64

Miguel

Wróciwszy na pokład, ujrzałem zadziwiający widok.

Aleksiej i Lila stali przy burcie i przytulali się. Widziałem twarz Aleksieja. Po jego twarzy spływały łzy. Trzymał w ramionach moją żonę, jakby była najcenniejszym skarbem. W pierwszej chwili chciałem do niego podejść i uderzyć go w twarz za to, że śmiał tknąć moją własność, ale kiedy Lila się od niego odsunęła, dotarło do mnie, że ona sama tego chciała. Sięgnęła ręką w stronę twarzy Aleksieja i starła z niej łzy. 

Serce mi się skurczyło w piersi. 

Lila była dobrym człowiekiem. Kochającym, mądrym i delikatnym. Nie zasługiwałem na nią, o czym przekonywałem się każdego dnia. Owszem, to, że dotknęła Aleksieja było dla mnie bolesne, gdyż nie chciałem, aby miała z nim jakikolwiek kontakt, ale w ciągu ostatnich kilku dni zrozumiałem, że Aleksiej nie stanowił dla nas dłużej niebezpieczeństwa. Widziałem, z jaką czułością opiekował się swoimi chłopakami. Mimo, że Creston oraz Domenic byli dorośli, Aleksiej lubił ich rozpieszczać. Mył ich, masował im plecy i całował każdy zakątek ciała. Kochał ich, a oni kochali jego.

Czasami wystarczyło, że człowiek popełniał jeden błąd, który skreślał wszystkie dobre uczynki, jakie popełnił dotychczas. Aleksiej nie był przecież złym człowiekiem. Nasza przyjaźń sprzed lat była szczera i silna. To, że mnie pojmał, posuwając się do kłamstwa, było jednym błędem. Okropnie złym, ale Aleksiej szczerze go żałował.

Moja postawa była dowodem na to, że przy Lili się zmieniałem. Wcześniej nigdy nie przypuszczałbym, że z taką łatwością komuś wybaczę. Byłem przecież zimnym skurwielem bez serca, któremu odbieranie życia ludziom przychodziło z łatwością. Czerpałem satysfakcję z zabijania. Krew tryskająca z głów moich ofiar była afrodyzjakiem. 

Jakaś część mnie żałowała, że tamten Miguel, który był brutalem i nie bez powodu nazywany był Brzytwą, odszedł w niepamięć. Brakowało mi tamtego żądnego przygód chłopaka, którym byłem przez wiele lat. Po trzydziestce jednak należało się w końcu ustatkować. Z taką kobietą przy boku nie była to nieprzyjemna perspektywa. Pragnąłem mojego anioła każdego dnia coraz bardziej. Nie byłem już tym bezlitosnym mordercą, który wykonał bicz z kręgów pierwszej kobiety, która mnie zdradziła. Zmieniłem się i czułem z tego powodu nie smutek, a dumę. 

- Nie ma cię kilka godzin, a twoja kobieta już wpada w ramiona innego.

Obok mnie znikąd nagle zmaterializował się Diego. 

- Nie obawiam się o nią. Skoro Lila wybrała mnie, a nie Daggera, nie muszę o nic się martwić. 

- Dagger naprawdę się w niej zakochał, co? Musi być wam trudno żyć w takim trójkącie.

Nie uważałem naszego związku za trójkąt, czy jak ktoś chciał to nazywać. Kochałem Lilę, ona kochała mnie i oboje na swój sposób kochaliśmy Daggera. Byliśmy rodziną, choć dla wielu nasz układ mógł wydawać się dziwny. Faceci z reguły pozbywali się konkurentów, którzy mogli zagrażać im, odbijając kobietę, ale ufałem Daggerowi bezgranicznie i wiedziałem, że on nigdy nie zrobiłby mi takiego świństwa. Lila również nigdy by mnie nie oszukała. Dlatego mógłbym im nawet pozwolić spać ze sobą, a i tak byłbym spokojny.

