♠️ 2.1 ♠️

Siedem. Minęło siedem pieprzonych lat, odkąd ostatnio widziała się z Gojō Satoru. Tym ignorantem i zakłamanym egoistą. Obiecał jej, że nigdy o niej nie zapomni. Obiecał, że jej nie zostawi, że będzie pisał i utrzymywał kontakt. Jakże bardzo się przeliczyła. Wychodziło na to, że kompletnie nic dla niego nie znaczyła. Była tylko „przepustką do nauczycielskiego krzesła", jak to sam określił podczas ich pierwszego spotkania. Nie dostała żadnego jednego głupiego listu od niego. Sama napisała ich chyba z dziesięć, za każdym razem naiwnie łudząc się, że chłopak odpisze.

W końcu musiała przyznać się sama przed sobą, że to nie ma najmniejszego sensu... Gojō jej nie odpisze. Wtedy coś w niej pękło. Za bardzo zaangażowała się w relację, która najwidoczniej nie była odwzajemniona. Jak naiwna małolata zakochała się w nowo poznanym chłopaku, myśląc że to wszystko jest prawdziwe.

Gojō był już przeszłością. Musiała jednak przyznać, że jakże wspaniałą przeszłością, w porównaniu do koszmaru który przeżywała od kilku lat. Gdyby nie fakt, że mogła uciekać myślami w tamten okres swojego życia, najpewniej już dawno postradałaby rozum. Ten sen jednak spowodował jedynie gorzkie rozczarowanie. Satoru nigdy nie przyjdzie jej uratować. Tylko ona mogła siebie ocalić. Była zdana na siebie. Jak w sumie przez całe swoje życie.

***

Jakimś cudem udało jej się tej nocy jeszcze zasnąć. Całe szczęście nie nawiedzały jej już podobne koszmary. Obudziła się praktycznie wraz ze wschodem słońca i wtedy też dostrzegła obszerną plamę krwi na prześcieradle i kołdrze. Momentalnie do jej umysłu napłynął incydent ostatniej nocy, przez co straciła już całkowicie ochotę na wstawanie z łóżka i stawienie czoła reszcie rodziny. Doskonale wiedziała jak tamci na to zareagują i ostatnie co aktualnie chciała, to użeranie się z nimi. Musiała więc zrobić to tak, aby nikt nie dowiedział się o tym incydencie. Najlepiej wszystko przed nimi ukryć, gdyż bardzo się denerwowali, gdy używała swojej Techniki na terenie wioski.

Już od dłuższego czasu zadawała sobie to jedno dość istotne pytanie; co ona tak właściwie tu robi? Powinna już dawno stąd uciec, po prostu wymknąć się z tego parszywego miejsca, którego tak bardzo nienawidziła. To by rozwiązało tak w zasadzie większość jej problemów, a przynajmniej tak jej się wydawało. Była tylko jednak dość istotna i nierozwiązana dotąd kwestia. Nie miała, dokąd pójść. Nie miała własnych pieniędzy, nie znała się na niczym na tyle dobrze, żeby móc wykonywać jakąś prace wśród ludzi. Jedyne co dobrze jej wychodziło to Jujutsu i władanie przeklętą energią, lecz to na pewno nie pomogłoby jej zdobyć jakiegoś ludzkiego zawodu.

Wiedziała, że całkiem sporo kitsune udało się wymknąć z wioski i wieść w miarę spokojne życie wśród ludzi. Z tym, że każdy z nich potrafił robić coś, co umożliwiło im prace w mieście. Czy to uprawa roli, stolarstwo, niektórzy byli malarzami bądź rzeźbiarzami. Co prawda Sachiko całkiem dobrze znała ludzi, w końcu przez praktycznie rok sama mieszkała pośród nich. Jednak, czy czarownicy Jujutsu są dobrym przykładem statystycznego człowieka? Nie do końca... Westchnęła cicho, gdy dotarło do niej co tak naprawdę sprawiało jej przyjemność. Egzorcyzmowanie klątw. Była w tym naprawdę dobra. Może to i śmiesznie zabrzmi, ale najlepiej w swoim życiu wspominała wspólne misje z białowłosym. Kiedy to mogła całkowicie puścić swoje hamulce i wyżyć się na klątwach, dając upust wszelkim emocjom. Jednak to była już przeszłość, jak wszystko co łączyło się z Satoru Gojō.

Z ogromną niechęcią podniosła się w końcu z łóżka, po czym zabrała się za ściąganie zakrwawionej pościeli. Wychodząc z pokoju bardzo ostrożnie zamknęła za sobą drzwi i nasłuchiwała czy ktoś z jej rodziny nie znajduje się aktualnie w rezydencji. Ostatnie czego potrzebowała to niepotrzebnej kłótni z powodu dobrudzenia kołdry i prześcieradła. Na korytarzu wydawało się być jednak całkiem cicho, nie słyszała również nikogo na dole, poza ich służącą, która krzątała się w salonie.

