Bezdomny cz. 2
Z lekkim wahaniem spojrzał na zapisany na kartce adres. Najwyraźniej to musiało być tutaj...
Budynek wyglądał dosyć...wyjątkowo. Może nie przypominał willi ani ekskluzywnego apartamentowca - w gruncie rzeczy był zwykłym blokiem mieszkalnym. Ale sprawiał wrażenie dużo bardziej zadbanego oraz solidnego, od całej reszty miejskiej infrastruktury. Żadnych graffiti, brudnych tynków, mętnych okien, czy ubrudzonych parapetów. Ten dom nie krzyczał - "Tutaj, tutaj, patrz, ile mam hajsu!", raczej spokojnie mówił "U mnie znajdziesz ciepły kominek i miękki fotel oraz odrobinę spokoju".
Wei już od pierwszych sekund szczerze pozazdrościł wszystkim mieszkańcom.
Niepewnie poprawił torbę na swoim ramieniu, w której trzymał rzeczy na zmianę. Nie miał bladego pojęcia, czy wypadało je brać. Odnosił wrażenie, iż kochanki (panie do towarzystwa? prostytutki? dziwki...?) wbijając sponsorom na chatę, raczej nie dźwigały swoich fatałaszków, ale nie orientował się na tyle, aby być pewnym, a poza tym zdecydowanie nie miał ochoty wdziewać na tyłek jednych slip dwa dni pod rząd. Jakieś zasady trzeba mieć. Choćby te absolutnie fundamentalne.
Będąc już przy slipach, to wychodząc z domu nie miał bladego pojęcia, co na siebie włożyć. Podejrzewał, iż jakaś koronkowa bielizna byłaby mile widziana (chociaż, czy u geji to na pewno to działało na tych samych zasadach...? W ogóle istniało coś takiego jak męska, koronkowa bielizna...?!). Jednak nie posiadał w zasobach swojej obszernej garderoby niczego chociaż odrobinę erotyzującego , więc zwykła, czarna bielizna i t-shirt musiały wystarczyć. Przecież ten cały Lan już go widział (i wąchał)na żywo, musiał wiedzieć, na co się pisze.
Poważnie, facet musiał mieć coś konkretnie nie tak z głową... Albo może to taki fetysz...? Fetysz na meneli, czy coś? Im bardziej zawszony tym lepiej? Albo organizował jakiś żart internetowy? Taki prank, który później trafi na YouTube pod tytułem "Ściągnąłem lumpa na chatę, proponując mu seks i przyszedł!".
Może drzwi do internetowej kariery właśnie stawały przed nim otworem i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy...
Jeszcze bardziej nerwowy niż wcześniej, podszedł do głównych drzwi. Wpisał podany mu podczas rozmowy telefonicznej kod i cicho wszedł na klatkę. Zgodnie z instrukcjami, skierował się ku mieszkaniu numer pięć, gdzie, po dłuższym oddechu, nacisnął dzwonek.
"No, WuXian...właśnie przyszedłeś prostytuować się za pieniądze. Nigdy nie sądziłem, że dojdziemy do tego momentu... Mogłeś chociaż wcześniej stracić prawictwo, ale cóż...nie będziemy wybrzydzać, facet przynajmniej jest przystojny" - pomyślał, nerwowo zaciskając palce na pasku torby. Powinien był wziąć jakiś lubrykant...? Albo zabawki erotyczne...? Chyba wypadało zabrać chociaż prezerwatywy.Cholera, przecież mógł złapać jakiegoś syfa, dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej...?!
W otwartych powolnych ruchem drzwiach stanął tamten mężczyzna.
Lan WangJi.
Przez chwilę po prostu patrzył na Wei WuXiana, pocierając nerwowo kark. O dziwo, nie otaksował go spojrzeniem, jak Ying oczekiwał, a poprzestał na twarzy. Mruknął coś pod nosem, chyba bardziej do siebie niż do chłopaka, i zaprosił gościa gestem ręki. Wei nieśmiało przekroczył próg, pozwalając aby drzwi same się za nim zamknęły. Rozważał właśnie, czy powinien zdjąć buty, lecz gospodarz skierował się już ku jednemu z pokoi, więc nie chcąc zostawać w tyle, pośpiesznie zrzucił z nóg tenisówki i potruchtał za nim.
Sytuacja wyszła...dziwnie.
W zasadzie "dziwnie" to kolosalny eufemizm, ponieważ zamiast nachalnego dobierania się do jego spodni WuXian otrzymał speszone oraz nieco chaotyczne dreptanie po kuchni oraz pytanie, jaką chce kawę. Nie przepadał za tym napojem, ale nie chciał wyjść na wybrednego, więc rzucił, że z mlekiem. WangJi nastawił wodę w czajniku i czekają, aż ta się zagotuje przez cały czas stał do gościa plecami.
