♠️ 2.3 ♠️
"I killed my old self,
...but new me isn't much better"
Pierwszy raz znajdowała się na dworcu kolejowym w Tokio. Poprzednim razem nie miała wystarczająco pieniędzy i dotarła do Jokohamy, a potem musiała dostać się do miasta pieszo. Teraz miała całkiem sporą sumę pieniędzy więc na szczęście dotarła prosto do celu. Nie wiedziała jednak co dalej ma z sobą zrobić. Szczerze mówiąc nie miała do końca pojęcia, gdzie dokładnie znajduje się liceum. Coś tam kojarzyła Tokio, ale nie aż tak dobrze. Bywała na misjach w terenie, ale zwykle jeździli z Gojō samochodem i nie przykładała większej uwagi do trasy. No i minęło siedem lat, odkąd ostatni raz tu była, trochę rzeczy się zmieniło.
Stojąc tak na środku dworca poczuła silny ucisk w żołądku. Była też niesamowicie zmęczona. Po ostatnim skorzystaniu z Techniki nie przyjęła tabletek z żelazem i odczuwała teraz skutki utraty krwi. Odłożyła więc na drugi plan poszukiwanie liceum i skupiła się na sobie. Podeszła do apteki znajdującej się na dworcu i kupiła trzy opakowania pigułek z żelazem. Następnie zaraz po wyjściu połknęła kilka z nich, wiedząc że na pewno przekroczyła dobową dawkę. Była jednak w innej sytuacji niż normalni ludzie z anemią, dlatego też nie przejmowała się informacjami na ulotce.
Wychodząc z dworca pierwsze co rzuciło jej się w oczy, to ogrom ludzi. Dosłownie czuła się przytłoczona ilością osób, które się dookoła niej znajdowały. Każdy z nich był zajęty i gdzieś się spieszył, a dziewczyna kilkukrotnie została potrącona przez przechodniów. Odetchnęła nieznacznie z ulgą, gdy dotarło do niej, że nikt nie zwraca na nią szczególnej uwagi. Różnorodność ludzi, których mijała była naprawdę spora, dlatego też mogła łatwo wtopić się w tłum.
Po drodze wstąpiła do jakiejś knajpy, w której przyrządzali steki. Zamówiła najbardziej krwistego jakiego byli w stanie zrobić, bez żadnych dodatków. Kelner spojrzał wtedy na nią jak na wariatkę, ale całe szczęście nie skomentował tego w żaden sposób. Już od jakiegoś czasu Yoshikawa dostrzegła, że mocno krwiste jedzenie dobrze wpływa na jej regenerację po korzystaniu z Techniki. Rodzice starali się jej wciskać szpinak bądź buraki, które również są bogate w żelazo, jednak i tak najlepiej wpływało na nią po prostu mięso i jego podroby. Najlepiej w formie jak najbardziej zbliżonej do surowej. Było to dość obrzydliwe, ale czasami czyniło wręcz cuda, jeśli chodzi o jej regenerację więc nie żałowała sobie tego typu potraw.
Po skończonym posiłku dotarło do niej, że zaczyna się powoli robić późno. Trochę była zła, że nie udało jej się w żaden sposób chociaż zlokalizować szkoły, ale w pierwszej kolejności musiała znaleźć jakieś lokum do spania. Nie zmierzała dziś zrezygnować jeszcze z jakiś poszukiwań informacji, ale wolała mieć pewność, że będzie mieć dach nad głową na noc. Dlatego też zarezerwowana sobie pokój w najbliższym motelu i po odłożeniu w nim torby wyszła na miasto.
Nie spodziewała się, że praktycznie w centrum Tokio będzie znajdowało się tyle klątw. Dosłownie na każdym zakręcie mijała różnego rodzaju niewielkie klątwy, które były doczepione do ludzi, bądź też za nimi chodziły. Nie wyczuwała od nich dużej ilości przeklętej energii, pewnie nawet nie były zaklasyfikowane do żadnej rangi. Ot zwykłe klątwy wytworzone przez negatywne emocje. Starała się nadto nie zwracać na nie uwagi, bo de facto zwyczajni ludzie ich nie widzieli. Czasami sprawdzała czy ktoś nie wygląda na takiego, który by się na nie patrzył, bo mógłby się okazać czarownikiem jujutsu, ale nie udało jej się nikogo takiego dostrzec. Pytała również o liceum, ale nikt do końca nie wiedział o co jej chodzi. Poniekąd było położone na obrzeżach miasta w lesie, więc nie dziwiła się, że mało kto o nim wiedział.
