54

Lila

- Cukiereczku, mogę z tobą porozmawiać? 

W drzwiach kajuty ujrzałam Victora. Nie wyglądał tak beztrosko, jak zazwyczaj. Jego ubranie było wygniecione, a włosy zmierzwione. 

Skinęłam głową, pozwalając mu wejść do środka. Nie miałam ochoty na niczyje towarzystwo, ale rozmowa z Victorem czekała mnie nieubłaganie. 

Brat Miguela wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Chwycił krzesło stojące przy stoliku, przy którym od dnia, w którym zabiłam dziewczynę, razem z moim mężem jadaliśmy śniadania. Miguel nie chciał, abym się stresowała, dlatego izolował mnie od pozostałych załogantów. Miguel był jedyną osobą, z którą rozmawiałam od tamtego dnia, ale trzeba było wyjść z cienia i zacząć na nowo żyć. 

Victor ustawił krzesło przede mną. Siedziałam na parapecie, wpatrując się w dal i czekając na powrót Miguela i pozostałych. Nie było ich już kilka godzin. Zdążyłam stęsknić się za ukochanym. Ta krótka rozłąka uświadomiła mnie w tym, że naprawdę go kochałam i za nim cholernie tęskniłam. 

- Jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, skarbie, to wyjdę. 

- Zostań - poprosiłam, odrywając wzrok od okna, aby skupić się na Victorze.

- Lila, chciałem cię strasznie przeprosić - wyznał, skubiąc nerwowo skórki przy paznokciach. Nie umknęło mojej uwadze, że nie był w stanie patrzeć mi w oczy. - Uznaliśmy, że skoro stałaś się żoną króla piratów, twoja inicjacja musiała odbyć się jak najszybciej. To chora tradycja, ale takie mamy swoje pirackie prawo. Żona kapitana musi odebrać przynajmniej jedno życie, aby stać się pełnoprawną członkinią załogi. Wiem, że to ja wcisnąłem ci broń do rąk i nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie wiem, co mam powiedzieć na swoje usprawiedliwienie, kochanie. Czuję się jak ostatni skurwiel.

Victor westchnął ciężko. Przeczesał palcami ciemne włosy. Był tak niepodobny do Miguela, ale ruchy braci były bardzo podobne. Obaj, gdy się denerwowali, odwracali wzrok od rozmówcy i robili wszystko, aby móc jak najszybciej skończyć katusze i wrócić do przerwanych obowiązków.

- W porządku, Victor. Ktoś musiał to zrobić. Nie musisz mnie przepraszać. 

- Właśnie, że muszę - zaprotestował, ciągnąc się za włosy. - Miguel jest moim bratem, a ty jesteś moją siostrzyczką. Chcę cię chronić. Jako starszy brat, powinienem dbać o twoją psychikę, a wepchnąłem ci do rąk broń. To nie jest zachowanie, które przystoi bratu. 

- Proszę, nie myśl w ten sposób. 

Chwyciłam Victora za rękę. Brunet spojrzał na mnie przepraszająco.

- Wybaczysz mi, Lilka? 

Uśmiechnęłam się. Wstałam z parapetu i pochyliwszy się nad nim, przytuliłam Victora z całych sił. Brat Miguela wtulił twarz w moją szyję i westchnął z ulgą, po czym rozłożył ręce i ostrożnie mnie przytulił.

- Jesteś moim bratem. Oczywiście, że ci wybaczę. 

- Czuję się okropnie, skarbie. Przeze mnie będziesz mieć traumę do końca życia.

- Nie - zaprotestowałam, głaszcząc go po głowie. Mimo, że Victor był ode mnie starszy i o wiele, wiele silniejszy, w tej chwili zachowywał się jak mały chłopiec potrzebujący bliskości drugiego człowieka. Z ochotą mi się poddał, a ja chciałam się nim zaopiekować tak, jak mama zaopiekowałaby się swoim potrzebującym wsparcia synkiem. 

