33

Miguel

Siedzieliśmy z Lilą i pozostałymi członkami załogi na górnym pokładzie. Dziś miała mieć miejsce oficjalna przysięga Masona. Chłopak miał dołączyć do piratów Le Corsario. Nie spodziewałem się, że po skompletowaniu załogi składającej się z ośmiu mężczyzn, dodam kolejnego. Nie mogłem jednak zostawić Masona w potrzebie, a po tym, co wyznał mi wczoraj wieczorem, nie zastanawiałem się nawet nad możliwością zostawienia go samemu sobie. 

Śniadanie upłynęło w miłej atmosferze, choć Hector co chwila posyłał mi nienawistne spojrzenia. Musiałem dziś z nim porozmawiać, jednak najpierw chciałem oficjalnie przyjąć Masona do załogi. To miał być dla niego szczęśliwy dzień i nikt, nawet Hector, nie mógł go zepsuć. 

Trzymałem Lilę na kolanach. Wtulałem się w nią, co sprawiło, że Diablo i Ruthless śmiali się ze mnie. Nie przejmowałem się tym jednak, gdyż wiedziałem, że były to niewinne przytyki. Oni sami z pewnością chcieliby mieć pod ręką kobietę, która zadowalałaby ich na każdym kroku. Póki byłem kapitanem, oprócz Lili na statku nie mogła pojawić się jednak żadna inna dziewczyna. Mieliśmy do wykonania wiele misji, podczas których kobieta byłaby dla nas niczym więcej jak przeszkodą. Lilą mogliśmy opiekować się na zmianę, gdyż było nas aż dziewięciu, jednak więcej kobiet przysporzyłoby nam jedynie niepotrzebnych problemów.

- Kleicie się do siebie, jakbyście w nocy nie pieprzyli się wystarczająco dużo!

Skarciłem Diablo spojrzeniem, jednak on nie wydawał się przejąć moim zachowaniem. 

- Nic wam do tego, co robimy z moją żoną w łóżku.

- Czyżby? Przecież pozwoliłeś, abyśmy patrzyli, jak ją rozdziewiczasz! Skoro ty nie chcesz mówić, to może Dagger nam powie. Jak było w jej cipce? Mamy o czym fantazjować, chłopie?

- Zamknij mordę. 

Opierdoliłem Diablo, ale on wciąż był w doskonałym humorze. Może żarty o kobietach były u nas na porządku dziennym, jednak musiało się to zmienić.

Lila skuliła się na moich kolanach, zupełnie jakby chciała stać się dla nas niewidoczna. Położyła dłoń na moim sercu, a ja objąłem ją mocniej, aby czuła, że przy niej byłem. 

- Kochanie, nie przejmuj się nimi. Są niewyżyci. Nie ważne, ile dziwek wypieprzą, i tak będzie im mało.

- Może dlatego zrobisz ze swojej żonki pokładową dziwkę? Wtedy dla nas wszystkich starczyłoby jej mokrej cipki i nie musiałbyś znosić naszych wygłupów.

Wstałem gwałtownie. Zrzuciłem przypadkowo na ziemię talerz, jednak zdałem sobie sprawę z tego faktu dopiero po dłuższej chwili.

Lilę posadziłem na krześle, na którym przed chwilą siedziałem. Podszedłem do Hectora i chwyciłem go za koszulkę. Podciągnąłem go do góry. Wśród załogantów zapanowała cisza, zupełnie jakby nie mogli się doczekać moich słów.

- Masz jakiś problem, Hector. Jeśli chcesz, możemy go przedyskutować. Wolałbym zrobić to później, gdyż chciałbym rano skupić się na Masonie.

- Skupić się na nim? Po co? Przecież to dziwka Adrika. Żaden z niego pirat.

Gdy Mason usłyszał te słowa, skulił się w sobie. Adrik, który siedział obok niego, objął go i do siebie przyciągnął. 

Spojrzałem na Adrika, jakbym chciał się go zapytać, czy to była prawda. Mason oczywiście nie byłby "dziwką" Adrika, jednak Hector musiał coś wiedzieć. Być może w nocy doszło do czegoś więcej między Masonem i Adrikiem, ale nawet jeśli, nie była to nasza sprawa. Hector nie miał prawa wtrącać się w ich życie seksualne. Mieli prawo się pieprzyć, gdzie tylko chcieli, byleby nie wchodzili mi w drogę. 

Mason zapłakał. Schował twarz w dłoniach, a Hector się z niego zaśmiał. Adrik z kolei wciągnął Masona na swoje kolana i przytulił go mocno, nie pozwalając chłopakowi wstać. Mason drżał, z czego Hector miał niezły ubaw.

- Nie pozwalam ci się z niego naśmiewać. Mason przeżył piekło. Potrzebuje bliskości.

- Błagam cię, Miguel. Bliskości faceta? Przecież to jakaś pizda!

- Adrik też woli facetów, i co?! Masz z tym jakiś problem? Do tej pory ci to nie przeszkadzało!

