41

Miguel

Trząsłem się z wkurwienia. Byłem o krok od wybuchu, ale nie po to przez lata uczyłem się, jak być opanowanym, aby w najważniejszej chwili moje nauki poszły w las.

Poszedłem do łazienki, zostawiwszy jednak otwarte drzwi. Moja biedna żona leżała na boku w łóżku, zupełnie naga. Przestała drżeć, gdy wyściskałem ją za wszystkie czasy. Chciałem, aby usnęła, żeby nie była przy egzekucji Hectora, ale uraz psychiczny po gwałcie nie ułatwiał jej odpoczynku.

Oparłem dłonie na umywalce i spojrzałem w lustro na swoje znienawidzone odbicie. Nigdy nie gardziłem sobą tak bardzo, jak w tamtej chwili. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Podczas, gdy ja poszedłem odprowadzić i pożegnać Viciousa, moja Lila była gwałcona przez jednego z moich najlepszych przyjaciół. Byłem na siebie wściekły, bo Hector od czasu przybycia Lili na nasz statek zachowywał się niepokojąco, jednak byłem pewien, że wkrótce przyzwyczai się do obecności mojej żony na statku. On jednak oszukał mnie w najgorszy możliwy sposób, a dziś miał ponieść za to karę. 

Wpatrywałem się w Lilę leżącą na łóżku. Nie mogłem zrozumieć tego, dlaczego Hector ją zgwałcił. Jako mój podwładny, powinien zapytać mnie o zgodę na seks z Lilą. Nie zgodziłbym się, ale każdy pirat wiedział, że szacunek dla kapitana był niezbędny na statku. 

Umyłem twarz, po czym wróciłem do mojej żonki. Usiadłem na brzegu łóżka. Wyciągnąłem rękę w kierunku Lili. Położyłem dłoń na jej odkrytym biodrze. Ślady palców Hectora znaczyły jej biodra. Na samą myśl o tym, jak brutalnie musiał ją przytrzymywać, aby mu się oddała, chciało mi się wymiotować. 

Lila uśmiechnęła się do mnie słabo. Mimo, że jej nie ochroniłem, nie miała mi tego za złe. Nie pojmowałem jej dobra. Powinna być wściekła, że jako jej mąż, nie zadbałem o jej bezpieczeństwo, podczas gdy przyrzekałem jej to podczas ślubu. Ona jednak uśmiechała się do mnie łagodnie, jakby to był koniec tego piekła.

- Zawołam Daggera, aby przypilnował cię, gdy ja będę mordował Hectora.

Na jej twarzy pojawił się wyraz konsternacji. Lila błagała mnie, abym zaczekał kilka dni z zabiciem Hectora, ale nie miałem na co czekać. Był zdrajcą, a z zdrajców karano w jeden sposób. Nie sądziłem, że kiedykolwiek przyjdzie mi zabić członka mojej załogi, ale najwyraźniej życie było o wiele bardziej bolesne, niż sądziłem. 

- Miguel, ale...

- Nie, zwierzaczku.

Ułożyłem się na boku, abyśmy byli sobie równi wzrokiem. Położyłem dłoń na policzku Lili, a ona się w nią wtuliła. Uśmiechnąłem się do niej przepraszająco. Chciałem, aby wychłostała mnie za to, że jej nie dopilnowałem, ale ona nigdy nie podniosłaby na mnie ręki. Nawet, jeśli to ja byłem pierwszym mężczyzną, który się z nią pieprzył. 

- Jestem kapitanem tego statku, kochanie. Muszę egzekwować sprawiedliwość nawet, jeśli mi się to nie podoba. 

- Boję się, że...

- On nic ci już nie zrobi - warknąłem trochę zbyt ostro. Lila się skuliła i przymknęła powieki. Objąłem ją i ściśle do siebie docisnąłem, aby mnie czuła. Całego.

- Zagroził, że...

- Za chwilę Hectora nie będzie już z nami. O nic się więc nie bój, aniołku.