Już miała wracać do motelu, gdy niespodziewanie do jej uszu dobił się ostry i przenikliwy dźwięk. Dziewczyna zmarszczyła brwi, a w pierwszym odruchu jej lisie uszły odchyliły się do tyłu, chcąc zablokować dopływ tego okropnego brzmienia. Sachiko rozejrzała się gwałtownie po ludziach, ale zdawało się, że nikt inny oprócz niej nie słyszał tego dźwięku, dodatkowo został on zarejestrowany przez jej lisie uszy, co znaczyło tylko jedno... Gdzieś w Tokio musieli się znajdować Łowcy Lisów.
Yoshikawa starała się rozluźnić, dźwięk nie był aż tak intensywny, co znaczyło, że nie znajdowali się zbyt blisko. Nie mogła dopuścić, aby dostrzegli jej dziwne reakcje, więc założyła sobie szybko kaptur na głowę i bacznie obserwowała przechodniów. Kompletnie nie spodziewała się ich tutaj. Głównie łapali kitsune na terenie Kioto, gdyż to tam przeprowadzali się jej pobratymcy, którzy nie chcieli mieszkać w wiosce i też tam właśnie robili zakupy ci, którzy w wiosce pozostali. Odkąd kitsune zaczęły się przeprowadzać do ludzkich miast aktywność łowców znacznie się zwiększyła. Rozpoczęło się to jakoś pięć lat temu, wtedy też została złapana i zabita przez nich pierwsza kitsune. Potem wszystko nabrało tempa.
W pewnym momencie i tak mała populacja lisów zmniejszyła się o jakieś 10% co i tak było dość znaczącą liczbą biorąc pod uwagę ich niewielką liczebność. Wtedy też powstało wśród nich zgromadzenie Sigma, któremu udało się ochraniać lisy w Kioto. Była to grupa najsilniejszych kitsune, która sprzeciwiała się łapance innych lisów, skutecznie udaremniając takie próby oraz zabijając samych Łowców. Aktualnie sytuacja w wiosce się trochę uspokoiła, ale w dalszym ciągu co jakiś czas ginęli w dziwnych okolicznościach członkowie rodów. Yoshikawa jednak nie spodziewała się, że w Tokio również będą znajdować się Łowcy. Kioto było głównym miejscem, w którym działali, bo zdecydowana większość lisów osiadała się tam, a nie w Tokio. Musiało to jednak znaczyć, że nie była ona jedyną kitsune w Tokio...
Teraz jednak musiała natychmiast niepostrzeżenie wrócić do motelu albo się gdzieś ukryć. Starała się w najmniej oczywisty sposób oddalić od źródła dźwięku, ale ku jej przerażeniu usłyszała kolejny pisk z innej strony. Serce waliło jej na przyspieszonych obrotach, gdy dotarło do niej, że jest powoli otaczana. Udało jej się wbiec do jakieś bocznej uliczki i tam też dostrzegła podchylone drzwi do opuszczonego magazynu. Miała cichą nadzieję, że uda jej się tym zwieść łowców i oddalą się od niej albo zrezygnują z polowania. Wbiegła więc do środka nie mając w głowie lepszego planu i rozejrzała się dookoła.
Było tu całkiem sporo miejsca, przy ścianach znajdowały się jakieś pudła. W samym pomieszczeniu było niesamowicie ciemno, ale nie było to większym problemem dla jej wyostrzonego wzroku. Widziała wszystko doskonale i przeniosła się na środek sali, dalej mając w uszach nieprzyjemny pisk. Czuła, że Łowcy są blisko, bardzo blisko...
W pewnym momencie dźwięk z urządzenia którego używali przybrał na sile i po chwili drzwi od magazynu otworzyły się, a światło zapaliło, rozświetlając całą salę. Yoshikawa wyciągnęła nóż i ze skupieniem wpatrywała w przejście.
