56

Lila

Miguel i reszta nie wrócili na statek od dziesięciu godzin. Victor i Yuno chodzili po pokładzie podenerwowani. Yuno chciał wyjść na ląd, aby poszukać kapitana i załogantów, ale Victor stanowczo odwiódł go od tego pomysłu.

- Mój brat musiałby dać nam znać. Mamy przy sobie telefon. Nic złego się nie wydarzy. 

- Skąd to wiesz, Victor? - spytał Yuno, maszerując od burty do burty. - Ściemnia się. Zaraz będziemy musieli wypłynąć, a ich dalej nie ma! Na pewno coś się stało!

Położyłam dłoń na piersi, aby uspokoić swoje szybko bijące serce. Potwornie bałam się o załogę Le Corsario. Również przeczuwałam, że podczas rozmowy z nowymi klientami wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Miguel nie zostawiłby nas bez żadnej informacji. Wraz z pozostałymi członkami załogi miał wrócić na statek po trzech godzinach, a minęło już dziesięć i nie było ich widać w zasięgu wzroku. 

- Może naprawdę powinniście wyjść na ląd? Martwię się o nich.

Victor zbliżył się do mnie. Położył dłoń na moim ramieniu, uśmiechając się do mnie pocieszająco. Nie mógł mnie jednak oszukać. Strach o brata był widoczny w jego udręczonym spojrzeniu.

- Nie możemy podejmować takich decyzji bez zgody kapitana. Wiem, że Miguel to mój brat i może ci się wydawać, że skoro łączą nas więzy krwi, mogę podejmować decyzje za niego, ale szanuję go jako kapitana i nim jest dla mnie na pierwszym miejscu. Dopiero potem jest dla mnie bratem. Zaczekajmy jeszcze godzinę, dobrze? Potem wyjdziemy we trójkę na ląd, aby ich poszukać. 

Skinęłam głową, wdzięczna Victorowi, że poszedł po rozum do głowy. Nie uśmiechało mi się czekać na męża kolejnej godziny, ale wolałam to, niż czekać tu na niego do śmierci. 

Niespodziewanie do moich uszu dotarł dziwny dźwięk. Wstałam z krzesełka, które zajmowałam od dwóch godzin i spojrzałam za burtę. Zasłoniłam usta dłonią, będąc w szoku.

Na tle zachodzącego słońca dostrzegłam mknąca w naszym kierunku z nieprawdopodobną prędkością motorówkę. Yuno i Victor również zostali zaalarmowani tym głośnym dźwiękiem i podeszli do mnie. 

- Kurwa, co on tu robi?

Yuno zmarszczył brwi. Najwyraźniej wiedział, kto do nas przybył. Ja jednak nie mogłam ujrzeć twarzy nowo przybyłego przez promienie słoneczne atakujące moją twarz. Dlatego zaczekałam, aż przybysz znajdzie się bliżej i dopiero wtedy zrozumiałam, kto to był.

- Diego, co jest?! - krzyknął Victor, który z tego, co zapamiętałam, uwielbiał towarzystwo Diego Ramireza.

- Spuśćcie drabinkę! Pospieszcie się! To ważne!

Brat Miguela pospiesznie spuścił drabinkę, aby Diego Ramirez mógł wejść na pokład. Mężczyzna z blond włosami i tatuażem na policzku przedstawiającym wzbijające się w powietrze stado kruków oddychał ciężko. Patrzył na nas kolejno. Wkrótce jego wzrok spoczął na Victorze, do którego Diego miał z pewnością największe zaufanie spośród naszej trójki.

- Co jest?

- Aleksiej ma Miguela. Kurwa mać, musimy go uratować. 

Krew odpłynęła z twarzy Victora. Poklepałam go po plecach, aby zachował trzeźwość umysłu, ale on zdawał się dryfować gdzieś daleko.

- Kim jest Aleksiej? - spytałam, patrząc to na Yuno, to na Diego. Nie spodziewałam się, że mężczyzna, który nie wypowiadał się o mnie w miły sposób, gdy razem z Miguelem odwiedziliśmy jego dom odezwie się do mnie, dlatego byłam miło zaskoczona, gdy to zrobił.

