♠️ 2.6 ♠️

Gojō jako ostatni wszedł do pomieszczenia. Jego zmysły już od dawna podpowiadały mu, że dziewczyna znajduje się w tym budynku. Nie mógł tylko dokładnie jej zlokalizować. Całe szczęście towarzyszył mu dyrektor razem ze swoimi przeklętymi marionetkami. Gdy tylko przekroczył próg drzwi, jego Sześć Oczu momentalnie wyczuło dobrze mu znaną energię. Do jego uszu dotarł bardzo słaby, kobiecy głos aktywujący Rozszerzenie Domeny, a następnie krzyk dyrektora. Wtedy też jego wzrok spoczął na niewielkiej postaci, klęczącej na metalowym stole szpitalnym, która miała złączone dłonie w charakterystycznym geście i spoglądała na dyrektora z niekrytym zaskoczeniem.

Następnie w niczym zwolnionym tempie jej tęczówki skierował się w jego stronę i na ułamek sekundy ich wzrok się skrzyżował. Uczucie, które wypełniło niespodziewanie jego ciało było naprawdę specyficzne i kompletnie dla niego niezrozumiałe. Znał siebie, swoje reakcje i zachowanie, ale ten moment całkowicie zachwiał tą pewność. Nie miał jednak szansy dłużej analizować tej sytuacji, bowiem w tej samej chwili źrenice nastolatki uleciały do góry, a jej ciało zachwiało się niebezpiecznie na bok. W momencie znalazł się obok łapiąc ją, aby nie spadła ze stołu. Potrząsnął nią lekko, głośno wypowiadając jej imię, ale nic mu nie odpowiedziała. Czuł natomiast, że jej ciało jest całkowicie bezwiedne. Ręce wisiały wzdłuż ciała, a głowa przechylała się na boki pod wpływem każdej zmiany pozycji.

– Zabijcie ją! - zaczął krzyczeć przyszpilony do podłogo mężczyzna. – To demon w najczystszej postaci! Sprowadzi na was tylko cierpienie i ... - mężczyzna urwał w pół zdania, gdy jedna z marionetek Masamichi'ego docisnęła mocniej kolano do jego pleców.

– Widziałeś tego martwego na ziemi? - spytał dyrektor, podchodząc do białowłosego, który starał się ocucić nieprzytomna nastolatkę. – I co zrobimy z tym żyjącym?

– Tak i nie wiem. Tego pierwszego musimy spalić, żeby Wyżsi nie powiązali kolejnej śmierci z udziałem jej Techniki, a tego starego na razie weźmy do szkoły i zobaczymy co dalej. - odparł Gojō, biorąc dziewczynę na ręce. – Yoshikawa mocno krwawi, musimy szybko przetransportować ją do Shoko.

Białowłosy bezzwłocznie włożył drugą rękę pod kolana dziewczyny i podniósł ją z metalowego stołu. Słyszał jak krople krwi kapały na ziemie, ale w tym dziwnym opuszczonym magazynie nawet nie było żadnych opatrunków, więc musiał ją wpierw zabrać do auta i tam opatrzyć przy użyciu apteczki samochodowej. W końcu co się dziwić, w tym miejscu raczej nikt nie leczył, tylko mordował. Wychodząc z pomieszczenia z nieprzytomną Yoshikawą słyszał jeszcze na odchodnym jak obezwładniony mężczyzna krzyczał coś o przeklętym demonie.

Szybkim krokiem wydostał się z budynku i ruszył w stronę samochodu dyrektora, którym razem przyjechali. Otworzył drzwi, a następnie położył dziewczynę na brzuchu na tylnym siedzeniu. Dostrzegł jak krew zabarwiła już materiał szarej bluzy dresowej, którą ta miała na sobie. Niewiele myśląc wyciągnął z bagażnika apteczkę, po czym odsunął przednie siedzenie pasażera maksymalnie do przodu, żeby zmieścić się z tyłu. Całe szczęście, że dyrektor miał jako samochód sporego SUV'a przez co możliwe były takie manewry wewnątrz auta.

Szkarłatna plama na bluzie coraz bardziej się powiększała. Gojō chwycił za jej materiał i wtedy jego uwagę przykuły czarne litery na plecach. Był to francuski napis „amoureux" ułożony tuż pod kapturem i wydawał mu się dziwnie znajomy. Do jego umysłu napłynęło pewne, bardzo dawne wspomnienie, gdy on sam pojawił się na treningu w tej właśnie bluzie. Było to dokładnie siedem lat temu i doskonale pamiętał jak Yoshikawa nie mogła się pozbierać ze śmiechu widząc go w tej bluzie. On sam nie wiedział za bardzo o co jej chodzi i dopiero dziewczyna uświadomiła go, że jest na niej napisane „kochanek". Parę dni później, gdy się wyziębiła w trakcie ich misji, bo jak zwykle ubrała się za lekko, pożyczył jej dokładnie tą samą bluzę.

