50
Miguel
Patrzyłem, jak Lila pada na kolana. Pistolet wysunął się z jej rąk. Dagger objął Lilę od przodu, nie pozwalając jej patrzeć na dziurę ziejącą w głowie dziewczyny, którą uprowadzili Diablo i Victor.
Nie wierzyłem w to, co się właśnie wydarzyło.
Pochyliłem głowę i zapłakałem nad losem mojej żony.
Człowiek w chwilach bezgranicznego strachu stawał się kimś zupełnie innym. Pokazywał swoją prawdziwą twarz, zrzucając maskę, którą przywdziewał na co dzień.
Nie chciałem, aby Lila wyznała mi miłość w takiej chwili. Powinienem być kurewsko szczęśliwy, gdyż w końcu osiągnąłem to, co chciałem osiągnąć od samego początku. Uzależniłem ją od siebie.
Nie mogłem patrzeć na moją ukochaną w takim bólu. Wiedziałem, że to ja powinienem ją przytulać, ale byłem wdzięczny Daggerowi, że przejął nad nią opiekę.
Nie było dla mnie tajemnicą, że Dagger kochał się w Lili. Było czuć między nimi chemię od samego początku. Czasami nachodziły mnie myśli, że może powinienem zrezygnować z Lili, aby była z Daggerem, ale moja egoistyczna część mnie kazała mi trzymać się wcześniej ustalonych zasad. Nie żałowałem, że zatrzymałem Lilę dla siebie. Pokochała mnie i byłem pewien, że cokolwiek by się nie wydarzyło, nie zrezygnowałaby ze mnie na rzecz Daggera, ani żadnego innego mężczyzny.
Otworzyłem oczy, gdy usłyszałem ciężkie kroki. Spojrzałem na Ruthlessa oraz Yuno. Mężczyźni zabrali ciało martwej dziewczyny z salonu. Krew zalała jej śliczną twarz. Rozumiałem, że zasłużyła na śmierć, gdyż chciała oszukać moich przyjaciół, ale śmierć nie musiała przyjść do niej z rąk mojej żony. Choć przynajmniej Lila oficjalnie stała się częścią naszej pokręconej rodzinki i nie musiałem dłużej denerwować się tym, że moją żonę czekała najtrudniejsza inicjacja na świecie.
- Co teraz? - spytałem bezradnie Victora, który pojawił się przede mną. Mój brat pogładził mnie po głowie. Mimo, że siedziałem i byłem związany, nie czułem się słabszy od niego. Victor był na równi ze mną i zawsze zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
- Lila dołączyła do rodziny.
- Kurwa, jestem na was taki wściekły, Victor - warknąłem, czując kolejne łzy napływające mi bezlitośnie do oczu.
- Przepraszam. Wiem, że popełniłem błąd, każąc chłopakom cię związać, ale...
- Chciałeś dobrze. Wiem to.
Naszą rozmowę przerwał pełen rozpaczy krzyk mojej żony. Kazałem Diablo mnie natychmiast rozwiązać. Później miałem wymierzyć moim załogantom karę, że mnie związali, ale teraz najważniejszy był mój zwierzaczek.
Kiedy w końcu byłem wolny, wstałem i szybkim krokiem podszedłem do Lili i Daggera.
Gdy znalazłem się nad nimi, Dagger spojrzał na mnie przepraszająco. W jego ciemnych oczach widziałem, że czuł się ze sobą źle, gdyż myślał, że mnie zawiódł. Owszem, byłem na niego wściekły, że wyznał Lili swoje uczucia, ale rozumiałem, że nie potrafił trzymać emocji w sobie przez dłuższy czas. Potrzebował zrozumienia i wsparcia bardziej, niż którykolwiek z nas. Dlatego nie miałem zamiaru wyciągać konsekwencji w stronę Daggera, ale musiałem odbyć z nim poważniejszą rozmowę, gdy sytuacja się uspokoi.
Uklęknąłem przed Lilą. Moja żona spojrzała na mnie zbolałym wzrokiem. Płakała okrutnie. Jej gardło miało niebawem być zdarte od krzyku.
- Chodź do mnie, zwierzaczku.
Lila miała na rękach kajdanki, ale nie powstrzymało jej to przed wyrwaniem się z objęć Daggera i wpadnięciem w moje ramiona. Kiedy już była przy mnie, położyłem dłoń na tyle jej głowy, a drugą rękę położyłem na dole jej pleców, trzymając ją mocno przy sobie.
Początkowo nazywanie Lili zwierzaczkiem miało ją upokarzać. Chciałem, aby tak właśnie się czuła. Jak moja ofiara. Moje zwierzę. Moja zabawka.
Ten zwrot szybko jednak zmienił dla mnie znaczenie. Lila wciąż była moim małym zwierzakiem, którego uwielbiałem ujarzmiać i obdarowywać prezentami. Stała się dla mnie jednak kimś więcej. Kimś, kto mnie uratował. Kimś, kto dostrzegł, że Miguel Caravajal znany jako Brzytwa nie był jedynie potworem, jakim przedstawiały go krążące po świecie legendy.
