♠️ 2.15 ♠️
Ostrzegam, ten rozdział jest zdecydowanie 18+. Ma na początku elementy gore, a później są poruszone bardzo ciężkie tematy (m.in gwałt, próby samobójcze), więc weźcie to proszę pod uwagę, czytając ten rozdział.
Czuła ciepłą ciecz o charakterystycznym zapachu, która bryznęła jej na twarz. Ciało Zacherisa zachwiało się, po czym osunęło do przodu upadając z głośnym hukiem na stół. Talerze i sztućce wydały z siebie nieprzyjemny zgrzyt, a następnie część z nich stoczyła się na ziemię i rozbiła. Mięśnie dziewczyny całkiem odmówiły posłuszeństwa, wpatrywała się z otępieniem w martwe ciało leżące na blacie. Kolejny strzał, kula mignęła parę milimetrów od jej głowy. Głośne warknięcie ocuciło ją z letargu. Kątem oka dostrzegła jak jej lisy musiały samodzielnie zainterweniować i niczym tarcza ją ochronić, inaczej zostałaby podziurawiona niczym sito.
Oderwała wzrok od martwych zwłok i rozejrzała się dookoła. Reszta członków Sigmy kucnęła pod stołem, część z nich ochraniała się swoimi ogonami, ale trwali w bezruchu również wpatrując się z osłupieniem na ciało. Yoshikawa spojrzała w kierunku drzwi, gdzie w przejściu stała trójka mężczyzn. Aktualnie nie strzelali, tylko zaczęli wchodzić do pomieszczenia, robiąc miejsce kolejnym łowcom. Dzięki temu rozstrzelają ich niczym zwierzęta w pułapce. Do dziewczyny dotarło momentalnie, że przecież po śmierci Zacherisa to ona teraz objęła dowodzenie.
– Co wy odpierdalacie?! - krzyknęła do swoich, co spowodowało, że wszyscy zwrócili na nią swój wzrok. – Do ataku!
Dopiero pod wpływem jej głosu reszta Sigmy otrząsnęła się z szoku. Momentalnie przyjęli pozycje bitewne. Sachiko zlokalizowała mężczyznę, który postrzelił Zacherisa. Widać było, że jest dowódcą tego oddziału, miał na sobie grubszą zbroję i lepszy karabin. Yoshikawa wskazała na niego palcem.
– Ten jest mój. Jego serce spocznie razem z Zacherisem. Zabijcie resztę. - szepnęła złowrogo, wbijając wzrok w mężczyznę.
Zgodnie z tradycją, jeśli ktoś zabije przywódcę, serce jego mordercy powinno znaleźć się razem z nim w grobie. Co prawda odnosiło się to tylko do przywódców całej rasy, czyli aktualnie jej ojczyma, ale wiedziała, że Zacheris zasłużył na takie traktowanie.
Reszta lisów z entuzjazmem zareagowała na jej słowa, rzucając się do ataku na Łowców. Wskoczyła na stół i przechodząc przez niego na drugą stronę, skierowała się w stronę dowódcy. Nie spuszczając go z wzroku, dostrzegła jak ten nieznacznie się spłoszył. Zewsząd dochodziły strzały, ale wiedziała, że jej oddział był na tyle przeszkolony, że nie powinni tak łatwo oberwać. Dostrzegła jak mężczyzna unosi karabin wycelowany w jej stronę, jednak zanim wystrzelił białowłosa zrobiła szybki unik.
Gniew i wściekłość wrzała w niej do tego stopnia, że pole jej widzenia pociemniało. Nawet nie aktywowała swojej Techniki, wiedziała, że z Ryuketsu w ułamku sekundy zabiłaby tego mężczyznę. Była tak zaślepiona obłędem, że chciała go zabić gołymi rękami. Chciała poczuć jak jego kości łamią się pod naciskiem jej dłoni i jak palce zagłębiają się w ciele. Uśmiechnęła się szeroko, zbliżając do swojej ofiary. Słyszała jak większość z jego ludzi została już zamordowana przez kitsune z Sigmy.
W pewnym momencie znów uniósł karabin, ale dziewczyna była na tyle blisko, że złapała za luft unosząc go do góry tak, że pociski wystrzeliły w sufit. Mężczyzna starał się jeszcze rozpaczliwie wyszarpać broń z jej dłoni, ale była silniejsza. Odrzuciła ją na bok, żeby nie miał możliwości się nią wspomóc, po czym wymierzyła mu mocny cios w prawy policzek. Ugodzony Łowca został odrzucony na bok, gubiąc po drodze parę zębów. Yoshikawa nic sobie z tego nie robiąc powiodła za nim. Zamachnęła się kopiąc go w brzuch tak, że ten znów sunął parę metrów po ziemi, zostawiając za sobą smugę krwi.
