♠️ 2.7 ♠️
Już w trakcie drogi wyjaśniła białowłosemu, gdzie mniej więcej ten hotel się znajdował i już po paru minutach znajdowali się przed budynkiem. Yoshikawa wyszła pierwsza z samochodu i skierowała się w stronę recepcji. Zaraz za nią dziarskim krokiem szedł Gojō, rozglądając się dookoła terenu. W pewnym momencie zainteresowało go coś na trawniku przez co przystanął i wpatrywał się w jeden punkt. Sachiko go zignorowała i skierowała się w stronę drzwi. Wchodząc do budynku już w przejściu przywitał ją znudzony głos recepcjonistki. Gdy tylko ta lepiej przyjrzała się nastolatce, na jej twarzy pojawił się grymas wściekłości.
– To ty! A jednak wróciłaś, już myślałam, że będę musiała dzwonić po gliny! Co ty najlepszego nadrobiłaś w tym pokoju?! Wiesz, ile musiałam zapłacić za remont?! - kobieta momentalnie naskoczyła na zdezorientowaną nastolatkę.
– Przepraszam. Zapłacę za wszystkie szkody. - bąknęła cicho, chcąc jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca. Za bardzo kojarzył jej się z miejscem, gdzie poniosła klęskę w nierównej walce z Łowcą. Dodatkowo to wszystko było winą tej durnej recepcjonistki. Gdyby nie zdradziła mu, gdzie się znajduje jej pokój, pewnie zdołałaby w spokoju się zregenerować i bez problemu go pokonać.
– Zapłacisz? Ciekawe jak?! Coś ty w ogóle w tym pokoju robiła, że on był taki zakrwawiony?! Jakiegoś gore pornola kręciłaś z... - urwała niespodziewanie, gdy do pomieszczenia wszedł Gojō. – Dzień dobry, proszę Pana. W czym mogę służyć? - zapytała cieniutkim i grzecznym tonem.
– Dlaczego Pani tak na nią krzyczy? - zapytał, podchodząc do lady, gdzie recepcjonistka wylewała swój gniew na Yoshikawe.
– Ah to nic takiego. Ta gówniara zdemolowała mi jeden z pokoi. - odparła przemiłym tonem, wpatrując się z zachwytem z białowłosego, poprawiając przy tym fryzurę.
– Niech Pani lepiej zważa na słowa. - warknął w jej stronę, zatrzymując się tuż obok dziewczyny.
– Satoru, naprawdę nie trzeba... - powiedziała cicho Yoshikawa, czym zwróciła na siebie uwagę recepcjonistki, która obrzuciła ją zdziwionym spojrzeniem.
– To Państwo się znają? - zapytała zdezorientowana, a na jej twarzy zagościło czyste zaskoczenie.
– Dokładnie i nie życzę sobie, żeby Pani się do niej w ten sposób zwracała. A teraz proszę mi normalnie wyjaśnić co się wydarzyło. - nakazał, chowając ręce w kieszeni i spoglądając wyczekująco na kobietę.
– Wynajęła pokój, po czym bez słowa opuściła go zostawiając w fatalnym stanie. Cały był zakrwawiony łącznie z łazienką, jakby tam prosiaka zażynali. Kolejni goście w kolejce, a ona nawet nie dała żadnego znaku i musieliśmy go wyremontować na własny koszt. - wyjaśniła powoli, nie spuszczając wzroku z mężczyzny.
– Gdzie są jej rzeczy?
– Zabraliśmy torbę do piwnicy, ale kto nam zapłaci za ten remont...
– Proszę mi pokazać fakturę oraz przynieść natychmiast tę torbę. - odparł Satoru, na co ta wyciągnęła z lady jakiś plik papierów. Gojō bez słowa wziął go do rąk, po czym przewertował w poszukiwaniu ceny.
– Na co Pani czeka? - zapytał sponad okularów, przez co złapał na chwilę kontakt wzrokowy z recepcjonistką. Ta o mało się nie zachłysnęła powietrzem na ten widok, czym Sachiko wcale jej się nie dziwiła. – Nie mamy całego dnia. - dodał lekko aroganckim tonem, na co kobieta momentalnie się zreflektowała i wyszła z recepcji.
Sachiko nachyliła się w stronę Gojō, patrząc w plik papierów. Gdy ten doszedł do ostatniej strony, a jej wzrok zatrzymał się na cenie, jej oczy o mało nie wyszły z orbit. Wyrwała fakturę z rąk chłopaka, po czym cofnęła parę kartek sprawdzając za co konkretnie wyszła tak horrendalna kwota.
– Że co?! Ta baba sobie chyba jaja robi. - warknęła nastolatka, na co Satoru wysłał jej pytające spojrzenie. – Gruntowny remont łazienki? Odmalowanie ścian? Przecież w łazience były kafelki, wystarczyło to po prostu umyć, a nie wstawiać nową wannę! - zbulwersowała się dziewczyna.
– Jeśli rzeczywiście było tak jak mówisz to możliwe, że chciała wykorzystać tą sytuację po to, żeby sobie remont zrobić. W sumie widać, że za bardzo im się tu nie przelewa. Serio w takim chlewie nocowałaś? - zapytał lekko zdegustowany.
– Wyobraź sobie, że nie sypiam na forsie, Satoru. - odparła, dalej wertując kartki, lecz białowłosy niespodziewanie wyrwał je z jej ręki.
– Dobra, daj spokój. Serio chce ci się dyskutować z tą ograniczoną babą?
– Tak! Ja nie mam, jak tego zapłacić.
– Tym się kompletnie nie przejmuj. - dodał, machając lekceważąco ręką.
Yoshikawa chciała zaoponować, ale w tej samej chwili na recepcje weszła kobieta z jej torbą w ręce. Położyła ją na blacie spoglądając wyczekująco w ich stronę. Satoru całkiem ją ignorując zaczął wypisywać coś na karteczce czekowej. Następnie bez słowa położył ją na blacie, zabierając z blatu torbę dziewczyny i zarzucając ją sobie na ramię.