- Kiedy chcesz nas opuścić, Diego?

Mój przyjaciel, który miał na twarzy wytatuowane stado wron szybujące w górę, uśmiechnął się bezczelnie. Nachylił się nade mną i pokazał mi w uśmiechu swoje kły. Z niemal białą skórą i jasnymi włosami Diego wyglądał jak syn diabła. Te jego kiełki dopełniały stylizacji.

- Może zostanę kolejnym członkiem Le Corsario?

- Przykro mi, ale załoga chyli się ku końcowi.

- Co?

Nie rozmawiałem z nim o tym, gdyż Diego nie był moim załogantem. Byłem mu wdzięczny za to, że rzucił wszystko, aby uratować mnie z rąk Aleksieja, ale nie mogłem mówić z nim o sprawach, które dotyczyły załogi. Wpierw oznajmiłem więc decyzję o zakończeniu działalności Le Corsario moim załogantom, a dopiero później mogłem nieść tą wiadomość w świat.

- Miguel, chyba nie chcesz...

- Tego właśnie chcę - stwierdziłem, odwracając się w tył, aby zanieść zakupy zrobione na wyspie do pokładowej kuchni. Diego ruszył za mną jak cień. 

- Chcesz puścić w niepamięć te wszystkie lata? Nie możesz być poważny.

- Kto mówił cokolwiek o puszczaniu w niepamięć tego, co było? Diego, to przeszłość. Moje życie było piękne, choć krwiste, ale to czas, abym skupił się na swojej żonie. Pieniędzy mam wystarczająco dużo, abym mógł zapewnić nam dostatnie życie do śmierci. Mam nadzieję, że gdy nasze dzieciaki przyjdą na świat, zapewnię im kochający dom. Z tyloma wujkami jest to bardzo możliwe.

Zacząłem rozlokowywać zakupione produkty po szafkach i lodówce. Diego oparł się o kuchenny blat i skrzyżował ręce na muskularnej piersi. Niejeden mężczyzna mógł pozazdrościć mu wytrenowanej sylwetki.

- Osiądziecie na Starrio? 

- Tak. Tam mamy wszystko, czego nam potrzeba. Nie bronię jednak chłopakom nie wyruszyć na ocean ponownie, z nową załogą. Jestem kapitanem i zawsze będę czuł się za nich w pewien sposób odpowiedzialny, ale nie mogę zamknąć ich w klatce i kazać im siedzieć w niewoli. Nie jestem taki.

- Ach, ja z kolei taki jestem. 

Pokręciłem głową z uśmiechem. 

- Mam nadzieję, że weźmiesz przykład z tego, co zrobił mi Aleksiej i będziesz łagodniejszy dla swoich niewolnic.

- Miguel, ależ ja jestem dla nich łagodny! Traktuję moje kochane dziewczynki brutalnie tylko, gdy odwiedzają mnie goście! One mnie kochają!

- Doprawdy? - spytałem, gestem każąc Diego się odsunąć, abym mógł wsadzić produkty do lodówki. Musiał przejść na drugi koniec niewielkiej kuchni. Diego wyglądał jak ptaszek zamknięty w klatce, kiedy przebywał w małych pomieszczeniach. Swoją posturą i chęcią dominacji przytłaczał wszystkich wokoło i czerpał z tego satysfakcję.

- Możesz widzieć we mnie złego pana, ale wiem, że jestem dla nich dobry. Dbam o nie. Myję im włosy, czeszę je i dbam o ich ciała. Wiedzą, że mogą na mnie liczyć, jeśli chcą z kimś porozmawiać. Zawsze mogą do mnie przyjść, gdy są smutne i potrzebują ramienia do wypłakania się. Kocham je z całego serca, Miguel. Nigdy więc nie zarzucaj mi, że jestem dla nich niedobry. To boli. 