W pewnym momencie w pokoju rozległ się głośny pisk. Łowcy aktywowali urządzenie emitujące dźwięk o wysokiej częstotliwości, którą słyszały tylko lisy. Sachiko skrzywiła się, potrząsając głową, ale wiedziała, że jest teraz potrzebna swoim, bo jako jedyna nie reagowała tak mocno na ten dźwięk. Wyciągnęła sztylet z pasa po czym rzuciła go w stronę Łowcy, który trzymał sprzęt. Krótki nóż wbił się w sam środek jego czoła, przez co jego ciało zachwiało się i upadło do tyłu. W międzyczasie usłyszała parę jęków bólu, które wydostały się z ust kitsune. Pewnie oberwali paroma kulami. Szybko ruszyła w stronę martwego ciała, żeby butem rozwalić urządzenie.
Gdy dźwięk w końcu ustał, kitsune na powrót były gotowe do ataku. Tak naprawdę została już tylko garstka żywych ludzi. Yoshikawa zlokalizowała wzrokiem swoją ofiarę i ruszyła powolnym krokiem w jego stronę. Mężczyźnie udało się wziąć do rąk karabin i go przeładować. Luft wycelowany był w jej głowę, ale bez większego problemu odchyliła się przed pociskami. Jeden z jej lisów rzucił się na przód i wyrwał zębami karabin z jego rąk, łamiąc go w swoich szczękach. Białowłosa natomiast zamachnęła się i kopnęła leżącego Łowcę w twarz, a do jej uszu doszedł delikatny trzask.
Chyba złamała mu jakąś kość w czaszce. Mężczyzna krzyknął, łapiąc się w okolicy kości jarzmowej i spoglądając bykiem na nadchodzącą dziewczynę. W jej oczach jednak nie było żadnych emocji, kompletnie wyłączyła swoje uczucia. Przykucnęła przed nim i złapała go za kamizelkę kuloodporną, unosząc bez większego problemu do góry. Ten dalej nieco przymroczony ciosem był praktycznie bezwładny, starał się utrzymać na nogach, ale zanim złapał równowagę został ciśnięty o przeciwległą ścianę.
Reszta ludzi została już wymordowana przez Sigmę, teraz wszyscy spoglądali jak dziewczyna pastwi się nad mordercą ich szefa. Łowca z głośnym jękiem uderzył w ścianę i upadł na zwłoki swojego znajomego. Zsunął się z nich i wolną ręką udało mu się wyciągnąć nóż z jego ciała. Machał nim przed sobą starając się wystraszyć nastolatkę, ta jednak uniosła jedynie brew do góry spoglądając na niego z politowaniem. Śmiać jej się chciało z tego jaki był żałosny.
Nie poznawała się. Śmierć Zacherisa coś w niej zmieniła. Nie żeby wcześniej jakoś pałała sympatią do Łowców, ale na pewno nie była tak bezlitosna. Miała pewne hamulce i nie pastwiła się nad nimi, tylko w miarę szybko ukrócała ich życia. Aktualnie nie myślała kompletnie nad konsekwencjami swoich czynów. O tym co pomyśli Satoru, Yuta i reszta pierwszoklasistów jak dowiedzą się co zrobiła. Nie myślała co się z nią stanie. Nie liczyło się nic. Tylko pragnienie zemsty. Chęć, aby poczuć krew tego Łowcy, jego strach i cierpienie. Pragnęła, aby krzyczał z bólu i błagał o śmierć. Była jak w ferworze.
Mężczyzna widząc, że nożem nic nie zdziała rzucił nim celując w jej głowę. Bez większego problemu złapała go, po czym kucnęła zaraz przed nim i wbiła go z całej siły w jego udo. Łowca wydał z siebie głośny krzyk bólu, a ona nic sobie z tego nie robiąc, złapała go za szyję, unosząc z łatwością do góry. Starał się wyszarpać, ale nie miał z nią żadnych szans. Yoshikawa ściągnęła mu z głowy kask.
Przed oczami ukazała jej się twarz mężczyzny po trzydziestce, był niewiele starszy od Satoru. Ciemny zarost okalał jego twarz, a wzrok był pełen nienawiści. Nawet w obliczu śmierci nie chciał błagać o litość.
– Myślisz, że wygraliście? Zabiliśmy waszego dowódcę, teraz jesteście niczym! Wymordujemy was wszystkich co do jednego. Paskudne kreatury! - wycharczał jej prosto w twarz, na co ta nawet nie zareagowała.
– Ale masz dużo do powiedzenia. - mruknęła, dociskając go do ściany i czując pod ręką jak nie może złapać oddechu.
Gdy jego ciało zaczęło robić się lekko zwiotczałe, puściła go powodując, że upadł na ziemię głośno dysząc.
– Naprawdę myślicie, że macie z nami jakiekolwiek szanse? - zaśmiała się, kucając przed nim. – Wy, ludzie jesteście tak żałośnie słabi... - po tych słowach chwyciła jego kostkę u nogi, ściskając ją mocno, aż nie usłyszała cichego gruchotu i krzyku bólu.
– Pierdol się! Pierdolcie się wszyscy! Jesteście wynaturzeniem tego... - urwał w połowie, a jego usta opuścił kolejny krzyk, gdy Yoshikawa wyciągnęła nóż z jego uda i wbiła mu go w brzuch.
