♠️ 2.14 ♠️
Szła szybkim krokiem wzdłuż korytarza, wiedząc że jest grubo spóźniona. Normalnie by się tym nie przejmowała, ale obiecała Yucie, że będzie o czasie, żeby z nim jeszcze potrenować przed sparingiem z Maki. Wiedziała, że już było za późno i miała nadzieję, że chłopak jej to jakoś wybaczy.
Już wchodziła w ostatni zakręt, za którym znajdowały się drzwi wyjściowe z dormitoriów, gdy przed jej oczami mignęło jedynie coś czarnego w co uderzyła z całym impetem swoim ciałem. Jęknęła głośno, odsuwając się nieznacznie. Przed nią stał zadowolony z siebie Gojō, który uśmiechał się łobuzersko w jej stronę. Co ciekawe nie miał założonych okularów, opaski, ani niczego innego co by zakrywało jego oczy. To był dość niespotykany widok, szczególnie w środku dnia.
– Lecisz na mnie. - powiedział zadowolony, na co Yoshikawa jedynie prychnęła.
Nie wiedziała czego chciał, podejrzewała, że pewnie ją jeszcze podenerwować przed zajęciami. Była spóźniona, głodna i nie była w nastroju do żartów, a ten doskonale sobie z tego zdawał sprawę. Odsunęła się, chcąc go wyminąć i rzucając mu mordercze spojrzenie, które ten jedynie skwitował ciepłym uśmiechem. Jednocześnie jednak zamrugał kilkukrotnie, po czym skrzywił się i przymykając oczy spojrzał w innym kierunku.
– Co jest? - spytała z lekką troską, robiąc krok w jego stronę i przyglądając mu się uważnie. Momentalnie z zirytowanej zmieniła się na zmartwioną.
– Oczy i głowa. - odparł posępnie, przykładając dłoń do skroni. – Jestem trochę przebodźcowany. Od paru dni pracuję bez okularów, bo jedna z klątw stłukła mi oprawki. Teraz ty emitujesz sporo przeklętej energii, którą mój mózg stale analizuje.
– Wybacz. - mruknęła, szybko zmniejszając przepływ swojej energii, tak żeby była jak najmniej wyczuwalna. – Teraz lepiej?
Gojō powoli przeniósł na nią spojrzenie, ale widać było, że się mimo wszystko męczy. Przeklęta energia otaczała ich tak naprawdę zewsząd, a Satoru był na nią wyjątkowo wyczulony.
– Lepiej. Co nie zmienia faktu, że zaraz mam zajęcia z Okkotsu, który nie potrafi manipulować swoją energią, więc będzie jej wszędzie mnóstwo.
– Czemu nie kupiłeś sobie po prostu nowych, tylko się tak męczysz? - spytała.
– Bo stare kupilem w Barcelonie i byly z limitowanej kolekcji. Dopiero wczoraj udało mi się skontaktować z projektantem i...
– Że co?! - przerwała mu nagle.
Wiedziała, że Satoru musi być dość bogaty już w momencie gdy zapłacił za nią ogromna sumę pieniędzy wtedy w hotelu. Chłopak też woził się sportowym samochodem, który również nie wyglądał na taniego. W sumie co się dziwić, był głową rodu... jakby tak na to spojrzeć ona też była głową swojego, jednak nie miała bladego pojęcia czy jej ród w ogóle posiadał jakikolwiek majątek. Dodatkowo nie chciała mieć z nim nic wspólnego więc i tak jej to było obojętne.
– Nie tak łatwo jest się skontaktować z topowym projektantem w Hiszpanii...
– Nie mogłeś sobie kupić okularów na miejscu? Mało jest sklepów w Tokio?!
– Tutaj ciężko o dobre oprawki. Wyglądam w większości jak jakiś informatyk, a nie seksowny nauczyciel. - wypalił, na co ta spojrzała na niego z pobłażliwością, słysząc tak absurdalny argument.
– Jesteś głupi.
– Być może, ale przynajmniej dalej seksowny. - odparł, uśmiechając się dumnie.
– Nie. Po prostu glupi. - powiedziała stanowczo. – A co z opaską?
– Podobno jej nie lubisz. - odparł przekornie.
– Wolę żebyś ją miał, niż żebyś usmażył sobie mózg! - warknęła zirytowana.
– I tak ją zgubiłem.
Sachiko starała się powstrzymać przed skomentowaniem jego zachowania, bo widziała że jest mu ciężko. Kiedyś Satoru jej opowiadał na jakiej zasadzie działają jego oczy. Zapewnialy mu nadludzką percepcję i możliwość widzenia wszelkiej przeklętej energii oraz jej przepływu. Gojō przyrównał jej to do tego, że jak normalnie ludzie widzą w 3D, to jego oczy jakby były w stanie widzieć w 5D, z tym że mózg nie do końca jest do tego przystosowany, więc jak zbyt długo stymuluje go takim wymiarem to się najzwyczajniej w świecie męczy.
Ludzie z reguły w ogóle nie są w stanie postrzegać przeklętej energii ani klątw, czarownicy widzą klątwy i wyczuwają ślady przeklętej energii. Satoru natomiast widzi ją na zupełnie innym poziomie niż reszta, dlatego też był w stanie zrozumieć ją lepiej niż ktokolwiek inny i wykorzystać na swoją korzyść. Dzięki swoim oczom udało mu się poznać istotę przeklętej energii, co spowodowało, że stał się najsilniejszym magiem jujutsu.
– Chodź do mojego pokoju. Miałam gdzieś schowaną bandankę, to przynajmniej jakoś przeżyjesz trening. - westchnęła, robiąc w jego stronę gest dłonią i kierując się w stronę swojego pokoju.
Parę minut później razem z Gojō przekroczyli bramę placu treningowego w momencie, w którym Yuta był w trakcie sparringu z Maki. Udało jej się przekonać chłopaka, żeby na chwilę schował swoją dumę w kieszeń i założył jej granatową bandanę z białymi wzorkami. Zrobił to z wielką niechęcią, ale widząc jej spojrzenie w końcu się przekonał.
Ruszyli wzdłuż placu, kierując się w stronę schodów. Już na pierwszy rzut oka było widać, że Yuta przegrywa. Ta dziewczyna była prawdziwym demonem jeśli chodziło o walkę wręcz. W połowie schodów siedzieli Toge i Panda, obserwując ich poczynania.
– Yo, dzieciaki! Jak wam idzie? - przywitał się głośno Satoru, machając w ich stronę.
Wszyscy zwrócili się w jego kierunku, łącznie z Okkotsu, który był akurat odwrócony plecami do nich.
