61

Lila

Powrócenie na pokład statku było dla mnie piękną chwilą. Szłam tam otoczona przez ludzi, których kochałam i którym bezgranicznie ufałam. Trzymałam za rękę swojego przystojnego męża, a po mojej drugiej stronie szedł Dagger. 

Kiedy znaleźliśmy się na statku, moje serce drgnęło niespokojnie. Statek Le Corsario był bowiem moim sanktuarium, w którym czułam się w miarę bezpiecznie. Odkąd Hector odszedł, a raczej został zabity przez swojego kapitana, życie na statku się uspokoiło. Nie musiałam dłużej martwić się o swoje zdrowie i życie, a pozostali załoganci również odetchnęli z ulgą. 

Dziś jednak ja, królowa piratów, stojąca u boku mojego męża, musiałam powitać na statku nie tylko Domenica oraz Crestona, ale również rosyjskiego potwora. 

Uważałam pomysł Miguela za nieracjonalny. Człowiek, który uwięził Miguela w swoim domu z ochroną, nie mógł z taką łatwością wejść na pokład, aby spędzić tu z nami kilka bądź kilkanaście dni. Obawiałam się Aleksieja i nawet mimo, że zaopiekował się mną, gdy poroniłam, wciąż mu nie ufałam. 

- Zwierzaczku, może zejdziesz pod pokład i pójdziesz do naszej sypialni? Zaraz do ciebie dołączę.

Miguel nachylił się nade mną i pocałował mnie w policzek. Wszyscy załoganci już rozgościli się na pokładzie, tylko ja byłam podenerwowana. 

Patrząc krzywo na Aleksieja, który uśmiechał się do mnie i mojego męża, odwróciłam się i zeszłam pod pokład. Nie miałam jednak zamiaru iść do sypialni.

Zamiast tego, skierowałam się do barku. Nie czułam się dobrze z myślą, że chciałam się upić, ale potrzebowałam tego.

Nie wyjęłam nawet żadnego kieliszka ani szklanki. Chwyciłam w dłoń butelkę szkockiej i wypiłam kilka łyków prosto z niej. Potrzebowałam znieczulenia. Potrzebowałam chwili bezbronności. Miałam dość. Ostatnie dni dały mi popalić i potrzebowałam przez chwilę rozpaczać nad swoim życiem w samotności. 

Oparłam plecy o ścianę i zsunęłam się na podłogę. Usiadłszy na niej, przyciągnęłam nogi do piersi i wtuliłam się w zimną butelkę alkoholu. Kilka łez spłynęło po moich policzkach.

Myślałam, że łatwiej przeżyję stratę dziecka, ale świadomość tego, że poroniłam, dała mi się we znaki dopiero kilka dni po fakcie. Przy Miguelu i reszcie starałam się zachowywać zimną krew i uśmiechać się, aby nie dać po sobie poznać, jak bardzo cierpiałam. Nie mogłam przecież porównywać swojego bólu z cierpieniem Miguela. To nie ja zostałam pojmana i przykuta do krzyża, gdzie ktoś dokonywałby na mnie bestialskich czynów. To nie ja zostałam zamknięta w piwnicach domu Aleksieja. To nie ja musiałam przechodzić przez to, przez co przeszła załoga Le Corsario.

Położyłam dłoń na brzuchu, w którym do niedawna nosiłam dziecko i upiłam łyk szkockiej. Płyn palił mi gardło do żywego. Zwykle nie piłam alkoholu, gdyż nie lubiłam tracić nad sobą kontroli, ale teraz tego potrzebowałam. Musiałam jakoś się znieczulić i wypłakać smutki w ciszy, żeby nie męczyć Miguela swoimi problemami.

On na pewno również cierpiał, gdy się dowiedział, że na świat nie przyjdzie jego wymarzony synek lub córeczka. Miguel bardzo chciał mieć dziecko, ale moje ciało go zawiodło.

- Lileczko?

Uniosłam zapłakane oczy. W drzwiach do barku ujrzałam Daggera. Nawet nie usłyszałam, kiedy wszedł do środka.

- Kochanie, co się dzieje?