– Słyszeliście go? Jesteśmy wynaturzeniem. - zaśmiała się w stronę reszty lisów. Członkowie Sigmy zdążyli otoczyć ją i tego mężczyznę śmiejąc się z niego i drwiąc głośno. – A to ciekawe, bo na świecie akurat pojawiliśmy się przed wami.
Białowłosa wstała z ziemi, łapiąc go lewą dłonią za włosy i brutalnie unosząc do góry tak, że był na wysokości jej oczu. Powoli widać było na jego twarzy wyczerpanie i rezygnację. Zdawał sobie sprawę, że nie przetrwa tego starcia.
– Napawasz mnie strasznym obrzydzeniem. - odparła mu prosto w twarz, marszcząc brwi i krzywiąc się lekko z niesmakiem.
Wyglądał fatalnie. Być może był w pewien sposób przystojny, ale uraz kości jarzmowej spowodował, że jedna strona jego twarzy niewyobrażalnie spuchła, powodując jej deformację. Facet praktycznie nie widział na jedno oko. Dodatkowo krew ciekła mu z ust i nosa.
– Coś ucichł! - zawołał jeden z członków Sigmy, a zaraz po nim reszta salwą zaczęła obrażać mężczyznę.
Ten jednak wpatrywał się zdrowym okiem prosto w nią. Nagle Sachiko wyczuła przebłysk przeklętej energii gdzieś w oddali przez co odwróciła wzrok od jego twarzy, nasłuchując czy coś nie nadchodzi z dołu.
– Taka jesteś mądra przed tą swoją zgrają? - szepnął cicho, tak że dziewczyna ledwo go usłyszała przez zgiełk. – Nie masz nawet na tyle odwagi, żeby zabić mnie, patrząc mi się prosto w twarz. - syknął, przez co ta znowu skupiła się na nim. Słysząc te słowa uśmiechnęła się z rozbawieniem.
– Nie masz zielonego pojęcia jakich rzeczy się dopuściłam. - odparła cicho, puszczając jego włosy, łapiąc go tą samą ręką za szyję i dociskając do ściany. Zbliżyła swoją twarz do jego tak, że dzieliły ich milimetry. – Z przyjemnością będę obserwować jak z twojego ciała uchodzi życie. - szepnęła, wbijając wzrok w jego zdrowe oko.
Dostrzegła w jego spojrzeniu dezorientację, jakby zastanawiając się co ta ma na myśli. Bez wahania jednak wyciągnęła nóż z jego brzucha i wbiła go w miejsce serca. Źrenice mężczyzny rozszerzyły się gwałtownie, ale ona nie spuszczając z niego wzroku, prawą dłoń wsadziła w ranę, łamiąc mu przy tym żebra i mostek. Gdy wyczuła między palcami niewielki, tętniący narząd, wyszarpała rękę z jego klatki piersiowej.
Wtedy też jej umysł wyczuł obecność znanej jej przeklętej energii w pomieszczeniu. Jedno z jej lisich uszu drgnęło, kierując się w stronę dźwięku.
– Sachiko...
Oderwała wzrok od pustych oczu martwego Łowcy, powoli kierując go w stronę drzwi. Do jej uszu dotarł gwar, gdy lisy również ogarnęły, że w pomieszczeniu znajduje się nieproszony gość.
– Satoru. - odparła cicho, puszczając zwłoki, które upadły z głośnym łupnięciem na ziemię.
Gojō zamarł przy drzwiach nie dowierzając własnym oczom sytuacji, której był przed chwilą świadkiem. Yoshikawa bez pośpiechu odwróciła się w kierunku lisów, chwilowo ignorując białowłosego, po czym wystawiła dłoń z zakrwawionym narządem przed Shiro.
– Tak jak obiecałam, daję wam serce zabójcy Zacherisa. Teraz może spocząć w pokoju. - powiedziała, upuszczając go na dłonie kitsune. Ten kiwnął nieznacznie głową w jej kierunku.
Wtedy też Sachiko odwróciła się w stronę Satoru, który tkwił w bezruchu wpatrując się w tą scenę. Dziewczyna wytarła zakrwawioną dłoń o spodnie, ale wcale to nie poprawiło jej wyglądu. Cała była poplamiona nieswoją krwią. Wbiła obojętne spojrzenie w jego oczy, które o dziwo nie były niczym zakryte. Widziała w nich rozczarowanie i coś na kształt delikatnego strachu.
– Coś Ty zrobiła...
– To co było konieczne. - odparła bez wahania, nie spuszczając go z wzroku.
Jego oczy pociemniały gwałtownie słysząc jej słowa, po czym ruszył w jej stronę. Reszta kitsune chciała wyjść mu na przeciw, żeby zablokować go przed dojściem do dziewczyny. Ona jednak szybkim gestem zatrzymała ich, obawiając się, że wściekły Satoru zrobi im krzywdę.
Białowłosy zatrzymał się tuż przed nią, ale nie cofnęła się mimo jego narastającej gniewem aury. Reszta lisów natomiast wycofała się, podświadomie czuli, że Gojō nie jest zwykłym człowiekiem i nie mają z nim większych szans. Zadarła głowę do góry wbijając wzrok w błękitne tęczówki. Nie powiedział nawet słowa tylko przeszywał ją spojrzeniem, ona natomiast trwała w tym samym miejscu, znosząc jego wzrok na sobie.
