Cup of tea

Posiadanie ładnej twarzy wiąże się z wieloma rzeczami. Dobrze jest być ładnym i podobać się innym, jednak do trwa do jakiegoś czasu. Do czasu, kiedy nie chodzą za tobą i nie męczą cię, z każdej możliwej strony. Szczególnie, kiedy w szkole niestety jest więcej mężczyzn a ty jesteś piękną dziewczyną. Albo po prostu mną.

Wiele osób powtarzało mi już od gimnazjum jaką to mam niepowtarzalną urodę. Jaka to nie jestem piękna. Przecież mam w domu lustro i wiem, że perfekcyjnie wyglądam. To męczące, kiedy słyszy się to od tylu osób. Czuję się wtedy jak jakaś celebrytka, otoczona przez wianuszek fanów. A odkąd przeprowadziłam się z Daegu do Seulu dopiero się zaczęło. Przeprowadziłam się w wakacje, tuż przed rozpoczęciem liceum. Ścięłam włosy nad ramiona i poprawiłam trochę stan mojej grzywki, by była gęstsza. Mundurki w Seulu były o wiele ładniejsze niż te w moim rodzinnym mieście. Czarne getry, czarna układana spódniczka, sweterek w dość dziwnym kolorze, ale na mnie wyglądał perfekcyjnie. Wybrałam się do szkoły o sportowym kierunku, ponieważ od dziecka uwielbiałam grać w koszykówkę, czasami nawet w siatkówkę. Od dziecka byłam energiczna i nie bałam ubrudzić sukienki, jak inne dziewczynki. Byłam jedynaczką, przez co ludzie mówili, że jestem rozpieszczona. A tego nie dało się ukryć i ja sama nie udawałam. Mówiłam zawsze to co ślina na język mi przyniosła, lubiłam być lepsza od innych. Miałam pewnego rodzaju parcie na szkło, ale uważałam to za swoją motywację. Nie bez powodu wygrywałam różnego rodzaju konkursy i miałam zawsze dobre oceny. Akurat to parcie było jak dla mnie moim atutem.

Chodzenie do szkoły czasami było naprawdę męczące. Nie chodziło tutaj wcale o zajęcia z wfu, których było od groma, czy zajęć do późnych godzin. Mnóstwo chłopaków oglądało się za mną dzień w dzień i zaczepiało z jakimś żałosnymi tekstami, wziętych z Internetu. To było powodem tego cholernego ciężaru. Dziewczyny, których raczej za dużo nie było ze względu na profil sportowy, były o mnie cholernie zazdrosne. Ale co się dziwić? Żadna z nich nie miała tylu adoratorów co ja. Za żadną nie latali z wywieszonymi językami, jak za mną. Sprawiało mi satysfakcję patrzenie na ich zazdrosne miny. Czułam się wtedy lepsza. Chociaż wiadomo było, że i tak byłam lepsza od nich wszystkich razem wziętych. Moja arogancja nie pozwalała mi dopuścić do myśli, że któraś z tych wywłok mogłaby być lepsza ode mnie.

Jednak były takie osoby, które potrafiły mnie sprowadzić na ziemię i sprawić, że byłam zupełnie inną osobą. Mimo że obracałam się między mężczyznami (a raczej zwykłymi szczeniakami) to wcale mnie nie interesowali. Tak samo nie interesowały mnie dziewczyny. Zdecydowanie wolałam dojrzałe kobiety. W ich towarzystwie czułam się naprawdę dobrze, bo wiedziałam, że są one doświadczone, wiedzą o wiele więcej niż osoby w moim wieku. Nie przeszkadzała mi różnica wieku w związku, po prostu chciałam poczuć się doceniona w objęciach kogoś dojrzałego. Jednak ten aspekt bardzo mi przeszkadzał w szkole. Cały czas musiałam sobie powtarzać, żeby przypadkiem nie zakochać się w jakiejś nauczyciele. Było to cholernie trudne, bo kobiety tutaj były niczego sobie. Jednak trzymałam się w garści przez te ponad dwa lata. Nie mniej czułam, że podczas lekcji z kobietami wyciszam się i skupiam się bardziej na wykładzie. Że jestem bardziej aktywna i starannie odpowiadam na pytania, a na testach dostawałam najwyższe wyniki. Po prostu już taka byłam. Nie wiedziałam dlaczego tak jest, ale nie kłopotałam się tym. Miałam inne problemy na głowie.

- YoonJi - usłyszałam za swoim lewym ramieniem, kiedy spokojnie siedziałam na przerwie i słuchałam muzyki.

Stał tam jeden chłopak, kojarzyłam go z widzenia. Chodził prawdopodobnie do pierwszej klasy, więc nie wiedział pewnie gdzie jest jego miejsce. Nosił okulary w grubszych oprawkach, był wysoki, nawet przystojny, gdyby tak zamknąć oczy. Bodajże nazywał się Taehyung, ale co do tego nie miałam pewności. Nie obchodziło mnie to. Spojrzałam się na niego chłodno, oczekując, że cokolwiek z siebie wydusi. Stał jak ten kołek, a ja nie miałam zamiaru tracić swojej przerwy na niego.

- Czego chcesz? Nie widzisz, że jestem zajęta? - warknęłam.

- Przepraszam, że ci przeszkadzam - zmieszał się. Prychnęłam pod nosem na jego zachowanie. Jak facet może być tak nieśmiały, ugh. - Chciałem po prostu ci to dać...

Wyciągnął ręce w moją stronę z jakimś białym pudełeczkiem, obwiązanym różową wstążką. Uniosłam brew do góry. Czyli kolejny dupek, który próbował się przypodobać. Dzień jak co dzień. Żadna nowość, już nawet mnie to nie ruszało.

- Myślisz, że ten prezent jest coś wart? - spojrzałam się na niego, prosto w oczy. Ten zaczął uciekać wzrokiem. Widać, że się mnie bał. Wstydził się tego co robił. Każdy doskonale wiedział jaka jestem. I że nigdy nie przyjmuję prezentów. Najwidoczniej kogoś musiałam sprowadzić do parteru.

- N-no cóż.. W-w środku.. - zaczął, a ja wstałam z krzesełka, biorąc od niego pudełeczko.

- Jest zwykłym śmieciem, tak samo, jak ty - podeszłam do kosza i po prostu wrzuciłam to na oczach wszystkich.

W sali zrobił się gwar, można było usłyszeć tylko jednogłośne "uuuu" od osób, które to widziały. Zarzuciłam tylko włosami i wyszłam z pomieszczenia. Miałam dość tego wszystkiego. Byli tacy żałośni. Naprawdę myśleli, że kiedykolwiek przyjmę od nich jakiś prezent? Kiedy za każdym razem wywalam je do śmieci to niczego ich nie uczyło? Jakim trzeba być bezmózgiem i robić to dalej? Mieli nadzieję, że w końcu się złamię? Ohhh, nie doczekanie. Jestem Min YoonJi, ja nigdy nie ulegnę facetowi.

