6

Lila

Siedziałam na górnym pokładzie. Po kąpieli Miguel pożyczył mi swoją bluzę i znalazł dla mnie legginsy. Podał mi koc i zabrał mnie na górę. Obawiałam się ponownego spotkania z pozostałymi piratami, a to i tak nie byli wszyscy, którzy pracowali dla Brzytwy.

- To Diablo - wyjaśnił Miguel, gdy przechodziliśmy obok faceta koło czterdziestki, który bez słowa robił coś przy maszcie. Był potwornie wysoki i miał ciemne włosy związane w kok. - Jest najlepszy w swoim fachu i zalicza kurwy za każdym razem, gdy przybijamy do większego miasteczka.

Słowa kapitana sprawiły, że Diablo się uśmiechnął. Zmierzywszy mnie wzrokiem, nic nie powiedział. Wrócił do swojej pracy, a Miguel pociągnął mnie dalej.

- Ten gość to Ruthless. Nazwaliśmy go tak dlatego, że jest bezwzględny. Jest najbardziej brutalny z nas, jeśli chodzi o zabijanie i pieprzenie dziwek. Lubi ostry seks.

Spojrzałam na mężczyznę o pseudonimie Ruthless. Był dobrze wyrzeźbiony i cholernie duży. Chodził bez koszulki, choć noce na oceanie były zimne. Ja cała drżałam, a miałam na sobie ciepłą bluzę.

- Daggera, Victora, Adrika, Hectora i Yuno już poznałaś.

Tak, Dagger był najbardziej współczujący z wszystkich.

Victor przy pierwszym poznaniu oznajmił, że ich szef "wypieprzy moją dziewiczą cipkę, jak tylko mnie zobaczy".

Adrik był głuchoniemy i miał najjaśniejsze blond włosy, jakie widziałam.

Hector miał protezę ręki i nogi oraz obrzydliwy uśmiech, gdy patrzył na mnie z seksualnym podtekstem.

Yuno za to towarzyszył Daggerowi, gdy ten przyszedł po mnie do mojego domu. Domu, którego już nie miałam.

Załoga Le Corsario liczyła więc ośmiu mężczyzn. Sądziłam, że było ich więcej, ale im mniej, tym lepiej dla mnie. Miałam pomoc jedynie w Daggerze, który zobaczywszy mnie siedzącą samotnie na pokładzie w kąciku, przyszedł do mnie i usiadł na przeciwko mnie.

- Jak się czujesz, skarbie?

Spojrzałam na jego twarz. W świetle nocy Dagger był jeszcze bardziej przerażający. Nie potrzebował makijażu na Halloween. Jego twarz wyglądała jak maska. Lewa strona była nieskazitelna i piękna, podczas gdy prawa strona wyglądała, jakby ktoś oblał ją kwasem i podpalił.

Starałam się zepchnąć te myśli w tył głowy, aby zupełnie nie zwariować. Musiałam być miła dla tego człowieka. Miałam nadzieję, że gdy będę potrzebowała pomocy, on będzie tym, który mi jej udzieli.

- Źle - wyznałam, wzruszając ramionami.

- Miguel cię rozdziewiczył?

Na pytanie Daggera głowy Hectora i Victora odwróciły się w naszym kierunku. Spuściłam wzrok, gdy ujrzałam ich obleśne spojrzenia. Obaj byli napaleni i nie trzeba było geniusza, aby to zrozumieć.

Pokiwałam przecząco głową. Dagger westchnął, jakby niewidzialny ciężar spadł mu z piersi.

- To dobrze. Mam nadzieję, że był dla ciebie miły.

- Kazał mi sobie obciągnąć - wyszeptałam tak, aby Hector i Victor tego nie słyszeli. Nie daliby mi żyć. - Proszę, tylko nie mów mu, że ci o tym powiedziałam. Boże, przepraszam. Nie powinnam była ci tego mówić. Przecież jesteś jego przyjacielem.

Schowałam twarz w dłoniach. Chłodny powiew wiatru sprawił, że znów zadrżałam. Było mi potwornie zimno, ale nie chciałam wracać pod pokład. Bałam się nocy na statku. Moje drzwi nie były zamykane na klucz od środka co oznaczało, że każdy mógł do mnie wejść, gdy będę spać. Miguel może by im na to nie pozwolił, ale on sam stanowił dla mnie wielkie niebezpieczeństwo.

- Lileczko, nie przejmuj się. Nie będę sprzedawał twoich sekretów.

- Tak mi źle - wyznałam, kołysząc się w przód i w tył. - Co mam zrobić? Jak ja tu będę żyć?

- Nie będziesz się nudzić.