Gdy po chwili żadne z nich nie ruszyło się, postanowiła przerwać to dziwne przedstawienie. Opuściła głowę i chcąc go wyminąć skierowała się w stronę drzwi. Przeszkodziła jej w tym jednak niespodziewanie wyciągnięta ręka Gojō, który uniemożliwił jej wyjście. Chciała się temu przeciwstawić, ale zamiast tego poczuła jego dłoń na swojej szyi. W ułamku sekundy znaleźli się pod ścianą, a jego palce zacisnęły się na jej tchawicy, dociskając ją i pozbawiając oddechu, dokładnie tak jak to jeszcze chwilę temu zrobiła ona sama z nieznanym mężczyzną.
– Powinienem cię wyegzorcyzmować za to co tu zrobiłaś. - szepnął cicho, mrożącym krew w żyłach tonem. Nie widziała go jeszcze tak wściekłego, ale aktualnie miała to gdzieś. Parsknęła nieznacznie śmiechem.
– Na co więc czekasz, Gojō? - spytała z trudem przez zaciśnięte gardło. – No dalej! Zabij mnie! - krzyknęła na tyle ile pozwolił jej ucisk, jednocześnie posyłając mu wyzywające spojrzenie. Było jej wszystko jedno.
W jego oczach pojawił się dziwny błysk, poczuła jak palce zaciskają się mocniej na jej szyi, przez co z trudem udało jej się złapać ostatni hałst powietrza. Niespodziewanie jej nogi oderwały się od ziemi. Gojō uniósł rękę, w dalszym ciągu dociskając ją do ściany. Przeszedł ją cień strachu, ale nie o siebie, a o resztę kitsune. Złapała dłoń białowłosego, wbijając palce pomiędzy jego, a swoją szyję i starając się rozewrzeć ucisk. Nadaremno, był od niej silniejszy. Jedynie co, to udało jej się stopami podeprzeć ściany, tak że mogła chociaż nieznacznie się unieść i przez brutalnie ściśnięte gardło zaczerpnąć niewielką ilość powietrza.
Zlokalizowała wzrokiem Shiro, który przypatrywał się tej scenie z przerażeniem. Żaden z nich nie wiedział co robić, z jednej strony powinni chronić swoją liderkę, ale z drugiej dostali od niej rozkaz, aby nie interweniować.
– Uciekajcie. - powiedziała bezgłośnie, starając się, aby chociaż był w stanie zrozumieć to słowo z ruchu jej warg. Źrenice chłopaka rozszerzyły się, ale najwidoczniej zrozumiał jej rozkaz, bo skinął nieznacznie głową, po czym ręką zwołał resztę lisów i szybko wyszli z pomieszczenia, zabierając uprzednio ciało Zacherisa. Została sama z Gojō.
Poczuła jak na skutek mocnego chwytu mężczyzny, rozerwało się parę jej szwów na szyi. Ciepły strumień krwi zacząć cieknąć jej do obojczyka, a następnie wsiąknął w materiał bluzy. W uszach zaczęło jej piszczeć, a płuca bardzo domagać tlenu. Zaczęła instynktownie gwałtowniej szarpać dłoń białowłosego i wierzgać nogami. Ciało mimowolnie broniło się przed śmiercią. W końcu jej źrenice skierowały się w dół krzyżując z jego. Nie mogła kompletnie nic wyczytać z jego oczu.
Zaczęły jej się pojawiać ciemne mroczki w polu widzenia, rozchyliła usta, jakby mając nadzieję, że chociaż w ten sposób odrobina powietrza wedrze się do płuc. Czuła jednak, że nie ma to większego sensu. Mimo że jej ciało odmawiało, wolała poddać się tej obezwładniającej słabości. Opuściła luźno ręce wzdłuż ciała, już nawet nie próbując rozewrzeć jego uścisku. Jedynie wzrok miała dalej wbity w jego oczy, lecz nawet powieki po chwili stały się zbyt ociężałe, aby utrzymać je w ryzach.
***
Powoli otworzyła oczy, rozglądając się dookoła. Była w swoim pokoju, a więc Satoru jej jednak nie zabił. Czuła natomiast tępy ból w okolicy szyi i w pierwszy odruchu chciała sięgnąć do niej ręką. Jakież było jej zdziwienie, gdy dostrzegła, że kajdanki okalają jej nadgarstki. Zmarszczyła brwi, starając się mocniej nimi szarpnąć, aby je rozerwać. Było to jednak niemożliwe, gdyż jej skóra bezpośrednio nie dotykała metalu, otaczała go jakby cienka warstwa Nieskończoności Gojō...
– Co jest... - warknęła cicho, czując pieczenie w gardle. Podniosła się do siadu i zaczęła mocować z kajdankami. Niespodziewanie w jej pokoju pojawił się mężczyzna.
– Nie rozwalisz ich, chyba że na to pozwolę.
Jej wzrok momentalnie powędrował na twarz białowłosego. Spojrzała na niego z niekrytym zdziwieniem, on natomiast złapał za niewielki kawałek łańcucha pomiędzy jej nadgarstkami i bezceremonialnie pociągnął, zmuszając ją do wstania.