- Adrik to pedał. Pierdolę jego, choć pewnie on wolałby wypierdolić mnie. Mam w dupie to, co o mnie myślisz, kapitanie. Ostatnio zachowujesz się jak cipa, a nie mężczyzna. Nie wiem, czy chcę mieć takiego gościa za kapitana. To trochę upokarzające, nie uważasz? Zachowywać się w taki sposób?

Puściłem Hectora. Posłałem mu kolejne nienawistne spojrzenie.

Mimo, że chciałem go ukarać, nie potrafiłem się na to zdobyć. Mnie i Hectora łączyła specyficzna więź. Obawiałem się, że mimo chęci, nigdy nie będę w stanie go ukarać. Nie podobało mi się to, gdyż czułem, że jestem wobec niego bezsilny. Nie mogłem nawet zdobyć się na to, aby dać Hectorowi publiczną karę za to, że obraził dwóch członków mojej załogi. W tym Bogu ducha winnego Adrika, którego biseksualność do tej pory Hectorowi nie przeszkadzała.

Hector odszedł pod pokład, zostawiając nas samych. Tradycja nakazywała, że przy zaprzysiężeniu nowego pirata do załogi powinni być obecni wszyscy załoganci, jednak skoro byłem kapitanem, mogłem darować sobie tradycje. Poza tym uważałem, że to będzie najrozsądniejsze wyjście. Mason nie będzie tak się stresował, gdy Hectora nie będzie w pobliżu.

Odwróciłem się w kierunku Adrika tulącego do siebie Masona. Wszyscy pozostali członkowie załogi okazali szacunek Masonowi. Słowem nie naśmiewali się z jego preferencji seksualnych. Dlaczego mieliby to zrobić? Skoro Adrik otwarcie mówił nam o swoich podbojach z facetami, dlaczego prawdziwa natura Masona miałaby stanowić dla nich problem? 

- Czy którykolwiek z was ma coś przeciwko związkowi Adrika i Masona?

Adrik zmrużył oczy. Pokazałem mu na migi, co powiedziałem. Odparł, że nie jest jeszcze chłopakiem Masona, ale chciałby nim zostać. Mason oczywiście nie zrozumiał, co pokazał mi jego kochanek, dlatego chciał wstać z jego kolan, aby uciec. Czuł się stłamszony i niepotrzebny, dlatego chciał stąd zniknąć. 

- Kochamy Adrika. Jest naszym bratem - rzekł Ruthless, patrząc na Adrika, aby ten mógł wyczytać z ruchu jego warg, co mówił. 

Adrik uśmiechnął się i pokiwał głową z wdzięcznością. 

- Może pieprzyć, kogo chce. Nic nam do tego. Póki nie dobiera się do naszych tyłków, jesteśmy bezpieczni.

Na żart Diablo wszyscy zareagowali śmiechem. Nawet Adrik zaśmiał się krótko. Jego śmiech brzmiał inaczej z powodu tego, że Adrik był głuchoniemy, jednak zdążyliśmy się przyzwyczaić do jego "inności". Wcale nie uważaliśmy go za gorszego od nas dlatego, że nie słyszał i nie mówił. Adrik był cudownym człowiekiem, który wielokrotnie pokazał, że dla nas gotów byłby skoczyć w ogień. 

- Czy możemy więc zaczynać? Mason, jesteś gotowy złożyć piracką przysięgę? 

Mason spojrzał mi w oczy. Wyglądał jak sto nieszczęść. Adrik pocałował go w policzek, na co Mason cicho westchnął. 

W dawnych czasach biseksualność czy homoseksualność piratów była karana śmiercią. Kontynuując tradycje Le Corsario powinienem był zachować się w podobny sposób, jak w przeszłości, jednak nie mogłem się do tego zmusić. Nigdy nie zabiłbym Adrika ani Masona. Byli moją rodziną. Adrika kochałem jak brata.

- Jestem gotowy, kapitanie. 

- W takim razie podejdź do mnie i zaczynajmy.

Mason na drżących nogach się do mnie zbliżył. Adrik stał tuż za nim, jednak w pewnej chwili musiał odpuścić. Ta chwila należała do Masona. Musiał wiedzieć, na co się pisze. Do swojego kochanka mógł wrócić później. 

- Uklęknij przede mną, Mason. 

Chłopak bez wahania to uczynił. Naszły mnie myśli, że gdybym w ramach przysięgi kazał Masonowi possać mi kutasa, ten rzuciłby się na niego z ochotą. Skarciłem się w myślach za takie domysły. Byłem złym człowiekiem. Najeżdżałem na Hectora, a sam miałem nieludzko perwersyjne fantazje. 

Victor przyniósł z mojego gabinetu Biblię. Wyciągnąłem ją w stronę Masona i kazałem mu położyć na księdze dłoń. 

