♠️ 2.16 ♠️
Ludzie zerkali na nią z niekrytym przerażeniem. Co się dziwić, w zakrwawionym ubraniu, włosach i skórze przemierzała właśnie dzielnicę Tokio, kierując się do stacji metra. Nie zwracała na nich uwagi. Podejrzewała, że pewnie już ktoś zawołał po nią policję, ale zanim ta zdąży się zjawić, już dawno będzie na obrzeżach miasta. Wyciągnęła z kieszeni jakieś drobne i skierowała się do punktu obsługi, aby zakupić bilet.
Kasjerka spoglądała na nią z szeroko otwartymi oczami, ale nie skomentowała w żaden sposób jej wyglądu. Gdy prawą ręką wyłożyła na tackę pieniądze, dostrzegła jak jej cała dłoń aż po nadgarstek jest zabarwiona wyblakłą czerwienią. Krew tamtego Łowcy dalej się całkiem nie zmyła.
– Spokojnie, to cosplay. - odparła nieprzekonującym tonem, na co kasjerka jedynie z grzeczności się uśmiechnęła przekazując jej bilet.
Ruszyła w stronę bramek, ignorując wścibskie spojrzenia. Chwilę później na peron wbiegło parę osób przebranych w jakieś postacie z filmów i mang. Gdyby nie fakt w jak beznadziejnej sytuacji się teraz znajdowała, pewnie parsknęłaby śmiechem z powodu tej ironii losu. Po paru minutach na stacji pojawił się jej pociąg, do którego wsiadła razem ze zgrają przebierańców. Usadowiła się na samym końcu, wiedząc że i tak wysiądzie na ostatnim przystanku.
Nie wiedziała co teraz ma zrobić. Niby zmierzała do liceum, ale wiedziała że nie będzie w stanie znieść obecności Gojō, a w Jujutsu High była na niego skazana. Nie miała wyjścia, musiała się natychmiast wynieść ze szkoły. Gdzie ona się jednak podzieje? Miała coraz mniej forsy zabranej z domu, a w Tokio będzie się teraz roiło od Łowców. Nie mówiąc o tym, że musi się jak najszybciej skontaktować z Sigmą i zapewnić im bezpieczeństwo. Schowała twarz w dłoniach, opierając się łokciami o kolana. Była w patowej sytuacji.
Dojeżdżając na swoją stację w dalszym ciągu nie podjęła decyzji co robić. Jedyne czego była pewna to, że musi natychmiast wyprowadzić się z liceum. Nawet nie zorientowała się kiedy przeszła przez pierwsze bramy. Część studentów ćwiczyła na boisku, ale ich zignorowała. Czuła obecność Gojō na terenie szkoły, co było jej bardzo nie na rękę. Niespodziewanie podbiegły do niej dwie osoby, głośno krzycząc jej imię.
– Yoshikawa! Ty żyjesz! - zawołał Panda.
– Gdzieś Ty się podziewała? Co się wydarzyło rano?! Yuta przybiegł spanikowany krzycząc, że Gojō zabiera cię na egzekucję. - zalała falą pytań Maki. – Był przekonany, że chce cie zabić.
– Jak widać, zmienił zdanie. - odparła, powoli się odwracając w ich stronę. Gdy ich wzrok spoczął na jej twarzy i ubraniach oboje zaklęli głośno.
– To akurat wiemy! Gojō-sensei pojawił się tu godzinę temu, ale jak sam stwierdził nie ma pojęcia gdzie jesteś i czy w ogóle tu wrócisz. - dodał Panda.
– Rozważałam tą opcję.
– Co się do cholery wydarzyło?! - krzyknęła zdenerwowana Maki.
– Gdzie jest Yuta? - spytała Yoshikawa, rozglądając się dookoła.
– Na misji.
– Sam?!
– Z Toge i jakimś magiem klasy Pierwszej.
- to ją nieznacznie uspokoiło, jednak wiedziała, że gdyby Geto chciał to bez problemu by się z nimi rozprawił. Tak na dobrą sprawę, nawet z nią Yuta nie był w stu procentach bezpieczny. Odwróciła się bez słowa i skierowała w stronę szkoły.
– Yoshikawa! Wracaj tu i się tłumacz! - warknęła Maki, chcąc iść w jej stronę, jednak zatrzymała ją łapa Pandy.
– Zostaw ją. - szepnął, odciągając dziewczynę z powrotem w stronę placu treningowego i pozwalając białowłosej wejść do dormitoriów.