Na ogół ubrania, które jej pożyczał nie wracały do niego z powrotem, więc całkowicie o niej zapomniał. Teraz, po tylu latach widząc, że dziewczyna dalej ma jego bluzę poczuł nagły ucisk w klatce piersiowej. Nie wiedział czym to jest spowodowane, z jednej strony trochę go to rozczuliło, ale z drugiej mógł to być najzwyczajniej w świecie przypadek, że dalej ją zachowała. Pewnie dla niej to była zwykła bluza, element ubioru taki jak każdy inny. Skarcił się w myślach za tę chwilę melancholii. Sachiko traciła krew, a on przez parę sekund wpatrywał się w kawałek materiału. Potrząsając lekko głową podwinął ubranie ukazując tym samym szerokie nacięcie wzdłuż pleców. Wydawało się być całkiem głębokie, ale ciężko było nawet dokładnie oszacować, bo krew dość obficie z niej wypływała.

W samej apteczce znajdowało się naprawdę niewiele. Kilka większych opatrunków i plastry. Satoru warknął zirytowany, ale czego mógł się spodziewać po zwykłej samochodowej apteczce. Nie mając lepszego pomysłu zaczął naklejać na ranę zwyczajne opatrunki. Pierwszy z nich praktycznie zaraz po naklejeniu nasiąknął krwią. Powtórzył więc tą czynność do wyczerpania wszystkich opatrunków.

Wtedy też do auta doszedł Masamichi w towarzystwie swoich marionetek, które trzymały nieprzytomnego mężczyznę. Satoru dostrzegł, że ostatni opatrunek zaczyna już delikatnie nasiąkać krwią, ale nie miał już żadnego asa w rękawie. Ani on ani Yaga nie potrafili rozszerzać Odwróconej Przeklętej Techniki na inne osoby, więc ich jedyną nadzieją była Ieiri. Gdy przeklęte pluszaki Masamichi'ego załadowały Łowcę do bagażnika, a sam dyrektor usiadł na siedzenie kierowcy, Satoru wyszedł z samochodu i siadł na przednie siedzenie obok niego.

– Musimy się pospieszyć. - odparł krótko, na co dyrektor wcisnął pedał gazu i z piskiem opon wyjechał z parkingu.

Gdy po niecałym kwadransie znajdowali się pod liceum, słońce zdążyło już dawno zniknąć za horyzontem. Gojō miał nadzieje, że szkolna lekarka będzie znajdowała się jeszcze w swoim gabinecie, bo inaczej będą mieli niemały problem. Aczkolwiek na pewno tutaj znajdowało się więcej opatrunków i bandaży niż w apteczce. Jeśli trzeba będzie sam zaszyje jej tą ranę. Nie rozumiał jedynie, dlaczego dziewczyna aż tak mocno krwawiła. Powinna już dawno się zacząć chociaż częściowo regenerować. Jej rany na ogół dość szybko się goiły. Podświadomie czuł, że coś jest bardzo nie tak.

W biegu wyciągnął nastolatkę z tylnego siedzenia, a następnie razem z dyrektorem ruszyli szybkim krokiem w stronę głównego budynku liceum. Na korytarzach były pustki, uczniowie już dawno znajdowali się w swoich pokojach, po kolacji. W pewnym momencie, ku swojemu ogromnemu zdziwieniu Gojō poczuł ostry ból w dłoni. Uczucie, którego zbyt często nie doświadczał zdziwiło go lekko. Jego Nieskończoność chroniła go przed każdym potencjalnym zagrożeniem. Z początku ignorował ból, jednak po chwili pieczenie stało się nie do wytrzymania. Z jego ust wyrwało się głośne syknięcie, przez co dyrektor, który szedł parę kroków przed nim, odwrócił się w jego stronę z pytającym spojrzeniem.

– Czekaj, coś jest nie tak... - powiedział Satoru, kucając i odkładając nieprzytomną dziewczynę na ziemię.

Ich oczy zwróciły się na jego dłoń, która była cała we krwi. Jednak to nie była jego krew tylko Yoshikawy. Mężczyzna wytarł ją szybkim ruchem o spodnie, po czym ich oczom ukazała się lekko poparzona skóra dłoni. Prawie od razu została ona zastąpiona zdrowym naskórkiem na skutek zadziałania jego Odwróconej Techniki, ale sam fakt, że został zraniony był co najmniej zdumiewający.

– Co ty? Nie aktywowałeś Nieskończoności? - zapytał zdezorientowany dyrektor.

– Mam ją cały czas aktywną. - odparł powoli chłopak, po czym zapadła grobowa cisza. Dyrektor wpatrywał się z niedowierzaniem w białowłosego, a ten skierował wzrok na spodnie, na których była wytarta krew dziewczyny. W tym miejscu materiał dziwnie się stopił i wyglądał bardzo nienaturalnie.

Mężczyźni zwrócili wzrok na nieprzytomną nastolatkę, która była poniekąd sprawczynią tego wszystkiego. Satoru kucnął obok niej i odwrócił ją na plecy, opatrunki były już całkiem przesiąknięte krwią. Sięgnął do nich jednak, gdy tylko jego skóra dotknęła szkarłatnej cieczy, znowu poczuł ostry ból. Zaklął cicho, na co Yaga spojrzał na niego z niekrytym przerażeniem.

