44
Miguel
Odwiązaliśmy martwe ciało Hectora od krzesła. Yuno i Diablo spojrzeli na mnie pytająco, jakby chcieli mnie wyręczyć w tym, co miało się wydarzyć jako następne.
- Co zrobić z jego ciałem, kapitanie?
Nikt nie odważył się odezwać do mnie teraz po imieniu. W tak podniosłych chwilach moja załoga niezwykle mnie szanowała, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że dobrze wybrałem swoich kamratów. Podczas, gdy pozostali odnosili się do mnie jak na podwładnych przystało, Hector nigdy by tak nie postąpił. Dla niego byłem kimś znajdującym się na równi lub nawet niżej. Niejednokrotnie uświadamiał mnie w tym, że według niego on byłby lepszym kapitanem Le Corsario niż ja.
- Wrzućcie je do oceanu. Nie mogę pozwolić, aby rozkładało się na statku.
Wszyscy milczeli, gdy Yuno i Diablo podnieśli ciało Hectora i wyrzucili je za burtę. Trwało to chwilę. W jednej chwili Hector odszedł z tego świata. Winnym jego śmierci byłem ja. To ja byłem odpowiedzialny za to, że jego mózg przestał pracować, a serce przestało bić.
Patrzyłem tępym wzrokiem na burtę, za którą widziałem spadające w nicość ciało mojego kamrata. Nie byłem w stanie podejść bliżej, aby patrzeć, jak jego ciało schodzi pod wodę. To nie było na moje nerwy. Szanowałem Hectora za pracę, jaką włożył w powodzenie załogi Le Corsario, ale zdrajców należało karać śmiercią.
Szczególnie, gdy posuwali się do tak drastycznych czynów.
- Braciszku, mogę ci jakoś pomóc?
Mój brat pojawił się obok mnie. Położył niepewnie dłoń na moich plecach, jakby się bał, że wybuchnę. Byłem jednak ostoją spokoju. Musiałem zachowywać opanowanie dla moich załogantów. Nie chciałem, aby się mnie bali. Czułem, że później będę musiał z nimi porozmawiać i wyjaśnić, dlaczego podjąłem taką, a nie inną decyzję z sprawie Hectora, ale to nie musiało wydarzyć się teraz.
- Ruthless, za ile dopłyniemy do portu, w którym mamy odebrać broń?
- Jutro z samego rana będziemy na miejscu, kapitanie.
Skinąłem głową.
- Miguel...
Spojrzałem błagalnie w oczy Victora. Tylko on był na tyle odważny, aby nie bać się odezwać do mnie, gdy dokonałem egzekucji na członku załogi.
- Zabiorę cię do barku na dole. Muszę cię upić. Nie sprzeciwiaj mi się.
Tylko mojemu bratu mogło ujść na sucho odzywanie się do mnie tak, jakbym to ja był jego podwładnym. Wstyd mi było się do tego przyznać, ale potrzebowałem w tej chwili opieki. Gdybym mógł, wypłakałbym się za wszystkie czasy na kolanach Lili, jednak nie mogłem jej się pokazać w tym stanie. Jeszcze nie teraz. Musiałem ochłonąć. Może alkohol nie był najlepszym doradcą, ale musiałem znieczulić myśli i swoje ciało. Wierzyłem, że Victor dopilnuje mnie, abym nie przeholował. Po to miałem brata.
Wychowywaliśmy się w trudnych warunkach i szybko przyszło nam dorosnąć. Życie uderzyło nas w twarz, gdy byliśmy nastoletnimi gówniarzami i od tego czasu byliśmy nierozłączni. Kochałem Victora, a on kochał mnie. Niczego więcej nie mogłem sobie wymarzyć.
- Kapitanie, jeśli jest coś, co moglibyśmy dla ciebie zrobić, nie wahaj się poprosić. Jesteśmy tu po to, aby ci służyć.
Obiegłem wzrokiem moją załogę, dla której byłem w stanie poświęcić własne życie. Dłuższą chwilę skupiłem wzrok na Yuno, który odważył się wychylić przed szereg.
- Nie jesteście ciekawi, dlaczego wymierzyłem mu tak surową karę?
Moje pytanie zawisło w powietrzu. Mężczyźni spojrzeli po sobie. Adrik przytulał Masona, który trząsł się jak osika.
- Wierzymy, że decyzje, które podejmujesz, są słuszne, kapitanie - odrzekł poważnie Ruthless. - Dlatego zdecydowaliśmy się wypłynąć z tobą na oceany. Nauczyłeś nas, że lojalność popłaca. Hector był członkiem naszej rodziny, ale dopuścił się gwałtu na twojej żonie. To niedopuszczalny i niewybaczalny grzech, Brzytwa.
