⚜️ Tom 3 ⚜️

Ten miesiąc zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych. Miała poniekąd wrażenie jakby został całkowicie wyjęty z jej z życia. Większą jego część spędziła w swoim pokoju i jedynie robiła w ciągu dnia wędrówki stołówka-biblioteka-sypialnia. Oczywiście w godzinach, gdzie zdecydowana większość studentów była na treningu.

Nie widywała się też praktycznie z nikim. Jedynie z Shoko na porannego papierosa i z Yutą, który do niej wpadał codziennie wieczorem, opowiadając o tematach poruszanych na zajęciach i przekazując jej notatki z elementarnych przedmiotów typu japoński, matematyka, fizyka... Tak jak podejrzewała, jeśli chodziło o naukę jujutsu, przerabiali teraz podstawowe rzeczy, które już ogarnęła w jednym paluszku. Dzięki książkom z biblioteki studiowała ponadprogramową wiedzę, szczególnie skupiając się na Rozszerzeniu Domen oraz Odwróconej Przeklętej Technice, której do tej pory nie udało jej się opanować.

Poza tym całe dnie spędzała leżąc na wznak i wpatrując się w sufit. Myśl o tym, że miałaby wyjść i skonfrontować się z innym, a szczególnie z Satoru, wewnętrznie ją przerażała. Ich ostatnia rozmowa nie zakończyła się happy endem i od tamtej pory nawet się nie widzieli, więc podejrzewała jak bardzo niezręcznie mogłoby być, jeśli by się niechcący natknęli na korytarzu. Dlatego też obniżała to ryzyko do minimum, wychodząc z pomieszczenia jedynie gdy miała pewność, że białowłosego nie ma na terenie szkoły.

Jej innym utrapieniem byli członkowie Sigmy. Łowcy okupowali stację kolejową, uniemożliwiając im powrót do rodzinnej wioski, przez co zmuszeni byli stacjonować na obrzeżach i chowając się po opuszczonych budynkach. Pomagała im finansowo na ile mogła, ale powoli zaczynało jej brakować pieniędzy. Poszła nawet do dyrektora po pomoc, bowiem wiedziała, że uczniowie liceum dostają pewnego rodzaju wynagrodzenie od wyegzorcyzmowanych klątw, a ona nie dostawała kompletnie nic. Masamichi jednak miał związane ręce.

Dzisiejszy poranek był całkiem przyjemny. Promienie słoneczne przebijały się przez uchyloną roletę i zapowiadało się na ciepły dzień. Podniosła się, słysząc dźwięk smsa. Spojrzała na ekran, dostrzegając wiadomość od Shiro, który prosił ją znów o pomoc finansową. Ataki Łowców zaostrzyły się. Lisy musiały teraz się wyjątkowo pilnować, a przez to ciężko było im załapać się nawet na dorywczą pracę. Otworzyła szafkę wyciągając portfel i sprawdzając jego stan, cztery tysiąc jenów. Jak za taką kwotę miała wyżywić grupę kitsune? Przymknęła oczy, wzdychając głośno.

Nie mając innego wyjścia, wstała z łóżka, przebierając się z piżamy. Zanim wyszła z liceum, poinformowała o tym fakcie dyrektora, jednocześnie prosząc go, aby znów spróbował zagadać Wyższych o chociażby minimalną płacę za likwidację klątw. Co prawda od miesiaca nie była na żadnej misji, ale z chęcią by do tego wróciła, byleby tylko nie musiała mieć kontaktu z Gojō. Podskoczyła jeszcze jedynie na stołówkę, zabierając sobie coś na śniadanie.

Gdy dotarła na miejsce, kitsune powitały ją z entuzjazmem. Część z nich do tej pory była ciekawa kim jest Satoru i jak udało mu się praktycznie znokautować dziewczynę, którą do tej pory uważali za najsilniejszą. Jedynie Shiro pokrótce zdradziła parę informacji, jako że awansował na jej prawą rękę. Wiedziała jednak, że nie będzie w stanie przewodzić Sigmą, o czym również mu powiedziała. Chłopak jednak nie zgodził się na przekazanie mu na stałe przywództwa, cały czas był przekonany, że Yoshikawa wróci z nimi do wioski.

– To ostatnie pieniądze jakie mam. - szepnęła do niego, gdy znaleźli się na osobności.

– I co my teraz zrobimy? Ostatnio zaatakowali Santi niedaleko naszego schronu i mam wrażenie, że za niedługo odkryją gdzie się znajdujemy. - odparł również cichym tonem, posyłając dziewczynie znaczące spojrzenie.

– Nie mam pojęcia... Może zapożyczę się u Shoko, albo dyrektora. Dokładnie sprawdzaliście dworzec? Może udałoby wam się jakoś przemknąć niezauważonym.

– Nie ma opcji. Czuwają na każdym peronie, dworcu autobusowym i lotnisku. Dodatkowo podsłuchaliśmy jak jeden z nich mówił, że dworzec w Kioto również jest okupowany.

– Będzie trzeba was wysyłać małymi grupkami wynajętymi autami. Tylko muszę zdobyć więcej pieniędzy.

– Nie powinniśmy się rozdzielać. - zaoponował Shiro.

– A masz jakiś inny pomysł?

Chłopak zamilkł. Nie miał żadnego pomysłu. Tak samo jak ona. Mieli związane ręce. Yoshikawa jeszcze chwilę została ze swoimi pobratymcami, uśmiechając się i zapewniając, że wszystko się ułoży, mimo iż nie była co do tego przekonana.