– Jakim cudem? Pomijając fakt, że twoja Technika powinna zablokować działanie jej krwi, to przecież ona jest nieprzytomna. Nie można używać Techniki nieświadomie!

– Cholera ona się coraz bardziej wykrwawia. - zignorował jego słowa Satoru. – Idź szybko po Shoko, ja postaram się zatamować krwawienie do tego czasu.

Dalej całkiem skonsternowany dyrektor, posłuchał białowłosego, po czym zniknął za zakrętem kierując się do gabinetu lekarki. Gojō natomiast ściągnął z siebie kurtkę i zaczął nią uciskać ranę, czując mimowolnie jak dolne warstwy materiału nasiąkają krwią. Nagle z zamysłu wyrwał go czyjś zdezorientowany głos.

– Co tu się dzieje?

Mężczyzna podniósł gwałtownie głowę do góry, a jego oczom ukazał się wysoki chłopak o ciemnych i wiecznie nastroszonych włosach.

– Megumi? Co ty tu robisz o tej porze? Wracaj natychmiast do pokoju. - odparł stanowczo, obawiając się o swojego wychowanka.

– Byłem w toalecie... Kto to jest? - zapytał, spoglądając na nieprzytomną dziewczynę leżącą na brzuchu na środku korytarza. Jej białe włosy były rozpuszczone w bezładzie na ziemi, gdzie nie gdzie zaplamione krwią. Ignorując słowa białowłosego zbliżył się parę kroków.

– Nie podchodź! Ma przeklętą krew i nie mam pojęcia co się z nią aktualnie dzieje.

– To ona? - spytał akcentując ostatnie słowo i uważnie przyglądając się nastolatce. Gojō swego czasu, gdy ten był jeszcze dzieckiem opowiadał mu o białowłosej kitsune, którą trenował. Nie uzyskał jednak odpowiedzi, bo w tej samej chwili na korytarz szybkim krokiem wbiegł dyrektor.

– Nie ma jej w gabinecie i nie odbiera telefonu. - odparł, spoglądając pytająco na Fushiguro.

– Ieiri-san wyszła jakąś godzinę temu. Dostała wiadomość o ciężko rannym czarowniku. - wyjaśnił chłopak, przenosząc wzrok na starszego mężczyznę. Ten zaklął głośno, natomiast Satoru nie odezwał się nawet słowem, dalej uciskając swoją kurtką plecy dziewczyny i ignorując przeszywający ból dłoni.

– Nie jesteśmy w stanie nawet jej zaszyć, bo nie możemy dotknąć jej rany. - odparł, po czym jego wzrok spoczął na młodym chłopaku. – Megumi wracaj do pokoju. - rozkazał, na co ten odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył wzdłuż korytarza.

– Co teraz? – zapytał dyrektor.

– Trzeba ją wybudzić. Musi świadomie przerwać Technikę.

– Jak chcesz to zrobić?

– Shoko miała taki lek, który podawała nieprzytomnym pacjentom, gdy trzeba było ich natychmiast wybudzić. - przypomniał sobie Gojō, jak kiedyś towarzyszył koleżance przy misji.

– Dobry pomysł. Jak się nazywał?

– Nie mam pojęcia...

– To jak chcesz go podać? Mamy podawać jej leki na chybił trafił? - spytał sarkastycznie Yaga, łapiąc się palcami za grzbiet nosa.

– No nie...

– Gojō skup się.

– Dobra, idź po igłę i szwy. Jej krew pewnie wypali mi ręce, ale przecież się wyleczę...

Sensei? - niespodziewanie odezwał się Fushiguro, stojący tuż obok białowłosego i trzymający coś w dłoniach.

– Megumi! Mówiłem ci...

– Zszywacz do drewna. - przerwał mu chłopak. – Wspominałeś, że nie możecie jej dotknąć. Tym zaszyjecie chwilowo ranę bez kontaktu z jej krwią. - dodał, podając mu przyrząd.

Satoru wziął do ręki metalowe urządzenie przyglądając mu się przez chwilę. To rzeczywiście miało prawo zadziałać. Zszywki były metalowe, więc krew ich nie rozpuści i dodatkowo nikt nie będzie miał z nią bezpośredniego kontaktu. Niewiele myśląc odrzucił kurtkę, która tamowała krwawienie, po czym przyłożył pistolet do jej pleców i nacisnął za spust. Zszywka złączyła ze sobą brzegi rany, powodując zatrzymanie się krwotoku w tym miejscu. Następnie mężczyzna wykonał jeszcze pięć takich strzałów przez co sytuacja kryzysowa została zażegnana. Może i nie była to zbyt fachowa robota, ale działało. Nastolatka przestała obficie krwawić.

– Dobra robota, Megumi. - pochwalił go białowłosy, podnosząc się z ziemi i czochrając chłopaka po włosach.

