25

Miguel

Przed zachodem słońca zabrałem Lilę na zakupy. Chciałem zaopatrzyć ją w nowe ubrania. Na statku nie miałem wiele kobiecych ciuchów. Trochę przygotowałem się na przybycie Lili do nas, ale wolałem, aby sama wybrała coś dla siebie. Coś, w czym czułaby się komfortowo.

- Nie jestem pewna, czy to jest ładne. 

Lila stała przede mną w fiołkowej sukience do kolan. Była zwiewna i lekka. Podobał mi się kontrast mojej żony w romantycznej sukience i w ciężkich butach motocyklowych. Gdyby na głowę założyła wianek, odpadłbym momentalnie. 

- Jest śliczna. Kupię ci ją.

Siedziałem na wygodnej kanapie w jednym z wielu małych sklepików na Henecie. Sprzedawczyni co chwila przynosiła mojej żoneczce coraz to nowsze sukienki do przymiarki. Lila wybrała już pokaźną kolekcję koszulek i spodni oraz spódniczek, ale najbardziej nie mogłem doczekać się jej widoku w sukience.

- Miguel, nie mogę cię tak naciągać. Czuję się, jakbym miała sponsora.

Wstałem i podszedłem do Lili. Położyłem dłonie na jej biodrach i przysunąłem ją do siebie tak, aby ocierała się o mojego twardniejącego w spodniach penisa.

- Kochanie, jestem twoim mężem. Mam prawo cię rozpieszczać. Nie kupujesz tych ubrań dla zachcianki, ale naprawdę ich potrzebujesz. Będziesz wyglądała pięknie w tych strojach. Zobaczysz, ile dziś Diego da nam kasy za przemyt koki. W naszym świecie takie interesy to codzienność. Jestem bogaty i chcę spożytkować te pieniądze dobrze. Nie wyobrażam sobie lepszej możliwości, jak wydanie ich właśnie na ciebie.

Lila objęła mnie za szyję. Spojrzała mi w oczy.

Byłem ciekaw, jak mnie postrzegała. Czy jej się podobałem? Czy brzydziło ją to, że nie miałem jednego oka? Czy moje tatuaże były dla niej atrakcyjne?

- Nie wiem, jak ci się odwdzięczę, Miguel. Czuję się potwornie z tym, że wydajesz na mnie tyle pieniędzy. Nie daję ci nic w zamian.

- Zwierzaczku, przestań. 

Objąłem dłonią jej policzek. Lila momentalnie się we mnie wtuliła, niczym kotka. Uśmiechnąłem się, kiedy zrozumiałem, że czuła się ze mną dobrze. 

- Zaczyna mi bardzo na tobie zależeć, wiesz?

Jej oczy rozszerzyły się nienaturalnie, gdy to powiedziałem. Myślałem, że Lila odsunie się ode mnie. Odtrąci mnie i powie, że jestem idiotą, skoro zakochuję się w nich po kilku dniach znajomości, ale taka była cholerna prawda.

Zakochiwałem się w Lili. Moja żona pociągała mnie psychicznie i fizycznie. Musiałem jeszcze trochę popracować nad jej charakterem, aby przekonać ją, że była wartościową młodą kobietą i miała wiele do zaoferowania temu światu i jego mieszkańcom. Lila postrzegała siebie jako niepewną siebie kobietę, co jej nie pasowało. Była piękna, i podobnie jak my wszyscy, miała prawo cieszyć się życiem. 

- Mam nadzieję, że nie przejdzie ci to szybko, kapitanie.

Kuźwa, mój kutas jeszcze bardziej stwardniał, gdy Lila nazwała mnie kapitanem. Nigdy nie bawiłem się w odgrywanie ról w sypialni, ale coraz bardziej pragnąłem tego spróbować. Wierzyłem, że gdy pokażę Lili, że mam jej coś wspaniałego do zaoferowania, otworzy się na mnie i pozwoli mi się pokochać. 

W tej chwili niczego nie pragnąłem bardziej. 

- Przebierz się w swoje ciuchy, a ja pójdę do kasy.

- Miguel, ale...