– Wychodzimy, Sachiko. - zawołał nastolatkę, kierując się w stronę drzwi, po czym bez żadnego pożegnania wyszedł z motelu.
Nastolatka podążyła za nim lekko zdezorientowana całą tą sytuacją, zostawiając równie zdziwioną recepcjonistkę z czekiem w ręce. Zapewne ona również nie do końca dowierzała w tą sytuację. Wchodząc do czarnego samochodu należącego do białowłosego zerknęła w jego stronę. Wydawał się niczym nie przejmować i przeglądał coś na telefonie.
– Możemy już jechać do urzędu? - zapytał, spoglądając w jej kierunku.
– Satoru, ja mówiłam poważnie. Nie mam jak ci na razie oddać tych pieniędzy... - powiedziała cicho, na co chłopak spojrzał na nią spod okularów, marszcząc brwi, jakby nie dowierzając co do niej mówi.
– Chyba sobie żartujesz. Nie wezmę od ciebie żadnych pieniędzy.
– Ale...
– Temat zamknięty. Jedziemy do urzędu. Potem krótka rozmowa z Radą i wszystkie formalności będą skończone. - powiedział dziarsko, odpalając samochód.
***
– Nakamura Sachiko. Że też te siedem lat temu nie mieliśmy bladego pojęcia, że po liceum chodzi sobie córka terrorysty. - odparł z niedowierzaniem starzec siedzący naprzeciwko niej w ciemnym pomieszczeniu.
Jego jak i całej reszty członków Rady twarze zakrywały wysokie kotary przypominające drzwi. Siedzieli oni w okręgu parę metrów od stojącej w centrum nastolatki. Obok niej stał również Satoru oraz dyrektor. Całe pomieszczenie było niesamowicie ciemne pomijając niewielkie pochodnie znajdujące się przy ich krzesłach.
– Yoshikawa. - odparła krótko dziewczyna, stojąc wyprostowana i trzymając dłonie splecione z tyłu za plecami. Beznamiętnie spoglądała na całą starszyznę, a raczej na ciemne kotary za którymi się znajdowali.
– Co?
– Mam na nazwisko Yoshikawa. Nie Nakamura. - sprostowała, przewracając oczami.
– Kiedy uaktywniła się u ciebie Technika Przeklętej Krwi? - spytał jeden z Wyższych, ignorując jej poprzednie słowa.
– Po moim powrocie do wioski. - skłamała zgrabnie Yoshikawa, nie chcąc niepotrzebnie robić problemów dyrektorowi. Powinien był od razu zgłosić Radzie fakt, gdy już w liceum po raz pierwszy użyła Przeklętej Krwi.
– Tak? To ciekawe. Skąd wiedziałaś jak się nią posługiwać? Masakra w magazynie potwierdza, że całkiem dobrze udało ci się zrozumieć i opanować tę Technikę. A nie należy ona do najłatwiejszych.
– Czytałam o niej w zwojach bibliotecznych. Wszystkie klany są w nich opisane i między innymi był tam też klan Nakamura. Połączyłam fakty plus przycisnęłam swoją matkę, aż wyjawiła mi prawdę dotyczącą biologicznego ojca. - odparła, kłamiąc jak z nut i zachowując przy tym twarz pokerzysty.
– Dlaczego zdecydowałaś się wrócić do Tokio? - zadawali kolejne pytania, niczym w jakimś śledztwie. Jednak parę godzin wcześniej dyrektor wraz z Satoru uprzedzili ją, że takie pytania mogą się pojawić. Wspólnie uzgodnili jedną wersję zdarzeń więc w żaden sposób pytania nie sprawiały jej problemu.
– Dostałam list od Gojō, w którym po krótce opisał mi sytuację Yuty. Już od dłuższego czasu planowałam opuścić wioskę. Społeczeństwo lisów w dalszym ciągu nie zaakceptowało faktu mojej natury. Byłam wykluczona, a ten list tylko pomógł podjąć decyzję. - tutaj akurat mówiła prawdę
– Chcielibyśmy się dowiedzieć coś więcej na temat twojej Techniki. - usłyszała o dziwo całkiem młodo brzmiący głos, gdzieś z lewej strony.
– Jest cały zwój dotyczący Techniki Przeklętej Krwi. Nie rozumiem co tu mam więcej dodać. Nie rozumiem również co tutaj robię. Nie zrobiłam nic złego.
– Zabiłaś trzy osoby! - warknął jeden ze staruszków. – To dla ciebie nic złego?
– Działałam w obronie własnej. Łowcy lisów zabili dziesiątki naszych, aby zdobyć Esencję. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia.
– Esencję? - spytał znowu młodszy głos.
– Tak. Jest to płyn mózgowo-rdzeniowy kitsune. Ma właściwości odmładzające i jest w stanie wyleczyć nawet raka. Chodzi za grube miliardy jenów na czarnym rynku i to dla niego nas zabijają.
– To chyba niezbyt rozważne rozpowiadać o tym na prawo i lewo. Można to łatwo wykorzystać przeciwko tobie. - odparł podstępnie jeden ze staruszków. Sachiko momentalnie odwróciła się w stronę, z której dochodził głos. Pomimo że mężczyzna był za kotarą i ona go nie widziała, to spojrzała w tamtą stronę wyzywająco, wiedząc że ten z pewnością doskonale ją widzi.
– Czy to ma być próba zastraszenia mnie? - prychnęła z pogardą, mrużąc oczy niczym kot. – Nie jesteście dla mnie w żadnym stopniu zagrożeniem. Tak samo jak Łowcy lisów. Widzieliście co z nich zostało? Właśnie w ten sposób kończą osoby, które mi grożą. Wypatroszone. - odparła hardym głosem, dokładniej akcentując ostatnie słowo.
– Yoshikawa! - warknął cicho dyrektor, na co ta powoli zwróciła na niego swój wzrok, robiąc minę niewiniątka. Kątem oka dostrzegła Satoru, który z wypisaną dumą na twarzy posłał jej uśmiech pełen aprobaty. Utwierdziło ją to w przekonaniu, że jej postawa w stosunku do tych wrednych dziadów jest prawidłowa.