- Dziękuję ci. Jesteś taka dobra dla nas wszystkich. 

Uśmiechnęłam się, ale nagle poczułam ból w sercu. To było coś niespodziewanego i niewytłumaczalnego.

Zupełnie, jakby moje serce rozerwało się na pół, a ta lepsza połówka uciekła gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie Miguel nie mógł złapać i ochronić mojego serca.

Miguel

Aleksiej zostawił mnie samego kilkadziesiąt minut temu. Zszedł na dół, aby w swoim podziemnym więzieniu rozlokować moich załogantów. 

Potwornie bałem się o Daggera, Adrika, Masona, Ruthlessa i Diablo. Na szczęście Lila, Yuno i Victor zostali na pokładzie statku, ale o nich również się bałem. Gdybym mógł porozumieć się z nimi telepatycznie, przekazałbym im, aby jak najszybciej odpłynęli z tej wyspy i udali się gdzieś, gdzie mogli wieść spokojne życie. 

Nie mogłem się poddać. To wiedziałem na pewno. Życie członków mojej załogi było w moich rękach. Aleksiej wyznał, że jeśli będę "niegrzeczny", będzie kolejno zabijał członków mojej załogi. Znałem go i nie wątpiłem, że posunąłby się do takiego aktu brutalności bez wahania. Mimo, że nie chciałem grać roli grzecznego chłopca, musiałem być posłuszny. Skoro Aleksiej wiedział o Lili, mógł ją skrzywdzić, a tego nigdy bym sobie nie wybaczył.

Wpatrywałem się w akcesoria, w które wyposażony był pokój Aleksieja. 

Sam dałbym wiele, aby móc osiąść na Starrio i skupić się na domu, który tam miałem. Nie traktowałem tego miejsca jak dom, gdyż moim domem był pokład statku, ale gdybym miał wybrać sobie wyposażenie sypialni, wyglądałaby ona dokładnie tak, jak pokój tortur Aleksieja.

Wiedziałem, że mój dawny "przyjaciel" nie oszczędzi mi rozrywek. Miałem stać się jego zabawką, ale musiałem walczyć o swoją wolność. Nie pozwoliłbym Aleksiejowi mnie zgwałcić. Nie mogłem tak obniżyć swojej samooceny, aby do tego dopuścić. 

Byłem wkurwiony. Zawsze sprawdzałem teren, na którym miałem spotkać się z nowymi klientami, ale tym razem postanowiłem odpuścić. Uznałem, że skoro wszyscy znaczący ludzie znali moją reputację, mogli wiedzieć, czego się po mnie spodziewać. Nie przypuszczałem jednak, że Aleksiej mnie oszuka i zwabi w swoją pułapkę. Kurwa, nie mogłem przecież zostać jego kochankiem!

Drzwi sypialni się otworzyły. Aleksiej wkroczył do środka z butelką wody i kneblem zwisającym z ręki.

- Twoi ukochani chłopcy już siedzą w swoich celach. Okazało się, że dwóch jest parą! Jak uroczo, Miguel! Wiesz, że pozwoliłem im siedzieć w jednej celi? Boże, jacy oni są uroczy! 

- Nie waż się ich tknąć, Aleksiej. Masz mnie. Oni nie są ci potrzebni.

- Lubię urozmaicenia, kochanie - wyznał, kładąc butelkę wody na szafce nocnej, tuż przy mojej głowie. Knebel natomiast przybliżył do moich ust. - Poliż go. Nie każ mi się powtarzać. 

Odciąłem się umysłowo od tej chwili i wyciągnąłem język, aby polizać kulkę knebla, który zapewne zaraz miał znaleźć się w moich ustach. Było to cholernie poniżające, ale nie mogłem pogrywać sobie z Aleksiejem. Gdyby chodziło o moje życie, nie słuchałbym się jego rozkazów, ale Aleksiej miał w garści nie tylko moją załogę, ale również moją żonę, którą bez trudu mógłby wytropić.

