23

Lila

Słyszałam szepty ludzi mieszkających na Henecie. Patrzyli na nas  z uśmieszkami. Miguel nie zwracał na nich uwagi, ale ja wszystkiemu się przyglądałam i próbowałam zrozumieć, czy tutejsi widzieli we mnie dziwkę piratów.

- Zwierzaczku, naprawdę ci dziękuję za to, co zrobiłaś w klubie.

Spuściłam wzrok. Miguel przystanął. Zrozumiał, że z czymś się borykałam, dlatego wciągnął mnie do zaułka, w którym nie było żywej duszy. Przyparł mnie do ściany. Położył dłonie po bokach mojej głowy, a kolano wsunął między moje uda, abym nie miała możliwości ucieczki.

- Jesteś zmartwiona. Czy coś jest nie tak? 

- Powinieneś być na mnie zły. Powiedziałam tamtej dziewczynie, że jesteś moim mężem. Nie dałeś mi pozwolenia, aby komukolwiek o tym mówić. Mogłam narazić twoją reputację. Przepraszam, Miguel.

Brzytwa chwycił w dłoń moją szczękę. Spojrzał mi głęboko w oczy. Przez chwilę stał w bezruchu i po prostu mi się przyglądał, a ja akceptowałam to, że nogi miękły mi w kolanach. 

- Wstydzisz się tego, że jesteś moją żoną? 

- A ty się tego wstydzisz?

- Zapytałem pierwszy.

Westchnęłam zrezygnowana. Spojrzałam mu w oczy.

- Nie wstydzę się tego. Boję się ciebie. 

- Jesteś o mnie zazdrosna? 

Jego przystojną twarz wykrzywił krzywy uśmieszek wyrażający satysfakcję. Czuł, że mu ulegałam, ale mi się to nie podobało. Nie chciałam, aby Miguel był mnie pewny. Moje serce należało do mnie, nie do niego. Nie mógł się nim dowolnie bawić, niszcząc je, a potem sklejając na nowo. Byłam człowiekiem, a nie zabawką. Każdemu człowiekowi należał się szacunek. Skoro Miguel uwolnił Masona, który był niewolnikiem piratów, musiał to rozumieć. Nawet niewolnik zasługiwał bowiem na szacunek. Był przecież człowiekiem. O takich samych prawach, jak każdy inny. 

- Nie podobało mi się, kiedy tamta dziewczyna złapała cię za tyłek. Jesteś moim mężem. Choć przecież sam mówiłeś, że jeśli nie będziesz zadowolony z naszego seksualnego życia, znajdziesz sobie towarzystwo dziwki...

Miguel zrobił coś, o co bym go nie posądzała.

W jednej chwili chwycił w dłoń moje nadgarstki i uniósł mi je nad głowę. Wolną ręką uniósł wyżej moją sukienkę, aby po tym wsunąć mi rękę w majtki.

Skrzywiłam się, gdy wsunął we mnie palec. Miguel uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy zauważył moje skupione spojrzenie i lekko rozchylone usta.

- Pięknie. Jesteś moją żoną, kochanie. Żaden mężczyzna cię nie tknie.

- A czy ciebie...

- Mnie za to nie tknie żadna kobieta - wyznał zapalczywie, zataczając kciukiem kółeczka na mojej łechtaczce. - Należymy do siebie, Lila. Kurwa, spójrz tylko, jak cudownie zaciskasz mi się na palcach. Jesteś spełnieniem moich mokrych snów.

- Przecież nie dorównuję dziwkom, które z tobą sypiały.

Aby ukarać mnie za moje słowa, Miguel wcisnął palec głębiej we mnie, a jego kciuk przycisnął moją łechtaczkę. Próbowałam z nim walczyć. Wiłam się w jego uścisku. Czułam nadchodzący orgazm, lecz Brzytwa nie chciał mnie do niego doprowadzić, dopóki nie uznam, że należę do niego i rozumiem swoje słowa. 

- Jesteś od nich o wiele lepsza.

- Wcale nie.

- Lila, kurwa! Jesteś moją żoną! Nie możesz mieć tak niskiego poczucia własnej wartości!

Z mojego oka wypłynęła samotna łza. Spłynęła po moim policzku. Miguel westchnął ciężko i zlizał mi ją z twarzy. 

