♦ 13 ♦
Poczuła mokry materiał na twarzy. Zdziwiło ją to nagłe uczucie, przez co momentalnie wyostrzyły jej się zmysły i mózg zmusił ciało do natychmiastowego otwarcia oczu. Osoba siedząca przy niej wzdrygnęła się jej reakcją, a jakiś mokry przedmiot upadł na jej klatkę piersiową.
– Oh, obudziłaś się już... - usłyszała cichy i wystraszony głos młodej pielęgniarki.
Sachiko zignorowała ją, rozglądając się gwałtownie po pomieszczeniu. Czuła się jakby miała jedną, wielką, czarną dziurę w pamięci. Ostatnie co pamietała, to dziwne przebłyski walki z Nanaminem, przenikliwy ból w ręce oraz ostry zapach krwi. Podniosła się z łóżka, chcąc jak najszybciej wyjaśnić tą dziwną sytuację.
– Musisz odpoczywać! - zaoponowała pielęgniarka, widząc jak nastolatka chce wstać. – Tutaj są tabletki z żelazem. Zażywaj je za każdym razem, gdy korzystasz ze swojej techniki. Masz silną anemię przez utratę sporej ilości krwi. Powinnaś wręcz codziennie suplementować ten makroelement, bo...
Nastolatka nie słuchała już medyczki, w głowie słyszała tylko urywek jej zdania „gdy korzystasz z techniki... silna anemia...". Była wręcz przekonana, że ten krwisty twór, który wczoraj wytworzyła podczas walki z Nanamim był tylko wytworem jej wyobraźni, a nie rzeczywistością. Jednak słysząc słowa pielęgniarki zaczynała się zastanawiać czy to umysł jej szwankował czy naprawdę użyła nieznanej jej dotąd Techniki.
– Muszę... muszę się zobaczyć z Gojō. - szepnęła skonsternowana, czując dziwny natłok myśli.
– Powinnaś leżeć! Tak nakazała Ieiri-san! - oponowała stanowczo pielęgniarka.
Yoshikawa jej jednak nie słuchała, podniosła się z łóżka, ignorując jej głośne protesty. Zerwała ze swojej dłoni wenflon, który łączył ją z kroplówką, po czym sięgnęła do stoliczka, na którym leżały tabletki z żelazem. Z ręki, której wyrwała kaniulę zaczęła jej kapać krew, ale olała to. W drzwiach minęła się jeszcze z drugą pielęgniarką, lecz ta wymieniając znaczące spojrzenie ze swoją koleżanką, zrozumiała, że nie ma co zatrzymywać idącej nastolatki. Odsunęła się więc od przejścia, pozwalając jej wyjść.
Będąc na korytarzu Sachiko spojrzała na blister, który trzymała w ręce, po czym połknęła dwie tabletki, chowając resztę do kieszeni bluzy. Całe szczęście ubrana była w dalszym ciągu w mundurek szkolny, razem z szarą, rozpinaną bluzą , która zapewne należała do białowłosego. Nałożyła na głowę kaptur, bowiem wychodząc z sali szpitalnej dostrzegła w lustrze swój opłakany widok. Co prawda pielęgniarki zdążyły zmyć krew z jej twarzy, ale ta dalej trzymała się włosów, co bardzo kontrastowało na ich białym kolorze.
Niewiele myśląc skierowała się prosto do pokoju Satoru. Zaczęło się już zmierzchać, co znaczyło, że była nieprzytomna może godzinę, góra dwie, chłopak powinien więc być w swoim pokoju. Stojąc przed jego drzwiami nawet nie chciało jej się bawić w ceregiele typu pukanie. Po prostu weszła, gwałtownie otwierając drzwi na oścież. Ku jej zdziwieniu w pomieszczeniu znajdował się również dyrektor Yaga. Dziewczyna z początku spłoszona swoim zachowaniem, którego świadkiem miał być tylko Gojō, przystanęła zdezorientowana i wbiła wzrok w Masamichi'ego. Mężczyźni w pokoju również spojrzeli na nią ze zdziwieniem, byli chyba w trakcie rozmowy.
– Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia. - odparła, zamykając za sobą drzwi i spoglądając znacząco na dyrektora.
