35

Lila

- Tutaj znajduje się pomieszczenie, w którym kiedyś rysowano mapy. 

Dagger wziął mnie na wycieczkę po statku. Na dobrą sprawę, do tej pory znałam tylko kilka pokojów, więc cieszyłam się, że mogłam lepiej poznać mój nowy dom. Starałam się nie patrzeć na statek Le Corsario jak na więzienie. Miguel dał mi jasno znać, że gdybym chciała wrócić do domu, prawdopodobnie pozwoliłby mi na to, jednak Attirana nie była dłużej moim domem. Gdybym tam wróciła, nie zniosłabym uwagi, z jaką ludzie przypatrywaliby mi się w miasteczku. Tutaj czułam się akceptowana. Tu był mój nowy dom.

- Ile ten statek ma lat? Wygląda na nowoczesny, a skoro kiedyś rysowano tu mapy, musi być stary. Przecież są nowsze sposoby nawigowania i określania trasy, prawda?

Mój przyjaciel był wyraźnie uradowany moim zaciekawieniem. Pewnie myślał, że będę chciała jak najszybciej wrócić do swojej kajuty, aby tam poczekać na Brzytwę, jednak historia statku i załogi naprawdę mnie ciekawiła. 

- Szacuje się, że statek ma pięćdziesiąt lat. Unowocześniliśmy go, gdy go przejęliśmy, ale pozostawiliśmy część historii, aby pamięć po tamtych czasach nie zaginęła.

- Jak udało wam się dostać ten statek? Przecież Victor i Miguel...

Od razu zrozumiałam, że popełniłam gafę. Nie powinnam była wspominać o dawnych czasach. 

- Byli w niewoli. To prawda. Uciekli z niej jednak, gdy stali się dorośli. Pewnego dnia w porcie u wybrzeży Tortugi, która jest najsłynniejszą wyspą, na której osiedlali się piraci, bracia ujrzeli ten statek. Był zniszczony i nie nadawał się do użytku. Jego kapitan nie chciał jednak oddać Miguelowi i Victorowi statku tak łatwo. Przez kilka miesięcy przychodzili do portu i ciężko pracowali, aby odnowić statek. Dopiero po niespełna dwóch latach mogli wypłynąć nim na wody. Kapitan umarł kilka dni przed tym, jak chłopcy wypłynęli na ocean. Później powoli kompletowali załogę. Ja dołączyłem do nich jako czwarty. Pierwszym kompanem Le Corsario stał się Yuno.

Szliśmy dalej. Weszliśmy do pomieszczenia, które wyglądało na pokój nawigacyjny. Mimo, że nikt tutaj nie urzędował, było tu czysto.

- Opowiedz mi coś jeszcze o piratach z przeszłości - poprosiłam, dotykając delikatnie kompasów. Nie chciałam niczego tu uszkodzić. Każdy z pokoi wyglądał jak małe muzeum. 

- Jako, że piraci gwałcili, napadali i rabowali, nie mieli praworządnych portów. Byli wiecznymi uciekinierami. Nie mogli zabierać na pokład swoich kobiet, dzieci czy kochanek. Mawiało się, że kobieta na statku przynosi pecha.

- Już tak chyba nie sądzicie, co? 

Dagger zaśmiał się melodyjnie. Nawet blizna na jego twarzy nie była już dla mnie taka straszna. Zdążyłam się do niej przyzwyczaić, a nawet ją polubić. Bez niej Dagger nie byłby sobą. Ta blizna była jego częścią. 

- Nie, skarbie. Miguel odszedł od większości zasad. Wiesz, że nie tak dawno na pirackich statkach gaszono światła o dwudziestej, aby piraci nie mogli się upijać? Kto chciał, mógł pić na górnym pokładzie przy zgaszonym świetle, ale ze względu na chęć powodzenia akcji następnego dnia, nie mogli się upijać. 

- Czyli mieli duży szacunek do kapitana, tak?

- Och, tak - odrzekł, opierając się bokiem o framugę drzwi. - Pirat za nieposłuszeństwo wobec kapitana został skazywany na karę chłosty. Byli młodzi, więc to wytrzymywali.