Victor popchnął mnie lekko do przodu. Poprowadził mnie na dół, a ja szedłem za nim jak więzień. Obraz zamazywał mi się przed oczami. W myślach widziałem zbolałe i pełne nienawiści spojrzenie Hectora, którym uraczył mnie tuż przed śmiercią.
Mój brat zamknął nas w barku na dole. Były tutaj ustawione butelki najznamienitszych alkoholi świata, które splądrowaliśmy. Nie byłem wielbicielem picia i sam surowo zakazywałem tego moim kamratom podczas akcji, jednak w czasie, gdy byliśmy na oceanie i nic się nie działo, mogliśmy sobie pofolgować. Nie znosiłem tracić poczucia kontroli, gdy byłem pijany, dlatego starałem się stronić od whisky i innych trunków, które zgromadziliśmy, ale dziś rozpaczliwie potrzebowałem się znieczulić.
Victor posadził mnie w wygodnym fotelu na lwich nogach, który ukradłem z rosyjskiego statku przewożącego ukradzione towary z Meksyku. Fotel był piękny. Obity zamszem w kolorze butelkowej zieleni i o złotych akcentach.
Patrzyłem, jak Victor wyciąga z przeszklonej komody dwie szklaneczki. Z lodówki wyjął kostki lodu i wrzucił po dwie do każdego naczynia. Następnie wysunął butelkę wypełnioną świetnym whisky, które mieliśmy z Kolumbii. Nalał alkoholu na cztery palce do szklaneczki i podał mi jedną z nich. Usiadł na przeciwko mnie na podobnym fotelu do tego, na którym spoczywałem. Z tą jednak różnicą, że ten był w kolorze ciemnego fioletu i pochodził z Francji.
Victor mieszał alkoholem w szklaneczce, a ja wypiłem swoją dolę za jednym razem. Płyn podrażnił moje gardło. Nalałem sobie kolejnej porcji i znów wypiłem na jeden raz.
- Porozmawiaj ze mną, Miguel. Nie zamykaj się w sobie.
- Nie wiem, czy jestem w stanie z tobą teraz rozmawiać, Victor. Zabiłem przyjaciela.
- Przyjaciela, który zgwałcił twoją żonę. To nie był przyjaciel, bracie.
- Zapomniałeś o tym wszystkim, co zrobiliśmy wspólnie? - spytałem Victora, czując wypływające mi na policzki łzy. - To, jak się wspieraliśmy? Jak rozmawialiśmy do późnej nocy o sensie istnienia?
- Miguel, opanuj się - warknął na mnie. Pochylił się w przód, aby zmusić mnie do utrzymywania z nim kontaktu wzrokowego. - Wiem, że ceniłeś Hectora. Był dla ciebie jak drugi brat. Nie możesz jednak go żałować. Zobacz, co zrobił twojej niewinnej kobiecie. Nie znam Lili tak dobrze, jak ty. Boże, nawet ty jej do końca nie znasz. Jesteście razem od ilu dni? Człowieka nie da się poznać w tak krótkim odstępie czasowym, ale wierz mi, że ona ma w sobie coś, co każe mi twierdzić, że jest dla ciebie najlepszym wyborem. Jest dla ciebie doskonała. Gdyby miała oddać za ciebie życie, zrobiłaby to bez wahania. Wiesz dlaczego?
Prychnąłem na jego słowa. Victor nie mógł mówić poważnie. Lila nie mogła oddać za mnie życia. Może trochę mnie szanowała, ale nic ponadto.
- Pokazałeś jej, co to znaczy kogoś kochać, Miguel.
- Skąd, do diabła, wiesz, co do niej czuję?
Alkohol szybko uderzył mi do głowy. Zacząłem bełkotać. Nienawidziłem siebie w takim stanie, dlatego starałem się trzymać od alkoholu najdalej, jak to możliwe.
- Przecież to widać gołym okiem, braciszku. Kochasz ją. Gdybyś jej nie kochał, zrobiłbyś z Lilą to samo, co ze swoimi poprzednimi dziwkami. One leciały na ciebie, bo myślały, że zapewnisz im dostatnie życie. Sądziły, że wystarczy, że usiądą ci na kutasie i będą podskakiwać, a ty dasz im w zamian za to cały świat. Lila niczego od ciebie nie oczekuje i to jest w niej najpiękniejsze. Pomyśl o niej, Miguel. Zabiłeś Hectora, gdyż ją skrzywdził. Chcesz pomówić o tym, co jej zrobił?
- Kurwa, wszystko jej zrobił - warknąłem, ściskając dwoma palcami nasadę nosa. - Zgwałcił ją w cipkę, usta i tyłek. Nie wierzę w to, Victor. Jak można być takim skurwielem, aby dokonać czegoś tak okrutnego?