– Doprawdy bezczelna... - rozległy się głosy sponad kotar.
– Chyba ktoś tu ma mocno wybujałe ego. - odparł cynicznie jeden z starszych.
– Nie bez powodu. - odparła krótko, nie wiedziała skąd naszła ją taka przemożna ochota na odpyskowanie na każde ich zdanie.
– Widać teraz kto z waszej dwójki ma na nią większy wpływ, Masamichi. I to z całą pewnością nie jesteś ty. - dodał staruszek siedzący gdzieś za nią.
– Jestem dyrektorem. Nie sprawuję pieczy nad uczniami, to należy do nauczycieli, a w tym przypadku do Gojō. - odparł krótko Masamichi, nie dając się wyprowadzić z równowagi.
– Doskonale widać spod czyjej ręki wychodzą aktualnie uczniowie Jujutsu z Tokio. Bezczelne, aroganckie gówniarze, bez krzty szacunki do starszych.
– Na szacunek trzeba sobie zasłużyć. - wtrąciła Yoshikawa, czym znowu została zganiona wzrokiem przez dyrektora. Satoru natomiast zachichotał głośno, kompletnie nie przejmując się całą sytuacją.
– Ja tam jestem dumny z moich uczniów. - odparł, wzruszając ramionami białowłosy.
– Widzę, że dalsza rozmowa nie ma sensu...
– Całe to zebranie nie ma najmniejszego sensu. Mówiłem o tym od samego początku. - dodał Gojō, dodatkowo podburzając tym starucha.
– Nie wtrącaj się, Gojō. To nie ciebie dotyczy się to przesłuchanie. - warknął jeden z nich.
– W takim razie uznaję Nakamurę Sachiko za winną i skazuję ją na egzekucję, ponieważ nie wykazuje żadnych oznak skruchy i jest niereformowalna. Jest niebezpieczna dla środowiska Jujutsu i... - zaczął staruszek znajdujący się na samym przodzie.
– Przecież to jest jakiś absurd! - zawołał dyrektor.
– Yo-shi-ka-wa. - dokładnie zaakcentowała każdą sylabę. – Mam na nazwisko Yoshikawa. Ja rozumiem, że przez wiek wam już może trochę szwankować w głowie, ale ja to mówiłam jakieś pięć minut temu.
Gojō niespodziewanie wybuchnął głośnym i niepohamowanym śmiechem już całkiem nie kryjąc rozbawienia całą tą sytuacją. Oboje z nastolatką doskonale wiedzieli, że to skazanie Yoshikawy nie ma żadnego przełożenia na rzeczywistość. Dyrektor spojrzał na niego jakby kompletnie postradał rozum.
– Nie chcę podważać decyzji postanowionej przez mojego współrządcę, ale wydaje mi się, że to są zbyt mocne słowa. - zaczął jeden z Rady, ten najmłodszy ze wszystkich. – Nie uważam, żeby Yoshikawa była niereformowalna. Nad słownictwem oczywiście mogłaby zapanować, ale egzekucja to chyba zbyt pochopna decyzja.
– Ishida, chcę ci tylko przypomnieć, że jesteś w Radzie tylko i wyłącznie dlatego, że zmarł twój ojciec. Nie masz jeszcze pełnego prawa głosu. - odparł niemiło tonem jeden z członków Rady.
– Uuu, jakiś wewnętrzny konflikt. - szepnęła w stronę białowłosego, który pokiwał w jej stronę głową, z niekrytym rozbawieniem.
– Czy was już do reszty pogrzało?! - warknął w ich stronę dyrektor, korzystając z okazji, że członkowie rady pogrążeni byli w dyskusji między sobą.
– Już wyraziliśmy zgodę na Okkotsu Yutę i tą przeklętą Orimoto, którzy w parze mogą stanowić ogromne zagrożenie nie tylko dla cywili, ale i całej społeczności magów. Nie ma opcji, że pozwolimy jeszcze żyć wśród magów kitsune posługującą się Techniką Przeklętej Krwi. Chyba nie muszę przypominać jaką klęskę spowodował Nakamura...
– A ja chyba nie muszę przypominać, że nie jestem moim ojcem. - wtrąciła Sachiko, znudzona już faktem, że cały czas porównywana jest do Nakamury, pomimo że nie zrobiła niczego złego. – Panuję zarówno nad lisami, jak i Techniką. Uważam, że jestem dobrym magiem jujutsu i zdarzyło mi się egzorcyzmować klątwy Klasy Pierwszej. Ilu takich czarowników macie w swoich szeregach? Zakładam, że niewielu. Dlatego też nie rozumiem waszego uprzedzenia do mnie. - odparła spokojniejszym tonem.
– Zaufaliśmy kiedyś Nakamurze i taki był tego efekt, że zdziesiątkował magów. Decyzja już zapadła. Zakańczam obrady. - powiedział jeden ze starszyzny, wstając z krzesła, czym wywołał niewielkie poruszenie.
– Skoro tak, to chyba nie zostawiacie mi innego wyboru. - odparła, wyciągając ręce zza pleców i składając je razem. W pomieszczeniu zapadła niespodziewanie cisza, wtedy też nastolatka ułożyła palce w charakterystycznym geście, przymykając powieki i skupiając się na przeklętej energii.
– Yoshikawa, ani mi się waż! - zawołał głośno Masamichi, ale tym razem został przez nią zignorowany.
– Ryōiki Tenkai: Kitsune no Shinden*. - wypowiedziała regułkę umożliwiającą aktywację domeny. Precyzyjnie określiła zakres terytorium oraz osoby, które mają wchodzić w obszar jej ataku, wykluczając z niego oczywiście Gojō i dyrektora. Gdy otworzyła oczy znajdowali się w oślepiająco białym zamkniętym pomieszczeniu o kształcie ośmiokąta.
– Wybaczcie za wystrój. Jeszcze nie zdołałam dopracować dekoracji. - odparła sarkastycznie. – Teraz możemy kontynuować rozmowę.
– Wcale nie poprawiasz swojej sytuacji Yoshikawa. - warknął jeden z Rady, żeby zaraz po tym zostać zagłuszonym przez o wiele groźniejszy warkot.