- Hej ty - usłyszałam ponownie za sobą, kiedy byłam w toalecie, żeby przemyć twarz. Moja skóra była naturalnie piękna, więc nie używałam kosmetyków. Co najwyżej trochę podkładu. Tylko na wyjątkowe wieczory malowałam oczy. I tylko dla tej wyjątkowej osoby.

Spojrzałam się w lusterko, patrząc na jakąś dziewczynę. Miała długie, brązowe włosy, lekko upięte. Raczej niczym się nie wyróżniała. Mundurek takie jak wszystkie, twarz pospolita z lekkim, brzoskwiniowym makijażem. Na ramieniu miała przewieszony różowy plecak z zawieszką króliczka. Uniosłam brew do góry.

- Kim ty jesteś, żeby mówić do mnie takim tonem? - prychnęłam, obracając się w jej stronę.

- Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego wyrzuciłaś prezent od Taehyunga? - widać, że się w niej gotowało. Oparłam się pośladkami o zlew.

- Nawet nie wiem kim on jest i daje mi jakieś prezenciki. Uważasz to za normalne?

- Postarał się dla ciebie! - zaczęła go bronić. - Długo się zbierał, żeby ci go dać, a ty go potraktowałaś w taki sposób! - oburzyła się.

- Bo się popłaczę - zaśmiałam się wrednie. - Laska, nie rzucaj się na mnie, bo może źle się to skończyć. Jeżeli tak bardzo cię to oburzyło to możesz wyciągnąć ten prezent ze śmieci i go sobie wziąć - wzruszyłam ramionami. - Jakby się postarał bardziej to by wiedział, że nie przyjmuję prezentów. Żadnych prezentów, a tym bardziej od obcych ludzi, którzy się nie przedstawiają - mruknęłam znudzona.

Nie chciało mi się nawet dyskutować z tą dziewczyną, więc po prostu ją wyminęłam i wróciłam do sali. Jeszcze odprawiała za mną jakiś monolog, ale nie obchodziło mnie to. Przerwa się już kończyła, a miała być właśnie lekcja z moją ulubioną nauczycielką. Musiałam się przygotować.

Osoby, które patrzyły na mnie z boku mogły sobie myśleć, że jestem zwykłą egoistką, zapatrzoną w siebie. Że oprócz mnie nikt się więcej nie liczy, dlatego też nie mam przyjaciół. Tak właśnie pewnie sporo osób mnie postrzegało i miało podobne zdanie. Prawda była taka, że od zawsze bałam się innych, pokazywania tego, jaka naprawdę jestem. Miałam cięty język, by ukryć swoje słabości oraz, żeby nie pokazywać jak bardzo krzywdzą mnie opinie innych. Arogancja i chamskość były moją bronią przed tym wszystkim. Kiedy nikt nie patrzył potrafiłam płakać, uśmiechać się czule. Dla niektórych mogłoby to być nienaturalne, dziwne. W końcu Min YoonJi byłaby w stanie uronić jakiekolwiek łzy czy zdobyć się na miły uśmiech? Ale... kto w tych czasach chce pokazywać swoje słabości? Kiedy płaczesz inni widzą w tobie ofiarę, kogoś na kim można się wyżyć. Ja nie zamierzałam być ofiarą. Byłam zbyt silna na takie rzeczy i wolałam być postrzegana jako "dziewczyna o lodowatym sercu". Swoje emocje, które urywałam na co dzień przelewałam na muzykę.

Często brakowało mi osoby, z którą mogłabym porozmawiać. Rodziców ciągle nie było w domu, rodzeństwa nie miałam, a w nikim nigdy nie widziałam przyjaciela czy przyjaciółki. Dlatego też szukając sposobu na samotność zaczęłam pisać piosenki, a przyjacielem stało się białe, spore pianino. Rodzice kupili mi je, gdy miałam z trzynaście lat w ramach prezentu. Pamiętam, jak pierwszy raz usiadłam przy pianinie w szkole, na zajęciach z muzyki. Instrument od razu mnie oczarował, więc kiedy zapytali się mnie co chcę dostać na urodziny powiedziałam, że białe pianino. Po sześciu latach dalej świetnie się sprawowało, wyglądało, jak nowe. Dbałam o nie bardziej niż o swoją twarz przy porannym rytuale. Uwielbiałam, kiedy wypełniało głuchą ciszę w sporym domu. To zawsze dziwnie mnie uspakajało i sprawiało, że kąciki moich ust unosiły się ku górze. Nie skłamałabym, gdybym powiedziała, że właśnie to było moją pierwszą prawdziwą miłością.

W szkole przy wyborze zajęć dodatkowych wzięłam zajęcia muzyczne. W liceum nie było już muzyki czy plastyki, ale zajęcia funkcjonowały, mimo że była to szkoła stricte sportowa. Nie mniej uwielbiałam te zajęcia i nigdy nie narzekałam, jak pozostali. Prowadził je trzydziestoletni nauczyciel z naszej szkoły. Był wysoki, dość przystojny chociaż nie w moim guście. Mogłam trochę się poduczyć, bo dawał sporo wskazówek. Wykorzystywałam dobrze czas po szkole. W myślach się śmiałam, że łączyłam sport i muzykę w jedno. Jednak te dwie rzeczy sprawiały mi satysfakcję. W obu mogłam przelać swoje emocje. Na boisku kopiąc czy rzucając piłkę, biegając by wyrzucić z siebie złe emocje. Poprzez pisanie tekstów, śpiewanie mogłam wyrzucić smutki, swoją frustrację na ludzi, którzy mnie otaczali. Kiedy łączyłam te dwie rzeczy, czułam się "czysta" emocjonalnie.

Szkoła miała to do siebie, że często mieliśmy zajęcia z wychowania fizycznego, praktycznie codziennie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że musiałam przebywać z tą dziczą w jednej hali, czy na boisku. Byłam jedną z pięciu dziewczyn z mojej grupy, bo wybrałyśmy akurat gry drużynowe. Reszta poszła na jakiś fitness, zumbę, inne takie rzeczy. Chłopcy ciągle mnie zaczepiali, rzucali głupie teksty czy popisywali się, jakby w ogóle mieli czym. W końcu było wielu lepszych od nich i jakiś nie musieli się oni popisywać przed innymi. Robili to co lubili, a nie dla takiej błazenady. Dalej nie mogłam zrozumieć dlaczego się tak na mnie uwzięli i nie odpuszczali. Że co? Jak bardziej niedostępna to podsyca (podnieca?) ich bardziej do walki o tego kogoś? Najwidoczniej to nie był mój poziom intelektualny, by zrozumieć takie zachowanie. Zdecydowanie zbyt niski ten poziom.