- Masonie Archer. Dziś wstępujesz do załogi piratów Le Corsario, której kapitanem jestem ja, Miguel Caravajal. Zobowiązujesz się do przestrzegania naszego kodeksu. Obiecujesz chronić dobrego imienia naszej załogi. Obiecujesz walczyć w imieniu członków załogi. Obiecujesz być równym nam. Nie będziesz się wywyższał. Nie będziesz przypisywał sobie cudzych łupów. Nie będziesz spiskował przeciwko nam. Przysięgnij na Biblię. 

- Przysięgam - rzekł pewnie.

- Przysięgnij, że będziesz traktował nas jak równych sobie braci.

- Przysięgam. 

- Natnij sobie nożem palec, Masonie. 

Victor podał Masonowi nóż. Ja również zrobiłem sobie na palcu nacięcie. Gdy obaj już to zrobiliśmy, wyciągnąłem do Masona rękę. Zetknęliśmy się palcami w miejscach, w których nacięliśmy skórę, składając tym samym przysięgę krwi.

- Wstępujesz do naszej rodziny, Masonie. Dbaj o jej honor i nie pozwól, aby ktokolwiek próbował udowodnić ci słabość. Pamiętaj, że my zawsze cię uratujemy, a ty uratujesz nas, gdy będziemy zbyt słabi, aby sobie pomóc. 

Oczy Masona się zaszkliły. Chłopak zapłakał.

Pomogłem mu wstać. Położyłem dłonie na jego ramionach. Mason drgnął pod moim dotykiem. Poklepałem go po policzku i uśmiechnąłem się do niego.

- Witaj w rodzinie. Idź do Adrika. Macie co świętować.

- Dziękuję, kapitanie. Nie masz pojęcia, jak dużo to dla mnie znaczy. Nikt nigdy nie okazał mi takiej dobroci, jak ty. Obiecuję być dobrym piratem. Pokażę ci, że możesz być ze mnie dumny, Miguelu.

Odwróciłem Masona tyłem do siebie i popchnąłem go do Adrika, który z chęcią przejął swoją nową zabaweczkę. Adrik dał Masonowi klapsa w tyłek. Tak, oficjalnie dołączył do załogi.

Kiedy było po wszystkim, załoganci się rozeszli. Na górnym pokładzie zostałem z Lilą i Victorem. Mój brat skinął mi dyskretnie głową, dając mi znać, że chciałby ze mną porozmawiać na osobności. Dobrze się złożyło, gdyż sam chciałem z nim porozmawiać. Nie czułem się jednak gotów, aby zostawić Lilę samą w jej kajucie. Było to nie do pojęcia, że obawiałem się zostawić na chwilę moją żoną samą na statku, który należał do mnie. Nic jednak nie mogłem poradzić na to, co wyczyniał Hector. Gdyby nie jego psychologiczne zagrywki, nie czułbym się jak ktoś niepożądany na moim pierdolonym statku.

Moją jedyną możliwością był Dagger. Poszedłem więc po niego. Okazało się, że nie robił nic wartościowego, dlatego chętnie zgodził się zaopiekować Lilą. 

- Wszystko w porządku, Miguel? Jesteś podenerwowany.

Szedłem z Daggerem na górę. Szedł obok mnie i patrzył na mnie ze smutkiem. 

- Nic mi nie jest.

- Posłuchaj, naprawdę nie będę niczego próbował z Lilą. Możesz mi zaufać. Nigdy nie zrobiłbym ci takiego świństwa, kapitanie.

Przystanąłem na korytarzu. Spojrzałem w oczy Daggera. W jego spojrzeniu zawsze widziałem bezkresny smutek i brak sensu życia. Dla Daggera najodpowiedniejszym rozwiązaniem byłoby poznanie cudownej kobiety, która pokochałaby go za to, kim jest, a nie za to, co ma na twarzy. Nie było jego winą, że został oszpecony. Dagger miał coś pięknego do zaoferowania kobiecie, jednak nie znalazła się dotychczas żadna, która chciałaby dać szansę temu pokrzywdzonemu przez los chłopakowi.

- Wiem, Dagger. Dziękuję ci za szczerość. 

- Nie chciałbym, aby powstały między nami jakieś zgrzyty, Miguel. Jesteś dla mnie jak brat. Zależy mi na Lili i nie będę cię okłamywał, że jest śliczna, ale to twoja żona. Nigdy bym ci jej nie odebrał. Chciałbym, abyś o tym wiedział, kapitanie.

Wziąłem Daggera w niedźwiedzi uścisk. Poklepałem go po plecach. Taki przyjaciel był skarbem, a ja chciałem, aby Dagger wiedział, że wiele dla mnie znaczył. Kochałem tego człowieka, podobnie jak wszystkich pozostałych załogantów. Z uczuciami do Hectora miałem większy kłopot, ale czułem, że wszystko się wyklaruje, gdy z nim później pomówię. Wpierw jednak musiałem iść do Victora, który czekał na mnie na pokładzie z Lilą. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top