***

Obudził ją charakterystyczny, ostry zapach leków. Powoli do jej umysłu zaczynały napływać wspomnienia, w których starszy Łowca Lisów schwytał ją w pokoju motelowym. Wtedy też jej organizm zarejestrował czyjąś obecność w bliskiej od siebie odległości. Poczuła, jak ktoś zakłada jej coś na usta i nos. Instynktownie załapała tę osobę za dłoń, mając w głowie lekkie zdziwienie, że nie jest przywiązana do łóżka. W tym samym momencie otworzyła oczy i usłyszała cichy pisk. Skierowała wzrok na młodą dziewczynę, ubraną w białego scrubsa, która z przerażeniem próbowała wyrwać dłoń z żelaznego uścisku nastolatki. Drugą wolną ręka ściągnęła sobie z ust maskę, do złudzenia przypominającą tlenową. Łowcy lisów raczej nie wspomagaliby jej tlenem, pewnie to była jakaś trucizna osłabiająca jej zmysły.

Podniosła się, siadając na łóżku i dostrzegła, że jej lewa ręka jest podpięta do kroplówki z jakimś bezbarwnym płynem. Świetnie, cały czas jest otruta... Puściła dłoń młodej pielęgniarki dziwiąc się, że dali do niej tak niedoświadczoną w walce młodą dziewczynę, która nie potrafiła się w żaden sposób obronić. Dziewczyna natychmiast wybiegła z pomieszczenia krzycząc czyjeś nazwisko, ale Yoshikawa już to całkiem zignorowała. Dostrzegła, że znajduje się na parterze, a pokój, w którym była nie ma nawet krat w oknach. Momentalnie wyrwała sobie z żyły wenflon, czując jak cienki strumień krwi spływa jej po ręce znajdując ujście.

Wstała z łóżka czując lekkie zawroty głowy. Ku jej kolejnemu zdziwieniu dalej czuła więź z lisami, które mogła w każdej chwili przywołać. Z niewielkiego stolika znajdującego się nieopodal wzięła nożyczki do szycia, aby móc się w razie czego bronić. Jednak nie do końca rozumiała, dlaczego Łowcy byli aż tak nieuważni. Cała ta sytuacja była co najmniej dziwna i niezbyt zrozumiała, ale musiała się natychmiast stąd wydostać. Słysząc kroki paru osób na korytarzu, jej wzrok natychmiast skierował się w stronę okna, po czym zamarła widząc widok za nim. Wydawał się jej być bardzo znajomy, aż za bardzo...

– Yoshikawa?

Sachiko odwróciła się na pięcie, dostrzegając kobietę o kasztanowych włosach, stojącą obok pielęgniarki. Miała delikatne wory pod oczami, a jej ciemne oczy zwróciły się na nastolatkę, przyglądając jej się ze skupieniem. Jej wzrok zatrzymał się na dłoni, w której ta trzymała nożyczki. Dziewczyna momentalnie rozpoznała lekarkę i miała ochotę strzelić sobie w łeb. Dopiero teraz do jej umysłu napłynęły najświeższe wspomnienia, gdzie rzeczywiście została uratowana dyrektora Yagę oraz... Gojō. Nie do końca była przekonana co do tego ostatniego, lecz ten przeszywający błękit, który zobaczyła przed utratą świadomości... Nie mogła go pomylić z niczym innym.

– Ieiri... cholera, przepraszam. - westchnęła, odkładając przyrząd z powrotem na stolik. – Byłam pewna, że dalej jestem złapana przez Łowców. - wyjaśniła krótko, na co ta widocznie się rozluźniła i podeszła bliżej gestem nakazując jej, aby wróciła na łóżko.

Nastolatka nieznacznie zmieszana siadła na krawędzi łóżka, natomiast Shoko obwiązała jej bandażem zgięcie łokcia, z którego wyrwała sobie wcześniej kaniulę.

– Jak się czujesz? - spytała, sprawdzając poprawność zawiązanego opatrunku.

– Całkiem dobrze, tylko czuję jakieś dziwne ciągnięcie w okolicy krzyża. Pamiętam, że tam mi zrobił nacięcie ten dziwny doktor od Łowców Lisów, ale nie przypominam sobie nic więcej...

– Ah, to pomysł Fushiguro. Gdyby nie on, chyba byś się nam wykrwawiła na korytarzu. Możesz mi powiedzieć jakim cudem twoja Technika działa nawet gdy jesteś nieprzytomna? - zapytała lekarka, spoglądając na nią z zaciekawieniem.

– To taki jakby mechanizm obronny, ale też jakiś dziwny lag mojego ciała. Gdy utracę przytomność w trakcie walki, organizm pomimo mojej nieświadomości sam aktywuje Technikę, żebym miała jakakolwiek ochronę. Przydaje się gdy na co dzień walczy się z Łowcami. Raz nawet uratowało mi to życie... - wyjaśniła. – Kim jest Fushiguro? - zapytała zaciekawiona, na co Ieiri spojrzała na nie zdziwiona.

– Gojō ci nie mówił?

– Nie miałam z nim kontaktu przez siedem lat... - odparła cicho, przenosząc wzrok gdzieś na bok. Wolała nie drążyć tego tematu.

– Ale Satoru opiekował się Megumim jeszcze za czasów, gdy chodziłaś do szkoły. - powiedziała.

– Co? Nigdy mi o nim nic nie mówił!