– Ha, wiedziałem, że się tutaj schowasz. Chłopaki mam ją! - zawołał mężczyzna, który jako pierwszy wszedł do pomieszczenia. To on trzymał w dłoni urządzenie wydające pisk i z parszywym uśmiechem skierował się w jej stronę.
Sachiko przyjęła pozycję bojową, ale im bliżej mężczyzna podchodził tym dźwięk ją coraz bardziej dekoncentrował. To było naprawdę nieprzyjemne brzmienie, które echem odbijało się jej w czaszce. Po chwili do magazynu weszło również dwoje innych mężczyzn trzymających w dłoniach pistolety. Wszyscy ubrani byli w normalny, niczym nie wyróżniający się strój. Poznała jednak jednego z nich, mijała go zaraz po wyjściu z tłumu. Mężczyzna z urządzeniem wydającym dźwięk zatrzymał się parę metrów od niej, po czym wyciągnął z kieszeni spodni telefon i przyłożył go sobie do ucha.
– Mamy młodą kitsune, wydaje się być dalej w wieku nastoletnim.... Dzielnica Chiyoda, wygląda na to, że wysiadła z pociągu z Kioto, który przyjechał do Tokio około siedemnastej... tak... tak... niech będzie gotowy. Do zobaczenia. - zakończył rozmowę, po czym wbił wzrok w dziewczynę.
Uśmiechnął się szeroko w jej stronę, pocierając ręką zarost. Yoshikawa starała się ignorować pisk w uszach, ale skutecznie udaremniał jej próby zaplanowania jakiejś ucieczki. Skupiła się więc na wszystkich mężczyznach, ten pierwszy z przodu zdecydowanie był liderem grupy, a dwójka pozostałych stała kilka kroków z tyłu, jakby dopiero uczyli się tego fachu.
– Nie byłaś zbyt uważna, nie? Teraz patrzcie uważnie, bo ostatnio jak wymknął wam się tamten chłopak, to miałem niezłe problemy. Nie atakujecie z daleka, bo dopóki dźwięk nie mąci im w głowie są w stanie bez problemu zaatakować was swoimi ogonami. W pierwszej kolejności włączacie straszak na maksa, a potem powoli podchodzicie. - po tych słowach mężczyzna zaczął zbliżać się do niej, mając rękę wystawioną przed siebie.
Dźwięk był coraz głośniejszy z każdym jego krokiem i w pewnym momencie Yoshikawa zgięła się w pół i przyłożyła ręce do głowy, zakrywając sobie uszy, żeby chociaż trochę zminimalizować emisję dźwięku. Mężczyzna uśmiechając się z wyższością, stanął nad nią w bliskiej odległości. Sachiko rzuciła mu mordercze spojrzenie, na co ten jedynie uśmiechnął się jeszcze szerzej. Nastolatka czuła, że ten mężczyzna był obeznany w polowaniu na lisy. Skądś wiedział, że dźwięki o takiej częstotliwości otępiają nie tylko ją, ale też jej przeklęte lisy, przez co zwykłe kitsune mają problem z ich użyciem. W takiej sytuacji są z góry skazane na porażkę.
– Widzicie? Teraz jest obezwładniona i nie jest w stanie wam wyrządzić żadnej krzywdy. - odparł, odwracając głowę w stronę pozostałej dwójki. Yoshikawa tylko na to czekała. W ułamku sekundy wyprostowała swoje ciało, na co mężczyzna z lekko zdziwionym wyrazem na twarzy odwrócił się w jej stronę.
– Jesteś tego pewien? - spytała cynicznie, podnosząc do góry swoją prawą rękę w stronę jego twarzy. Wcześniej tak naprawdę udawała z tym, że aż tak na nią wpływa dźwięk ze straszyka. Co prawda w dalszym ciągu skutecznie mącił jej w głowie. Miała jednak spore szczęście, że nie jest czystą kitsune i jej wyostrzone lisie zmysły nie działają z taką czułością jak u innych kitsune. Przez to, że w pewnym procencie posiadała w swoim genomie ludzkie geny, jej słuch nie był tak dobry jak u jej pobratymców, więc straszaki na lisy tylko w pewnym stopniu ją otępiały.
