9

Miguel

Podążałem za Daggerem, który trzymał w ramionach Lilę. Dziewczyna przytulała się do mojego przyjaciela z całych sił. Nie podobało mi się to, ale rozumiałem, że tego potrzebowała. 

Kopnąłem truchło mężczyzny, który chciał zgwałcić Lilę w barze. Miał odciętego kutasa i zmasakrowaną twarz. Adrik się nim zajął. Warto było mieć w załodze przyjaciela, który nie obawiał się wetknąć fiuta w usta innego mężczyzny. Adrik był jednak wybredny i wybierał do seksualnych tortur tylko facetów, których akceptował wizualnie. Sam nigdy nie zmusiłbym go do zabawy z nieatrakcyjnym mężczyzną. Nie lubiłem pieprzyć się z byle jaką kobietą, dlatego wiedziałem, o co w tym chodziło.

- Wszystko dobrze, kapitanie?

Podszedł do mnie Yuno. Jego głos był ostry, ale tak już miał. Yuno był moim dzielnym wojownikiem i szanowałem go. Wysłałem go wraz z Daggerem do domu Lili na Attiranie, aby ją stamtąd zabrali. Mogłem pofatygować się tam samodzielnie, ale wolałem stwarzać pozory bezwzględnego pirata. Chciałem, aby Lila czuła, że wchodziła do paszczy lwa, gdy została wniesiona na mój statek.

- To nie powinno było się zdarzyć - wyznałem, kopiąc po raz ostatni ciało martwego chujka. Jego koledzy śmiali się i dopingowali nas, gdy go mordowaliśmy, ale kiedy się oddaliliśmy, zajęli się jego ciałem. 

- Powinniśmy bardziej jej przypilnować. Nie sądziłem, że ktoś zechce ją zgwałcić. 

- Lila to śliczna i niewinna dziewczyna - zauważyłem, wpatrując się w oddalającą się sylwetkę Daggera z Lilą w ramionach. - To było jasne, że prędzej czy później ktoś ją zauważy.

- Ona naprawdę nie chciała tu być, kapitanie.

Zatrzymałem się. Pozostali członkowie załogi nas wyminęli i wracali na statek. Nie proponowali, abyśmy zostali na tej wyspie dłużej. Mieli prawo mi się sprzeciwić, gdyż należał im się odpoczynek. Ostatnio ciężko pracowali i potrzebowali alkoholu oraz dziwek. Oni jednak byli ze mną solidarni i wiedzieli, że skoro ktoś czyhał na życie mojej zabaweczki, nie chciałem tu dłużej przebywać. 

- Co masz na myśli, Yuno?

Brunet odchylił głowę w tył. Spojrzał w niebo i mruknął. Yuno był niebywale atrakcyjnym mężczyzną. Z naszej załogi to on wzbudzał największe zainteresowanie wśród kobiet. Pewnego razu pieprzyła się z nim matka dziewczynki, którą wzięliśmy jako swoje trofeum. Nie rozumiałem takich ludzi. Jak porządna matka mogłaby z własnej woli iść do łóżka z oprawcą swojego dziecka? 

- Kiedy przyszliśmy po nią do domu, błagała, abyśmy odpuścili.

- Co chcesz mi przez to powiedzieć? Mam ją wypuścić? 

- Ależ nie - odrzekł, uśmiechając się do mnie chytrze. - To byłaby wielka szkoda. Taka dziewczyna to skarb.

- Yuno, do rzeczy. Znam cię i widzę, że coś kręcisz.

- Chodzi mi o inicjację, szefie.

Spojrzałem w ciemne oczy Yuno. Doskonale wiedziałem, że tego oczekiwali ode mnie moi załoganci. Chcieli, abym na ich oczach odebrał Lili dziewictwo. Z początku ten pomysł do mnie nie przemawiał, ale taka była tradycja. Jeśli na nasz statek trafiała dziewica, należało ją wypieprzyć na oczach wszystkich. Nie chciałem tego robić, ale taka była tradycja. Wolałem odebrać Lili dziewictwo w samotności, gdzieś na uboczu, bez atencji innych, ale to by nie przeszło. Moi załoganci pragnęli zobaczyć jej krew na prześcieradle. To miało być upokarzające dla Lili, ale nie mogłem obejść tego prawa. Nawet, jeśli byłem kapitanem.

