57
Miguel
Wpatrywałem się z niezrozumiałym zafascynowaniem w Domenica i Crestona. Chłopcy posłusznie uklękli przed Aleksiejem, gdy ten zasiadł na krześle przypominającym tron. Ułożyli dłonie wierzchem do góry na swoich udach, wyrażając w ten sposób swoją uległość.
Zanim Aleksiej usiadł na swoim pieprzonym tronie, rozwiązał mnie. Narkotyk powoli opuszczał moje ciało, dlatego mogłem już samodzielnie chodzić. Wciąż byłem słaby, gdyż zapewne tego właśnie pragnął mój oprawca, ale nie byłem dłużej nic nie znaczącą marionetką.
- Dołącz do nas, kochanie. Chyba nie chcesz, abym zabił jednego z twoich załogantów, których wciąż mam w podziemnych celach?
Posłałem mu nienawistne spojrzenie. Zwlokłem się z łóżka, ale nie byłem w stanie paść na kolana, podobnie jak Creston i Domenic.
Ci chłopcy pragnęli dominacji. Mimo, że zostali zniewoleni w najbardziej brutalny sposób, stając się ofiarami handlu ludźmi, zaakceptowali swój los i się z niego cieszyli. Pragnęli twardej ręki Aleksieja nad sobą. Lubili ulegać. To był ich sens życia. Potrafiłem to zrozumieć, gdyż sam czerpałem wiele z dominacji. Rozumiałem, że człowiek, który potrzebował poczucia akceptacji i bezpieczeństwa, czuł się dobrze w towarzystwie osoby dominującej, która roztaczała nad nim opiekę. Domenic i Creston spełniali się w swojej roli, ale ja nie byłem uległym mężczyzną.
Byłem jego przeciwieństwem.
- Na kolana, Miguel. Nie każ mi się powtarzać.
- Kurwa.
Aleksiej uśmiechnął się zwycięsko, gdy zobaczył, jak padam przed nim na kolana. Musiałem dotrzeć do jego pierdolonego tronu i ustawić się obok chłopców.
- Podejdź do mnie na czworakach, skarbie. Uklęknij obok Crestona. Będziecie ślicznie wyglądać. Tak ulegle.
Pochyliłem głowę i powoli podszedłem do nich na czworakach. Domenic i jego chłopak nie śmiali się ze mnie. Uważali uległość swojemu panu za coś wspaniałego. Coś, co należało się nielicznym.
Nie rozumieli, że to, co zrobił im Aleksiej, było okrutne. Pragnący dominacji chłopcy wpadli w sidła Rosjanina, jednak nie wiedzieli, jak chorym psychicznie skurwielem był. Musiałem ich stąd uratować. Nie darowałbym sobie, gdybym sam stąd zwiał, a ich zostawił na pastwę tego demona. Aleksiej zniszczyłby tych chłopców. Może nie nastąpiłoby to szybko, gdyż Aleksiej miał wyraźny szacunek dla ich uległych postaw, jednak gdy tylko zaczęliby się stawiać przy bardziej ekstremalnych zabawach, nie zostałoby z nich nic, co można byłoby godnie pochować.
- Pięknie. Wiecie, jak bardzo was wszystkich kocham, prawda?
- Tak, panie - odparł Domenic, pochylając lekko głowę. Uśmiechnął się, wyraźnie spełniony.
- Miguel. Ty też wiesz, że cię kocham, mam rację?
- Aleksiej, daj mi spokój. Dostałeś to, czego chciałeś. Moje ciało ci się poddało. Nie łam mojego umysłu. Jego ci nie oddam.
- Och, skarbie - wyszeptał zmysłowo blondyn, chwytając mnie za szczękę. Tacę z jedzeniem postawił na stojącym obok niego mahoniowym stoliku. Miał więc wolne ręce i nie zawahał się ich użyć przeciwko mnie. - Mój piracie, jesteś taki nieposłuszny. Chyba powinienem cię ukarać.
- Kurwa, jesteś pojebany - warknąłem, krzywiąc się, gdy Aleksiej pocałował mnie w kącik ust.