Wei nie miał bladego pojęcia, co o tym myśleć...
-Nie jesz regularnie, prawda...? - zapytał wreszcie mężczyzna, rzucając chłopakowi szybkie spojrzenie przez ramię.
-Um...po prostu nie lubię jeść za dużo - skłamał. No bo co...? Miał mu się przyznać, że jest parszywie biedny, gorzej nawet, niż mysz pod miotłą?! Nie przyszedł tutaj, żeby zwierzać się ze swojej sytuacji finansowej...! O co tu w ogóle chodziło: ten facet tak postrzegał grę wstępną...? Jako wyznawanie swoich prywatnych sekrecików? Może potrzebował namiastki więzi psychicznej, żeby pójść z kimś do łóżka...? Kurka, mógł chociaż przedstawić sytuację jasno, a tak WuXian musiał się sam domyślać...
-Będziesz miał coś przeciwko, żeby zjeść tu kolację? - zapytał, już pewniejszym głosem, Lan. Woda zdążyła się zagotować, więc rozlał ją kolejno do dwóch kubków. Do jednego nalał całkiem pokaźną porcję mleka, a do drugiego dosypał łyżeczkę cukru. Odwrócił się, podając Wei'oi ten z mlekiem. Już nie wydawał się taki zdenerwowany i spokojnie nawiązywał kontakt wzrokowy. Wei ostrożnie przyjął napój.
-Nie, nie, może być, spoko...- mruknął cicho, trochę zaskoczony taką propozycją. Najwyraźniej WnagJi próbował utrzymać pozory. W porządku, mógł grać w tę grę. Nie wydawała się złą opcją, a posiłek, w skład którego wchodziło coś innego od szarej breja z kaszy oraz ryżu, nie brzmiał w żadnym wypadku źle.
Po raz kolejny WuXian dał się zaskoczyć, ponieważ zamiast, jak oczekiwał, jakieś wystawnej, pseudo-romantycznej kolacji, która miałaby zbudować atmosferę, wylądowali na kanapie w salonie, trzymając talerze na kolanach, i oglądając film dokumentalny o królikach. Ying nawet nie wiedział, czy ta luźna atmosfera go uspokaja, czy wręcz przeciwnie - tylko bardziej stresuje. Spoglądał na swojego gospodarza co kilka minut, ciągle oczekując, że ten wykona jakiś ruch, ale do niczego takiego nie doszło - mężczyzna wydawał się bez reszty pochłonięty filmem. Do tego wydawał się całkiem zadowolony obecnym stanem rzeczy. Wreszcie, skończywszy posiłek, Wei nie wytrzymał:
-Słuchaj, nie mam nic przeciwko takiej atmosferze, ale przychodząc tu, no...spodziewałem się czego innego...i teraz...jakby to powiedzieć... - zaczął się plątać. Na pewno mądrze było poruszać ten temat...? A jeśli WnagJi chciał mu ten pierwszy raz odpuścić, i teraz tylko bez sensu go prowokował...?
-Spodziewałeś się czegoś innego? - mężczyzna zapytał ciekawie, unosząc lekko brwi. - Czego?
-No... - Wei zdenerwowany spuścił wzrok i zaczął się bawić swoimi palcami. - Ten...wiesz, sytuacja wyglądała tak jakbyś chciał...no, sam rozumiesz... - powiedział cicho, czując jak gorąco gwałtownie uderza jego policzki.
-Ah... - To mruknięcie było jedyną werbalną odpowiedzią, jaką otrzymał. Chwilę później mężczyzna nachylił się nad nim i teraz WuXian nie mógł już powstrzymać dalszego rozwoju wypadków...
***
-Więc ostatecznie się z tobą nie przespał...?
-No właśnie nie...
-To co wyście robili...?
-Nie wiem, może to był peeting...? Chociaż też nie do końca... W sensie, dużo się całowaliśmy i ciągle sięgał mi rękami pod koszulkę, czasem nawet na uda, ale...tylko tyle. Myślałem, że to gra wstępna, ale on po prostu w pewnym momencie przestał, poprawił mi ubranie i powiedział, że musimy szykować się do snu, bo dochodzi dziewiąta.
-Chyba jaja sobie robisz...
-No właśnie nie! Co najlepsze, kąpaliśmy się razem, ale absolutnie niczego nie zrobił...! Kazał mi się rozebrać, usiadł po drugiej stronie wanny, ogromna była, swoją drogą, i po prostu tam siedział. Trochę się gapił, mruknął, żebym się nie ociągał , bo woda ostygnie, a potem poszliśmy spać. I tyle.
-Spaliście razem...?