W czwartki męczyło mnie to, że ostatnie dwie godziny to ten głupi wf. Nie dość, że lekcje do godziny osiemnastej to jeszcze kończyć dzień śmierdząc, jak niewyprane skarpetki. Najwidoczniej chłopakom nie przeszkadzał ten odór, bo szybko ulatniali się z szatni. Z dziewczyn to ja wychodziłam zawsze ostatnia. To nie tak, że wolno się przebierałam. Nie potrafiłam przy innych zdjąć ubrań, co mogło brzmieć głupio. Kobiece ciało nie było dla mnie nowością, w końcu fascynowało mnie bardziej niż te męskie. Natomiast bałam się, że reszta dziewczyn będzie mnie oceniać. Lubiłam swoje ciało, było dla mnie idealne. Biust miałam spory, raczej większy niż pozostałych dziewczyny, a czarna koronkowa bielizna leżała na mnie idealnie. Wystające obojczyki stanowiły perfekcyjne miejsce do pieszczot. Uwielbiałam swoją talię, miała idealne wcięcie (jakby dopasowane do obejmowania). Kochałam swoje nogi - spódniczki czy sukienki mogłam zakładać bez problemu i niejedna mi zazdrościła tych nóg. Moja skóra była mleczna, przez co wydawała się być delikatna, wręcz porcelanowa. Ale nigdy nie gardziłam przyozdobieniem jej drobnymi, malinowymi śladami. Byłam jednak zdania, że moje ciało może podziwiać tylko to jedna osoba. Ta osoba, która by odpowiednio zajęła się tym ciałem. Która by podziwiała je i dotykała, nawet bez pozwolenia. Dlatego cierpliwie czekałam, aż te się zbiorą, a sama szybko się przebierałam by móc zdarzyć na szybszy autobus.

Był jeden czwartek, kiedy wszyscy wyjątkowo się zebrali. Korytarz był pusty, z przebieralni chłopaków nie było słychać śmiechów. To było dziwne, ale nie myśląc o tym za wiele po prostu ruszyłam przed siebie. Serce mi prawie stanęło, kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstek. Myślałam, że jestem sama na korytarzu. Obejrzałam się szybko za siebie, patrząc na wysokiego chłopaka. Był nim Jeon Jungkook - chłopak z mojej grupy, lider drużyny piłkarskiej. Zawsze nazywali go królikiem, przez jego charakterystyczny zgryz. Miał spore oczy, nieraz nasłuchałam się, jakie ma idealne ciało. Nie dość, że wyrzeźbione, to talię miał lepszą niż niejedna dziewczyna. Z pewnością nie lepszą niż moja.

- Co ty wyprawiasz? Chcesz, żebym zawału dostała!? - odpalam oburzona, a ten bez odpowiedzi pociągnął mnie za sobą.

Miejscem, do którego mnie zaciągnął była szatnia pierwszaków, gdzie mieli swoje szafki. Zmarszczyłam brwi, kiedy oparł mnie o zimną ścianę i uwiesił się nade mną. Był wysoki, więc moja twarz mogłaby spokojnie się wtulić w jego klatkę piersiową. Był tak blisko, że czułam jego mocne perfumy. Skrzywiłam się, bo nienawidziłam męskich perfum. Miały za intensywny zapach, odrzucało mnie to.

- Co ty robisz!? Oszalałeś do reszty? - spojrzałam się w jego kasztanowe oczy.

- Oszaleć to ja mogę przez ciebie - zagryzł wargę. - Przestań taka być, YoonJi - mruknął a mi się zrobiło niedobrze. - Nie męczy cię to ciągle odpychanie? Nie lepiej się z kim umówić i mieć spokój? - zniżył głos, a ja wiedziałam w jakim celu. Nie ze mną takie numery.

- Z kimś czyli z tobą? - prychnęłam, odtrącając jego rękę, kiedy próbował bawić się moimi włosami.

- Hmmmm, no na przykład - uśmiechnął się cwaniacko. - Nikt by się lepiej nie zajął tak, jak ja - podgryzł znowu wargę.

Słyszałam o nim dość sporo. Chciał zawsze być najlepszy i pokazywał, że potrafi zrobić to czego nawet nigdy nie próbował. Lubił być w centrum uwagi, a dziewczyny za nim latały, oślepione jego „urokiem". Dodatkowo był kapitanem, więc adoratorek miał tyle co ja.

- Nie jesteś w moim typie. Zajmij się lepiej swoimi cherleeaderkami. Pewnie nie byłyby zadowolone, że mnie nękasz - odepchnęłam go, a ten odsunął się ode mnie na krok.

- Nie w twoim typie? - uniósł brew do góry. Doskonale wiedziałam, że pewnie teraz najechałam na jego pieprzone ego. - A może ty po prostu lubisz dziewczyny? - miałam ochotę mu przyłożyć w twarz, ale nie chciałam mieć obniżonego zachowania przez jakiegoś dupka.

Równie dobrze mogłabym powiedzieć, że jestem lesbijką. W końcu to nie jest jakaś choroba, a ja bym się w końcu uwolniła od tych wszystkich męczących facetów. Z drugiej strony cholernie się bałam, że z tej adoracji stanę się obiektem obelg i nienawiści. Ludzie mają ogromny problem z akceptowaniem „inności". Tym bardziej w Korei, gdzie homoseksualizm nie był miło przyjmowany. Do tego dochodziło męskie ego - jak mogłabym lizać się z kobietą? Mniejsza o orientację, nawet nie chciałam wiedzieć co by się działo, gdyby dowiedzieli się o moich preferencjach co do partnerki...

- A nawet jeśli to co? Zabolałoby was to, huh? Min YoonJi całująca się z dziewczyną, a nie z wami wszystkimi - zaśmiałam się, zakładając ciemne kosmyki za ucho. - Twój brzydki ryj nawet nie ma prawa konkurować z płcią piękną. Lusterka nie masz w domu? Naprawdę myślisz, że któraś by cię zechciała? Te królicze zęby, popisywanie się przed wszystkimi. Zachowujesz się, jak jakiś bachor, a nie dorosły facet - prychnęłam kpiąco. - Nawet kijem bym cię nie tknęła - poprawiłam swój plecak na ramieniu. Spojrzałam się na niego chłodno, jakbym chciała go zabić. - Jeszcze raz mnie dotkniesz albo spojrzysz w moją stronę to obiecuję, że własna matka cię nie pozna - zagroziłam mu.

