Rozdział 6
Arvis
Nienawidziłem języka demonów. Szczególnie przy rozwiązywaniu krzyżówek zrobionych przez Ainarsa. Zazwyczaj nie miałem problemów, ale przy obecnie wykonywanej już dwukrotnie musiałem wstawać po słownik zrobiony specjalnie dla mnie przez Śmierć. Tu były słowa, z których korzystano tysiące lat temu. Nie próbowałem dojść, skąd on brał te wyrazy. Zaciąłem się w jednym miejscu, a nie chciało mi się po raz kolejny wstawać. Zająłem się resztą w nadziei, że domyślę się, co kryło się pod tamtym hasłem.
Usłyszałem, że drzwi wejściowe zostały otwarte. Nie przejąłem się. Zazwyczaj to Eddy bawił się klamką, udając, że umiał zachowywać się jak cywilizowane stworzenie. Nikt inny by tu nie wszedł. Poza Śmiercią. W czasach młodości czekałem z niecierpliwością na jego powrót. Minęły lata, zanim zdecydował się wziąć mnie do pomocy. Byłem jego oczkiem w głowie. Na każdym kroku się martwił, czasem zaniedbywał obowiązki.
A teraz zniknął. Pozostała po nim nieznośna pustka. Nie umiałem poradzić sobie bez niego.
Eddy usiadł na ledwo trzymającej się książeczce. Wbił pazury, robiąc dziury w kilku miejscach. Rzuciłem mu wymowne spojrzenie.
— Miałeś tyle miejsc, żeby wylądować. — Pokręciłem głową. — Skoro już tu jesteś, to możesz mi jedną rzecz przetłumaczyć.
Pokazałem na niezrozumiałe zdanie. Eddy przeczytał je, po czym przekręcił łbem.
— To jest proste. Seksuāls akts.*
— Naprawdę?
— Tak. Po prostu słownictwo było ciężkie. Mogłeś nie zrozumieć kilku słów. — Wyprostował się. — Zanim przypomnisz sobie, żeby wydrzeć się na mnie, że nie pilnuję Kiliana, to się odwróć, panie.
Obróciłem głowę. Faktycznie w drzwiach stał Kilian. Uniosłem brew. Co on tu robił? Czyżby zmienił zdanie? To wątpliwe.
— Jak widzisz, jaśnie pan Kilian postanowił umrzeć, żeby się z tobą spotkać — dodał z rozbawieniem Eddy.
— Romantycznie — rzuciłem sarkastycznie. — Gdzie w takim układzie bukiet róż dla mnie?
— Zostawił w Świecie Żywych. Przykro mi. Myślę, że na następny raz obieca poprawę. — Zwrócił wzrok na chłopaka. — Prawda, Kilianku?
— Nienawidzę was... — burknął pod nosem.
Eddy przeskoczył na stolik, dzięki czemu mogłem odłożyć książeczkę. Wstałem, prostując w końcu skrzydła. Czasami miałem ochotę je wyciąć na moment. Owszem, lubiłem je, ale nadal przeszkadzały mi w wielu czynnościach. Ogon mnie tak nie irytował. Kochałem nim machać na wszystkie strony. Niestety, skutkiem tego było wielokrotne zrzucanie delikatnych rzeczy ze stołów. Śmierć niekiedy dostawał szału, gdy notorycznie zbijałem jego ulubione kubki.
Uświadomiłem sobie, jak brakowało mi jego irytacji...
Odgoniłem tę myśl, by skupić się na swoim gościu.
Dostrzegłem bliznę na szyi Kiliana. Nie miał jej wcześniej. Wiedziałem już, jak się zabił, żeby się tu dostać. Ciekawy wybór. Biorąc pod uwagę, czym się zajmował, to musiało to być ciekawe przeżycie. Aż nie powstrzymałem wrednego uśmiechu.
— I jak doznania? — spytałem, zakładając ręce za plecami.
Kilian się skrzywił.
— Następnym razem rzucę się do tej samej jaskini co poprzednio — skomentował krótko.
