- Że co, nie czekaj, to nie tak, moment, Matthias, kretynie, nie płacz! - było jednak za późno. Lukas wylądował w ciasnym uścisku a po jego biednym mieszkaniu poniósł się płacz. Norweg niepewnie objął Duńczyka ramieniem. Kiedy ktoś płakał od razu włączał mu się tryb starszego brata. Usłyszał szybkie kroki na schodach. Tino, Berwald który przyszedł wraz z Matthiasem w odwiedziny i Emil zaniepokojeni spojrzeli na scenę przed sobą. A potem na ustach Fina i Emila pojawił się smirk zrozumienia. Tino zaczął popychać swojego chłopaka z powrotem na górę, a Emil zanim zniknął puścił swojemu bratu oczko. 

- Niech to szlag, teraz to dopiero będę sobie o nas myśleć. No już, już nie płacz, hej, Matt - mruknął i uznając że i tak nie ma już nic do stracenia zaczął głaskać przyjaciela po głowie. Kiedy spojrzał na niego ponownie, zaskoczony nagła ciszą, zauważył że Matthias zasnął wtulony w niego ciasno. Nie chciał go budzić. Powinien, ale nie chciał. To był pierwszy raz kiedy zapadła błogosławiona cisza. 

- Lukas… mam sprawę - mruknął Emil gdy Norweg robił sobie poranną kawę. 

- Tak braciszku? 

- Otóż… mam chłopaka i… 

- Świetnie, kiedy mi go przedstawisz? - zapytał Lukas nie przestając mieszać w kubku z czarnym naparem.

- Emmm. Lukas. Nie wiem czy dobrze zrozumiałeś. Mam CHŁOPAKA. Jestem gejem. Nie przeszkadza ci to? 

- Od zawsze wiedziałem że jesteś gejem. Wszyscy w moim otoczeniu to geje. Ja sam jestem chyba bardziej gejem niż kiedykolwiek miałem w planach być. Czemu przyszło ci do głowy że mogę mieć coś przeciwko?

- No, nie wiem, tak jakoś - mruknął Emil i spuścił wzrok zarumieniony. Lukas pogłaskał go po głowie. 

- Hej, spójrz na mnie. Nieważne kogo będziesz kochał, ważne że będziesz szczęśliwy. Zobacz, gdybym miał coś do gejów to Tino by z nami nie mieszkał. Berwald nie byłby moim przyjacielem i o wiele gorzej bym znosił wygłupy Matthiasa na temat naszego domniemanego związku. Zależy mi na tym żebyś był szczęśliwy braciszku, nieważne z kim. No to jak, kiedy mi go przedstawisz? 

- Kiedy tylko opanujemy jego akcent - mruknął Emil mając nadzieję że jego brat go nie usłyszy. 

- Że co? Akcent? Znowu? - Lukas położył głowę na kuchennym blacie - dobra, zorganizuj jakieś miłe spotkanie na ten weekend, na niedzielę, zabierzemy jeszcze Tino i Berwalda i pójdziemy gdzieś razem. Gorzej niż z tym cholernym Duńczykiem nie będzie. 

***

- Ja witający się. Ty będący bratem Emila? Ja mający na imię Leon. 

- A niech was wszystkich szlag - powiedział Lukas cicho. 

- Lukas! - syknął Emil i szarpnął brata za rękaw. 

- Dobrze. Tak, jestem bratem Emila. Nie, nie lubię cię. I w ogóle to co my tu jeszcze robimy? 

- Idziemy na łyżwy! - krzyknął Emil z radością wyrzucając ręce w powietrze. Niewiele było rzeczy które cieszyły go tak jak łyżwy. I niewiele było rzeczy które tak jak łyżwy psuły humor Lukasa. Wcześniej kochał to robić i nawet jeździł na zawody, ale kontuzja wykluczyła go ze wszelkich sportowych aspektów tej dyscypliny. Od tamtej pory rzadko wybierał się na lodowisko. Jednak nie pokazał po sobie że pomysł był niezbyt trafiony. Z kolei Leon zbladł i z przerażeniem spojrzał na swojego chłopaka. 