– Dzień dobry, Gojō-sensei! - zawołał, machając do nich. – Cześć, Sachi! - dodał, widząc ją obok białowłosego.
Za późno dostrzegł jednak jej sygnały. Nastolatka pokręciła szybko głową, nakazując mu gestem natychmiast się odwrócić. Zanim ten to jednak zrobił, mocno oberwał tyczką w twarz od Zen'in. Głuchy odgłos uderzenia dotarł nawet do niej i Satoru, przez co oboje się skrzywili.
– Nie odwracaj wzroku! - warknęła Maki, spoglądając na leżącego na ziemi chłopaka. – I przyjmij postawę, kretynie!
Okkotsu jakby zreflektował się faktem, że ma dodatkową widownię, bo natychmiast podniósł się z ziemi i ustawił do ataku. Natomiast białowłosa razem z Gojō ruszyli wzdłuż schodów na dół, zatrzymując się obok pozostałej dwójki uczniów. Przez chwilę obserwowali potyczkę Maki i Yuty. Widać było, że chłopakowi idzie coraz lepiej. Dostrzegła, że w trakcie walki stara się zastosować parę chwytów, o których opowiadała mu Yoshikawa, jednak Zen'in była po prostu lepsza i bardziej wprawiona w walce.
Sachiko pamiętała kiedy to one razem walczyły i zielonowłosa wcale nie była łatwym orzechem do zgryzienia. Jej wręcz mordercze ataki były na chwilę obecną dla niedoświadczonego Yuty niemożliwe do zablokowania. W pewnym momencie chłopak po raz kolejny wylądował na ziemi, przygnieciony przez dziewczynę. Pomimo tego i tak podniósł się ustawiając do kolejnego sparingu. Nastolatka uśmiechnęła się pod nosem, widząc jego zapał i chęć do nauki. Kibicowała mu, mimo iż wiedziała, że nie wygra kolejnej potyczki z Zen'in.
– Yuta jest już z nami parę miesięcy, a i tak widocznie się zmienił. Jest zwinniejszy i szybszy. - odparł po chwili Panda.
– Dużo trenuje, ostatnio na misji bezbłędnie wyegzorcyzmował wszystkie klątwy. - dodała Sachiko, nie spuszczając wzroku z chłopaka.
– Poświęcasz mu sporo czasu. Zaczął robić takie postępy dopiero po twoich treningach. - wtrącił Satoru, uśmiechając się znacząco w jej stronę.
– Łosoś.
– To prawda. - potwierdził Panda. – Maki też się chyba dobrze bawi, odkąd Yuta zrobił się silniejszy. Nie miała wcześniej okazji do sparingów z użytkownikami broni... - urwał w połowie zdania po czym podniósł się gwałtownie ze schodów.
– Yuta! Chodź tutaj! - zawołał, przez co Sachiko uniosła jedną brew do góry, spoglądając na olbrzymią pandę. Widziała jego wyraz pyska i nie spodziewała się niczego dobrego. Chłopak przerwał walkę podchodząc do nich pod schody.
– O co chodzi? - zapytał, gdy Panda zeskoczył do niego, obejmując go jedną łapą i konspiracyjnie się do niego nachylając.
– To sprawa życia i śmierci, więc słuchaj uważnie! - zawołał. – Wolisz u dziewczyn duże donice, czy małe placuszki? - spytał ciszej z perfidnym uśmieszkiem na pysku.
(Jak coś to nie są moje słowa tylko wyciągnięte z sceny z mangi xD)
– Co to za pytanie w ogóle?! - żachnęła się białowłosa, marszcząc czoło i spoglądając z wyraźnym obrzydzeniem na Pandę.
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem... - odparł zmieszany Yuta, trzymając oburącz tyczkę treningową. – Ale faceci chyba wolą większe, nie? - dodał niepewnie, wyraźnie się rumieniąc, na co Panda wydał z siebie dźwięk aprobaty.
Sachiko przez chwilę myślała, że śni. Nawet do niej nie dotarło, że ze zdziwienia otworzyła nieznacznie usta przygladajac się tej niedorzecznej rozmowie.
– Zależy co masz na myśli, mówiąc „wielkie donice". - wtrącił niespodziewanie bialowlosy, którego Yoshikawa kompletnie nie podejrzewała o zabranie głosu w tym temacie. Odwróciła się powoli w jego stronę z wyrazem twarzy, który wyrażał aktualnie zdziwienie i obrzydzenie jednocześnie.
– Że co?! - spytała retorycznie.
– Wiesz, co za dużo to niezdrowo. - powiedział z prostotą, po czym uniósł obie dłonie do góry ściskając je w powietrzu.
– Racja... - zgodził się Panda, przykładając dłoń do pyska i zastanawiając się nad czymś. – Takie jak Hina Tsukimoto. - dodał po chwili, mówiąc o jakiejś japońskiej modelce, na co Gojō zareagował z entuzjazmem.
– Albo Mitsuri Kato. - powiedział, przez co Panda również się z nim zgodził.
– Dobrało się dwóch zboczeńców. - westchnęła cicho Yoshikawa, łapiąc się za czoło.
– Co jest? Czemu przerwaliśmy trening? - zapytała nagle Maki, podchodząc bliżej nich.
– Oni gadają o cyckach! - wyżaliła się głośno Sachiko, wskazując palcem na śmiejących się głupków.
– Co?! - warknęła z niedowierzaniem Maki, spogaldajac na nich z morderczym wyrazem twarzy. Yuta widząc jej minę zaczął kręcić głową na boki i starł się wywinąć z uścisku Pandy, który mocno go obejmował.
– Yucie podobają się wielkie donice! Masz u niego szanse, Maki! - zawołał Panda, wypychając przerażonego Okkotsu przed siebie. Jego wzrok spoczął jednak w tym samym momencie na białowłosej. – Chociaż jak tak teraz patrzę, to Sachiko też ma całkiem spore...
– Nie gap mi się na biust, ty zboczony futrzaku!! - zawołała Yoshikawa, robiąc krok w jego stronę z zamiarem uderzenia go w ten sprośny łeb. Ubiegła ją jednak Maki.
– Zabiję cię, Panda!! - zawołała rozwścieczona zielonowłosa, po czym rzuciła się na niego i oboje przewrócili się na ziemie. Yuta w ostatniej chwili zszedł im z drogi, stając obok Inumaki'ego. Gojō widząc to zaśmiał się perfidnie, przez co zwrócił na siebie uwagę dziewczyny.
– Tył też jest ważny. - wtrącił głośno, patrząc jej się wyzywająco prosto w oczy.
