65

Miguel

- Zadzwoń do mnie, kiedy będziecie po wszystkim, jasne?

- Tak, Miguel. Skontaktuję się z tobą niezwłocznie po wizycie w Montanie.

Dopłynęliśmy do portu na południu Stanów, który gościł piratów z całego świata. Policja nie mogła nam nic zrobić, gdyż piraci płacili glinom łapówki, abyśmy mogli bezpiecznie i spokojnie się tu zatrzymać na jakiś czas. Dlatego wybrałem te miejsce, aby odstawić tu Aleksieja i jego chłopców.

Zatoka Meksykańska słynęła z tego, iż mimo, że był to malowniczy region dla chcących wypocząć ludzi, stacjonowali tu również piraci. Stąd porywano najwięcej młodych kobiet, aby służyły piratom jako seksualne niewolnice, ale to nie powstrzymywało ludzi przed przybywaniem w rejony zatoki. Dzięki nim mieliśmy pracę. 

- Samolot startuje za czterdzieści minut. Naprawdę musicie już iść.

Domenic i Creston żegnali się z moją załogą, a najwięcej uwagi poświęcili Lili. W ciągu ostatnich dziewięciu dni pływania po oceanie i Morzu Karaibskim, chłopcy zżyli się z Lilą. Dogadywali się również z Adrikiem oraz Masonem, ale to z wiadomych względów. Aleksiej obawiał się, że jego ukochani chłopcy urządzą sobie z moimi załogantami małą orgię, ale te dni pokazały nam wszystkim, że zaufanie było tym, co wybudowaliśmy w naszym życiu.

Aleksiej zbliżył się do mnie. Wyciągnął do mnie rękę, ale szybko ją cofnął. Ja jednak chwyciłem go za tą rękę i patrzyłem, jak na jego policzkach pojawia się rumieniec. 

- Chciałem jeszcze raz przeprosić cię za wszystko, co ci zrobiłem, kochanie - rzekł, nie poprawiając się, gdy użył w moim kierunku tego pieszczotliwego zwrotu zarezerwowanego dla bliskich sobie ludzi. Nie miałem jednak sumienia go poprawiać. Aleksiej był, jaki był, ale był dobrym człowiekiem. To, jak opiekował się Domenikiem oraz Crestonem mówiło samo za siebie.

- Już ci wybaczyłem.

- Wiem, ale i tak nie mogę pogodzić się z tym, co zrobiłem. To było chore, Miguel. Dlatego z całego serca cię przepraszam. 

Wiedziałem, że gdyby mógł, Aleksiej popłynąłby z nami na Starrio i tam osiadł wraz ze swoimi ukochanymi, ale wpierw musiał zająć się tym, co najważniejsze. Domenica i Crestona czekało spotkanie z ich rodzicami, którzy z pewnością martwili się o to, czy chłopcy byli cali i zdrowi.

Mimo, że z Aleksiejem łączyła mnie trudna przeszłość, był moim przyjacielem. Nie był wzorem dobrego przyjaciela, ale wszystkie grzechy, które popełnił, uczynił z powodu zagubienia. Sam bez Lili byłem zagubionym chłopakiem, który w ciągu kilku dni musiał dorosnąć do roli męża. Rozumiałem więc, że miłość Aleksieja do mnie pokręciła mu w głowie pewne sprawy. Teraz jednak wydawało się, że nic nie mogło już go zniszczyć. 

Postanowiłem dać mu prezent, o którym zapewne marzył. 

Nie zważając na to, czy ktoś nas obserwuje, położyłem dłoń na karku Aleksieja i przyciągnąłem go do siebie. Złożyłem na jego ustach pocałunek. Był długi i namiętny. Nie posądzałem się o to, że posunę się do czegoś takiego, ale wiedziałem, że dla Aleksieja mój gest był największą nagrodą i dowodem przebaczenia. 

Kiedy oderwałem się od jego ust, Aleksiej chwycił mnie za przedramiona. Po długiej chwili otworzył oczy i na mnie spojrzał.

- Wybaczam ci - powiedziałem, zanim on miałby szansę się odezwać. 

- Dziękuję ci. Do usłyszenia.