— Będziesz dłużej się regenerować i Eddy będzie musiał ci pomagać magią. Z tego, co mówił, to wcale nie jest ci to na rękę. Tak jest szybciej. A pewnie na tym ci zależy, żebyś mógł być zdolny zawodowo.
Podszedłem nieco bliźniej. Wyraźnie Kilian się wzdrygnął. Nadal nie czuł się pewnie w tych stronach, choć uparcie starał się dowieść, że było inaczej. Chciałbym lepiej go zrozumieć. Tak jak poprzednich. Tylko że z nimi sytuacja wyglądała inaczej. Nikt się tak nie stawiał. Z chęcią chcieli pomóc, dawali z siebie wszystko. Gdybym tylko pomyślał o pakcie wcześniej...
Naprawdę nie radzę sobie bez ciebie Nāvi...*
— Wejdź do środka, przecież ciebie nie zjem.
Kilian wszedł w końcu. Przeszedł się najpierw po pomieszczeniu. Spojrzał na książeczkę z krzyżówkami leżącą na stoliku. Otworzył ją, ale skrzywił się, widząc niezrozumiałe frazy. Grzecznie ją odłożył. Kontynuował przypatrywanie się wszystkiemu w pokoju. Czekałem, kiedy się zorientuje, że to nie ja zamierzałem zaczynać rozmowy. W międzyczasie, gdy Kilian był zbyt zajęty sobą, Eddy usiadł mi na ramieniu. Wyszeptał:
— Uzmanieties, viņš ir melis.*
Zacisnąłem zęby. Świetnie. Tego brakowało. W sumie czego spodziewałem się po mordercy? To oczywiste, że powrót śmierci był dla niego niekorzystny. Przydałoby się go przekonać.
Śmierć wiedziałby od razu, co robić...
W końcu Kilian się odwrócił. Musiał zrozumieć, że nie trwałem w ciszy bez powodu.
— Mogę ci pomóc — zaczął, zakładając ręce za plecami — skoro i tak jestem na ciebie skazany. Tylko bez paktu.
Boże, czemu on był taki uparty?
— Bez paktu nie mogę cię chronić.
— Czy wyglądam, jakbym potrzebował ochotny? — Pokręcił głową z wrednym uśmiechem.
Uparty...
Nie mogłem pozwolić, żeby kolejna osoba zginęła, podczas gdy ja siedziałem w Piekle, nie wiedząc o niczym. Później dowiadywałem się od Eddy'ego, że kolejna nadzieja kończyła z wyrwanym sercem. Choć przed Kilianem było zaledwie dwóch wybranków, to wciąż winiłem się za ich śmierć.
Do głowy wpadł mi pewien pomysł.
— Jesteś pewny? — spytałem, zmniejszając dystans. — Nie przeraża cię wizja, że ktoś ci kiedyś wyrwie serce?
— Czemu miałaby? — Przymrużył znudzony oczy.
— Wyrwanie serca nie kończy się natychmiastowym zgonem. Człowiek pozostaje przytomny. Widzi i słyszy wszystko, ale nie może się ruszyć. Nie bierze wdechu, ale nie czuje, że się dusi. Wie, że umiera, ale nic nie może z tym zrobić.
Kilian pozostał niewzruszony. Fałszywie. W rzeczywistości zadrżał. Może pozostała w nim jeszcze garstka ludzkich uczuć. To dobry znak. Po takim mordercy spodziewałbym się wszystkiego.
— KRA! Ja myślę, panie, że jemu przydałoby się je na moment wyjąć. Inaczej ten imbecyl nie zrozumie.
Rzuciłem krukowi wymowne spojrzenie.
— Eddy.
— Tak?
— Sprawdź, czy nie ma cię na trzecim piętrze.
— Już się robi! — Zasalutował, po czym wyleciał przez komin. Pokręciłem głową ze śmiechem.
Ciekawe, kiedy się zorientuje...
Zwróciłem wzrok na Kiliana. Wyglądał na znudzonego. Chyba oczekiwał żywszej rozmowy z demonem. Musiałem zwieść jego oczekiwania. Powinien był się cieszyć, że miałem wyjątkowo anielską cierpliwość. W innym wypadku nie umiałby udać pewności siebie. Jeszcze kiedyś przekona się o tym.