– Megumi jest sierotą, miał zostać sprzedany klaunowi Zen'in, ale Gojō się nie zgodził. W zamian za to opłacał jego czesne w szkole z internatem, a teraz od jakiegoś czasu przebywa tutaj w liceum. Za rok rozpocznie naukę jako pierwszoklasista. - wyjaśniła jej krótko.

– Pierwszy raz o nim słyszę. Będę musiała sobie pogadać z Gojō. Ale nie powiedziałaś mi dalej czemu mnie na tych plecach coś tak uwiera...

– To metalowe zszywki. Gojō i Masamichi nie mogli cię dotknąć, żeby zaszyć ręcznie ranę.

– Czekaj... nawet Gojō nie mógł mnie dotknąć?

– Nie znam szczegółów, bo mnie przy tym nie było. Z nimi musisz pogadać. – powiedziała Ieiri, wstając z łóżka.

–Dobrze cię znowu widzieć, Shoko. - odparła szczerze, uśmiechając się do kobiety. Nie mogła uwierzyć jak ten czas szybko zleciał. Co prawda lekarka nie zmieniła się jakoś bardzo, ale widać było lekkie zmęczenie wypisane na jej twarzy.

– Ciebie też, Sachiko. Ostatnimi czasy było coś za spokojnie w szkole. - zaśmiała się głośno. – Mam nadzieję, że tym razem nie będziesz już aż tak częstym gościem w szpitalu. Chociaż znając cię pewnie się za niedługo zobaczymy.

– Całkiem możliwe. - zawtórowała jej, podnosząc się z łóżka. – Muszę się zbierać, zostawiłam wszystkie swoje rzeczy w motelu koło dworca.

– Gojō zostawił ci jakieś czyste ubrania na krześle. Lepiej nie wychodź w koszuli szpitalnej, bo zamkną cię w psychiatryku. - dodała ze śmiechem zostawiając ją samą w pomieszczeniu.

Sachiko skierowała się we wskazane przez nią miejsce, na którym rzeczywiście znajdowała się bluza oraz jej... spódnica od mundurku szkolnego. Dobrze pamiętała, że całkiem sporo rzeczy była zmuszona zostawić w szkole, gdy się stąd wynosiła. Między innymi nie brała swojego mundurku. Nie spodziewała się, że on dalej będzie tu na nią czekał, zupełnie jak bluza, która również swego czasu należała do niej. Co prawda była to bluza Satoru, ale większość z nich miała raczej od niego przez co stały się jej własnością. Biorąc ubrania do ręki dostrzegła, że sama jest cała we krwi, więc wpierw skierowała się do łazienki znajdującej się obok pokoju, aby wziąć szybką kąpiel.

Przy okazji ściągnęła opatrunek z pleców, uważnie przyglądając się ranie, która została zaszyta zszywkami. Przez jej umysł przeszło, że ten cały Fushiguro musi być całkiem inteligentny. Sama by chyba nie wpadła na to, żeby w taki sposób zatamować krwawienie. Ciągle męczyło ją to, dlaczego Satoru wcześniej nie powiedział jej o Megumim. Mówili sobie praktycznie o wszystkim. Rzeczywiście pamiętała, że mężczyzna niejednokrotnie w weekendy gdzieś wyjeżdżał, ale w sumie nie przeszło jej przez myśl, żeby się zapytać dlaczego. Raczej zakładała, że w ramach jakiejś misji.

W każdym razie i tak mają sobie wiele do wyjaśnienia. Zaczęła czuć dziwny ucisk w okolicy żołądka na myśl o spotkaniu z nim po tak długim czasie. Kiedyś przebywanie z Satoru było tak naturalne jak oddychanie. Teraz czuła nieprzyjemny dyskomfort na myśl o ich spotkaniu. Z pewnością również się zmienił tak samo jak i ona. Ciekawe czy kogoś sobie znalazł... Teoretycznie musiał mieć teraz jakieś 26 lat, raczej nie był wolny przez cały ten czas. Ona sama jakby nie patrząc również nie była...

Po szybkim prysznicu i przebraniu się w czyste ubrania wyszła z części szpitalnej wchodząc na korytarz. Wspomnienia napłynęły do jej umysłu mimowolnie, przypominając sobie te czasy, gdy przebywała na nich praktycznie codziennie. Ciekawe czy reszta szkoły się w jakikolwiek sposób zmieniła lub czy plac treningowy wygląda dalej tak samo... Idąc tak między korytarzami nie spotkała jeszcze żadnej osoby. Jednak tym się raczej charakteryzowało liceum, że nie było w nim zbyt dużo uczniów. Zwykle na dany rok przypadało około trzech, może czterech uczniów. Nawet licząc resztę kadry nauczycielskiej, czy przypadkowych magów kręcących się po budynku to liczebność szamanów jujutsu była raczej dość mała. Dlatego też większa część budynku była zwykle pusta.

Z zamysłu wyrwały ją czyjeś kroki z naprzeciwka. Niespodziewanie zza zakrętu wyszedł wysoki chłopak o ciemnych włosach w kompletnym bezładzie. Był ubrany z granatową bluzę i czarne, jeansowe spodnie. Miał dłonie schowane w kieszeniach, ale widząc dziewczynę zatrzymał się gwałtownie przed nią o mało w nią nie wpadając. Wydawał się być mocno zamyślony, ale widok nastolatki wyrwał go z tego zamysłu. Przez parę sekund patrzyli się na siebie nie odzywając się ani słowem, ale w końcu ciszę przerwał chłopak.

