♦ 2 ♦
Rok 2009.
Obrzeża Prefektury Tokio.
***
Sachiko była przerażona zaistniałą sytuacją. Ukrywała się spokojnie w opuszczonej fabryce, gdy po chwili do jej zmysłów wdarła się woń bardzo dużej ilości przeklętej energii. Przez chwilę zastanawiała się czy to inny kitsune, ale szybko wyparła ten pomysł z głowy. Już od jakiegoś czasu przekonała się, że w Tokio grasuje od groma wszelkiego rodzaju przeklętej energii, podobnej do tej jaką dysponuje ona sama, ale zwykle o wiele słabszą. O dziwo, te małe przeklęte istotki ją unikały, a wręcz się jej bały, przez co Yoshikawa zaczęła je po prostu ignorować. Teraz jednak ta przeklęta energia była dość silna i skumulowana, przez co dziewczyna stwierdziła, że woli usunąć się z jej drogi.
Wyszła więc ze swojej kryjówki i skierowała się w przeciwną stronę. Idąc jednak w dalszym ciągu wyczuwała tą obecność. Zupełnie jakby ona sama była celem tej Klątwy. Zaczęła popadać w niemałą panikę, a dodatkowo w pewnym momencie okazało się, że jakaś niewidzialna bariera uniemożliwiła jej dalszą ucieczkę. Szła kilka metrów wzdłuż tej bariery, ale wydawało się, że nie ma ona końca. Po chwili Sachiko wyczuła, że aura przeklętej energii zbliża się znowu w jej kierunku. Zaniechała więc dalszego badania dziwnej bańki i ruszyła w stronę klątwy, aby skryć się w jednym z budynków. Nie widziała co innego może w tej sytuacji zrobić. Jednak gdy tylko za zakrętem ujrzała przerażający twór mający kilka metrów wielkości, dotarło do niej, że jest w poważnych tarapatach.
Ruszyła biegiem w bok za budynek, a monstrum za nią. Wydawało do tego dziwne, nienaturalne odgłosy, przez co włosy jej się zjeżyły na karku. Serce dziewczyny podskoczyło do gardła, a żołądek związał się w supeł. Zaczęła uciekać na oślep nie zważając na nic dookoła, co chwilę skręcając za jakimiś budynkami. Już myślała, że zgubiła potwora, bo odwracając się za siebie nie dostrzegła jego postaci. Jednak ruch ten spowodował, że nie zauważyła ogromnej, przerwanej rury wystającej z ziemi, o którą się potknęła i jak długa runęła na ziemię. W ostatniej chwili wyciągnęła przed siebie ręce, chroniąc twarz przed upadkiem. Poczuła piekący ból w łydce, która zahaczyła o ostrą część rury i zrobiła głęboką szramę na ciele.
Wtem do jej uszu dotarł przeciągły jęk, a przeklęta energia wdarła się do jej umysłu, powodując paraliżujący strach. Czuła jednak jak monstrum powoli zbliża się w jej stronę. Uniosła natychmiast głowę i spojrzała w ślepia bestii. Potwór miał jakieś trzy metry wielkości. Wyglądał jak zlepek tkanek i skóry ludzi różnych ras, połączonych w jednolitą krwawą masę. Jego twarz, jeśli można to tak nazwać, wyglądała jak dwie twarze połączone w jedną, z czego środkowe oko było nie do końca złączonymi, dwiema gałkami ocznymi. Był to makabryczny widok, który sparaliżował Yoshikawę kompletnie. Nie mogła wykonać żadnego ruchu. Spoglądała tylko z przerażeniem na Klątwę, która wydawała się być podniecona strachem dziewczyny.
Wtem z ciała potwora wypełzły macki i z niesamowitą szybkością powędrowały w jej kierunku. Przez myśl dziewczyny przeszło, że może to i lepiej, że zaraz umrze. Jej życie teraz i tak było pasmem niepowodzeń. Macki jednak nie dotarły do celu. Sachiko poczuła nagle ogromną ilość przeklętej energii, która skumulowana w jej własnym ciele wystrzeliła jak proca w postaci trzech ogonów. Te dziwne twory nie miały szans z bezkresem tej energii. Pod wpływem dotyku jej ogonów po prostu wyparowały, zmieniając się w pył. Rozwścieczone skierowały się w Klątwę, przekształcając się w lisie pyski. Zdezorientowana dziewczyna spoglądała na poczynania jej lisów, które jak w amoku rozszarpywały ciało potwora. Nie mogła z siebie wydusić nawet słowa, ale wewnętrznie poczuła ulgę, że ogony jednak uratowały jej życie.