- Nie mówiliście jej? Victor, mogę jej powiedzieć? 

Victor usiadł bezwładnie na krześle. Schował twarz w dłoniach i zgiął się w pół.

Kim był ten Aleksiej i dlaczego wywarł aż takie wrażenie na Victorze? Czy był kimś złym? Dlaczego oni wszyscy wyglądali, jakby zobaczyli ducha, gdy Diego powiedział im o tym tajemniczym Aleksieju?

- Lila, posłuchaj - rzekł spokojnie Diego, choć jego wzrok był rozbiegany, a oddech nierówny. - Aleksiej jest człowiekiem z przeszłości Miguela. Przez ostatnie lata miałem kontakt z Aleksiejem, jako że jest jednym z moich wspólników. Trzymałem jego sekrety przy sobie, ale dwa dni temu Aleksiej zadzwonił do mnie, aby poinformować mnie, że zwabił Miguela w pułapkę. 

- Kurwa, co?! - spytał Yuno, wachlując twarz Victora, który był blady jak śmierć. 

- Nie mogłem się z wami skontaktować - wyznał na bezdechu Diego, chcąc w jak najkrótszym czasie powiedzieć nam o wszystkim, co najważniejsze. - Próbowałem dzwonić, ale nikt nie odbierał. Potem domyśliłem się, że Aleksiej stał za tym, aby w jakiś sposób przechwycić waszą sieć telefoniczną i uniemożliwić mi skontaktowanie się z wami.

- Dlaczego niby miał ci powiedzieć o planach na Miguela? - spytał Victor, podnosząc wpółprzytomnie wzrok. 

- Aleksiej ufa mi bezgranicznie, ale tym razem muszę nadwyrężyć jego zaufanie. Wiecie, co chce zrobić z Miguelem? 

- Boże, nie mów tego - poprosił brat mojego męża, któremu do oczu napłynęły łzy.

- Chwila, o co tutaj chodzi? Kim dla Miguela jest Aleksiej? Dlaczego Aleksiej chciał pojmać Miguela?

Victor spojrzał prosząco na Diego, niemo mówiąc mu, aby to on uświadomił mnie w tym, o co chodziło w tym wszystkim. 

- Aleksiej zakochał się w Miguelu, gdy obaj byli młodymi, naiwnymi chłopcami - wyznał Diego, zaciskając dłonie w pięści. - Miguel jednak go nie zechciał. Aleksiej nie mógł żyć z odrzuceniem. Każdego dnia czekał na Miguela na wyspie, na której spędzili wspólnie kilka miesięcy, ale Miguel nigdy tam nie wrócił. Dlatego Aleksiej postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zniewolić Miguela, aby go w sobie rozkochać. Panowie, musimy jak najszybciej tam się udać, aby go powstrzymać. Proszę, musimy mu pomóc.

- Kurwa mać - warknął gniewnie Victor, wstając z krzesła tylko po to, aby kopnąć stół. - Zabiję skurwiela. Powieszę jego głowę nad kominkiem, jeśli odważy się tknąć mojego brata.

Moje serce biło szybko i nierównomiernie. Na samą myśl o tym, że jakiś zakochany w moim mężu szaleniec mógł go skrzywdzić, dostawałam gęsiej skórki na ramionach. To nie mogła być prawda. Miguel nie był tak słaby i naiwny, aby dostać się w pułapkę wroga. Kogoś, kto podobno go kochał. 

Podeszłam do schodków prowadzących na ląd. Spojrzałam po zgromadzonych na pokładzie mężczyznach. Jako żona Brzytwy, nie mogłam pozwolić ukochanemu dłużej cierpieć. Nie po to zabiłam dziewczynę, którą na pokład sprowadził Diablo, aby zrezygnować z tytułu królowej piratów. Byłam nią i zamierzałam pokazać światu, że Lila Caravajal, żona nieustraszonego pirata, nie miała zamiaru się poddać, jeśli chodziło o miłość jej życia.

- Na co czekacie? Ruszamy po mojego męża. 

Pobladły Victor podszedł do mnie. Chwycił mnie za rękę.