– Widzę, że z tobą już lepiej.

– Słucham? - spytała lekko zdezorientowana dziewczyna.

– No, wczoraj byłaś w dość kiepskim stanie. Nie spodziewałem się, że tak szybko się pozbierasz. - odparł lekko zmieszany.

– Aaa, ty jesteś Fushiguro? Ten od zszywek? - zapytała, wskazując palcem na swoje plecy. Nagle wszystko stało się dla niej jasne, dlaczego obcy uczeń rozpoczyna z nią rozmowę.

– Tak... wybacz nikt nie wiedział, jak zatamować krwawienie i... - zaczął się tłumaczyć, ale nastolatka mu w momencie przerwała.

– O czym ty mówisz. To był świetny pomysł! Uratowałeś mnie przed potencjalnym wykrwawieniem. Dziękuję. - uśmiechnęła się szeroko do chłopaka, na co ten wyraźnie się rozluźnił.

– Mogę się spytać o twoją Technikę? Jest całkiem podobna do...

– Przeklętej Krwi z klanu Nakamura? - uprzedziła go białowłosa. – Tak, jestem jego córką, ale nie używam jego nazwiska. Nazywam się Yoshikawa Sachiko. - odparła, wyciągając w stronę chłopaka dłoń. Ten wyciągnął niepewnie swoją odwzajemniając uścisk.

– Fushiguro Megumi. Miło cię w końcu poznać, Gojō sporo mi o tobie kiedyś opowiadał. Niesamowite, że minęło tyle lat, a ty wyglądasz na moją rówieśniczkę.

– Zalety bycia mitycznym stworzeniem. - zaśmiała się lekko. – Jednak na tym plusy się już kończą. Natomiast Gojō mi o tobie nic kompletnie nie mówił. Dopiero dziś dowiedziałam się o twoim istnieniu od Shoko.

– Hmm interesujące. Może miał jakiś powód, albo i nie. To Gojō. Nikt nie wie co mu tak naprawdę chodzi po głowie. - dodał, przewracając wymownie oczami.

– W stu procentach podpisuje się pod tymi słowami. - zaśmiała się nastolatka, czując, że dogadają się z Megumim. Nareszcie ktoś kto wiedział, że Satoru jest zdrowo postrzelony, a nie widział w nim święte bóstwo, które zstąpiło z nieba.

Niespodziewanie wzrok chłopaka przeniósł się gdzieś ponad jej głowę, a ona sama poczuła czyjąś obecność tuż za swoimi plecami. W ułamku sekundy odwróciła się, instynktownie odskakując do tyłu. Z przyzwyczajenia unikała zbyt bliskiego kontaktu z innymi, szczególnie nieznajomymi, którzy czają się za jej plecami. Wiedziała, że w szkole raczej nic jej nie grozi, ale był to wyuczony odruch. Jednak osoba za nią wcale nie była nieznajoma, wręcz przeciwnie...

– Widzę, że zdążyliście się już poznać. - odparł Gojō, uśmiechając się szeroko do dwójki nastolatków.

Yoshikawa zamarła w bezruchu, wpatrując się w chłopaka. Jego rysy twarzy delikatnie się zmieniły od ich ostatniego spotkania. Zrobiły się ostrzejsze i jakby nieznacznie dojrzalsze, mocno zarysowana żuchwa i uwydatnione jabłko Adama. Wydoroślał i był na prawdę przystojny, czego Sachiko nie mogła w żaden sposób zanegować. Aczkolwiek pomimo dojrzalszych rysów, na jego twarzy dalej widniało to samo dziecko, przez co nastolatka miała ochotę się uśmiechnąć. Dodatkowo mogłaby przysiąc, że urósł parę centymetrów, bo nie przypominała sobie, żeby był taki wysoki te siedem lat temu. Na nosie miał założone swoje nieśmiertelne okulary przeciwsłoneczne, a włosy jak zwykle miał rozwalone w bezładzie, niczym Megumi. Korciło ją, żeby mu je poprawić jak to kiedyś miała w zwyczaju ale się powstrzymała.

Pozwoliła sobie na tą chwilą zawahania, gdy po raz pierwszy od dłuższego czasu go zobaczyła, lecz momentalnie uczucie melancholii zostało zastąpione przez irytację. Wyciągnęła oskarżycielsko palec w jego stronę podchodząc krok bliżej, na co białowłosemu delikatnie zszedł uśmiech z twarzy.

– Tak! Zdążyliśmy się poznać, ale powinniśmy to zrobić już lata temu! Coś ty sobie w ogóle wyobrażał, że ukrywałeś go przede mną przez cały rok! - warknęła z wyrzutem w jego stronę, na co ten uśmiechnął się lekko, spoglądając na nastolatkę z wyrazem, który ciężko jej było określić.

– W ogóle się nie zmieniłaś. - powiedział miękkim tonem, po czym zanim zdołała cokolwiek mu odpowiedzieć, została objęta jego ramionami i mocno do niego przyciągnięta.