Wchodząc do swojego pokoju, poczuła mocny ścisk we wnętrznościach. Miała wrażenie jakby jej ciało mimowolnie trzymało ją w ryzach, dopóki nie znalazła się sama. Dopiero teraz wszystkie emocje, które trzymała w sobie przez całą drogę, powróciły ze zdwojoną siłą. Przytrzymała się ramy łóżka, starając powstrzymać spazmy jakie w tej samej chwili opanowały jej ciało, nogi zrobiły się jak z waty i opadła powoli na ziemię. Przyłożyła dłoń do ust starając się zagłuszyć dźwięki, żeby ktoś przechodzący obok jej nie usłyszał.
Czuła jednak, że z sekundy na sekundę robi się coraz gorzej. To miejsce przywracało jej wszystkie wspomnienia związane z Satoru, a tym samym wszystkim czego się dopuścił. Nie mogła nic na to poradzić, mimo że było to bolesne jak cholera, darzyła go silnymi uczuciami, a sytuacja z dzisiaj powodowała jakby ktoś niewidzialnymi pazurami rozpruwał ją kawałek po kawałku. Musiała się stąd natychmiast wynieść.
Wskrzesiła w sobie jeszcze trochę sił i podniosła się z ziemi. Wyciągnęła spod łóżka torbę i zaczęła pospiesznie pakować do niej rzeczy, które nawinęły jej się pod rękę. Wchodząc do łazienki mimowolnie zerknęła na swoje odbicie w lustrze i dopiero dotarło do niej dlaczego ludzie aż tak na nią zwracali uwagę.
Pomijając opuchnięte oczy oraz plamy krwi na twarzy i ubraniach, najbardziej uwagę zwracała jej szyja. Parę szwów się rozerwało i w tych miejscach rana się lekko rozeszła, nie to jednak było w tym wszystkim najgorsze.
Wielki, fioletowo-czerwony siniak z odciśniętymi palcami pokrywał praktycznie całą jej szyję. Zamarła wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Powoli sięgnęła ręką w to miejsce i dopiero teraz gdy adrenalina zaczęła z niej schodzić, zaczęła odczuwać ból fizyczny. Zapomniała, że Gojō ją prawie wczoraj udusił...
Niespodziewanie drzwi od jej pokoju otworzyły się. Wyszła z łazienki szybkim krokiem, chcąc natychmiast wygonić przybysza.
– Sachiko... - przywitał ją miękki, wręcz lekko przestraszony głos.
Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie. Yuta spoglądał na nią niepewnie, nie wiedząc jak się zachować. Dolna warga zadrżała jej niekontrolowanie i czuła jak jej całe ciało zaczyna się na nowo trząść. Chłopak zrobił krok w jej stronę, rozsuwając ramiona na boki, na co ta ruszyła w jego stronę. Gdy tylko ten ją objął, wybuchła płaczem nie hamując już swoich emocji. Okkotsu starał się jak mógł, aby ją uspokoić, ale nie był w stanie, tak samo jak ona nie była w stanie przestać.
– Wszystko się ułoży, zobaczysz... - powiedział po chwili, gdy dziewczyną przestały wstrząsać spazmy. Odsunęła się od niego, spoglądając mu prosto w oczy.
– Nie ułoży się. - odparła poważnie. – Nic już nie będzie takie jak dawniej.
Chłopak chciał coś powiedzieć, ale jego wzrok skupił się nagle na otwartej torbie na środku pokoju i rzeczach walających się na ziemi.
– Na co ci ta torba, Sachi? - zmarszczył brwi. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nas opuszczasz...
– Ja... nie mam wyjścia, Yuta. Nie mogę tu zostać. Nie będę w stanie znieść jego obecności... - odparła cicho, odwracając wzrok. Chłopak poprowadził ją w stronę łóżka, siadając obok.
– Opowiedz mi co się stało. - to nie był rozkaz, ani prośba, zwykłe stwierdzenie, jakby to było oczywiste, że mu o wszystkim powie.
Yoshikawa zaczęła mu wszystko po kolei opowiadać, od wczorajszego wieczoru po dzisiejszą rozprawę. Jak normalnie Yuta zachowywał kamienną twarz i słuchał jej ze skupieniem, tak na wzmiankę o incydencie z Łowcami, jego źrenice rozszerzyły się i spojrzał na nią z niekrytym przerażeniem. Nie odezwał się jednak nawet słowem, a ona kontynuowała jak gdyby nigdy nic. Gdy zakończyła całą historię Yuta wyprostował się i spojrzał na nią poważnie.
– Nie możesz opuścić liceum, Sachi.