Aleksiej zabrał ze sobą swoich chłopców. Patrzyłem, jak znikają na końcu drogi prowadzącej na prywatne lotnisko należące do jednej z załóg pirackich. Tutaj, w Zatoce Meksykańskiej, piraci nie byli dla siebie nawzajem wrogami. Ten zakątek był naszym sanktuarium. Gdybyśmy wypłynęli z zatoki wraz z inną załogą, mielibyśmy prawo się pozabijać, ale tutaj wszyscy byliśmy przyjaciółmi. 

Lotnisko, z którego helikopter miał przewieźć Aleksieja, Crestona i Domenica do Montany, zostało stworzone dla piratów, którzy nie mieli łatwego życia i z jakiegoś powodu musieli uciec w głąb lądu. Wcześniej udało mi się skontaktować z Martinem Grastonem, który zajął się lotem dla moich przyjaciół.

U mojego boku pojawiła się Lila. Moja piękna żona chwyciła mnie za rękę i uśmiechnęła się do mnie pogodnie.

- Kocham cię, mężu.

- Widziałaś, co zrobiłem? 

- Oczywiście - odparła, dając mi klapsa w tyłek. Zaśmiałem się i przyciągnąłem ją do siebie tak, żeby jej plecy opierały się o moją pierś. Chwyciłem ją mocno i oparłem podbródek na jej ramieniu, wpatrując się w znikających w helikopterze naszych trzech przyjaciół. Przyjaciół, którzy mimo, że nie byli częścią załogi, byli częścią jej historii.

- Nie masz mi tego za złe, zwierzaczku?

- Aleksiej na pewno się cieszy. Zrobiłeś dobrze. 

Helikopter wzbił się w powietrze. Nie widziałem nikogo w środku przez przyciemniane szyby, ale i tak uniosłem rękę, aby pomachać. 

Poczułem się lżej na sercu, ale jednocześnie miałem wrażenie, że czegoś mi brakowało.

Może nie żywiłem do Aleksieja sympatii, gdyż skrzywdził mnie, zabierając mi na kilka godzin wolność i odbierając mi honor, ale kiedy w końcu się od niego uwolniłem, było mi po części smutno. Za cholerę nie potrafiłem logicznie tego wyjaśnić, co mnie wkurzało. Miałem wrażenie, że grunt osuwa mi się spod stóp. 

- Miguel, co się dzieje?

Lila odwróciła się do mnie i położyła mi rękę na policzku. Uśmiechnąłem się do niej, ale nie mogłem jej oszukać. 

- Nic, kochanie. Po prostu...

- Ty też go kochasz, prawda?

Prawda zabolała. Nie chciałem mówić tego na głos, aby nie zmaterializować swoich myśli i tym samym pozwolić im żyć własnym życiem. Miałem wrażenie, że tak długo, jak będę tłumił te myśli w sobie, nie staną się one prawdziwe. Byłem jednak w dużym błędzie. Oszukując siebie, oszukiwałem też innych. Z tym jednak wyjątkiem, że Lila nie dała mi się oszukać. Ona wiedziała, kiedy czułem się słaby i bezbronny. Była przy mnie, aby przyjść mi z pomocą, kiedy jej potrzebowałem, ale nie odważyłem się ją o to poprosić. 

Taka żona to skarb, a ja każdego dnia swojego nędznego życia chciałem jej za to dziękować. 

- Lila, ja nie...

- Kochasz go. Przecież to widzę. 

Spojrzałem się w tył na moją załogę, która szykowała się do wypłynięcia w morze. Za dwa dni mieliśmy dotrzeć na Starrio. Miejsce, w którym zamierzałem osiąść z Lilą i tym samym udać się na swoją piracką emeryturę. 

Na szczęście w pobliżu nas nie było nikogo. Mogłem więc pokazać Lili swoją prawdziwą twarz.

Moja załoga wiedziała o mnie wszystko, ale nie to, że w mojej głowie szalało prawdziwe tornado. Nikomu nie odważyłbym się powiedzieć, że moje uczucia do Aleksieja były silniejsze niż mógłbym przypuszczać. 

- To nic złego. Przeżyliście razem wiele. Nie powinieneś się tego wstydzić. 

- Zwierzaczku, ale ja mam ciebie! To ciebie kocham! Nie mogę dzielić swojego serca na pół!

Padłem przed nią na kolana. Czułem się bezsilny. Wtuliłem twarz w kolana Lili i objąłem jej nogi rękami, przytulając się do nich z całej siły.