– Jesteś... - zaczęła Yoshikawa, ale nie mogła znaleść odpowiednio obraźliwego epitetu, który by idealnie go opisał.
– Zgadzam się! - zawołał Panda, któremu udało się na chwilę uciec od zielonowłosej. – Ale pod tym względem też byś się spodobała Yucie. - dodał szybko w stronę Maki, czym wywołał w niej jeszcze większą wściekłość.
– Przysięgam, że cię zabiję, Panda. Mam w dupie Konwencje Waszyngtońską, jesteś już martwy! - krzyczała rozeźlona dziewczyna znowu sprowadzając go do parteru.
– Jesteś nauczycielem, Gojō. Myślisz czasem o czym mówisz? - spytała, spoglądając na niego powątpiewająco.
– Samą prawdę. - powiedział. – A wiesz co jest jeszcze prawdą? - trochę ściszył ton głosu, nachylając się w jej stronę, tak żeby tylko ona to usłyszała. – Że tyłek też masz zajebisty. - dodał, chcąc ją jeszcze bardziej wkurzyć.
Yoshikawa niewiele myśląc zamachnęła się, celując w jego brzuch i przekierowując przeklętą energię do swojej pięści. Najpierw rozległ się głośny huk, przez który reszta zwróciła się w ich stronę. Nawet Maki i Panda przestali się na chwilę szarpać. Pięść dziewczyny jednak nie trafiła do celu, gdyż zatrzymała się parę milimetrów od jego ciała przez Nieskończoność.
– Wyłącz to, bo muszę ci jebnąć! - warknęła w jego stronę wyraźne wkurzona, na co ten jedynie zaśmiał się w odpowiedzi.
Dezaktywował jednak na chwilę swoją Technikę, ale równie szybko odskoczył, unikając jej uderzenia. Sachiko ruszyła w jego stronę z zamiarem kolejnego ciosu, co białowłosy znowu skwitował irytującym rechotem.
– A im o co poszło? - spytał Panda, spoglądając w stronę Toge i Yuty, którzy wzruszyli ramionami.
– Gojō-sensei coś powiedział do Sachi, po czym go zaatakowała. - wyjaśnił Okkotsu.
– Pewnie pieprzył o podobnych zboczeństwach jak ty! - warknęła Maki, uderzając z całych sił Pandę, co wznowiło ich szarpaninę.
Yoshikawa po raz kolejny zamachnęła się, a za jej pięścią podążyła ciemno-szara mgiełka. Satoru w ostatniej chwili odchylił się do tyłu unikając ciosu, dalej mając rozbawiony wyraz twarzy. Następnie odczekał zanim ta wykonała kolejny zamach, po czym zanim cokolwiek zrobiła, rzucił się na nią niczym napastnik w rugby, przewalając ją na ziemię. Z głuchym łupnięciem wylądowali w trawie, po czym białowłosy momentalnie ją rozbroił, siadając okrakiem na jej biodrach i przytrzymując nadgarstki przy głowie.
– Przecież wiesz, że ze mną nie wygrasz. - szepnął z nutką wyższości, co ta skwitowała jedynie głośnym pomrukiem niezadowolenia.
– Puszczaj mnie bałwanie. - warknęła, mocniej się szarpiąc.
– Tak się odzywasz do osoby, która załatwiła ci misję z klasą Specjalną? - po tych słowach dziewczyna znieruchomiała spoglądając na niego z zaciekawieniem.
Gojō zaśmiał się widząc jej reakcję, po czym wyswobodził ją, samemu wstając z ziemi. Yoshikawa mocno odepchnęła się, wstając na równe nogi. Dostrzegła jak jej rówieśnicy już skończyli się bić i spoglądali z nieokreślonym wyrazem na ich poczynania.
– Mam do rozdania misje! - wypalił niespodziewanie wskazując na Pandę i Inumaki'ego. – Maki i Yuta zostaniecie dziś w szkole, a Sachi pójdzie ze mną na klasę Specjalną.
Pozostali uczniowie zareagowali ze sporym entuzjazmem na te informacje oprócz lekko skwaszonej Maki, która pewnie wolałaby pójść egzorcyzmować klątwy. Sama Yoshikawa momentalnie podekscytowała się tym faktem. Walka z klasą Specjalną to było to, co pozwoli jej rozładować napięcie, które kłębiło się w niej już od dłuższego czasu. Tak naprawdę odkąd ostatni raz walczyła z Satoru nie miała możliwości znów poczuć smaku prawdziwej walki. Dziś znowu będzie mogła całkiem puścić hamulce.
***
Rozgoryczenie. To słowo idealnie określało jej aktualny nastrój. Siedziała na ziemi oparta o jedną ze ścian opuszczonej kamienicy, trzymając kurczowo kawałek materiału przy szyi. Fakt, że żyje zawdzięczała temu, że nie jest człowiekiem. No i temu, że Satoru był na miejscu. W czasie misji szło jej wręcz perfekcyjnie. Była przekonana, że w końcu uda jej się samodzielnie wyegzorcyzmować klątwę klasy Specjalnej, gdyby nie jeden maleńki błąd. Ułamek sekundy zaważył na tym, że sytuacja obróciła się diametralnie przeciwko niej.
Poczuła jedynie ostry ból w okolicy szyi i nagłe zimno. Krzyk Satoru gdzieś niedaleko oznajmił jej, że nie jest dobrze. Klątwa nie powtórzyła ataku dzięki temu, że chłopak momentalnie wkroczył do akcji. Sachiko cofnęła się krok do tyłu czując nagły zawrót głowy. Ręka machinalnie powędrowała do jej szyi i od razu dotarło do niej, że jest źle. Palce zagłębiły się w głębokiej ranie, z której salwami i pod dużym ciśnieniem wypływała krew.
Pieprzona klątwa przecięła jej tętnicę szyjną! Dopiero wtedy jej umysł zaczął się orientować. Bez wahania oderwała kawałek materiału od spódnicy i przyłożyła go mocno do rany, starając się zatamować krwawienie. Palce jej odrętwiały, a przed oczami zaczęły pojawiać się ciemne mroczki. Gdy zerknęła na ziemię, to ilość krwi była tak duża, że zwyczajny człowiek by już dawno umarł. Dobrze, że jej organizm był przyzwyczajony do ciągłej utraty krwi. Zrobiła parę kroków w stronę budynku chcąc usiąść przy ścianie, pozostawiając za sobą ciemne smugi. Miała wrażenie, że za chwilę może stracić przytomność.