– Tobie? Chyba nam. - zaczął dyrektor, podchodząc do dziewczyny. – Dlaczego nam nie powiedziałaś kim jest twój ojciec? - zapytał z delikatnym wyrzutem.
– Przecież mówiłam! - odparła lekko opryskliwym tonem, gdyż zirytowało ją zachowanie dyrektora. To ona tutaj nic nie wiedziała. – Mój ojciec nazywa się Hiroto Yoshikawa i jest głową rodu Kitsune. Co on ma w ogóle do rzeczy?
– No najwidoczniej nie jest twoim ojcem. - wypalił Gojō, na co dostał mocne szturchnięcie łokciem od dyrektora. Chłopak zawył z bólu, zginając się w pół, gdy Yaga walnął go w złamane żebro. Ten jednak zignorował całkiem jego reakcje. Nie tak mieli przekazać tą informacje Yoshikawie.
– Huh?
– Podejrzewamy, że twoim ojcem jest ktoś inny...
Twarz nastolatki coraz bardziej przybierała skołowany wyraz, gdy z ust dyrektora wychodziły coraz to nowe informacje. Nie mogła uwierzyć w to co aktualnie słyszy i zastanawiała się, czy to nie jest jakiś jeden, wielki żart, albo jakaś kolejna próba Masamichi'ego. To wszystko brzmiało totalnie absurdalnie. Jakim cudem jej matka miałaby zdradzić ojca z jakimś czarownikiem Jujutsu. I to do tego jednym z okrutniejszych tamtej dekady. Jaki miała w tym cel i dlaczego nigdy jej nie powiedziała? To wszystko nie trzymało się kupy. Nastolatka przysiadła na krześle przy biurku, łapiąc się ręką za skroń. Za dużo informacji jak na jeden dzień.
– Czyli ten dziwny przedmiot, który zablokował cios Nanami'ego to była moja własna krew? - spytała powoli, spoglądając przez okno i unikając spojrzeń dwóch mężczyzn.
– Tak... Całe szczęście nikogo więcej nie było na boisku, a Kento i Haibara zgodzili się trzymać buzie na kłódkę, aby cię chronić. - odetchnął dyrektor.
– Chronić mnie? Przed czym? - spytała skołowana, odwracając się w ich kierunku.
– Sachiko, ta technika jest... bardzo niebezpieczna. - odparł spokojnie dyrektor, spoglądając na nią z troską. – W czasach gdy żył klan Nakamura, czarownicy Jujutsu oprócz walki z Klątwami musieli też zmagać się z poczynaniami tego klanu. A byli znani ze swojej okrutności i bezwzględności. Dążyli do władzy absolutnej i zdawali sobie sprawę ze swojej mocy. Wykorzystywali swoją Technikę przeciwko ludziom. Zginęło wtedy mnóstwo osób, zarówno czarowników jak i zwykłych cywili. Do tego w niesamowicie brutalny sposób, krew dosłownie lała się ulicami i spływała do studzienek. Doprowadzili do całkowitej zagłady dwóch rodów czarowników Jujutsu, którzy chcieli ich powstrzymać. Wtedy też ówczesna Rada zebrała się i wspólnymi siłami udało się pokonać klan Nakamura. Ostatni z nich, Naoto, zdołał uciec i ukrywał się gdzieś parę lat. Nikt nie miał pojęcia co się z nim stało, dosłownie zapadł się pod ziemię. Rok po twoich narodzinach, pojawił się i został zabity przez dyrektora siostrzanej szkoły jujutsu w Kioto. Wiele lat zastanawialiśmy się dlaczego z takim spokojem pokazał się, jak gdyby nigdy nic w Kioto, tuż pod okiem Gakuganji'ego. Teraz możemy już wysnuć wniosek, że Nakamura był spokojny, wiedząc że udało mu się dalej przekazać swoje geny i Technikę. - zakończył mężczyzna.
– Na czym tak w zasadzie polega ta Technika? - spytała niespodziewanie dziewczyna, dalej będąc zdezorientowana. Jedynie co, to zdążyła zauważyć, że może modyfikować kształt swojej krwi, która z niej wypływa.
