15

Miguel

Moje oczy zaatakowało światło dnia. Przez chwilę mrużyłem oczy, starając się przyzwyczaić do światła. Zwykle wstawałem wczesnym rankiem, aby oporządzić statek i przygotować się na nadchodzący dzień, lecz dziś czułem się tak, jakbym został przeżarty i wypluty przez jakieś mistyczne zwierzę.

- Kuźwa, ale mi łeb napierdala.

Wysyczałem te słowa przez zaciśnięte zęby. Starałam się wstać, aby pójść do łazienki i przemyć twarz, ale poczułem, jak coś przygniata mnie do łóżka.

Kiedy spojrzałem w dół, przeszył mnie dreszcz. Lila leżała w moim łóżku, w którym kilkanaście godzin temu ją zgwałciliśmy. Miała nogę przerzuconą przez moje uda, a dłoń opierała na mojej piersi, dokładnie nad sercem. Oddychała spokojnie. Miała lekko rozchylone usta, a jej włosy pozostawały w nieładzie. Jej naga cipka ocierała się o moje udo, co sprawiło, że miałem ochotę ją mocno wypieprzyć.

Przetarłem wolną ręką powieki. Druga ręka bowiem owijała się wokół Lili, zupełnie jakbym w czasie snu nie chciał jej wypuścić. Dziwiłem się, że tu ze mną zasnęła. Boże, co ja takiego wczoraj zrobiłem, że Lila tutaj trafiła?

Powoli sobie wszystko przypominałem. Pamiętałem, że znalazłem ją na górnym pokładzie, gdzie dobierał się do niej Hector. Byłem wkurwiony na niego i wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał odbyć z nim poważną rozmowę. Hector nie miał uległego charakteru, lecz nigdy nie spotkała nas różnica zdań. Hector mnie szanował, podobnie jak ja jego, jednak wczoraj posunął się zbyt daleko. Doskonale widziałem, że trzymał dłoń na jej karku, a zębami chwytał skórę jej szyi. W dodatku siedział na niej okrakiem i ocierał się o nią, co sprawiało, że chciało mi się wymiotować.

Nie rozumiałem, dlaczego Lila z taką łatwością mi się poddała i została ze mną na noc. Byłem przecież dla niej potworem. Zgwałciłem ją. Pozwoliłem Daggerowi również się do nas przyłączyć. Lila powinna mnie więc nienawidzić, a nie lgnąć do mnie jak ćma do światła.

Być może czuła do mnie wdzięczność za to, że uratowałem ją z rąk Hectora. Na pewno wolała mnie od niego. Łatwo było to stwierdzić, biorąc pod uwagę, że gdy zobaczyła mnie na pokładzie, zerwała się na równe nogi i do mnie podbiegła. Rzuciła mi się do stóp jak prawdziwa niewolnica. Spodobało mi się to, ale w tamtej chwili byłem tak wściekły na Hectora, że jej uległa postawa nie wywarła na mnie większego wrażenia.

- Miguel?

Wyrwałem się z myśli, gdy poczułem łaskoczące mnie po klacie włosy Lili. Dziewczyna obudziła się i spojrzała na mnie dużymi, choć zaspanymi oczami.

Nie dało się nie zauważyć, że była wykończona. Gdyby mogła, znów zapadłaby w sen. Poruszyła się jednak niespokojnie, gdy zrozumiała, że ocierała się cipką o skórę mojego uda.

- Spokojnie, nie wygonię cię, zwierzaczku. Możesz jeszcze pospać.

- Nie, chyba już do siebie wrócę...

Gdy Lila spróbowała wstać, otoczyłem ją mocno ramionami w pasie. Przyciągnąłem ją do siebie tak, żeby się na mnie położyła. Mimo, że na mnie leżała, to ja nad nią dominowałem.

Spojrzała na mnie wielkimi oczami. Położyłem dłoń na jej karku, a drugą wsunąłem pod bluzę, którą na sobie miała. Położyłem rękę na jej plecach i zataczałem nią koła.