Gdy wyszła z opuszczonego budynku dalej jej myśli zajęte były Sigmą. Wręcz machinalnie szła w stronę najbliższego przystanku metra, przechodząc pomiędzy uliczkami. Niezbyt zwracała uwagę na to co się dzieje dookoła niej, bo i tak minęła może dwójkę ludzi. Nagle jedno z jej lisich uszu zarejestrowało charakterystyczny świst powietrza. Jej zmysły momentalnie się wyostrzyły, a adrenalina uderzyła do głowy. W tym samym momencie kula mignęła parę centymetrów od jej skroni.

Źrenice jej się gwałtownie rozszerzyły i niewiele myśląc rzuciła się na ziemię uwalniając lisy. Kolejna kula świsnęła w miejscu, w którym stała przed chwilą. Odwróciła się i mimochodem dostrzegła rosłego mężczyznę z pistoletem wymierzonym w jej stronę. Następny strzał, tym razem ugodził w jednego jej lisa, który ją zasłaniał. Po ugodzeniu pociskiem stało się jednak coś dziwnego, gdyż ten zniknął, a ona straciła z nim całkiem kontakt. Niewiele myśląc szybko pozbierała się z ziemi i skręciła w uliczkę, słysząc za swoimi plecami kolejny świst.

Jak nic to był Łowca. Dodatkowo wnioskując po tym, że straciła kontakt z jednym ogonem, dysponował on tym samym rodzajem trucizny, którym dostała przy swoim pierwszym spotkaniu z nimi w Tokio. Biegła tak szybko jak nigdy, skręcając raz po raz w uliczki, mając nadzieję, że w końcu go zgubi. Miała ogromny problem w tym momencie. Nie mogła go przecież zabić, na domiar złego kręcił się on w bliskiej odległości od miejsca w którym stacjonowały kitsune. Nie do końca wiedziała gdzie teraz uciec, zgubiła się i biegła aktualnie na oślep.

W pewnym momencie jej wyostrzone zmysły wyczuły obecność przeklętej energii gdzieś w bliskiej odległości. Skupiła się na niej chcąc zorientować się czy należy do klątwy czy maga, jednak w tej samej chwili wyłonił się przed nią ten sam Łowca. Yoshikawa zatrzymała się gwałtownie, mężczyzna znajdował jakieś parę metrów od niej. Zdążyła rzucić mu jedynie przelotne spojrzenie, bo ułamek sekundy później poczuła obezwładniający ból w dolnej części brzucha.

Z ust wyrwał jej się zduszony krzyk i momentalnie straciła kontakt z lisami. Poczuła jak nogi się pod nią załamują przez co musiała przytrzymać się jednej ze ścian budynku. Drugą rękę wetknęła w ranę, z której obficie wypływała krew. Ugięła się nieznacznie na chwiejnych nogach, żeby zminimalizować ból, po czym usłyszała ciche kliknięcie, ale bez strzału.

Poderwała głowę do góry dostrzegając lekkie zdziwienie na twarzy mężczyzny. Musiał być nieprzeszkolony, bo żaden wykwalifikowany Łowca nie zrobiłby tak karygodnego błędu. Resztkami sił rzuciła się w jego stronę, wymierzając mu mocny cios w brzuch. Z głośnym stęknięciem upadł na ziemię, a Yoshikawa nie tracąc czasu ruszyła najszybciej jak mogła w stronę przeklętej energii. Już było jej wszystko jedno, czy będzie to klątwa, czy mag. Nawet jeśliby i trafiła na klątwę to wolała zginąć z jej rąk rozszarpana niż dostać się w łapy Łowców.

Kulejąc usłyszała głośne przekleństwa mężczyzny, który zdążył się chyba pozbierać z ziemi. Czuła jak pomiędzy palcami krew skapuje na ziemię pomimo aktywacji Techniki. Powoli robiło jej się słabo, ale coraz silniej czuła przeklętą energię. Skręcając za zakrętem jej oczom ukazała się wielka paro metrowa klątwa o granatowym zabarwieniu. Ostre zęby były wyszczerzone w jej stronę, a neonowo zielone oczy łypały z zaciekawieniem. Wtedy też do niej dotarło, że skądś chyba poznaje tę energię...

– Znowu się spotykamy, Yoshikawa.

Sachiko zatrzymala się i zerknęła lekko w prawo, gdy zza pleców klątwy wyłonił się wysoki mężczyzna. W pierwszym odruchu miała ochotę zakląć, ale do jej uszu dobiegł stukot butów Łowcy.

– Getō. - warknęła przez zaciśnięte zęby, ale przymusiła się by zrobić parę kroków w jego stronę, podpierając się kurczowo ręką ściany.

Wzrok Suguru skierował się na jej brzuch, przez co zmarszczył brwi z konsternacją. W tej samej chwili Łowca wbiegł do uliczki, natomiast nogi dziewczyny odmówiły posłuszeństwa i runęła na ziemię, w ostatniej chwili podpierając się rękami, aby nie upaść na twarz. Usłyszała dźwięk przeładowanego pistoletu w momencie, w którym odwróciła się, siadając na ziemi. Jej wzrok zatrzymał się na lufie, która była skierowana prosto w jej głowę. Przynajmniej szybko umrze, a nie będzie znowu torturowana przez Łowców.