- Młodzi? Myślałam, że piraci powinni być starsi od was?

- Nie, kotku. Piraci mieli średnio po trzydzieści lat. Najstarszy pirat, o jakim kiedykolwiek słyszano, miał 50 lat. Został stracony na szubienicy, ale sam nie wiem za co. 

Powędrowaliśmy dalej. Widziałam pomieszczenie, w którym znajdowały się grube i szorstkie liny. Była tutaj także stara kotwica pokryta rdzą. Mimo, że wszystko było stare i można było śmiało pozbyć się tych rzeczy, piraci Le Corsario szanowali swoje tradycje. Dbali o statek i pozostałości po poprzednich piratach, co mi zaimponowało. 

Kiedy byłam młodsza, wyobrażałam sobie, że piraci całymi dniami piją alkohol, a potem pieprzą kobiety i napadają na ludzi. Prawda okazała się trochę inna, choć nie tak bardzo odbiegająca od moich wyobrażeń. 

- Piraci mieli rodziny, ale ich kobiety bądź żony nie wytrzymywały same przez dłuższy czas. Szukały kochanków, a ich mężowie czy partnerzy również to robili. Niewolnictwo było dość popularne. Piraci podbijali wyspy i wielokrotnie robili na nich swoje małe burdele. Przywożono tam na statkach prostytutki i niewolnice, które służyły piratom tak długo, aż im się nie znudziły. Moi koledzy na pewno chcieliby czegoś podobnego, ale na szczęście Miguel ma dla nas litość i za każdym razem, gdy jest okazja poruchać, zabiera nas na wyspy, gdzie dostępne są chętne na nas dziewczyny. Choć mną interesują się najmniej. Gdy tylko widzą moją twarz, uciekają z krzykiem. Nie lubię brać kobiet siłą, dlatego nie gwałcę, ale to trudne, gdy dziewczyny uciekają, gdy cię widzą, w ogóle z tobą nie rozmawiając. Brzmię jak pizda, co? 

- Nie. Przykro mi, że dziewczyny tak cię traktują. Nie zasłużyłeś na to.

Dotarliśmy do mojej kajuty. Wpuściłam Daggera do środka. Czułam, że przeprowadzę się do kajuty sypialnianej Miguela, ale póki co wolałam siedzieć tutaj.

Usiadłam po turecku na swoim łóżku. Dagger zajął miejsce na krzesełku przysuniętym do drewnianego stolika w rogu. Skrzyżował nogi w kostkach, wyciągając je przed siebie.

Wpatrywałam się w niego i nie mogłam wyjść z podziwu dla tego człowieka. Dagger miał dobre serce i nigdy nie określiłabym go mianem pirata, gdybym spotkała go w zwyczajnych okolicznościach. Na każdym kroku pokazywał mi, że troszczył się o bliskie mu osoby. Dbał o tych, których kochał. 

- Przypatrujesz mi się, jakbyś chciała mnie stąd przegonić. 

- Wcale nie! - zaprotestowałam, unosząc ręce do góry. - Nie odchodź. Nie zostawiaj mnie tu samej...

- W porządku, Lileczko. Nigdzie nie pójdę. 

- Naprawdę cię lubię, Dagger.

Po moich słowach zapanowała cisza. Zaczęłam bawić się palcami dłoni, gdyż czułam obawę. Martwiłam się, że się zagalopowałam i było już za późno, abym mogła cofnąć swoje wyznanie. 

- Przepraszam. Jeśli masz mi za złe to, co powiedziałam...

- Nie, skarbie. Cieszę się, że mnie lubisz. Dobrze, że nie widzisz we mnie wroga. Wiele to dla mnie znaczy. Od początku chciałem, aby było między nami dobrze. Bałem się, że dziewczyna na statku pełnym mężczyzn nie będzie mile widziana i na każdym kroku chłopaki będą ci dokuczać, ale jestem miło zaskoczony. Przyjęli cię jak członka rodziny. To do nich niepodobne. 

- Chyba nie możemy powiedzieć tego o Hectorze.

- Mała...