– O co chodzi?!
Ten jednak zignorował całkiem jej słowa, ciągnąc ją w stronę drzwi. Otworzył je na oścież wychodząc, a ona powlokła się za nim, potykając o własne nogi.
– Satoru! - krzyknęła głośno z wyraźnym zdenerwowaniem, zapierając się nogami, gdy w końcu zdołała złapać równowagę.
– Sachiko? - usłyszała za sobą lekko zaniepokojony głos.
Odwróciła się momentalnie i dostrzegała Yutę, który ze zdziwieniem przyglądał się tej scenie. Białowłosy również odwrócił się w jego kierunku. Dostrzegła jak źrenice Yuty rozszerzyły się, gdy jego wzrok spoczął na jej szyi, a następnie na kajdankach. Ruszył szybkim krokiem w ich stronę.
– Nie wtrącaj się, Okkotsu. - warknął Satoru, podchodząc do dziewczyny i łapiąc ją za ramię, zmuszając tym samym do poruszenia się. Zdążyła jedynie rzucić przelotne spojrzenie chłopakowi.
W tym samym momencie poczuła nagły ścisk całego ciała i po chwili razem z Gojō znaleźli się w zupełnie innym miejscu. Byli na korytarzu, który prowadził do wysokich drzwi. Doskonale wiedziała gdzie się znajdują, ale nie spodziewał się, że chłopak posunie się do czegoś takiego.
– Satoru... - rzuciła błagalnie. – Porozmawiajmy.
– Teraz chcesz rozmawiać?! - przerwał jej, odwracając się w jej stronę i podchodząc bliżej, tak że sponad okularów była w stanie dostrzec jego tęczówki. Znów był wściekły, tak samo jak wczoraj...
Właśnie wczoraj...
Nie miała pojęcia co w nią wtedy wstąpiło. Czuła się jak nie ona. Dotarło do niej, że zabiła człowieka na oczach Gojō. Przesadziła i wiedziała, że czasu już nie cofnie. Nie czuła jednak żalu do tego co zrobiła, gdyby mogła, bez wahania by to powtórzyła. Żałowała jedynie, że została nakryta przez Satoru.
– Serio wydasz mnie Radzie? - spytała z niedowierzaniem.
– Tak. Nie wiem kim już jesteś, Yoshikawa. Wczoraj miałem wrażenie, że patrzę na zupełnie obcą mi osobę, która jest pogrążona w jakimś obłędzie. Jesteś niebezpieczna.
– Satoru... błagam cię, porozmawiajmy. Nie będziemy przecież robić scen przy Wyższych... - starała się przemówić mu do rozsądku, ale coś czuła, że nadaremno.
– Chciałem z tobą rozmawiać już dawno temu! Dałem ci multum możliwości do otworzenia się, ale najwidoczniej tobie to nie wystarczyło! - już całkiem nie krył swoich emocji. – Stanowisz zagrożenie dla innych studentów, na co nie mogę pozwolić.
– Chyba sobie żartujesz! - żachnęła się. – Nigdy bym nie skrzywdziła Yuty, ani reszty!
– Skąd mogę to wiedzieć?! Na moich oczach wyrwałaś serce jakiemuś mężczyźnie!
– Bo zabił Zacherisa! - krzyknęła już się kompletnie nie hamując.
– Nie mam pojęcia kim nawet był ten Zacheris! Wymknęłaś się do niego już drugi raz, nic mi o tym nie mówiąc! Nie ufam ci, Yoshikawa. - nie ukrywała że te słowa ją zabolały, ale sama była sobie winna. Już dawno powinna z nim porozmawiać.
– Przepraszam, Satoru... ja ci naprawdę wszystko powiem. - odparła błagalnym tonem, patrząc mu prosto w oczy, ale nie widziała w nim nawet oznaki zrozumienia. Już nie byli po tej samej stronie.
– Pamiętasz co mi kazałaś wczoraj zrobić? - spytał po chwili. – Wybacz, że nie byłem w stanie spełnić twojej prośby, ale spokojnie, w moich oczach od wczoraj jesteś już martwa.
Zamarła słysząc te słowa. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, a jej mózg jakby nie mógł przetworzyć tej informacji. Nie mogła uwierzyć, że te słowa serio opuściły jego usta. Jednocześnie do umysłu zaczęły jej napływać wspomnienia z wcześniejszego dnia. Tego jak wykrzykiwała w stronę chłopaka, aby ją zabił, jak wyrwała serce Łowcy i... śmierć Zacherisa.
Satoru pociągnął ją w swoim kierunku, ale nawet nie stawiała oporu. Przed oczami miała obraz twarzy umierającego przyjaciela. Poczuła mocny ścisk w żołądku, a następnie nieprzyjemne pieczenie oczu. Dopiero teraz do niej dotarło, że on naprawdę nie żyje. Już go nigdy nie zobaczy...
