13

Miguel

Pozwoliłem Daggerowi wejść do mojego gabinetu. Gdy zamknąłem za nami drzwi, pierwszym miejscem, do którego podszedłem, był mój barek. Wyjąłem z niego nieotwartą jeszcze butelkę najznamienitszego whisky, jakie miałem okazję pić. Położyłem ją na biurku, po czym wyjąłem dwie szklaneczki i z lodówki wybrałem kostki lodu. Wsadziłem po dwie do każdej ze szklanek, po czym nalałem do nich whisky. Postawiłem alkohol przed Daggerem, aby się nim uraczył. Usiadłem w swoim wygodnym fotelu, przy którym niegdyś przesiadywałem wiele godzin. Dagger zmrużył oczy. Usiadł na przeciwko i napiął nerwowo wszystkie mięśnie.

- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?

Wypiłem całą zawartość szklanki za jednym razem. Musiałem się jakoś znieczulić. Domyślałem się, o czym chciał porozmawiać ze mną przyjaciel, więc musiałem mieć lżejszą głowę, aby sobie z tym poradzić. 

- Lila cierpi, kapitanie.

- Nie musisz zwracać się do mnie tak oficjalnie, Dagger. 

Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Wyglądał jak zbity szczeniak, a nie jeden z najgroźniejszych piratów na świecie. Dagger ze swoim wyglądem prezentował się niczym halloweenowy potwór. Bez makijażu mógłby pracować w domu strachów. Nienawidziłem z niego żartować, gdyż Daggera spotkała niebywała tragedia, gdy był małym chłopcem, ale czasami mnie wkurwiał. Był zbyt uczuciowy jak na pirata Le Corsario.

- Rozumiem. Posłuchaj, Miguel. Nie chciałem brać udziału w gwałcie. Czuję się jak ostatni skurwiel. Wiem, że niejeden raz pieprzyłem dziwki na wyspach, które odwiedzaliśmy, ale odebranie Lili dziewictwa było czymś innym. Czymś bolesnym. 

- Zdaję sobie z tego sprawę. Musieliśmy jednak to zrobić. Rozumiesz, że to było konieczne, prawda?

Dagger spuścił głowę. Ciemne kosmyki wpadły mu do oczu. 

Bolało mnie patrzenie na niego w tym stanie. Dobro mojej załogi było dla mnie najważniejsze. Rabunki, gwałty i inne pierdoły związane z piractwem stanowiły poboczny wątek. 

- Wiem. Musieliśmy pokazać załodze, że traktujesz Lilę poważnie. Miguelu, chciałbym cię o coś prosić. 

- O co? - spytałem, nalewając sobie kolejną porcję whisky do szklaneczki.

W końcu skusił się na alkohol. Wypił wszystko i syknął. 

- Bądź dla niej łagodny. Proszę. 

- Zależy ci na niej, mam rację? 

Dagger przełknął ślinę. Pokiwał twierdząco głową. 

Wstałem, po czym podszedłem do okna. Spojrzałem na ocean. Ruthless zajmował się nawigowaniem statku i pewnie siedział wraz z Yuno i Adrikiem na mostku. Zasadą było, że podczas kierowania statkiem przynajmniej jeden z mężczyzn musiał być trzeźwy. 

Sam rzadko piłem alkohol. Robiłem to tylko w skrajnych sytuacjach, aby ukoić nerwy. Smak alkoholu przypominał mi o chwilach spędzonych z piratami, którzy zabili moich rodziców. Na statku często zmuszano mnie i Victora do napicia się sporej ilości, abyśmy stali się znieczuleni. Wówczas załoga podsyłała nam kobiety. 

Nie znosiłem pamiętać o tym, co stało się, gdy miałem zaledwie piętnaście lat. To wtedy po raz pierwszy uprawiałem seks. Wmuszono we mnie kilka szklanek piwa oraz kilka szotów, co skończyło się dla mnie tym, że leżałem plackiem na łóżku i pozwalałem, aby wynajęta prostytutka mnie ujeżdżała. Victor, który jest ode mnie młodszy, przyglądał się temu z boku. Nie był jednak biernym uczestnikiem wydarzenia. Kapitan zaprezentował mu piękną młodą kobietę, która mu obciągała.

W tamtej chwili czułem się tak, jak dziś czuła się Lila. Byłem bezradny i mimo, że nie chciałem uprawiać seksu, musiałem się temu poddać. To była moja inicjacja. Victor był jeszcze za młody na seks, ale jego również nie oszczędzono. Po tym, jak kobieta mu obciągnęła, on musiał wylizać jej cipkę. To była moja porażka jako brata. Nienawidziłem siebie wówczas i chciałem odebrać sobie życie. Gdyby nie Victor, zrobiłbym to bez chwili zawahania. Miałem jednak jego i musiałem o niego dbać. Kochałem Victora i mimo, że czasami odpierdalał różne numery, był dobrym człowiekiem. Moim jedynym bratem. Jedyną żyjącą rodziną. 