— Słuchaj, Kilian. To ważna sprawa. Pakt będzie obowiązywał tylko na czas szukania Śmierci. Później dam ci spokój.
— Tak? Spokój o tytule: "Bilet w jedną stronę do Piekła"? — Prychnął pod nosem. — Bo nie sądzę, żebyście przepuścili taką okazję.
A więc doskonale o tym wiedział. Nie był debilem.
— Śmierć może cię zabrać tylko wtedy, gdy umrzesz.
Są od tej reguły wyjątki, ale nie musisz o tym wiedzieć.
— Nie przekonasz mnie. Nie zawrę tego paktu, choćby się waliło i paliło.
— Może kiedyś to zrozumiesz. Byleby nie za późno.
Podszedłem, by ponownie usiąść na wygodnym fotelu. Założyłem nogę na nogę. Oparłem łokieć. Współpraca bez paktu nie miała sensu, bo nie chciałem tracić kolejnego Wybranka Śmierci.
Dlaczego Nāvi wybrał akurat Kiliana? Na pewno wiedział o wszystkich jego przewinieniach. A co jeśli to akt desperacji? Jeśli zostało mu niewiele czasu i oczekiwał jak najszybszego ratunku? Cholera, oby nie. Nie zdołam przekonać Kiliana w tak krótkim czasie.
Nie panikuj, Arvis.
— Czemu się tak przyglądasz? — spytał znikąd Kilian, krzywiąc się w moją stronę.
— Myślę sobie o twoich przewinieniach i zastanawia mnie, jakim cudem to właśnie twoja pomoc jest taka ważna — odpowiedziałem przynajmniej po części zgodnie z prawdą.
— Będziesz mi mówił, czego się dopuściłem, naprawdę? — Prychnął ze śmiechu. — Chyba nie zaliczyłem wszystkich możliwych rodzajów grzechów.
Przyjrzałem się dokładniej. Jako Żniwiarz faktycznie potrafiłem odczytywać czyjeś grzechy. To moja praca. Na ich podstawie ustalałem, na które piętro zrzucić człowieka. Niekiedy czyniłem to z przykrością. Wielu nagle gubiło właściwą ścieżkę, a potem błagało z płaczem o przebaczenie. Niestety, tylko niektórych dało się uratować w ten sposób. Wtedy posyłałem ich do aniołów. Nie wnikałem wtedy, co się działo dalej, bo to nie moja sprawa. Liczył się dla mnie fakt, że przynajmniej udało się kogoś odciągnąć od Piekła.
Jednakże, jak w przypadku Kiliana, słowo "żałuję" to za mało.
— Zabójstwa — zacząłem wyliczać — kradzieże, oszustwa, świętokradztwo...
— Czekaj co? — przerwał ze zdziwieniem. — Niby kiedy?
— Obsikałeś ścianę kościoła — burknąłem, widząc tę scenę przed oczami.
— Dobra, tylko raz.
— Popchnąłeś zakonnika w błoto...
Porządnie uwaliłeś mu habit.
— Dwa...
— Złożyłeś z krzyży pentagram... — Zamrugałem szybko. — Jak?!
— Nudziłem się. — Wzruszył ramionami.
Westchnąłem załamany. Z kim przyszło mi pracować?
— Niemniej. Gdy jeszcze Śmierć tu był, to wiele przypadków zgonów pojawiało się w tych okolicach od ludzi związanych z nielegalnymi interesami. Ponoć też się trzymasz blisko.
Kilian widocznie ucieszył się, że zacząłem mówić z sensem.
— Nie. Nie wiem, co tam się dzieje i szczerze mi to wisi.
— Ale znasz się trochę na nielegalnych interesach, prawda? — Wiedziałem, że to pytanie retoryczne, jednak miałem delikatny problem z prowadzeniem rozmowy z tym niezwykle współpracującym człowiekiem.
— Trochę, a co?