Wydobył się on z pyska jednego z czterech lisów, które zmaterializowały w swojej normalnej czworonożnej postaci, stojąc tuż za nastolatką. Powoli wyszły naprzeciw niej, o lekko przygarbionych posturach, jakby gotowe do ataku. Były one oczywiście o wiele większe od zwyczajnych lisów, a ich ciemne futro mocno kontrastowało z ostrą bielą całego terytorium.
– Gojō, natychmiast przywołaj ją do porządku! - warknął jeden z członków Rady, zapewne oczekując od mężczyzny użycia własnej Domeny, żeby zneutralizować tę należącą do nastolatki.
– Niby dlaczego miałbym to zrobić? - zapytał białowłosy z szerokim uśmiechem. – Kazaliście mi się nie wtrącać. - dodał wzruszając ramionami i chowając dłonie do kieszeni spodni.
– Wydaliście na mnie wyrok egzekucji i oczekujecie ode mnie kapitulacji? - zaśmiała się ironicznie. – To nie jest jakaś zaawansowana Technika, tylko najzwyklejsze w świecie Terytorium, wystarczy, że któryś z was stworzy bardziej dopracowane. - dodała, obserwując uważnie członków Rady.
– No chyba, że... - kontynuowała dziewczyna. – Jedyną obecną tutaj osobą, która potrafi skontrować moje Terytorium, jest Satoru. - odparła z wyższością, przenosząc wzrok na chłopaka i wiedząc doskonale, że ten by tego nie zrobił. Nie w momencie w którym może obserwować jak ktoś inny niż on sam uciera nosa Radzie.
– I co ty sobie teraz wyobrażasz, że szantażem wymusisz na nas swoją decyzję? Dziecko nie wiesz z kim masz... - przerwał mu głośny i bulgotliwy warkot. Uszedł on spomiędzy rozchylonych warg Diega, który z wyszczerzonymi kłami stał tuż obok mężczyzny. Lisy otoczyły już członków Rady i krążyły dookoła nich niczym wataha wilków, tylko czekając na rozkaz do ataku.
– Ja bym tego nie nazwała szantażem, tylko impasem. W tej sytuacji musimy wspólnie dojść do jakiegoś kompromisu. - powiedziała spokojnie.
– Jak ty widzisz ten kompromis w takim razie? - zapytał mężczyzna, który chyba jako jedyny w Radzie nie był starcem. Tylko on wykazywał jakąkolwiek otwartość i przychylność w jej stronę, czym była nawet lekko zaskoczona. Yoshikawa przeniosła swój wzrok w jego kierunku.
– Ja ze swojej strony mogę zapewnić, że nie dokonam rzezi niczym mój dawca genów.
– Tu nie chodzi o samo dokonanie rzezi. Chodzi o sam fakt zabijania, Yoshikawa. Musisz udowodnić, że nie sprawiasz zagrożenia. - odparł ten sam mężczyzna.
– Słuchajcie, ja nie zabijam bez powodu. Tamta trójka realnie mi zagrażała. Najpierw zabiłam tego wypatroszonego przy pomocy Techniki. Pozostała dwójka mogła po prostu uciec, ale zostałam przez nich dwukrotnie postrzelona. Zabijam tych, którzy polują na mnie. To była zwyczajna samoobrona. - powiedziała wbijając wzrok w swojego rozmówcę.
– Skoro mamy dojść do porozumienia, obie strony musza ustąpić. My jako Rada zawiesimy twoją egzekucję, dając ci prawo do nauki w Tokijskim Liceum Jujutsu, natomiast ty musisz wywiązywać się ze swoich uczniowskich obowiązków. A uczniowie nie mogą bezwolnie zabijać. Co oznacza, że nie możesz wykonywać żadnych akcji bez zgody swojego nauczyciela bądź dyrektora i to oni będą decydować co możesz lub czego nie możesz zrobić. Koniec z samowolką. - odparł mężczyzna.
Yoshikawie ten pomysł niezbyt przypadł do gustu. Nie cierpiała być od kogoś zależna. Jednak była to chyba najrozsądniejsza opcja. I tak dużo ryzykowała aktywując Domenę razem z członkami Rady. Teoretycznie nie bez powodu zasiadali w starszyźnie. Nawet jeśli większość z nich raczej z jujutsu miała niewiele wspólnego, to na pewno mieli sporo wpływów z zewnątrz. Nie miała jednak innego wyjścia. Zerknęła w stronę białowłosego, który kiwnął jej głowa na znak, żeby przyjęła tę propozycję. To tylko cztery lata szkoły, a i tak wiadomo, że Gojō w żaden sposób by jej nie ograniczał. Stał po jej stronie, więc przystanie na aktualne warunki Wyższych wydawało się brzmieć dość rozsądnie. Sachiko zwróciła swój wzrok w stronę Rady, po czym wycofała swoją Domenę, przez co z powrotem znaleźli się w ciemnej sali.
– Zgoda. - odparła krótko.
– Wyśmienicie! - zawołał Satoru, klaszcząc w dłonie. – Czyli możemy się zbierać.
– Nie tak prędko Gojō. - odezwał się jeden ze starców. – Jak chcesz zapanować jeszcze nad Yoshikawą jak nie możesz zapanować nad Okkotsu?
– Słucham? - zapytał Satoru, marszcząc brwi.
– Incydent sprzed paru dni. Okkotsu wraz z Zen'in wysłani do szkoły podstawowej w sprawie zaginionej dwójki dzieci. Po zarzuceniu kurtyny w czasie walki z klątwą doszło do uwolnienia pełnej formy Orimoto Riki. Jak się z tego wytłumaczysz?
– To wszystko było kontrolowanym eksperymentem. Byłem tuż za kurtyną, w razie, gdyby coś wymknęło się spod kontroli. Panowałem nad sytuacją. - wyjaśnił białowłosy uśmiechając się lekko w stronę Rady.