Wyminęłam go, żeby wrócić do domu. Nie zamierzałam się z nim dłużej użerać. I tak straciłam wystarczająco dużo czasu. Mój autobus odjechał, więc musiałam czekać ponad dwadzieścia minut na następny. Nie zdążyłam wyjść nawet z szatni, kiedy poczułam mocny uścisk na tym samym nadgarstku co wcześniej. Zaraz po tym mnie szarpnął i zmienił wyraz twarzy.

- Nie wiesz co tracisz, YoonJi. Nie bądź już taka niedostępna i opryskliwa. Daj mi szansę pokazać, że z nikim innym nie będzie ci tak dobrze i przyjemnie, jak ze mną. Zajmę się tobą odpowiednio. Zadbam o ciebie.

Spojrzałam się mu w oczy delikatnie przestraszona. Obrzydliwie podgryzał wargę i patrzył na mnie w dziwny sposób. Spuściłam wzrok na swoje buty na delikatnym podwyższeniu. Kupiłam je niedawno, były śliczne i akurat w moim rozmiarze, więc bez zastanowienia je wzięłam. Nigdy nie pomyślałabym, że będą w tym momencie moją bronią. Wpiłam niewielki obcas w stopę chłopaka (a była ona spora). Ten mnie puścił i zaczął kląć gorzej niż ja. Ja korzystając z okazji szybko wybiegłam z szatni, zaraz po tym z budynku. Wsiadłam w pierwszy lepszy bus, bojąc się, że będzie chciał mnie złapać i zemścić się na mnie. Ale jeżeli myślał, że tego nie zgłoszę to grubo się mylił. Jungkook trafił na sam czubek mojej czarnej listy, a serce waliło mi jak oszalałe. Jeszcze chwila i by mnie zgwałcił, albo cokolwiek innego. Zaczęłam się bać o siebie. W końcu nie wiem komu co wpadnie do głowy.

Przez zachowania takie, jak prezentował Jungkook czułam wstręt do mężczyzn. Czasami się też ich bałam. Byli silniejsi, mogliby spokojnie zrobić mi krzywdę. Co jeśli nie dałabym rady się wyrwać? Nie byłam jakoś wysoka (w większości byłam jakieś dziesięć centymetrów niższa od reszty), ani wyjątkowo silna. Różne rzeczy siedziały w głowach mężczyzn, a ja nawet nie próbowałam dociekać o czym myśleli.

Po powrocie do domu rzuciłam się na swoje spore łóżko i wybuchnęłam płaczem w poduszkę. Zauważyłam, że dość często płakałam w ostatnim czasie. Może dlatego, że nie miałam nikogo kto by mnie przytulił i po prostu powiedział, że będzie dobrze? Że jestem bezpieczna i nie mam o co się martwić? Nie miałam siły na szukanie takiej osoby, a rodziców nie chciałam w to mieszać. Bałam się w sumie, że ta błogość mogłaby potrwać tylko chwilę i ponownie ktoś mnie zrani. Po dwóch nieudanych związkach nie potrafiłam się przełamać i wdać się w bliższą relację. Próbowałam znaleźć jakieś lekarstwo dla siebie, bo muzyka nie działała już nawet tak samo.

Westchnęłam męczeńsko, poprawiając włosy, które nie chciały się tego poranka układać. Spojrzałam się na swoje odbicie i przejechałam po swoich wargach różowym błyszczykiem, który uwielbiałam. Nie spieszyło mi się do szkoły, nawet nie chciało mi się wstawać, a obudziłam się dwadzieścia minut przed budzikiem. Gdyby nie ważny egzamin to po prostu bym nie poszła i została w domu, pewnie śpiąc pół dnia. Nie chciałam jednak zawalać żadnych egzaminów, w końcu był to ostatni rok.

O dziwo rodzice byli częściej w domu co było dla mnie nowością. Zawsze spędzali tyle czasu w pracy, że nie mieli w ogóle czasu siedzieć w domu. Byli prędzej gośćmi we własnym domu.

- Cześć mamo - mruknęłam w przywitaniu, odkładając swój czerwony plecak pod ścianę. Weszłam do kuchni jeszcze zaspana, rozglądając się po pomieszczeniu. Ojciec pewnie już pojechał do pracy.

- Dzień dobry - miała dobry humor, bo uśmiechnęła się, całując mnie w policzek. - Kończę robić śniadanie, więc usiądź do stołu.

- Co to za święto, że robisz śniadanie? - spojrzałam się na nią i zajęłam miejsce przy stole.

Spoglądałam na nią, kiedy kręciła się po kuchni. Miała krótkie, czarne włosy, jak ja. Ubrana była w granatową sukienkę, podkreślającą jej talię, a na nadgarstku widniała bransoletka, którą dostała od ojca na urodziny. Miała taką samą alabastrową skórę i zgrabny nosek. Usta miała pomalowane delikatną pomadką. Wyglądała naprawdę pięknie. Gdyby nie była moją mamą to... YoonJi, przestań! Upomniałam sama siebie w myślach, poprawiając spódniczkę od mundurka.

- A czy musi być okazja? - zaśmiała się pod nosem i postawiła przede mną talerzyk z grzankami. Na drugim talerzu były różnego rodzaju dodatki, takie jak plasterki szynki, pokrojony ogórek czy pomidor.

Podziękowałam jej i zaczęłam jeść. Miałam jeszcze czas, więc dalej niespecjalnie się spieszyłam. Wzięłam i nałożyłam sobie na grzankę z serem dodatki, dodając trochę keczupu. Pyszności! Mama potrafiła dobrze gotować, chociaż nie robiła tego często. W końcu praca pochłaniała ją i jej czas, praktycznie życie. To trochę smutne, ale nie mogłam nic na to poradzić. Wiedziałam, że to lubią, poza tym chcą zapewnić mi wszystko. Kochałam ich, oni mnie również, dlatego nie chciałam ich martwić tymi incydentami w szkole. O moich upodobaniach też nie wiedzieli. Bałabym się, jakby zareagowali na o wiele starszą kobietę przy moim boku. Miałam świadomość tego, że kiedyś i tak będę musiała im powiedzieć.

Kobieta usiadła naprzeciwko mnie i upiła trochę kawy z białego kubka. Spojrzała się na mnie ciepło, odstawiając kubek. Dalej jednak trzymała porcelanowe ucho.

- Kochanie - zaczęła, a ja się spojrzałam z powrotem na nią. Delikatnie zmarszczyłam czoło. - Mieliśmy ci to powiedzieć z tatą, ale nie wiem czy damy radę. Praca, szkoła, rzadko się zdarza, że jesteśmy całą trójką w domu - westchnęła cicho, a ja się delikatnie wyprostowałam.