– Czy ty mnie w ogóle słuchałeś? - żachnęła się, wstając z łóżku i sięgając po torbę. Chłopak również stanął na przeciwko niej, wyszarpując ją z jej ręki. Przekrzywiła głowę na bok, patrząc na niego pobłażliwie, ten jednak nie oddał jej torby.
– Tak i mam o wiele trzeźwiejsze spojrzenie na to niż ty w tej chwili. - warknął. – Gojō-sensei zachował się jak palant, ale nie przetrwasz długo poza liceum. Nie masz forsy, polują na ciebie Łowcy i jeśli znów jakiegoś zabijesz to zwrócą się przeciwko tobie czarownicy. Nie wrócisz do swojej wioski, więc nie masz gdzie się podziać. Najrozsądniejsze dla ciebie jest zostać w liceum, ukończyć szkołę i zostać magiem jujutsu.
Sachiko zacisnęła usta wiedząc doskonale, że ten ma rację. Nie mogła jednak tego do siebie przyjąć.
– Jak mam ukończyć szkołę w momencie, w którym nie jestem w stanie pojawiać się na lekcjach jedynego nauczyciela jujutsu tego liceum?
– Daj spokój, wszyscy wiedzą, że masz wiedzę i umiejętności pozwalające ci ukończyć tą szkołę nawet i dzisiaj. Wątpię, żeby Gojō robił problemy, z powodu twojej nieobecności na jego lekcjach. Daj sobie teraz trochę czasu, potem będziesz przychodzić tylko na zlecenia misji. Nie potrzebujesz żadnych nauk.
Z jednej strony mówił sensownie, ale sam nie wiedział dalej o tym, że do ukończenia szkoły oboje będą musieli wyegzorcyzmować klątwy swojej klasy. Znaczyło to jedynie tyle, że żeby przeżyć spotkanie z taką klątwą to potrzebuje Gojō. Miał jednak rację z tym, że postępuje teraz nierozważnie, pozwalając emocjom przejąć nad nią kontrolę. Ona się tak przecież nie zachowuje, zawsze na chłodno podejmowała decyzje. Nie wiedziała czemu, jeśli chodziło o Satoru, to stawała się chaotyczna i kierowała się uczuciami. Dodatkowo miała pewne zobowiązania wobec Yuty, nie mogła go teraz zostawić.
– Dobrze, zostanę.
– Naprawdę? - spytał wręcz nie dowierzając, że tak szybko udało mu się ją przekonać.
– Tak, ale głównie przez wzgląd na ciebie. Nie skończyłam jeszcze cię trenować.
– Po prostu wiesz, że mam rację. -odparł, uśmiechając się z wyższością, na co ta jedynie parsknęła lekko, ale po chwili znowu posmutniała.
– Nie powinieneś się ze mną zadawać. Jesteś na to zbyt dobry...
– Co ty pleciesz? - żachnął się, spoglądając na nią spod zmarszczonych brwi.
– Jestem złą osobą. Zabiłam tylu ludzi, że nigdy nie uda mi się tego odpokutować. Jeśli istnieje coś po śmierci, to z pewnością trafię do piekła.
– Zapominasz, że ja również zabiłem ludzi, Sachiko. Jeśli ty trafisz do piekła, to ja podążę zaraz za tobą.
– Ty tego nie chciałeś. Rika to zrobiła ratując twoje życie. - odparła, odwracając wzrok. Słysząc jednak ironiczne parsknięcie, na powrót skupiła na nim swoje spojrzenie.
– Wszyscy myślą, jaki ten Okkotsu jest biedny, przeklęty przez ducha, zmuszony do rzeczy, których nie chciał zrobić. - odparł, przewracając oczami. – Zapominają jedynie, że Rika to odzwierciedlenie moich emocji. To nie ona mnie przeklnęła, a ja ją. Zmuszam swoją martwą przyjaciółkę do potwornych czynów i ciągłego ratowania mnie.
– Nie robisz tego specjalnie, cały czas walczysz żeby to cofnąć.
– Chcę, żeby prawdziwa dusza Riki zaznała w końcu spokoju, ale jednocześnie fakt bycia silnym i potężnym mi nie przeszkadza. Gdy tamta czwórka znęcała się nade mną w szkole, jedyne czego pragnąłem to, żeby coś im się stało. Ja chciałem ich śmierci, a to że przeżyli, to zwyczajny przypadek. Mam czasami przebłyski, w których żałuję, że Rika tego jednak nie zrobiła. Potem całą tą irytację i strach wyładowałem na niewinnych magach. Oni już nie przetrwali tego starcia, jednak czy jest mi z tego powodu żal? - spojrzał na nią wymownie.
– Chcieli twojej śmierci. Zabij lub bądź zabity.