Głośny strzał spowodował, że mimowolnie przymknęła oczy, oczekując kolejnego bólu... który nie nadszedł. Do jej uszu dobiegł jednak niespodziewanie głośny krzyk, a następnie nieprzyjemny dźwięk rozrywania. Sachiko podchyliła powieki, obserwując jak klątwa rozszarpuje Łowcę.

– Przebrzydła małpa. - usłyszała pełen pogardy głos Getō.

Wzięła głęboki wdech, czując jak zaczyna jej się coraz bardziej kręcić w głowie. Jednocześnie usłyszała kroki zmierzające w jej stronę. Kątem oka dostrzegła Getō, który kucnął przed nią, obserwując bacznie jej stan, a następnie inną osobę, która klęknęła obok niej. Miała wrażenie jakby działała w zwolnionym tempie. Zanim zdążyła odwrócić głowę w stronę obcej osoby, poczuła jak ktoś pochyla ją do przodu, niczym kukłę, a następnie jak dłonią sprawdza jej krzyże. Zaczynała tracić czucie w kończynach.

– Kula nie przeszła na wylot. - skomentował inny męski głos. – Trzeba ją wyciągnąć.

Została niespodziewanie położona na plecach i wtedy jej wzrok skupił się na tym drugim osobniku. Zdążyła jedynie dostrzec, że jest to ciemnoskóry mężczyzna w okularach, bo w tej samej chwili zaczęły jej się przed oczami pojawiać ciemne mroczki.

– Tutaj? - zdziwiony głos Getō jakby przez mgłę jeszcze odbił jej się w głowie.

– Nie dotykajcie... mojej krwi... - wymamrotała ostatkiem sił.

***

Gwałtownie przebudziła się, rozglądając dookoła. Czuła mocny ból w podbrzuszu, który promieniował jej na prawie cały tors. Gdy wzrok w końcu przyzwyczaił się do jasnego światła, napięła mięśnie ignorując nieprzyjemne uczucie, podnosząc się do siadu.

– Spokojnie, straciłaś sporo krwi.

Momentalnie zwróciła wzrok w stronę ciemnoskórego mężczyzny, który stał po drugiej stronie pokoju, robiąc coś przy stole.

– Boli cię? - spytał zdziwiony, widząc jej skrzywioną minę. – Dostałaś mnóstwo leków.

– Nie działają na mnie. - odparła, sięgając dłonią do wenflonu i wyrywając go sobie z żyły. – Ile byłam nieprzytomna?

– Jakieś piętnaście godzin. - po tych słowach zaklęła, po czym zsunęła nogi z łóżka.

– Już nas opuszczasz? - w tej samej chwili do pomieszczenia wszedł Getō. Sachiko zamarła, zaciskając zęby i powstrzymując się przed niemiłym komentarzem.

– Dziękuję za uratowanie mi wczoraj życia, jednak dalej zastanawiam się po co to zrobiłeś, skoro uważasz, że jestem słaba. - wypaliła, nie spuszczając go z wzroku.

– Nigdy nie powiedziałem, że jesteś słaba. - powiedział, uśmiechając się tajemniczo i zbliżając do jej łóżka. – Wręcz przeciwnie, jesteś bardzo silna.

– Jakoś po naszej ostatniej rozmowie odniosłam inne wrażenie.

– Myślisz, że tak usilnie starałbym się przekonać cię na swoją stronę gdybyś była słaba? - spytał, unosząc do góry brwi i przysuwając sobie bliżej krzesło, aby móc usiąść na przeciwko niej.

– Nie przejdę na twoją stronę.

– Miguel, czy byłbyś tak uprzejmy? - zwrócił się do mężczyzny, który jedynie uniósł do góry brwi spoglądając na niego znacząco. Nie powiedział jednak nawet słowa tylko wyszedł.

– Powiedz mi, Yoshikawa, co cię trzyma w tym liceum? Rada jest skorumpowana i rządzi nią pieniądz, a czarownicy jak trybiki wypełniają ich samobójcze misje. W imię czego? Ochrony czegoś tak obrzydliwego jak te bezmózgie i ślepe małpy?

– Getō, nie przekonasz mnie do zabijania ludzi.

– Wiem, jesteś zbyt zapatrzona w Satoru i jego idealistyczne poglądy.

– Jeszcze jedno słowo o nim... - warknęła z nutką groźby w głosie.

– Ah, czyli dalej się nie pogodziliście. - uśmiechnął się sztucznie. – Nie wnikam w to co się między wami wydarzyło.

– Czego więc ode mnie chcesz?

– Rozmowy, wymiany poglądów, może niewielkiej prośby. - jego głos brzmiał niewinne, ale wiedziała, że coś za tym stoi.

– Muszę zadzwonić do szkoły.

– Oh, rzeczywiście chyba się trochę martwili. - odparł, wyciągając z kieszeni jej komórkę i podając jej do ręki.

Zerknęła na wyświetlacz, widząc 99+ nieodebranych połączeń. Większością z nich był Satoru, ale znajdowało się tam również mnóstwo połączeń od Yuty oraz parę od dyrektora. Napisała szybkiego smsa do Okkotsu i Masamichi'ego, że nic jej nie jest i będzie za parę godzin z powrotem, po czym przeniosła wymowne spojrzenie na Getō.

– Nie chciałabyś zapobiec tej wojnie? - zapytał, na co przewróciła oczami.

– Jest mi dosłownie wszystko jedno. I tak w niej nie wezmę udziału. - wzruszyła ramionami.