Podczas inicjacji ważne było również to, że oprócz mnie, nową towarzyszkę mógł wypieprzyć także jeden z pozostałych załogantów. Nie uśmiechało mi się, aby ktokolwiek wchodził w cipkę Lili. Miałem jednak prawo wybrać, kto mógł się z nią pieprzyć. 

Na pewno nie wybrałbym Hectora, który od chwili, w której zobaczył Lili, ostrzył na nią zęby. Nie mógłbym również podarować tej przyjemności mojemu bratu, Victorowi. Był pierdolnięty w łóżku i pieprzył się jedynie z dziwkami, które uwielbiały brutalny seks i były w stanie go znieść.

- Wszyscy będą naciskać, Miguelu. Musisz to zrobić. Nawet dla dobra Lili.

- Dla jej dobra? - spytałem, prychając lekceważąco.

- Im szybciej ją rozdziewiczysz, tym lepiej dla was obojga. Nie będziesz musiał się martwić, że gdy dopłyniemy do jakiegoś portu, zostanie tam zgwałcona.

Yuno nie rozumiał, że nawet po odebraniu dziewictwa martwiłbym się o Lili. Była w zagrożeniu. To, że jakiś przypadkowy facet nie odebrałby jej dziewictwa, nie znaczyło przecież, że by jej nie zgwałcił. Lila była moją własnością. Tylko ja miałem prawo ją pierdolić i się nad nią znęcać. 

- Zastanowię się nad tym. Wracajmy już na statek. Nie chcę dłużej przebywać na tej wyspie.

Kiedy weszliśmy na statek, Ruthless zajął się podniesieniem kotwicy. Diablo natomiast stanął za sterami i poprowadził statek przed ocean. Za kilka dni mieliśmy dotrzeć do portu, w którym mieliśmy zamiar okraść pewien statek załadowany po brzegi bronią. Był to transport do Stanów Zjednoczonych. Szczegółowo opracowałem plan zdobycia broni. Nie przemyślałem jednak jednego.

W każdej akcji braliśmy udział w ósemkę. Nie baliśmy się śmierci. Byliśmy zdania, że jeśli miała po nas przyjść, byliśmy gotowi się jej poddać. Nie zależało nam na niczym oprócz braterstwa w załodze. Wstępując do załogi, każdy musiał złożyć przysięgę mówiącą o tym, że dobro załogi było ważniejsze od dobra jednostki. 

W chwili, w której Lila trafiła na nasz statek, musiałem zmienić zasady. Chciałem, aby moi przyjaciele jej bronili w razie, gdyby znalazła się w niebezpieczeństwie. Nie przeżyłbym, gdyby coś jej się stało. Ja mogłem się nad nią znęcać, ale robiłem to w sposób zrównoważony. Łamałem jej psychikę, a później chciałem ją składać. Lila była moją zabawką. Moją. Niczyją więcej.

Musiałem dbać więc o jej bezpieczeństwo i chronić jej życia. Jej ojciec miał ją w dupie, ale to nie znaczyło, że ja również miałem zachowywać się do niej w tak lekceważący sposób. Lila była moją zabawką. Moim zwierzaczkiem. Każdy wiedział, że dobry pan dbał o swoje zwierzę, aby jak najdłużej i najsilniej mu służyło.

Wiedziałem, że podjąłem słuszną decyzję. Dziś Lila miała stracić dziewictwo. Tym sposobem chciałem pokazać załodze, że poważnie traktowałem ją jako swoją niewolnicę i nie miałem zamiaru się nią dzielić. Oprócz tego jednego razu. Razu, którego niestety nie mogłem ominąć. 