- Skarbie...

- Boże, jesteście żywi!

Odwróciliśmy się gwałtownie, gdy usłyszeliśmy tak dobrze znany mi głos. 

Dagger biegł do nas przez miasteczko. Był spocony i miał zmierzwione włosy. Na jego nadgarstkach widziałam nie dające się z niczym pomylić ślady po kajdanach. Musiały być mocno zaciśnięte na jego skórze, gdyż takie ślady nie pojawiały się znikąd. 

Zbiegłam z pokładu, rzuciwszy się w ramiona Daggera. Przyjaciel objął mnie i mocno do siebie docisnął, zupełnie jakby chciał się upewnić, że byłam prawdziwa i nic mi się nie stało.

- Lila, kochanie! Mój Boże, musicie nam pomóc! To, co ten skurwiel odpierdala, jest pojebane!

- Dagger, spokojnie - poprosił Diego, który jako jedyny z nas wszystkich myślał w miarę racjonalnie. Dostrzegłam w nim dominującego mężczyznę, którym był dla swoich niewolnic. Wiedziałam, że z Diego przy boku nic mi nie groziło. Skoro Miguel mu ufał, ja również byłam gotowa mu zaufać i mu się poddać. Zupełnie, jakby na tą chwilę to on miał wejść w rolę mojego pana. 

- Diego, co ty tu robisz? Jak...

- Wyjaśnię ci potem. Nie mamy czasu na dywagacje. Powiedz mi, gdzie jest uwięziony Miguel i reszta. 

- Musicie wiedzieć, że teren jest pilnowany przez czternastu strażników. Wypędzono mnie stamtąd w nagrodę za to, że Miguel spełnił jakieś polecenie Aleksieja. Nie wiem, co to mogło być, ale domyślam się, że Miguel poddał mu się seksualnie. 

Wczepiłam się palcami w porwaną koszulkę Daggera. Wtulałam się w jego pierś, zamykając oczy. Nie chciałam pozwolić swoim myślom odbiec za daleko, gdyż wiedziałam, że Miguel rozpaczliwie potrzebował naszej pomocy. Jednak na myśl o tym, że mój ukochany mąż poddał się jakiemuś zakochanemu w nim mężczyźnie, aby ratować swoją załogę, poczułam ucisk w piersi. Było mi go żal. Musiałam działać, aby nie pozwolić temu skurwielowi Aleksiejowi dostać tego, czego chciał. 

- Idziemy po mojego brata. Kurwa, ten rosyjski gnojek posmakuje, czym jest prawdziwe cierpienie. 

Victor wyminął nas i zaczął iść w głąb wysepki. Diego oraz Yuno zrównali się z nim, patrząc wyczekująco na mnie i na Daggera.

- Kochanie, jesteś pewna, że chcesz iść tam z nami? 

Dagger objął dłońmi moją twarz. Oparł swoje czoło o moje. Spojrzenie jego oczu było udręczone. Było mi przykro, że został pojmany i tak okrutnie potraktowany. 

- Tak. Pójdę po mojego męża. 

Na twarzy bruneta zobaczyłam chwilowy smutek, jednak szybko zastąpiło go zrozumienie.

- Dobrze. W takim razie chodźmy. Nie mamy czasu do stracenia.

Miguel 

Aleksiej zostawił mnie nagiego, przykutego do łóżka. Poinformował mnie, że pójdzie do kuchni, aby osobiście zrobić mi pyszną kolację. Nie chciałem jeść nic, co miało wyjść spod jego ręki, ale musiałem go słuchać. Choć było to upokarzające. Z każdą chwilą czułem się coraz gorzej ze swoją osobą. 

Leżałem na łóżku, ale nie byłem sam. Towarzyszyli mi Domenic oraz Creston. Niewolnicy Aleksieja, którzy uświadomili mnie w tym, że ich niewola nie była do końca niewolą. 

Kiedy tylko Aleksiej opuścił pokój, Domenic oraz Creston zaczęli się całować. Błądzili rękoma po swoich nagich ciałach, pieszcząc nawzajem swoje strategiczne miejsca. Nie mogłem wyjść z szoku. Myślałem, że nie chcieli takiego życia, ale oni pragnęli go bardziej, niż mogłem tego przypuszczać. 