– Jak pewnie sama zauważyłaś, możesz ze swojej krwi formować rożnego rodzaju bronie. Warunkiem jednak jest, że krew musi być stale połączona z hostem, czyli w miejscu gdzie zaczęłaś krwawić tam możesz uformować ten przedmiot i będzie on z tobą w tym miejscu połączony. No i też trzeba wziąć pod uwagę fakt, że jest to mimo wszystko utrata krwi, więc organizm napewno zostanie obciążony. Użytkownik tej Techniki może się nawet nieświadomie zabić przesadzając z wielkością przedmiotu i tracąc za dużą ilość krwi. - zaczął dyrektor.
– Czy przypadkiem nie istnieje już klan posługujący się podobną Techniką? - zapytała Sachiko, przypominając sobie książkę o najbardziej znanych rodach Jujutsu i ich technikach. – Są ze mną w jakiś sposób spokrewnieni w takim razie?
– Chodzi ci pewnie o klan Kamo i tak, jeśli twoim ojcem jest rzeczywiście Naoto Nakamura, to łączą was więzy krwi. Jest jednak drobna różnica między tymi dwoma Technikami. Oni tylko manipulują krwią, mogą z niej tworzyć broń i w przeciwieństwie do przeklętej krwi mogą ją wysyłać na dalsze odległości, bez wymogu połączenia z ciałem. Rozbieżność jest jednak dość znacząca, ponieważ oni przy pomocy przeklętej energii kontrolują krew, a w twoim przypadku krew jest całkowicie nasiąknięta przeklętą energią. Dlatego jest to Technika Przeklętej Krwi. Pomijając aspekt formowania z niej różnorakiej broni, taka krew ma także żrące właściwości, a jeśli zetknie się z ciałem wywołuje powtórny ból, który dezorientuje przeciwnika. Jeśli natomiast jej większa ilość dostanie się do jego ciała, z dużym prawdopodobieństwem oponent umrze w okropnym cierpieniu. Nie ma na tą krew lekarstwa, jest to przekleństwo w czystej postaci.
Zapadła niezręczna cisza. Nastolatka spoglądała to na dyrektora, to na Gojō. Oni natomiast unikali jej wzroku, co utwierdziło ją w przekonaniu, że fakt posiadania przez nią tej Techniki robi im i tak pod górkę. Słysząc co ta krew może wyrządzić, włos jej się na karku zjeżył, to była dosłownie przeklęta Technika. Zapewne ludzie za czasów Nakamury musieli żyć w ciągłym strachu. Co prawda Satoru nie urodził się jeszcze w tamtej dekadzie, ale Masamichi musiał być wtedy nastolatkiem. Na pewno więc dobrze pamiętał te straszne czasy. Podejrzewała, że ludzie odetchnęli z ulgą na wieść o śmierci ostatniego z klanu Przeklętej Krwi, a teraz nagle pojawiła się ona, będąca ucieleśnieniem ich strachu.
– Nie chcę tej Techniki. Mam przecież swoje lisy, one mi wystarczą w walce. Mogę się całkiem jej wyprzeć i z niej nie korzystać. - odparła po chwili namysłu. Na prawdę nie chciała korzystać z tej Techniki, brzydziła się jej przez fakt ile cierpienia musiała ona kiedyś zadać ludziom.
– To nie jest takie proste. - powiedział Gojō, przeczesując włosy z tyłu głowy.
– Sama dziś widziałaś, że ciężko jest zapanować nad swoją Techniką w wyjątkowych sytuacjach. Całe szczęście nikomu nic się nie stało, bo krew poleciała w twoją stronę, nie mogąc zrobić ci krzywdy. - dodał dyrektor
– A co z pielęgniarkami? I Ieiri-san?! Przecież wszystkie moje rany są opatrzone więc musiały mieć styczność z moją krwią! - zawołała po chwili, gdy dotarło do niej, że mogła nieświadomie skrzywdzić innych.
– Krew staje się toksyczna, gdy używasz Techniki, w innym razie jest zwyczajną krwią więc nie musisz się martwić. Twoje oczy zmieniają wtedy barwę na bordową, co również było charakterystyczne dla całego klanu Nakamura i utwierdziło mnie w przekonaniu, że z dużym prawdopodobieństwem jesteś jego córką.