Bezwiednie weszła na salę, w której za wysokimi kotarami siedzieli Wyżsi. Szczerze mówiąc było jej teraz wszystko jedno. Czuła w sercu okropną pustkę. Dotarło do niej, że została całkiem sama. Zacheris nie żyje. Satoru po tym wszystkim już całkiem się od niej odsunął. Nawet nie będzie wspominać o swojej rodzinie, która na każdym kroku ją oszukiwała. Jej życie już naprawdę nie miało żadnego sensu...
Wpatrywała się tępo w jeden punkt, a przez jej umysł przelawtywaly urywki wspomnień związanych z Zacherisem. Słyszała, że Wyżsi rozmawiają o czymś z Gojō, ale nawet nie rozumiała poszczególnych słów.
On już nie żyje. Jest martwy. Już go nigdy więcej nie zobaczy....
– Słucham? - z zamysłu wyrwał ją głos jednego z Rady. Podniosła powoli wzrok, czując, że ma zamazane pole widzenia. To chyba od łez. Czyżby mówiła to na głos?
– Coś mówiłaś. - zapytał ten sam mężczyzna.
– On nie żyje... - powtórzyła łamiącym się głosem, czując jak po policzkach znowu zaczynają płynąć jej łzy.
Ostatnie co chciała, to rozpłakać się przed Radą i pokazać im słabość. Nie kontrolował tego jednak. Poza tym pewnie na kilometr było widać, że jest całkiem rozwalona psychicznie. Mieli nad nią aktualnie całkowitą władzę i już nawet nie miała sił się temu przeciwstawiać.
– Kto nie żyje?
– Zacheris. - wymamrotała, w ustach poczuła słony smak własnych łez.
Niespodziewanie ktoś wszedł do sali i oczy wszystkich zwróciły się w jego kierunku. Yoshikawa również powoli przeniosła spojrzenie na przybysza.
– Czemu nie dostałem informacji, że rozpoczął się proces uczennicy mojego liceum?! - spytał wyraźnie zdenerwowany Masamichi, po czym spojrzał na dziewczynę i jego twarz nabrała jeszcze bardziej skonsternowanego wyrazu.
– To Gojō zwołał posiedzenie. Skąd mogliśmy wiedzieć, że nie zostałeś o tym poinformowany?
– Gojō? - zapytał dyrektor, spoglądając ze zdziwieniem na białowłosego mężczyznę, który wzruszył jedynie ramionami. – Yoshikawa? - tym razem podszedł do niej, starając się chociaż od niej dowiedzieć co się wydarzyło, ale ona znów wpadła w pułapkę własnych myśli i wpatrywała się tępo w ziemię.
Ktoś z Rady zaczął mu wyjaśniać całe zajście, dziewczyna natomiast złapała się obiema rękami za włosy, chowając twarz w ramionach i powoli kucnęła. To było dla niej za wiele. Łzy już niekontrolowanie wypływały jej z oczu, a ciało drżało w spazmach.
– On naprawdę nie żyje... to moja wina... jak mogłam do tego dopuścić? - powtarzała szeptem, ignorując to, że może to słyszeć reszta zgromadzonych. Przecież była jego prawą ręką, najsilniejsza w Sigmie. Jak mogła tego nie przewidzieć i nie zapobiec temu?
Poczuła nagle czyjeś dłonie na ramionach, przez co powoli podniosła głowę. Widziała przed sobą twarz dyrektora, który chyba dalej nie rozumiał całej tej sytuacji. Nie miała pojęcia, czemu jej pomaga. Jeszcze niedawno sam ją traktował jak terrorystkę, zamykając w piwnicy. Może rzeczywiście nie powinna mieć kontaktu z ludźmi... Może stanowiła zagrożenie dla wszystkich i powinna być odizolowana?
– Yoshikawa, wstań. - odparł łagodnie, pomagając jej podnieść się z ziemi. – Powiedz mi, kim był Zacheris i jak do tego wszystkiego doszło.
– Zacheris był... moim przyjacielem. - wymamrotała.
Wiedziała, że dyrektorowi chodzi o coś innego, ale nie myślała teraz logicznie. Mówiła to co podsuwał jej umysł pogrążony w żałobie.
– Ale dokładniej, kim on był? Przewodził waszym zgromadzeniem? Co takiego robił?
– Wielokrotnie mnie ratował... na niebezpiecznych misjach, gdy byłam pojmana przez Łowców, gdy chciałam się zabić...
– Co? - głos Gojō niespodziewanie zabrzmiał po jej prawej stronie, ale nawet nie odwróciła się w jego kierunku.
– ...gdy wszyscy z góry skazali mnie na porażkę. - kontynuowała. – Był przy mnie w najgorszym okresie mojego życia. Nie zasłużył na to. To ja powinnam wczoraj umrzeć, a nie on. - odparła, przecierając rękawem oczy.
– Po kolei, nic z tego nie rozumiem. - odezwał się ktoś z Rady.
– Yoshikawa, możesz nam powiedzieć wszystko od samego początku? - był to ten sam młody głos jednego z Wyższych, który na poprzednim zebraniu starał się ją bronić. Sachiko westchnęła cicho.
