21

Lila

Dopłynęliśmy na Henetę.

Statek zacumował w porcie. W oddali słyszałam wiwaty dla piratów Le Corsario. Była to zgoła odmienna reakcja niż to, co mieszkańcy zrobili, gdy przybiliśmy na poprzednią wyspę. 

Słyszałam głosy załogantów, którzy schodzili ze statku, aby odpocząć po przemycie kokainy i broni. Popołudniu Miguel miał spotkać się z lokalnym dilerem narkotyków, aby przekazać mu towar i odebrać pieniądze. 

Siedziałam samotnie w swojej kajucie. W ręku trzymałam kopię aktu małżeństwa. Zalałam cały dokument łzami. Tusz zlał się w jedną ciemną plamę. Nie rozróżniałam już zapisanych tam słów. Po prostu spoglądałam na kartkę i marzyłam o tym, aby móc cofnąć czas i nie podpisać tego dokumentu.

Usłyszałam pukanie do drzwi. Sądziłam, że wszyscy zeszli już z pokładu, aby poużywać sobie na wyspie Heneta. Najwyraźniej kogoś tu jednak przyciągnęło.

W głębi serca miałam nadzieję ujrzeć Daggera. Chciałam, aby przyjaciel mnie przytulił i pozwolił wypłakać się w swoją pierś. Marzyłam o chwili ciszy spędzonej z nim sam na sam. Dagger był bowiem wściekły, gdy oboje z Miguelem podpisaliśmy akt małżeństwa. Widziałam w jego oczach grozę. Jako pierwszy opuścił salę obrad po tym, jak oficjalnie stałam się żoną kapitana Le Corsario.

Spuściłam wzrok pokonana, gdy zauważyłam Miguela. Miał na sobie koszulkę bez rękawków w kolorze czarnym, która podkreślała jego tatuaże pokrywające ręce, ramiona, pierś i szyję. Na nogach miał skórzane spodnie ściśle przylegające do ciała. Byłam ciekawa, czy nie było mu w tej stylizacji zbyt gorąco. Dodatkowo założył pasek, który podtrzymywał jego spodnie na miejscu. Pasek ten był czarny i długi do kolana, co stanowiło pewien element mody. Na stopach niezmiennie miał charakterystyczne ciężkie buty motocyklowe.

Ten mężczyzna był moim mężem. Miguel Caravajal, znany jako Brzytwa i Cut-Throat, stał się moim mężem. 

Wciąż to do mnie nie docierało. Owszem, w przyszłości chciałam założyć rodzinę. Mieć kochającego męża i wspaniałe dzieci. Nie sądziłam jednak, że stanie się to w takiej atmosferze. Nie przypuszczałam, że będę zmuszona podpisać akt małżeństwa, mając na rękach i nogach kajdany, a na szyi obrożę wraz ze smyczą, którą Miguel trzymał w dłoni, zupełnie jakbym była jego zwierzątkiem. 

Miguel podszedł do mnie. Ukucnął przede mną i położył dłonie na moich udach.

- Zniszczyłaś swój akt, zwierzaczku. Jest cały mokry od twoich łez.

Mężczyzna delikatnie wyjął z moich nieruszających się dłoni dokument. Odłożył jego szczątki na podłogę. Swój akt miał powieszony w gabinecie nad biurkiem. Uczynił to niezwłocznie, gdy staliśmy się mężem i żoną.

- Spójrz na mnie, Lila. Nie unikaj mnie.

Uniosłam wzrok. Spojrzałam w jego zdrowe bursztynowe oko i w drugie, które przesłonięte było mgłą. 

Miguel łagodnie się do mnie uśmiechnął. Pogładził moje uda swoimi dużymi, wytatuowanymi dłońmi. Widział ból na mojej twarzy, ale nic sobie z tego nie robił.

- Nic nie powiesz, kochanie? Odkąd wyszliśmy z sali obrad, nie odezwałaś się do mnie ani słowem.

- Ukarzesz mnie za to?

Mój ostry ton nie spotkał się z aprobatą Brzytwy, jednak Miguel miał w sobie na tyle taktu, aby mnie nie karać. Może zrozumiał, że miałam już dość kar jak na tak krótki odstęp czasu. Potrzebowałam wsparcia i bliskości drugiego człowieka, ale nie miałam na kogo liczyć. Byłam w tym całkiem sama. 

- Nie. Nie dam ci kary. Chodź ze mną na wyspę, Lila. Pokażę ci moje ulubione miejsca. Spędźmy trochę czasu jako małżonkowie. To nasze pierwsze chwile w tym pięknym stanie. Nie masz ochoty dać mi szansy?

- Szansy? Człowiekowi, który mnie porwał? Temu, który zrzucił mnie nagą i związaną do oceanu? Temu, który mnie zgwałcił i w dodatku podzielił się mną ze swoim przyjacielem? Temu, który skuł mnie, założył mi obrożę na szyję i zmusił do podpisania aktu małżeństwa pod groźbą, że jeśli tego nie zrobię, zabije mojego ojca na moich oczach?