Zanim mężczyzna zdążył jakkolwiek zareagować, nastolatka złapała go rozciętą wcześniej dłonią za policzki, powodując że jego usta otworzyły się, a jej przeklęta krew zaczęła gwałtownie wpływać do jego gardła. Dostrzegła, że dwójka chłopaków z tyłu wyciągnęła przed siebie wycelowane w nią pistolety, ale chyba bali się strzelać, póki ta szamotała się z ich szefem.
– Serio daliście się nabrać? - zaśmiała się, lekko potrząsając głową na boki z niedowierzaniem. – Macie całkiem mocny sprzęt. Przy takim natężeniu dźwięku już dawno powinnam miotać się na ziemi z pękniętą błoną bębenkową. - odparła obojętnym tonem, krzyżując wzrok z mężczyzną, który teraz miał w oczach czyste przerażenie. – Nie działają na mnie wasze sztuczki. Natomiast zabijanie was, to dla mnie chleb powszedni. – dodała, rozchylając usta w upiornym uśmiechu. Swój wzrok wbiła w mężczyznę, którego trzymała. Wolną ręką złapał ją za ramię, starając się je od siebie oderwać, ale nadaremno. Yoshikawa była od niego silniejsza.
– Ona należy do Sigmy! – zawołał jeden z mężczyzn stojących z tyłu i unosząc wyżej broń.
– Bystry chłopiec. – szepnęła, nawet nie spoglądając w ich stronę.
Yoshikawa nie spuszczała wzroku ze swojej ofiary. Mimo, że była częściowo odporna na dźwięk straszaka i nie wywoływał w niej takich objawów jak u normalnej kitsune, to i tak wydawał z siebie niesamowicie dezorientujące wibracje. Z początku chciała zmaterializować Ryūketsu zaraz po przyłożeniu dłoni do twarzy owego mężczyzny, tak aby od razu go zabić mieczem. Nie przewidziała jednak, że pisk z bliskiej odległości spowoduje również mącenie w jej Technice. Nigdy wcześniej się to nie wydarzyło, ale też zauważyła różnicę w sprzęcie Łowców z Tokio. Ich urządzenia działały silniej niż tych, z którymi walczyła na co dzień w Kioto.
Musiała jak najszybciej go wyłączyć, ale nie sięgała do mężczyzny, żeby wyrwać mu je z ręki. Kompletnie nie mogła też skupić myśli na kontrolowaniu swojej krwi, przez co nie była w stanu wytworzyć swojej krwawej broni. Mężczyzna zaczął się coraz mocniej szarpać i wydawał stłumione odgłosy, zapewne przez ból jaki wywoływała jej krew w jego przewodzie pokarmowym. W nastolatce narastała irytacja i złość skierowana do Łowców oraz do siebie, że nie może użyć prawidłowo Techniki.
W końcu jej organizm znalazł upust tej wściekłości. Niespodziewanie z ciała mężczyzny, a konkretniej jego klatki piersiowej i brzucha, wyłoniła się niezliczona ilość krwawych szpikulców. Zupełnie jakby w jego wnętrznościach ktoś nadmuchała rybę rozdymkę. Źrenice Sachiko rozszerzyły się gwałtownie widząc co uczyniła mężczyźnie przy pomocy swojej Techniki. Był on dosłownie naszprycowany różnej długości kolcami wytworzonymi z jej własnej krwi. Dwóch facetów z tyłu krzyknęło głośno z przerażenia, a sama Yoshikawa puściła jego ciało i cofnęła się kilka kroków do tyłu.
W momencie, gdy przerwała kontakt, szpikulce natychmiast się roztopiły, wracając do pierwotnie ciekłej formy. Natomiast bezwładne ciało mężczyzny przechyliło się w kierunki ziemi, niczym szmaciana lalka i wpadło w ogromną plamę ich wymieszanej krwi. Dalej zdezorientowana dziewczyna wpatrywała się w zmasakrowane przez nią ciało, nie mogąc wykonać nawet najdrobniejszego ruchu.