Po raz kolejny tego dnia zapadła nieprzyjemna cisza w pokoju. Nastolatka nie wiedziała co ma ze sobą począć. Odetchnęła z ulgą wiedząc, że nikomu nic większego się nie stało, ale wewnętrznie była załamana. Już myślała, że w końcu udało jej się wrócić w miarę do normalności. Potrafiła całkiem dobrze panować nad ogonami, które były jej największą zmorą. A teraz się jeszcze okazało, że po ich opanowaniu pojawiło się kolejne przekleństwo, możliwe że jeszcze gorsze niż lisy. One też mogły bez problemu skrzywdzić innych, ale były rozumnymi istotami, a co miała zrobić ze swoją własną krwią? Do tego najprawdopodniej ojciec, którego do tej pory uważała za rodziciela, tak naprawdę nim nie był. Okazywało się natomiast, że w jej ciele płynie krew wyrachowanego mordercy...
– Muszę zbierać się do pracy. Gojō zostawiam ją w twoich rękach. Pamiętaj o naszej rozmowie.
Sachiko nawet nie słuchała dokładnie tego co mówi dyrektor. Pożegnał się z nią i białowłosym, zamykając za sobą drzwi. Ona nawet nie drgnęła. Siedziała sparaliżowana na krześle, nie mając kompletnie pojęcia co ma ze sobą zrobić. Nie rozumiała czemu co chwile obrywało jej się od losu. Dlaczego jej życie musiało być od samego początku takie niesprawiedliwe. Dodatkowo, gdy myślała że uporała się z jednym problemem, pojawiał się kolejny.
– Hej, wszystko gra? - usłyszała po chwili łagodny głos białowłosego.
– Mhm... - mruknęła smutno, przenosząc powoli spojrzenie na chłopaka.
– Chcesz o tym pogadać?
– Nie ma o czym roz... - urwała w pół zdania, gdy dostrzegła nierozwinięty bandaż na jego biurku. – Dlaczego dalej nie owinąłeś sobie żeber? - spytała z wyrzutem.
– Tak jakoś wyszło. - wymamrotał, przewracając oczami.
– Satoru... - jęknęła, opuszczając bezradnie ręce. – Mam już wystarczająco zmartwień na głowie. Nie każ mi się jeszcze martwić o ciebie.
– Ej! To ja tu jestem starszy i to ty jesteś pod moją opieką. Jeśli ktoś ma się zamartwiać to ja. - powiedział stanowczo.
– Co z tego, że jesteś starszy, jak momentami dziecinniejszy? - mruknęła pod nosem, wyczuwając w głębi, że zirytuje tymi słowami chłopaka.
Tak jak się spodziewała ten momentalnie rzucił jej pełne wyrzutu spojrzenie sponad okularów, piorunując ją błękitem swoich tęczówek. Sachiko miała ochotę prychnąć, ale widząc zacięty wyraz twarzy Gojō, zachowała ciszę. Mierzyli się się tak wzrokiem, tocząc niemą walkę. Mimo że jego lazurowe tęczówki wręcz przeszywały ją na wskroś, starała się jak najdłużej utrzymać to spojrzenie. Dostrzegła jak mięśnie przy jego żuchwie napinają się, przez zaciśnięcie zębów. Patrzył na nią zdecydowanie, jakby chcąc jej udowodnić, że to ona jest w błędzie. Podejrzewała, że tym razem chłopak się nie ugnie i nie da za wygraną, inaczej ucierpiałby na tym jego autorytet nauczycielski. Gdy po kilku minutach nie mogła już wytrzymać siły jego spojrzenia, opuściła wzrok na dłonie ułożone na udach. Westchnęła cicho, czując na sobie jego palące spojrzenie i zaczęła palcami nerwowo wystukiwać jakiś rytm o kolano.
– Sachi, na prawdę nie musisz się o nic martwić. - odparł po chwili spokojniejszym tonem, przez co dziewczyna odważyła się podnieść na niego wzrok. – Nikt z Rady nie dowie się o twojej nowej Technice. Pomogę ci nad nią zapanować, tak samo jak to było z lisami i wszystko wróci do normy. - dodał, uśmiechając się do niej pogodnie, jakby chcąc zapewnić że wszystko będzie dobrze.