Moje słowa boleśnie dały mi znać, że dziś miał nastąpić pewien koniec. Miał zakończyć się etap, którego końca nie spodziewałem się tak przedwcześnie.

Lila płakała ze strachu, że Hector spełni swoją groźbę i zrobi jej krzywdę. Hector nie wiedział jeszcze, że o wszystkim się dowiedziałem. Mógł myśleć, że Lila wykaże się rozsądkiem i nie powie mi o tym, że ją zgwałcił, ale ślady na jej ciele mówiły same za siebie. Hector tknął moją własność. Ogolił jej cipkę, skuł ją jak zwierzę i ją zgwałcił. Sam nie byłem lepszy, gdyż zrobiłem mojej żonie to samo, jednak zrozumiałem swój błąd i szczerze go żałowałem. Chciałem pożegnać się z Hectorem jak na mężczyznę przystało, aby później rozpłakać się jak małe dziecko. Wiedziałem, że jego strata będzie boleć, ale nie mogłem puścić mu płazem tak haniebnego czynu. 

Może i znałem Hectora o wiele dłużej niż Lilę, ale nikt nie zranił mnie tak, jak zrobił to on. Hector pokazał mi, że zaufanie, jakim darzyłem go od lat, było bezpodstawne. Nie powinienem był go wziąć na swój statek. Wystarczyła obecność kobiety na pokładzie, a on oszalał w najgorszy możliwy sposób. 

Położyłem dłoń na tyle głowy mojej żony. Pogłaskałem ją delikatnie.

- Muszę już iść, kochanie. Ja...

Poczułem w oczach łzy. Kurwa. Co się ze mną działo?

Nigdy nie płakałem. Nigdy w swojej karierze pirata nie zapłakałem nad żadnym życiem. Mordowałem, niszczyłem i plądrowałem. Nie miałem sumienia. Byłem znany pod pseudonimem Brzytwa nie bez powodu. Moim celem było niszczyć. Kochałem to robić. Wydawało mi się, że będę zimnym draniem do ostatniego dnia swojego życia, a tu proszę, niespodzianka.

Wystarczyło, że w moim życiu pojawiła się krucha osoba, którą musiałem za wszelką cenę chronić i się o nią troszczyć. Zupełnie dla niej przepadłem.

Nie czekając na kolejne protesty mojej zbyt dobrej dla tego świata żonki, pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z pokoju. Skierowałem się do kajuty Daggera. Mój przyjaciel popił trochę piwa przy okazji spotkania z Viciousem, ale nie był na tyle pijany, aby nie móc zaopiekować się Lilą. W tej chwili tylko jemu w pełni ufałem. Wiedziałem, że Dagger jej nie skrzywdzi, gdyż Lila była dla niego tak samo ważna, jak dla mnie. Wykorzystywałem ten fakt bezceremonialnie.

Zapukałem dwukrotnie w drzwi, po czym wparowałem do pokoju mojego przyjaciela. Dagger siedział na parapecie wyściełanym poduszkami. Uważałem wystrój jego pokoju za trochę pedalski, ale w porównaniu z fantazjami Adrika to było nic wielkiego.

Dagger spojrzał na mnie poważnie. Mimo spożytego alkoholu, zdawał się kontaktować ze światem, co mnie ucieszyło.

Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do niego. Dagger osunął nogi w dół, robiąc mi miejsce. Usiadłem obok niego i westchnąłem.

- To, o czym ci powiem, nie może na razie wyjść na światło dzienne, rozumiesz?

Zmarszczył brwi. Potaknął jednak, a ja bez bezsensownego przedłużania zacząłem mówić. 

- Lila została zgwałcona przez Hectora pod moją nieobecność. Zabiję go za to, ale nie chcę, aby Lila na to patrzyła. Dlatego proszę, abyś z nią został na ten czas. Nie wypuszczaj jej z pokoju, choćby nie wiem, jak cię o to prosiła. Jeśli będzie trzeba, przykuj ją do łóżka, ale tak, aby nie zrobić jej krzywdy. Wrócę niezwłocznie po dokonaniu egzekucji. Jesteś w stanie to dla mnie uczynić, Dagger?