– Wstrzymaliśmy egzekucje Okkotsu dając jako warunek widoczne postępy. Na razie dostrzegliśmy jedynie nieokiełznany wybuch Przeklętego Ducha. - ciągnął starzec, a Sachiko dostrzegła, że Satoru robi się delikatnie zirytowany, jednak nie dawał tego po sobie poznać.
– Minęły zaledwie dwa tygodnie. Natomiast teraz gdy razem z Yutą będzie pracować również Yoshikawa, sprawy nabiorą tempa.
– Czyli chcesz zlecić swoje obowiązki uczennicy? Trochę wątpię w twoje metody nauczania. Być może nie jesteś kompetentny na swoje stanowisko.
– To już z pewnością nie idzie oceniać Radzie, tylko dyrektorowi. On zatrudnia nauczycieli i to do niego należy ocena ich kompetencji. Jeśli chodzi o Sachiko to nikt tak dobrze jak ona nie zna jego sytuacji. - odparł białowłosy, nie dając się wybić z równowagi. – Sama borykała się z podobnym problemem siedem lat temu i teraz świetnie panuje zarówno nad lisami jak i swoją Techniką. Co z resztą można było zauważyć parę minut temu, gdy cała Rada została uwięziona w jej Terytorium. - dodał sarkastycznie.
– Zważaj na słowa Gojō, to że się nie uwolniliśmy nie znaczy, że nie potrafiliśmy.
– Oczywiście. - prychnął Satoru, uśmiechając się pobłażliwie.
– Czeka cię więc sporo pracy, Yoshikawa. Nie tylko nad sobą, ale i również z innym uczniem. - jeden z członków rany skierował swoje słowa w stronę dziewczyny.
– Nie stanowi to dla mnie żadnego problemu.
***
Wchodząc do samochodu razem z Gojō otrzymali porządny ochrzan od dyrektora Yagi. Dowiedzieli się o tym jak to bardzo są lekkomyślni i że ich wybujałe ego doprowadzi ich do zguby. Yoshikawa doskonale zdawała sobie sprawę, że grabienie sobie u Wyższych nie jest dobrym pomysłem. Będą chcieli pewnie za wszelką cenę się jej teraz pozbyć, ale nie miała sił ani chęci się tym teraz zamartwiać. Aktywacja Domeny mocno nadszarpnęła jej zasoby przeklętej energii i najchętniej położyłaby się do łóżka spać. Wiedziała jednak, że to niemożliwe, gdyż zapewne Gojō będzie chciał ją zapoznać z resztą pierwszorocznych, a w szczególności z Yutą, któremu miała de facto pomóc.
– Popełniłem błąd siedem lat temu. To ja powinienem wtedy trenować Yoshikawę, a nie zlecić to tobie. Przejęła od ciebie wszystkie najgorsze cechy. Jest wyrachowana, bezczelna i ma wybujałe ego... - psioczył dyrektor prowadząc samochód. Obok niego na przednim siedzeniu pasażera rozsiadł się wygodnie Gojō, natomiast z tyłu na środkowym siedzeniu siedziała Sachiko.
– Ja tam nie widzę nic złego w tych cechach. - odparł Satoru, odwracając się do dziewczyny i posyłając jej znaczące spojrzenie. Wydawał się być całkiem rozbawiony, na co Sachiko tylko parsknął cicho śmiechem.
– Jesteście całkowicie nieodpowiedzialni. Zupełnie jak takie duże dzieci. Dosłownie siedem lat temu oddałem dziecko pod wychowanie innego dziecka. - dalej ciągnął dyrektor.
Oboje z Satoru już milczeli, zdawali sobie sprawę, że najlepiej na tym wyjdą nic się nie odzywając i pozwalając dyrektorowi wylać wszystkie swoje żale. I tak zaraz po wyjściu z sali zostali z Gojō mocno trzepnięci w tył głowy od dyrektora, z tym, że chłopak był w stanie momentalnie się wyleczyć, a Sachiko dalej czuła jak siniak na potylicy mocno jej pulsuje. Zostali wysadzeni tuż pod bramą liceum i na odchodnym Masamichi nie omieszkał im jeszcze wygarnąć jak to bardzo nieodpowiedzialnymi idiotami są i że ich to w końcu zgubi. Następnie bez pożegnania skierował się w stronę liceum coś tam jeszcze na nich psiocząc pod nosem.
– Opanowałaś Rozszerzenie Terytorium. - stwierdził Satoru, gdy zostali już sami i skręcili w las w stronę dziedzińca.
– Niedawno. Nie jest jeszcze zbyt dopracowana.
– Jest bardzo niedopracowana, Yoshikawa. To mogło się źle skończyć. - sforsował ją niespodziewanie. – Nie jest otoczona barierą i samo wnętrze tak w zasadzie nie ma jakiegoś określonego celu. Widziałem, że poszłaś bardziej w stronę lisów, ale powinnaś w niej też wykorzystać przeklętą krew. Dodatkowo widzę, że zabrała ci tak dużo przeklętej energii, że ledwo się na nogach trzymasz. Jest nie optymalna. To na razie tylko pusta przestrzeń, którą możesz zastosować w przypadku osób, które nie miały wcześniej do czynienia z Domeną lub przy klątwach niskiej rangi. Bardziej wprawiony mag w sekundę ją rozpracuje, a ty z powodu utraty energii nawet nie będziesz w stanie się obronić. - powiedział, dając jej brutalnie do zrozumienia, że jeszcze długa droga nauki przed nią.
– Będę nad tym pracować. - bąknęła lekko obrażonym tonem, ignorując jego wzrok.
– Nie mniej... - kontynuował po krótkiej ciszy. – Fakt, że w tak młodym wieku ją chociaż aktywowałaś jest dość godny pochwały.
– Ja chcę ci tylko przypomnieć, że w ludzkich latach jestem od ciebie starsza, Gojō. - odparła zaczepnie.
– Ty i te wasze dziwne lata. One nie maja żadnego przełożenia na rzeczywistość! - żachnął się białowłosy. – Gdybym ja był kitsune to byłbym już pewnie przywódcą. - wypalił ni z tego, ni z owego przez co Sachiko parsknęła śmiechem.
– Z pewnością by tak było, Satoru. - przytaknęła mu z rozbawieniem.