- Jestem z tobą, kochanie. Już nic ci nie grozi.
- Zabiłam ją! Boże, ona nie żyje! Miguel, co ja zrobiłam?!
Lila wczepiła się palcami w moją koszulkę. Trzymała mnie mocno. Zwykle widok kobiety w kajdankach podniecał mnie do bólu, ale tym razem było inaczej.
- Dlatego nie mówiłem ci, z czym wiąże się pozycja królowej piratów, aniołku. Proszę, wybacz nam. Obiecuję, że to koniec kłamstw. Koniec nienawiści. Koniec nieszczerości. Już nic złego cię nie spotka. Hectora nie ma. Dołączyłaś do załogi.
- Nienawidzę ich! Związali cię!
- Aniele, spójrz na mnie.
Chwyciłem jej twarz w dłonie. Dostrzegłem plamę krwi na podłodze za plecami Lili. Nie mogłem pozwolić jej zobaczyć ten ślad zabójstwa dziewczyny.
Oczy Lili pokazywały mi, jak moja żona cierpiała. Gdybym mógł, zabrałbym od niej cały ból.
- To i tak musiało się wydarzyć, zwierzaczku - wyjaśniłem, składając delikatny pocałunek na jej ustach. - Musiałaś pokazać w ten sposób załodze swoją lojalność. Wiem, że w twoim świecie takie rzeczy nie są normalne, ale piraci nie są tacy, jak większość ludzi. Nie myśl o tym. Nie postrzegaj siebie jako potwora. Wystarczy, że ja nim jestem.
- Boże, Miguel!
Dagger rzucił mi kluczyk do kajdanek. Zdjąłem je z nadgarstków Lili. Kiedy była w końcu wolna, zarzuciła mi ręce na szyję. Usiadła na mnie okrakiem. Przylgnęła do mnie całym swoim ciałem, szukając bliskości i pomocy.
Wziąłem ją na ręce i wstałem. Musiałem wyjść tyłem, aby Lila nie ujrzała plamy krwi pozostałej po przestrzeleniu głowy tamtej dziewczyny. Moja Lila wycelowała idealnie. Byłem z niej dumny. Miała w sobie potencjał na morderczynię, ale nigdy nie zmusiłbym jej do obrania takiej ścieżki kariery.
Wyszliśmy z pokoju, do którego Lila prawdopodobnie już nigdy nie odważy się wejść. Dagger szedł za mną, jakby był ochroniarzem Lili, który chciał dopilnować, żeby bezpiecznie trafiła tam, gdzie ją niosłem.
Wszedłem do swojej sypialni, zamykając drzwi przed nosem Daggera. Posłałem mu pełne nienawiści spojrzenie. Czekała mnie z nim rozmowa, jednak teraz najważniejsza była Lila, a nie on.
Położyłem Lilę na łóżku. Leżała na nim na plecach. Ręce przyciskała do piersi. Nogi podkuliła i krzyknęła w agonii.
Zawisłem nad Lilą. Wiedziałem, że to, co zamierzałem zrobić, było trochę ryzykowne w tej sytuacji, ale nie mogłem pozwolić, aby moja żona dryfowała zbyt daleko. Tamta dziewczyna tak czy inaczej straciłaby życie. Lila była tylko instrumentem, który ją zamordował. Próbowałem uświadomić w tym mojego zwierzaczka, ale Lila była w głębokim bólu. Nie posłuchałaby mnie. Dlatego musiałem zająć się jej ciałem, gdyż był to jedyny sposób, abym mógł dotrzeć do jej poturbowanej psychiki.
Chciałem wprowadzić Lilę w tak zwany subspace. Była to forma znana ludziom uprawiającym na co dzień BDSM, w którym oprócz aspektów seksualnych skupiano się przede wszystkim na więzi między dominującym a uległą. BDSM wielu kojarzyło się z kajdankami, pejczami, kneblami i innymi zabawkami służącymi do zdominowania kobiety bądź mężczyzny. Nie uprawiałem tego regularnie. Kiedyś zastanawiałem się nad stworzeniem klubu skupiającego się na tym niezwykle interesującym zjawisku. Zrezygnowałem z tego jednak, gdyż wielu mężczyzn nie traktowało BDSM poważnie. Uważało to za doskonałą okazję do znęcania się nad kobietą, przejęcia nad nią kontroli, a nie na tej niezwykłej więzi polegającej na zaufaniu i oddaniu kontroli dominującemu bądź dominie.
Subspace polegało na tym, aby uległa w pełni oddała się swojemu panu i pozwoliła mu sprawić, aby uległa znalazła się w stanie najwyższej euforii. Niektórzy porównywali subspace do stanu nieważkości. Do hipnozy. Do transu. Cały świat przestawał mieć znaczenie i liczył się tylko nasz władca. Nasz pan. Dominujący, któremu oddawaliśmy swoje ciało i swoją duszę.
Wyjąłem z szuflady kajdanki na ręce i kajdany na nogi. Lila poddawała mi się bez słowa. Pozwoliła, abym zdjął jej sukienkę, buty motocyklowe, które nosiła, aby upodobnić się do mnie oraz na końcu jej delikatną bieliznę.