Wtem usłyszała strzał z pistoletu i przenikliwy ból w udzie, który momentalnie otrzeźwił jej umysł. Doskoczyła do urządzenia, które mimo że leżało w kałuży dalej wydawało dźwięk. Postrzelona noga jednak dała się we znaki przez co nastolatka wylądowała kolanami na ziemię, wpadając w kałużę krwi. Nie myśląc jednak o tym szybko wyłączyła straszak, a gdy zapanowała wręcz kojąca cisza w powietrzu rozległ się kolejny strzał. Sachiko krzyknęła z bólu łapiąc się za bark, ale na szczęście jej lisy momentalnie zapanowały nad sytuacją. Wyłoniły się z głośnym warkiem i rzuciły na dwójkę mężczyzn, którzy starali się jeszcze je postrzelić. Kulki, którymi zostały trafione lisy nic im jednak nie zrobiły. Gdy do mężczyzn dotarło, że są na zgubionej pozycji starali się jeszcze wycofać, ale nie zdążyli. W momencie zostali złapani przez potężne szczęki lisów i rozszarpani.
Czuła jak jej spodnie pochłaniają większość krwi z kałuży, ale miała aktualnie jednak większy problem. Została postrzelona w dwóch miejscach z czego kulki dalej tkwiły głęboko w tkankach. Krew opuszczała jej ciało w zastraszającym tempie. Była już niejednokrotnie postrzelona, ale teraz ból był naprawdę ogromny i zastanawiała się czy przypadkiem te pociski nie były obtoczone w jakiejś truciźnie. Wiedziała jednak, że na razie musi szybko coś zrobić z krwotokiem, bo inaczej umrze obok podziurawionego trupa.
Ignorując obrzydzenie sięgnęła do jego kurtki zrywając z niej spory kawałek materiału. Następnie zacisnęła zęby i zaczęła go sobie wpychać palcem w ranę, aby zatamować krwawienie. Zdecydowanie była to jedna z boleśniejszych chwil w jej życiu, gdy upychała materiał do postrzelonego zranienia. Gdy udało jej się chwilowo zakorkować dziurę, oderwała jeszcze jeden fragment kurtki i mocno obwiązała sobie nim udo, aby dodatkowo zatamować upływ krwi. Całe szczęście rana postrzałowa w barku wydawała się o wiele mniej krwawić więc dziewczyna zignorowała ją i spróbowała się podnieść.
Usłyszała gdzieś w oddali wycie radiowozu policji. Zapewne ktoś musiał zgłosić strzały dochodzące z opuszczonego magazynu. Musiała jak najszybciej się stąd wynieść. Z jednej strony policja zawsze w takich przypadkach kieruje sprawę do czarowników Jujutsu. Raczej od razu poznają, że te podziurawione i rozszarpane zwłoki należą do jakiegoś nadprzyrodzonego bytu, a nie ingerencji człowieka. Jednak wolała nie znaleźć się w samym centrum tego apogeum, bo potem miałaby niezłe problemy, a nikt by jej nie uwierzył, że zabiła Łowców kitsune.
Lisy po wykończeniu tamtej dwójki chłopaków wróciły do niej i otoczyły ją, pomagając wstać z ziemi, a ona podpierając się ręką o jednego z nich wykonała kilka kroków. Mocno kulała na postrzeloną nogę, a dodatkowo cała była we krwi i nie miała pojęcia jak przemknie niepostrzeżenie do motelu. Co prawda nie musiała zgłaszać się na recepcje, bo był to jeden z tych szeregowych budynków, gdzie pokoje znajdowały się koło siebie. Nie trzeba więc było przechodzić przez lobby, żeby wejść na korytarz, tylko bezpośrednio z zewnątrz wchodziło się do pokoi. Mimo to była jakaś szansa, że kogoś po drodze spotka.
O ile wcześniej się najzwyczajniej w świecie nie wykrwawi...
Wiem, wiem, że niewiele akcji i trochę nudnawy ten rozdział wyszedł 😫 Sporo opisów, a fabuła nie za bardzo ruszyła do przodu, ale musiałam w nim zawrzeć parę informacji. Jednak obiecuje, że Gojō pojawi się już w kolejnym rozdziale 😏
~2586 słów~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top