- Wybacz, Miguel. Proszę, pozwól mi dojść. 

- Zwierzaczku, tu nie chodzi tylko o orgazm. 

Kiedy to powiedział, doprowadził mnie do szczytowania. Puścił moje ręce, gdy dochodziłam, a ja zarzuciłam mu je na szyję. Zdyszana i cudownie rozluźniona oparłam czoło na jego ramieniu. Przylgnęłam do Miguela całym swoim ciałem. W jego ramionach było mi tak dobrze. 

Kapitan Le Corsario położył dłoń na tyle mojej głowy. Pogładził mnie delikatnie. Jego druga ręka zsunęła się na moje pośladki. Miguel dał mi delikatnego klapsa. W niczym nie przypominał tych uderzeń, które Miguel zafundował mi w mojej kajucie, gdy rozzłościłam go swoim płaczem. 

- Nie możesz w siebie wątpić. Sam przez to przechodziłem, kochanie. Uważałem siebie za bezwartościowego człowieka, co było okropnie głupie z mojej strony. Każdy jest na tym świecie po coś. Każdy ma prawo żyć. Moje idiotyczne rozmyślania doprowadziły do tego, że podjąłem się samobójczej próby. Gdyby Victor mnie wtedy nie znalazł i nie przytulił, zostawiłbym go na świecie samego. Miałem wtedy siedemnaście lat, zwierzaczku. Mogłem zostawić mojego brata samego i nigdy bym tego nie odżałował. Dlatego, proszę, kochanie. Spróbuj się przemóc. Przecież nie robię ci krzywdy. Już nie.

Już nie.

Te dwa słowa były kluczowe. 

- Rozumiesz mnie? Powiesz, że rozumiesz, Lila.

- Rozumiem. Naprawdę rozumiem. To jednak nie jest takie proste, wiesz?

Miguel odsunął się ode mnie na odległość kroku. Spojrzał mi w oczy. Przycisnął swoje wargi do moich ust, a ja oddałam mu ten pełen zapału pocałunek.

- Chodźmy do sklepu jubilerskiego, zwierzaczku. Wybierzesz sobie pierścionek.

- Sama mam go sobie wybrać? - spytałam, gdy Brzytwa chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę sklepików znajdujących się w głębi miasteczka.

- Wolałabyś, abym ja to zrobił? 

- Chyba tak. Podoba mi się pomysł posiadania pierścionka wybranego przez męża. Wierzę, że wybierzesz coś ładnego. 

Miguel nie potrafił i nawet nie próbował ukryć cisnącego mu się na usta uśmiechu. Spojrzał na mnie z wdzięcznością, jednak nie potrafiłam stwierdzić, dlaczego przypatrywał mi się w taki sposób. Zupełnie, jakby Miguel widział we mnie coś, czego ja w sobie nie umiałam dostrzec na przestrzeni lat.

- W takim razie może ty wybierzesz nam obrączki, kochanie?

Nie byłam pewna tego pomysłu. 

Przecież tydzień temu nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej sytuacji. Myślałam, że będę prowadziła spokojne życie na Attiranie i marzyła o swoim księciu z bajki. Każdego dnia spotykałabym się z Sammy i Antonio oraz przypatrywałabym się rozkwitającemu między nimi uczuciu. Czułabym się szczęśliwa i spełniona, mając przy sobie dwójkę przyjaciół i ojca, który choć się do mnie nie odzywał, jednak przy mnie był.

Nie chciałam wracać wspomnieniami do chwili sprzed kilku dni, kiedy Dagger i Yuno zabrali mnie z rodzinnego domu. Byłam wdzięczna Daggerowi za dobroć i empatię, jakie mi okazał. Czułam się wyróżniona, że tak o mnie zadbał, gdy najbardziej potrzebowałam wsparcia. Niemniej to, jak ojciec zostawił mnie bez pomocy, bardzo mnie zabolało.

Potrząsnęłam głową, czym zwróciłam na siebie uwagę Miguela. Brzytwa spojrzał na mnie pytająco, ale ja pokręciłam przecząco głową, nie chcąc z nim o tym rozmawiać. Brzmiałabym jak zdarta płyta, ciągle powtarzając to samo.