- Rozwodzicie się? - wypaliłam, a mama wybuchła śmiechem. Zaczęła w taki sposób, że zaczęłam się martwić.

- Nie, nie - pokręciła głową. - Za niedługo się wyprowadzamy. Znalazłam śliczny dom, powinien ci się spodobać! - rozchyliłam usta w zdziwieniu, odkładając grzankę na talerzyk.

- Jak to się przeprowadzamy..?

- Umowa najmu kończy się za niedługo, a z tatą stwierdziliśmy, że nie będziemy jej przedłużać. Nowy dom jest większy, ma śliczny ogród! - mówiła szczęśliwa.

- Rozumiem - mruknęłam.

Nie lubiłam przeprowadzek ani tego, że będę musiała przyzwyczajać się do nowego miejsca. Z rodzicami mieszkaliśmy tutaj prawie trzy lata, więc znałam te miejsce doskonale. Na nowo musiałabym urządzać pokój, a niedawno robiłam przemeblowanie. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że takie przemeblowanie nie odbędzie się tylko w pokoju.

- Muszę już iść, bo się spóźnię na lekcję! Pa mamo, kocham cię - powiedziałam i wyszłam z domu, wkładając słuchawki do uszu.

Na drugiej lekcji miałam wf, na którym teoretycznie miałam nie ćwiczyć, ale usłyszałam o koszykówce. Rzeczywiście przez całą godzinę graliśmy, więc mogłam się rozładować. Widziałam, jak Jungkook mnie piorunuje wzrokiem z ławki. Zgłosiłam jego zachowanie do swojego wychowawcy, a ten dupek prawdopodobnie został zawieszony, jako kapitan oraz członek drużyny na miesiąc. A akurat w tym miesiącu miały być najważniejsze eliminacje w piłce nożnej. No cóż, gwiazdeczka nie zabłysnęła. Było ze mną nie zadzierać. Będzie znał swoje miejsce.

Byłam padnięta po bieganiu po całym boisku. Nie mniej humor delikatnie mi się poprawił. Najwidoczniej to nie był mój dzień, albo po prostu zbliżał mi się krwawy tydzień, dlatego gorzej się czułam.

Spojrzałam się na butelkę wody, która nagle znalazła się na mojej ławce. Podniosłam wzrok na Park Jimina, z którym chodziłam do klasy. Jego jasne, blond kosmyki i pucata twarz wyróżniały się strasznie na tle pozostałych uczniów. Jako że to szkoła prywatna to nikt nie mógł się do niego przyczepić za zmianę koloru włosów.

- Co to ma być? - uniosłam brew do góry.

- Butelka wody - wyjaśnił głupio. - Stwierdziłem, że po takim wysiłku będzie chciało ci się pić. Chociaż myślałem, że jesteś na tyle inteligentną dziewczyną, żeby wiedzieć co to jest.

Niekontrolowanie prychnęłam. Co to miał być w ogóle za tekst? Za kogo on się uważał? Myślał, że nie mam pieniędzy, żeby kupić sobie napój? Spojrzałam się na niego morderczym wzrokiem. Chwyciłam za butelkę, odkręcając ją. Wstałam z krzesełka. Chłopak był mniej więcej mojego wzrostu, może z dwa centymetry wyższy.

- Widzę, że przyniosłeś ją by ostudzić swoje wybujałe ego - prychnęłam i oblałam go. Półlitrowa butelka wody znalazła się na jego głowie. Wyglądał jakby go co najmniej ulewa dorwała.

- Oszalałaś!? - podniósł na mnie głos, a mnie to w ogóle nie ruszyło.

Doskonale wiedziałam, że Jimin koleguje się z Jeonem. Kto wie co było w tej wodzie? Może czegoś tam dodali w ramach zemsty?

- Do normalnych nie należę, ale jakoś nie spieszy mi się do psychiatry - zaśmiałam się i usiadłam z powrotem. - Posprzątaj to teraz. Jeszcze się poślizgnę i nie będziecie mogli podziwiać mojego piękna.

Perfidnie zagryzłam wargę, męcząc moją wargę. Założyłam słuchawki, żeby nie słyszeć ich żałosnych komentarzy, czy odgłosów, które z siebie wydawali. Czasami się zastanawiałam czy przypadkiem nie trafiłam do szkoły specjalnej. Niektórzy zamiast mózgu to orzeszki mieli. Albo wszystko tylko nie mózg.

Rodzice w czasie, kiedy ja użerałam się z tymi debilami, załatwili pewne rzeczy związane z nowym domem. Ja jedynie widziałam dom na zdjęciach, bo przez szkołę i egzaminy nie mogłam jeździć z rodzicami. Musiałam spakować swoje rzeczy, a trochę ich było. Modliłam się o normalną okolicę i sąsiadów. I żeby nikt z mojej szkoły nie mieszkał w pobliżu. Naprawdę nie chciałam, żeby ktoś wiedział gdzie mieszkam. Bałabym się, że nie tylko w szkole nie daliby mi spokoju. A przecież nikt nie mógł nic zrobić z tym, że niektórzy po prostu byli debilami. Cieszyłam się niemiłosiernie, że do końca roku niewiele zostało i nie zobaczę się już z nimi nigdy (chyba, że gdzieś przez przypadek).

Przeprowadzka zajęła nam trochę czasu. Mieliśmy sporo rzeczy, a samo pianino dużo miejsca zajmowało. Nie mniej nowa okolica podobała mi się o wiele bardziej. Dom był większy, pomalowany na biało, z ciemną dachówką. Mieliśmy ogród z altanką i dużą przestrzenią na zaaranżowanie jej według naszych widzi mi się. Każdy domek w okolicy wyglądał, jak mała villa, co jeszcze bardziej mi się podobało. Tutaj również miałam swój własny, przestronny pokój. Rodzice mieli swoją sypialnię, a oprócz tego były dwa pokoje wolne, dwie łazienki (jedna na każde piętro), kuchnia z jadalnią oraz salon z przeszkloną ścianą i wyjściem na ogród. Wystarczyło tylko rozpakować rzeczy i zacząć życie w nowym domu.

