14
Lila
- Cześć, cukiereczku. Jak się czujesz po zabawie z kapitanem i Daggerem?
Patrzyłam przerażona na Hectora. Mężczyzna miał na sobie ciepłą bluzę i luźne dresowe spodnie. Oparł się bokiem o drewnianą belkę i skrzyżował ręce na umięśnionej piersi. Uniósł lekceważąco jedną z brwi, patrząc na mnie jak na zabawkę.
Spróbowałam wstać, a wówczas Hector dopadł do mnie w jednej chwili. Padł na kolana i usiadł na moich nogach okrakiem, uniemożliwiając mi wstanie. Położył dłoń na moim karku. Zaśmiał się szyderczo.
- Nie ma przy tobie Miguela. Boisz się mnie?
- Proszę...
- O co? Abym wsadził ci kutasa w usta?
Moje serce zaczęło bić jak szalone. Zdawałam sobie sprawę, że Hector prawdopodobnie mnie nie skrzywdzi, gdyż Miguel by go za to ukarał. Brzytwa jasno ogłosił, że byłam jego własnością i nikt z załogantów nie miał prawa mnie tknąć. Hector chciał mnie jedynie zastraszyć. To musiała być prawda.
- Pozwól mi iść...
Mężczyzna chwycił moją szczękę w dłoń. Boleśnie wbijał mi palce w skórę. Próbowałam wyszarpać się z jego uścisku, ale on jedynie go wzmocnił, gdy zauważył moje próby.
- Nie zrobiłam ci nic złego. Proszę, daj mi odejść. Chciałam się przewietrzyć. Nic wam nie zrobiłam.
- Może tak, może nie - wyszeptał, dysząc mi do ucha. - Kurwa, mam już ciasno w spodniach, gdy tak na tobie siedzę. Ty pewnie też jesteś mokra, co? Powiedz mi, dziwko. Masz mokro w majtkach, gdy cię dotykam?
Nie spodziewałam się, że w myślach zacznę błagać o jak najszybsze przyjście Miguela. Musiała być już jednak późna pora, skoro niemal cały statek spał. Miguel na pewno również usnął. Może gdybym krzyknęła to by mnie usłyszał, ale nie chciałam tego próbować. Czułam, że nie czeka mnie nic przyjemnego ze strony Hectora, gdy krzyknę, alarmując tym samym pozostałych członków załogi.
Hector pocałował mnie w szyję. Chwycił zębami moją skórę i lekko pociągnął. Syknęłam, co sprawiło, że się zaśmiał.
- Szkoda, że Dagger jako pierwszy zgłosił się do wyruchania ciebie. Nic straconego, malutka. Pewnego dnia ja również się za ciebie wezmę. Wtedy, gdy znudzisz się Miguelowi i będzie chciał cię komuś oddać, ja cię przejmę. Będziesz moją posłuszną dziwką, słonko. Czasami będę sprowadzał do łóżka inne kobiety i będę patrzył, jak się ze sobą zabawiacie, a potem mnie obsługujecie. To będzie rozkoszne, królewno.
- Kurwa, odsuń się od niej!
Mężczyzna wstał gwałtownie. Sądziłam, że ruchy Hectora będą spowolnione przez to, że miał protezę zarówno ręki jak i nogi, ale tak się nie stało. Był energiczny i szybki, co oznaczało, że jego groźby dotyczące skrzywdzenia mnie nabierały dla mnie większego znaczenia.
Miguel stał kilka metrów od nas. Jego nozdrza pracowały, gdy wydychał gwałtownie powietrze. Aż tutaj czułam bijącą od niego woń alkoholu.
- Miguel...
Zachowywałam się irracjonalnie. Zbyt późno zdałam sobie z tego jednak sprawę.
Zerwałam się na równe nogi i wymijając Hectora, podbiegłam do Miguela. Rzuciłam się do jego stóp. Objęłam go za nogi i wtuliłam twarz w jego kolana. Przez chwilę bałam się, że Brzytwa chwyci mnie brutalnie za włosy i odciągnie od siebie, ale zamiast tego położył czule dłoń na mojej głowie i zaczął przeczesywać mi nią włosy.
- Co robiłeś, Hector? Kto ci pozwolił dotykać mojego zwierzaczka?
- Kurwa, ona powinna być naszą wspólną własnością. Oprócz ciebie na tym statku jest siedmiu innych piratów. Wszyscy moglibyśmy czerpać korzyści z jej dziurek.
- Jeszcze słowo, a ci przypierdolę.
Skuliłam się przy nogach Cut-Throata. Bałam się, że wyniknie z tego jakaś bójka. Nie chciałam być powodem, dla którego mężczyźni mieli się pokłócić. Musiałam coś zrobić, aby temu zapobiec albo przynajmniej siedzieć cicho, mając nadzieję, że pójdą po rozum do głowy i rozejdą się w spokoju do swoich kajut.