– Nie? Jeszcze bardziej zaciekawiło mnie co się między wami stało. - zaśmiał się.

– Różnica poglądów. Przejdź do sedna, Getō.

– Dobrze, nie będę owijał w bawełnę. Chce posiąść Orimoto Rikę. - wyjawił, ale niezbyt ją samą to zdziwiło.

– Tego akurat zdołałam się domyślić sama. - parsknęła. – Czego chcesz ode mnie.

– Okkotsu nie chciałby pozbyć się klątwy? Byłbym w stanie pomóc.

– Mógłbyś uwolnić go od Riki? - spytała, spoglądając na niego z niedowierzaniem.

– Dokładnie.

– Nie robiąc mu przy tym krzywdy? - dodała, krzyżując ramiona na piersi. 

– Nawet włos mu z głowy nie spadnie.

Yoshikawa na te słowa usiadła na krańcu łóżka i nachyliła się bliżej niego tak, że ich twarze dzieliło parę centymetrów.

– I właśnie dlatego niewiele różnisz się od zakłamanej i skorumpowanej Rady. - szepnęła, na co on jedynie uniósł brew do góry, ale kąciki jego ust uniosły się nieznacznie.

– Tak się składa, Getō... - kontynuowała, nie spuszczając z oczu jego ciemnych tęczówek. – ... Że nie masz do czynienia z niedoświadczonym pierwszakiem, a osobą, która przeczytała niemal wszystkie książki o jujutsu z biblioteki i wiem, że nie da się pozbawić kogoś tak potężnej klątwy, bez zabicia użytkownika.

Getō zaśmiał się donośnie, podnosząc się z krzesła, tak że teraz górował nad dziewczyną.

– Do tej pory żałuję dnia, w którym pozwoliłem ci odejść razem z Satoru. Razem udałoby nam się podbić ten świat i stworzyć go lepszym. - westchnął spoglądając na nią z góry, a ona również wstała z łóżka, aby chociaż trochę zmniejszyć dzielący ich dystans.

– Getō, ostrzegam cię. Jeżeli tylko tkniesz Yutę, przysięgam ci, że cię zniszczę. - szepnęła złowrogo, przymrużając powieki.

– Chcąc, nie chcąc i tak weźmiesz udział w tej wojnie. Nie będziesz jednak w stanie być w dwóch miejscach jednocześnie. Nie będziesz w stanie walczyć z klątwami i go bronić. - odparł, prostując się i uśmiechając cwaniacko.

– Ta rozmowa nie ma sensu. Wychodzę. - odparła, wymijając go.

– Yoshikawa. - wypowiedział jej imię, na co zatrzymała się w przejściu. – Przekonaj Okkotsu i razem do mnie dołączcie. Daje ci słowo, że go nie skrzywdzę, jeśli będziecie po mojej stronie.

Ta jedynie prychnęła głośno, kręcąc z powątpiewaniem głową, wyszła z pomieszczenia i weszła na ciemny korytarz. Czuła jak rana postrzałowa dalej jej doskwiera, ale zignorowała narazie ten fakt.

– Zdobędę Orimoto Rikę, z Okkotsu lub bez. - dodał na odchodnym, a dziewczyna siłą zmusiła się, żeby tam nie wrócić i mu nie przywalić.

***

Szybkim krokiem wychodziła po schodach zmierzając do gabinetu dyrektora. W głowie kłębiła jej się teraz cała ta sytuacja z Getō. Na nowo analizowała tą rozmowę i zaczęły docierać do niej pewne fakty, które z pewnością musiała przekazać Masamichi'emu. Niby miała się nie wtrącać w sytuację z Getō, ale w momencie w którym zaczęło chodzić o Yutę, nie miała innego wyjścia. Z początku była pewna, że głównym motywem klątwiarza było wypowiedzenie wojny i pozabijanie ludzi, a chęć zdobycia Riki tylko dodatkową możliwością. Po dzisiejszej rozmowie jednak wychodziłoby, że Yuta stanowi tutaj kluczową rolę.

– Sachiko! - usłyszała swoje imię gdzieś piętro niżej na schodach. Dobrze znała ten baryton i to była ostatnia osoba jaką chciała dzisiaj ujrzeć.

– Spieszę się. - odparła krótko, nawet się nie zatrzymując.

– Co się stało? Nie było z tobą kontaktu od wczoraj. Wydzwaniałem i wysyłałem SMS-y, mogłaś chociaż jedno zdanie napisać, żebym się nie martwił. - w paru susach znalazł się obok niej i dopiero wtedy dostrzegł jak dziewczyna nieznacznie kuleje.

– Zostałam postrzelona przez Łowcę i Getō mnie uratował. - powiedziała, nawet na niego nie spoglądając.

Właśnie spełnił się jej największy lęk, który towarzyszył jej od miesiąca. Ku jej zaskoczeniu, nie reagowała już tak gwałtownie i emocjonalnie na jego widok, mimo że sama ta wymiana zdań sprawiała jej niemałą trudność. Przez ten miesiąc zdążyła się już wypłakać i poukładać niektóre rzeczy w głowie.

Pierwszy tydzień był najgorszy, w pewnym momencie nawet brakło jej już łez, a organizm odwodnił się do tego stopnia, że głowa bolała ją niemal non stop. Na chwilę obecną było dość stabilnie, ale nie czuła się na siłach zachowywać tak, jakby nic się między nimi nie wydarzyło.