Gdy jej ciało przylgnęło do jego w silnym uścisku, dalej lekko zdezorientowana dziewczyna w pierwszym odruchu spięła wszystkie mięśnie na ciele. Jednak, gdy charakterystyczny zapach dobił się do jej nozdrzy, momentalnie poczuła dokładnie to samo co te siedem lat temu. Poczuła się bezpiecznie. Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu czuła, że nie musi zachować czujności. Mogła spokojnie odetchnąć, bo obok był ktoś komu ufała i miał nad wszystkim kontrolę. Jej mięśnie rozluźniły się, podniosła powoli ręce obejmując białowłosego. Po chwili mężczyzna wypuścił ją, odsuwając się o krok, po czym skierował wzrok na Megumi'ego.

– Jestem zmuszony przełożyć nasz dzisiejszy trening. Musimy z Yoshikawą załatwić parę formalności. Zamiast tego możesz potowarzyszyć Pandzie i Maki, powinni być na placu treningowym. Toge i Yuta są w terenie. - wyjaśnił, na co Megumi skinął głową na znak zrozumienia, po czym bez słowa ich wyminął i ruszył wzdłuż korytarza.

– Yuta? To o nim pisałeś w liście. - odparła, kojarząc to imię wyryte na kartce papieru, którą od niego dostała.

– Czyli jednak dostałaś ten list. Tak, o niego mi chodziło, ale teraz mamy inne sprawy na głowie. Rada już o tobie wie i przy okazji dowiedziała się o twojej Technice.

– Co?! - zawołała zszokowana. Miała nadzieję, że nie powiążą tamtej sytuacji z jej osobą, tylko klątwą.

– Spokojnie nic nie martw, ogarniemy to. Te staruchy nic już nam nie mogą zrobić. - odparł, machając lekceważąco dłonią. – Wieczorem musimy się z nimi spotkać, ale naprawdę nie ma się czym przejmować. Mamy dowody, że zabiłaś z obrony własnej, ale musisz przekonać Radę, że nie działasz przeciwko czarownikom, a z nimi. Tyle. - powiedział, jak gdyby nigdy nic. Nie była do końca przekonana czy ta rozmowa będzie rzeczywiście taką błahostką, jak ją opisywał, ale stwierdziła, że i tak nie ma się co nimi na razie przejmować.

– Właśnie, mam sprawę Satoru. Muszę się udać do motelu, w którym się zatrzymałam. Zostawiłam tam torbę i muszę zapłacić za noce, w których tam siedziałam i za... niewielkie szkody. - dodała cicho, przypominając sobie o incydencie w hotelu.

– Coś tam nabroiła? - zapytał rozbawiony, posyłając jej znaczące spojrzenie sponad ciemnych okularów. Yoshikawa mogła przez ułamek sekundy dostrzec ten niespotykany błękit, ale momentalnie oderwała od niego wzrok.

– Zostałam postrzelona...

– Co?! Przez kogo? - uniósł nieznacznie głos Satoru, słychać było, że nie miał o tym zielonego pojęcia i czuć było nutkę wściekłości w jego tonie.

– No przez tych Łowców w opuszczonym magazynie. Tych rozszarpanych przez moje lisy....

– Gdzie cię postrzelili? Dalej jesteś ranna? - spytał lekko rozgorączkowanym, wręcz niepodobnym do niego głosem.

– W udo i bark, ale już się w miarę zagoiło. To dlatego tamten stary Łowca zdołał mnie schwytać. Postrzelił mnie jakimś środkiem, który odłączył chwilowo moją więź z lisami. Tak to jego też bym wykończyła.

– Ale nigdzie na miejscu nie było kul.

– Wyciągnęłam je w pokoju motelowym... Właśnie to są te szkody, za które będę musiała zapłacić. - odparła.

– Pokaż mi te rany. – nakazał poważnym tonem, przez co dziewczyna zawahała się na chwilę.

Rozmawiali ze sobą zupełnie, jak gdyby nigdy nic. Jakby wcale nie dzieliło ich siedem lat bez kontaktu. Nie miała pojęcia z czego to wyniknęło. Z jednej strony cieszyła się, że ich relacja szczególnie na tym nie ucierpiała, ale powinni o tym porozmawiać. Satoru nie wiedział, że listy, które jej wysyłał wcale do niej nie dotarły. Mimo wszystko siedem lat to szmat czasu, oboje z pewnością się zmienili i też w jakimś stopniu wpłynęło to na postrzeganie siebie nawzajem. Teraz chłopak patrzył na nią z wyczekiwaniem, aż ta pokaże mu rany postrzałowe, ale ona nie chciała tego robić.