- Nie patrz na mnie tak, jakbym był potworem. Może w twoich oczach nim jestem, ale mam do zaoferowania więcej, niż ci się wydaje, zwierzaczku.

- Nie uważam cię za potwora.

- Doprawdy? - spytałem, mrużąc podejrzliwie oczy.

- Jesteś dobrym człowiekiem, choć nosisz maskę. Uratowałeś mnie przed Hectorem. Mogłeś pozwolić mu dobrać się do moich majtek, ale zabrałeś mnie stamtąd. Dziękuję ci.

Miałem na końcu języka, aby powiedzieć jej, żeby nie dorabiała sobie historyjek w swojej ślicznej główce, lecz gdy wyznała, że mi dziękuje, coś się we mnie przełamało. Patrzyłem w jej zielone oczy i widziałem w nich prawdziwą wdzięczność przeplataną cierpieniem. Lila była przestraszona mną i całą załogą, ale widziała we mnie dobro, którego sam w sobie nigdy nie zauważyłem.

- I tak podam ci śniadanie, gdy będziesz przede mną klęczeć. Nie doszukuj się we mnie dobroci.

Zacisnęła usta, ale pokiwała pokornie głową.

- Rozumiem. Jestem twoja.

- Tak. Dokładnie, Lilo. Jesteś moja. Karmienie cię sprawia mi frajdę, wiesz? To całkiem przyjemne, gdy jesz mi z ręki i oblizujesz mi przy tym palce. Jesteś rozkoszna.

Jej policzki lekko się zarumieniły. Lila chciała zmienić pozycję, gdyż musiała poczuć mojego kutasa wbijającego się w jej brzuch, ale w moim stalowym uścisku nie miała szans, aby uciec. Póki była moja, musiała wykonywać moje polecenia. Lila była moim zwierzaczkiem. Bawienie się nią sprawiało mi radość. Cieszyłem się jak dziecko.

Dzieciństwo zostało mi odebrane dosyć wcześnie, dlatego dopiero po trzydziestce, gdy miałem już swoją załogę i braci, na których mogłem polegać, znów mogłem zacząć żyć pełnią życia. Czasami czułem się odarty z godności, gdy pieprzyłem dziwki na prawo i lewo, ale wmawiałem sobie, że taki był los pirata. Gdybym nie kładł się do łóżek z prostytutkami, nie byłbym postrzegany jako postrach mórz. Musiałem dbać o pozory, gdyż historie o mnie krążyły po wielu wyspach i lądach świata. Byłem Brzytwą. Miguelem Caravajalem, który nie patyczkował się z ludźmi i mordował tych, którzy go wkurwili.

- Boisz się mnie, zwierzaczku?

- Boję - wyszeptała, szukając wzrokiem pomocy po bokach, aby tylko nie patrzeć na moją szpetną twarz.

- Brzydzisz się mnie?

Drgnęła niespokojnie. Położyła dłonie na mojej piersi i przestała się wyrywać, co przyjąłem z uśmiechem.

- Nie podoba mi się twoje zachowanie, ale nie, nie brzydzę się tobą.

- Możesz rozwinąć wypowiedź? Czego najbardziej we mnie nie lubisz?

Byłem tego szczerze ciekawy. Zacząłem gładzić Lilę po plecach, aby się uspokoiła i zrozumiała, że nie miałem złych intencji. Z pewnością myślała, że jeśli udzieli mi odpowiedzi, która mnie nie usatysfakcjonuje, dam Lili karę, ale była w błędzie. Może to było z mojej strony naiwne i niezrozumiałe, ale chciałem być dla niej lepszy. Oboje straciliśmy dom i jeśli choć trochę mogłem go dla niej odbudować, byłem w stanie spróbować to zrobić.

Podkreślam - spróbować. Nic więcej. Byłem przecież piratem i nie miałem obowiązku składania obietnic.