– Musisz wybrać się do Shoko, przecież ty kulejesz...

– Najpierw muszę porozmawiać z dyrektorem. - zaoponowała, gdy znaleźli się na piętrze, gdzie jest jego gabinet. W tej samej chwili jednak jego drzwi otworzyły się i wszedł na korytarz. Widząc Yoshikawe i Gojō, zmarszczył brwi, jakby kompletnie nie spodziewając się tej dwójki razem.

– Gojō, jesteśmy mocno spóźnieni. Yoshikawa, z tobą sobie porozmawiam jak wrócę. - odparł Yaga, spoglądając na dziewczynę wzrokiem „masz przechlapane".

– Dyrektorze, ja muszę teraz porozmawiać.

– Zaraz mamy spotkanie odnośnie wojny z Getō, nie mam czasu teraz. - mruknął olewającym tonem, po czym gestem dłoni zwołał do siebie białowłosego.

– To tym bardziej musimy porozmawiać. - warknęła, wyprzedzając dwójkę i stając przed dyrektorem. – Właśnie od niego wracam.

– Ty jesteś ranna! - dopiero teraz Masamichi dostrzegł krew na jej bluzie i jak się przytrzymuje w tym miejscu ręką. Ten kto jej wyciągnął kulę i zszył ranę zdecydowanie nie był medykiem. Ieiri robiła takie rzeczy tysiąc razy lepiej.

– To nic takiego. Dyrektorze, mam sporo informacji odnośnie Getō, które mogę was zainteresować.

– Idealnie się składa, opowiesz wszystko na naradzie. - odparł, wymijając ją.

– Już mówiłam, że nie chcę się w to mieszać. - mruknęła, nie ruszając się z miejsca.

– Pamiętasz jak mówiłaś, że potrzebujesz pieniędzy? - zapytał, zatrzymując się.

– Potrzebujesz pieniędzy? - powtórzył pytanie Gojō. – Czemu nic nie mówiłaś, dałbym ci.

Yoshikawa puściła mimo uszu jego słowa, skupiając się na dyrektorze.

– Dostałem pewną propozycję od Wyższych i właśnie o tym miałem z tobą porozmawiać po spotkaniu. - odparł, spoglądając na nią znacząco sponad ciemnych okularów. – Chodź z nami do auta, opowiem ci wszystko po drodze. Jeśli się nie zdecydujesz, opowiesz nam o spotkaniu z Getō i poczekasz w aucie.

Yoshikawa kiwnęła głową i ruszyli wspólnie do samochodu. Jak się okazało wsiedli do auta Satoru, które było zaparkowane przed główną bramą. Bez słowa siadła na tylne środkowe siedzenie. Gdy ruszyli, dyrektor odwrócił się do niej.

– Wyżsi zaproponowali układ, w którym powrócisz do egzorcyzmowania klątw oraz pomożesz przy sprawie z Getō. Mają tu na myśli, twoje uczestnictwo we wszystkich zebraniach oraz wsparcie 24 grudnia na jednym z miejsc, w których docelowo Getō ma wypuścić klątwy.

– W zamian za to. - kontynuował dyrektor. – Zaproponowali ci wynagrodzenie, do momentu ukończenia szkoły w wysokości miesięcznej pensji czarownika Klasy Pierwszej oraz dodatkowe premie za likwidację klątw poszczególnej klasy. Oczywiście po ukończeniu szkoły wynagrodzenie to ma być równe już wysokości pensji czarownika Klasy Specjalnej, którym jesteś. - dokończył dyrektor, po tych słowach Sachiko aż rozszerzyła oczy ze zdumienia. – Dodatkowo dostaniesz cały spadek klanu Nakamura. - dodał, na co Satoru zagwizdał głośno z aprobatą.

Yoshikawa nie mogła wydusić na początku z siebie słowa. Nie spodziewała się kompletnie takiej informacji. Na początku miesiąca wypraszała chociaż najniższą możliwą studencką kwotę, żeby móc opłacić jedzenie dla Sigmy, a teraz wyszli z czymś takim.

– Rzeczywiście są postawieni pod ścianą i im się grunt pod nogami wali. - zaśmiał się Gojō, przez co dziewczyna zwróciła się w jego kierunku, marszcząc brwi.

– Są ogromne braki kadrowe i na domiar złego klątwy zaczynają znikać ze zgłoszonych miejsc, co znaczy, że Getō ostro pracuje i zbiera klątwy. - wyjaśnił Masamichi.

– I to tylko z tego powodu?

– Chyba sobie nie zdajesz sprawy jak bardzo pomogłaś odkąd jesteś w Tokio. Jesteś szybka, skuteczna i wydajna za paru magów. Czasem wysyłałem cię na kilka misji w ciągu dnia, co raczej nie jest praktykowane wśród innych czarowników, bo najczęściej są wypłukani z przeklętej energii po trudniejszej klątwie. - odparł Gojō, ale nic nie opowiedziała na jego słowa.

– To prawda. - przytaknął dyrektor. – Rada mocno odczuła tą różnicę, szczególnie że jest mało magów Klasy Pierwszej, a jeszcze mniej tych, którzy rzeczywiście są w stanie zlikwidować bez problemu tego typu klątwy. Nie mówiąc o tym, że przez te najbliższe parę miesięcy trzeba rzeczywiście się przyłożyć, żeby nie dodawać Suguru nowych klątw.