- Nie, żoneczko. Kupię ci to, a ty będziesz się cieszyła, że masz takie ładne ubrania. Wybacz, ale nie mam czasu słuchać, jak próbujesz mnie przekonać, abym ich nie kupował, skoro za kilka chwil mamy spotkać się z Victorem w porcie, aby później iść do Diego. Musimy jeszcze spakować towar do toreb, co zajmie nam chwilę.

Lila nie protestowała. Posłusznie poszła do przebieralni, po czym, gdy zdjęła seksowną fiołkową sukienkę, podała mi ją, a ja bezzwłocznie podszedłem do kasy, aby za wszystko zapłacić. 

Na Henecie ceny nie były wysokie, dlatego lubiłem kupować tu ciuchy i biżuterię dla swoich poprzednich dziwek. Zawsze starałem się rozpieszczać kobiety, które podróżowały ze mną po morzach i oceanach. Byłem dobrym kochankiem i potrafiłem zadbać o kobietę, ale nie wszystkie to szanowały. Za każdą, nawet najmniejszą skazę na ich lojalności do mnie, spotykały je bolesne kary. Pierwszą kochankę potraktowałem w wyjątkowo okrutny sposób. Bicz zrobiony z jej kręgów wciąż przypominał mi o tym, jakim potworem niegdyś byłem. Dziś nie byłem dumny z tego, jak zachowywałem się jako młody pirat, który zachłysnął się tym nieznanym dotychczas światem, ale na szczęście po trzydziestce zrozumiałem, co w życiu jest naprawdę ważne. 

- Za wszystko będzie sto osiemdziesiąt dolarów, panie Caravajal.

- Oczywiście, Christy. Proszę. 

Podałem ślicznej dziewczynie odliczoną kwotę. Posłała mi szczery uśmiech, po czym spakowała nasze zakupy w trzy torby.

- Pańska żona jest piękna. Nie dziwię się, że pan ją usidlił. 

- Masz rację. Lila jest śliczna. 

- Niech pan nie wypuszcza takiej kobiety z rąk! Nie wybaczyłby pan sobie, gdyby kiedykolwiek pan to uczynił!

- Możesz być pewna, że będę się o nią troszczył, Christy. Lila to mój skarb. Piraci myślą, że skarbem są narkotyki, skradzione pieniądze czy broń. Nikt jednak nie rozumie, że to kobiety są tym, co najpiękniejsze. Tym, co najcenniejsze. Tym, o co warto dbać najbardziej. 

Gdybym wypowiedział do kogoś takie słowa kilka lat temu, nie poznałbym siebie samego. Byłem przecież zepsutym do szpiku kości draniem. Gdyby ktoś mi powiedział, że pewnego dnia się ustatkuję, wyśmiałbym go. Kiedy jednak patrzyłem na Lilę, zaczynałem rozumieć, że ona była moim najcenniejszym skarbem, jaki dotychczas zdobyłem. 

- Chodź, zwierzaczku. Wracamy do portu.

Podziękowałem Christy skinieniem głowy za miłą obsługę, aby następnie chwycić Lilę za rękę i wyprowadzić ją ze sklepu. Szła do portu z pochyloną głową. Było jej wstyd, że "naciągnęła" mnie na takie zakupy, lecz ja byłem szczęśliwy, że trochę ją rozpieściłem. 

- Uśmiechnij się. Przecież życie jest takie piękne, kochanie.

- Piękne? Moja mama nie żyje, a tata mnie zostawił. To wcale nie jest piękne, Miguel.

Byliśmy już coraz bliżej portu. W oddali widziałem mojego brata, który czekał na nas przy statku i machał do nas ręką, witając nas. Miałem jeszcze chwilę, aby porozmawiać z Lilą na temat jej przeszłości. Nie mogłem się zatrzymywać. Nie mieliśmy już czasu na rozmowy egzystencjonalne. Diego Ramirez nie tolerował spóźnialstwa, dlatego zamierzałem stawić się u niego punktualnie. Jutro rano musieliśmy wypłynąć dalej, gdyż kolejna akcja czekała na nas nieubłaganie. 

