51

Lila

Czułam się tak, jakbym dryfowała w śnie. Było mi tak dobrze. Tak cudownie. Czułam się beztroska. Tutaj, w tym miejscu, do którego zabrał mnie Miguel, nikt nie mógł mnie skrzywdzić. Ja również nikomu nie mogłam wyrządzić krzywdy. Tu nikt nikogo nie nienawidził. Wszyscy się szanowali i kochali.

Moje ciało znajdowało się w stanie najwyższej i najpełniejszej euforii. Czułam na sobie palce mojego męża, które penetrowały moje ciało i moją duszę. Pozwoliłam mu we mnie wejść - dosłownie i w przenośni. 

- Zwierzaczku, wróć do mnie.

Jak na rozkaz, wyniosłam się z krainy marzeń i delikatności. Otworzywszy oczy, ujrzałam nad sobą twarz mojego pięknego męża. Miguel patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Był cudownie nagi. Chciałam go dotknąć. Chwycić w dłoń jego naznaczonego żyłkami penisa, ale moje ręce były przykute do wezgłowia łóżka. Nogami również nie mogłam objąć Brzytwy, gdyż one, podobnie jak ręce, również były unieruchomione.

- Jesteś ze mną, Lila?

Chwilę mi zajęło, zanim cieleśnie i umysłowo wróciłam do chwili obecnej. 

- Co się stało? - spytałam, rozglądając się nerwowo wokół siebie. Znajdowaliśmy się w naszej sypialni. W naszym małżeńskim łóżku.

- Zabrałem cię daleko stąd, kochanie. Weszłaś w podprzestrzeń, ale już do mnie wróciłaś. Moja piękna żono.

Miguel uśmiechnął się lekko. Mimo, że chwilę temu było mi tak przyjemnie i beztrosko, rzeczywistość niespodziewanie uderzyła mnie w policzek.

- Mój Boże, ja ją zabiłam, prawda?

- To nie twoja wina, Lila. Już to ustaliliśmy, pamiętasz?

Rzeczywiście. Gdy znajdowałam się w fazie tej niesamowitej podprzestrzeni, oboje z Miguelem uzgodniliśmy, że tamta dziewczyna i tak zostałaby zamordowana. Moją inicjacją było odebranie jej życia. Starałam się uświadomić siebie w fakcie, że to Dagger trzymał mnie w bezlitosnym uścisku i to on nakierował broń na dziewczynę. Starałam się również przypisać mu fakt zabicia jej, jednak wiedziałam, że ostatecznie to ja byłam tą, która pociągnęła za spust. Mogłam zrzucać winę na Daggera, ale to ja byłam odpowiedzialna za śmierć tej bezbronnej dziewczyny.

- Tak, Miguel. To nie moja wina.

Mimo, że czułam się obarczona tym, że ona umarła, starałam się nie myśleć o tym nadmiernie, aby nie zwariować. 

Tam, gdzie Miguel mnie przed chwilą zabrał, czułam się wyprana z emocji. Miałam wrażenie, że znalazłam się poza swoim ciałem. Nie wiedziałam, jakim cudem mój mąż zabrał mnie na taką przejażdżkę, ale po raz kolejny udowodnił mi, że był cudotwórcą. 

- Aniele, porozmawiaj ze mną. Muszę mieć pewność, że mnie nie oszukujesz. Czy naprawdę wierzysz w to, że to nie była twoja wina?

Brzytwa powędrował palcem wskazującym pomiędzy moimi piersiami. Moje sutki stwardniały. Ogromnie chciałam, aby dotknął mnie tam na dole. 

- Mój Boże, Miguel...

Uśmiechnął się krzywo. Pochyliwszy się, wziął w usta mój prawy sutek i zaczął ssać go z zapamiętaniem. W tym czasie również uszczypnął moją łechtaczkę. To sprawiło, że poderwałam biodra do góry. Krzyknęłam w ekstazie. 

- Odpowiedz mi na pytanie, zwierzaczku. 