Poczułem, jak Lila wplata palce w moje włosy i przeczesuje mi je jednostajnym ruchem. Chciała mnie uspokoić. Byłem jej za to wdzięczny. Nie oceniała mnie. Nie postrzegała mnie jako kogoś słabego. Nie była jak te wszystkie dziwki, z którymi wiązałem się w przeszłości. Nie liczyła na moje pieniądze i dobry seks ze mną. Była ze mną, gdyż mnie kochała, a ja nie czułem wstydu z powodu tego, że mogłem jej się poddać i pozwolić jej się mną zaopiekować. 

- Kochasz Aleksieja. Kochasz również mnie. Miguel, jeśli zechciałbyś być z Aleksiejem, to...

- Nie - zaprotestowałem, kręcąc głową. Nie byłem jeszcze gotów, aby spojrzeć jej w oczy, dlatego pozostałem w tej uległej, bezbronnej pozycji. - Nie potrafię zrozumieć tego uczucia, ale jedno mogę ci powiedzieć, zwierzaczku. To ty jesteś sensem mojego istnienia i to z tobą chcę dzielić życie. Nigdy nie mógłbym być w związku z mężczyzną. Nie mam nic przeciwko gejom. Sam mam dwóch w załodze, ale za bardzo kocham kobiety, aby dzielić życie z facetem. Konkretnie, kocham jedną kobietę. Kobietę, która dla mnie wyrzekła się wszystkiego, co miała i dała mi szansę. To najpiękniejszy dar, jaki mogłem sobie wymarzyć, Lileczko.

Moja absolutnie zachwycająca żona padła przede mną na kolana i chwyciwszy mnie dominująco za włosy, odchyliła w tył moją głowę. Wpiła się w moje usta, a ja oddałem jej się cały. 

Może moje uczucia były rozdarte, podobnie jak moje czarne serce, ale jednego byłem pewien.

Miałem wokół siebie najcudowniejszych ludzi na świecie.

Lila

- Tu jest cudownie! Nie wierzę, że nigdy tu nie mieszkaliście!

Przypłynęliśmy na Starrio piętnaście minut temu, a ja już byłam zakochana w tej wyspie.

Wyglądała ona jak z filmu. Na północy rozciągało się pasmo górskie, a od strony portu teren był nizinny. W wysepkę wchodziła maleńka zatoczka. Był tu również stosowny port, który mógł przyjąć statek Le Corsario.

Na Starrio pełno było zieleni. Drzewa, krzewy i kwiaty rosły wszędzie. Pośród zieleni wznosiły się dwupiętrowe domki, które może nie były duże, ale urokliwe. Ta wyspa w żadnym stopniu nie pasowała mi do brutalnych piratów Le Corsario, ale każdy człowiek w głębi serca skrywał tego, kim był naprawdę. Miguel starał się stwarzać pozory niebezpiecznego podrzynacza gardeł, podczas gdy w rzeczywistości był człowiekiem, który zrobiłby wszystko, aby ochronić tych, których kochał.

- Podoba ci się? Naprawdę? 

- Tak! - krzyknęłam, zarzucając ręce na szyję Miguela. - Chcę tu zamieszkać!

- W takim razie mogę wyrzucić kajdany, którymi chciałem cię skuć, aby cię tu zatrzymać - westchnął z ulgą, śmiejąc się. 

- Ani mi się waż! Później mnie nimi skrępujesz, mój władco.

Miguel wziął mnie na ręce jak pannę młodą, co było urokliwe. Za nami szła cała załoga, niosąc ze sobą bagaże. Wcześniej ustalili, że zamieszkają w domkach we dwójkę. Ruthless z Diablo, Adrik z Masonem, Dagger z Victorem, a ja z Miguelem. Yuno miał dostać domek samodzielnie, ale cieszył się z tego niezmiernie. Stwierdził, że jako jedyny będzie mógł w spokoju oglądać filmy porno i jęczeć bezwstydnie tak, żeby nikt go nie słyszał.

- Miłego popołudnia, braciszku! Bawcie się dobrze!

Victor położył przy wejściu do domku dwie torby, w których umieściliśmy nasze ubrania. Na statku zostawiliśmy część rzeczy osobistych, biorąc ze sobą tylko to, co przyda nam się w kilku kolejnych dniach. 