- Najbardziej boli mnie to, że tak potraktowałeś swoje kobiety, Miguel.

Ach, czyli jeden z moich załogantów, pewnie Dagger, jej o wszystkim opowiedział.

- Na samą myśl o tym, że mógłbyś rozedrzeć mi skórę i wykonać bicz z moich kręgów... Boże, tego jest za wiele.

- Spokojnie. Jestem tu z tobą. Mamy czas. Możesz mi wszystko powiedzieć, malutka.

Lila spojrzała mi w oczy. Powoli uniosła rękę i położyła palce na mojej powiece, pod którą kryło się niewidzące oko. Gładziła mnie delikatnie po skórze.

Kuźwa, żadna kobieta nigdy mnie w ten sposób nie dotykała. Dziwki pieprzyły się ze mną mocno i dziko, aby mnie zadowolić. Krążyły plotki, że lubiłem ostry seks, jednak do dziś nie wiedziałem, kto wymyślał takie opowieści o mnie.

Jej zielone oczy wpatrywały się we mnie, jakby szukając pomocy. Cierpliwie leżałem pod Lilą i pozwalałem, aby mnie dotykała. Wkrótce jej dłoń zsunęła się niżej, na moją szyję pokrytą tatuażami oraz blizną, którą nabyłem w starciu z jednym z pirackich statków. Nie było miło i polało się dużo krwi, ale ostatecznie to my, Le Corsario, zwyciężyliśmy. Trupy tamtych wrzuciliśmy do oceanu. Rekiny w końcu musiały czymś się żywić. Rybki mogły im nie starczać, więc chcąc zrobić coś dla tych pięknych stworzeń, podałem im świeże żarełko na tacy.

- Boję się, że mnie zabijesz. Rzuciłeś mnie do oceanu, Miguel. Nie masz pojęcia, jak się wtedy bałam. Pozwoliłam sobie jednak skoczyć, gdyż miałam nadzieję, że mój koszmar się skończy, a ja umrę i nie będę musiała robić za waszą dziwkę. To bolało, gdy znalazłam się pod wodą i zrozumiałam, że to mój koniec. Później mnie uratowałeś, co dało mi nadzieję na lepsze jutro. Zgwałciłeś mnie, o czym nigdy nie zapomnę, ale to, że uratowałeś mnie przed gniewem Hectora mnie uszczęśliwiło. Dziękuję ci za to. I za to, że czasami traktujesz mnie jak człowieka, a nie jak zabawkę. To dużo dla mnie znaczy. W szczególności po tym, jak mój ojciec mnie zawiódł.

Słyszałem opowieść Yuno o tym, jak Lila zachowywała się, gdy moi przyjaciele wynosili ją z jej rodzinnego domu. Lila błagała ojca o pomoc, ale ten nawet na nią nie spojrzał. Byłem wkurwiony na tego skurwiela. Gdybym miał czas, wróciłbym na Attiranę i ukarał go na oczach jego córki, ale moja praca nie miała możliwości czekania. Dziś popołudniu mieliśmy napaść na statek i zebrać cenne łupy. Do tego czasu musiałem przygotować na to Lilę, ale wpierw chciałem jej wysłuchać.

- Nie myśl już o nim. Zapomnij o swoim życiu na Attiranie.

- To wcale nie jest takie proste.

Jej oczy się zaszkliły. Nie byłem dobrym pocieszycielem, ale miesiące spędzone na przytulaniu mojego młodszego brata, gdy trafiliśmy do niewoli, nauczyły mnie być wrażliwym.

Położyłem dłoń na tyle głowy Lili i przyciągnąłem ją do siebie. Jej twarz schowała się w zagłębieniu pomiędzy moją szyją i ramieniem. Lila przylgnęła do mnie cała. Jej lekkie ciało leżało na mnie, a ja trzymałem ją mocno, za nic nie chcąc jej wypuścić.