- Chłopcy, opowiecie mi trochę o sobie i Aleksieju?

Moje spojrzenie spoczęło na Domenicu, który miał rozpalone policzki. Creston pieścił dłonią jego penisa. 

- Nie wiem, czy możemy ci ufać. Aleksiej nieustannie o tobie mówił, więc było nam przykro, że zajmiesz nasze miejsce.

- Nie musicie się o mnie martwić - wyznałem, uśmiechając się do nich, choć czułem wstyd, że oni byli wolni, a ja byłem skuty jak jeniec. - Nie zagrożę waszej pozycji. Przecież jesteśmy sobie równi, prawda?

Domenic zmrużył podejrzliwie oczy, jakby dalej mi nie wierzył. 

- W porządku. Co chcesz wiedzieć, Miguelu?

- Jesteście tu z własnej woli? 

Creston spuścił wzrok. Widać było na pierwszy rzut oka, że był bardziej uległy niż Domenic. Utwierdziło mnie w moim przekonaniu to, że Domenic przytulił Crestona, gdy ten poczuł się zakłopotany. 

- Jestem partnerem Crestona - wyjaśnił spokojnie Domenic, całując w czubek głowy swojego kochanka. - Pochodzimy z Montany z Stanach. Ukrywaliśmy się przed rodzicami. Chcieliśmy wyjechać z domu, aby pobyć trochę razem, bez obaw, że rodzice nas nakryją, dlatego wylecieliśmy na tydzień do Cabo, do Meksyku. Pierwszego wieczoru zostaliśmy uprowadzeni i oddani w ręce handlarzy ludźmi. Cztery dni później odbyła się aukcja, na której nabył nas pan Aleksiej. Płakałem, gdyż na początku chciał kupić tylko mnie, ale gdy zobaczył, jak silnym uczuciem darzę Crestona, zakupił nas obu. Kochamy go. Jest dla nas dobry.

- To prawda - wyznał Creston, podnosząc przestraszony wzrok na mnie. - Pan Aleksiej jest naszym aniołem. Służymy mu, bo w głębi duszy marzyliśmy o takim zniewoleniu. Nie możemy kontaktować się z naszymi rodzinami, ale pan Aleksiej jest dla nas wystarczającą rodziną. Dba o nas. Szanuje i kocha, a my pragniemy jego silnej ręki.

Nietrudno mi było zrozumieć, że Creston oraz Domenic pożądali dominującego pana. Wielu ludzi miało skłonności do uległości, ale nie afiszowało się z nimi, aby nie zostać znienawidzonymi przez oceniające społeczeństwo. Nie zmieniało to jednak faktu, że Aleksiej ich kupił, czyniąc z nich zabawki.

- Od jak dawna tu jesteście?

- Dwa miesiące - wyznał Domenic, podchodząc do łóżka na czworakach. Uklęknął obok mnie i spojrzał na mnie z dołu. - Pan Aleksiej jest z nas dumny. Baliśmy się, co będzie, gdy dołączy do nas mężczyzna, o którym tak wiele mówił, ale wydajesz się być dobrym człowiekiem, Miguelu. Pan Aleksiej ci się podoba, prawda?

Mimo, że ci niewinni chłopcy wyznali mi tak wiele o sobie, nie mogłem zrewanżować im się prawdą o sobie. Dlatego chcąc zachować pozory roli, w jaką wszedłem, szedłem w zaparte i kłamałem dalej.

- Tak. Jest piękny.

- To prawda. Miguelu, czy mógłbym znów ci obciągnąć? 

Boże. Kurwa, nie. 

- Jestem zmęczony, Domenicu - wyznałem, łagodnie się do niego uśmiechając. - Może jednak Creston tego zechce?

Kiedy Domenic się zarumienił, drzwi pokoju się otworzyły. Do środka wkroczył Aleksiej z tacą, na której leżały trzy talerze pełne pachnącego jedzenia.

- Przyniosłem wam kolację, moje pieski. No już, na kolana! Wasz pan was nakarmi!




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top