Dagger zaśmiał się melodyjnie. Uśmiechnęłam się do niego. On wcale nie był złym człowiekiem. Oczywiście, pewnie kradł, zabijał i gwałcił, jak każdy pirat, ale jako jedyny traktował mnie z szacunkiem. Nie widział we mnie dziwki, która przyszła tutaj, aby rozkładać nogi przed kapitanem. Może to była tylko poza i to Miguel nasłał go na mnie, aby mnie kontrolować, ale nie chciałam tak myśleć. Takie myślenie mnie zabijało.

- Miguel mówił, że gdy przyszliście dziś do mojego ojca, powiedział wam, abym już nigdy więcej nie wracała na Attiranę. Nawet martwa. Czy to prawda?

Nie wątpiłam w prawdziwość słów Miguela, jednak potrzebowałam uzyskać potwierdzenie.

Dagger się zachmurzył. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.

- Ta część o rekinach to też była prawda? Powiedział, że w razie, gdybym umarła, abyście wrzucili mnie do oceanu na pożarcie rekinom?

- Tak, skarbie. Przykro mi.

Zgięłam się w pół i zapłakałam.

Było mi tak przykro. Po śmierci mamy postawiłam wszystko na jedną kartę. Przedłożyłam szczęście mojego ojca nad moje. Nie wyjechałam na studia, a całą uwagę przykładałam do sprzątania domu i dbania o ogródek. Myślałam, że jako dobra córka, wywiązałam się ze swojej roli. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę, że tata życzył mi śmierci w szczękach rekinów.

- Zwierzaczku, co się dzieje?

Podniosłam wzrok na Miguela. Wsunął ręce w kieszenie skórzanych spodni, które ciasno przylegały do jego nóg. Na stopach miał swoje ulubione buty motocyklowe, a pierś i ramiona okrył bluzą. Identyczną do tej, którą miałam na sobie ja.

- Rozmawialiśmy o ojcu Lili - oznajmił Dagger, który wstał, gdy jego kapitan przybył. - Pójdę do siebie. Dobranoc, skarbie. Nie obawiaj się oceanu. On bardziej boi się nas niż kogokolwiek.

Kiedy Dagger odszedł, mój strach wrócił. Zaskakujące, że tak swobodnie czułam się przy piracie, który miał twarz jak z horroru. Starałam się nie oceniać ludzi po pozorach, gdyż było to bardzo krzywdzące, ale mój umysł robił to podświadomie. Ocenił Daggera jako kogoś zagrażającego mojemu życiu, co okazało się błędem.

Miguel usiadł obok mnie. Oparł się plecami o burtę. Jego ramię ocierało się o moje. Jego udo stykało się z moim. Siedzieliśmy w bliźniaczych pozycjach.

- Czasami lubię patrzeć na gwiazdy. Moja mama mawiała, że gdy ktoś umiera, jedna gwiazda znika z nieba.

- Wierzysz w to?

Mężczyzna się uśmiechnął. Spojrzał mi w oczy.

- Może to głupie, ale tak. Kochałem moją mamę i wierzyłem w jej słowa jako dzieciak. Życie zabrało mi ją, kiedy miałem czternaście lat.

- Przykro mi. Chcesz mi o tym opowiedzieć?

Miałam wrażenie, że rozmowa pod nocnym niebem zbliżała nas do siebie. Może były to tylko pozory, a nawet jeśli, to wolałam się ich trzymać niż uważać to za kłamstwo.

- Mieszkałem z rodzicami i starszym bratem na małej wysepce w pobliżu Kolumbii. Żyłem podobnie, jak ty na Attiranie. Nie miałem wielu kolegów, gdyż większość ludzi wyjechała z wyspy jak byłem małym chłopcem. Byłem ja, Victor i rodzice.

- Victor?

- Tak, zwierzaczku. Ten Victor.

Nie mogłam w to uwierzyć. Ten bydlak, który tak ochoczo mówił swoim kolegom o moim dziewictwie, był bratem Miguela? Cóż, po dłuższym namyśle uznałam, że byli do siebie podobni fizycznie, lecz wciąż byłam w szoku.

- Na naszą wyspę najechali piraci, gdy miałem czternaście lat. Zgwałcili matkę na naszych oczach, a potem ją zamordowali i poćwiartowali na kawałeczki. Ojciec miał dopiero pięćdziesiątkę, ale był schorowany, dlatego nie umiał walczyć z najeźdźcami. Poddał się, a oni go zabili. Victor chciał się zemścić, ale go powstrzymałem. Dasz wiarę, że tamtej nocy wymordowali całą wioskę? Wszystkich, którzy zamieszkiwali wyspę?

- Oszczędzili tylko ciebie i Victora.