– Z jednej strony myśl o zabiciu człowieka napawa mnie obrzydzeniem, ale większym obrzydzeniem napawają mnie ludzie, którzy z premedytacją krzywdzą innych. Chcę ratować ludzkie życia, ale niektórzy najzwyczajniej w świecie nie zasługują na nie.
– Wychodź na to, że wszyscy mamy w sobie trochę mroku... - westchnęła.
– Pomyśl, ile niewinnych kitsune skrzywdziliby ci Łowcy, których zabiłaś. Wyrządziłaś światu przysługę zabijając ich.
W ciszy zaczęli na powrót rozpakowywać rzeczy i ubrania Yoshikawy. Gdy już to zrobili, chłopak pożegnał się z nią, idąc na trening i obiecując, że pojawi się u niej pod wieczór. Ona natomiast ruszyła w kierunku łazienki chcąc w końcu zmyć z siebie zeschnięta krew i przebrać się w świeże ubrania.
Po rozmowie z chłopakiem uspokoiła się nieznacznie. Dotarło do niej, że rzeczywiście działała pod wpływem emocji i musiała to dobrze rozegrać, inaczej wplącze się w jeszcze większe kłopoty. Po pewnym czasie energia Satoru zniknęła z terenu szkoły, przez co mogła w końcu odetchnąć. Obawiała się, że ten pojawi się u niej w momencie, w którym w końcu udało jej się opanować. Wiedziała, że na jego widok wszystkie emocje by do niej na nowo wróciły.
W spokoju się wykąpała, po czym stwierdziła, że zaszyje miejsca, w których szwy puściły na jej szyi. Widziała, że blizna i tak pozostanie, ale miała nadzieję, że chociaż trochę poprawi sytuację. Gdy zawiązała ostatni szew zaczęła zastanawiać się co teraz zrobić. Chyba powinna wyjaśnić tą sytuację reszcie klasy.
Zanim jednak zastanowiła się co im tak w zasadzie powiedzieć, poczuła jak bariery otaczające liceum zostały naruszone. Wyszła gwaltownie z łazienki kierując się w stronę okna, dormitorium było jednak położone jako centralny budynek i nie miała wglądu na plac treningowy i błonia. Wiedziała jednak, że ktoś niepowołany wtargnął na teren szkoły, a skoro mu się to udało oznaczało, że jest silny. Na domiar złego akurat teraz Gojō nie było na miejscu, co znaczyło, że to ona była najsilniejszym magiem w szkole.
Szybkim krokiem wyszła z pokoju, starając się wyczuć gdzie znajduje się Yuta. Miała złe przeczucia, że to z jego powodu ktoś pojawił się w szkole. Ewentualnie z jej, ale wtedy nie będzie musiała się o nikogo martwić. Lokalizując Yutę wyczuła znajomy przepływ energii, przez co przyspieszyła kroku.
Gdy znalazła się na dziedzińcu momentalnie uwolniła przeklętą energię. Szybko skręciła w alejkę pomiędzy drzewami, gdzie mniej więcej na jej środku znajdowała się grupka osób oraz wielka klątwa w kształcie pelikana. Momentalnie rozpoznała większość postaci, jednak parę osób była jej całkowicie obca. Przyspieszyła widząc jak wysoki mężczyzna otacza Okkotsu ramieniem. Gdy zbliżyła się na właściwą odległość wyciągnęła z pasa sztylet.
– Geto! Odsuń się od niego. - wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku. Mimo, że dzieliło ich kilkanaście metrów, dostrzegła jak usta mężczyzny zakrzywiają się w szerokim uśmiechu.
– Liczyłem na to spotkanie, Yoshikawa. - odparł z zadowoleniem, w dalszym ciągu otaczając zdezorientowanego Yutę ramieniem.
Wręcz niezauważalnie nacięła sobie dłoń i odbiła się od podłoża wykonując wysoki skok. W locie wytworzyla krwisty miecz, po czym ułamek sekundy później wbiła go w miejsce, w którym do niedawna stał Geto. Yuta drgnął nieznacznie, gdy dziewczyna zmaterializowała się tuż obok niego, a krew z szabli rozbryznęła się na ziemi. Wszyscy zamarli oprócz Suguru, który spoglądał na nią z tym samym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Powoli podniosła wzrok, krzyżując go z ciemnymi tęczówkami mężczyzny.
– Eee? Geto-sama, mam się nią zająć? - spytała młoda, blondwłosa dziewczyna z telefonem w ręce. Sachiko rzuciła jej przelotne spojrzenie, ale w tym samym momencie Suguru uspokoił ją gestem dłoni.