Dagger podszedł do mnie i ukucnąwszy przede mną, zabrał mi z rąk butelkę. Zdążyłam napić się tylko trochę, zanim alkohol został mi zabrany. Nie sprzeciwiałam się jednak. 

Oczy Daggera były smutne, jak nigdy wcześniej. Mężczyzna usiadł przede mną po turecku i wyciągnął do mnie ręce. Podałam mu swoje dłonie, pozwalając na to, aby brunet chwycił mnie za ręce i tym samym powstrzymał mnie od jakiejś głupoty, którą mogłabym w tym stanie popełnić. 

- Płaczesz z powodu Aleksieja? Skarbie, jeśli go tutaj nie chcesz...

- Nie mam prawa o to prosić. Miguel najlepiej wie, co robić. Domenic i Creston muszą zobaczyć się z rodzinami, a to się nie stanie, jeśli Aleksiej nie popłynie z nimi. Ci chłopcy go potrzebują. Nie jestem taka okrutna, aby odseparowywać ich od człowieka, który ich kocha.

- Wierzysz w ich miłość, słoneczko?

Chciałam zapłakać nad losem Daggera, ale nie mogłam pozwolić sobie na więcej łez. Nie, kiedy on był przy mnie. Dagger był moim przyjacielem i wiedziałam, że gdy płakałam, on również cierpiał. Chciał przenieść choć część mojego bólu na siebie, gdyż tak postępowali prawdziwi przyjaciele. Nie mogłam jednak dokładać mu zmartwień. Dagger cierpiał bowiem każdego dnia, gdy widział mnie i Miguela. Kochał mnie, a ja kochałam jego, ale nigdy nie moglibyśmy być razem ze względu na mojego męża. To Miguel był tym, którego przysięgłam kochać i zamierzałam dotrzymać tej przysięgi. 

- Myślę, że ci chłopcy kochają Aleksieja. Nie rozumiem ich miłości, ale chyba powinnam, skoro sama zakochałam się w swoim oprawcy.

Dagger zacisnął usta w wąską kreskę. Spuścił wzrok na swoje kolana, a ja przyjrzałam się jego zniszczonej twarzy. Dobry Boże, to nie była jego wina, że tak wyglądał. Nie powinien mieć z tego powodu mniejszego powodzenia u kobiet, ale życie było brutalne. Nawet dla kogoś, o tak szlachetnym sercu, jakie miał Dagger.

- Dlaczego więc płaczesz? Czy to...

- Nie dam Miguelowi dziecka, o którym marzył. Może gdybym tak się nie stresowała, nie poroniłabym? 

- Lila, ale lekarz mówił...

- Wiem - przerwałam mu, machając ręką. - Wiem, co mówił lekarz. Nie miałam szans donosić tej ciąży, ale i tak czuję się wybrakowana. Nie dość, że życie zabrało mi mamę, gdy byłam nastolatką i jej potrzebowałam, to jeszcze ojciec zostawił mnie bez pomocy, kiedy najbardziej jej potrzebowałam. Potem zostałam uprowadzona przez i piratów i wydana za mąż za Brzytwę. Człowieka, którego bał się każdy zdrowy na umyśle człowiek. Żeby zostać królową piratów, zabiłam młodą dziewczynę, a teraz się okazało, że straciłam dziecko. Jeśli to nie jest pech, to jak można to nazwać? 

Dagger usiadł obok mnie. Wciągnął mnie na swoje kolana tak, że siedziałam na nich bokiem. Rękę położyłam na twardej jak skała piersi Daggera. Posłałam mu niepełny uśmiech, kiedy pogłaskał mnie czule po policzku.

- Przykro mi, że straciłaś ciążę - wyszeptał, odgarniając mi z twarzy zbłąkany kosmyk włosów.

- Ty też chciałbyś mieć dziecko, prawda?

- Skarbie, gdybym miał dziecko, bałoby się mnie. Widzisz, jak dorośli ludzie patrzą na mnie, gdy pojawiamy się w miasteczkach i portach? Obserwują mnie z obrzydzeniem. 

- Wygląd nie jest najważniejszy. 