Życie ciągnęło się dalej. Zmieniło się radykalnie, ale wciąż było moje. Musiałam zapomnieć o życiu na Attiranie, aby w pełni poświęcić się pirackiej egzystencji na oceanach. Dziś miałam spotkać się z bossem narkotykowym, co brzmiało jak scenariusz filmu sensacyjnego. To było teraz moje życie. Nie miałam już nic do stracenia. Równie dobrze mogłam więc poświęcić się Miguelowi i skupić się na tym, aby nasze "małżeństwo" jakoś funkcjonowało.

Miguel zaprowadził mnie do chyba jedynego ze sklepików z biżuterią na wyspie. W środku powitała nas uśmiechnięta kobieta.

- Brzytwa! Miguel, jak się zmieniłeś! Wciąż jesteś jednak tak samo przystojny, jak kiedyś!

Mój mąż podszedł do starszej kobiety i pozwolił jej się uściskać. Przez chwilę obawiałam się, że rzuci się na nią i ją zabije za to, że odważyła się go dotknąć. Najwyraźniej jednak byli w dobrych stosunkach, skoro Brzytwa tak się ucieszył na jej widok.

- Ruby, mi również miło cię widzieć. Chciałem ci kogoś przedstawić. 

- Czyżby to była twoja nowa panienka do towarzystwa?

Zabolały mnie jej słowa, ale nie dałam tego po sobie poznać. Najwyraźniej Miguel przychodził do tego sklepu już wcześniej i to w towarzystwie swoich dziwek. 

- Nie, Ruby. To moja żona. Przyszliśmy wybrać dla nas obrączki oraz pierścionek zaręczynowy dla Lili.

- Zaręczyny bez pierścionka?! Tylko ty wpadłbyś na tak niemoralny pomysł, Miguelu!

Kobieta się roześmiała, a Miguel zareagował podobnie. Oboje się śmiali, a ja stałam z boku i przypatrywałam im się z nieskrywaną ciekawością. 

- Pokaż mi się, dziewczyno. Śliczna jesteś. Miguel ma szczęście, że cię poznał.

Nie chciałam wyprowadzać jej z błędu. Choć jeśli porwanie mogło nazywać się poznaniem się, to owszem, poznaliśmy się. 

- Pokażę wam pierścionki! Wybierzcie coś sobie, a ja poczekam z tyłu w moim pokoiku. Jak już zdecydujecie, zawołajcie mnie. Dam wam prywatność. 

Ruby posłała nam ciepły uśmiech, po czym wyjęła kilka szkatułek. Nie spodziewałam się, że kobieta trzymała biżuterię do sprzedaży w szkatułkach. Przecież potencjalni klienci wchodząc do sklepu chcieli mieć wybór przed oczami. Choć może na Henecie panowały inne zwyczaje. 

Kiedy Ruby wyciągnęła cztery szkatułki, opuściła nas. Miguel otworzył wszystkie cztery pudełeczka i pokazał mi je z uśmiechem. 

- Wolałabyś elegancki pierścionek czy błyszczący i emanujący bogactwem? 

Spojrzałam na kolekcję pierścionków zgromadzoną przez Ruby. Były tutaj prawdziwe cuda. 

Pierścionki mieniły się kolorami tęczy w świetle słonecznym. Niektóre były skromne, ale większość była świecąca i pokryta kryształkami. 

- Ten.

Wzięłam do ręki srebrny pierścionek z wysadzaną kryształkami małą koroną. Był oszałamiający. Moja mama pewnie nie poparłaby mojego wyboru, woląc wybrać mi coś bardziej stonowanego, ale to było to. Może nie ubierałam się w efektowny sposób, ale lubiłam się wyróżniać. Ten pierścionek właśnie taki był. Inny niż wszystkie i absolutnie piękny.

Miguel wziął ode mnie pierścionek i wsunął mi go na palec. Uśmiechnął się do mnie ciepło.

- Pasuje.

Byłam tak przejęta pięknem pierścionka, że nawet nie zastanawiałam się, czy będzie mi pasował. Po prostu uznałam, że był mój od chwili, w której go zobaczyłam. 

- Może być? Podoba ci się, Miguelu?