- Chcę jej dobra. Muszę jej pomóc. Wiem, że nie uchronię jej przed tobą. Nie będę starał się mówić ci, abyś pozwolił mi się nią zająć, ale...

- Dagger, nie denerwuj się. Posłuchaj mnie, dobrze?

Jego głos drżał, podobnie jak dłonie. Musiałem go uspokoić. Wiedziałem, do czego dążył, ale jego prośba nie miała szans zostać spełniona.

- Kocham cię jak brata - zacząłem, pochylając się w jego kierunku. - Jesteś dla mnie rodziną, Dagger. Każdy z was jest dla mnie jak brat. Victora kocham najmocniej, ale was również kocham. 

Jego oczy się zaszkliły. Postrach oceanów uronił łzę, ale szybko ją otarł. Na moim statku płacz był zakazany, ale te zasady były popierdolone. Nie zamierzałem bawić się w karanie moich chłopaków za to, że byli ludźmi. Płacz był naturalną częścią życia każdego człowieka, nie tylko kobiet. 

- Nie pozwolę ci jednak przejąć opieki nad Lilą. 

Ramiona Daggera opadły. Położyłem płasko dłonie na biurku. 

- Będę o nią dbał - zapewniłem, widząc jego niepokój. - Nie pozwolę, aby ktokolwiek ją zranił. Dziś zabiłem człowieka, który próbował ją zgwałcić. Sam nie jestem święty. Zgwałciłem Lilę. Ty też wziąłeś w tym udział, ale uwierz mi, że jestem szczęśliwy, iż to byłeś właśnie ty. Żaden z chłopaków nie byłby dla niej tak łagodny, jak ty, Dagger. Wiem, że trudno ci było wziąć w tym udział, ale jesteś cholernie mądrym i silnym facetem. Naprawdę się o nią zatroszczę. Może będę dla niej skurwielem, ale taki już jestem.

Nalałem nam po kolejnej szklaneczce whisky. Dagger wypił wszystko na jeden raz, aż paliło mu przełyk. Ja stałem się już trochę znieczulony, więc kolejna porcja nie stanowiła dla mnie dużej różnicy.

- Ona jest śliczna, prawda?

Dobry Boże. Mój mały Dagger zauroczył się Lilą. Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego.

- Tak. Jest śliczna i mądra, ale zbyt uległa.

- To nic złego - odrzekł, machając pijany ręką. - Jest kochana. Boże, było mi w niej tak dobrze.

Dagger zaczął bredzić. Nie spodziewałem się, że whisky zadziała na niego tak szybko.

Podszedłem do przyjaciela i pomogłem mu wstać. Zatoczył się i posłał mi wielki uśmiech. Poklepałem go po plecach, starając się nie patrzeć na jego twarz. Była dożywotnio oszpecona. 

Dagger zasługiwał na większe zainteresowanie ze strony kobiet. Za każdym razem, gdy załoga piratów Le Corsario pojawiała się na wysepkach, otaczały nas rzesze pięknych kobiet pragnących się z nami przespać. Nie ukrywałem, że największe zainteresowanie miałem ja. Victor, Hector i Adrik również byli rozchwytywani przez oszałamiające kobiety, ale z Daggerem żadna nigdy nie chciała się pieprzyć. 

Uważałem to za niesprawiedliwe. Gdyby bowiem nie ślad na twarzy, Dagger miałby duże powodzenie wśród kobiet. Był przystojnym mężczyzną. Miał również wiele do zaoferowania jako człowiek. Potrafił kochać i się opiekować. Zdecydowanie on byłby lepszym wyborem dla Lili, ale cóż. Byłem egoistą i pomimo tego jednego razu w łóżku, nie miałem obowiązku się nią z nim dzielić. Lila była tylko moja. Dagger mógł być jej przyjacielem i obrońcą, ale to ja byłem jej panem i właścicielem. 

Odprowadziłem Daggera do jego kajuty. Tu zawsze było czysto i schludnie. Wymagałem od moich załogantów dyscypliny. Nigdy nie pozwoliłbym im żyć w brudzie i nieładzie.

Pomogłem mu zdjąć koszulkę i spodnie. W samych bokserkach Dagger ułożył się na boku. Przykryłem go kołdrą, ale zanim wyszedłem, przyjaciel chwycił mnie za nadgarstek.

- Miguel? 

- O co chodzi?

Uśmiechnął się do mnie zmęczony. 

- Myślisz, że i ja kiedyś kogoś pokocham? Czy ktoś pokocha mnie?

Kurwa. To mnie zabolało.

Ukucnąłem przy jego łóżku. Położyłem dłoń na jego zdeformowanym policzku. Pogładziłem go po skórze. Nie byłem pewien, czy cokolwiek czuł, ale w jego oczach widziałem wdzięczność. 