Cały weekend spędziłam na urządzaniu swojego pokoju. Niepotrzebne rzeczy wyrzuciłam już przy przeprowadzce i zrobiłam listę co nowego potrzebuję. Chciałam pojechać w poniedziałek do sklepu i zrobić zakupy, ale miałam zajęcia do wieczora, więc nie miałam na to czasu. Mimo wszystko na lekcjach cholernie się nudziłam, były jakieś głupie wykłady, które mnie nie interesowały. Wolałam przez ten czas oglądać dramę na telefonie. Przynajmniej przez to nie skupiałam się na otaczających mnie debili. Fabuła mnie na tyle wciągnęła, że praktycznie nie zauważyłam, kiedy ten dzień mi tak zleciał. Po lekcjach miałam jeszcze zajęcia dodatkowe z muzyki. Cieszyłam się na nie, bo nauczyciel powiedział o konkursie. Zaczęłam się zastanawiać czy nie wziąć udziału w nim. Byłoby to ciekawe! Szczególnie z moimi ambicjami i małym parciem na szkło by być najlepsza. Nie zgłosiłam się od razu, chciałam bardziej przemyśleć sprawę. Jadąc autobusem do domu myślałam nad tym co mogłabym zrobić. Zagrać? Zaśpiewać? Może jedno i drugie?

- Huh? - wyrwałam się z myśli i spojrzałam się na telefon, który nagle padł.

Bateria po całym dniu oglądania dramy się w końcu wyczerpała. Przeklęłam pod nosem, bo byłam skazana kilka przystanków jechać bez muzyki, słuchając innych ludzi. Nie potrafiłam jeździć komunikacją miejską bez słuchawek. Kiedy słuchałam muzyki czas mi szybciej leciał, mogłam zapomnieć o świecie. Tymczasem musiałam słuchać głośnych rozmów przez telefon, śmiechów nastolatek czy narzekań starszych ludzi na wszystko i wszystkich.

Przez przeprowadzkę miałam kawałek drogi do domu od przystanku. Droga mi się dłużyła, ale miałam okazję bardziej się rozejrzeć po okolicy. Same śliczne domki, spokojna dzielnica, raczej nie było tak zwanego monitoringu osiedlowego. Cieszyło mnie to, bo nie lubiłam tych wszystkich babć, które plotkowały. Niestety tam gdzie wcześniej mieszkaliśmy były takie trzy i plotkowały o wszystkich. Jakby nie miały co innego do roboty! Na starość ludziom się naprawdę nudzi, że muszą się interesować życiem innych...

Powietrze było świeże, ale chłodne, więc szybko weszłam do swojego domu. Chciałam wziąć prysznic, zjeść cokolwiek i położyć się w łóżku. I podładować telefon, bo z laptopa mniej korzystałam. W domu oczywiście nikogo nie było, w niektórych miejscach były jeszcze nie otworzone kartony. Westchnęłam cicho i zapaliłam światło, zdjęłam buty w przedpokoju. Pokierowałam się do swojego pokoju, gdzie chwyciłam za ładowarkę. Plecak rzuciłam niedbale na łóżko. Przeciągnęłam się niczym kot, zmęczona po całym dniu, mimo że nic efektywnego nie zrobiłam. Myślałam dalej nad konkursem muzycznym i im więcej myślałam tym bardziej byłam pewna, że wezmę w nim udział. Gorzej jak bym nie zajęła żadnego miejsca. Byłabym na siebie okropnie wściekła.

- Co jest? - rozejrzałam się spanikowana po pokoju, kiedy podłączyłam ładowarkę, a światło nagle zgasło.

Wstałam szybko i zaczęłam bawić się włącznikiem. Światło nie działało, a telefon się nie ładował. Zeszłam też na dół, ale prądu nigdzie nie było.

- I co ja teraz zrobię? - opadłam na kanapę.

Prawdopodobnie padło światło, a na zewnątrz robiło się ciemno. Mimo wszystko lampy uliczne działały, a w niektórych domach paliły się światła.

- Super, chciałam tylko podładować telefon i popsułam prąd w całym domu - prychnęłam pod nosem. - Przecież nie będę siedzieć w ciemnościach - mruknęłam sama do siebie.

Pobiegłam znowu do swojego pokoju, szukając swojego powerbanka. Chciałam zadzwonić do rodziców, żeby mi powiedzieli co mam zrobić. Niestety nie naładowałam wcześniej urządzenia, więc byłam w ciemnej dupie. I to dosłownie.

- Cholera - przeklęłam pod nosem.

Nie miałam jak zadzwonić, ani nie wiedziałam też co robić. Nie znałam okolicy, sąsiadów. Sama też nigdy nie prosiłam nikogo o pomoc. Bałam się ludzi, kto wie co im siedziało w głowach... Nie mniej narzuciłam na siebie bluzę i wyszłam z domu, a następnie za bramę. Rozejrzałam się po ulicy i westchnęłam męczeńsko. Spojrzałam się na dom, który był praktycznie obok mojego. Dzielił nas jedynie ogród, a widać było, że ktoś był w środku.

Chwilę zajęło mi ruszenie się z miejsca. Bałam się, że zrobię z siebie idiotkę przed nowymi sąsiadami. Ale chowając swoją dumę po prostu zadzwoniłam do drzwi. Nie było żadnej tabliczki z imionami, więc nie wiedziałam czego (a raczej kogo) mam się spodziewać. Odczekałam chwilę, kiedy drzwi się otworzyły. Stanęła w nich kobieta, około trzydziestki. Miała krótkie włosy do ucha, kruczoczarne z elegancką grzywką. Ubrana była prześliczanie, bo w koronkową bluzkę i ołówkową, ciemną spódnicę. Na szyi miała zawieszone białe perełki. Serce zaczęło walić mi niemiłosiernie szybko, ale skarciłam się za to w myślach. Nie mogłam się jednak opanować, miałam nadzieję, że głupie rumieńce nie zagoszczą na moich policzkach.

- Mogę w czymś pomóc? - usłyszałam jej anielski głos. Był delikatny, melodyjny, taki spokojny. Spojrzała mi się prosto w oczy, a ja nie potrafiłam spuścić wzroku.

- Dobry wieczór - ukłoniłam się, jąkając się jak jakaś wariatka. - Mieszkam tutaj obok, wprowadziliśmy się niedawno - zaczęłam tłumaczyć.

- Ahh, nowa sąsiadka! Miło mi poznać - uśmiechnęła się szeroko a ja powoli zapominałam jak mówić. Ona miała pewnie męża! Ogarnij się YoonJi!

- Przepraszam, że tak nagle nachodzę... Ale padł prąd w całym domu. Telefon mi nie działa, a nie posiadamy domowego. Nie wiem co zrobić... - spuściłem głowę, czując jak ręce mi się pocą.

- Ahhh, pewnie znów coś się stało z elektryką. Poprzedni właściciele też mieli z tym problem. Możesz ode mnie zadzwonić po elektryków. Z pewnością zajmą się tym wszystkim! - zaproponowała.

- Jeżeli mogłabym zadzwonić to z chęcią. Rodziców nie ma w domu, a nikogo tutaj nie znam, więc nie wiem do kogo mogłabym się zwrócić...