- Musiałam przejść inicjację - wychrypiałam, nie mogąc skupić się na logicznym myśleniu przez to, co Cut-Throat robił mi tam na dole. - Mogłam wybrać to, albo odrzucenie was. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, Miguelu. To, co powiedziałam w salonie w ferworze emocji, było prawdą. Zakochałam się w tobie. Nie ważne jest dla mnie to, co pomyślą sobie o mnie inni. Twoi współdziałacze z różnych wysepek mogą mówić, że jestem twoją dziwką lub chwilową zabawką, ale wiem, że jestem dla ciebie kimś więcej.

- Boże, Lila...

Brunet ustawił się nade mną i jednym ruchem wszedł we mnie głęboko. Pieprzył mnie ostro, trzymając mnie za nadgarstki. Przez cały czas wpatrywał mi się w oczy. 

Mój mąż był piękny, ale skrzywdzony. Oboje byliśmy na swój sposób zranieni i tylko razem mogliśmy przeciwstawić się okrutności tego świata. Nasze złamane dusze się dopełniały, a nasze niedoskonałe ciała wielbiły się nawzajem. 

Oczy dziewczyny, którą zabiłam, zaczęły się rozmazywać w moich wspomnieniach. Wciąż czułam ciepło Daggera, które mnie otulało, gdy odbierałam życie tamtej młodej kobiecie. Byłam mu wdzięczna, że w tak bolesnej chwili nie zostawił mnie samej sobie. Był ze mną, choć jemu również nie mogło być łatwo skazać mnie na dokonanie egzekucji.

- Kocham cię! 

Moje gardło opuścił zwierzęcy krzyk, gdy poczułam, jak mocno zaciskam się na fiucie Miguela. Jego bursztynowe oko przewiercało na wylot moją duszę. Nie mogłam uwierzyć w to, jak piękny był ten mężczyzna. 

- Nigdy nie wątp w to, że ja również cię kocham, Lilo Caravajal - warknął, dochodząc we mnie obficie.

Nie użył prezerwatywy, ale to nie było dla mnie ważne. Gdy tamtego dnia na Henecie Miguel powiedział mi o swoim marzeniu dotyczącym posiadania synka i córeczki, zapragnęłam dać mu wyczekiwane dzieci. Może byłam za młoda na zostanie matką, ale w głębi serca wiedziałam, że Miguel i pozostali załoganci we wszystkim mi pomogą.

Choć czy morderczyni mogła być dobrą matką? Czy miałam w ogóle prawo myśleć o dzieciach, skoro kilkadziesiąt minut temu chwyciłam w swoje dłonie pistolet podany mi przez Victora i odebrałam życie aniołowi, którego z nami już nie było?

Miguel w czasie przeżywania orgazmu wyglądał jak młody bóg. Oddychał ciężko i warczał niemal jak dzikie zwierzę, które schwytało i skonsumowało swoją ofiarę. Jego oczy były przymrużone, a włosy w nieładzie. Mięśnie napinały się w całym ciele. Tatuaże cudownie kontrastowały z delikatnością jego spojrzenia. Nawet jego niewidome oko błyszczało nadzieją i miłością. 

- Kocham... 

Wychrypiał to słowo w moje ramię, gdy bezradnie opuścił się na mnie i wtulił twarz w zagłębienie między moją szyją i ramieniem. Nie przeszkadzało mi to, że nie mogłam go przytulić. Gdy Miguel trzymał mnie zniewoloną w swoim łóżku, czułam się doskonale. Wiedziałam, że mimo, iż był drapieżnikiem i z chęcią rozerwałby mnie na strzępy, nigdy nie pozwoliłby mi poczuć się niechcianą i niekochaną. Na każdym kroku udowadniał mi, jak wielkim i silnym uczuciem mnie darzył. Kochał mnie, a ja kochałam jego.

Miałam nadzieję, że nasza sielanka będzie trwała długo, ale znając pirackie życie, nic takiego nie miało prawa się udać. 