– Czego chcesz, Geto? - warknęła, prostując się.
– Miło cię znowu widzieć. Gojō jednak cię czegoś nauczył. - odparł, robiąc krok w ich stronę.
Sachiko również wykonała w jego kierunku ruch, unosząc rękę z Ryūketsu na wysokość jego piersi, jednocześnie stając krok przed Yutą. Geto zatrzymał się, słysząc syk materiału swojej yukaty, gdy ta zetknęła się z czubkiem jej miecza.
– Sama opanowałam Technikę Przeklętej Krwi. - odparła, odwzajemniając uśmiech. Wyczuła jednocześnie parę nowych energii pojawiających się na terenie liceum.
– Kto ci zrobił takie paskudztwo na szyi? - spytał, nagle zmieniając temat i zachowując dystans.
Dziewczyna obrzuciła wzrokiem resztę jego popleczników. Dwie dziewczyny i mężczyzna o blond włosach bez koszulki. Z racji tego, że za chwilę pojawią się tu inni magowie, nie powinni mieć z nimi większych problemów. Gorzej z Geto...
– Nie twoja sprawa.
– Nie chce mi się wierzyć, żeby to była robota klątwy. - drążył temat.
– To robota Gojō. - powiedziała w końcu, czując rosnącą irytację, po czym dostrzegła jak wzrok mężczyzna skupia się gdzieś w dal. Uśmiechnął się szerzej, a w tej samej chwili wyczuła w bliskiej odległości nie tylko energię Satoru, ale również paru innych magów.
– Kopę lat, Satoru. Nie wiedziałem, że jesteś takim perwersem. - zaśmiał się donośnie Geto, jednak nie widząc po nim żadnej reakcji, przeniósł spojrzenie na dziewczynę. Ta z kamienną miną patrzyła mu się prosto w oczy, na co ten uniósł do góry brwi. – Chyba że, to wcale nie jest skutek miłosnych uniesień.
– Odsuń się od moich studentów, Suguru. - odezwał się stanowczo białowłosy, a na dźwięk jego głosu, Yoshikawę przeszedł dreszcz. Nie mogła się teraz rozkleić, nie w momencie w którym była wręcz przeszywana spojrzeniem Geto.
– Zauważ, że przy mnie włos im z głowy nie spadł, a tobie najwyraźniej ręka czasami się... omsknie. - zaszydził, patrząc się prosto w oczy Gojō. Dziewczyna nie musiała widzieć jego twarzy, żeby wyczuć jak wściekłość w nim buzuje. – Poza tym, to Yoshikawa celuje we mnie bronią. Ja tu przyszedłem w pokojowych zamiarach.
– Sachiko, opuść proszę ten miecz. - jego głos zadźwięczał jej w uszach, a słysząc go miała wrażenie, że serce przyspieszyło jej do niewyobrażalnej prędkości.
Zamarła nie wykonując żadnego ruchu i dopiero ręka Yuty, która delikatnie złapała ją za przegub, spowodowała, że się ocknęła. Chłopak pchnął lekko jej dłoń w dół, co też uczyniła, po czym wbiła wzrok w ziemię, starając się zapanować nad oddechem. Czuła na sobie spojrzenie Geto, ale na szczęście po chwili Gojō znów się odezwał przez co nie była już w centrum jego uwagi.
– Teraz się od nich odsuń.
– Słyszałem, że tegoroczne pierwszaki to same diamenciki, przeklęty chłopak klasy Specjalnej, zmutowane przeklęte zwłoki, potomek użytkowników Przeklętej Mowy, a także... odpad rodu Zen'in.
Po ostatnich słowach poczuła jak Yuta zacisnął mocniej swoją dłoń na jej nadgarstku. Jej samej nie zdziwiły takie słowa z ust Geto. Nie cierpiał osób, które nie dysponują przeklętą energią i uważał je za gorszy sort. Jednak zirytowały ją jego słowa, mimo wszystko zdążyła polubić już Maki, mimo jej ciężkiego charakteru. Na powrót uniosła wzrok na jego twarz.
– Nie wiem na ile Yoshikawa należy do pierwszorocznych, bo doskonale pamiętam nasze pierwsze spotkanie siedem lat temu. - kontynuował. – Gdybym wiedział, że to użytkowniczka wręcz wymarłej Techniki, tak łatwo bym ci jej wtedy nie oddał, Satoru.
– Ty sukinsynu! - zawołała Maki, mierząc bronią w stronę Geto.
– Zważaj na słowa, gdyż w moim świecie nie ma miejsca dla małp takich jak ty. - wycedził z pogardą.