-Na jednym łóżku, tak, ale dostałem oddzielną pościel. Jestem prawie pewien, że przez całą noc nawet mnie nie dotknął. Ja jego też, gwoli ścisłości. Serio, najdziwniejsza co kiedykolwiek przeżyłem...
-A zapłacił ci?
-Tak. Nawet całkiem sporo. Na wychodnym dał mi jeszcze domowy obiad zapakowany w plastikowe pojemniczki, jakieś ubrania i powiedział, żebym zadzwonił, jeśli znajdę czas.
-Brzmi jak kawałek powieści fantastycznej...
-No nie? Myślisz, że jest chory psychicznie albo coś...?
-Może... Albo ma jakieś problemy, wiesz, w stylu nie ma rodziny i szuka po prostu towarzystwa, albo coś. Przecież starsi ludzie tak mają - płacą obcym, żeby z nimi siedzieli. Może jemu też chodzi o coś w tym stylu...? Tylko z tym, no...
-Dodatkiem?
-Powiedzmy... Chociaż na razie jakoś niespecjalnie na to naciska, jak tak słucham...
-Nie wydaje się niebezpieczny. Raczej zdesperowany... Chociaż trochę się boję, że to jak z tymi wszystkimi seryjnymi mordercami: wszystko jest okej, póki idziesz im na rękę, ale poczekaj aż spróbujesz od nich odejść...
-Nie musisz tam znowu iść. Wiesz o tym.
-Pieniądze się jednak przydadzą, prawda...?
-Niby tak, ale...nie kosztem twojego wpadnięcia w łapy jakiegoś szaleńca. Jakoś sobie poradzimy, tak czy siak. Nie ma sensu niepotrzebnie ryzykować. I tak jestem zły, że od razu pchałeś mu się do mieszkania, zamiast, jak człowiek, zacząć od spotkania w jakiejś kawiarni, czy coś...
-Em, wybacz. To on to zaproponował...
-I jesteś skończonym idiotą, że się od razu zgodziłeś! Przecież mógł ci zrobić krzywdę, Wei! Poważnie muszę ci tłumaczyć takie rzeczy?! Masz szczęście, że do niczego groźnego nie doszło...!
-A jeśli ci powiem, że rozważam ponowne spotkanie...?
-To odpowiem, że jesteś skończonym debilem i pod żadnym pozorem się na to nie zgadzam.
-Nie musisz.
-Zwariowałeś?!
-Może... Przecież sam wiesz, jak stoimy finansowo.
-Dam sobie radę, tak?! Dotąd jakoś szło!
-Dotąd tak, ale Yanli niedługo ma wyjść za mąż. Musi mieć posag, i to dość solidny, jeśli chcemy ją wżenić w Lingów. Że nie wspomnę o współkosztach wesela oraz pieniądzach na zakup mieszkania i życia z tym napompowanym bucem, którego wybrała jej ciotka. Nie pokryje tego wszystkiego z pensji kelnerki, nawet przy nocnych zmianach na kasie.
-Ale...
-Przestań już. Lepiej ja niż ona.
-Uh...Obiecaj chociaż, że będziesz ostrożny. Zawsze miej pod ręką telefon, kontaktuj się ze mną co półtorej godziny i koniecznie podaj mi jego adres. Jeżeli możesz, postaraj się wynegocjować jakąś umowę odnośnie... wymiany usług. I, WuXian, błagam, nie zmuszaj się jeżeli nie będziesz w stanie czegoś...
-Wiem, Jiang. Nie martw się aż tak. Jestem już dużym chłopcem, dam sobie radę.
Cóż...planowałam na pierwszy ogień pójść raczej z zapowiadaną wcześniej "Godziną myśli" albo shotem "Stowarzyszenie Samotnych Matek" (sami się domyślcie o co chodzi, a jeśli nie dacie rady - sadzajcie cztery litery i czekacie, bo już się pisze). Jednak "Bezdomny" upomniał się o swoje prawa w myśl zasady "braku laku", bądź dzięki dobrym koneksjom z moją Fećką ("Felicja" - personifikacją mej osobistej weny, ta, jej też miło was poznać). Z tego właśnie powodu druga część leci do publikacji, na trzecią nie mam jeszcze konkretnego pomysłu, więc zobaczymy, jak to wyjdzie. Ale za to pracuję nad paroma rysunkami do opowiadań, więc oczekujcie aktualizacji rozdziałów, bo planuję dodać je w mediach ;)
Swoją drogą, ktoś się może domyśla, co leży u genezy takiego, a nie innego zachowania Lan Zhana...?
Standardowo, żebrzę o opinie, bo jestem rozpuszczonym bachorem, który łasi się na pochwały, ale jak mi przywalicie do dzwonu, to też nie ugryzę ;)
Dobranoc i do białego rana!
Zawsze Wasza
~Nico
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top