Sachiko jednak tak nie uważała, czuła że to wszystko zaczyna ją przerastać. Nie chciała jednak znowu robić nieprzyjemnej atmosfery, więc tylko odwzajemniła uśmiech, zachowując dla siebie rozterki i obawy. Znowu jej wzrok skierował się na bandaż na biurku. Niewiele myśląc wstała i wzięła przedmiot do ręki, a następnie usiadła obok Gojō na łóżku. Gestem nakazała mu ściągnąć koszulkę, na co ten zachichotał szelmowsko.
– Nie za szybko? Może najpierw zaproś mnie na randkę, czy coś. - odparł, zaczepnie mrugając do niej i łapiąc dolny materiał koszuli.
Sachiko miała ochotę przewrócić oczami, chociaż jeden z nich tryskał dobrym humorem. Z cichą satysfakcją obserwowała jak chłopak męczy się ze ściągnięciem ubrania. Każdy ruch sprawiał, że syk bólu opuszczał jego usta.
– Ty mała sadystko. Widzę, że bawi cię moje cierpienie. - dodał, gdy w końcu udało mu się pozbyć górnej części ubrania.
– Nawet nie wiesz jak bardzo. - odparła, uśmiechając się upiornie.
Uśmieszek jednak szybko zszedł jej z twarzy gdy wzrok spoczął na torsie chłopaka. Jej myśli zdecydowanie powędrowały za daleko i wypełniły umysł niestosowanymi obrazami. Dotarło do niej, że od kilkunastu sekund siedzi w bezruchu, wpatrzona w jedno miejsce na ciele chłopaka z przygotowanym w rękach bandażem. Usłyszała ciche parsknięcie przez co zwróciła spojrzenie nieznacznie do góry, krzyżując swój wzrok z Gojō. Wyglądał na całkiem rozbawionego, czego nie można było powiedzieć o nastolatce. Dlaczego tak bardzo uparła się, żeby mu ten bandaż założyć... Jakby gamoniowi się źle zrosły kości i musiałby je na nowo łamać, to może czegoś by się w końcu nauczył.
Chrząknęła cicho, po czym na nowo skierowała wzrok na klatkę piersiową chłopaka i wybadała gdzie znajduje się złamane żebro. Dotychczas jasną skórę, w tym miejscu pokrywał spory, krwisto-bordowy siniak. Zaczęła powoli owijać bandażem tors białowłosego, starając się ignorować jego podśmiechiwanie i perfidny wzrok, który śledził każdy jej ruch. Za każdym razem, gdy musiała zawinąć materiał za jego placami, jej ciało praktycznie przytulało się do jego klatki piersiowej.
Chłopak widząc jej niezdarne poczynania, kwitował je cichym parsknięciem, a jego oddech przy tym łaskotał policzki dziewczyny, które z jakiegoś powodu zaczynały przybierać barwę dojrzałego pomidora. Sachiko dziękowała w duchu, że jest dość ciemno w pokoju, ale też nie ukrywała, że bliskość chłopaka nieznacznie mąci jej w głowie. To było zupełnie co innego niż trening, gdzie też poniekąd ich ciała się co chwile stykały. Jednak wtedy, to wszystko było na potrzeby walki, a teraz siedzieli całkiem sami w pokoju. Dodatkowo jej spaczony umysł jakby specjalnie podsyłał jej teraz nieprzyzwoite myśli, które wywoływały w niej dodatkowe zmieszanie. Zdecydowanie nie pomagał też fakt, że chłopak siedział pół nago i był wyraźnie zadowolony z faktu, iż wprawia nastolatkę w zakłopotanie.
Na szczęście Yoshikawie udało się sprawnie w kilka minut uwinąć z bandażowaniem, dzięki czemu mogła odsunąć się od chłopaka i spojrzeć na swoje dzieło. Całkiem dobrze jej poszło, uczyła się bandażować na lekcjach, jak jeszcze chodziła do szkoły w swojej wiosce. Satoru również spojrzał na dół i pochwalił nastolatkę, po czym usiadł głębiej na łóżku, opierając się o jego ramę i sięgnął pod poduszkę po pilot od telewizora.