- Moi rodzice zostali zabici na moich oczach, zwierzaczku. To również nie było piękne, a mimo wszystko uważam, że życie jest cudowne. Czy w takim razie źle to o mnie świadczy, aniele?

Nigdy wcześniej nie nazwałem mojej żony aniołem. Nim właśnie dla mnie była. Zakochiwałem się w Lili i nie potrafiłem, a nawet nie chciałem, tego powstrzymać. Czułem się dobrze z tym, że oddawałem jej swoje serce i pokazywałem jej swój świat. Może zmieniałem się, czego moi załoganci nie musieli popierać, lecz wychodziłem z założenia, że ten, kto naprawdę mnie szanował, miał mi pozostać lojalny aż do śmierci. 

- Nie. Zazdroszczę ci, że potrafisz tak patrzeć na świat. 

- Nauczę cię tego samego, zwierzaczku. Niebawem się przekonasz, że życie to nie kara, a dar.

Kiedy podeszliśmy do wyróżniającego się na tle małych łajb naszego statku, zobaczyłem najszczerszy pod słońcem uśmiech mojego młodszego brata. Victor już zacierał ręce, nie mogąc doczekać się spotkania z Diego. 

- Zapakujemy towar w torby i możemy ruszać. 

- Nie mogę się doczekać! Ciekawe, jakie dziwki dzisiaj sprowadzi dla nas Diego!

- Możesz wziąć je wszystkie dla siebie, Victor. 

Mój brat jeszcze bardziej się ucieszył. Wyglądał jak dzieciak w Boże Narodzenie, który dostał od rodziców upragnioną zabawkę. 

- Nie masz pojęcia, jak cię kocham, braciszku. Mój bohaterze. 

Skwitowałem słowa brata krzywym uśmiechem. Nie mieliśmy już czasu na miłe słówka, dlatego poszedłem do pomieszczenia, w którym składowaliśmy nasz łup. Wcześniej moja załoga posegregowała kokainę, aby ta najlepsza trafiła w ręce Diego. Sami zostawili również coś dla siebie. Absolutnie to rozumiałem, choć nie popierałem obecności narkotyków na statku wśród członków załogi. Dbałem o to, aby moi podwładni byli trzeźwi na czas akcji, jednak w czasie wolnym nie mogłem zabronić im tego, co było przecież naturą pirackiego życia.

- Spakuj te paczuszki do tej torby, dobrze?

Podałem Lili sportową torbę. Moja urocza żonka skinęła głową i zaczęła pakować towar. Razem z Victorem robiliśmy to samo. 

Po kilku minutach współpracy byliśmy już gotowi. Mimo, że Victor przebrał się w bardziej elegancki strój, ja pozostałem w tym, w czym chodziłem przez cały dzień. Popsikałem się jedynie wodą kolońską, aby nie pachnąć damskimi perfumami, którymi wręcz oblane były wszystkie sklepiki, które dzisiaj odwiedziliśmy.

Lila czekała na nas w korytarzu. Przeglądała się w lustrze. Marszczyła brwi, jakby coś jej się nie podobało. Nie miałem teraz czasu rozmawiać z nią o jej niepewnościach, dlatego pocałowałem ją tylko w czoło i chwyciwszy za rękę, zacząłem prowadzić do wyjścia ze statku.

Wieczory na Henecie były urokliwe. W knajpach rozwieszone były światełka, które dawały uczucie zbliżone do przytulności domu. Na morzu nigdy nie czułem się jak w domu, ale zrozumiałem, że taki był sens mojego życia. Musiałem pływać, aby żyć. Coś za coś.

Nawet, gdy szliśmy do posiadłości Diego z torbami sportowymi na ramionach, mieszkańcy pozdrawiali nas ochoczo. Heneta była jedną z najbardziej przyjaznych nam wysepek. Nigdy nie zrobiliśmy mieszkańcom krzywdy, więc szanowali nas. Czasami przywoziliśmy im z daleka różne rarytasy, co było kolejnym powodem do tego, aby nas uwielbiali.

Po kilkunastominutowym spacerze znaleźliśmy się pod imponującą posiadłością Diego Ramireza. Gdybym miał osiąść na lądzie, tak właśnie wyobrażałbym sobie swój dom. 