- Hector mnie jawnie nie lubi. To, jak zachował się dzisiaj wobec Masona, było upokarzające. Wstyd mi za niego. Szkoda, że Miguel nie może dać mu jakiejś kary. Boję się, że Hector zrobi coś, co nas wszystkich zaboli.

Dagger zszedł z krzesełka. Podszedł do mnie, po czym ukucnął przede mną. Ułożył dłonie na moich kolanach. Spojrzałam na tatuaże widoczne na jego dłoniach. Ciekawiła mnie jego historia. Chciałam poznać ją w całości, jednak uznałam, że gdy Dagger będzie chciał czymś się ze mną podzielić, zrobi to. 

- Nie przejmuj się Hectorem. Ma okropny charakter. Musimy przestać się nim przejmować, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Wiesz, mam takie powiedzenie, skarbie. Kiedy dzieje się coś złego, płyń. Płyń dalej, a wkrótce wszystko się wyklaruje. Może to trochę żałosne, ale mi pomogło. Gdy byłem w dole, moje złote myśli mnie stamtąd wyciągnęły.

Zarzuciłam ręce na szyję Daggera. Wtuliłam się w niego, aby poczuł, że nie oceniałam go ze względu na to, jak wyglądał. Dagger był dobry. Byłam pewna, że gdyby miał lepsze dzieciństwo i większe wsparcie bliskich mu osób, nie zostałby piratem. Gdyby jednak nim nie został, nie poznałby tak wspaniałych ludzi, którzy gotowi byli skoczyć za nim w ogień. Po spędzeniu kilku dni na pirackim statku zauważyłam, że braterstwo było dla załogi bardzo ważne. Wszyscy się wspierali i sobie kibicowali. Nawet Adrik i Mason, którzy mieli inne preferencje seksualne niż pozostała część załogi, zostali zaakceptowani. Z jednym wyjątkiem, ale skoro Dagger nie przejmował się Hectorem, ja również postanowiłam sobie odpuścić. 

- Dziękuję, że jesteś dla mnie taki dobry. 

- Ależ nie ma za co, Lileczko. Jesteś królową piratów. Nie śmiałbym być dla ciebie niedobry. Poza tym, nigdy nie oceniam ludzi po pozorach, wiesz? To strasznie krzywdzące. Coś o tym wiem, dlatego staram się nie być jak większość ludzi.

Ponad ramieniem Daggera ujrzałam Miguela. Sądziłam, że pogniewa się na mnie za przytulanie się do Daggera, jednak on jedynie się uśmiechnął. Dał mi znać, że poczeka, aż skończymy, ale ja nie chciałam, aby sobie szedł. 

- Chodź do nas. Mężu.

Gdy dodałam ostatnie słowo, Dagger uśmiechnął się. Miguel również był cholernie dumny z tego, że nazywałam go swoim mężem. Cieszył się jak dziecko, choć ze względu na obecność przyjaciela starał się z tym nie afiszować. Sądziłam, że pozostali załoganci już uznali Miguela za przegranego, skoro znalazł sobie taką słabą żonę. Nawet Diego Ramirez, u którego zawitaliśmy podczas pobytu na Henecie, uznał mnie za niezbyt urodziwą. To bolało, jednak skoro dla Miguela byłam wartościowa, to mi w zupełności wystarczało. 

- Dobrze się bawiliście? 

Miguel usiadł na moim łóżku. Wciągnął mnie na swoje kolana i z dumą pocałował w policzek. Uśmiechnęłam się do Daggera. 

- Byliśmy w pomieszczeniu ze sznurami. Nic wielkiego.

- Dzięki, że przypomniałeś mi o istnieniu tego miejsca. Może Lila będzie chciała wybrać sznury, którymi będzie chciała być związana?

Momentalnie w mojej głowie pojawiły się obrazy z mojego gwałtu i chwili, w której zostałam rzucona związana do oceanu. Byłam wtedy bezbronna. Rozumiałam, że mężczyźni lubili, gdy kobiety pozwalały im się wiązać czy skuwać kajdankami, ale obawiałam się, że będę miała do tego dozgonny uraz. Chciałam spróbować w łóżku czegoś więcej, jednak na samą myśl o tym, że pewnego dnia Miguel mógłby mnie związać, zasłonić mi oczy i zakneblować, nachodziły mnie wątpliwości i paraliżował strach. 