Yoshikawa natomiast zrobiła parę szybkich kroków w jego stronę, stając naprzeciwko niego. Geto nawet nie drgnął. Spoglądał na nią z góry unosząc przy tym jedną brew.
– Jeśli myślisz, że jestem towarem przeznaczonym na handel wymienny, to się grubo mylisz. - syknęła w jego stronę. – Nie należę do nikogo i niczego. Gdybyś wtedy wpłynął w jakikolwiek sposób na moją decyzję, to bym cię zniszczyła prędzej czy później. - szepnęła nie spuszczając go z wzroku. Dostrzegła jak kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej.
W tym samym momencie usłyszała kroki za sobą i po chwili Satoru stanął tuż przy nich, jakby chcąc zapobiec ich ewentualnemu konfliktowi.
– Pamiętasz co ci wtedy powiedziałem? - nachylił się nieznacznie nad nią, a dziewczyna spoglądała na niego bykiem. – Gdybyś ze mną wtedy została, pewnie byłabyś w stanie mnie zniszczyć. Teraz jednak nie masz najmniejszych szans. Satoru wysyłał cię na misję z Okkotsu, jakby myśląc, że w jakikolwiek sposób byłabyś w stanie mi się sprzeciwić, ale prawda jest taka, że ja po prostu nie chciałem interweniować. Byłem obecny przy wszystkich waszych misjach, od tych najmniejszych po tą, w której klątwa klasy Specjalnej cię zmasakrowała. - jej harde spojrzenie zamieniło się na to pełne zdziwienia, jeśli to co mówił było prawdą, to rzeczywiście zjebała na całej lini. Jak mogła nie wykryć jego energii?!
– Tylko raz udało ci się wykryć moją obecność, ale tylko dlatego, że sam na to pozwoliłem. - kontynuował. – Byłem ciekaw twojej reakcji i zachowałaś się dokładnie tak, jak oczekiwałem. Jak spłoszone zwierzę w klatce, które nie wie...
– Wystarczy, Suguru. - przerwał mu gwałtownie Gojō.
Yoshikawa natomiast stała w bezruchu, nie spuszczając wzroku z ciemnych tęczówek mężczyzny, które wręcz przeszywały ją na wskroś. Czuła się słaba, niczym owca postawiona przed oblicze wilka. Dotarło do niej, że rzeczywiście nie miała najmniejszych szans z Geto i tylko naiwnie łudziła się, że byłaby w stanie mu się przeciwstawić. Satoru wyprostował rękę, kładąc ją pomiędzy nią, a klątwiarzem, po czym pchnął dziewczynę lekko do tyłu, samemu zajmując jej miejsce. Sachiko wycofała się powoli, zatrzymując się koło Yuty.
– Nie masz pojęcia do czego jest zdolna, Suguru. Ciesz się, że nie miałeś jeszcze sposobności stanąć z nią do walki. - zaczął ją bronić białowłosy, ale nastolatka wiedział, że Geto ma rację.
– Niech ci będzie, Satoru. Nie mniej, przerwaliście mi rozmowę z Okkotsu.
– Nie pomogę nikomu, kto obraża moich przyjaciół. - odparł Yuta, prostując się i spoglądając z niekrytym gniewem na Geto.
– Wybacz, nie chciałem cię zdenerwować. - powiedział ze sztuczną skruchą mężczyzna, a Sachiko zastanawiała się jaki jest jego prawdziwy cel. Chyba nie myślał, że ot tak zdoła namówić Yutę na zabijanie nie-czarowników?
– Wiec po co tu przylazłeś? - zapytał białowłosy, patrząc się wprost na swojego dawnego przyjaciela. Geto również przeniósł wzrok na jego twarz, uśmiechając się delikatnie.
– By wypowiedzieć wam wojnę.
Dookoła dało się usłyszeć lekki gwar, nikt nie spodziewał się raczej takich słów. Sachiko zmrużyła oczy, poprawiła w ręce swój miecz. Jeśli Geto wypuści parę ze swoich klątw musi być gotowa.
– Drodzy zgromadzeni! - po tych słowach owinął spojrzeniem również magow stojących za nimi. – Gdy zajdzie słońce, 24 grudnia zorganizujemy Nocną Paradę Stu Demonów! Odbędzie się ona w Shinjuku oraz na świętej ziemi jujutsu w Kioto. W każdym z tych miejsc uwolnimy tysiąc klątw z rozkazem dokonania masakry. - z każdym jego słowem, Yoshikawa zastanawiała się, czy nie postradał rozumu. Przecież to będzie krwawa rzeź, na której głównie ucierpią cywile. – Obrzucajmy się klątwami, ile dusza zapragnie!