Zniecierpliwiony jej niezdecydowaniem Gojō sięgnął ręką w stronę jej ramienia, na co ona zareagowała instynktownie widząc zmierzającą w jej stronę kończynę. Odtrąciła ją gwałtownie, być może wkładając w to trochę za dużo siły, na co chłopak spojrzał na nią z początku zdezorientowany, ale potem chyba również do niego dotarło. Zupełnie zapomniał, że dzieli ich siedem lat urwanej znajomości i o ile wcześniej nastolatka nie miała problemu z tego typu kontaktem, tak teraz mogła mieć coś przeciwko. Zganił się w duchu za ten nietakt. Dodatkowo też parę minut temu zaburzył jej cielesność przez objęcie bez jakiegokolwiek pytania. Lecz wtedy wydawało mu się to być tak naturalnym gestem, że wcale nie myślał o jakichkolwiek konsekwencjach. Poza tym dziewczyna również odwzajemniła ten uścisk...

Sachiko momentalnie się zreflektowała, spoglądając na niego przepraszająco, po czym sięgnęła ręką w stronę dekoltu i naciągnęła go tak, żeby była widoczna rana z postrzału. Była przez nią zaszyta, obrzęk już się trochę zmniejszył jedynie okalał ją dookoła niewielki fioletowy siniak. Źrenice chłopaka rozszerzyły się gwałtownie, ale nie przyjrzał się dokładnie, bo wtedy też dziewczyna puściła bluzę i podwinęła nieznacznie do góry spódnicę, gdzie rana wyglądała już zdecydowanie gorzej. Trochę jej jeszcze doskwierała i była bardziej osiniaczona, ale nie było już stanu zapalnego.

– Ieiri to widziała? – spytał cicho Satoru, przenosząc wzrok z powrotem na twarz nastolatki, na co ta wzruszyła ramionami.

– Chyba tak... Poza tym i tak powinno się za parę dni zagoić. Co z tym starym Łowcą? - zapytała.

– Zamknęliśmy go z paroma klątwami, żeby całkiem stracił rozum i wysłaliśmy go do psychiatryka. W sumie to nawet nie było potrzebne, bo gadał takie głupoty o przeklętych pomiotach szatana, że pewnie odgórnie by go przyjęli. - odparł Gojō. – Ale teraz mam ochotę go zabić. – dodał z nutką grozy w głosie.

– Było, minęło. Jak go następnym razem spotkam to mu od razu gardło poderżnę. – odparła spokojnie dziewczyna. Satoru spojrzał na nią marszcząc brwi. Od kiedy Yoshikawa stała się tak bezwzględna. Nawet jej powieka nie drgnęła, gdy to powiedziała. Zupełnie jakby to była najzwyklejsza na świecie rzecz podrzynanie ludziom gardeł.

– Nie możesz, Sachi, Jesteś od teraz uczennicą liceum i możesz jedynie egzorcyzmować klątwy. – odparł Gojō, przyglądając jej się uważnie.

– Co?! Muszę zabijać Łowców, to mój główny obowiązek jako członek Sigmy! – zaoponowała zdecydowanym głosem.

– Przykro mi, nie wiem na czym polega to całe wasze zgromadzenie, ale nie możesz zabić więcej ludzi. Jeśli dowie się o tym Rada wydadzą rozkaz do egzekucji, co nam trochę pokrzyżuje plany. – powiedział stanowczo.

– Łowcy to nie ludzie.

– Niestety według ogólnie przyjętych norm, są ludźmi. Jako że zostałaś uczennicą otacza cię nietykalność. Jeśli któryś z nich zdecyduje się cię zaatakować wtedy wkroczymy do akcji, ale nie możesz ich samowolnie zabijać.

Nastolatka prychnęła głośno, ale nic na to nie odpowiedziała. Jeśli trzeba będzie to nie będzie się przejmować jakąś Radą, albo jego słowami. Nienawidziła całym sercem Łowców za to co jej kiedyś zrobili i poprzysięgła sobie ubić ich co do jednego nie zważając na okoliczności. Nawet jeśli będzie musiała to zrobić wbrew Gojō i go oszukując.

– Musieliśmy cię wpisać pod nazwiskiem Nakamura. – powiedział niespodziewanie Satoru. – Yoshikawa Sachiko już widnieje w rejestrze i powinna mieć aktualnie 23 lata, a ty będziesz od nowa startować jako 16-latka. Wiem, że nie cierpisz tego nazwiska, ale sporo nam ułatwiło sprawę, bo automatycznie masz japońskie obywatelstwo. Nakamurowie normalnie żyli w Tokio, a śmierć twojego biologicznego ojca nigdy nie została zgłoszona, dlatego możesz bez żadnego problemu być jego córką urodzoną poza granicami państwa...

– Jak mus, to mus. To nazwisko będzie widniało tylko w urzędzie, nie będę się nim posługiwać na co dzień. - odparła, nie była zadowolona z tego faktu, ale nie miała tak naprawdę innego wyjścia.

Siedząc z chłopakiem w samochodzie zastanawiała się jak bardzo przechlapane ma u właścicielki motelu. Pamiętała w jakim stanie zostawiła pokój. Co prawda do wymiany raczej szły tylko panele i materac od łóżka, bo zachlapane krwią kafelki w łazience na pewno nie wchłonęłyby jej krwi, ale i tak. Zniknęła na parę dni wiec z pewnością ta będzie wściekła. Nie przejmowała się tym jednak. Teraz i tak miała na głowie ważniejsze sprawy niż jakiś tam pokój hotelowy. 

~4930 słów~
(Trochę sie rozpisałam xD)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top