Lila

Dagger zaniósł mnie do mojego pokoiku. Posadził mnie na łóżku, po czym przede mną ukucnął. Położył dłoń na moim kolanie. Wzdrygnęłam się, ale szybko się uspokoiłam. 

- Przepraszam, że cię nie ochroniliśmy, Lileczko. Jestem na siebie wściekły.

Uśmiechnęłam się do niego przez łzy. Pokręciłam głową. 

- Nie masz za co mnie przepraszać. Wczoraj jeszcze mnie nie znałeś. Nie powinnam dla ciebie nic znaczyć. 

Mężczyzna posłał mi zbolałe spojrzenie. Zacisnął zęby, napinając szczękę. 

- Pewnego dnia nie obroniłem swojej matki - oznajmił, kręcąc głową z zapamiętaniem. - Mój ojciec zasztyletował ją na moich oczach. Potem wylał mi na twarz kwas. Od tamtego dnia codziennie żałuję, że nie byłem silniejszy. Wstąpiłem do załogi Miguela, gdyż czułem się potwornie samotny. Może to wstydliwe dla mężczyzny, aby przyznawać się do słabości, ale chcę, abyś mnie zrozumiała. Chronię cię, gdyż mam wrażenie, że może w ten sposób zadośćuczynię za to, że nie udało mi się uratować mamy. 

Patrzyłam zszokowana na Daggera. Nie spodziewałam się po nim tak brutalnej historii z przeszłości. Teraz jednak już rozumiałam, skąd wziął się ślad na jego twarzy i dlaczego Dagger traktował mnie z większą czułością niż ktokolwiek z pozostałych załogantów. 

- Przykro mi.

Położyłam rękę na jego dłoni, którą trzymał na moim kolanie. Brunet uśmiechnął się do mnie ledwie zauważalnie. W jego oczach widziałam słabość, ale starał się jej nie pokazać. 

- To przeszłość. Miałem wtedy osiem lat. Bałem się, że oślepnę. Moja twarz płonęła z bólu. Ojciec gonił mnie z kwasem jeszcze przez kilka ulic, ale w końcu się poddał. Trafiłem do szpitala, a potem do pogotowia opiekuńczego. Stare czasy. 

Może zdarzyło się to dawno, ale rany po takim wydarzeniu bolały przez całe życie. 

- Mój tata może nie gonił mnie z kwasem, ale o mnie nie walczył. To chyba podobny ból, prawda?

Dagger spuścił kąciki ust, posyłając mi współczujące spojrzenie. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale w tej chwili do pokoju bez ostrzeżenia wszedł Miguel. W oczach miał nienawiść. Bałam się, że mnie ukarze, choć sama nie byłam pewna, za co miałabym zostać ukarana. Nie zrobiłam w końcu nic złego. To nie ja sprowokowałam tamtego mężczyznę z baru do wsadzenia mi ręki w majtki.

- Wyjdź, Dagger. Muszę porozmawiać z nią w cztery oczy.

Bałam się go. Cholera, strach przeszywał całe moje ciało. Nie spodziewałam się, że można aż tak się bać. Nigdy nie doświadczyłam strachu. Moje życie na Attiranie było spokojne i czułam się tam bezpiecznie. To już nigdy nie miało powrócić. 

Kiedy Dagger wyszedł i zamknął za sobą drzwi, Miguel się do mnie zbliżył. Usiadł na krzesełku, które przyciągnął do mojego łóżka. Pochyliwszy się do przodu, złożył palce dłoni w piramidkę. Marszczył brwi, zastanawiając się nad czymś intensywnie. Kiedy uniósł wzrok, wiedziałam już, że miało wydarzyć się coś złego. 

- Przejdziesz zaraz inicjację, zwierzaczku.

Wpatrywałam się w jego oczy, czekając na bardziej szczegółowe informacje. Nie miałam pojęcia, czym była dla piratów Le Corsario inicjacja.