- Wiesz co, kapitanie? To ja powinienem dziś zagościć w jej cipce. Wybrałeś Daggera, bo wiedziałeś, że będzie dla niej łagodny.
- Nawet jeśli, to nie twoja sprawa. Ja jestem kapitanem tego statku. Jak coś ci się nie podoba, możesz się zabić.
Boże, bałam się. Tak bardzo się bałam.
- Nie mam zamiaru umierać - warknął gniewnie Hector, którego obecność czułam za plecami. - Moje życie jest pełne marzeń i chcę spełnić je z wami. Moją załogą, której ślubowałem wierność i lojalność. Zabijałem dla ciebie, Miguel. Mordowałem i kradłem. Kocham cię jak brata, ale pamiętaj, że nie możesz wybrać dziwki ponad nas. Jesteśmy rodziną, która pływa po morzach i oceanach od lat. Nie zaprzepaść naszej relacji dla dziewczynki, która nie ma żadnych aspiracji i umiejętności w łóżku.
- Do czego dążysz? Chcesz, abym uczynił z niej dobro wspólne? Abyście wszyscy z niej korzystali?
- Brawo! Zrozumiałeś!
Miguel pochylił się, po czym mnie podniósł. Objęłam go nogami w pasie. Ręce zarzuciłam mu na szyję i się w niego wtuliłam. Mimo, że mocno czuć było od niego alkohol, Miguel całkiem dobrze trzymał się na nogach. Potrzebowałam jego wsparcia i bliskości, dlatego zamknęłam oczy i starałam się mu nie ciążyć.
- Uspokój się, Hector. Nigdy nie pokłóciliśmy się o kobietę. Nie chcę tego zmieniać. Jesteś moim bratem. Idź do pokoju i wytrzeźwiej. Jutro czeka nas trudny dzień. Nie chcę, aby coś się spierdoliło, rozumiesz?
Zapanowała grobowa cisza. Wbiłam paznokcie w szyję Miguela. Zrobiłam to niechcący. Mój strach był namacalny.
- Przekonasz się, że dziwka nas nie poróżni, kapitanie.
- Lila nie jest dziwką.
- Lila? Awansowała z twojego zwierzątka? Kurwa, to ty przejrzyj na oczy, Miguel. Braci się nie traci. Zapamiętaj sobie moje słowa.
Miguel odwrócił się i odszedł od Hectora. Nie odważyłam się podnieść głowy, aby na niego spojrzeć. Bałam się tego człowieka najbardziej z całej załogi. Hector miał przerażające spojrzenie i postawę ciała. Gdybym porównała jego z Daggerem pod względem wyglądu, to Hector sprawiałby wrażenie bardziej ludzkiego, jednak to Dagger był w tym porównaniu aniołem.
Nie patrzyłam, gdzie niesie mnie Miguel. Nie zdziwiłabym się, gdyby zaniósł mnie do jakiegoś pokoju kar. W końcu wyszłam na górny pokład bez pytania o pozwolenie. Miguel był skłonny do dawania kar, dlatego czekałam na najgorsze.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy Miguel wprowadził mnie do swojego pokoju. Jego kajuta nie kojarzyła mi się dobrze, gdyż to tutaj kilka godzin temu odebrano mi dziewictwo, lecz z jakiegoś powodu czułam się tu przytulnie. Wiedziałam, że mimo tego, co zrobił mi Brzytwa, zapewniał mi bezpieczeństwo. Obronił mnie przed Hectorem, choć nie musiał tego robić. Dawniej kapitanowie statków z chęcią dzielili się z załogantami łupami, w tym kobietami. Miguel mógł mnie sprezentować Hectorowi, ale zabrał mnie od niego, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
Miguel posadził mnie na łóżku. Usiadł obok mnie. Chwycił mnie za szczękę, ale nie zrobił tego tak mocno, jak Hector.
Patrzył mi w oczy, a ja przełykałam nerwowo ślinę. Moje dłonie zaczęły drżeć, dlatego złożyłam je i wsunęłam między nogi.
- Nie skrzywdził cię?
- Nie - wyszeptałam, choć ból po ugryzieniu w szyję wciąż czułam.
- Mówił ci coś złego?
Zamrugałam szybko, aby odtrącić łzy. Nie chciałam znów się rozpłakać.
- Nie chcę na niego donosić. To twój przyjaciel. Ja jestem tu wrogiem.
- Wcale nie jesteś wrogiem, Lilo.
Brzytwa rzadko mówił do mnie po imieniu. Preferował nazywać mnie swoim zwierzątkiem. Z początku było to odrzucające, lecz w tym słowie kryła się dobroć i uczucie, które może nie było widoczne gołym okiem, ale tliło się w kapitanie statku.