Dagger 

Siedziałem skulony przy burcie. Nogi podciągnąłem do piersi i otoczyłem je rękami. 

Czułem się jak małe, bezbronne dziecko.

To był najgorszy dzień mojego życia. Myślałem, że mój koszmar skończył się w dniu, w którym oszpecono mi twarz, ale ból fizyczny był nieporównywalny z tym, co czułem w swoim złamanym i obrzydliwym sercu.

Szum fal mnie uspokajał. Moje rozszalałe serce zdawało się zachowywać tak, jakby chciało wyryć ogromną dziurę w mojej piersi.

Zmusiłem osobę, którą bezgranicznie kochałem, do popełnienia morderstwa.

Jeśli to nie czyniło ze mnie potwora, to nie wiedziałem, do czego musiałem się posunąć, aby stać się najgorszym monstrum, jakie kiedykolwiek chodziło po tym zakłamanym świecie.

Kilka minut temu wyrzuciliśmy ciało dziewczyny za burtę. Szybko poszła na dno. Diablo i Ruthless pozbyli się jej zwłok bez cienia delikatności. Zanim udało im się unieść ciało martwej kobiety i je wyrzucić, jej głowa uderzyła o burtę tak, że aż rozległ się nieprzyjemny, głuchy dźwięk. Pomogłem wówczas moim przyjaciołom pozbyć się ciała, a gdy Yuno, Diablo, Ruthless, Victor, Mason oraz Adrik udali się na dół, aby świętować kolejny udany dzień pirackiego życia, ja zostałem sam na górnym pokładzie, aby opłakiwać to, czego się dopuściłem. 

Czułem się jak diabeł. Jak pieprzony szatan. Gdyby nie moja lojalność Miguelowi, któremu obiecałem służyć do śmierci, odebrałbym sobie życie. Nie miałem już żadnych perspektyw. Wiedziałem, że nigdy nikogo nie pokocham. Nikogo oprócz Lili.

Może moje wyznanie uczuć w chwili, w której Lila miała odebrać życie człowiekowi nie było najmądrzejszym posunięciem, ale ludzie robili różne rzeczy, gdy atmosfera była gęsta i można było kroić ją nożem. W chwilach, w których czuliśmy się najbardziej bezbronni, nie wahaliśmy się mówić prawdy. Kiedy Lila zaczęła się szamotać i błagać, abyśmy nie zmuszali jej do popełnienia zbrodni, sam znalazłem się w takiej chwili, w której poczułem się bezbronny i wyznałem swoją słabość. 

- Mogę z tobą porozmawiać, Dagger?

Uniosłem gwałtownie głowę, słysząc nad sobą głos mojego władcy. Mojego kapitana, który nie miał na sobie koszulki, a dłonie wsunął w kieszenie skórzanych spodni.

Nie mogłem mu odmówić, dlatego skinąłem głową. Przełknąłem tkwiącą w moim gardle gulę i spiąłem się, gdy Miguel usiadł obok mnie tak, że dotykaliśmy się udami.

- Lila została w sypialni. Śpi. Nie musimy się o nią martwić. 

Powiedział to tak, jakby wiedział, że chciałem go o to zapytać. 

- Jak ona się czuje? - spytałem, chrząkając, aby pozbyć się tego niechcianego uczucia w gardle.

- Wprowadziłem ją w subspace. Udało mi się tego dokonać. Gdy tam się znajdowała, przemówiłem jej do rozumu, że śmierć tamtej dziewczyny to nie wina Lili. Mam nadzieję, że dotarło to do niej.

Byłem zszokowany. Wiedziałem rzecz jasna, czym było owiane tajemnicą subspace charakteryzujące się dla BDSM, ale nigdy nie widziałem na własne oczy, aby ktoś odpłynął tak głęboko w swoją podświadomość. Trzeba było wielkiego zaufania, aby pozwolić swojemu panu wprowadzić się w podprzestrzeń. 