– Geto-sama! Zaraz nam zamkną restaurację! - zawołała ta sama blondynka.
– Już tak późno? Musisz mi wybaczyć, Satoru, ale będę się już zbierał. Nie wiem co wy widzicie w tym pełnym małp miejscu. - odparł Geto, odwracając się plecami do nich i idąc w kierunku swojej klątwy.
– Myślisz, że pozwolimy ci odejść? - spytał Satoru, przekrzywiając głowę na bok.
– Nie radzę. - Geto zatrzymał się niespodziewanie.
W tej samej chwili z ziemi zmaterializowała się ogromna klątwa oraz paręnaście mniejszych, które ich otoczyły. Yoshikawa od razu przyjęła pozycję bojową wysyłając sygnał do swoich lisów.
– Twoi drodzy uczniowie znajdują się w zasięgu moich klątw. - zaśmiał się Suguru, który zdążył już złapać się nogi wielkiego pelikana – Do zobaczenia na polu bitwy. Yoshikawa, jeśli zmienisz zdanie, wiesz gdzie mnie szukać. - dodał na odchodnym, posyłając jej znaczące spojrzenie i zanim zdążyli jakkolwiek zareagować ptak odleciał.
Jej cztery ogony w momencie zneutralizowały parę klątw, które były najbliżej, po czym mieczem odrąbała głowy jeszcze dwóm, które nawinęły się pod jej rękę. Reszta pierwszorocznych również od razu przystąpiła do eliminacji klątw. W ciągu paru chwil pozbyli się wszystkich. Nie broniły się, były tu tylko po to, żeby uniemożliwić Satoru wkroczenie do akcji i złapanie Geto. Zapewne gdyby tylko ten ruszył w pogoń za nim, to klątwy by się uaktywniły i ich zaatakowały.
Gdy martwe zwłoki zaczęły się popielić, rozejrzała się dookoła. Dostrzegła za plecami sporą ilość czarowników, z których znała jedynie Nanami'ego i Ijichi'ego. Gdyby nie fakt, że czuła się aktualnie okropnie i chciała jak najszybciej zniknąć z miejsca, w którym znajduje się Gojō, zapewne poszłaby się z nim przywitać. Teraz jednak nie miała na to sił, zerknęła jedynie kątem oka na białowłosego, który miał wlepione spojrzenie w niebo. Jakby wyczuł jej wzrok na sobie, bo w tym samym momencie skierował się w jej stronę. Nastolatka automatycznie odwróciła się i ruszyła w stronę magów ignorujac ich spojrzenia.
– Sachiko, zaczekaj. - przełknęła głośno ślinę, słysząc swoje imię. Zatrzymała się, nie odwracając w jego stronę, a wzrok wbiła gdzieś w dal. – Musimy zwołać zebranie odnośnie Geto. Powinnaś na nim być obecna.
Odwróciła się powoli w jego stronę, zmuszając się by spojrzeć mu w oczy. Co prawda miał założoną opaskę, ale wiedziała, że ten doskonale ją widzi.
– Geto nie jest moim problemem. Radź sobie z nim beze mnie. - powiedziała głośno, po czym ruszyła w stronę dormitoriów, wymijając przy tym innych magów.
***
Musiała się zdrzemnąć, bo obudziło ją ciche pukanie do drzwi. Dalej lekko zaspana, przypomniała sobie, że Yuta miał do niej wpaść, więc szybko pozbierała się z łóżka i chwiejnym krokiem ruszyła do drzwi. Przekręciła zamek i otworzyła je na oścież. Widok mężczyzny momentalnie ją jednak ocucił.
– Sachi...
– Nie... - jęknęła zrezygnowanym tonem, po czym pchnęła drzwi chcąc je zamknąć białowłosemu przed twarzą.
– Proszę, pozwól mi się wytłumaczyć. - jednocześnie jedną ręką uniemożliwił jej ten ruch.
– Proszę, zostaw mnie w spokoju. - puściła drzwi i cofnęła się parę kroków, wiedząc że i tak z nim nie wygra.
– Gdybym tylko wiedział co ci zrobili tamci Łowcy... Przysięgam ci, zabiłbym ich za to gołymi rękami. - zaczął, wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi.
– Satoru... nie chce o tym rozmawiać. - wycofała się praktycznie na drugi koniec pokoju.
– Dlaczego? - spytał, a w jego głosie dało się słyszeć ból, dziewczyna zmarszczyła brwi nie do końca rozumiejąc pytanie. – Dlaczego mi od razu nie powiedziałaś? Wszystko inaczej by się potoczyło.