- Niby tak, ale nie wszyscy tak to postrzegają, aniele. Kobiety chcą mieć przystojnych i seksownych facetów. Ja jestem wybrakowany. Może dbam o swoje ciało, ale moja twarz niszczy wszystko. Wyglądam, jakbym został wciągnięty do maszyny mielącej mięso i potraktowany jak świnia w rzeźni. Gdybym miał dziecko, kochałbym je całym sercem, ale ono nigdy nie pokochałoby mnie.

- Jesteś zbyt samokrytyczny, wiesz?

Dagger uśmiechnął się lekko.

- Tak, Lileczko. Jestem masochistą, ale nic na to nie poradzę. Mogę tylko fantazjować o kobiecie swoich marzeń i dziękować Bogu, że mam ciebie. Gdybym ciebie nie miał, nie miałbym nic. 

Zarzuciłam ręce na jego szyję i się w niego wtuliłam. Chropowata skóra twarzy Daggera nie była wcale nieprzyjemna w dotyku. Ten mężczyzna był zraniony do bólu, ale kochałam go całym sercem. 

- Kocham cię, Dagger. Jesteś moją rodziną. 

- Tak, kochanie. Rodzina ponad wszystko.

Nagle drzwi barku otworzyły się z głośnym hukiem. Oboje z Daggerem gwałtownie odwróciliśmy się w stronę drzwi, aby zobaczyć rozzłoszczonego Miguela.

- Boże, myślałem...

- Miguel.

Wstałam z kolan Daggera. Lekko się zatoczyłam, ale przyjaciel był obok mnie, aby mnie podtrzymać. Może wypiłam niewielką ilość alkoholu, ale czułam się nim zamroczona i nie było mi dobrze. Musiałam całą siłą trzymać się Daggera, aby nie upaść na podłogę, gdzie przed chwilą siedzieliśmy.

Mój mąż miał w kącikach oczu łzy. Nie wiedziałam, dlaczego tak było, skoro nic się nie stało.

- Czy wy...

- Nie - zaprotestowałam, prosząc niemo Daggera, aby pomógł mi dotrzeć do mojego ukochanego. Kiedy byłam przy Miguelu, przejął mnie od swojego załoganta. Chwycił mnie w biodrach, ale nie przytulił mnie, gdyż najwyraźniej chciał patrzeć mi w oczy. 

- Będę na zewnątrz. Na pewno chcecie zostać sami.

Byłam wdzięczna Daggerowi za to, że wyszedł, ale z drugiej strony nie chciałam, aby mnie opuszczał. Było mi go żal, ale to była chwila dla mnie i Miguela. To na nim musiałam się skupić i choć nie chciałam, aby widział mnie w tak żałosnym stanie upojenia alkoholowego, nie chciałam ukrywać przed nim żadnej swojej twarzy. Miguel miał prawo wiedzieć, jak zachowywałam się w konkretnych sytuacjach. Chciałam, aby miał świadomość, kim była jego żona. Jeszcze nie było za późno, aby się rozwieść, choć życie bez Le Corsario u boku byłoby dla mnie katastrofalne. Nigdy nie pogodziłabym się z powrotem na Attiranę. To tutaj był mój dom i tu chciałam spędzić resztę mojego życia.

Z rodziną, z którą nie byłam związana krwią, ale to wcale nie znaczyło, że nasza więź była mniej ważna. 

Miguel objął dłonią mój policzek. Przylgnęłam do niego całą sobą. 

Kochałam go. Boże, tak mocno go pragnęłam. Pożądałam jego cudownego ciała i jego oczu. Jedno z nich było ślepe, ale to nie znaczyło, że Miguel był przez to mniej atrakcyjny. Coś ciągnęło mnie do lekko "zdeformowanych" cieleśnie facetów, czego przykładem byli Miguel i Dagger.

Mimo, że było mi żal, iż Dagger nie miał nikogo przy sobie, nie mogłam ciągle tym żyć. Myślenie o nim w ten sposób mnie wyniszczało. Musiałam skupić się na sobie i choć raz być egoistyczna. Zawsze chciałam dobra dla wszystkich wokół mnie, ale to był czas dla mnie. Miałam przed sobą najpiękniejsze lata mojego życia i chciałam być z nich dumna. Chciałam być szczęśliwa i spełniona. Tylko z moją załogą mogłam osiągnąć pełnię szczęścia. 