- Grzeczny chłopiec. Zaraz ci ulżę, Miguel. Jesteś taki twardy...

Chwycił mnie za kutasa. Zrobił to tak brutalnie, że mój penis stwardniał jak na zawołanie. 

- Aleksiej, proszę...

- Boże, nareszcie tego doczekałem. Mój piękny mężczyzna mnie błaga. 

- Porozmawiaj ze mną, zanim mnie zerżniesz, Aleksiej. To nic cię nie kosztuje. Pomóż mi zrozumieć, co siedzi w twojej głowie, dobrze?

Aleksiej zmrużył podejrzliwie oczy. Wsunął mi knebel głębiej do ust, ale jedynie się ze mną bawił. Objąłem kulkę knebla wargami, a Aleksiej uśmiechnął się z podnieceniem. Potem wyjął knebel i wytarł go z mojej śliny o swoje spodnie.

- W porządku, kochanie. Gra wstępna to dobry pomysł. Podnieć mnie, mój niewolniku.

Nigdy przed nikim nie uklęknąłem. Nigdy się przed nikim nie ugiąłem. Byłem pewnym siebie mężczyzną, który wiedział, czego chciał od życia. Ciężko pracowałem na swoją reputację złego chłopca. Nie nazywałem się Brzytwą bez powodu. Podżynałem ludziom gardła, zabijałem z zimną krwią i przejmowałem lądy. Byłem nieustraszony.

Moja pewność siebie i niezachwiana reputacja straciły na znaczeniu w dniu, w którym poznałem Lilę. Moją cudowną, niczemu niewinną Lilę, która stała się moją zakładniczką. 

- Aleksiej, nie pokocham cię. Mam żonę. To ją kocham najmocniej na świecie.

Zdawałem sobie sprawę, że moje wyznanie było ryzykowne. Aleksiej, aby zrobić mi na złość, mógł posłać swoich ludzi do portu, aby zabrali ze statku moją Lilkę. Musiałem jednak pokazać mu swoją bezbronność, aby zobaczył we mnie człowieka. Kogoś, w kim rzekomo zakochał się przed wieloma laty. 

- Rozumiem, że czekałeś na mnie przez lata. Bardzo cię przepraszam, że nie znalazłem czasu, aby cię odwiedzić. Plądrowałem, zabijałem i niszczyłem. Pochłonęło mnie to tak bardzo, że o tobie zapomniałem. Nie znaczy to jednak, że puściłem w niepamięć chwile spędzone z tobą. Chwile, w których byłeś dla mnie nauczycielem i pokazywałeś mi, jak kolorowe może być życie. Za to ci dziękuję, Aleksiej. Obaj dorośliśmy i zmieniliśmy swoje priorytety. Nigdy nie zrozumiesz, jak wiele dla mnie znaczyłeś jako przyjaciel, ale nie ciągnie mnie do mężczyzn. Kocham kobiety. Ich piersi i cipki. Wiem, że za mną tęskniłeś, ale proszę, Aleksiej. Będę błagał cię na kolanach, jeśli będzie trzeba. Nigdy przed nikim się nie ugiąłem, ale ty możesz być pierwszym, przed którym padnę na kolana. Proszę cię jak człowiek człowieka. Jak przyjaciel przyjaciela. Wypuść mnie, a ja obiecuję, że będę cię odwiedzał tak często, jak to możliwe.

Aleksiej patrzył się na mnie w zadumie. Widziałem, jak kutas stwardniał mu w spodniach. Uwielbiał, gdy ludzie się przed nim kajali. Dlatego zajął się BDSM, czyli sztuką, w której znajdowały się dwie strony - dominujący i uległy. 

To Aleksiej nauczył mnie, jak wprowadzić człowieka w subspace, w który wprowadziłem Lilę. To on pokazał mi jak kochać i nienawidzić jednocześnie. 