Wtedy też zdała sobie sprawę, że kompletnie nie korzysta ze swojego mózgu. Momentalnie aktywowała Technikę spowalniając przepływ krwi w tym miejscu i umożliwiając ranie rozpoczęcie procesu krzepnięcia. Fakt iż to wszystko wydarzyło się tak szybko spowodował, że kompletnie zapomniała o swoich możliwościach. Rozejrzała się dookoła szukając wzrokiem chłopaka. Wtedy też Gojō wyłonił się zza budynku, szybkim krokiem przemierzając w jej stronę. Widząc jednak, że nastolatka jest dalej przytomna, odetchnął lekko z ulgą.
– Trzymasz się? - zagadał, siadając obok i czujnie obserwując jej stan.
– Mhm.. - burknęła, spoglądając gdzieś w dal.
– Nie przejmuj się. Szło ci naprawdę dobrze. - starał się ją pocieszyć.
– Kolejny raz gdyby nie obecność drugiej osoby umarłabym przez klątwę klasy Specjalnej.
– Sachiko, zwykli czarownicy umierają w przeciągu minuty podczas spotkania z klasą Specjalną. Ty ją prawie wyezgorcyzmowałaś.
– Prawie robi wielką różnicę.
– To była nasza pierwsza misja i uważam, że poszło ci wzorowo. Zobaczysz, że zaczniesz robić progres z każdą kolejną. - odparł pogodnie, na co dziewczyna nic nie odpowiedziała.
Była pewna, że dziś jej się uda. Nastawiła się na to od samego początku. Być może gdyby nie była taka pewna, to nie czułaby się tak jak teraz. Nic nie mogła na to poradzić.
– Jak szyja? - spytał Satoru, kątem oka zerkając na ogromną plamę krwi jakiś metr od nich. – Szczerze mówiąc dziwię się, że dalej jesteś przytomna.
– Ja też. - mruknęła, powoli odsłaniając ranę. Chłopak syknął lekko na ten widok, ale krew na szczęście przestała już wypływać.
– Chodź do samochodu, dobrze byłoby to zaszyć.
– Samej będzie mi ciężko.
– Ja to zrobię. - odparł, na co ta rzuciła mu powątpiewające spojrzenie, z powrotem przykładając materiał do rany, na wypadek gdyby się znowu otworzyła.
– No co? Coś tam podejrzałem jak to robi Ieiri.
– Jak mi to zaszyjesz źle, to zostanę z paskudną blizną na połowę szyi. Może lepiej poczekam tyle aż dojedziemy do liceum i Shoko zrobi to jak należy.
– Shoko nie ma w Tokio.
– Świetnie. Czyli zostanę oszpecona.
– Hej! Nie wątp w moje zdolności. To samo zrobiłaś przy naszym pierwszym spotkaniu, i co? Kto miał rację? Hmm...?
Gojō momentalnie przywołał jedno z ich pierwszych wspólnym wspomnień. Sachiko zerknęła na niego, czując charakterystyczne uczucie w żołądku. Decyzja o zaufaniu dziwnemu czarownikowi jujutsu kompletnie odmieniła wtedy jej życie. Westchnęła cicho, potakując głową, na co chłopak pomógł jej wstać i przedostać się do samochodu.
Usiadła na tylnym siedzeniu czekając aż ten wyciągnie z bagażnika apteczkę. Zastanawiała się czy on w ogóle będzie miał ją jeszcze nie przeterminowaną. Zjawił się jednak po chwili obok niej na drugim miejscu i położył ją na jej kolanach. Nastolatka oparła głowę o oparcie, natomiast Satoru przeniósł się na środkowe miejsce i przyjrzał dokładnie ranie. Następnie złapał igłę chirurgiczną i zaczął przymierzać się do zszywania.
– Może najpierw zdezynfekujesz? - spytała, starając się nie zabrzmieć sarkastycznie.
– Oj, wybacz. Dawno tego nie robiłem.
– Widzę... - odparła zrezygnowana, przygotowując się już mentalnie na to, jak ogromną bliznę będzie miała na szyi. Co prawda spora część jej ran goiła się dość szybko i w taki sposób, że tylko nieliczne pozostawiały blizny. Umiała dobrze zaszywać rany więc na ogół te z jej ręki były mało lub wcale niewidoczne.
– Słyszę ten ton. Będzie ideolo. Nie martw się. - starał się ją jeszcze przekonać, ale ona już i tak była pewna swojego. Nie miała jednak innego wyjścia, bo w każdej chwili mogła na nowo zacząć krwawić.
W trakcie tego zabiegu czuła, że chłopak robi to po raz pierwszy od dawna. Szarpał jej krawędzie rany niemiłosiernie i musiała momentami zaciskać mocno zęby, gdy wbijał igłę zbyt głęboko niż powinien. Bała się ujrzeć efekt końcowy. Odetchnęła z ulgą, gdy w końcu zawiązał ostatni szew, zerknęła na niego oczekując jakieś reakcji, ale na jego twarzy był wymalowany wyraz dumy. Z tym, że on był dumny praktycznie ze wszystkiego co wyszło z jego ręki więc nie był to żaden wyznacznik. Po chwili mignął flesz aparatu i Gojō podał jej do ręki telefon ze zdjęciem.
– No dobra, zdziwiłeś mnie. Wygląda to naprawdę dobrze. - odparła lekko zdziwiona. Dalej do niej nie docierało, ale brzegi rany były bardzo ładnie zaszyte i raczej nie powinna mieć w przyszłości problemu z blizną.
– Ha! A nie mówiłem?! Moje dłonie działają cuda.
Sachiko uniosła jedną brew do góry spoglądając na niego z rozbawieniem, ale nic na to nie odpowiedziała. Nie miała się do czego przyczepić, jedyna winna w tym wszystkim była ona sama. Przesiedli się na przednie siedzenia i ruszyli w drogę do liceum.
W czasie jazdy Satoru starał się na nowo przytoczyć całą walkę i wspólnie dyskutowali na temat tego co mogłaby zrobić, żeby uniknąć porażki. W trakcie rozmowy Yoshikawa uzupełniała raport, co teoretycznie należało do zadań już wykwalifikowanego maga, ale Gojō stwierdził, że powinna się tego nauczyć. W głębi i tak widziała, że ten był po prostu leniwy i mu się nie chciało tego zrobić, dlatego się nią wysłużył.