– Poza tym w urzędzie masz szesnaście lat, wyglądem też przypominasz bardziej nastolatkę niż trzydziestkę.
– Satoru, nawet jak będę mieć czterdzieści ludzkich lat, to mój wygląd się w dalszym ciągu kompletnie nie zmieni. Mniej więcej koło pięćdziesiątki zacznę powoli przechodzić w fazę dorosłości. - wyjaśniła chłopakowi, mając na uwadze to jak przebiegają u jej rasy poszczególne fazy dojrzewania.
– To jest strasznie niesprawiedliwe. Jak ja już będę staruszkiem, to ty będziesz dalej wyglądać młodo. - odparł z miną obrażonego dziecka.
– Dla pocieszenia mogę ci powiedzieć, że wyglądasz całkiem młodo biorąc pod uwagę, że zaraz stuknie ci trzydziestka. - zażartowała sobie brutalnie z białowłosego.
– Wypraszam sobie. Mam 26 lat. - powiedział obrażonym tonem.
– Co mamy teraz? Listopad? Za niecały miesiąc skończysz już 27, a to się prawie zaokrągla do 30. Poza tym już zaczynają ci siwieć włosy. - zaśmiała się.
– Jesteś niewiarygodnie wredna. – prychnął chłopak.
– Pamiętaj po kimś to mam. A według dyrektora wszystkie moje negatywne cechy przejęłam od ciebie. - dodała uśmiechając się szelmowsko w jego stronę, obserwując jak Satoru przystanął. Ona znajdowała się parę kroków przed nim i coś czuła, że za chwile odpłaci jej się pięknym za nadobne.
– Tej z pewnością nie masz po mnie. To twoja wrodzona cecha, która idzie w parze z lisią naturą. - odbił pałeczkę w jej stronę, uśmiechając się z wyższością w jej kierunku.
– Ohoho! Widzę, że zaczynamy wchodzić sobie na ambicje. - parsknęła, unosząc nieznacznie dłonie do góry w obronnym geście. Satoru nic na to nie odpowiedział, natomiast jego uśmiech zmienił się nieco.
– Naprawdę mi tego brakowało, Sachi. - powiedział ściszając nieco ton swojego głosu i patrząc wprost na nią. Przez jego okulary przeciwsłoneczne nie była w stanie dostrzec jego wzroku, ale mogła się założyć, że przybrał on teraz dokładnie ten sam wyraz, który tak uwielbiała siedem lat temu.
– Mi również. Nawet nie wiesz jak bardzo... - na ostatnim zdaniu głos jej nieznacznie zadrżał. Odwróciła szybko głowę, czując jak oczy zaczynają ją nieznacznie piec. Wszystkie wspomnienia, uczucia i emocje sprzed paru lat wróciły do niej niczym bumerang.
Niespodziewanie ciszę przerwał dzwonek telefonu chłopaka. Gojō odchrząknął po czym odebrał połączenie, przybierając formalny ton. Yoshikawa dziękowała za to w duchu, bo miała parę sekund, żeby się ogarnąć. Już dawno nie pozwoliła sobie na taki wyrzut emocji. Były one stłamszone głęboko w niej i powinny tam pozostać. Nie mogła niestety nic poradzić na to, że przy Satoru mimowolnie się otwierała, opuszczając wszystkie swoje barykady obronne, które tak skrupulatnie stawiała przez te lata. Potrafił jak nikt inny doprowadzić ją do takiego stanu, że nawet nie spostrzegła się, kiedy aż tak bardzo się przed nim odsłoniła. To była słabość. Będąc odsłoniętym, bardzo łatwo mogła ulec zranieniu, a przysięgła sobie, że już nigdy do tego świadomie nie dopuści.
– Jesteś bardzo zmęczona, czy będziesz w stanie jeszcze ze mną gdzieś pojechać? - zapytał niespodziewanie Satoru, na jego twarzy dostrzegła, że coś się musiało stać.
– Dam radę, a o co chodzi?
– Yuta i Toge, których wysłałem na misję mieli kłopoty. Ktoś postawił dodatkową kurtynę zwabiając ich w zasadzkę i wystawiając do wnętrza klątwę wyższej klasy.
– Wszystko z nimi w porządku? - zapytała, mimo że ich nie znała, mieli to być poniekąd jej rówieśnicy.
– Podobno mają niewielkie obrażenia i się wyliżą, ale muszę to sprawdzić.
Nastolatka nie czuła się najlepiej, była zmęczona i najchętniej położyłaby się spać, ale widziała, że Gojō martwił się o tamtą dwójkę. Cofnęli się z powrotem na parking za bramę i wsiedli do samochodu białowłosego. Po jakiś piętnastu minutach znaleźli się w centrum miasta i kluczyli między uliczkami. Niewielki dotykowy ekran znajdujący się w samochodzie wskazywał, że dotrą do celu za parę minut. Rzeczywiście po chwili dostrzegła kilka wozów policyjnych oraz żółtą taśmę zawieszoną pomiędzy dwoma budynkami. Znajdowali się na ulicy handlowej Hapina według tego co wskazywał GPS.
Razem z Gojō wysiedli z samochodu i skierowali się w stronę krótkowłosej blondynki, która stała z plikiem papierów i rozmawiała z policjantami. Słysząc ich kroki odwróciła się i przerwała rozmowę z funkcjonariuszem.
– Oh, już jesteś Gojō-san. Dokładnie przeszukałam całą ulicę handlową i znalazłam trzy rodzaje pozostałości. Ijichi, który z nimi tutaj był też stwierdził, że raczej więcej nie znajdziemy. - wyjaśniła dziewczyna, Sachiko wywnioskowała że ona również musi być związana ze światem jujutsu, bo z tego co zrozumiała mówiła o pozostałości przeklętej energii.
– Rozumiem, dzięki. - odparł Gojō, na co dziewczyna uśmiechnęła się szeroko w jego stronę. – Chodź, Sachi. - zwrócił się do niej, machając w jej stronę ręką, aby za nim podążyła.