- Wiem. Utrata domu i rodziny boli.

- Dlaczego to nie mogło skończyć się inaczej, Miguel? Moja mama mogłaby dalej żyć. Była ciężko chora i mimo moich próśb nie chciała się leczyć. Boże, dlaczego życie jest tak okrutne?

Nie miałem jej nic do odpowiedzenia. Pozwoliłem nam więc trwać przez chwilę w milczeniu.

Spokój nie trwał jednak długo. Nie nacieszyłem się jej ciepłem i bliskością. W chwili, w której ktoś zapukał do moich drzwi, przykryłem Lilę kołdrą, aby nie świeciła przed przybyszem nagimi pośladkami. Nie pozwoliłem jej jednak się ze mnie zsunąć. Potrzebowałem czuć ją przy sobie, a ktokolwiek tu przyszedł, musiał zobaczyć na własne oczy prawdę i przekazać ją reszcie załogi.

- Proszę wejść.

W drzwiach pojawił się Victor. Mój brat był ostatnią osobą, której odwiedzin mogłem się spodziewać.

- O co chodzi? - spytałem, widząc jego rozbiegane spojrzenie, gdy patrzył na leżącą na mnie Lilę.

- Hector prosi o zebranie w głównej sali. Musimy opracować jeszcze raz plan działania na dzisiaj. Możemy jednak poczekać. Jeśli chcecie dalej się bawić...

- Nie. Zaraz wstaniemy. Zjemy śniadanie, a potem zbierzemy się w sali i przedyskutujemy plany. Przekaż, proszę, Hectorowi, żeby mnie nie pospieszał. Pójdź do Daggera, dobrze? Sprawdź, jak się czuje. Wczoraj wypił za dużo alkoholu, a wiesz, jaki jest, gdy się upije.

- Oczywiście. Zajrzę do niego. Przynieść wam śniadanie?

Za to właśnie kochałem mojego braciszka. Podczas gdy pozostali członkowie załogi z pewnością ocenialiby mnie, gdyby zobaczyli, że przytulam się do swojej zdobyczy, Victor jedynie zaproponował nam śniadanie. Czasami odwdzięczał mi się za to, co robiłem dla niego, gdy byliśmy w niewoli piratów, którzy zabili nam rodziców. Victor był złotym człowiekiem.

- Byłoby znakomicie. Przynieś nam jakieś świeże owoce.

- Robi się. Do zobaczenia.

Kiedy Victor wyszedł z pokoju, Lila się rozluźniła. Mój twardniejący kutas napierał na jej brzuch. Był zgnieciony między naszymi ciałami, a ja jedynie resztkami silnej woli trzymałem się, aby nie wypieprzyć ponownie cipki Lilki.

- Dziś czeka nas akcja, zwierzaczku. Obrabujemy statek.

- Co takiego?

Poderwała gwałtownie głowę. Spojrzała mi w oczy i na moment przestała oddychać.

- Obrabujemy statek, malutka - powtórzyłem, uśmiechając się na widok przerażenia malującego się na jej twarzyczce. - Będziesz naszą pomagierką. Co ty na to, aby oficjalnie dołączyć do naszej pirackiej rodzinki, zwierzątko? Chciałabyś być na równi z nami.

Jej oczy się zaszkliły. Lila zaczęła szybko mrugać, aby odgonić łzy. Objąłem dłonią jej policzek i westchnąwszy, posłałem jej szczery uśmiech.

- To będzie okazja, aby pokazać Hectorowi i reszcie, jak silna jesteś. Myślisz, że możesz to zrobić? Dla mnie? Dla siebie?

Spodziewałem się, że Lila zaprotestuje. Zwyzywa mnie od przygłupów i ucieknie, rezygnując z możliwości zjedzenia śniadania z moich rąk. Ona jednak zdawała się głęboko zastanawiać nad moją propozycją, a gdy uśmiechnęła się, ja już wiedziałem, że podjęła słuszną decyzję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top