Przez twarz Miguela przeszedł cień. Mężczyzna zacisnął usta w wąską linię. Zwyczajnie Miguel uciekłby ode mnie wzrokiem, a może nawet wstałby i opuścił pokój, aby ode mnie odpocząć, ale coś się zmieniło. Został ze mną.

Brunet podniósłszy się z podłogi, usiadł na moim łóżku. Chwycił mnie łagodnie w pasie i wciągnął na swoje kolana tak, abym siedziała na nim okrakiem. Chcąc stworzyć iluzoryczny dystans, położyłam dłonie na jego muskularnej piersi. Otwory na ramiona w koszulce były tak obszerne, że koszulka Miguela zmieniła położenie, pokazując mi jego ciemny sutek, na którym odruchowo położyłam rękę. Szybko ją jednak stamtąd zabrałam i położyłam dłonie wyżej, na jego twardej jak skała piersi.

- Co powiesz na to, abyśmy zaczęli od nowa?

- Od nowa? - spytałam, nastawiona sceptycznie do tego pomysłu.

- Tak, zwierzaczku - odrzekł Miguel, zakładając mi za ucho kosmyk moich włosów. - Moglibyśmy zapomnieć o tym, w jakich okolicznościach znalazłaś się na statku. Pójdźmy dziś razem do miasteczka. Wybiorę ci piękny pierścionek. Jesteś moją żoną. Chciałbym, abyś była z tego dumna.

- Dumna? Miguel, dlaczego jesteś taki egoistyczny?

Brunet przesunął dłoń na mój kark. Odchyliłam głowę w tył, lecz Brzytwa nie pozwolił mi uciec od niego wzrokiem. 

- Lila, poważnie będę traktował małżeństwo z tobą. Może nie będzie mi łatwo przyzwyczaić się do statusu męża, ale obiecałem ci w sali obrad, że się tobą zaopiekuję. 

- Będziesz mnie gwałcił?

W jego zdrowym oku zobaczyłam ukłucie bólu. Miguel zmrużył oczy i westchnął ciężko. Popatrzył na mnie spod przymrużonych powiek. Wolną dłonią dotknął mojego policzka, a ja odruchowo wtuliłam się w jego pokrytą tatuażami rękę. 

- Nie. Już nigdy nie wezmę cię siłą.

- Co zrobisz, jak nie będę chciała ci się poddawać? Pójdziesz do dziwek? Ulżysz sobie z nimi?

- Jeśli będę musiał, tak właśnie zrobię. 

To zabolało. Myślałam, że Miguel miał w sobie resztki człowieczeństwa. Sądziłam, że będzie mnie przekonywał, iż nie będzie takiej potrzeby, gdyż będzie mi wierny i będzie na mnie czekał tak długo, jak będę tego potrzebowała. Och, ależ byłam naiwna. Miguel do dziś żył jak pirat. Nikt jednak nie kazał mu wstępować w związek ze mną. 

- Powiedz, czy chciałeś mi coś udowodnić? 

Brunet zmarszczył ciemne brwi. Przybliżył się do mnie, przez co musiałam przymknąć oczy, gdyż jego twarz znajdowała się zbyt blisko mojej. Nie czułam się z tym komfortowo, choć nie dało się ukryć, że coś mnie do niego przyciągało. 

Może to była jego władczość, z którą tak się obnosił? Dominująca postawa? Seksowny, nieco zaniedbany wygląd?

- Nie rozumiem.

- Dlaczego wziąłeś mnie za żonę? 

Miguel bawił się moimi włosami. Skręcał kosmyki w palcach, po czym puszczał je wolno. Wyglądał przy tym jak zmartwiony dzieciak.

- Odkąd pamiętam, mama mówiła mi i Victorowi, że chciałaby, abyśmy znaleźli sobie piękne kobiety, które mogłyby urodzić nam dzieci - zaczął, wracając wspomnieniami do przeszłości. - Wtedy tego nie rozumiałem. Wolałem bawić się z chłopcami z mojej wioski i dobrze mi tak było. Byłem wówczas jednak smarkaczem, który nie wiedział nic o życiu. Nie traktowałem słów mamy poważnie. Śmiałem się z nich z moimi przyjaciółmi, czego dziś bardzo żałuję. Mama nie zasłużyła, aby potraktować ją w tak lekceważący sposób. Szkoda, że zdałem sobie z tego sprawę dopiero, gdy jej już z nami nie było.

Chciałam powiedzieć, że było mi przykro. Mimo mojego braku sympatii do Miguela, rozumiałam jego ból. Sama straciłam mamę, którą zabrała od nas choroba. Dzięki lekowi piratów Le Corsario mama odeszła z tego świata w mniejszym bólu. Mimo wszystko, jej brak mi doskwierał. Miguel stracił nie tylko mamę, ale również ojca. Ja ojca jeszcze miałam, choć czułam się tak, jakby wcale go przy mnie nie było.