- Unieś ręce nad głowę, zwierzaczku. Zaufaj mi.
- Ufam ci, Miguel - wyszeptała między kolejnymi spazmami szlochu.
Przykułem ręce Lili do ramy łóżka. Przeniosłem się na dół, aby rozszerzyć jej nogi. Ugiąłem je w kolanach, po czym przykułem je do nóżek łóżka. Lila była dla mnie otwarta. Jej cipka prosiła mnie o uwagę.
Wpatrując się w Lilę jak w moją ofiarę. Rozbierałem się powoli, napawając się jej delikatnym pięknem.
Z szuflady wyjąłem pejcz. Nie miałem zamiaru robić mojej żonie krzywdy. To była ostatnia rzecz, jaką bym jej zrobił.
- Ufasz mi, tak?
- Ufam - wyznała, gdy przejeżdżałem pejczem po jej spokojnym, choć napiętym ciele.
- Wiesz, że to, co robię, jest dla ciebie dobre, zgadza się?
- Tak, Miguel. Wiem, że chcesz mojego dobra. Wiem, że mnie kochasz.
- Doskonale.
Czubeczkiem pejcza zahaczyłem o cipkę Lili. Moja żona wstrzymała oddech.
- Wierzysz, że to, co teraz robię, jest dla twojego dobra?
- Tak - odrzekła bez zastanawiania się.
- Powiedziałaś, że mnie kochasz. Czy mówiłaś prawdę?
Uderzyłem lekko pejczem w jej cipkę. Łechtaczka drgnęła. Lila jęknęła cichutko.
- Kocham cię. Ufam ci. Możesz uderzyć mnie sto razy, a i tak będę cię kochać. To nie jest miłość moich marzeń. Nie tak wyobrażałam sobie małżeństwo, ale i tak cię kocham. Dlatego cokolwiek chcesz mi zrobić, zrób to. Oddaję się w twoje władanie, mężu.
Uderzyłem jej cipkę ponownie. Lila krzyknęła rozkosznie.
Razy pejcza spadały na jej kobiecość rytmicznie, regularnie. Lila stękała i błagała mnie o orgazm. Nie była jeszcze w subspace, ale niebawem miało się to zmienić. Byłem zdeterminowany, aby osiągnąć ten cel. Chciałem, aby Lila w pełni mi się poddała i przekonała się na własnej skórze, jak cudowne uczucie towarzyszyło całkowitej uległości. Sam nigdy nie miałem okazji poczuć, jak to jest, jednak wielokrotnie to sobie wyobrażałem. Miałem zbyt wybujałe ego, aby pozwolić jakiemukolwiek mężczyźnie bądź kobiecie się zdominować, ale Lila nie miała tego samego problemu, co ja.
Moja piękna żona osiągnęła spektakularny orgazm. Był to jeden z wielu orgazmów, których miała dziś doznać.
Wpełzłem między jej nogi i w poorgazmowej ekstazie zacząłem lizać jej spragnioną cipkę. Ssałem łechtaczkę tak, jakby od tego zależało moje życie. Upajałem się moją kobietą.
- To nie twoja wina, że ona umarła - warknąłem, chwytając w zęby jej łechtaczkę, aby pociągnąć ją do siebie.
- Miguel!
- Powiedz, że to nie twoja wina! Uwierz w to!
- Nie, ja...
Krzyknęła, kiedy niespodziewanie kolejny orgazm zawładnął jej bezbronnym ciałem. Chcąc w pełni wykorzystać jej stan, odwróciłem ją tyłem do siebie. Kajdanki wciąż trzymały w miejscu. Ustawiłem tyłek Lili do góry, aby miała go wypiętego. Dałem jej mocnego klapsa.
- Miguel!
- To nie twoja wina!
- Boże!
Zaatakowałem palcami jej obrzmiałą cipkę. Wbijałem się w nią, kutasa wpasowując między jej pośladki. Wolną ręką chwyciłem pierś Lili i ścisnąłem.
- To nie...
- Nie twoja wina - dokończyłem, wciskając penisa między jej słodkie półdupki.
- To nie moja wina... - wyszeptała, a ja dałem jej kolejnego klapsa.
- Powtórz to z przekonaniem - warknąłem gniewnie, przyspieszając ruchy fiuta. Nie chciałem wchodzić w jej dupkę, dlatego ocieranie się pomiędzy jej pośladkami musiało mi wystarczyć.
- To nie moja wina! - krzyknęła, pozwalając mi na podarowanie jej kolejnego zniewalającego orgazmu.
Udało mi się. Lila zaciskała się na moich palcach i jęczała niezrozumiałe dla mnie słowa. Dokładnie wiedziałem, że w tej chwili udało mi się wprowadzić ją w subspace.
Lila łkała. Krzyczała i płakała. Wyzwalała swoje emocje. Dryfowała na chmurach ekstazy, gdzie ciągnąłem ją bezlitośnie i brutalnie.
Subspace. Podprzestrzeń.
Tam Lila trwała jeszcze bardzo długo. Tak długo, jak tego potrzebowała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top