- Jeszcze słowo, Miguel. Słowo, a pójdę do piwnicy po Masona. Widziałeś tego chłopca, kochanie? Jest taki słabiutki. Złamałbym go w pół, gdybym zaczął go brutalnie pieprzyć. Dlatego proszę cię o posłuszeństwo, cukiereczku. Jeżeli zrobisz coś, co mi się nie spodoba, pójdę po Masona i oddzielę go od Adrika, a następnie urządzę na nim orgię. Będziesz się temu przyglądał. Błaganie w jego oczach nic wyjdzie z twojej pamięci na długo.
- W porządku! - krzyknąłem, chwytając go za nadgarstki, aby mnie puścił. On jednak jedynie mocniej zacisnął uścisk na mojej szczęce, a drugą ręką objął mojego penisa i mocno ścisnął.
- Grzeczny chłopczyk. Otwórz usta. Ty zostaniesz nakarmiony pierwszy.
Aleksiej mnie łamał i miał tego pełną świadomość.
Klęcząc przed nim w pozycji uległego, z dłońmi zwróconymi do góry ułożonymi na udach i lekko rozszerzonymi nogami, poczułem największe upokorzenie, jakie kiedykolwiek mi towarzyszyło. Mały chłopiec, który siedział wewnątrz mnie, chciał się rozpłakać z bezsilności. Nie po to jednak tak wiele pracowałem na swoją reputację brutala, aby pozwolić temu złamanemu chłopcu przejąć nad sobą kontrolę.
Moje życie było popierdolone. Dzieciństwo wspominałem dobrze, gdyż byłem kochany i dbano o mnie. Moi rodzice nie mieli wiele, ale pomogli mi i Victorowi stać się dobrymi ludźmi. Gdy nasza wioska została najechana przez piratów i wymordowana, moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Stałem się odpowiedzialny za brata. Stałem się niewolnikiem załogi pirackiej, którą chciałem zniszczyć i zabić każdego jej członka.
Poznałem na swojej drodze wielu ludzi. Viciousa, Diego, Arnesto, Preya, Aleksieja, a także najważniejszych - moją załogę.
Dagger, Victor, Yuno, Adrik, Mason, Diablo, Ruthless, a nawet Hector stali się moją rodziną. Kochali mnie, a ja kochałem ich. Nie byliśmy braćmi z krwi, ale staliśmy się braćmi z wyboru.
Nie wspominałem jednak o najważniejszej osobie, która mnie odmieniła.
Lila Caravajal, gdyż to było jej jedyne słuszne nazwisko, rozkochała mnie w sobie i sprawiła, że chciałem paść przed nią na kolana. Kochałem moją żonę ponad wszystko. Byłem gotów oddać za nią życie, choć na samą myśl o tym, że po mojej śmierci mogłaby zostać partnerką Daggera, dostawałem szału moralnego. Wolałem mieć ją całą dla siebie. Byłem pieprzonym egoistą i miałem tego pełną świadomość.
Jednak dla Lili nie mogłem być nikim innym.
Otworzyłem usta i pozwoliłem, aby Aleksiej wsunął mi do nich kawałek soczystego mięsa. Rosjanin przycisnął kciuk do mojej dolnej wargi. Kiedy połknąłem mięso, mężczyzna wsadził mi do ust swój palec. Patrząc mu prowokująco w oczy, uniosłem brwi. On nie miał zamiaru zrezygnować. Musiałem więc objąć ustami jego palca i ssać go tak długo, jak chciał tego Aleksiej.
Następnie mój kat zaczął karmić Domenica oraz Crestona. Chłopcy ślinili się, jedząc z rąk swojego pana. Ocierali się o jego nogi jak kotki. Widać było, że chłopcy byli do bólu zakochani w tym chorym psychicznie człowieku. Widzieli w nim swojego boga. Chcieli mu służyć i uważali to za przywilej.
- Miguel, czas na deser.
Aleksiej rozpiął swoje spodnie. Domenic wydał z siebie cichy jęk pełen pasji. Gdy zobaczył kutasa swojego ukochanego pana, nie mógł powstrzymać się od nieśmiałego zerkania.
