8
Lila
Siedziałam przy barze bez kajdanek na rękach. Po seksie z dziwką Miguel i pozostali przenieśli się w głąb wyspy. Tutaj, oprócz nich, znajdowało się wielu innych mężczyzn. Bawili się i śmiali z załogą. Miguel królował w towarzystwie. Siedział pośrodku i zabawiał pozostałych. Alkohol lał się strumieniami. Jedynymi osobami, które nie piły, byli Dagger i Miguel.
Nie wiedziałam, co robić. Najchętniej wyszłabym z baru i pozwiedzała wyspę, aby odetchnąć. Potrzebowałam pobyć sama. Mogłabym wyjść nawet z Daggerem, jednak Miguel nie przystałby na to. Kazał mi siedzieć przy barze i się stąd nie ruszać. Mogłam wybrać się jedynie do toalety znajdującej się za rogiem. Nie mogąc dłużej znieść radosnych śmiechów mężczyzn, zsunęłam się z krzesełka i podążyłam właśnie tam.
Zamknęłam się w brudnej kabinie i usiadłam na zamkniętej klapie sedesu. Schowałam twarz w dłoniach, biorąc głęboki oddech.
Chciałam stąd uciec. Musiałam jakoś tego dokonać. Nie mogłam żyć z piratami, dla których najważniejsze były kobiety, seks oraz kradzieże. Oni mordowali z zimną krwią i się tym cieszyli. To nie było odpowiednie dla mnie towarzystwo. Musiałam uciec. Po prostu musiałam.
Siedziałam w kabinie dość długo. Spodziewałam się, że niebawem ktoś po mnie przyjdzie, aby sprawdzić, czy nie zrobiłam czegoś głupiego. Nie zdziwiłam się więc, gdy usłyszałam, jak drzwi damskiej toalety otwierają się z głuchym skrzypnięciem.
Nagle ktoś kopnął drzwi, które zamknęłam, siadając w kabinie. Przed sobą ujrzałam wysokiego, barczystego mężczyznę, który mimo wczesnej pory dnia był już pod wpływem alkoholu. Śmierdział papierosami i uśmiechał się do mnie lubieżnie. Mógł być w wieku Miguela, a może trochę młodszy.
- Zabawimy się, suko.
Chciałam krzyknąć, aby wezwać na pomoc któregoś z piratów Le Corsario, jednak muzyka w barze była zbyt głośna, aby udało mi się ją przekrzyczeć. Ponadto, mężczyzna przyparł mnie do ściany i zakrył mi usta ręką.
Jednym ruchem udało mu się odwrócić mnie tyłem do siebie. Naparł na mnie twardą erekcją. Ocierał się o rowek między moimi pośladkami. Ręce trzymał na moich plecach, mocno ściskając mnie za nadgarstki. Wsunął nogę między moje uda i napierał nią na moją cipkę.
Widziałam swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam żałośnie. Boże, to nie miało prawa się stać. Nie chciałam dziś stracić swojego dziewictwa. Czekałam na właściwego mężczyznę, aby odbyć z nim swój pierwszy raz i na pewno nie miał być to przypadkowy mężczyzna poznany w barze.
- Będzie ci dobrze. Sprawdźmy twoją pizdę, kochanie.
Mówiąc to, wsunął palce w moje majtki. Zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć na to, co się działo. Jeśli dziś miałam zostać zgwałcona, mogłam odlecieć myślami gdzieś daleko. Nikt nie zmuszał mnie do patrzenia w lustro, w którego odbiciu stałam obnażona, z sukienką uniesioną w górę i ręką mężczyzny między moimi nogami.
Facet posuwał mnie palcami. Wsuwał je we mnie, a kciukiem drażnił moją łechtaczkę.
- Przyszłaś tu z nimi, maleńka? Z tymi piratami? Dziwką którego z nich jesteś?
Pchnął mnie miednicą w tyłek. Zaśmiał się, gdy jęknęłam.
- Kurwa, dawno nie pieprzyłem tak niewinnej cipki. Pokaż mi, co masz między nóżkami, kochanie. Będę dla ciebie łagodny.
- Co tu się wyprawia?
Odwróciłam się w stronę głosu dochodzącego z wejścia do toalety. Nie wiedziałam, co poczułam na widok Miguela, który krzyżował ręce na piersi i patrzył na mojego niedoszłego gwałciciela morderczym wzrokiem. Jakaś część mnie obawiała się, że Miguel pozwoli mu kontynuować i sam będzie przyglądał się przedstawieniu, ale miałam nadzieję, że nic takiego się nie stanie.
- Och, Brzytwa. Popatrz, jaką sukę znalazłem. Chcesz się przyłączyć?
Miguel zbliżył się kilka kroków do nas. Stojący za mną mężczyzna wciąż trzymał dłoń w moich majtkach, a drugą trzymał w uścisku moje ręce. Patrzyłam błagalnie na Miguela, ale ten nie odrywał wzroku od mojego oprawcy.
- Ta suka należy do mnie. Tylko ja mogę nazywać ją suką.
- Co? Ale...
- Odsuń się od niej - warknął Miguel.
- Przepraszam, Brzytwa. Nie wiedziałem, że ona jest twoja.
- Odsuń się od niej, kurwa. To moje ostatnie ostrzeżenie.
Mężczyzna cofnął się. Gdy nikt już mnie nie trzymał, podeszłam do Miguela. Wtuliłam się w jego pierś, a on otoczył mnie jedną ręką. Pogłaskał mnie kojąco po plecach, za co byłam mu wdzięczna. W tej chwili czułam spokój na myśl o tym, że tu był. Może był moim katem, ale byłam przecież jego własnością. Dbał o mnie na swój sposób. Chciał mieć mnie nienaruszoną dla siebie.