Gdy policjant puścił ich przez żółtą taśmę i znaleźli się na ulicy handlowej momentalnie Sachiko wyczuła różne rodzaje przeklętej energii. Zdecydowanie znajdowało się tutaj trzech magów, a z tego co mówił Satoru, na misje wysłał tylko dwójkę.
– Sachiko! - przywołał nastolatkę białowłosy. – Zobaczymy, ile zapamiętałaś z naszych dawnych lekcji. Powiedz mi co czujesz?
– Dużo wymieszanej przeklętej energii. Jest tak jak mówiła tamta dziewczyna, było tu trzech magów. - odpowiedziała na jego pytanie, ten jednak patrzył się dalej w jej stronę jakby ta odpowiedź nie była wystarczająca.
– Coś więcej jesteś w stanie powiedzieć mi na temat tych pozostałości?
– Hmmm, na pewno było tu też parę klątw... Nie rozpoznaję żadnej z tych przeklętych energii.
– Jestem przekonany, że miałaś już kontakt z jedną z nich. - powiedział nie spuszczając z niej wzroku. – Postaraj się bardziej. Przejdź się po okolicy, dotykaj różnych rzeczy, wczuj się w tą sytuację...
Sachiko mogłaby przysiąc, że nie jest w stanie nic więcej na ten temat powiedzieć. Jednak, gdy Gojō wyznał jej, że jest tu przeklęta energia kogoś z kim miała już do czynienia, zaczęła szybko wertować osoby, które poznała te siedem lat temu. Zrobiła to co jej nakazał, ruszyła wzdłuż uliczki, co jakiś czas dotykając ścian budynków i innych elementów ulicy, bez przerwy wertując swój umysł w poszukiwaniu tej jednej osoby. Wykluczyła już Nanami'ego, Haibarę oraz Ijichi'ego. Dziewczynę, której wybiła niegdyś zęby również. Im dłużej jednak się przechadzała i analizowała tym bardziej utwierdzała się w tym, że skądś rzeczywiście kojarzy tą przeklętą energię, ale nie mogła sobie przypomnieć kto to był...
– Tam została wyegzorcyzmowana gromada klątw niższej klasy. - wskazała palcem na ciemną plamę na ulicy. – Natomiast tam wydaje mi się, że stali Yuta z tym drugim chłopakiem. Coś w nich trafiło, bo ziemia jest w tym miejscu wypalona, po czym uciekli gdzieś w stronę budynków. - powiedziała, wskazując na miejsce po przeciwnej stronie.
– Znakomicie, Sachi. Co dalej? - pochwalił dziewczynę Gojō, jednak na jego twarzy nie widniało zadowolenie. On już od dawna wiedział kim jest ta trzecia osoba i wcale nie był z tego powodu zadowolony.
– Tu, gdzie stoję... - zaczęła niepewnie wpatrując się w miejsce na ziemi, na której stała. – Była o wiele silniejsza klątwa... i ona chyba kojarzy mi się rzeczywiście z kimś... - odparła nie będąc do końca pewną tego co jej przyszło niespodziewanie do głowy. Była jeszcze jedna osoba, którą udało jej się wtedy poznać. – Wydaje mi się... ale Satoru to niemożliwe...
– Co ci się wydaje, Sachi? - zapytał spokojnie, drążąc temat.
Wtedy też Yoshikawa podniosła głowę do góry i jej wzrok przykuła pozioma blacha znajdująca się przy suficie, która miała za zadanie podtrzymywać zadaszenie budynku. Czuła, że ta sama energia, ale o wiele bardziej intensywna znajduje się właśnie tam. Jakby właściciel tej energii siedział w tamtym miejscu. Wiedziała, że musi dostać się na to miejsce, ale nie była w stanie wyskoczyć na ponad dziesięć metrów wzwyż. Wzięła natomiast rozpęd i bez słowa wykonała skok odbijając się od jednej ze ścian budynku. Następnie powtórzyła ten sam skok od przeciwległej ściany.
Udało jej się nabrać pędu i wysokości, dzięki której sięgnęła do wysoko położnej blachy. Wciągnęła się na nią przy pomocy rąk, po czym okrakiem na niej usiadła analizując przeklętą energię, której tutaj było najwięcej. Następnie skierowała wzrok na dół, na stojącego na ziemi Satoru, który spoglądał wyczekująco w jej stronę.
– To energia Suguru Getō...
***
– Że co zrobił?! - zawołała nastolatka, siedząc już w samochodzie z białowłosym. Satoru opowiedział jej historie o tym czego dopuścił się Getō zaraz po jej odejściu. – W sensie on był trochę stuknięty, ale żeby wymordować setkę osób i swoją rodzinę?!
– Wiem co mogło pośrednio przyczynić się do tego zachowania, ale nie mam już sił analizować tego od nowa... - odparł chłopak. – W każdym razie właśnie wtedy Suguru został wyrzucony ze społeczności Jujutsu. Tam, gdzie miał swoją siedzibę zwołuje swoich popleczników, którzy mają podobne poglądy do niego.
– No dobra, tylko co on robił na tej ulicy handlowej? Chciał zabić tą dwójkę uczniów? Gdyby tak, to posłużyłaby się silniejszą klątwą, do tej pory pamiętam tego dziwnego stwora klasy specjalnej.
– Wydaje mi się, że chciał tylko poobserwować. Znając go wyczuł sposobność zdobycia kolejnej klątwy do swojej kolekcji, więc jego celem będzie Yuta. - wyjaśnił ponurym tonem, kierując samochód dość znaną jej już trasą do szkoły.
– Satoru, opowiesz mi w końcu kim jest Yuta? Skoro mam mu pomóc muszę się o nim czegoś dowiedzieć.
– Jak go poznasz to zrozumiesz lepiej, dlaczego poprosiłem cię o pomoc, ale skoro i tak zaczął się już jego temat... - zaczął białowłosy, szperając drugą ręką w schowku przy drzwiach. Wyciągnął z niego plik papierów podając go nastolatce. – To raport z dnia, w którym po raz pierwszy wkroczyli magowie jujutsu.
Protokół zdarzenia, czas: listopad 2016, miejsce: Tokio.