Gdy tylko podrzucił ją pod liceum i upewnił się milion razy, że wszystko z nią w porządku, wrócił do domu. Musiał się szybko ogarnąć, bo wieczorem było jakieś zebranie czarowników jujutsu. Sachiko powoli powlekła się w stronę budynku. Była pora obiadowa więc większość uczniów pewnie była na stołówce. Ruszyła więc w tamtą stronę poszukując wzrokiem znajomych twarzy. Dostrzegła, że przy jednej z ławek siedzieli Yuta z Maki, więc wzięła do ręki obiad i poczłapała do nich, siadając ciężko obok chłopaka.
– Już jesteś, Sachi! I jak było na... - zaczął z początku entuzjastycznym tonem, jednak gdy jego wzrok zatrzymał się na szyi dziewczyny, urwał w połowie zdania.
– Tragicznie. - skomentowała krótko, biorąc łyk zupy.
– Przeżyłaś, więc nie mogło być tak źle. - odparła Maki, czym zyskała jedynie złowrogie spojrzenie białowłosej.
– Wiesz... nie jestem pewien czy nie powinnaś tego opatrzeć. - dodał niepewnie Yuta, odsuwając kosmyk jej włosów i spoglądając z lekkim przerażeniem na wielką szramę, która przecinała jej szyję od kąta żuchwy do praktycznie obojczyka.
– W apteczce Gojō już nie było żadnych opatrunków, cud że była w niej igła z nicią chirurgiczną. - wymamrotała, odtrącając jego rękę i starając się przykryć włosami zszytą ranę. Nie było to jednak takie łatwe.
– Przyjdź do mnie po obiedzie, powinienem coś jeszcze mieć. - powiedział z lekką troską w głosie, na co dziewczyna jedynie mruknęła coś pod nosem. Nie lubiła, gdy się nad nią cackano.
– Nie opowiesz nam o tej misji? W końcu walczyłaś z klasą Specjalną. - spytała Maki z wyraźnym zaciekawieniem.
– Nie. - ukróciła szybko rozmowę. Ostatnie o czym teraz marzyła to chamskich docinkach zielonowłosej.
W ciszy dokończyli posiłek, po czym Yoshikawa ruszyła w stronę korytarza i swojego pokoju. Nie minęło jednak parę sekund jak przed jej oczami pojawił się Okkotsu z zaciętą miną, który zawrócił ją w przeciwnym kierunku. Nie oponowała, może miał trochę racji. Gdy przekroczyli próg jego pokoju, białowłosa bezceremonialnie rzuciła się na jego łóżko. Następnie twarzą runęła w poduszkę wydając z siebie zmęczony pomruk.
– Chyba jednak chcesz pogadać. - parsknął Yuta, otwierając jedną z szafek i wyjmując z niej opatrunek. Dziewczyna podniosła się rzucając mu zrezygnowane spojrzenie.
– Byłam o tyle od pokonania tej durnej klątwy. - jęknęła pokazując palcami niewielką odległość. Odwróciła się na plecy wpatrując tępo w sufit.
Okkotsu był dla niej jedyną, poza Satoru komfortową osobą w liceum. Spędzali ze sobą tak w zasadzie mnóstwo czasu i nawet nie zorientowała się kiedy zdążyli się ze sobą zżyć. To była ostatnia rzecz o jakiej Yoshikawa mogła pomyśleć, ale tak się wydarzyło. Yuta stał się jej przyjacielem i powiernikiem, któremu bez oporów opowiadała o swoich rozterkach i problemach.
– Daj spokój, Sachi. To twoja pierwsza misja. - odparł, siadając obok i nakazując jej gestem również usiąść.
– Gojō powiedział dokładnie to samo... - westchnęła, słuchając się go i podnosząc do siadu.
– Nie bez powodu. Nie martw się tym. I tak jesteś najlepsza w liceum. - chłopak odsunął jej włosy i znów starał się przyłożyć białą gazę, ale nastolatka za bardzo gestykulowała, przez co mu się to nie udało.
– Właśnie nie jestem tego taka pewna. Hakari wygrał ze mną na domeny. Poza tym to nie moja pierwsza misja, bo razem z tobą też spotkałam klasę Specjalną i gdyby nie ty, to bym tam umarła, dodatkowo...
– Przestań się wiercić na chwilę. - warknął zirytowany chłopak, łapiąc jej podbródek i nakierowując go tak, żeby móc w końcu nakleić opatrunek. Dziewczyna znieruchomiała na chwilę, ale gdy tylko ten skończył znów wróciła do swojego wywodu, żaląc się mu ze wszystkiego.
Godzinę później oboje opychali się chrupkami keczupowymi na łóżku. Yuta leżąc na wznak, a Yoshikawa prostopadle do niego miała głowę na jego brzuchu, natomiast nogi uniosła do góry i oparła o ścianę, przy której znajdowało się łóżko. Zdążyła się już wygadać ze wszystkiego co jej ciążyło. Teraz Yuta narzekał na treningi z Maki, o tym jak brutalna jest w czasie sparingów i jak ciężko mu do niej dotrzeć. W pewnym momencie dostała bardzo dokładny opis dziewczyny, stworzony takimi słowami, o których sama by nie pomyślała. Podniosła się na łokciach i spojrzała na chłopaka, marszcząc przy tym nieznacznie brwi.
– Podoba ci się Maki? - spytała, bacznie obserwując jego reakcje. Yuta momentalnie zamarł, a na jego policzkach wykwitł niewielki rumieniec.
– Nie, no co ty... - wymamrotał niewyraźnie uciekając od niej spojrzeniem. Yoshikawa już wszystko wiedziała, ale wewnętrznie czuła potrzebę, żeby ten przyznał jej się do tego otwarcie, to też bez ogródek rzuciła się w jego stronę starając się odwrócić jego twarz tak, żeby spojrzał na nią.
– Przyznaj się, że ci się podoba! - krzyknęła może nazbyt głośno, siłując się z chłopakiem, który ewidentnie chciał ukryć przed nią ten fakt.
– Odczep się! Coś sobie ubzdurałaś! - warknął, starając się zrzucić z siebie upartą dziewczynę, która nie chciała dać mu spokoju. Paczka chipsów, którą jeszcze parę minut temu spokojnie pałaszowali spadła na ziemię, ale nikt się tym faktem zbytnio nie przejął, gdyż toczyli teraz między sobą zawziętą walkę niczym rodzeństwo. Nawet Rika już nie interweniowała, bo doskonale znała ich zachowanie. Yoshikawa obrała sobie za punkt honoru wyciągnięcie z niego tej informacji.
– Co to za problem? Po prostu to powiedz! - nie dała za wygraną, z trudem przyszpilając jego rękę do łóżka. Nie sądziła, że chłopak będzie aż tak silny, jednak przez ten okres w liceum nabrał trochę tężyzny, mimo że nie było tego po nim widać.