Staliśmy pod strzelistą bramą, jednak nie trwało to długo. Strażnicy skinęli nam pokornie głowami i otworzyli bramę, aby nas wpuścić. 

W oddali zobaczyłem lwy Diego, które zaczęły ochoczo do nas biec. Lila ścisnęła mnie mocno za rękę, jakby w obawie, że lwy zrobią jej krzywdę. 

- Ukucnij, kochanie. Zobaczysz, że cię polubią.

Moja żona drżała i oddychała świszcząco, ale wykonała moje polecenie. Kiedy tylko lwy do nas podbiegły, jeden z nich rzucił się na mnie. Powalił mnie całym cielskiem na trawę i zaczął lizać po twarzy. Z kolei lwica skupiła się na Lili. Podstawiła jej głowę do pogłaskania, a Lila nieśmiało wyciągnęła do zwierzęcia dłoń. Lwica zakochała się w Lili. Nic w tym dziwnego. Lili nie dało się nie kochać. 

- Jak wrażenia? - spytałem, gdy lew mnie zostawił i podszedł do Victora, aby skoczyć mu przednimi łapami na pierś i wylizać go po twarzy. Mój brat śmiał się radośnie jak dziecko. Victor mawiał, że uwielbiał odwiedzać Diego za względu na obecność najładniejszych na wyspie prostytutek, jednak w głębi serca wiedziałem, że jego ulubioną atrakcją była para majestatycznie pięknych lwów. 

- Są piękne, ale przeraziły mnie.

- Ludzie boją się lwów bez większego powodu. To kochające zwierzęta. Ludzie też są drapieżnikami, a mimo wszystko nie boimy się siebie nawzajem tak, jak boimy się niektórych zwierząt. To krzywdzące dla tych wspaniałych istot.

Alfie, mój ulubiony lew, znów do mnie dołączył. Pogłaskałem go po grzbiecie, a on zamruczał z satysfakcji.

- Nie wiedziałam, że tak lubisz zwierzęta, Miguel.

- Nie bez powodu. Ciebie też nazywam swoim zwierzaczkiem, prawda?

Lila się zarumieniła. Lwica trąciła ją w dłoń. Moja żona zachichotała i poświęciła chwilę uwagi zwierzęciu. Potem musiałem jednak pociągnąć ją dalej, gdyż Diego na pewno na nas czekał.

Kiedy stanęliśmy w drzwiach, te momentalnie się otworzyły. 

Musiałem przyznać, że Diego wyglądał fenomenalnie. Kiedy widziałem go ostatnio, co zdarzyło się przed kilkoma miesiącami, obiecywał mi, że wytatuuje sobie pół twarzy. Nie byłem przekonany co do tego pomysłu. Diego był bowiem naturalnym blondynem z jasną karnacją i niemal białymi brwiami oraz rzęsami. Chciałem wybić mu ten pomysł z głowy, jednak gdy teraz na niego patrzyłem, byłem zdziwiony tym, jak doskonały efekt uzyskał. 

Na policzku Diego widniała chmara kruków wzbijających się w powietrze. Może dla kobiet ten tatuaż nie byłby atrakcyjny, jednak skoro dla faceta coś znaczył, cieszyłem się, że Diego postanowił go wykonać.

- Genialnie ci to wyszło, Diego.

- Miguel. Kopę lat. 

Mężczyzna wziął mnie w niedźwiedzi uścisk i poklepał po plecach. Po mnie przywitał się z Victorem. Na koniec jego wzrok spoczął na Lili.

Diego otworzył szeroko oczy, mierząc spojrzeniem moją żonę od stóp do głów. Uśmiechnął się, gdy dotarł do jej delikatnej, niemal elfiej twarzy.

- Kto to jest, przyjacielu?

Już za chwilę błysk z oczu Diego miał zniknąć. Kiedyś dzieliłem się z nim dziwkami, które przyprowadzałem pod jego dach, lecz skończyłem z tym raz na zawsze.

Objąłem Lilę w pasie i przyciągnąłem ją do siebie. Pocałowałem ją w usta, a Diego aż zachłysnął się powietrzem.

- Moja żona, przyjacielu.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top