– Jakieś pięć lat temu wstąpiłam do Sigmy, Zacheris nie był wówczas przywódcą. - zaczęła powoli, sama nie wiedziała czemu im to wszystko mówi, ale i tak jej było teraz wszystko jedno. – Razem z dwójką innych lisów zostałam wysłana na swoją pierwszą misję, która miała polegać tylko na zwiadzie. Wpadliśmy jednak w pułapkę i zostaliśmy pojmani przez grupę Łowców z Kyoto. Nie opanowałam wtedy jeszcze swojej Techniki na tyle, żeby się obronić. Chcieli wyciągnąć z nas informacje przez tortury. - po tych słowach wzięła głęboki oddech.
– Szczerze mówiąc nie mam pojęcia czy cokolwiek im powiedziałam. Po pewnym czasie ciągłego bólu wszystko staje się dla ciebie obojętne. Zmysły zlewają się ze sobą i tracisz poczucie czasu. Nie masz władzy nad tym co, oprócz krzyku, opuszcza twoje usta. Wiem jedynie, że dwójka moich towarzyszy szybko umarła. Ja miałam tego pecha, że jestem kobietą, więc nie zostałam równie szybko zabita, tylko najpierw... sobie poużywali.
Usłyszała zduszony okrzyk dochodzący z ust białowłosego. Część osób z Rady również coś między sobą szeptała. Dyrektor, który stał najbliżej, wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami. Tak naprawdę tą historię wiedziało niewielu. Jedynie jej rodzice i reszta członków Sigmy.
– Nie pamiętam już, ile dni tam spędziłam. Czułam, że jestem bliska śmierci, tym bardziej, że większość Łowców się mną najzwyczajniej w świecie znudziła. Wiedziałam, że przywódca Sigmy po nas nie wróci, miałam tylko nadzieję, że szybko mnie zabiją. Tego dnia jednak Zacheris zebrał grupkę kitsune i mnie odbili. Bardzo mi pomógł po tym wszystkim i wiem, że bez niego z pewnością nie dałabym sobie rady. Nie muszę chyba mówić, że stał się dla mnie bardzo bliską osobą. Dwa lata później został przywódcą Sigmy. - zakończyła, po czym zapadła cisza.
Podejrzewała, że tak może być. Co można powiedzieć ofierze gwałtu, która była torturowana przez chore zgromadzenie.
– Bardzo mi przykro i współczuję tego przez co przeszłaś... - odezwał się młody mężczyzna z Rady.
– Nie potrzebuję waszego współczucia. Chciałam tym jednak zaznaczyć, że Zacheris był dla mnie ważną osobą, a został wczoraj postrzelony jak zwierzę, mimo że nic nie zrobił... - na jego wzmiankę znów poczuła mocny ścisk w wnętrznościach.
– Jak to nic nie zrobił?
– Po co my w ogóle drążymy ten temat? - wtrącił się jeden z Wyższych. – Yoshikawa doskonale widziała, że ma zakaz zabijania.
– Z tego co zrozumiałem to oni zostali zaatakowani, więc Yoshikawa działała w obronie własnej.
– Powinna uciec, a nie brać udziału w walce.
– Nie zawsze da się uciec od walki. - wtrącił niespodziewanie Satoru, a na dźwięk jego głosu miala ochotę przewrócić oczami. Nagle całkiem zmienił swoją narrację i starał się ją obronić, mimo że sam wpakował ją w tą sytuację.
– Czy to nie ty, Gojō, zebrałeś całe to zabranie przeciwko Yoshikawie? Powinieneś najpierw dokładnie przebadać sprawę. - uciszył go jeden z członków Rady.
– Co się wczoraj wydarzyło?
– Poszłam na spotkanie Zacherisa i reszty członków Sigmy. Nie mieliśmy na celu nikogo wczoraj atakować. Wyraźnie zaznaczyłam na pierwszym naszym spotkaniu w Tokio, że nie będę uczestniczyć w polowaniu na Łowców. Jednak to my zostaliśmy zaatakowani i... Zacheris oberwał kulką w głowę. - na końcu zdania głos jej zadrżał. - Resztę już wiecie. - dodała.
Po jej słowach zapadła znowu cisza. Po chwili jednak Wyżsi zaczęli się między sobą przekłócać łącznie z dyrektorem i Gojō, którzy wtrącili się do rozmowy. Ona siedziała cicho, naprawdę było jej wszystko jedno co się z nią stanie. Mogli ją tak w zasadzie skazać nawet tu i teraz, a by ją to nawet nie ruszyło. Przez głowę przeleciał jej jedynie Yuta, którego nie zdołała jeszcze nauczyć tak wielu rzeczy. Miała nadzieję, że będzie obecna przy jego rozszerzeniu własnej Domeny. Wiedziała, że kto jak kto, ale on jest w stanie tego dokonać.
Niespodziewanie poczuła na nadgarstkach zimno metalu. Zerknęła w dół i dostrzegła, że dookoła kajdanek nie roznosi się już przeklęta energia Gojō. Była już w stanie je rozwalić przy użyciu samej siły. Skierowała wzrok w stronę chłopaka, który chwilowo nie prowadził dyskusji z Radą, tylko spoglądał na nią z troską. Od razu odwróciła od niego wzrok. Teraz nagle zaczął się nią przejmować, a niecałe dwadzieścia minut temu rzucił ją na pastwę losu Radzie. Sam przecież powiedział, że była dla niego martwa. Nigdy nie zapomni tych słów.