- Zwierzaczku, wszystko w porządku? 

- Tak - odparłam, uśmiechając się do męża. - Po prostu myślałam o sznurach i...

- Jeśli nie chcesz, nie musimy się bawić w takie ekscesy, kochanie.

Miguel coraz częściej nazywał mnie swoim kochaniem. Podobało mi się to. Robiło mi się cieplej na sercu, kiedy zwracał się do mnie w ten sposób. Czułam się dla niego ważna.

- Może będziesz chciała związać Miguela? - zaproponował Dagger, szczerząc zęby w uśmiechu. - Na pewno chciałby, żebyś go zdominowała. 

- Zamknij mordę, Dagger!

Rzucił w niego poduszką, jak małe dziecko. Dagger złapał poduszkę i zaśmiał się wesoło.

- Widzisz, jak się rzuca, Lila? Twój mąż jest niespełnionym zwierzęciem seksualnym. Z pewnością chciałby, żebyś potraktowała go jak swojego niewolnika. Jestem pewien, że Adrik ma w swoim sekretnym schowku jakieś sztuczne kutasy. Wiesz, skarbie, jeśli będziesz chciała wypróbować takie zabawki na swoim mężu, zgłoś się do mnie!

- Wypad stąd, draniu! Kuźwa, bo nie ręczę za siebie!

Dagger wyszedł z pokoju z radosnym śmiechem. Miguel również wybuchnął śmiechem, gdy jego przyjaciel nas opuścił. Atmosfera zmieniła się na swobodną. Cieszyło mnie to. Miałam wrażenie, że od teraz wszystko miało być lepsze. Skoro Miguel przejął się obowiązkami męża, na pewno nic nas nie zniszczy. Jeśli sami będziemy dla siebie nawzajem dobrzy, wszystko będzie w porządku.

Mój mąż położył dłoń na moim karku. Odwrócił moją głowę w swoją stronę. Uśmiechnął się do mnie z przymrużonymi oczami.

- Wiesz, wściekłem się na Daggera, ale chłopak ma rację. 

- Z czym? - spytałam, marszcząc podejrzliwie brwi.

- Chciałbym, abyś pewnego dnia mnie zdominowała, laleczko - wyszeptał mi do ucha, aż przeszedł mnie dreszcz.

Miguel pocałował mnie w szyję. Jęknęłam cicho, ale on i tak to usłyszał. Zaśmiał się i stęknął. 

- Czujesz, jaki jestem twardy, zwierzaczku? Dotknij mojego fiuta. Śmiało. Bądź grzeczną dziewczynką. 

Jego gadka mnie nakręciła, a ja sama siebie nie poznawałam. Może potem miałam tego żałować, ale chciałam tego. 

Chciałam go dotknąć i poczuć, jaki był twardy. Chciałam być jego grzeczną, posłuszną dziewczynką. Wzorową żoną. 

Wsunęłam dłoń w bokserki Brzytwy. Objęłam palcami jego penisa. Kapitan Le Corsario jęknął pięknie. Miałam go w swoich rękach. Miguel był pod moją władzą. Gdy go dotykałam, był tylko mój. Mogłam nim dowolnie rządzić, a on mógł jedynie błagać mnie o litość i możliwość dojścia.

- Kuuurwa!

Zaczęłam go masturbować. Miguel wykrzywiał twarz w rozkosznych emocjach, a ja cicho się z niego naśmiewałam. On jednak nie miał nic przeciwko temu. Uśmiechał się do mnie lubieżnie, co jeszcze bardziej nakręciło mnie do działania. Wkrótce zalał bokserki spełnieniem, a ja oblizałam palce z pozostałości jego spermy.

Mieliśmy wyjątkowe "szczęście", jeśli chodziło o niezapowiedzianych gości. Do pokoju bez pardonu wparował Ruthless. Nie miał jednak swojego charakterystycznego błysku w oku, co kazało mi twierdzić, że stało się coś złego.

- Kapitanie. Mamy kłopoty. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top