- Pewnego dnia poznasz kobietę, dla której będziesz ideałem.

Poczułem łzy w oczach, gdy to do niego powiedziałem. Nie byłem przecież pewien, co wydarzy się w przyszłości. Szanse na to, że Dagger pozna cudowną dziewczynę, która zaakceptowałaby go takiego, jakim był, były marne. Niemniej głęboko wierzyłem, że mu się uda. Musiało mu się, kurwa, udać. Jeśli nie, porwę dla niego jakąś ślicznotkę i zmuszę do zakochania się w nim. 

- Dziękuję. Idź do swojej Lili. Przytul ją ode mnie.

- Dobrze - wyszeptałem, po czym zaczekałem, aż Dagger zaśnie.

Nie miałem zamiaru wracać do mojego zwierzaczka. Chciałem od niej chwilę odpocząć i tym samym dać jej odpocząć ode mnie. Oboje tego potrzebowaliśmy. Kto bardziej? Tego jedynie nie byłem pewien.

Lila

Rzucałam się z boku na bok. Zaciskałam nogi, marząc o tym, aby dyskomfort zniknął. Bolało mnie tam, ale nie byłam w stanie się ruszyć, aby pójść do łazienki i znów się przemyć. Poza tym, ciepła woda może na chwilę załagodziłaby ból, ale na dłuższą metę to by nie podziałało.

Za oknem już się ściemniło. Chciało mi się płakać, ale byłam tak przerażona, że aż mnie sparaliżowało.

Przypomniałam sobie chwile, kiedy Sammy opowiadała mi o swoim wymarzonym pierwszym razie z chłopakiem. Fantazjowała na temat tego, jakby to było poddać się temu jedynemu i pozwolić mu działać. Wierzyła w zakochanie od pierwszego wejrzenia i choć ona i Antonio nie byli przykładem pary, która zakochała się w sobie od razu, to byli szczęśliwi i zgodni.

Starałam się doszukiwać pozytywnych cech w porwaniu. Cieszyłam się, że to trafiło na mnie, a nie na Sammy. Ona była w szczęśliwym związku i miała kochającą rodzinę, która wspierała ją na każdym kroku. Sammy nie przeżyłaby porwania.

Najważniejsze było dla mnie jednak to, że przekonałam się na własnej skórze, że tata miał mnie w poważaniu. Może gdy byłam małą dziewczynką o mnie dbał, ale kiedy dorosłam i po śmierci mamy rozpaczliwie potrzebowałam obecności drugiego rodzica, odciął się ode mnie. Zostawił mnie samą mimo mojego wołania o pomoc. Rozumiałam, że nie chciał zadzierać z piratami Le Corsario, ale mógł przynajmniej spróbować się im przeciwstawić. Stracił mnie, jednak skoro nie reagował, gdy wynoszono mnie z domu wierzgającą, płaczą i związaną, musiało to znaczyć, że nie byłam dla niego na tyle cenna, aby mnie uratować. 

Zrezygnowana podniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam dłońmi zmęczone oczy. Odważyłam się wstać. 

Nie było mi łatwo chodzić, ale nie było to niewykonalne. Ubrana w bluzę Miguela podeszłam do drzwi. Spodziewałam się, że będą zamknięte, dlatego spotkało mnie miłe zaskoczenie, gdy klamka ustąpiła, a drzwi się otworzyły. 

Powoli wyszłam na korytarz. Lampki były przygaszone, ale bez problemu trafiłam na górny pokład.

Nie było tu żywej duszy. Postanowiłam więc podejść do miejsca, w którym wczoraj wieczorem siedziałam z Miguelem. Otworzył się wówczas przede mną, a ja miałam nadzieję, że to będzie dla nas moment, w którym porozumiemy się i będzie między nami spokój. 

Usiadłam w kąciku. Przyciągnęłam nogi do piersi i otoczyłam je rękami. Skuliłam się najmocniej, jak się dało. Było mi zimno, ale nie chciałam wracać do swojej kajuty. Do swojej celi.

Wiatr smagał moją twarz. Statek był ogromny, dlatego nim nie kołysało. Byłam ciekawa, jakie sekrety skrywał jeszcze ten statek. Póki co nie miałam okazji zobaczyć wiele, ale jeśli się okaże, że zostanę tu na dłużej, być może będę miała szansę poznać moje więzienie nieco lepiej.

Wciąż starałam się wierzyć, że pewnego dnia Miguel odwiezie mnie na Attiranę, a ja wrócę do Sammy i Antonio. Pragnęłam tego z całego serca, choć gdybym wróciła do domu, nie byłabym w stanie spojrzeć ojcu w twarz.

Kiedy już przysypiałam ze zmęczenia, przede mną pojawił się cień, zasłaniający mi dostęp do niewielkiej lampeczki umieszczonej na burcie. Kiedy uniosłam głowę, zobaczyłam krzywy uśmiech.

Wiedziałam, że było po mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top