Wyraz twarzy mojego przyjaciela zmieniał się jak w kalejdoskopie. 

Wypuścił z rąk butelkę piwa. Alkohol rozlał się po podłodze. Dagger wytrzeszczył na mnie oczy.

- Kurwa mać! 

Schował twarz w dłoniach. Zgiął się w pół jak bezbronne dziecko. Było mi żal, że tak zareagował, ale nie mogłem go okłamywać. Wkrótce każdy członek Le Corsario miał poznać brutalną prawdę o Hectorze, ale do czasu jego śmierci nie mogłem mówić o tym na prawo i lewo.

- Zajebię go! Kuźwa, zaje...

- Zamknij się.

Zasłoniłem usta Daggera dłonią. Mój przyjaciel posłał mi nienawistne spojrzenie, jednak nie miałem zamiaru się ugiąć. Zgromiłem go wzrokiem. 

- Popełniłem błąd, zostawiając Lilę w kajucie samą - wyznałem, jakbym chciał się przed nim usprawiedliwić, choć przecież nie byłem mu nic winien. - Nigdy sobie tego nie wybaczę, ale to nie czas na płacz, rozumiesz? Muszę go zamordować, dając przykład innym piratom, aby nigdy nie robili nic wbrew mojej woli. Ty będziesz grzecznie i cichutko siedział z Lilą w kajucie i nie wyjdziesz stamtąd, dopóki ja tam nie wrócę. Zrozumieliśmy się, Dagger?

Wypowiedziałem jego imię powoli i niemal z namaszczeniem. Chciałem, aby mój przyjaciel zrozumiał, jak bolało mnie to, że skazałem Lilę na gwałt. Wiedziałem, że mój przyjaciel zamordowałby mnie, gdyby mógł, jednak on, w odróżnieniu od Hectora wiedział, czym był szacunek dla kapitana. Dlatego pokiwał posłusznie głową, a ja wtedy odsunąłem rękę od jego twarzy.

- Chodź ze mną. Odprowadzę cię do mojej sypialni, a potem pójdę na górę. Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe tego, że nie będzie cię przy śmierci Hectora. Przekażę mu jednak pozdrowienia od ciebie, zgoda?

Poklepałem Daggera po plecach. Czułem, że gdyby mógł, wykrzyczałby mi w twarz, jakim skurwielem byłem, skoro nie przypilnowałem mojej żony. Dagger z pewnością zapewniałby mnie o tym, że on byłby lepszym wyborem dla Lili, ale na szczęście miał w sobie na tyle pokory, aby zrozumieć, że swoimi obelgami w moim kierunku nic by nie wskórał. 

Spojrzałem na Lilę spoczywającą w bezruchu na łóżku. Wepchnąłem do pokoju Daggera, po czym zamknąłem drzwi. Czekałem, aż mój przyjaciel zamknie drzwi na klucz od środka. Dopiero gdy to zrobił, poszedłem dalej.

Krew się we mnie gotowała, a wręcz wrzała. Moi niczego nieświadomi kamraci nie wiedzieli jeszcze, że przyjdzie im dziś zobaczyć na własne oczy prawdziwy spektakl. Musiałem odłączyć się od swojej emocjonalnej strony, aby móc dobrze przeprowadzić egzekucję. 

Na samą myśl o tym, że miałem zabić przyjaciela, z którym podróżowałem po oceanach od lat, dostawałem dreszczy. Bałem się tego ostatniego spojrzenia w oczy Hectora, tuż przed tym, jak go zabiję. Martwiłem się, że mój przyjaciel będzie próbował przekonać mnie do tego, abym mu wybaczył, ale musiałem pamiętać o tym, czego dokonał.