- Nie ma mowy. Nie będę ci obciągał. Dostałeś ode mnie więcej, niż na to zasłużyłeś. Nie będę twoim seksualnym niewolnikiem.
- Nie? - spytał Aleksiej, wstając z krzesła. Podszedł do półeczki i wziął z niej kajdany. Zakląłem w myślach. Chciałem mu się przeciwstawić, ale cholernie bałem się o życie i zdrowie Masona. Dla załogi gotów byłem poświęcić wszystko, nawet siebie.
Aleksiej chwycił mnie delikatnie za nadgarstek, zmuszając mnie tym samym, abym mu się poddał. Dlatego pozwoliłem, aby skuł mi ręce na plecach. Kajdany mocno trzymały w miejscu, nie pozwalając mi za nic się ruszyć.
Kiedy byłem unieruchomiony, Aleksiej wrócił na miejsce.
- Panie, wybacz moją śmiałość, ale czy może to ja mógłbym possać twojego cudownego penisa?
Spojrzałem z niedowierzaniem na Domenica. Boże, ten chłopiec był skrzywiony psychicznie. Mogłem zrozumieć jego pragnienie pełnej uległości wobec swojego pana, ale to nie było zdrowe. Aleksiej był jego katem, a on podlizywał mu się, jakby chciał zasłużyć sobie na specjalne względy.
Kurwa, musiałem jak najszybciej przerwać ten cyrk, ale zmuszony byłem czekać na odpowiedni moment, aby zareagować.
- Wybacz, skarbie - rzekł łagodnie Aleksiej, kładąc dłoń na głowie Domenica. - Kocham cię, ale zrozum, że muszę utemperować charakterek naszego nowego niewolnika. Ty możesz zabawić się z Crestonem, a ja zajmę się Miguelem. W porządku?
Chłopak był smutny, ale gdy Aleksiej nachylił się, aby pocałować go w usta, Domenic pokiwał ochoczo głową i wpił się w wargi Crestona, gdy tylko Aleksiej się od niego odsunął, aby w pełni skupić się na mnie.
Odwróciłem się, aby zobaczyć, jak Domenic rzuca na łóżko Crestona. Ustawił swojego chłopaka tyłem do niego, aby Creston miał wypięte pośladki. Domenic dał swojemu ukochanemu kilkanaście klapsów, a ja nie mogłem zrozumieć, co, do kurwy, działo się w tym popierdolonym domostwie.
- Będą zajęci sobą przez dłuższy czas, kochanie. Możesz mi więc spokojnie obciągnąć.
- Sam sobie obciągnij, skurwielu.
Aleksiej zaśmiał się, jakby mój opór go bawił.
- Po co być tak nieuprzejmym, Miguel? Przecież wiesz, że i tak postawię na swoim. Możemy się zabawiać i śmiać się z twojej twardej natury, ale obaj wiemy, że mam twoją załogę w garści. Mogę zrobić z nimi, co zechcę.
- Nie zrobiłbyś tego. Nie jesteś taki.
- Nie jestem? - spytał, masując swojego stojącego w erekcji fiuta, który był zbyt blisko mojej twarzy. - Dlaczego tak uważasz, mój piękny?
- Jesteś zagubionym człowiekiem, Aleksiej. Znałem cię przed kilkoma laty. Byłeś dla mnie kimś w rodzaju bohatera, rozumiesz? Podziwiałem cię. Chciałem być taki, jak ty. Podobało mi się, jak postrzegałeś świat. Chciałem mieć takie wartości, jakie wyznawałeś ty. Byłeś moim przyjacielem. Gdyby nie to, że tamtej nocy pocałowałeś mnie w porcie, wróciłbym na wyspę, aby cię odwiedzić. Przeraziło mnie jednak twoje uczucie do mnie. Nigdy nie kochałem mężczyzny. Jestem heteroseksualny i nie widzę powodu, abym miał to zmieniać. To ty zakochałeś się w niewłaściwym facecie i zamiast pogodzić się z odrzuceniem, brnąłeś w zaparte w coś, co nie miało prawa zaistnieć.