- Zawsze służę pomocą - uśmiechnęła się i wyciągnęła telefon. - Jeżeli chcesz to wejdź do środka. Zanim przyjadą to trochę minie - zaproponowała.

- Nie, nie - pokreciłam głową. - Nie jest jeszcze tak ciemno, więc poczekam u siebie. Dziękuję pani bardzo za pomoc - ukłoniłam się.

Wzięłam telefon od kobiety, a ta poradziła mi gdzie mam zadzwonić. Czułam, jak mnie obserwuje, gdy rozmawiałam z jakimś mężczyzna przez telefon. Musiała mi się przyglądać, a ja wyglądałam pewnie jak tysiąc nieszczęść po całym dniu w szkole. Brawo, YoonJi. Super pierwsze wrażenie na tak pięknej sąsiadce. Nie dość, że wyglądałam, jak kupa nieszczęścia to jeszcze wyszłam na rozhisteryzowane dziecko, które bez rodziców sobie nie radzi. Bałam się, że źle mnie odebrała i było mi głupio. Proponowała mi herbatę, ale ja pospiesznie uciekłam do siebie.

Oparłam plecy o ścianę przy drzwiach frontowych, łapiąc się za serce. Już dawno tak szybko nie waliło. Ta kobieta była cudowna. Nie dość, że wyglądała obłędnie to miała głos anioła. Jej uśmiech, wzrok... Kiedy przypomniałam ją sobie to myślałam, że zejdę z tego świata. Ale nie mogłam się przecież zakochać od pierwszego wejrzenia! Nie wierzyłam w taki rodzaj miłości. Moje serce po prostu było głupie i zepsute. Może dlatego, że od dawna brakowało mi już wtulania się w kobiecy biust, moje usta domagały się tych drobnych pieszczot, a ciało było cholernie zaniedbane.

Jednak moje myśli przerwało pukanie do drzwi. Dwóch elektryków przyjechało i zaczęło pytać co się stało dokładnie. Sama nie wiedziałam, ale wyjaśniłam, że chciałam tylko podłączyć telefon i nagle wszystko zgasło, przestało działać. Dłubali coś w jakiejś skrzynce z jakieś dwadzieścia minut. Posprawdzali włączniki i inne takie rzeczy. Ale naprawili wszystko i zostawili zalecenia co do całego obwodu elektrycznego w domu. Zapłaciłam im i podziękowałam za pomoc. Padłam na łóżko, patrząc się w sufit, ale przypomniałam sobie, że miałam się umyć. Byłam roztargniona po wizycie u nowej sąsiadki. Tak bardzo chciałam wierzyć, że nikogo nie ma. Że nie będę ubolewać, że jest mężatką, a na nią jedynie będę mogła patrzyć z daleka.

- YOONJI, PRZESTAŃ - krzyknęłam sama na siebie, kręcąc głową, kiedy siedziałam w wannie. Bałam się o kolejne spotkanie tej kobiety... Nawet się nie przedstawiłam... Zanurzyłam się czerwona pod wodą.

Przez kilka dni chodziłam strasznie zamyślona. Nie obchodziły mnie nawet zaczepki chłopaków. Nie odpowiadałam im tak, jak zazwyczaj, więc byli strasznie zdziwieni. Byli przekonani, że coś musiało się stać. Nigdy przecież taka nie byłam, a ja chyba zdążyłam wpaść w wir zauroczenia. Cały czas chodził mi jej głos po głowie, chociaż robiłam wszystko, żeby go nie słyszeć. Słuchanie muzyki na cały regulator nawet nie działało, a tylko psuło mi słuch. Moje wewnętrzne ja mówiło mi ciągle, żeby jeszcze raz do niej poszła i dowiedziała się czegoś o niej. Żebym się zbliżyła i została przyjaciółką, chociaż ja doskonale wiedziałam co się kryje pod tą przyjaźnią. Ja nie potrafiłam się przyjaźnić. Byłam zbyt zaborcza i zazdrosna, by bawić się w takie rzeczy.

- Ej, a może ona serio się w kimś zakochała? Nigdy nie miała tak czerwonej twarzy - słyszałam za swoimi plecami, kiedy siedziałam w stołówce na obiedzie. Siedziała tam grupka chłopaków z mieszanych klas.

Prychnęłam pod nosem na to co słyszałam, zakładając włosy za ucho. Jak śmieli plotkować za moimi plecami? Byli bezwstydni.

- Nawet jeżeli się zakochałam to co, huh? Nawet nie w nikim z tej cholernej szkoły. Wszyscy jesteście tacy żałośni - prychnęłam, obracając się w ich stronę. Widziałam ich delikatne przerażenie.

Miałam tackę pełną jedzenia, a jak wiadomo było - byłam nieobliczalna. W końcu wylałam wodę na głowę Park Jimina, wyrzucałam prezenty do kosza (nawet te warte sporo pieniędzy), a przez te trzy lata można było zrobić kronikę z tego, jak spławiałam tych wszystkich szczeniaków.

- Jungkook mówił, że wolisz dziewczyny, więc nic dziwnego - zaśmiał się jeden z nich, a drugi go szturchnął łokciem.

- Naprawdę tak powiedział? - uniosłam brew do góry, poprawiając swoje włosy. - A mówił też, że próbował się do mnie dobrać w szatni? Oh, i że gdyby nie spieszyło mi się na autobus to by zginął z moich rąk? - prychnęłam, wstając ze swojego miejsca.

- C-co? - spojrzeli po sobie.

- Widzę, że pan Jeon nie potrafi się przyznać do tak upakarzających rzeczy. A wy nie powinniście mu wierzyć. Ma tak wybujałe ego, że mógłby powiedzieć, że lubię lizać się ze zwierzętami. Chyba, że chcecie zginąć - burknęłam i wzięłam pojemniczek z sosem do sałatki, wylewając go na głowę chłopaka, który wdał się ze mną w dyskusję.

- Macie nie rozmawiać o mnie i mojej orientacji. Gówno was powinno obchodzić czy jestem zakochana i w kim - wyszłam zła ze stołówki. Ten dupek miał jeszcze czelność rozsiewać plotki w szkole. Co za kretyn!

Było mi strasznie głupio, że nie przedstawiłam się nowej sąsiadce. Męczyło mnie to trochę, bo pomogła mi wezwać elektryków. W czwartek wieczorem, mimo później pory upiekłam całą tackę różnych ciastek. Z owocami, czekoladą, zbożowe. Nie wiedziałam jakie lubi, więc stworzyłam swoją mieszankę. Zapakowałam je w ładne pudełko z motywem kwiatów i obwiązałam śliczną, granatową wstążką. Postanowiłam, że po szkole w piątek odwiedzę ją i podziękuję jej za pomoc. Albo chociaż podam ciastka i przedstawię się należycie. Wypadało w końcu chyba poznać sąsiadów, prawda? Szczególnie ją.