- Jesteś gotowa, zwierzaczku?

- Nigdy nie byłam tak gotowa, mężu.

Miguel otworzył drzwi domku, a gdy weszliśmy do środka, oniemiałam. 

Ten dom nie był typową męską jaskinią. Nie dominowały tutaj ciemne kolory. To było przeciwieństwo surowych wnętrz obecnych na pokładzie statku.

Salon był połączony z kuchnią. Na dwóch ścianach znajdowały się duże okna, wpuszczające do pomieszczeń dużo światła. Kuchnia była nowoczesna i dominowały tutaj ciepłe kolory. Salon natomiast był spełnieniem marzeń niejednej dziewczyny. Było tutaj przytulnie. Kanapa była duża, a na przeciwko niej znajdował się kominek. Na ścianie wisiał również duży telewizor, choć dziwiłam się, jakim cudem mógł odbierać w tym miejscu sygnał.

Ściany salonu pomalowane były na błękitny kolor, a z sufitu zwisała lampa o dziwnym kształcie. Była w kolorze różowym.

- Tu jest niesamowicie. To taki Disneyland.

- Nigdy tam nie byłem. Może kiedyś się tam wybierzemy, zwierzaczku?

- Ty w Disneylandzie? Może zabierzemy Daggera? Dzieciaki będą myślały, że przebrał się za postać z horroru i będą robić sobie z nim zdjęcie!

Żarty o aparycji Daggera były niesmaczne, ale sam Dagger często żartował z tego, że wyglądał jak zombie. Jego zniszczona przez kwas twarz wyglądała przerażająco, ale ten człowiek miał wielkie serce i tylko to się liczyło.

- Najpierw musimy ochrzcić ten dom, żono. Myślisz, że możemy zrobić użytek z kajdanek? 

- Myślę, że to bardzo dobry pomysł.

Miguel postawił mnie na podłodze i podszedł do progu drzwi, aby wziąć do ręki obie torby. Puścił mi oczko, a mi nogi ugięły się w kolanach. Mój mąż był tak przystojny i tak perwersyjny, że lepszego połączenia wymarzyć sobie nie mogłam. 

Szłam za Brzytwą na pierwsze piętro. Korytarz był cukierkowy jak z domku dla lalek. Nie byłam pewna, kto urządził wnętrze w ten sposób, ale ktoś odwalił dobrą robotę. 

Obserwowałam z fascynacją pośladki Miguela, gdy szedł w stronę sypialni. Podeszłam bliżej niego, aby sprzedać mu klapsa. Skórzane spodnie, w które zapakowany był jego tyłeczek, jeszcze bardziej mnie podnieciły.

- Uważaj, zwierzaczku. Kara będzie bolesna. 

- Jeśli do kary zalicza się obecność twojego penisa we mnie, przyjmę każdą karę, kapitanie. 

Miguel wkroczył do sypialni, która w odróżnieniu od reszty domu, wyrażała jego prawdziwą naturę dominującego mężczyzny. Dwie ściany były czerwone, a pozostałe dwie pomalowane były na czarno. Z sufitu zwisał żyrandol, a do ściany dosunięte było ogromne łóżko, które oczywiście miało wezgłowie odpowiednio przystosowane do tego, aby można było do niego przywiązać lub przykuć bezbronną kobietę. 

Kobietę, którą Miguel w życiu miał mieć tylko jedną. 

- Rozbierz się i uklęknij przede mną, zwierzaczku.

Zdjęłam czerwoną sukienkę, którą Miguel kupił mi kilka dni temu w porcie, w którym się zatrzymaliśmy. Była obcisła i seksowna. Na początku Miguel nie chciał, abym chodziła w niej wśród jego członków załogi, ale wkrótce sprzeciwiłam mu się. Chciałam, aby był o mnie trochę zazdrosny i poskutkowało.

Z zarumienionymi policzkami zdjęłam sukienkę, pod którą nie miałam bielizny. Oczy Miguela się zaświeciły. 

- Niegrzeczna dziewczynka. Mój pejcz na ciebie czeka.

Przygryzłam dolną wargę i uklękłam przed Miguelem. 

Takie życie było moim wymarzonym życiem. 

A to był dopiero jego początek.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top