Blondyn słuchał mnie z zaciekawieniem. Wiedziałem, że przyciągnąłem jego uwagę, gdyż w pewnej chwili przestał się masować.
- Nie byłeś taki. Nie zachowywałeś się jak wariat. Rozumiem, że chciałeś mieć mnie dla siebie, ale jak mogłeś posunąć się do pojmania mnie? Gdybyś naprawdę mnie kochał, nie zrobiłbyś mi czegoś tak brutalnego. Zachowałbyś się jak dorosły i dojrzały emocjonalnie mężczyzna. Dałbyś mi wybór. Oczywiście odszedłbym od ciebie, ale przynajmniej zostałbym twoim przyjacielem. Nie musiałbyś o mnie walczyć w tak pierwotny sposób.
- Miguel, ja...
- Pozwól mi dokończyć - poprosiłem, widząc konsternację i ból na jego twarzy rosyjskiego boga. - Kochałem cię jak przyjaciela, Aleksiej. Byłeś moim idolem, którego chciałem naśladować. Dlatego proszę cię jak przyjaciel przyjaciela. Uwolnij mnie. Uwolnij moich załogantów. Pozwól nam odejść, a ja obiecuję, że o tobie nie zapomnę.
- Nie wierzę ci. Zapomnisz o mnie w chwili, w której stąd wyjdziesz.
- Nie - zapewniłem, wbijając sobie paznokcie w dłonie. Nie mogłem ruszyć rękoma przez te cholerne kajdanki, co było dla mnie uwłaczające.
- Miguel, kocham cię.
Aleksiej spoważniał. W jego niebieskich oczach nie widziałem dłużej chęci poniżenia mnie czy walki ze mną. Zachowywał się jak wtedy, gdy przed lekko ponad dziesięcioma laty przyssał się do moich warg, deklarując swoje uczucie do mnie.
- Kocham również Domenica i Crestona. Kłamałem, gdy mówiłem, że moi poprzedni niewolnicy się zabili. Nie miałem nikogo przed tymi chłopcami. Domenic urzekł mnie od pierwszej chwili, w której go zobaczyłem. Płakał, kiedy przytulałem go do piersi po tym, jak go kupiłem. Powiedział, że jego chłopak również stał się ofiarą handlu ludźmi, dlatego kupiłem również Crestona. Dbam o nich z najwyższą czułością. Nigdy nie zniewoliłbym człowieka, który by tego nie chciał.
- Mnie zniewoliłeś - zauważyłem, na co Aleksiej westchnął ciężko.
- Ty jesteś wyjątkiem, kochanie. Chcę zamknąć cię w sypialni, przykuć do łóżka i nigdy nie wypuszczać, aby nikt mi cię nie ukradł. Jednak twoja żona...
- Masz rację, Aleksiej. Kocham Lilę. Nie mogę pozwolić ci mnie od niej odseparować.
- Miguel, ale...
- Aleksiej - powiedziałem twardo, przybliżając się do niego na kolanach. - Daj mi odejść. Uwolnij mnie. Proszę.
- Nie mogę! - krzyknął w rozpaczy, wstając z krzesła. Nagi podszedł do okna, nie zwracając uwagi na zabawiających się ze sobą Domenica i Crestona. - Kocham cię! Chcę twojego dobra, ale...
- Ale?
- Kurwa, co jest?
Odważyłem się wstać. Poruszanie się z rękami skutymi za plecami nie było komfortowe, ale widocznie coś przykuło uwagę Aleksieja za oknem. Musiałem zrozumieć, o co mu chodziło, gdyż obawiałem się, że Dagger, którego Aleksiej wcześniej uwolnił, przyszedł tu po mnie, aby mnie uwolnić.
- Kurwa - powtórzyłem słowa mojego kata. Spojrzeliśmy się po sobie i wiedziałem, że moja przemowa dotycząca mojego uczucia do Aleksieja była na nic.
Dopiero teraz miało rozpętać się prawdziwe piekło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top