Mój brat wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia. Podałem mu swoją szklankę, aby nalał mi znowu whisky. Bałem się, że jeszcze trochę tego diabelskiego alkoholu i nie będę mógł pójść do mojej żony, gdyż będę zbyt pijany, aby się nią zaopiekować. Wiedziałem, że był z nią Dagger, któremu mogłem w pełni ufać, jednak nie podobało mi się to, gdyż to ja powinienem z nią teraz być. Miałem prawo się upić dla zapicia smutków, ale nie byłem już pieprzonym singlem. Miałem u swojego boku żonę. Obrączka na moim palcu mówiła sama za siebie. Byłem odpowiedzialny za moją kobietę. To, że nie ochroniłem jej raz, nie oznaczało wcale, że znów podejmę takie ryzyko.
- Tak mi przykro, Miguel. Może moglibyśmy coś dla was zrobić? Co powiesz na odpoczynek na Starrio?
- Też o tym myślałem - wyznałem, patrząc tępo w whisky znajdujące się w szklance. - Chciałbym chwilę odpocząć. Uporządkować myśli. Wiem, że to trochę żałosne, bo kapitan powinien zawsze być w pełnej dyspozycji, ale potrzebuję tego.
- Doskonale - rzekł Victor, gładząc mnie po policzku, jak miał w zwyczaju to robić, gdy byliśmy uwięzionymi na statku nastolatkami. - Przepraszam, że nie dopilnowałem Lili, braciszku. Nie spodziewałem się, że na naszym statku może spotkać ją taka krzywda.
- Daj spokój.
Machnąłem ręką. Wypiłem duszkiem kolejną kolejkę whisky. Odstawiłem naczynie na drewniany stolik ukradziony z kostarykańskiego statku.
- Nie. Wiem, że powinniśmy byli zwrócić większą uwagę na poczynania Hectora. Po tym, jak chciał zabić Masona...
Na samą myśl o tym, że mogłem stracić tego niewinnego chłopca chwilę po tym, jak uratowałem go ze statku kapitana Zarazozzy, czułem dreszcze na całym ciele.
- To koniec rządów Hectora.
- Koniec - powtórzył Victor, unosząc kieliszek w geście zwycięstwa, aby wypić za jego śmierć.
Nie spodziewałem się, że pewnego dnia przyjdzie mi zabić mojego załoganta, ale życie bywało niesprawiedliwe. Gdyby Hector tak nie przyczepił się do mojej żony, kto wie, ile mógłby jeszcze pożyć i jak cudowne miejsca miałby zobaczyć. Czułem się winny jego śmierci, ale wiedziałem, że to było jedyne możliwe wyjście z tej sytuacji. Musiałem mieć na względzie bezpieczeństwo moich bliskich oraz mojej Lili.
- Kurwa, nie wiem, jak spojrzę jej w oczy.
Schowałem twarz w dłoniach. Byłem kurewsko zmęczony życiem. Czułem się, jakbym już nie nadawał się na kapitana mojej załogi.
- Braciszku, jej na tobie bardzo zależy. Lila ci wybaczy. Już pewnie ci wybaczyła.
- To niesprawiedliwe, że tacy skurwiele jak Hector mogą bezkarnie zachowywać się jak kutasy, a takie niewinne dziewczynki jak moja Lilka muszą przechodzić piekło, aby tylko przeżyć. Czy naprawdę sam byłem tak złym człowiekiem, Victor? Czy ja też byłem bezdusznym gwałcicielem? Jebanym sadystą?
- Nie - zaprzeczył gwałtownie mój brat, podnosząc nieco głos. - Kobiety, z którymi się wiązałeś, były kłamliwe. Żadna z nich nie zakochała się w tobie jako w Miguelu Caravajalu. Widziały w tobie legendarnego Brzytwę. Drania bez uczuć, ale za to z grubym portfelem. Nigdy nie obwiniaj siebie za to, co zrobiłeś tym dziwkom. Pokaż Lili, że jesteś dobrym mężczyzną, a ona to doceni.
- Muszę do niej iść, Victor. Ona mnie potrzebuje.
- Nie! - krzyknął, powstrzymując mnie, gdy zacząłem wstawać. Zachwiałem się i prawie upadłem. - Zostań tu. Odpocznij, braciszku. Zajmę się tobą, a jeżeli chcesz, przyprowadzę tu Lilę.
- Ona nie może zobaczyć mnie w takim stanie. Victor, proszę...
- Spokojnie - wyszeptał, a mi zaczęły zamykać się powieki. - Jesteś tu bezpieczny. Otaczasz się ludźmi, którzy cię kochają. Odpocznij, braciszku. Zaśnij, a gdy się obudzisz, ten świat będzie lepszym miejscem.
Nie byłem pewien, czy świat bez Hectora miał być lepszym miejscem, ale czułem, że nawet, jeśli jego już tu nie było, moje piekło jeszcze się nie skończyło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top