Może wcale nie były takie przeklęte jak to jej od zawsze wszyscy wmawiali. Tak w zasadzie to od samego początku ich głównym celem była ochrona Sachiko, to że robiły to w brutalny sposób, nie zważając na konsekwencje to inna sprawa. Były całkowicie jej oddane, choć to co robiły było bardzo chaotyczne i Sachiko wiedziała, że ciężko, a wręcz niemożliwe dla niej jest poskromić taką ilość przeklętej energii w nich skumulowaną. Po chwili po Klątwie nie został nawet ślad, rozpłynęła się w powietrzu zostawiająca na podłodze krwawe ślady.
– Co to było?
Na dźwięk obcego głosu, dziewczyna wzdrygnęła się i momentalnie odwróciła w jego kierunku. Przez tego potwora kompletnie zignorowała fakt, że jacyś ludzie przyglądają się temu wszystkiemu. Kątem oka dostrzegła jak rozwścieczone lisy zwracają swoje pyski w kierunku dwóch postaci. Wyciągnęła rękę w ich stronę i krzyknęła żeby uciekali. Jeden z nich cofnął się o kilka kroków, co spowodowało, że ogony bez wahania ruszyły w jego kierunku. Sachiko zakryła rękoma twarz przygotowując się na kolejną masakrę.
Nic się jednak nie wydarzyło. Żadnego krzyku bólu, czy dźwięku rozrywanego ciała. Chwilę później wyczuła, jak jej przeklęta energia się samoistnie rozpływa. Nieznacznie rozchyliła palce sprawdzając sytuację. Jej oczom ukazał się wysoki, białowłosy chłopak z wyciągniętą przed siebie ręką, który poprawiał sobie opaskę na oczach. Stał w miejscu, w którym przed chwilą znajdowały się jej ogony. Zaraz za nim stał blondyn z wyciągniętym krótkim mieczem, owiniętym bandażem. Wściekłych lisów nigdzie nie było i Sachiko nie wiedziała co się tak właściwie właśnie wydarzyło. Zauważyła, że chłopcy coś do siebie szeptają, po czym kiwając porozumiewawczo głową, ruszają w jej stronę.
Yoshikawa natychmiast się podniosła i rzuciła biegiem do ucieczki w przeciwnym kierunku. Rana na łydce jednak jej to skutecznie udaremniła. Gdy tylko oparła ciężar ciała na zranionej nodze, ta zachwiała się, po czym dziewczyna runęła na kolana. Zaklęła w duchu i spróbowała znowu się podnieść, zostawiając za sobą smugę czerwonej krwi. Druga próba skończyła się tym samym. Po kolejnym upadku Sachiko odwróciła się w kierunku chłopaków zmierzających do niej, po czym zastrzygła uszami, kierując je w ich stronę i mierząc dwójkę czujnym spojrzeniem.
– Nanami, spójrz! Ona ma uszy! Jakie to urocze! - zawołał podekscytowany białowłosy chłopak z opaską na oczach, trącając swojego kolegę w ramię.
Sachiko zmarszczyła brwi nie odzywając się nawet słowem. Towarzyszący mu blondyn zignorował rozemocjonowanego towarzysza, skupiając się na dziewczynie. Zatrzymał się jakiś metr od niej i kucnął naprzeciwko.
– Kim jesteś i jak się tu znalazłaś? - zapytał, nie spuszczając z niej wzroku. Dziewczyna nie odezwała się, mierzyła wzrokiem chłopaka bacznie obserwując jego ruchy.
– Może nas nie rozumie? - zaproponował białowłosy, kucając obok swojego kolegi.
Następnie zaczął coś żywo gestykulować na migi, starając się przekazać dziewczynie, że nie są dla niej zagrożeniem. Robił to jednak w tak nieporadny sposób, że nawet Nanami zrobił skołowaną minę. Chwycił palcami grzbiet swojego nosa i zamknął oczy, kręcąc z powątpiewaniem głową.
– Gorzej ci? - spytała po chwili dziewczyna, marszcząc brwi.
Satoru natychmiast znieruchomiał w śmiesznej pozycji, a Kento otworzył oczy i wbił na nowo wzrok w Sachiko. Dziewczyna przewróciła oczami, po czym znów starała się podnieść. Nowi przybysze chyba nie byli dla niej zagrożeniem, ale w jakiś sposób temu białowłosemu durniowi udało się zneutralizować jej niszczycielskie ogony. Trzeba mieć się dalej na baczności.
– O czyli umiesz ludzką mowę. To może odpowiesz na pytanie kolegi? - zapytał Satoru, przechylając głowę na bok, jak zaciekawiony szczeniak.
– Jeśli już musicie wiedzieć... Nazywam się Sachiko Yoshikawa i jestem kitsune z rodu Zenko. - odparła, mimo że w głębi widziała, że nie do końca jest czystym kitsune. Stwierdziła jednak, że zachowa dla siebie tą informację. – A wy?