- Teraz wyjdziesz z baru na zewnątrz. Czeka cię kara, śmieciu.
- Proszę pana, ja...
- Wypierdalaj.
Miguel nie musiał podnosić głosu, aby się go bano. Wystarczyło, że warknął jak zwierzę, a mój niedoszły gwałciciel wyszedł z toalety. Ponad ramieniem Brzytwy zauważyłam całą załogę El Corsario, która czekała na mojego oprawcę. Chwycili go i zaciągnęli na zewnątrz. Krzyki mężczyzny słyszałam jeszcze długo, jednak nie ruszyłam się z miejsca. Trwałam w ramionach Miguela.
- Przepraszam - wychrypiałam, zaciskając palce na jego koszulce.
- Nie masz za co, zwierzaczku. Ten chuj myślał, że może sobie z nami pogrywać. Zaraz odpowiednio go ukarzemy.
- Zabijecie go?
- Tak, ale najpierw zrobimy coś o wiele gorszego.
Miguel chwycił mnie za rękę i zaciągnął mnie na zewnątrz. Słońce mnie oślepiało, ale po chwili zobaczyłam coś strasznego.
Na ziemi klęczał mój niedoszły gwałciciel. Miał ręce spętane za plecami sznurem. Adrik stał przed nim i wbijał mu swojego penisa w gardło.
- Boże...
- Adrik jest biseksualny, zwierzaczku - rzekł łagodnie Miguel, stając za mną i obejmując mnie w piersi. Oparłam się plecami o jego klatkę piersiową. - Czasami wykorzystujemy go, gdy chcemy ukarać jakiegoś sukinsyna. Nic tak nie łamie prawdziwego, heteroseksualnego mężczyznę jak gwałt wykonany przez drugiego faceta. W dawnych czasach piratów Le Corsario mordowano za to, że byli gejami lub lubili obie płcie. Ja zaprzestałem tej idiotycznej tradycji. Adrik to dobry człowiek o szlachetnym sercu, ale potrafi dobrze się zabawić.
Blondyn o jasnych jak anioł włosach trzymał w garści włosy swojej ofiary i posuwał jego usta. Mężczyzna próbował odsunąć się od Adrika, ale został kopnięty w bok przez Diablo. Wszyscy piraci stali w kółku i śmiali się, podczas gdy ja umierałam ze strachu.
Kiedy Adrik doszedł w ustach tamtego, kazał mu wszystko połknąć. Adrik zapiął spodnie i odszedł na bok. Wówczas Miguel pocałował mnie w policzek i odsunąwszy się ode mnie, podszedł do atrakcji wydarzenia.
- Nic ci nie jest, Lileczko?
Dagger znalazł się obok mnie. Wpadłam w jego objęcia. W tej chwili nie obchodziło mnie, że Miguel to zobaczy i być może się zezłości. Potrzebowałam bliskości kogoś, komu choć trochę mogłam zaufać. Dagger był obok, więc skorzystałam z tego faktu i przytuliłam go mocno, nie patrząc na to, co miało zaraz się wydarzyć przed lokalnym barem.
- Zabijecie go, prawda?
- Tak. Miguel to zrobi. Najpierw jednak czeka nas przedstawienie.
Dagger odwrócił mnie w kierunku zbiegowiska. Lokalni mężczyźni skandowali, widząc upadek swojego kolegi. Myślałam, że wykażą się lojalnością i będą bronić mojego oprawcy, ale dla nich przybycie piratów Le Corsario było dużym wyróżnieniem. Dobro kolegi nie miało znaczenia. Czekali na zabawę i mieli ją dostać.
Miguel podszedł z ostrym nożem, który połyskiwał w słońcu, do mojego kata. Rozszarpał nim spodnie mężczyzny. Ktoś wcześniej zakneblował mu usta jakąś szmatą. Na podbródku faceta widziałam ślady zaschniętej spermy, należącej zapewne do Adrika. Stał z boku, obok Ruthlessa, i uśmiechał się z wyższością. Był niepozorny, ale czaił się w nim prawdziwy diabeł.
Zakryłam oczy dłońmi, gdy Miguel zamierzył się nożem na penisa mojego oprawcy. Dagger odwrócił mnie przodem do siebie, jakby uznał, że ten spektakl będzie zbyt trudny dla moich oczu.
Usłyszałam okrutny krzyk. Wbiłam paznokcie w plecy Daggera. Chciałam, aby mnie stąd zabrał.
Piraci śmiali się, gdy Miguel mordował tego mężczyznę, a ja płakałam w pierś Daggera. Czekałam, aż ten koszmar się skończy. Morderstwo wydawało się ciągnąć w nieskończoność. Pragnęłam błagać Miguela na kolanach, aby już zaprzestał tortur i zaniósł mnie na statek, ale cierpliwie czekałam. Moim jedynym błogosławieństwem było to, że Dagger był przy mnie i gotów był mnie bronić.
- Już koniec, skarbie. Nie otwieraj oczu. Wracamy na statek, Lileczko.
Dagger chwycił mnie za biodra i podsadziwszy mnie, owinął sobie moje nogi wokół talii. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Wtuliłam twarz w jego ramię, aby posłuchać jego prośby i nie otwierać oczu. Wolałam nie widzieć masakry, jaką Miguel z kolegami urządzili na placu przed barem. Nie chciałam pogodzić się z tym, że mój porywacz był tak okrutnym człowiekiem. Czułam, że jeszcze nieraz będę miała okazję obcować z Miguelem-mordercą, ale to nie był jeszcze odpowiedni czas. Wpierw musiałam oswoić się z jego demonami, a dopiero później zacząć je akceptować. Jeśli w ogóle miało to kiedykolwiek nastąpić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top