Czy miałam naciąć sobie dłoń i poprzysięgnąć im lojalność? Czy o to chodziło?

- Inicjację? 

- Odbiorę ci dziewictwo na oczach członków mojej załogi. 

Serce zaczęło szybko bić w mojej piersi. Patrzyłam oniemiała na Miguela, czekając aż powie, że to był żart.

- Nie. Nie pozwolę ci na to.

- Nie opieraj się - warknął, więżąc mnie swoim spojrzeniem. - To bez sensu. Jeśli będziesz się stawiać, będzie cię bardziej bolało.

- Nie!

Wstałam. Przez chwilę górowałam nad Brzytwą, jednak on nie pozwoliłby, abym weszła mu na głowę. Stanął więc i skrzyżował dumnie ręce na piersi.

- Jak chcesz zatem ze mną walczyć, zwierzaczku? Pobijesz mnie? Zwiążesz? 

- Nie pozwolę na to! - krzyknęłam, biegnąc do łazienki. Zaczęłam rozpaczliwie szukać czegoś, czym mogłabym się obronić lub zranić Miguela. On jednak zdawał się celowo urządzić "moją" łazienkę tak, abym nie miała dostępu do narzędzi mogących stanowić broń. Oprócz cięższej butelki szamponu i szczotki do włosów nie miałam tu nic, czym mogłabym go powstrzymać. 

- Lila, chodź ze mną. Załatwimy to szybko, a potem popłyniemy dalej. 

- Szybko? Chcesz załatwić to szybko? Jakbym nic nie znaczyła?

Brzytwa cmoknął z niezadowoleniem. Pokręcił głową. Wyglądał, jakby doskonale bawił się moim kosztem. 

- Jeśli wolisz, możemy to przeciągać. Nic nie fascynuje mnie bardziej niż pieprzenie bezbronnych dziewczynek. 

- Wal się! Zostaw mnie!

- Och, jesteś nieposłuszna. Od teraz każde brzydkie słowo skierowane pod moim adresem będzie oznaczało dla ciebie dodatkową karę podczas seksu. Jak będzie, malutka? Pójdziesz ze mną potulnie do sypialni i mi się oddasz? Czy może wolisz brutalny seks z zabawkami, a może dodatkowymi osobami?

Cofałam się tak długo, aż natrafiłam plecami na ścianę. Patrzyłam błagalnie w zdrowe oko Miguela, ale on nie żartował. Naprawdę chciał mnie zgwałcić. Boże, a już myślałam, że miał w sobie jakieś uczucia.

- Proszę, nie...

- Prosić będziesz w łóżku. O litość. Chodź już, zwierzaczku. Pamiętaj, jedno niewłaściwe słowo, jeden gest, a brutalnie cię ukarzę. 

Miguel odwrócił się i zaczął iść do drzwi. Patrzyłam na jego umięśnione plecy jak zahipnotyzowana. Czy naprawdę miałam za nim iść jak na ścięcie? Czy tak miał wyglądać mój pierwszy raz z mężczyzną? Dlaczego nie mógł się nade mną zlitować i mi odpuścić? 

- Dziesięć sekund, zwierzątko. Jeśli w tym czasie do mnie nie podejdziesz, spiorę ci dupę pejczem z kręgów mojej pierwszej kurewki.

Gdy zaczął odliczać, cały świat zwalił mi się na głowę. Nie mogłam dobrowolnie iść za nim, lecz wiedziałam, że Miguel nie hamowałby się przed ukaraniem mnie. Mogłam łatwiej znieść gwałt i iść za nim, jednak to oznaczałoby moje poddaństwo. Nie chciałam być postrzegana przez piratów Le Corsario jako słaba kobieta, ale nie miałam wyboru.

- Trzy, dwa, jeden. 

Miguel się odwrócił i ujrzał mnie stojącą za jego plecami. Uśmiechnął się krzywo i gwizdnął na mnie jak na psa.

- Chodź, suczko. To będzie prawdziwa uczta.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top