– Nazywam się Satoru Gojō! Specjalnej klasy Czarownik Jujutsu z Tokijskiego Prefekturalnego Liceum Jujutsu. - powiedział na jednym wdechu, natychmiast się prostując i wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny.
Ta jednak spojrzała sceptycznie na wyciągniętą w jej kierunku kończynę, po czym ignorując ją, zwróciła swój wzrok na drugiego chłopaka. Słysząc słowa „czarownik Jujutsu" serce zabiło jej szybciej. W końcu udało jej się znaleźć osoby, o których mówiła jej matka. Myślała jednak, że czarownicy Jujutsu będą poważnymi dorosłymi ludźmi. Może nawet z brodami i długimi szatami. A przed nią stał właśnie głupawy chłopak, ubrany w czarny mundurek z opaską na oczach i nastroszonymi do góry włosami. Drugi natomiast chłopak był chyba młodszy od niego, niby wyglądał trochę poważniej, ale dalej to nie było to, czego Sachiko oczekiwała od mistycznych czarowników panujących nad przeklętą energią.
– Jak to kitsune. Wy naprawdę istniejecie? Myślałem, że to tylko mit. - spytał blondyn, marszcząc brwi.
– No jak widzisz, nie jestem mitem. - odparła Sachiko.
– Przecież ma uszy, Nanami! - zawołał Satoru, podnosząc ręce do głowy i robiąc palcami coś na kształt uszu. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że ktoś tak infantylny miałby jej pomóc w ściągnięciu pradawnej klątwy. – Musimy ją zabrać do Liceum, do dyrektora Yagi. - postanowił niespodziewanie Gojō.
– Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytał Kento.
– A czemu by nie? Dziewczyna ma ewidentnie problem z ujarzmieniem za dużej ilości przeklętej energii. W Akademii z pewnością jej się to uda, a dla mnie nie jest problemem neutralizowanie tych nagłych wybuchów. - odparł pewnie, przez co Sachiko już nie miała wątpliwości, że ten dureń dysponuje również silną mocą. Wcześniej tylko jej ojciec mógł poskromić jej energię, dlatego że stał na czele rasy kitsune.
– No dobrze, na twoją odpowiedzialność. - powiedział blondyn, unosząc do góry ręce na znak poddania, po czym zwrócił się do siedzącej na ziemi dziewczyny. – Młoda, możesz samodzielnie iść? - zapytał.
Sachiko znowu starała się podnieść, ale jej wszelkie próby zostały udaremnione. Zanim się spostrzegła jakaś wysoka postać wsunęła jedną rękę pod jej kolana, a drugą złapała ją przy łopatkach i uniosła do góry. Dziewczyna spięła wszystkie mięśnie na ciele i spojrzała z wyrzutem na bezczelnego chłopaka. Satoru wyglądał na niezmiernie zadowolonego z siebie. Mimo że miał opaskę zasłaniającą oczy, widać było, że jest całkiem rozbawiony. Uśmiechał się perfidnie, ukazując rząd równych, śnieżnobiałych zębów. Do nosa dziewczyny uderzył zapach męskich perfum, a ona sama stała się niewyobrażalnie senna.
Przez ostatnie dni spała bardzo mało, a jak już zasypiała to jej sen był płytki i nieefektywny. Świadomość, że udało jej się w końcu odnaleźć czarowników Jujutsu, o których opowiadała jej mama wywołała w niej wewnętrzny spokój. Mimo że nie znała kompletnie chłopaków, na których natrafiła, instynktownie wyczuła, że można im zaufać i nie maja złych zamiarów wobec niej. Może i byli trochę roztrzepani i niepoważni, ale mieli czyste intencje i Sachiko miała nadzieję, że zaprowadzą ją do prawdziwego czarownika. Po chwili Satoru i Kento zaczęli żywą rozmowę na temat nowej techniki przekierowywania przeklętej energii, ale Sachiko nie rozumiała zbytnio tego o czym oni mówią, to też ich rozmowa zaczęła ją po chwili nużyć. Nawet nie spostrzegła się kiedy zasnęła w ramionach białowłosego.
***
Hejo! Tym razem rozdział trochę dłuższy, chciałam ten początek napisać jeszcze bardziej z punktu widzenia Sachiko. Chociaż wydaje mi się, że rozdziały i tak będą się właśnie pojawiać mniej więcej takiej długości.
Nawet nie wiecie jak mi się robi za każdym razem miło gdy widzę nowe serduszka i komentarze. ^^ Dzięki temu wiem, że ktoś to czyta i mu się rzeczywiście podobają moje wypociny xD
~ 1783 słowa ~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top