– To może ty się pochwal co tam u ciebie i Gojō? - wypalił niespodziewanie czarnowłosy, przez co zbił dziewczynę tropu, w efekcie poluzowała uścisk na jego nadgarstku i udało mu się ją z siebie zrzucić.
– A co ma być? Nic nie ma. - powiedziała, wzruszając ramionami i przybierając obojętną minę.
– No uważaj, bo ci uwierzę. Dziś rano wyglądaliście zupełnie normalnie, szczególnie gdy cie powalił na ziemię i coś szeptał do ucha. - parsknął, uśmiechając się do niej z wyższością.
– Wiesz jaki jest Gojō. Zna mnie dłużej niż was dlatego się tak zachowuje. To nic nie znaczy, jest moim przyjacielem, tak samo jak ty. - odparła spokojnie, starając się zabrzmieć wiarygodnie.
– Ale jakoś my się nie całujemy na tarasie. - odparł tajemniczo, przez co białowłosa spojrzała na niego lekko zdezorientowana.
– O czym ty..
– Tak mnie zastanawiało co by się wydarzyło gdyby Ieiri-san wam wtedy nie przerwała ostatnio na tarasie. - odparł z cynicznym uśmieszkiem. Sachiko momentalnie zastygła, spoglądając z niedowierzaniem na chłopaka i nie mogąc z siebie wydusić żadnego słowa.
– Ty... tam byłeś...? - wymamrotała, patrząc na niego z niekrytym przerażeniem. Przecież była pewna, że byli sami!
– Tak, trenowałem w ogródku. Byliście tak zajęci sobą, że nawet mnie nie zauważyliście. - odparł dobitnie, wiedząc że wygrał ich małą potyczkę.
– Ktoś tam jeszcze był i to widział? - spytała cicho.
– Byłem sam i byłem ciekaw kiedy w końcu mi o tym powiesz. - dodał z lekkim wyrzutem w głosie.
– Przecież się wtedy nie całowaliśmy! - zawołała z oburzeniem.
– Jeszcze chwila, a byście to zrobili.
– Ten incydent w ogóle nie powinienem mieć miejsca... Mogli go wylać i mnie wyrzuć ze szkoły.
– Czyli przyznajesz, że coś między wami jest. - jego uśmiech nagle poszerzył się. Chłopak sięgnął po paczkę oczekując więcej pikantnych szczegółów.
– Było. Osiem lat temu, ale mam wrażenie, że to wszystko wraca do mnie ze zdwojoną siłą... a nie może. - westchnęła, upadając twarzą w poduszkę. Yuta poklepał ją po plecach, biorąc parę chipsów do ust.
– Pasujecie do siebie. - wypalił nagle przez co dziewczyna podniosła głowę z łóżka.
– Huh?
– Mielibyście śliczne, białowłose dzieci. Ciekawe czy też byłyby kitsune. - odparł, ale po chwili jęknął głośno, gdy Yoshikawa go zdzieliła w potylicę. – No co?!
– Ciekawe czy twoje dzieci z Maki odziedziczyłyby klątwę klasy Specjalnej, która zabijałaby wszystko na swojej drodze. - nie pozostała mu dłużna, na co ten przewrócił jedynie oczami. – Ale tak, wszystkie byłyby kitsune.
– Pomijając już absurd naszej rozmowy, bylibyście parą nie do pokonania i zauważ jak potężne mielibyście dzieci. Kitsune z mocą Nieskończoności. - stwierdził Yuta.
– Satoru swoją siłę zawdzięcza temu, że posiada obie wrodzone Techniki. Nasze dzieci nie odziedziczyłyby Sześciu Oczu, bo na świecie nie mogą istnieć dwie osoby z tą Techniką, a tylko ona pozwala ogarnąć Nieskończoność na takim poziomie na jakim robi to ten białowłosy bałwan. - wyjaśniła, sięgając do paczki z keczupowymi chrupkami, które już się praktycznie kończyły.
W tym samym momencie drzwi od pokoju chłopaka gwałtownie się otworzyły, a w przejściu stanęła wyraźnie zdenerwowana Maki.
– Żarliście chipsy?!
– Nie. - skłamała szybko białowłosa z pełnymi ustami. Yuta momentalnie schował paczkę za swoje plecy, zapomniał natomiast o dwóch pustych opakowaniach, które leżały na ziemi i zdążyli je zjeść wcześniej.
– Ruszasz się wolniej niż mucha w smole! Tego jeszcze brakuje żebyś się spasł i potykał o własny brzuch! - krzyknęła idąc w stronę wyraźnie przerażonego Yuty.
– Daj spokój, Maki. Wygląda jak niedożywione dziecko z Afryki, paczka czipsów mu nie zrobi różnicy. - starała się go jakoś obronić, jednak oboje rzucili jej ostre spojrzenie.
– Aha, dzięki. - odparł lekko obrażonym tonem czarnowłosy.
– Lepiej zamilknij, Yoshikawa. Powinnaś z nim trenować, a nie opychać go niezdrową żywnością. - syknęła zielonowłosa, a Sachiko stwierdziła, że może lepiej już nie będzie się odzywać.
Niespodziewanie telefon jej zawibrował w kieszeni przez co ta skupiła się na nim, a nie na kłócących się rówieśnikach. Zamarła na chwilę całkiem nie zwracając uwagi na rozpaczliwe krzyki chłopaka, gdy Maki złapała go za kołnierz mundurka i zrzuciła na ziemię.
– Idziemy na trening, musisz spalić ten syf. Yoshikawa tobie też by się przydało. - odparła Maki, zwracając się do niej.
– Ja nie dam rady... - wymamrotała, nawet na nich nie spoglądając.
– Wszystko w porządku? - zapytał czujnie Yuta, który już wiedział, że coś jest nie tak.
– Taak... - odparła, odrywając wzrok od telefonu i starając się wyglądać w miarę naturalnie. – Szyja mnie trochę rozbolała. - skłamała szybko, przykładając dłoń do zranionego miejsca.
Maki uniosła brew do góry, widać było że nie jest do końca przekonana do tej wymówki. Yuta natomiast zrobił taką minę, która doskonale jej dawała znać, że nie wierzy w ani jedno jej słowo. Oboje jednak widzieli, że nie wyciągną nic z dziewczyny jeśli sama nie będzie skłonna się z nimi tym podzielić. Nastolatka wstała z łóżka, wymijając leżącego na ziemi chłopaka, i trzymającą go za ubranie zielonowłosą i skierowała się do pokoju.