Byłam królową piratów i zamierzałam być dumna z tego tytułu. Zapracowałam sobie na niego cierpieniem drugiego człowieka, ale coś musiało się zakończyć, aby coś innego mogło się rozpocząć. 

- Płakałaś przeze mnie, zwierzaczku?

Uśmiechnęłam się, wpatrując się w oczy mojego Boga.

- Nie. Było mi smutno z powodu poronienia, ale porozmawiałam z Daggerem i już mi lepiej.

- Aniołku, klęknąłbym przed tobą i wycałowałbym twój brzuch, który tak wiele przeszedł w ostatnim czasie, ale widzę, że gdybym to zrobił, upadłabyś. Jesteś podchmielona.

- Wcale nie wypiłam dużo! - wyznałam, śmiejąc się pod nosem. 

- Moja niegrzeczna żonka chciałaby dostać klapsa?

Zsunęłam dłoń z piersi Miguela na jego krocze. Ścisnęłam jego penisa. 

- Kurwa, prosisz się o to. Gdyby nie to, ile twoje ciało przeszło w ostatnich dniach, zsunąłbym ci z tyłka majtki i wychłostałbym cię do bólu. Potem wszedłbym w twoją cipkę i pieprzył cię, a gdybym skończył, posadziłbym cię sobie na twarzy i ssał twoją pizdę, dopóki stwierdziłbym, że taka ilość orgazmów jest wystarczająca w ramach kary.

- Proszę, potrzebuję tego. 

Rozbawienie zniknęło z jego bursztynowego oka. Brzytwa wplótł palce w moje włosy na karku i owinąwszy je sobie wokół dłoni, pociągnął moją głowę lekko w tył. Jęknęłam, gdy zdominował mnie tym jednym ruchem. 

- Zwierzaczku, ale jeszcze nie jesteś w formie.

- Nie mam nic do stracenia. Nie mam już dziecka, więc...

Miguel przyssał się do moich ust, zabierając ode mnie to, co chciałam mu powiedzieć. Jego strata dziecka również bolała. On chciał mieć potomka bardziej, niż pragnęłam tego ja. Dlatego dla dobra mojego kochanka musiałam przestać myśleć o sobie, jak o kimś niewystarczającym. Przez chwilę uważałam, że skoro moje słabe ciało nie donosiło ciąży, była to moja wina. 

To nie było dobre podejście, a ja musiałam to zmienić. Mieliśmy jeszcze wiele lat przed sobą, aby wydać na świat piękne dzieci, które miałyby wokół siebie wielu troszczących się o nich wujków. 

Język Miguela penetrował bezlitośnie moje usta. Alkohol uderzył mi do głowy. Wsunęłam rękę w bokserki męża i zaczęłam pieścić jego penisa, który rósł w mojej dłoni.

- Przełóż mnie przez kolano. Ukarz mnie, mężu.

- Zwierzaczku...

- Czy to ja mam cię zdominować, abyś mnie posłuchał?

Na twarzy Miguela pojawił się krzywy uśmieszek. Pokręcił głową. 

- Wizja ciebie w lateksowym wdzianku i z pejczem w dłoni jest niezwykle kusząca, ale chyba pozostanę przy swojej dominującej pozycji. Zwierzaczku, marsz do sypialni. Wibratory na ciebie czekają. 

- Wolałabym twojego penisa. 

- Na niego musisz sobie zasłużyć. 

Miguel chwycił mnie w biodrach i przerzucił mnie sobie przez ramię. Zwisając głową dół, miałam przed sobą jego tyłek w tych skórzanych spodniach, które doprowadzały mnie do seksualnego szału. Dałam mężowi klapsa, a on nie byłby sobą, gdyby nie odwdzięczył mi się tym samym. 

- Jeszcze będziesz prosić mnie o litość, zwierzaczku! Aleksiej nas usłyszy, gdy będziesz krzyczeć, błagając mnie o wyrozumiałość!

- Pokaż mi to! Dalej, mężu! Wypieprz mnie tak, żebym nie umiała jutro chodzić!

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, skarbie.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top