Pierwszy raz zobaczyłem Diego w takim stanie. Moje słowa naprawdę głęboko go dotknęły. Nie spodziewałem się, że poczuje się tak urażony. Sam urządził nam niezłe przedstawienie, gdy wraz z Lilą i Victorem odwiedziliśmy go w jego posiadłości. Chciałem go wówczas uderzyć za to, że nazwał moją żonkę niezbyt urodziwą, ale Diego taki już był. Najpierw mówił, potem myślał.

- Wybacz. Nie podziękowałem ci jeszcze za to, że uratowałeś mnie od Aleksieja.

- Nie ma o czym mówić - odparł, machając lekceważąco ręką. - Ty dla mnie zrobiłbyś to samo. Po to są przyjaciele, racja?

- Racja - odparłem, zamykając go w męskim uścisku.

****

Po tym, jak porozmawiałem z Diego i wypolerowałem na błysk kuchnię, udałem się na górny pokład. Tam ujrzałem Lilę, która była w towarzystwie Aleksieja i Domenica. Cała trójka siedziała przy barze i choć nikt nie pił, zdawali się dobrze bawić.

- Co u was?

Dosiadłem się do Lili, obejmując ją ramieniem. Pocałowałem ją w policzek.

- Kiedy wróciłeś? Nie widziałam cię.

Zobaczyłem na jej twarzy urocze zakłopotanie. Lila była zarumieniona z powodu tego, że przyłapałem ją na rozmowie z Aleksiejem. Już chciałem jej powiedzieć, że cieszyłem się, iż tak dobrze się czuła, ale gdy zobaczyłem opatrunek na jej nadgarstku, wszystkie słowa, jakie chciałem do niej skierować, uciekły w tył mojej głowy.

- Zwierzaczku, co to?

- Ach, to...

Chwyciłem jej dłoń, aby mi się nie wyrywała i pozwoliła zdjąć opatrunek. Lila spojrzała niepewnie na Aleksieja i jego chłopaka. Pewnie wolałaby pokazać mi, cokolwiek tam miała, w odosobnieniu, ale nie mogłem dłużej czekać. 

Kurwa, jeśli to było to, co myślałem...

Zdjąwszy opatrunek, ujrzałem tatuaż. Kontur był charakterystyczny, dlatego momentalnie poznałem, że malunek był dziełem Daggera. Nie dziwiłem się, że jeśli Lila chciała tatuaż, udała się do niego. Ufała mu bezgranicznie, czego dowodem był fakt, że pozwoliła mu wykonać permanentne dzieło na swojej skórze.

Moja piękna żona wytatuowała sobie na skórze flagę naszego pirackiego statku. Na jej nadgarstku pojawił się rewolwer otoczony różami. Flaga była nieco zmieniona, aby być bardziej kobieca, ale nie dało się nie zauważyć, że ta flaga należała do Le Corsario.

- Boże, zwierzaczku...

- Chciałam pokazać ci to wieczorem, kochanie - wyznała, spuszczając wzrok, jakby obawiała się mojej reakcji.

- To piękny tatuaż, Lila. Podoba mi się. 

- Naprawdę? 

- Naprawdę. 

Na dowód swoich słów, uniosłem nadgarstek Lili i pocałowałem delikatnie tatuaż. To, że moja żona go sobie zrobiła, świadczyło o tym, że poważnie traktowała małżeństwo ze mną. Malunek nie podobał mi się tylko pod względem estetyki, ale przede wszystkim dlatego, że był on związany ze mną. Z nami. Z naszą małą, pojebaną rodzinką. 

- Kocham cię - wyznałem, nie zważając na to, że byli z nami również Aleksiej oraz Domenic. - Nigdy nie przestanę cię kochać. Dam ci wszystko, czego zapragniesz. Wszystko, zwierzaczku.

- Już mam wszystko - wyszeptała, obejmując dłonią mój policzek. - Póki mam was, mam wszystko. 





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top