„W następstwie regularnego znęcania się nad kolegą z klasy, czwórka uczniów, w tym ich lider doznało poważnych obrażeń. W brutalny sposób zostali upchani do szkolnej szafki. Ledwo zostali odratowani"
– Tego dokonał Yuta? - zapytała uważnie.
– Nie do końca on... Po tym indcydencie Wyżsi wysłali dwóch czarowników klasy drugiej oraz jednego klasy pierwszej do Yuty, aby go zabić. Nie udało im się, wszyscy zginęli. Dlatego też zmuszeni byli zwrócić się z tym do mnie.
– On ma szesnaście lat i zabił już dorosłych, wykwalifikowanych magów? - powiedziała z niedowierzaniem w stronę białowłosego.
– Byłaś wcale nie lepsza, gdy się spotkaliśmy po raz pierwszy, Yoshikawa. - odparł spokojnie Satoru.
– Nie zabiłam wtedy nikogo ...
– Ale byś zabiła. Nanami'ego. - przypomniał jej ich pierwsze spotkanie. – Gdyby został wysłany sam na tą misję, zabiłabyś go. Różnica pomiędzy tobą, a Yutą jest taka, że ciebie miał kto zatrzymać. On nie miał nikogo. Był zupełnie sam ze swoim przekleństwem.
Sachiko momentalnie poczuła wyrzuty sumienia. Za szybko oceniła tego chłopaka, mimo że kiedyś była postawiona w dokładniej tej samej sytuacji. Za tamtych czasów również traktowała lisy jako swoje przekleństwo. Pamiętała jak bardzo czuła się wyalienowana i odepchnięta od społeczeństwa. Dopóki nie uzyskała pomocy od Satoru winiła się za wszystko.
– Yuta został przeklęty przez potężnego ducha klasy specjalnej Orimoto Rikę.
– Co? - zawołała niespodziewanie. – To nie jesteś w stanie mu pomóc? Nie możesz ściągnąć z niego tej klątwy?
– Sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. Sześć lat temu w Sendai doszło do pewnego incydentu. Yuta wraz ze swoją przyjaciółka Riką wracali z placu zabaw. Samochód potrącił dziewczynę miażdżąc jej głowę na oczach dziesięcioletniego Yuty. Najprawdopodobniej wtedy został przez nią przeklęty. - odpowiedział białowłosy, na co Sachiko zaklęła cicho. – Najważniejsze co trzeba dodać, Rika go kocha i broni za wszelką cenę. To ona dopuściła się tych wszystkich morderstw nie pozwalając, żeby Yucie stała się krzywda. Nie wydaje ci się to być znajome? - zapytał odwracając się w jej stronę.
– Rika to odpowiednik moich lisów. - powiedziała cicho, gdy dotarły do niej te wszystkie informacje.
– Trzeba być przy nim ostrożnym. Tak samo jak ty kiedyś nie panowałaś nad lisami, tak on nie może okiełznać Riki. Jeśli tylko dostrzeże chociaż cień szansy na zagrożenie Yuty, aktywuje się jej klątwa i atakuje wszystko i wszystkich.
– To już wiemy czemu Getō się nim zainteresował, a raczej Riką. Miałby kolejną potężną klątwę do kolekcji... - powiedziała dziewczyna, teraz już wszystko wydawało się być logiczne.
– Dokładnie i to jest w tym wszystkim najgorsze. Siedzi nam na głowie już nie tylko Rada, ale również Suguru ze swoimi pokręconymi pomysłami. Od tej pory będę musiał wysyłać Yutę tylko z tobą na misje.
– Jeśli Getō zdecyduje się nas napaść, nie miałabym z nim żadnych szans... Pamiętasz jak jego Klątwa mnie zmiotła z planszy?
– Miałabyś. Teraz jesteś o wiele silniejsza niż te siedem lat temu. Byłem w tym opuszczonym magazynie, gdzie rozprawiłaś się z Łowców. Już nie jesteś tą przerażoną dziewczyną, którą znalazłem przy fabryce. - odparł, posyłając jej szeroki uśmiech. – Poza tym jako uczennica rangi Specjalnej powinnaś nieco zmienić swój mindset. - dodał ze śmiechem, podając jej niewielką plastikową plakietkę.
Yoshikawa dalej nieco zdezorientowana jego słowami sięgnęła po nią, po czym dotarło do niej, że jest to jej legitymacja szkolna. Widniało na nim jej zdjęcie, nazwisko oraz lekko zmieniona o paręnaście lat data urodzenia, tak aby wnioskowało z niej, że ma szesnaście lat. Najbardziej jednak zdziwiła ją informacja dotycząca jej klasy, bowiem widniała przy niej duża literka „S".
– Żartujesz sobie? - zapytała spoglądając z niedowierzaniem na białowłosego. – Przecież ty jesteś Klasą Specjalną, a pomiędzy nami jest ogromna przepaść, jeśli chodzi o umiejętności! - zawołała.
– Zbyt nisko się cenisz, Yoshikawa.
– To chyba ty mnie zbyt wysoko cenisz, Satoru! Jeszcze mi się nie udało nigdy pokonać klątwy Klasy Specjalnej.
– To nie była tylko moja decyzja. Rangę ucznia wybiera cała kadra nauczycielska na podstawie między innymi ilości posiadanej przeklętej energii. Wszyscy byliśmy w tamtym magazynie i jednogłośnie została ci przyznana ranga klasy Specjalnej. - odparł, czym szczerze zdziwił nastolatkę. – Yuta również ją posiada, mimo że ma na razie praktycznie zerowe pojęcie o Jujutsu.
– Dalej to do mnie nie dociera...
– A powinno. Ty już jesteś bardzo silna Sachi, a będziesz jeszcze silniejsza. - dodał, uśmiechając się do niej szeroko. – Zaraz będziemy na miejscu. Gotowa poznać Yutę i resztę pierwszorocznych?
* z jap. "Rozszerzenie Domeny. Lisie sanktuarium"
~5760 słów (chyba mój najdłuższy rozdział, ale z tego co widziałam to chyba nawet wolicie takie dłuższe więc voila!)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top