Tak, kitsune zatrudniali służących, lecz była to tylko opcja dla kilku najwyżej usytuowanych rodów. Sachiko nie do końca do nich należała, jej matka nie pochodziła ze szlacheckiej rodziny, a biologiczny ojciec był czarownikiem Jujutsu, który tak poza tym również nie cieszył się dobrą sławą. Matka Sachiko miała niesamowite szczęście, że młody Yoshikawa się w niej zakochał i udało jej się podwyższyć swój status społeczny. Tak to pewnie to ona sama teraz pracowała u kogoś jako służąca. Chociaż nie, w sumie to byłaby martwa, bo wtedy reszta lisów nie miałby skrupułów, żeby już dawno ją zabić w świątyni. Jedynym powodem, dla którego Sachiko dalej żyła był fakt, że ojczym nie pozwolił jej złożyć w ofierze. Dziewczyna wiedziała, że pomimo jego wielu wad szczerze troszczył się o nią i starał się, aby wyszła na prostą. Mimo, że nie była jego biologiczną córką, to traktował ją tak samo, za co była mu wdzięczna.

Ku zdziwieniu białowłosej, bez większych problemów znalazła się w pralni. Wrzucając zakrwawioną pościel do kosza na pranie odetchnęła nieznacznie z ulgą. Jednej kłótni na dziś mniej. Zaraz po wykonaniu tego zadania zeszła na dół do jadalni, gdzie krzątała się ich młoda służąca. Już wchodząc do pomieszczenia, woń świeżo ugotowanego jedzenia wdarła się do nosa nastolatki wywołując tym ciche burczenie w jej brzuchu.

– Witaj Mitsuri, wiesz może gdzie są wszyscy? - zapytała, siadając przy dużym, okrągłym stole, który był już zastawiony do posiłku.

– Oh, panienka już wstała. Babcia z mamą poszły na targ, natomiast Pan Yoshikawa już wczoraj wieczorem wyjechał z powodu jakiejś nagłej sprawy. - odparła ciemnowłosa kitsune, odwracając się w stronę Sachiko i uśmiechając szeroko. Gdy tylko dostrzegła, że ta siedzi już przy stole, natychmiast podeszła do kuchenki podgrzewając posiłek.

Sachiko nie odpowiedziała nic na te słowa. Chwilowo miała święty spokój, większość jej rodziny była poza domem, pomijając młodszego, przyszywanego brata. Jego akurat lubiła, był kochanym dzieciakiem, który chyba jako jedyny szczerze przejmował się jej stanem. Teraz pewnie spał w swoim pokoju, bowiem była naprawdę wczesna pora. Przed nosem dziewczyny niespodziewanie pojawił się talerz gulaszu o wyśmienitym zapachu. Nastolatka niewiele myśląc chwyciła za łyżkę i zaczęła zajadać się posiłkiem, odlatując myślami gdzieś w dal.

Nagle z głębokiego zamysłu wyrwał ją charakterystyczny dźwięk na zewnątrz. Skierowała swój wzrok w stronę okna dostrzegając listonosza, który właśnie wsadzał korespondencje do skrzyneczki postawionej przy bramce. Mitsuri, która aktualnie stała na drabinie, ścierając kurze z najwyższej półki biblioteki również skierowała swój wzrok w tamtą stronę. Odłożyła książkę na odpowiednie miejsce i już chciała schodzić po szczeblach na dół, ale ubiegła ją białowłosa, która wstała od stołu.

– Nie schodź, Mitsuri. Ja pójdę po listy i tak nie mam nic ciekawszego do roboty. - odparła, uśmiechając się pogodnie do dziewczyny. Ta podziękowała posyłając jej uśmiech z wdzięcznością.

Sachiko bez pośpiechu wyszła z rezydencji i powoli idąc wzdłuż ścieżki skierowała się do bramy. Delektowania się świeżym powietrzem i ciepłem porannego słońca, które delikatnie muskało jej odkrytą skórę. Nie zdążyła się nawet jeszcze przebrać z piżamy, ale nawet jej to szczególnie nie przeszkadzało. Zabrała pęk listów ze skrzynki, nawet nie spoglądając na adresatów. Do niej i tak nigdy nie przychodziły żadne listy, głównie do jej ojczyma i matki. Wchodząc z powrotem do kuchni odłożyła je na stole i już miała skierować się z powrotem do swojego pokoju, gdy ubiegł ją głos Mitsuri.

– Mogłaby panienka sprawdzić, czy nie ma czegoś dla Pana Yoshikawy? Dostałam polecenie, aby go na bieżąco informować o każdej korespondencji, ponieważ czeka na jakąś ważną odpowiedź.

– Jasne. - odparła Sachiko, z powrotem biorąc do rąk pęk listów i kierując wzrok na prawy, dolny róg, gdzie znajdowały się nazwiska adresatów. Pierwszy z listów był skierowany do jej matki, kolejny też, na trzecim widniało imię jej ojczyma, więc odłożyła ten list na bok. Na ostatniej kopercie również widniało nazwisko Yoshikawa, ale charakter pisma wydawał się jej być dziwnie znajomy. Wtedy też jej wzrok dotarł do imienia.

Sachiko zamarła w bezruchu wpatrując się w kopertę oznaczoną jej własnym imieniem i nazwiskiem. Gdzieś w oddali słyszała głos służącej, ale całkowicie go zignorowała. W momencie uderzyła w nią fala gorąca, jej wzrok bardzo powoli, wręcz jakby w zwolnionym tempie skierował się w przeciwny róg koperty, w którym znajdowały się dane nadawcy.

Gojō Satoru, Tokio.


~1307 słów~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top