- L-lodowisko? Ja nie umiejący, ja na pewno na tym lodowisku będę wywracający się! - piszczał chłopak. Lukas słysząc go od razu zmienił zdanie. Uwielbiał lodowiska i bardzo chętnie pójdzie na łyżwy ze swoim braciszkiem. 

***

- Leoś, nie przejmuj się że nie umiesz. Nauczę cię. Dobra, złap mnie za ręce, ja będę jechał tyłem, a ty za mną w porządku? - Emil od kilku minut próbował przekonać Leona do wejścia na lód. Tino z Berwaldem błyskawicznie gdzieś zniknęli, zabierając ze sobą dziecko którego Berwald był opiekunem (kto by pomyślał że zostanie opiekunką do dzieci?), a Lukas wciąż kręcił się w pobliżu. Czekał jak ten sęp na popisy jego chłopaka które będzie mógł skwitować złośliwym smirkiem i wiele mówiącym milczeniem. 

- No Leooś, zrób to dla mnie, przecież krzywda ci się nie stanie - spróbował jeszcze raz.

- No dobrze. Dla ciebie ja nawet mogący wejść na to straszne śliskie. Ale ty obiecujący na pewno że będzie mnie mocno trzymający i nie pozwalający żebym ja upadający? 

- Oczywiście - uśmiechnął się Emil i wciągnął Leona na lód. Na początku musieli opanować rozjeżdżające się nogi chłopaka ale potem powoli udało im się się przejechać kilka metrów bez uszczerbku na zdrowiu jednego czy drugiego. 

- Dobrze ci idzie Leoś! - powiedział Emil kiedy przejechali już pół ściany.

- Ale ty mnie nadal nie puszczający prawda? Ty mnie trzymający cały czas? 

- Oczywiście - w tamtym momencie podjechał do nich Lukas i zatrzymał się robiąc jeszcze drobny piruet. Emil przewrócił oczami. 

- Nie popisuj się Lu.

- Jak się bawicie chłopcy? - zapytał Norweg ignorując  uwagę młodszego brata.

- Ja się świetnie bawiący! Ale nie wiem jak Emil, bo on mi cały czas pomagający - powiedział Leon patrząc niepewnie na swojego chłopaka. Ten przewrócił oczami.

- Jak dla mnie jest świetnie. I spokojnie Leoś, super ci idzie, niedługo będziemy tu przychodzić i zobaczysz,  będziesz lepszy niż Lukas.

- Chciałbyś braciszku. Ale hej hej! Co to za przytulanie? Masz się od niego trzymać na odległość nie mniejszą niż pół metra, ty kretynie i macie zakaz stykania się częścią ciała inną niż dłonie. Tego też bym  wam zakazał, ale ty się zaraz zwalisz na glebę, ledwo stoisz na tych łyżwach a nie chcę cię mieć na sumieniu. Więc, wracając, całować się oczywiście też nie możecie i w ogóle to najlepiej by było gdyby…

- LU! - Matthias, który  pojawił się niewiadomo skąd wpadł w Norwega który z okrzykiem zaskoczenia upadł na lód i tak  już pozostał, przygnieciony ciałem Duńczyka i duszący się w ciasnym uścisku.

- Co nikt mi nie powiedzioł że  wy na lodowiczek idzicie? Toć bym poszedł z wami, wolne dziś miołem - powiedział Matthias kierując pytanie do Emila, który wyglądał lekko niewyraźnie. Ramiona mu się trzęsły i wyglądał jakby miał problem ze złapaniem tlenu.

- Widzisz Matthias, chodzi o to że… ty tak absorbujesz uwagę Lukasa kiedy z nim jesteś… - Emil parsknął próbując mówić w miarę normalnie - że on by mógł kompletnie nie zauważyć  mojego chłopaka - skończył chichocząc.

- To twój chłopok? Jaki foojny! Cześć, Matthias jestem. A ty?

- Ja miejący na imię Leon. Miło mi poznawać.

- Zamknijcie się obaj błagam - zaskomlał Lukas kładąc policzek na tafli lodu. Łokieć Matthiasa gniótł mu wątrobę - puszczaj mnie zboczeńcu, a ty Emil, mały zdrajco…

- A w ogóle to Emil mówi prowdę? Aż taki przystojnioczek ze mnie że aż się nie umisz skupić?