— To poszukaj jakichkolwiek wskazówek. Na pewno jest to bardzo tajna sprawa, ale jakoś musisz się dostać głębiej.
Kilian otworzył szerzej oczy. Widocznie z przerażenia. Najwidoczniej nie czuł się w pełni pewnie w swoim środowisku. Kolejny ważny dla mnie znak.
— Ej, ej. — Wziął głęboki wdech. — Ja tylko zabijam. Myślisz, że nie będę ani trochę podejrzany, jeśli nagle zainteresuje mnie coś podobnego? Padnę trupem.
— Temu tak nalegam o pakt i ochronę.
— Nie myśl sobie, że mnie namówisz.
No debil, no.
Z komina wyleciał naburmuszony Eddy. Usiadł tuż przede mną, patrząc morderczym wzrokiem i otrzepując się z popiołu.
— KRA! Przestań robić sobie ze mnie jaja, panie! — Tupnął nóżką. — To nie jest zabawne!
Uśmiechnąłem się pod nosem.
— Panie, dość! Nie było mnie na trzecim piętrze! Przeleciałem się po nic!
— Słabo sprawdzałeś.
— Nie nabiorę się drugi raz!
Dostrzegłem, że Kilian wywrócił oczami, po czym ruszył w stronę drzwi, alarmując tym samym mnie i Eddy'ego. Kruk podleciał, by zablokować mu drogę. Wstałem, podszedłem i położyłem dłoń na ramieniu Kiliana. Domyśliłem się, że wychodził, bo nie mógł znieść, że nie dowiadywał się niczego nowego. Wolał zwiedzić Piekło.
— Zanim stąd wyjdziesz, żeby zwiedzać Piekło, to pozwól, że opowiem ci o zasadach. — Zabrałem rękę. — Trzymasz się ścieżki szczególnie na Pustyni Pomniejszych Demonów, chyba że chcesz skończyć z oderwaną nogą lub ręką. Nie wchodzisz do Martwego Lasu Jęków.
— Bo?
— Po prostu tam nie wchodzisz. Nie pływaj w Rzece Krwi, dużo tam bardzo nietypowych demonów, które potem ciężko wyciągnąć z tyłka lub penisa.
Kilian widocznie się obrzydził. Byłem pewny, że będzie trzymać się od tej rzeki z daleka, jeśli chciał chronić własny odbyt.
— Ponadto dalej są Wietrzne Góry, ale do nich idzie się przez Martwy Las Jęków. Jednak tam też ci nie wolno wkraczać.
— To gdzieś w ogóle mogę chodzić? Pewnie łatwiej będzie ci wymienić.
— Możesz pooglądać okolicę. Zaraz obok masz Piekielną Stajnię i tam możesz wejść, nic cię nie zgwałci. Chyba.
— Jasne. Zrozumiałe. A innych pięter nie mogę zwiedzić?
— Jak będziesz kiedyś bardzo znudzony, to Eddy może raczy oprowadzić cię w innych sferach, ale strzeż się szóstego i siódmego piętra. — Posłałem wredny uśmiech. — Nawet Lucyfer mieszka na piątym...
Kilian zadrżał. Tyle dobrego. Wolałbym, by trzymał się od tamtych stref jak najdalej. Nikt nie wiedział, co tam się działo, bo to teren wyłącznie Okrutników. Panował surowy zakaz wstępu dla innych demonów. Z jednej strony chciałbym, żeby Kilian zszedł tam na moment i przekonał się, jaka mogła czekać go przyszłość, ale też wyciąganie go stamtąd liczyłoby się z dosyć nieprzyjemnymi konsekwencjami.
Pozwoliłem Kilianowi wyjść i posłałem za nim Eddy'ego. Sam potrzebowałem chwili samotności, by usiąść i przemyśleć, co zrobić, by w końcu znaleźć Nāvi.
*Seksuāls akts - Akt seksualny
*Nāvi - Śmierć. Nāvi jest właściwym imieniem używanym w Piekle
*Uzmanieties, viņš ir melis. - Uważaj, on jest kłamcą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top