Yoshikawa chciała coś na to odpowiedzieć, ale poczuła nagle ostry ból w podbrzuszu. Skrzywiła się, przymykając oczy i powoli oparła o siedzenie. Ręką złapała za miejsce postrzału, czując pod materiałem bluzki, że jest ono bardzo ciepłe. Wzięła głęboki wdech, otwierając powieki. Od razu rzuciło jej się w oczy, że Satoru spogląda na nią w lusterku wstecznym.

Głęboki błękit przenikał ją na wskroś, obserwując uważnie jest stan, a ona momentalnie się zreflektowała, prostując na siedzeniu i odwracając głowę w stronę szyby. Nie miała pojęcia czemu ten nie ma na sobie żadnej opaski, ale nie chciała tego dłużej analizować, bo powoli zaczynały jej wracać przykre wspomnienia. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek będzie w stanie popatrzeć mu się znowu w oczy bez przebłysków jak ten ją dusił w tamtym budynku.

Gdy zdołała w końcu uspokoić stukot serca, a ból zaczął nieznacznie przemijać dotarli na miejsce. Wysiadła z auta spoglądając na wysoki biurowiec. Przed budynkiem stał jakiś inny mag, który widząc dyrektora i Gojō, uśmiechnął się i skierował w ich stronę.

– Powinnaś udać się z tym do Shoko. - odparł Satoru, gdy w tym samym czasie zamkneli drzwi samochodowe. – Nie wygląda to dobrze.

Sachiko zignorowała jego słowa, nawet na niego nie spoglądając i ruszyła w kierunku dyrektora. Mężczyzna stojący obok niego musiał być koło trzydziestki. Widząc dziewczynę, która stanęła obok nich zwrócił się w jej stronę.

– Pani chyba jeszcze nie poznałem. - zaczął, wyciągając w jej stronę dłoń, na którą ta spojrzała z nieufnością.

– To Yoshikawa Sachiko. - uprzedził ją dyrektor, widząc jak ta czujnym wzrokiem skanuje od stóp do głów mężczyznę.

– Ah, czyli jednak postanowiła Pani do nas dołączyć. - odparł, dalej grzecznym i pogodnym tonem, jednak widząc jej spojrzenie cofnął powoli rękę. W tej samej chwili dołączył do nich Satoru, mężczyzna rzucił się w jego stronę aby się przywitać, ale ten jakby go ignorując zwrócił się do Yagi.

– Już późno, chodźmy. - po tych słowach, wyminął bezceremonialnie czarownika i ruszył w stronę drzwi. Nastolatka nie chcąc dalej siedzieć z tym podejrzanym mężczyzną ruszyła zaraz za białowłosym, natomiast Masamichi rzucił parę słów w stronę maga i również za nimi podążył.

– Jak wy się w ogóle zachowujecie. - zgromił ich w windzie, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi.

Gdy winda otworzyła się na odpowiednim piętrze, skierowali się wzdłuż korytarza po czym weszli do pokoju z podchylonymo drzwiami. Już na korytarzu słychać było dźwięki rozmów, ale gdy tylko przekroczyli próg, wszystko ucichło. Było to najprawdopodobniej spowodowane wejściem Satoru do sali, ale po chwili większość spojrzeń skupiła się mimo wszystko na niej. Podejrzewała, że pewnie każdy z nich wiedział kim ona jest, skoro nawet ten zupełnie obcy jej mężczyzna doskonale znał jej imię.

Praktycznie nikogo stąd nie kojarzyła, jedynie dostrzegła Ijichi'ego, który stał na uboczu z nikim nie rozmawiając. Czuła na sobie wzrok wszystkich i dodatkowo cisza, która nagle zapadła wręcz szumiała jej w uszach. Satoru oparł się o ścianę i wyciągając bezceremonialnie telefon zaczął scrollować jakiś portal społecznościowy. Dyrektor znów rozpoczął z kimś rozmowę, a ona natomiast stała koło niego czując się bardzo niekomfortowo. Ludzie w większości wrócili do zakłóconej konwersacji, ale czuła ich zaciekawione spojrzenia, które co jakiś czas uciekały w jej stronę.

– Yoshikawa? - usłyszała za sobą męski głos, na dźwięk którego momentalnie się odwróciła.

– Nanami! - zawołała, uśmiechając się szeroko, gdy dostrzegła znajomego blondyna. – Ale się zmieniłeś, nie jesteś już emo! - parsknęła, widząc, że ten ma teraz zupełnie inną fryzurę niż za czasów szkolnych. Ogólnie tak w zasadzie wyprzystojniał, ale te włosy robiły jednak największy efekt.

– Ty natomiast się kompletnie nie zmieniłaś. - odparł, kręcąc z powątpiewaniem głową.

– Już gdzieś to słyszałam. - mruknęła, a uśmiech momentalnie zszedł jej z twarzy.

– Jak się czujesz po tym wszystkim?

– „Tym wszystkim"? - spytała, unosząc brew do góry.

– Nie wiem za wiele. Jedynie to, że namieszałaś jak zwykle, zabiłaś paru ludzi i...

– Jeśli masz zamiar mi prawić morały, to lepiej zamilknij, Nanami. - ucięła ostro, odwracając wzrok.

– Nie mam. Od zawsze wiedziałem, że jakakolwiek próba ograniczenia cię nie ma najmniejszego sensu. I tak zrobisz po swojemu. No i miałem rację.

– Huh?