Szybko przebrała się w szeroką bluzę z kapturem i sprawdziła w lustrze czy szwy dalej się trzymają. Co prawda proces regeneracji powinien się już dawno rozpocząć, ale podejrzewała, że lepiej do jutra nie ruszać tych szwów. Po cichu wymknęła się z liceum okrężną drogą, aby uniknąć trenującej Maki z Yutą.
Całkowicie zapomniała, że była dziś umówiona z Zacherisem i resztą Sigmy. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale przecież obiecała. Nie zamierzała się wplątywać w żaden konflikt, jedynie powiedzieć reszcie lisów o Łowcach. Dodatkowo tak dawno ich nie widziała i chciała najzwyczajniej w świecie się z nimi przywitać i porozmawiać.
Udało jej się bez większego problemu przejść przez bramy liceum. Zaczynało się już powoli zmierzchać, ale i tak miała spory zapas czasu. Po jakimś czasie w końcu wyszła z lasu i co jakiś czas mijała pojedyncze domki. W pewnym momencie minęła nawet monopolowy, w którym udało im się nielegalnie zakupić piwo. Przeszła na drugą stronę ulicy, żeby przez przypadek nie zauważył jej ten sprzedawca. Był przed nią kawał drogi, ale i tak zmierzała w stronę metra, bo inaczej by się nie dostała do Asakusy.
Zacheris wybrał akurat fatalne miejsce na spotkanie. Większość ludzi w tej dzielnicy nosiła tradycyjne japońskie stroje, o czym zapewne nie wiedział. Będą się więc pewnie dość wyróżniać. Miała mimo wszystko nadzieję, że jakoś uda się bez większych problemów i niezauważonej dotrzeć do celu.
Podróż metrem minęła zwyczajnie, ludzie jakby podświadomie wyczuwali jej napiętą aurę, omijając ją szerokim łukiem. W efekcie siedziała sama na tyłach wagonu mając święty spokój. Jeszcze raz sprawdziła lokalizację, którą podesłał jej kitsune utwierdzając się w tym, że nigdy nie była w tej okolicy. Wysiadając na dość zatłoczonej stacji szybko udało jej się przedostać na główną ulicę. Z niej już musiała posiłkować się mapą, aby dotrzeć do celu.
W pewnym momencie ilość ludzi gwałtownie się zmieniła. Trafiła w jakieś boczne ulice z dala od centrum, gdzie nie było żywego ducha. Dwa razy minęła parę ludzi, ale nie zwróciła na nich szczególnej uwagi. Była już taka godzina, że zdecydowana większość skończyła pracę i pewnie spożywała teraz kolację. Po chwili dotarła do celu. Stała przed drzwiami do obskurnej klatki schodowej.
– Gojō by się nieźle wkurzył, gdyby zobaczył gdzie teraz jestem. - szepnęła do siebie, czując obecność przeklętych duchów w tym miejscu.
Nie było jednak tyle tej energii, aby się martwić. Chwyciła klamkę i weszła do środka. Od razu wyczuła obecność charakterystycznej aury kitsune. Ruszyła po schodach do góry idąc jej tropem. Na półpiętrze na skrzynkach pocztowych znajdowała się niewielka klątwa. Szczerząc ostre kły warczała w jej stronę, starając się ją odstraszyć. Sachiko prychnęła rozbawiona, podchodząc bliżej. Na ogół klątwy chowały się wyczuwając jej aurę, ta jednak miała charakterek. Donośniej warczała, kłapiąc zębami i stając się bardziej nerwowa przez zbliżającą się dziewczynę. Skumulowała przeklętą energię w kciuku i palcu wskazującym, po czym pstryknęła nimi klątwę, która momentalnie rozpłynęła się w drobny pył.
– Sachiko? Jednak przyszłaś... - usłyszała znajomy głos na piętrze. Odwróciła głowę w jego kierunku uśmiechając się szeroko.
– Przecież obiecałam.
– Potrafisz zabijać te dziwne stworzenia? Próbowaliśmy wszystkiego, ale cały czas wracają. Wyjątkowo je do nas ciągnie. - odezwał się Zacheris, widząc jak po klątwie został jedynie popiół.
– To moja praca, zaklinacze egzorcyzmują klątwy. A ciągnie je do was bo macie inną aurę, którą pewnie chętnie by się pożywiły. Gdybyś mi wcześniej o nich powiedział, to skołowałabym wam jakąś przeklętą broń z liceum, bo będą pewnie bardzo natrętne. - wyjaśniła, podchodząc bliżej mężczyzny.
Zacheris rozłożył szeroko ręce obejmując ją na powitanie.
– Na górze jest reszta, idziemy? - zapytał po chwili, wypuszczając białowłosą, na co ta przytaknęła.
Wyszli jeszcze parę pięter do góry po czym przeszli przez drzwi do innej kamienicy. Tu już nie było domów mieszkalnych, a jedynie sporej wielkości hala. Przeszli przez nią, po czym Zacheris pchnął jedne z drzwi. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to podłużny stół przy którym siedziało paręnaście osób. Wzrok wszystkich gwałtownie zwrócił się do drzwi, gdzie stała z mężczyzną.
– Patrzcie kogo wam przyprowadziłem! - zawołał, wskazując na nią.
Yoshikawa powoli ściągnęła kaptur, a reszta kitsune widząc ją wstała momentalnie od stołu i rzuciła się w jej kierunku. Wiwatowli i skandowali jej imię, a różne pomieszane słowa zlały się w jedną całość. Od razu cały stres z niej wyparował, bo wiedziała że jest wśród swoich. Starała się z każdym przywitać co było utrudnione gdyż każdy zadawał mnóstwo pytań, nie dając jej dość do słowa.
– Naprawdę wypatroszyłaś tego Łowcę?
– Jak udało ci się im umknąć?
– Schwytali cię?
– Jaką mają broń?
– Dajcie jej wytchnąć. - zaśmiał się w pewnym momencie Zacheris, odganiając ich i uwalniając Yoshikawę. – Zaraz nam wszystko opowie.
Kitsune momentalnie posłuchały rozkazu szefa i każdy zajął miejsce przy stole. Zacheris jako jedyny przy krótszej krawędzi, a Yoshikawa po jego prawicy, jako jego zastępca. Na przeciwko niej siedział Shiro, który był trzecim w kolejności w Sigmie.