- Mama prosiła mnie i mojego brata, abyśmy byli w życiu szczęśliwy. Jako dzieciak byłem naprawdę szczęśliwy, wiesz? Kochałem życie. Bawiłem się. Żyłem na całego. Wszystko zostało mi odebrane w dniu, w których rodzice zostali zamordowani, a my z Victorem zostaliśmy wzięci do niewoli. Gdy dorosłem, nocami śniłem o płaczu dziecka i żonie, która leżałaby ze mną w łóżku. Nigdy nie przyznałem się do swoich słów nikomu oprócz Victora. Teraz ty również znasz mój sekret, zwierzaczku. Marzę o kochającej rodzinie i dwójce szczęśliwych dzieci. Mama nauczyła mnie również ważnej rzeczy. Wiesz jakiej?

Pokręciłam głową. Miguel uśmiechnął się łagodnie. Przytknął usta do moich warg i złożył tym samym pocałunek na moich ustach.

- Nauczyła mnie, żeby nigdy nie zdradzać kobiety. Jako pirat byłem kobieciarzem. Pieprzyłem dziwki przy każdej nadarzającej się okazji, jednak mama wmawiała mi, że gdy poznam odpowiednią kobietę, mam jej pod żadnym pozorem nie zdradzić. Dlatego wierz mi na słowo, Lila. Nigdy nie pozwolę ci odejść. Będziesz moja na wieki. Jesteś moją żoną, a ja nigdy się nie rozwiodę. Będę twój na zawsze, a ty będziesz moja. Dlatego proszę, kochanie. Poddaj się temu uczuciu. Poddaj się mojemu władaniu. Im szybciej to zrobisz, tym bardziej na tym skorzystasz. Zobaczysz, że nie jestem takim potworem, za jakiego mnie mają. 

Nie wiedziałam, co powiedzieć. 

Wpatrywałam się w jego różne oczy, jakbym próbowała dojrzeć, czy Miguel mówił prawdę. 

Widać było gołym okiem, że Brzytwa czuł przywiązanie do mamy. Kochał ją i szanował. Podobała mi się taka postawa. Marzyłam o rodzinnym mężczyźnie, ale nigdy nie wybrałabym na męża pirata.

Przeniosłam dłonie na jego twarz. Niepewnie objęłam ją, głaszcząc kciukami jego krótki zarost. Miguel uśmiechnął się do mnie, ale ja nie potrafiłam się zdobyć na to samo.

- To nienormalne, że boję się własnego męża. 

Słowo "mąż" z trudem przeszło mi przez gardło. Miguel jednak nie zauważył mojej niechęci tym słowem. Tym statusem, który zyskał, poślubiając mnie.

- Nie bój się mnie. Od teraz jesteś moją żoną. Już nie jesteś niewolnicą.

- Mogę więc cię opuścić? Zostawić ten statek i wrócić do domu?

- Lila...

- Rozumiem - wyszeptałam ze zrezygnowaniem. - Nie ułatwisz mi tego. W porządku. I tak nie mam po co wracać do domu. Ojciec mnie nie potrzebuje. Moi przyjaciele z pewnością doskonale sobie poradzą. Przecież mają siebie nawzajem. Kochają się i wspierają. 

Do oczu napłynęły mi łzy na myśl o Sammy, Antonio i pięknym uczuciu, które ich połączyło. Cieszyłam się, że przyłożyłam do tego rękę i teraz moi najlepsi przyjaciele mogli żyć razem i się wzajemnie wspierać. 

- Kochanie...

Miguel znów objął dłonią mój policzek. Spojrzał mi w oczy i wykrzywił usta w grymasie smutku.

- Nie przejmuj się mną. Poradzę sobie. Nie mam wyboru, prawda?

- Masz mnie.

Chciałam parsknąć mu prosto w twarz. Wyśmiać go i kazać mu zniknąć na dobre z mojego życia. 

- Zabierzesz mnie do tego miasta, Miguel?

Mogłam się pomylić, ale miałam wrażenie, że Brzytwa posmutniał. Wyraźnie chciał, abym wykazała nim większe zainteresowanie jako swoim mężem. Wciąż to do mnie nie docierało, jednak starałam się dzielnie trzymać. Spełniłam w końcu swoje marzenie małej dziewczynki. Miałam męża, który był przystojny i niebezpieczny. Gdybym jeszcze czuła się przy nim jak cenny skarb, byłoby mi łatwiej znieść niewolę, lecz nie zapowiadało się na to, aby Miguel w najbliższym czasie miał mnie do siebie przekonać.

- Oczywiście, zwierzaczku. Wieczorem spotykam się z bossem narkotykowym, ale do tego czasu chciałbym kupić ci pierścionek. Pójdziesz tam ze mną, żono?

- Mam iść z tobą na spotkanie z bossem? Ale...

- Zaufaj mi - poprosił, obejmując moją twarz obiema dłońmi. Boże, jego ręce były tak silne, że mogły mi zmiażdżyć twarz bez większego wysiłku. - Chciałbym pochwalić mu się moją piękną żoną. Po prostu zaryzykuj, Lila. Nie masz już nic do stracenia.

Miguel miał rację. Nie miałam nic do stracenia, ale ta świadomość bolała bardziej, niż mógłby przypuszczać. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top