Hector nie był złym piratem. Zawsze posłusznie mi usługiwał. Miał jednak swój charakterek i dumę, która niejednokrotnie skreślała go z roli posłusznego mi podwładnego. Hector, gdyby mógł, sam zostałby kapitanem Le Corsario. Może jego następnym krokiem miało być moje zabójstwo. Nie wiedziałem tego i dobrze, że zanim Hector miałby spróbować mnie zabić, przejrzałem na oczy.

Mogłem już wcześniej zaalarmować, ale miałem oczy zasnute mgłą. Nie podobało mi się to, jak Hector odnosił się do mojej żony, a jednak puszczałem jego komentarze mimo uszu. Nie pomogło nawet to, że Hector celowo doprowadził Masona do utraty przytomności z powodu spożycia zbyt dużej ilości alkoholu, co mogło skończyć się nawet śmiercią tego niewinnego chłopca.

Wyszedłem na górny pokład. Uśmiechnąłem się wesoło, widząc Hectora i Yuno, którzy popijali piwo przy barze. Objąłem ich rękami i zaśmiałem się. 

- Podobało wam się pieprzenie dziwek, które przywiózł nam Vicious?

Starałem się nie dać po sobie poznać, że Lila powiedziała mi prawdę. Chciałem jeszcze trochę zabawić się z Hectorem przed jego śmiercią. Czułem, że gdy będę udawał przygłupa, zemsta będzie jeszcze słodsza. Miałem nadzieję, że Lila również będzie szczęśliwa, gdy ten skurwiel pożegna się z życiem. 

- Kurwa, Brzytwa! Ich cipki były genialne!

- Doprawdy? - spytałem Hectora, który z tego, co wiedziałem, był jedynie w cipce Lili. 

- Szczególnie ta blondyna, którą pierdolił Yuno. Dobry towar. Szkoda, że nie pozwoliłeś kilku dziewczynom zostać na naszym pokładzie, kapitanie. I tak czeka je śmierć, więc co za problem, abyśmy zabawili się z nimi przez kilka dni, a potem zabili?

Poklepałem Hectora po plecach. Usiadłem na stołku znajdującym się między nim a Yuno.

- Yuno, a tobie miło pieprzyło się te dziwki? Któraś z nich szczególnie ci się spodobała?

- Cipka to cipka, Miguel - wyznał Yuno, wzruszając ramionami.

- Masz rację. Cipka to cipka. Można pierdolić, ile się da, ale w żadnej nie da się zakochać, prawda? Wszystkie suki to kłamliwe kobiety. 

- Czyżby twoja urokliwa żoneczka zaszła ci za skórę, kapitanie?

Spojrzałem na Hectora. W jego oczach widziałem tajemniczy błysk. Uśmiechnąłem się do niego z miną zabójcy, której mój przyjaciel jednak nie znał. 

- Moja żonka ma się dobrze. Nie martw się o nią. 

- Pamiętaj, że jeżeli będziesz chciał nam ją użyczyć, to...

W tej chwili wstałem. Założyłem sznur na szyję Hectora. Yuno wstał ze stołka jak oparzony. Mebel uderzył o pokład. Przepychanki przywołały na górny pokład pozostałych członków załogi. Większość była rozluźniona po seksie z dziwkami Viciousa, a także podchmielona alkoholem. Nikt jednak nie odważył się zakwestionować tego, co robiłem. 

Spojrzałem na wszystkich zgromadzonych. Uśmiechałem się z dumą i wyższością. Hector próbował się uwolnić, ale skutecznie odciąłem mu dopływ powietrza. Biedak szamotał się i bełkotał coś niezrozumiałego, ale nie miał szans się uwolnić. 

Podtrzymując przy sobie Hectora, oczyściłem gardło i wygłosiłem początek mowy pożegnalnej naszego drogiego "przyjaciela".

- Panowie, dziś czeka nas śmierć naszego drogiego przyjaciela. Za zdradę kapitana czeka cię egzekucja, Hectorze Bruscetti.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top