– Na tym możemy zakończyć. - usłyszała nagle, przez co przeniosła wzrok na Radę.
– Jestem skazana? - zapytała obojętnie.
– Nie słuchałaś? - warknął dyrektor, ale nie przejmowała się nim na chwilę obecną. Miło, że ją bronił, ale wcale tego nie potrzebowała.
– Niezbyt mnie to interesowało. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
– Uznaliśmy, że jest to wyjątkowa sytuacja...
– My tego nie uznaliśmy, Ishida. Sam tak zadecydowałeś. Twój ojciec się pewnie w grobie przewraca. - warknął jeden z Wyższych.
– Dobrze więc, ja uznałem. - odparł, ignorując wredny komentarz. – Ale jako, że mój przewracający się w grobie ojciec miał decydujący głos w każdych obradach, to ja również zyskałem taki przywilej. - odparł pewnym głosem.
Widać było, że po tych paru miesiącach czuje się o wiele pewniej niż gdy ostatnio miała do czynienia z Radą.
– W każdym razie, wystąpiły pewne okoliczności łagodzące i zdecydowano, że nie zostaniesz skazana za swój wczorajszy wybryk. Jednak miej na uwadze, że to twoja ostatnia szansa i jeśli kiedykolwiek znów dopuścisz się takiego czynu i z twoich rąk zginie człowiek, natychmiastowo zostaniesz wyegzorcyzmowana. Bez odwołania. - odparł, mężczyzna o nazwisku Ishida. – Ponadto, z tym, że jest już moja osobista rada, uważam, że powinnaś udać się do psychoterapeuty...
– Mam pójść do psychiatry? - spytała, unosząc do góry brwi z delikatnym rozbawieniem. – I co? Powiedzieć mu, że byłam torturowana i gwałcona przez grupę ludzi, którzy polują na moją rasę oraz, że w ramach zemsty na moim zmarłym przyjacielu wyrwałam gołą ręką serce jednemu z ich ludzi? - dodała sarkastycznie. – Po czymś takim, ten psychiatra będzie musiał pójść do psychiatry.
– Wśród magów również mamy osoby zajmujące się traumami. - odparł spokojnie, ignorując jej cyniczną odpowiedź.
– Podziękuję. Uważam, że nie potrzebuję niczyjej pomocy. Czy jestem już wolna?
– Tak, chyba, że ktoś ma coś jeszcze do dodania. - po jego słowach jednak zapadła cisza.
– Dziękuję więc i do widzenia. - odparła z przekąsem, po czym napięła mięśnie rąk i jednym pociągnięciem rozerwała metalowe kajdanki, które z głośnym brzdęknięciem upadły na posadzkę. Szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi, nie czekając na dyrektora i Satoru.
Wyszła na korytarz i ruszyła w stronę wyjścia z budynku, gdy za sobą usłyszała głośne kroki. Nie odwróciła się nawet w tamtą stronę, wiedziała jednak kto za nią biegnie. Na sam myśl o tym poczuła jak oczy zaczynają ją nieprzyjemnie piec. Wiedziała, że niewiele brakuje do kolejnego wybuchu płaczu.
– Sachiko, czekaj!
Zatrzymała się gwałtownie, odwracając w jego stronę. Dostrzegła jego zrozpaczony wzrok, ale czuła wobec niego jedynie ogromne rozczarowanie i wściekłość. Za wszelką cenę starała się nie rozpłakać, ale wiedziała, że zaczerwienione, załzawione oczy i tak ją zdradzają.
– Nie ma słów, którymi mógłbym się teraz wytłumaczyć. Ja...
– Nie chce słuchać twoich tłumaczeń. - przerwała mu, przymykając powieki i kręcąc powoli głową.
– Sachi, ja... gdybym tylko widział, nigdy bym tak nie zrobił. Jestem takim palantem, że...
– Przestań pierdolić, Gojō. - warknęła, ale głos przy końcu jej zadrżał.
– Przepraszam, Sachi, ja... błagam cię... - jego głos brzmiał rozpaczliwie, jakby czuł, że ją traci. Dostrzegła, że oczy również stają się szkliste.
Nagle cała ta wściekłość i rozczarowanie wyparowały. Poczuła czystą obojętność wobec niego. Chyba po raz kolejny coś w niej pękło, ale miała wrażenie jakby wszelkie uczucia względem chłopaka po prostu zniknęły. Podeszła krok w jego stronę, nie spuszczając go z oczu.
– Nie mogę na ciebie patrzeć, Gojō. - powiedziała cicho. – Nie mogę uwierzyć, że zmusiłeś mnie do powiedzenia im tego wszystkiego. Ufałam ci jak nikomu innemu i w życiu bym się nie spodziewała że... - głos jej nagle zamarł.
– Sachi, proszę... - już nawet nie krył się ze swoimi emocjami, ale nie robiło to na niej wrażenia. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
– Od dziś też jesteś dla mnie martwy.
***
~ 4958 słów ~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top