- Tak - warknął, odchylając głowę do tyłu. Z profilu widziałam tylko jego chore oko. Byłam ciekawa, co mu się przydarzyło, ale nie chciałam go o to pytać. Uznałam, że opowie mi o tym, gdy tego zechce. - Powiedzieli, że jeśli z nimi pójdziemy i będziemy im posłuszni, oszczędzą nas. Byłem zamroczony. Nie wiedziałem, co robić, ale uznałem, że muszę chronić Victora. Zgodziłem się więc. Nie wiem, czy to było najlepsze, co mi się w życiu przytrafiło, czy najgorsze.

Zdawałam sobie sprawę, że Miguel nie widzi na chore oko, dlatego bezwstydnie przyglądałam się jego profilowi.

Światło księżyca, jak i lampki zamieszczone na statku, oświetlały jego twarz i sylwetkę. Miguel był postawnym mężczyzną o intrygującej twarzy. Mama przestrzegała mnie przed takimi facetami. Chciała dla mnie dobrego chłopca z ułożonego domu. Antonio byłby doskonałym wyborem dla mnie, który spełniałby wymogi moich rodziców.

Ja jednak nie chciałam być z Antonio. Owszem, był sympatyczny i koleżeński, ale nigdy nie czułam do niego pociągu seksualnego. Dla Sammy był idealnym wyborem. Wiedziałam, że pozostawię na Attiranie cząstkę siebie. Sammy i Antonio nigdy o mnie nie zapomną, a ja będę szczęśliwa, że mają siebie obok i mogą na siebie liczyć.

Miguel miał przystojną twarz, ale jego serce było brudne. Boże, który człowiek o zdrowych zmysłach zrobiłby bicz z kręgów kobiety?

- Gdzie płyniemy?

Brzytwa spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się.

- Chodź do mnie na kolana, zwierzaczku. Wtedy ci powiem.

Nie chciałam znów być blisko niego. Wiedziałam, że odebranie mi dziewictwa ciążyło nade mną nieuchronnie. Miguel czekał na odpowiedni moment. Chciał mnie przygotować. Wciąż miałam obawy, że pozwoli załodze się ze mną zabawić, gdy nie będę już dziewicą. Starałam się więc cieszyć każdą chwilą "beztroski". To jeszcze nie był mój wyrok. To jeszcze nie ten dzień. Nie ten czas.

Niepewnie usiadłam okrakiem na udach Miguela. Usłyszałam za sobą gwizdy. Pochyliłam głowę zawstydzona.

- Nie chcę, żeby uważali mnie za twoją dziwkę.

- Myślisz, że nią nie jesteś, Lila?

To zabolało. Bardziej, niż mogłabym przypuszczać.

Chciałam wstać i pobiec do swojej celi, ale Miguel widząc, co planuję, chwycił mnie boleśnie za nadgarstki. Przytrzymał mnie w miejscu, aż zakwiliłam. Za plecami usłyszałam salwę śmiechu. Pokonana zamknęłam oczy i pozwoliłam Miguelowi się zdominować.

- Zwierzaczku - warknął mi do ucha, po czym polizał mnie po policzku. - Jesteś moją dziwką. To, że mam dobry humor i jestem dla ciebie łagodny, nie skreśla cię z twojej roli. Jesteś moją zabawką. Niewolnicą. Suką. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym lepiej dla ciebie.

- Nie jestem twoją... Nie mów tak.

Nie byłam w stanie powtórzyć słów, którymi opisał mnie Miguel. To bolało. Boże, to tak mocno bolało.

- Jesteś nią. Jesteś moją służką. Moim zwierzakiem.

- Miguel, proszę! Mam dość!

- Dobrze. Doskonale. Wracaj do swojej kajuty. Nie wiesz, kiedy przyjdzie na ciebie czas, Lila. Czy odbiorę ci dziewictwo w nocy? Czy stanie się to jutro? Może za rok?

- Przestań! Przestań!

- Wsadzę kutasa w twoją ciasną pizdę tak głęboko, aż poleje się krew. To będzie prawdziwa uczta. Wiesz, że temu wszystkiemu przyglądać się będzie moja załoga? Łącznie z Daggerem, który tak sobie ciebie upodobał.

- Nie! Dosyć!

Kiedy poczułam, jak Miguel mnie puszcza, czym prędzej wstałam. Spojrzałam na niego ze strachem i obrzydzeniem. Już wiedziałam, że ten mężczyzna nie był normalny. Miał przebłyski dobroci, jednak to były tylko chwile.

Gdy uciekałam na dół, do swojej celi, słyszałam za sobą radosne krzyki, pogwizdywania i śmiechy. Dla nich moja niewola była zabawą, ale to nie mogło tak się skończyć. Musiałam o siebie zawalczyć. Może nie miałam już dla kogo żyć, ale czy to oznaczało, że miałam się poddać?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top