- Niech cię szlag, jasne że nie! - krzyknął Lukas odzyskując głos. Udało mu się ruszyć tak żeby zrzucić łokieć Matthiasa.

-Ty będący hipokrytyzujący Lukas - odezwał się Leon i wszyscy spojrzeli na niego z zaskoczeniem.

- Bo ty nam mówiący że my nie mogący być dotykający a sam się obściskujący ze swoim chłopakiem - Emil w tamtym momencie zrobił się cały czerwony, a jego desperackie próby złapania powietrza były jasnym sygnałem że jego życie jest zagrożone.

- Skąd wiesz gdzie byłem -  warknął Lukas i znowu się szarpnął.

- Tino mi napisoł, bo ni odbierołeś telefonu.

-TINO TY MAŁY ZDRAJCO! - krzyknął Lukas na całe gardło. Emil złapał się za brzuch. Chwilę później podjechali do nich Berwald i Tino, trzymający za rękę blondwłosego sześciolatka.

-Mamo, tato, a czy to tak sie robi dzieci? - zapytał chłopiec wskazując palcem na szarpiącego się Lukasa i śmiejącego się Duńczyka. Emil wydał z siebie dźwięk zawieszony gdzieś pomiędzy jękiem bólu, okrzykiem, parsknięciem a zachłyśnięciem i osunął się na kolana. Teraz drżały już nie tylko jego ramiona, ale cały Emil wyglądał jak podczas jakiegoś dziwnego ataku. Leon spojrzał się na niego z niepokojem.

- Coś ci się dziejące Emiś? Ja mający zadzwoniący po pomoc? - Emil nie dpowiedział. Wciąż się dusząc pokręcił rozpaczliwie głową na “nie”.

-A wiesz co? Jak już będziecie mieli tego dzieciaczka, to on będzie mniejszy ode mnie? I ja będę mógł się z nim bawić? Mamo! Mamo? - Tino jednak nie odpowiedział Peterowi bo przybrał pozycję łudząco podobną do pozycji Emila. Ludzie już od dawna omijali ich szerokim łukiem.

-Tato? Odpowiesz wreszcie?! Tato! - jednak Berwald nie odpowiadał. Za to cały czerwony patrzył na Matthiasa jakby chciał go zabić. Takimi samymi spojrzeniami rzucał w niego Lukas, który gdy myślał już że przymarznie do lodowiska wreszcie złapał za  krawat Duńczyka. Szarpnął mocno i błyskawicznie wydostał się spod wyższego mężczyzny.

- No i zepsułeś! Co z moim przyjacielem? - zapytał  Peter ale wtedy Berwald uznał że będzie dobrym opiekunem i zatkał dziecku buzię dłonią. Może to też dlatego że przemoczony od leżenia na lodzie, potargany i wściekły Lukas wyglądał przerażająco, a sześciolatek chyba zatracił instynkty samozachowawcze. Tak samo jak Emil, który gdy tylko się uspokoił i odetchnął  kilkukrotnie wstał z lodu, otrzepał spodnie i zwrócił się do Leona.

- Leoś, to był ciężki dzień prawda? Nie wiem jak ty  ale ja muszę się zrelaksować - powiedział, po czym upewniając się że Lukas wciąż patrzy pocałował swojego chłopaka. Jego brat  krzyknął coś i w momencie gdy rzucał się w ich stronę za nogi złapał go Matthias, ponownie wywracając. Lukas zaklął szpetnie i spróbował wyrwać się spod silniejszego ciała, gdy Duńczyk zawisł na nim uśmiechając się szeroko.

-Wisz Lu~ Jo tysz jestem bardzo zdynerwowany… - powiedział i pocałował go szybko, zanim Lukas zdążył  pojąć do czego zmierza. I wtedy Lukas pomyślał, że jeśli Matthias zrobi to jeszcze raz, to zadzwoni po policję. Ale to następnym razem. Na razie przekonywał się do smaku cynamonu. Z kolei Berwald, jako przykładny opiekun, zatykał już nie tylko buzię Petera ale i oczy. To dziecko miało w końcu dopiero sześć lat.

***

Haha, wreszcie opowiadanie które nie jest angstem! A może kiedyś pojawi się też tutaj coś nie o nordykach...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top