- Jest piękny. Pasuje do ciebie. Jesteś w końcu żoną króla piratów. Królową Lilą. 

- Albo królową twoim zwierzaczkiem. 

- To też - wyznał, nie powstrzymując krótkiego chichotu. 

Na pierścionku nie było ceny, ale Miguel uparł się, że zapłaci, ile trzeba, aby mnie uszczęśliwić. Po tym, jak wybrałam sobie pierścionek zaręczynowy, który mój mąż zaakceptował z radością, przystąpił do wyboru obrączek. Z tym Miguel miał większy problem, ale w końcu udało mu się wybrać obrączki zrobione ze srebra. Na każdej z nich była zapisana jakaś sentencja w łacinie. Znajdowała się po wewnętrznej stronie, także nie było jej widać dla nikogo poza nami.

- Co to znaczy? - spytałam, ważąc w dłoni obrączkę. 

- Moja na wieki. Tak jest napisane na mojej. Za to na twojej...

- Mój na wieki.

Gdy wypowiedziałam te słowa, między nami przemieściła się jakaś niewidzialna dla ludzkiego oka, ale wyczuwalna dla nas samych iskra. Miguel uśmiechnął się do mnie szeroko, aż zobaczyłam chyba wszystkie jego zęby.

- Nie chcę, aby te słowa były puste. Czy możesz mi obiecać, że naprawdę będę twoja na wieki?

Nie obchodziło mnie, że siedząca na tyłach sklepu Ruby mogła nam się przysłuchiwać. W tej chwili najważniejsze było dla mnie to, aby Miguel zrozumiał, o co mi chodziło. 

Zależało mi na szczęśliwym małżeństwie, ale nie sądziłam, że z najgroźniejszym piratem obecnych czasów uda mi się stworzyć tak piękną relację. Mogłam mieć nadzieję i głęboko w to wierzyć, ale żadne z nas nie mogło jasno się określić. Miguel mógł mi teraz obiecać, że będzie ze mną w zdrowiu i w chorobie, ale życie mogło zaskoczyć nas jeszcze niejednokrotnie. Obawiałam się, że gdy to się stanie, całkowicie się załamię. 

- Kochanie...

- Posłuchaj. Może to, co powiem, będzie dla ciebie niezrozumiałe. Jesteś w końcu piratem, którego wszyscy szanują i się boją. Zależy mi jednak na tym, aby nasze małżeństwo było trwałe. Sam powiedziałeś, że mnie nie pokochasz. Rozumiem to, ale może z czasem ci się to odmieni. Po prostu chciałabym, abyś wiedział, że dla mnie małżeństwo z tobą jest ostatecznością. Jeśli nam się nie uda, nigdy nie znajdę sobie partnera. Nie wiem, czy to, co mówię, ma sens, ale...

- Tak.

- Tak? 

- Tak, Lila. To ma sens. Rozumiem twoje obawy.

Nagle Miguel uklęknął przede mną. Trzymał w dłoni nasze obrączki. 

- Proszę cię, zwierzaczku. Wyjdź za mnie. W sali obrad cię do tego zmusiłem, ale chciałbym to zrobić, jak należy. Wyjdziesz za mnie?

W moich oczach uzbierały się łzy. Mimo, że nie mogłam Miguelowi odmówić, poczułam wdzięczność, że pomyślał o mojej romantycznej naturze i wziąwszy to pod uwagę, oświadczył mi się w staroświeckim stylu.

- Wyjdę za ciebie, mój oprawco. 

Zaśmiałam się, gdy wypowiadałam te słowa, ale przez twarz Miguela przebiegł cień smutku. Mimo wszystko wsunął mi jednak obrączkę na palec, a potem podał mi drugą. Teatralnie uniosłam wysoko jego rękę i wsunęłam mu obrączkę na palec serdeczny, a potem pocałowałam go w usta.

Kapitan Miguel Caravajal był postrachem mórz, a teraz stał się moim mężem. Było to dziwaczne i szalone, ale prawdziwe.

Życie potrafiło zaskoczyć, czego dowodem był fakt, że stałam się królową króla piratów.

- Ruby, jesteśmy gotowi! Chyba mamy to, czego szukaliśmy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top