Blondyn zmarszczył brwi. Posłał mi swój charakterystyczny uśmieszek. 

- Miguel, doceniam twoje słowa, ale nie wypuszczę cię na wolność. Z czasem, gdy będziesz mi coraz bardziej posłuszny i nie będę już potrzebował więzów, aby krępować twoje ruchy, wypuszczę twoją załogę. Pozwolę im odpłynąć w dal. To mogę ci obiecać. Satysfakcjonuje cię taka wymiana, kochanie?

Moje ciało wciąż było słabe, ale powoli odzyskiwałem czucie w kończynach. Nie miałem jednak jeszcze na tyle sił, aby zacisnąć rękę na gardle tego skurwysyna, co chętnie bym uczynił.

- Tak, Aleksiej. Dziękuję. 

Uśmiechnął się zadowolony, po czym wstał i podszedł do wezgłowia, aby uwolnić moje ręce. Patrzyłem na niego błagalnie, jednak on miał już swój plan, który za wszelką cenę chciał wykonać. 

- Teraz przykuję cię do krzyża i pokażę ci, jak bardzo za tobą tęskniłem przez te lata, kiedy zapomniałeś o mojej egzystencji, kochanie. 

Aleksiej bez większego problemu wziął mnie na ręce. Moje ciało było bezwładne. Boże, ten pierdolony narkotyk uczynił ze mnie kukłę. To było żałosne. Dobrze, że nikt z mojej załogi nie widział mnie w tym jakże upokarzającym stanie. 

Rosjanin postawił mnie na podłodze i abym nie spadł, szybko przykuł moje nadgarstki do ramion krzyża. Moje nogi rozstawił kopniakiem. Zawisłem bez sił na rękach jak szmaciana lalka, pozwalając Aleksiejowi na to, aby zdjął mi spodnie wraz z bokserkami. Uśmiechnął się, trącając palcem czubek mojego kutasa, który stanął jak na rozkaz. Zacisnąłem zęby, czując wstyd, że mój penis nie słuchał się mojego mózgu, tylko bodźców Aleksieja.

Gdy byłem już nagi i moje ręce oraz nogi były przykute do Krzyża Świętego Andrzeja, który był w kształcie litery "X", Aleksiej stanął przede mną dumny. Spojrzał na mnie z uśmiechem satysfakcji, jednak nagle posmutniał. 

- Kochanie, będzie ci dobrze. Nie smuć się, proszę.

Chwycił mnie za szczękę. Pocałował mnie w usta, boleśnie przypominając mi chwilę, w której pocałował mnie pod osłoną nocy kilkanaście lat temu. 

Jego język penetrował moje usta, a ja mu się poddawałem, gdyż nic innego nie mogłem zrobić. 

- Co chcesz mi zrobić, Aleksiej? Zgwałcisz mnie?

- Nie - wychrypiał, opierając swoje czoło o moje. W jego oczach dostrzegłem ból, ale chęć dominacji zwyciężyła. - Jesteś taki piękny, Miguel. Marzyłem o tobie od lat. Zakochałem się w tobie jako młody chłopiec. Dziś mam trzydzieści cztery lata, ale wciąż pałam do ciebie sympatią. Dlatego na początek naszej relacji, to ja dam ci przyjemność. Zrelaksuj się i mi poddaj. Obiecuję, że zaopiekuję się tobą, mój piękny. 

Aleksiej padł przede mną na kolana. Skrzywiłem się, gdy wziął w usta mojego penisa. Ssał go z zapamiętaniem, masując przy tym moje jądra. 

Upadłem nisko. Z tak niskiego punktu nie było już powrotu. Moje życie miało zmienić się nieodwracalnie, ale tak musiało się stać, jeśli zależało mi na mojej załodze. 

Chroniąc ich życie, oddałem się w ręce zakochanego we mnie potwora. Było mi z tym kurewsko źle. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top