- Mam nadzieję, że Lila wydobrzeje. Nie darowałbym sobie, gdyby winiła się za to wszystko.

Wbiłem sobie paznokcie w dłonie, aby poczuć ból i skupić się na nim, a nie na siedzącym obok mnie Miguelu. Trochę się bałem, że zdecyduje się pozbyć mnie tak, jak pozbył się z pokładu Hectora, ale w głębi serca czułem, że mimo rywalizacji ze mną, Miguel wiedział, że to on był na wygranej pozycji i nic nie mogło tego zmienić. 

- Nie musisz tak się spinać, Dagger. Wiesz, że kocham cię jak brata.

- Nawet po tym, co tam powiedziałem?

Odważyłem się odwrócić głowę i na niego spojrzeć. Miguel uśmiechnął się do mnie. Położył dłoń na tyle mojej głowy, jak zwykł to robić w przeszłości.

- Kocham was wszystkich. Jesteście moją załogą. Wiedziałem, że kochasz Lilę. Może nie mówiłeś tego dosadnie, ale przywykłem do tego, że się w niej zakochałeś. Nie widzę w tobie rywala, rozumiesz? Nie będę się z tobą dzielił Lilą, ale chcę, żebyś wiedział, że nie jestem na ciebie zły.

- Nawet, jeśli to ja trzymałem Lilę, gdy zabijała?

Przez twarz Miguela przeszedł wyraz grozy. Warknął gardłowo, jak miał w zwyczaju to robić, gdy czuł się niepewny. Wolną ręką przeczesał palcami ciemne włosy, które niedawno przycięła mu jego żona, a drugą rękę wciąż trzymał na tyle mojej głowy. Zupełnie jakby chciał, żeby nawiązała się między nami więź, która ostatnimi czasy się chwiała.

- Cieszę się, że to byłeś ty. Żaden z załogantów nie przeprowadziłby Lili przez inicjację z taką czułością. Wiesz, że gdybym oponował inicjacji, uwolniłbym się z więzów, prawda?

- Wiem - przyznałem, kiwając zapamiętale głową. - Byłem w szoku, że nie walczyłeś z chłopakami, gdy cię skrępowali. Poddałeś się. 

- Wiedziałem, że zabicie człowieka to obowiązek królowej piratów. Prędzej czy później musiało się to stać, choć boli mnie, że nie przygotowałem Lili na zabójstwo. Boże, ona była taka przestraszona. Wiesz, jak trudno było mi przemówić jej do rozumu?

Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, ale nie czułem się na siłach, aby dłużej rozmawiać z Miguelem. Potrzebowałem spokoju. Byłem introwertykiem i niekiedy obecność drugiego człowieka u boku mnie przytłaczała.

- Dagger, pewnego dnia i ty poznasz kobietę, która cię pokocha - wyznał Miguel, nachylając się do mnie tak, abyśmy opierali się o siebie czołami. Spojrzałem mu w oczy, powstrzymując łzy.

- Żadna mnie nie pokocha. Nie próbuj mnie pocieszać, kapitanie. Nie jestem tak przystojny, jak wy wszyscy.

- Najważniejsze jest serce - rzekł twardo Miguel, uderzając mnie w pierś. - Masz piękne, szlachetne, książęce serce, Dagger. Nikt nie potrafi kochać tak, jak ty. Wiedziałeś, że mogłeś wystawić się na moją złość, mówiąc przy wszystkich, że kochasz moją żonę, ale i tak odważyłeś się to zrobić. Nie boisz się miłości, ale boisz się, że przez nią będziesz cierpiał. Nie obawiaj się tego, przyjacielu. Miłość boli, o czym przekonuję się każdego dnia. Nic jednak nie jest równie piękne jak miłość. Obiecuję, że kiedyś się zakochasz. Obiecuję, że to się stanie.

- Jak możesz mi to obiecać, Miguel?

Poklepał mnie po głowie i westchnął ciężko. 

- Uwierz mi na słowo. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top