Gojō był tym szczęściarzem, że posiadał spory telewizor w swoim pokoju na przeciwko łóżka. Sachiko mu tego cholernie zazdrościła i czasem wpadała na wspólne oglądanie seriali. Tym razem jednak niezbyt miała na to ochotę, więc widząc chłopaka odpalającego platformę z filmami, wstała z łóżka z zamiarem powrotu do swojego pokoju. Niespodziewanie poczuła mocne pociągnięcie do tyłu i wylądowała z powrotem na łóżku, o mało nie robiąc przy tym fikołka.
– A ty dokąd? Muszę się dowiedzieć czy Erick w końcu zabił Jennice, czy to była jej pokojówka. - zaczął opowiadać o serialu kryminalnym, który oglądali od jakiegoś czasu. Nastolatka poprawiła się i wygodnie usadowiła na materacu obok Gojō. Aktualnie była już tak wypruta psychicznie, że nawet straciła resztki swojej asertywności i od razu dała się namówić na oglądanie serialu.
– Stawiam na Erica, większość mężczyzn to zdradzieckie... - urwała w pół słowa, gdy chłopak objął ją swoim ramieniem i zakrył dłonią usta, uniemożliwiając jej dalsze wyrażanie swojej dosadnej opinii.
– Ciii, oglądamy. - odparł, uśmiechając się szelmowsko w jej stronę. Odsunął jednak momentalnie rękę i syknął przez zęby, gdy ta ugryzła go w palce.
***
Nie zdażyło minąć nawet pół godziny, gdy białowłosa zasnęła, opierając się policzkiem o bark chłopaka. Satoru widząc to parsknął cichym śmiechem, po czym zatrzymał film. Musiała być na prawdę padnięta po dzisiejszym dniu, czym w sumie się nie dziwił. Nie codziennie człowiek dowiaduje się o swojej nowej, zabójczej Technice oraz ojcu, który był czołowym mordercą w Japonii.
Chłopak obniżył się powoli do pozycji pół leżącej, a następnie ramieniem przygarnął do siebie dziewczynę, tak że położyła się na jego piersi. Musiał tak zrobić, gdyż gdyby zasnęła w takiej pozycji gdzie kark był nienaturalnie wygięty na bok, to pewnie nazajutrz miałaby problem z poruszaniem głową. O dziwo nawet się nie obudziła, a przynajmniej tak mu się wydawało do momentu gdy nie zaczęła coś mamrotać przez sen i się poruszać. Satoru wstrzymał wtedy na chwilę oddech, jednak Yoshikawa jedynie wygodniej ułożyła głowę na jego barku.
Nie chciało mu się jeszcze spać. Nigdy by się jej do tego nie przyznał, ale też zastanawiał go fakt, co dalej zrobić z tym nieciekawym fantem. Przerzucał więc bezmyślnie po spisie filmów i seriali, ale żaden go jakoś szczególnie nie zachęcił. W końcu włączył pierwszy lepszy, żeby tylko pozbyć się plątaniny myśli i móc czymś zająć umysł. Na niewiele się to jednak zdało, bo jego mózg i tak dalej zaczynał szukać jakiś nowych rozwiązań i pomysłów, przestając skupiać się na fabule.
W tej samej chwili Sachiko znowu się przebudziła, na co Satoru ściszył nieznacznie telewizor. Nastolatka wyciągnęła jednak tylko rękę spod swojego ciała i położyła ją na jego klatce piersiowej koło swojej twarzy, mocniej się w niego wtulając. Coś tam mamrotała przez sen, ale białowłosy nie mógł dosłyszeć żadnych konkretnych słów. Westchnął cicho, przecierając wolną ręką twarz, a drugą przenosząc na jej głowę. Zaczął powoli gładzić ją włosach, jednocześnie co jakiś czas bawiąc się pojedynczymi kosmykami. Jego umysł znowu zaczął dokładnie wszystko analizować, ale nie potrafił wymyśleć niczego sensownego. W końcu warknął cicho z irytacji, przenosząc spojrzenie w stronę okna. Zrobiło się już ciemno i nie miał pojęcia, która jest godzina. Po raz ostatni zerknął na nastolatkę, która spokojnie spała w jego ramionach.
– Powiedz mi, co ja mam z tobą zrobić... - szepnął cicho, spoglądając tępo w sufit.
Przepraszam za tak długą nieobecność! Choroba i nauka mnie tak trochę opóźniły :<
~3070 słów~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top