Sachiko zamilkła nic nie odpowiadając. Co miała mu powiedzieć? Miał przecież rację. W całej tej sytuacji również nie pozostała bez winy i z pewnością uniknęłaby tej beznadziejnej sytuacji, gdyby postąpiła inaczej. Ta myśl jednak wywoływała jeszcze większe cierpienie.
– Wiem, że po tym wszystkim już mi na pewno nie ufasz, ale myślałem, że wcześniej byliśmy blisko...
– I to właśnie boli najbardziej. Naprawdę ci ufałam. Jak nikomu innemu. - szepnęła, wbijając wzrok w ziemię.
Satoru podszedł parę kroków w jej stronę, ale ta ruszyła wzdłuż ściany, zachowując dystans.
– Jeśli chociaż trochę ci na mnie zależy... - zaczęła przerywając gwałtownie. – Co ja gadam... przecież jestem dla ciebie już martwa.
– Sachiko, nie mów takich rzeczy...
– To są twoje słowa.
– Doskonale wiesz, że tak nie myślę. Żałuję tych słów i wszystkiego co dzisiaj i wczoraj zrobiłem. – podniosła powoli głowę, spoglądając na niego. Jego wzrok skupiony był na jej szyi i można było dostrzec w jego oczach ból.
– Wyjdź. - rozkazała, czuła że już dłużej nie wytrzyma jego obecności. Jego wygląd, zapach, spojrzenie i energia, wszystko to przypominało jej o dzisiejszym poranku. Nie była w stanie znieść tego dłużej.
– Powiedz mi co mam zrobić, żeby było tak jak dawniej. Zrobię cokolwiek mi powiesz...
– Już nigdy nie będzie tak jak dawniej, Gojō! - krzyknęła, nie hamując emocji. – Nie wiem! Nie wiem czemu ci wcześniej nie powiedziałam! Ciężko mówić o takich rzeczach, szczególnie przed zgrają starych dziadów, którzy pragną mojej śmierci!
Zapadła cisza. Nikt z nich nic nie mówił, ona wpatrywała się gdzieś w bok na ścianę, a Satoru bacznie jej się przyglądał.
– Stało się. - zaczęła trochę spokojniejszym tonem. – Czasu już nie cofniemy, ale wiem, że nie jestem w stanie przy tobie funkcjonować tak jak dawniej. To, że tutaj jestem jest dzięki Yucie, który powstrzymał mnie przed ucieczką.
– Chciałaś stąd odejść? - zapytaj cicho.
– Dalej chcę.
– Jakoś to przetrwamy. Przetrwaliśmy już razem tyle rzeczy, że i to uda nam się jakoś naprawić.
– Nie. - odparła krótko, przenosząc na niego spojrzenie, jego wzrok bez okularów, pełen smutku i rozpaczy, powodował jeszcze większy ból. – A teraz wyjdź już. - podniosła rękę, kierując ją w stronę drzwi.
– Zachowujesz się jakby to wszystko była tylko moja wina! - podniósł niespodziewanie ton.
– Wcale tak nie uważam. Wiem, że w tym wszystkim jest również sporo mojej winy, jednak to co ty dzisiaj zrobiłeś przebiło wszystko. W życiu bym się nie spodziewała, że zrobisz mi coś takiego... - przy ostatnim zdaniu głos jej nieznacznie zadrżał.
– Nie wiem czemu tak postąpiłem. To był jakiś impuls, widząc cię tam... - przerwał nie mogąc znaleść odpowiednich słów.
Znowu zapadła cisza, po której nikt z nich nie wiedział co powiedzieć. Ta rozmowa wzbudzała w niej jeszcze gorsze emocje niż dzisiejszy poranek. Musiała to w końcu przerwać.
– Jeśli cokolwiek dla ciebie znaczę, zostawisz mnie w spokoju. Przestaniesz mnie nachodzić i zmuszać do swojej obecności.
– Ale...
– Rozumiesz, że twój widok sprawia mi ból? Czuję tak ogromny ból psychiczny, gdy na ciebie patrzę, że mam ochotę sprawić sobie fizyczny, żeby chociaż na chwilę się od niego uwolnić. - jej głos zadrżał i poczuła jak łzy zaczynają cieknąć jej strumieniem po policzkach. Satoru zamarł, spoglądając na nią ze strachem. Po chwili opuścił wzrok cofając się parę kroków.
– Przepraszam.
Po tych słowach zniknął, pozostawiając ją samą w pokoju.
***
~ 4430 słów ~
Wesołych Świąt! A dziś, to raczej mokrego dyngusa xD Troszkę krótki rozdział, wiem :c
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top