Chwycił mnie za twarz. Jego kciuki muskały moje policzki. W jego oczach widziałam coś, czego do tej pory nie zarejestrowałam.
Oddech Miguela cuchnął whisky. Ten zapach przypomniał mi o ojcu, który uwielbiał alkohol, w szczególności właśnie whisky. Poczułam się tak, jakby ktoś chwycił moje serce i zgniótł je w dłoni.
- Hector cię nie skrzywdzi. Bawi się z tobą, ale nic ci nie zrobi. Uwierz mi, zwierzaczku.
- Przepraszam, że wyszłam z pokoju bez twojej wiedzy. Nie powinnam była tego robić.
W jego zdrowym oku zobaczyłam spokój. Uśmiechnął się do mnie nieznacznie.
- Miałaś prawo odpocząć, Lilo. Przeżyłaś ciężkie chwile. Każdy człowiek czasami potrzebuje odciąć się i pomyśleć. Życie to nieustanna walka, prawda? Każdego dnia zmagamy się z trudami świata, a na koniec i tak wszyscy umieramy. Życie nie jest sprawiedliwe. Kurwa, życie jest popierdolone.
- Miguel...
Pochylił głowę tak, że jego ciemne włosy łaskotały mnie w twarz. Miałam ochotę wpleść w nie palce. Miguel powinien mnie odrzucać swoją postawę i bezlitosnym zachowaniem, ale coś w nim sprawiało, że mimo wszystko lubiłam spędzać z nim czas.
- Wybacz. Uzewnętrznianie się to nie moja specjalność. Chciałabyś dzisiaj ze mną spać, zwierzaczku? Brakuje mi ciepła drugiego człowieka. Obiecuję, że ręce będę trzymał przy sobie. Jak będzie? Zostaniesz ze mną?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Odmowa byłaby niemile widziana i sprawiłaby, że Miguel nabrałby do mnie dystansu. To była ostatnia rzecz, jakiej teraz pragnęłam. Z drugiej strony jednak zostanie z nim wyrażałoby moje poddaństwo. Nie chciałam, aby Miguel widział we mnie słabą osobę, ale przecież tak właśnie mnie postrzegał. Nie mogłam nic na to poradzić.
Najgorsze, co mogło się stać, już mi się przydarzyło. Mogłam więc równie dobrze bez wyrzutów sumienia z nim zostać.
- Nie wiem, Miguel...
- Zostań, proszę...
Może to alkohol sprawił, że Brzytwa stał się taki delikatny. Gładził mnie czule po ramieniu, patrząc mi błagalnie w oczy. Przy zdrowych zmysłach nigdy by się tak nie poniżył.
- Dobrze. Zostanę z tobą, ale proszę, nie rań mnie. Więcej nie zniosę.
Gdy wypowiedziałam te słowa, Miguel wstał. Na chwiejnych nogach posłał mi uśmiech i zaczął się rozbierać. Kiedy zdjął bluzę i spodenki, został w samych bokserkach. Uniósł ręce nad głowę, pokazując mi swoje poddaństwo. Był upojony alkoholem i z każdą kolejną minutą było to coraz bardziej widoczne.
- Położę się na swojej połowie, zwierzaczku. Nie dotknę cię.
- Nie? Nie chciałeś mnie może przytulić?
- Och, faktycznie! - zauważył, śmiejąc się w głos.
Pijany Miguel był całkiem do zaakceptowania.
- Chodź więc do mnie, moja niewolnico. Połóż się ze mną. Ogrzeję twoje zmarznięte ciałko.
Położyłam się na plecach. Miguel wszedł na łóżko i uśmiechnąwszy się pijacko, okrył mnie kołdrą. Pochylił się nade mną, po czym pocałował mnie w czoło. Było to dziwne z jego strony, ale podobała mi się ta jego bardziej bezbronna strona.
- Jesteś śliczna. Dagger również to mówił.
Miguel położył się na boku, po czym oparł policzek na mojej piersi. Rękę przerzucił przez mnie. To samo zrobił z nogą.
Może nie miałam na sobie kajdan, ale byłam zniewolona przez Brzytwę. Wręcz wtulał się w moją pierś, mrucząc przy tym jak kotek. Pewnie żadna kobieta nie widziała go w takim stanie. Cieszyłam się, że byłam tą, przy której Miguel czuł się na tyle komfortowo, że pozwolił mi spać ze sobą, gdy był w takim stanie. Być może nad ranem będzie tego żałował i każe mi wynosić się z łóżka, ale póki co mieliśmy dziś.
Dziś chciałam odpocząć i gdy zamknęłam oczy, sen przyszedł po mnie natychmiastowo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top