– Wyżsi byli niesamowicie dumni z siebie, gdy udało im się nakłonić cię do przystania na ich warunki. Z góry wiedziałem, że jeśli dojdzie co do czego to zrobisz to, co sama uważasz za słuszne, a nie to co trzeba. Nawet Gojō zbył mnie wtedy słowami, że na pewno nie zrobisz nic głupiego i będziesz się słuchać. Sama widzisz czym to zaskutkowała. Dopiero niedawno zasugerowałem im pójście ci na rękę, w zamian za pomoc. I co? Jesteś tutaj.

– To był twój pomysł z tym wynagrodzeniem i przekazaniem mi spadku rodu?

– Tak.

Sachiko otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, gdy niespodziewanie do pomieszczenia wszedł nieznany jej mężczyzna o kruczo czarnych włosach. Niby nic niespotykanego, ale większość rozmów nagle ucichła i część osób usiadła na ławkach.

– Przepraszam za spóźnienie. - rzucił, a Yoshikawa odczuła wrażenie, że skądś już kojarzy ten głos.

Mężczyzna niespodziewanie zatrzymał się przy niej, spoglądając na nią z zaciekawieniem. Rzuciła mu obojętne spojrzenie, sponad uniesionych brwi.

– A jednak zdecydowałaś się do nas dołączyć. - już któryś raz dzisiaj słyszała te słowa. Zanim jednak zdążyła jakkolwiek zareagować, mężczyzna wyminął ją i skierował się w stronę drugiego końca pokoju.

– Chyba już na nikogo więcej nie czekamy i możemy zaczynać! - odparł dziarskim tonem, jednocześnie zawieszając na niej swoje spojrzenie. Jego czarne tęczówki przeszyły ją na wskroś, przez co momentalnie odwróciła wzrok, czując dziwną irytację.

Widziała, że skądś kojarzy tego mężczyznę, ale nie mogła połączyć faktów. Dalej topornie szło jej poznawanie ludzi po aurze. Dostrzegła jak Gojō i dyrektor spoglądają na nią niepewnie, jakby obawiali się jej reakcji. Podeszła do nich, widząc że opierają się o ścianę i sama zrobiła to samo. Zebranie rozpoczęło się od wstępnej analizy strat czarowników, ilości wyegzorcyzmowanych klątw i ich porównaniu w stosunku do innych miesięcy. Tak w zasadzie na początku same nudne analizy statystyczne, które za bardzo ją nie interesowały.

Po chwili dłuższego stania, rana postrzałowa zaczynała dawać się we znaki. Dyskretnie schowała dłoń pod bluzę dotykając zabandażowanego miejsca. Było coraz cieplejsze, ale delikatny ucisk w tym miejscu dawał jej ulgę. Kątem oka dostrzegła jak Satoru odwraca się nieznacznie w jej kierunku. Skierowała wzrok lekko w górę, nie zmieniając swojej pozycji.

– Wszystko okej? - spytał cicho. – Jeśli źle się czujesz, odwiozę cię do liceum.

– Nie ma takiej potrzeby. - odparła szeptem, wyciągając dłoń spod bluzy i prostując się.

Następnie głos zaczęli zabierać poszczególni magowie relacjonując swoje misje. W pewnym momencie również dyrektor i Gojō wypowiedzieli się, po czym czarnowłosy mężczyzna przewodzący zebraniem spojrzał na nią z wyczekiwaniem. Gdy nic nie odpowiedziała, praktycznie wszystkie spojrzenia zwróciły się w jej kierunku.

– Jeśli chodzi o Yoshikawę... - zaczął Masamichi. – Przedstawiłem jej waszą propozycję i ma też coś ważnego do powiedzenia jeśli chodzi o Getō.

Waszą propozycję... To jest członek Rady! Teraz wszystko połączyło jej się we wspólną całość. To był ten młodszy od reszty Wyższych mężczyzna, który ją bronił za każdym razem. Kąciki jego ust uniosły się delikatnie gdy dostrzegł na jej twarzy zrozumienie.

– Więc jaka jest twoja odpowiedź? - zapytał, nie spuszczając z niej wzroku. Szybko przybrała bardziej stonowany wyraz twarzy.

– Pomogę wam z Getō.

***

Wychodząc z budynku, po skończonym spotykaniu, dyrektor niespodziewanie zamiast skierować się do auta, zatrzymał się pod drzwiami.

– Wrócę już stąd już sam do domu. Muszę jeszcze zamienić słówko z paroma osobami.

– Ja też mogę wrócić na nogach do szkoły. - wypaliła Yoshikawa, która była przerażona wizją powrotu samej z Gojō autem.

– Nie ma takiej opcji. - uprzedził ją dyrektor, spoglądając złowrogo w jej stronę. – Wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć. Gojō dopilnuj, żeby wróciła prosto do liceum.

– Jasne, nie pozwoliłbym jej samej wrócić. - odparł białowłosy, kierując się w stronę auta.

Yoshikawa zacisnęła zęby, ale bez sprzeciwu podążyła za chłopakiem. Wewnątrz czuła, że taka samotna wędrówka mogłaby się dla niej źle skończyć w takim stanie. Miała jedynie nadzieję, że ten nie zacznie z nią rozmawiać na niewygodne tematy.