Następną godzinę zajęło jej odpowiadanie na wiele pytań, które zadawali jej pobratymcy. Od opowieści jak pokonała tamtych Łowców w magazynie, po dokładnym opisie ich broni i sprzętów, które posiadają. Wspólnie starali się opracować plan, dzięki któremu mogliby zaatakować tutejszych Łowców. Tym razem to oni chcieli być pierwsi i zyskać przewagę. Yoshikawa nawet nie zorientowała się kiedy minęła kolejna godzina i powinna już powoli wracać do liceum. Nie omieszkała przy tym powiedzieć Zacherisowi, ale ten zbył jej słowa. On jak i reszta lisów byli zajęci teraz dopracowywaniem planu.
– Czujecie to? - wtrąciła nagle, wyczuwając nowy przepływ przeklętej energii. Wszyscy zamarli wytężając zmysły.
– To te dziwne stwory. - odparł po chwili Zacheris. – Powinnaś przecież wiedzieć, masz z nimi na codzień do czynienia. Właśnie musisz nam skołować jakąś broń, bo nie idzie z nimi...
– To jest inny rodzaj energii. - przerwała mu. – W sensie ten sam, ale nie pochodzi od klątwy, ale od człowieka...
Po jej słowach część kitsune parsknęła śmiechem, w tym też Zacheris.
– Poznalibyśmy człowieka z kilometra. Za dużo z nimi przebywasz, Sachiko. Wrzuć na luz. - zbył jej słowa, na co reszta wyraźnie się uspokoiła.
Poza białowłosą. Właśnie przez to że tyle z nimi przesiadywała wiedziała, że emanują innym rodzajem przeklętej energii niż klątwy. Dalej spięta, wpatrywała się w drzwi znajdujące się za plecami Zacherisa. Reszta dalej widziała jej nerwowe zachowanie, ale kontynuowali rozmowę widząc, że ich szef się wyraźnie nie przejmuje. Po chwili miała wrażenie, że ta energia jakby się oddaliła, przez co rozluźniła się nieznacznie.
Już się nie wtrącała w rozmowę, chciała wracać do liceum. Wyciągnęła niepostrzeżenie telefon sprawdzając godzinę i przy okazji dostrzegła parę wiadomości od Yuty. Z początku je zignorowała, ale po chwili zobaczyła jak na wyświetlaczu pojawiła się kolejna od niego.
„Gdzie ty jesteś do cholery, masz przerąbane u Gojō. Nie jestem w stanie cię dalej kryć!"
Serce jej na moment zamarło. Co on robił w liceum, przecież miał być na spotkaniu... Westchnęła cicho. Czekała ją dziś nieprzyjemna rozmowa z Satoru. Już kolejny raz się na niej zawiódł. Musiała w głowie ułożyć dobre alibi, nie mniej wiedziała że będzie już uziemiona na dobre. Oka z niej teraz nie spuści przez ten kolejny wybryk.
– Muszę się zbierać. W liceum połapali się, że mnie nie ma. - odparła, podpierając się dłońmi o krawędź stołu i przymierzając się do wstania.
– Od kiedy słuchasz się ludzi, Yoshikawa? - spytał jeden z Sigmy, przez co reszta zwróciła na niego swój wzrok. Białowłosa miała już coś na to odpowiedzieć, ale uprzedził ją Zacheris.
– Daj spokój, Takeru i tak już mieliśmy kończyć. - powiedział, wstając od stołu i unosząc do góry kieliszek, co zrobiła reszta lisów. – Bardzo nam pomogłaś, bez twoich informacji ciężko byłoby nam cokolwiek zdziałać... - zaczął, ale w tym samym momencie Yoshikawa znów poczuła przepływ energii, przez co odwróciła się gwałtownie. Było jej więcej, jakby paru ludzi zmierzało w ich stronę.
– Naprawdę tego nie czujecie?! - spytała z nutką paniki w głosie.
– Nie przerywaj toastu. - odparł Shiro, na co reszta znów zwróciła się w stronę Zacherisa, który kontynuował swój monolog.
Mówił coś o zemście i wygranej, ale nastolatka go już w ogóle nie słuchała. Wpatrywała się w drzwi z maksymalnym skupieniem. Nie mogła pojąć jak reszta tego nie wyczuwa. Była gotowa do ataku w każdej chwili, szczególnie że Zacheris był odwrócony tyłem więc był w pierwszej lini ataku, a ona jako jego prawa ręka powinna go chronić.
– Bez ciebie by się nie udało, Sachiko. Jestem z ciebie naprawdę dumny. - odparł w pewnym momencie, przez co dziewczyna oderwała wzrok od drzwi i spojrzała w jego twarz. Jego oczy błyszczały z podekscytowania. Naprawdę wierzył w nią i powodzenie tej misji. Uniósł wyżej rękę z kieliszkiem.
– Za Yoshika...
Drzwi z trzaskiem otworzyły się i zdołali jedynie usłyszeć strzały z pistoletu. Yoshikawa napięła wszystkie mięśnie na ciele i z automatu uwolniła przeklętą energię. W drzwiach stało dwóch ludzi ubranych w czarne kombinezony z uniesioną bronią. Za nimi na pewno było ich więcej, od początku to wyczuwała, ale reszta jej nie słuchała. Wtedy jej wzrok spoczął znów na twarzy Zacherisa. Oczekiwała jakiegoś rozkazu, aby wiedziała co mają robić.
Cienka strużka krwi wypłynęła z otwartej rany postrzałowej na środku jego czoła i popłynęła wzdłuż nosa, skapując do rozchylonych ust. Gdzieś w tle usłyszała kolejny strzał, ale jej ciało zamarło gdy spoczęły na jego oczach. Tęczówki dalej mu się świeciły z podekscytowania, jednak ten błysk jakby nieznacznie przygasł, a wzrok stał się pusty, całkiem pozbawiony życia...
Kochani! Trochę po czasie, ale wesołych świąt!! Mam nadzieję, że opchaliście się ciastami, sałatkami i pierogami <3
Wiem, że rozdział miał grubą obsuwę, ale niestety tak to chyba teraz będzie wyglądało. Wybrałam sobie wymagające studia, które pochłaniają praktycznie cały mój wolny czas.
Teraz przez święta miałam więcej czasu więc skleciłam ten rozdział i postaram się napisać jeszcze jeden, żeby wrzucić coś w połowie stycznia, gdyż no niestety, ale zbliża mi się sesja, więc już czuję, że po Nowym Roku będzie ciężko 😥 Chcę tylko żebyście wiedzieli, że nawet jeśli znowu trafi się taka dłuższa przerwa w pojawianiu się nowych rozdziałów to będzie to spowodowane natłokiem nauki, a nie tym, że mi do głowy strzeliło porzucenie tego ff.
W każdym razie dziękuję, że jesteście i cały czas mnie wspieracie <3 Wesołych Świąt! 🎄🎅🏻
~ 6414 słów ~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top