Z początku wszystko układało się po jej myśli. Satoru bez słowa odpalił samochód, puszczając radio i wyjeżdżając z parkingu. Mocno się już ściemniło i zaczynała czuć się coraz gorzej. Miała wrażenie, że rana postrzałowa płonie i podejrzewała, że ma dość wysoką gorączkę. Satoru co jakiś czas zerkał w jej stronę, ale ona wpatrywała się w okno ignorując wszystko dookoła.

– Masz w pokoju jakiś antybiotyk? - zapytał niespodziewanie, przez co ta drgnęła.

– Chyba tak. - odparła, nie zmieniając swojej pozycji.

– Zażyj go jak wrócimy. Stąd czuję jak ciepła jesteś, a jutro z samego rana zajrzyj do Shoko. - poinstruował ją, na co ta jedynie skinęła głową.

Zanim dojechali do liceum na zewnątrz panował już mrok. Gojō zaparkował standardowo na parkingu przed bramą i gdy tylko zgasił silnik, bez słowa otworzyła drzwi chcąc jak najszybciej wysiąść z auta. Jednak gdy tylko postawiła nogę na ziemi i przeniosła na nią ciężar swojego ciała, poczuła promieniujący ból z podbrzusza. Jej kolano zadrżało, a ciało odmówiło posłuszeństwa przez co runęła na ziemię w ostatniej chwili podpierając się rękami.

– Sachi? - usłyszała spanikowany głos Satoru, który w ułamku sekundy okrążył auto i znalazł się przy niej.

Zdążyła jedynie usiąść na chodniku i ignorując zdartą skórę na dłoni docisnęła ją do rany. Gojō wyciągnął w jej kierunku ręce chcąc pomóc jej wstać, ale ta momentalnie odtrąciła je.

– Nie dotykaj mnie. - warknęła ostrym tonem, na co ten spojrzał na nią z niekrytym bólem.

Żałowała, że w tym samym momencie również zwróciła na niego swój wzrok. Te tęczówki o wszystkim jej przypomniały i w momencie wszystkie te bariery, które budowała przez ostatni miesiąc runęły niczym domek z kart. Oczy natychmiast zaszły jej łzami i dostrzegła jak te należące do Satoru również się zaszkliły. Przymknęła je starając się odciąć ten widok, po czym pochyliła się do tyłu, kładąc się plecami na zimnym podłożu. Uniosła rękę, chowając twarz w zgięciu łokcia. Czuła jak łzy spływają jej po policzkach na ziemię i jak ciało drży w spazmach.

– Sachi... - głos mu zadrżał, gdy wymówił jej imię.

Nie odezwała się. Po chwili gdy udało jej się zapanować nad emocjami, odsunęła rękę od twarzy i spojrzała w górę na gwiaździste niebo. Wtedy też poczuła jego dotyk na drugiej dłoni. Wzdrygnęła się, cofając rękę. Miejsce, w którym ją dotknął wręcz elektryzowało jej skórę. Podniosła się z powrotem do siadu, unikając jego spojrzenia. Klęczał przy niej przez cały ten czas. Gdy jednak dostrzegł, że ta planuje wstać, odsunął się nieznacznie, dając jej więcej miejsca, ale jednocześnie aby być blisko na wypadek kolejnego upadku.

Tym razem udało jej się przezwyciężyć nieprzyjemny ból i wstała bez większego problemu. Otrzepała się i zamknęła za sobą drzwi od auta, przy którym jeszcze przed chwilą leżała.

– Dzięki za podwózkę. - odparła na pożegnanie, ale ku jej niezadowoleniu, Satoru ruszył za nią. – Nie musisz mnie odprowadzać pod pokój.

– Po czym jutro rano zastałbym cię nieprzytomną na korytarzu.

Nic nie odpowiedziała na te słowa, bo wiedziała że może mieć rację. Czuła się fatalnie i wiedziała, że będzie pilnie musiała jutro udać się do Shoko. Przemilczała więc ten fakt, pozwalając mu się odprowadzić pod drzwi pokoju.

– Jutro na zajęciach poruszymy temat Domen. Narazie tylko podstawy, ale myślałem, żeby nauczyć dzieciaki uwalniania się z nich, to przy okazji pomogłoby ci to też usprawnić bariery swojego Terytorium. - powiedział cicho, niby mimochodem, ale słychać było nadzieję w jego głosie.

– Zobaczę jak się będę czuła. - odparła wymijająco, zamykając za nim drzwi.

Odetchnęła z ulgą, gdy w końcu uwolniła się od jego aury. Niezbyt pasowała jej wizja spędzenia jutro z nim dnia na zajęciach, ale wiedziała, że przyda jej się ta wiedza. Ruszyła do łóżka pragnąc jedynie w końcu odetchnąć i mając jednocześnie nadzieję, że ból w podbrzuszu do jutra minie. Czuła jednak, że coś jest nie tak, bo w ten sposób nie przebiegał jej proces samoleczenia...

***

~ 5155ów ~

Idealnie w majówkę się wyrobiłam z nowym rozdziałem!

Zdecydowałam się podzielić ten fanfic na „tomy", pewnego rodzaju rozdzielenia pomiędzy poszczególnymi arcami mangi i istotnymi wydarzeniami (chyba zbyt wielką uwagę przywiązuję czasem do estetyki, bo chciałam, żeby tytuły rozdziałów w miarę symetrycznie wyglądały xD)

ps. Obawiam się że kolejny rozdział dodam końcem czerwca, gdy skończę sesję :c ale obiecuję, że w wakacje będę dodawać o wiele częściej rozdziały 🫶🏻

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top