- Dzień dobry - ukłoniłam się delikatnie, kiedy drzwi otworzyły się a w nich stanęła kobieta.

Ścisnęłam delikatnie pudełko w dłoniach. Widziałam jej malujący się uśmiech na jej twarzy.

- Oh, to ty! Potrzebujesz pomocy? - zaśmiała się cicho.

- Nie, nie - zaprzeczyłam szybko. - Chciałabym podziękować za wcześniejszą pomoc. Przez to wszystko nie przedstawiłam się. Min YoonJi - uśmiechnęłam się nieśmiało.

- Ah rzeczywiście. Ja również się nie przedstawiłam. Jung Hosook! Miło mi cię poznać YoonJi.

Hosook... Jej imię było nawet śliczne. Była idealna, ale musiałam zejść na ziemię.

- To dla pani - podałam jej pudełko.

- Huh? A co to? - zmarszczyła delikatnie czoło.

- Upiekłam trochę ciastek - wytłumaczyłam. - W ramach podziękowania za pomoc w poniedziałek.

- Ale nie trzeba było! Wejdź, napijemy się razem herbaty, hm? Chyba, że musisz już iść. Wcześniej odmówiłaś, także propozycja dalej jest aktualna - nogi mi się praktycznie ugięły.

- Z chęcią się napiję z panią - poprawiłam nerwowo spódniczkę. Bardzo chciałam ją poznać, ale stresowałam się, że mogłabym coś zepsuć. Że coś pójdzie nie tak i się ośmieszę, albo co gorsza - ośmieszę.

- Wejdź proszę. Wstawię wodę - wpuściła mnie do środka.

Zamknęłam za sobą drzwi i ściągnęłam buty w przedpokoju. Nieśmiało weszłam w głąb mieszkania. Było bardzo czyste i śliczne. Panowała tam głównie biel, beż, jasna kawa. Podłoga się świeciła, jakby była dopiero wypolerowana. Gdzieniegdzie na białych meblach stały kwiaty w doniczkach, jakieś zdjęcia. Była też spora półka z książkami. W salonie był wielki telewizor, powieszony na ścianie. Tak jak u mnie w domu była jedna przeszklona ściana z wyjściem do ogrodu.

- Wejdź śmiało - zachęciła mnie kobieta, wychodząc z kuchni. W dłoniach miała paterę z pokrojonym ciastem oraz talerz z wyłożonymi ciastkami. - Usiądź proszę. Woda już się gotuje.

Jej głos był taki spokojny i miły, a mi serce waliło jak głupie. Usiadłam grzecznie w salonie na fotelu. Był strasznie wygodny i miękki. Kobieta postawiła słodkości na szklanym stoliku, ozdobionym koronkową serwetką. Spojrzałam się na nią, a ona wyglądała jeszcze piękniej niż ją zapamiętałam. Była ubrana w przylegającą sukienkę, więc mogłam podziwiać jej talię. Musiała o siebie dbać, ubierała się bardzo elegancko. Jej cera lśniła, a uśmiech był najpiękniejszym jaki widziałam.

- Chodzisz do liceum? - zapytała, stawiając filiżankę herbaty przede mną.

- Oh, tak. Jestem na ostatnim roku liceum sportowego. Za niedługo matura - zaśmiałam się pod nosem. Kobieta usiadła naprzeciwko mnie.

- Sportowego? - zapytała ciekawa. Siedziała wyprostowana, jak dama.

- Tak wyszło - uśmiechnęłam się, zakładając włosy za ucho. Poprawiłam się na siedzeniu, bo czułam się niekomfortowo, kiedy ona siedziała tak elegancko.

- A co po szkole planujesz? - zamieszała w filiżance srebrną łyżeczką.

- Sama jeszcze nie jestem pewna. Uwielbiam sport, a w szczególności koszykówkę, ale nie chcę iść w tym kierunku. Myślałam nad studiami muzycznymi. Zapisałam się teraz na konkurs, który obejmuje wszystkie szkoły w Korei. Mam nadzieję dostać się do dalszych eliminacji i zdobycia wysokiego miejsca - powiedziałam dumnie.

- Ahh, jaka zdolna. Ambitne plany - zaśmiała się pod nosem. - Później kariera idolki? To teraz modne - stwierdziła.

- Nie, nie chcę być idolką. Nie lubię ludzi, nie zniosłabym presji. Szybko się stresuję, a jak coś nie idzie po mojej myśli to jestem zła na siebie - wyjaśniłam, upijając trochę gorącego napoju.

- Rozumiem. To nic złego, widocznie jesteś wrażliwą dziewczyną. Jeszcze odnajdziesz to co chciałabyś robić. Całe życie przed tobą - ponownie się uśmiechnęła. Chociaż ona jakby miała przyklejony ten uśmiech do twarzy. - Może ciasta? Wczoraj akurat piekłam!

- Z chęcią spróbuję, dziękuję.

Na mały talerzyk nałożyłam jeden, niewielki kawałek słodkości. Ciasto było karmelowe, bardzo smaczne. Rozpływało się na podniebieniu, a ja odpływałam daleko myślami. Bardzo się ucieszyłam, kiedy sama pochwaliła moje ciasteczka. Bardzo się starałam, żeby były estetyczne i dobrze smakowały.

Z kobietą miło mi się rozmawiało. Wspomniała, że sama uwielbia muzykę, że prowadzi własną firmę i jest założycielką fundacji. Opowiedziała trochę o sobie, ja również, by bliżej się poznać. Cały czas czułam jej wzrok na sobie. Gdybym patrzyła jej w oczy to chyba byśmy były, jak w tych wszystkich dramach. Kilka razy patrzyła mi w oczy przez co szybko uciekałam wzrokiem, rozglądając się dookoła. Szukałam na półkach jakiś zdjęć z jej mężem. Przecież taka kobieta nie mogła być sama. Jednak jedyne zdjęcia były z kobietami, prawdopodobnie z kimś z rodziny albo ze znajomymi.

- Ma pani śliczny ogród - stwierdziłam, spoglądając za szybę. Dużo kolorowych kwiatów, małe drzewka. - Moja mama, kiedy będzie mieć wolne to pewnie się zajmie też ogródkiem. Też lubi kwiaty - uśmiechnęłam się szeroko.

- Naprawdę? Po pracy mam sporo czasu i zajmuję się ogrodem. Mam nawet mały staw z rybami, więc jak będziesz chciała zobaczyć to zapraszam.

- Staw z rybami? Woah! Ma pani zdecydowanie lepszy dom niż my - zaśmiałam się cicho. Chciałam zobaczyć jej ogród, ale ktoś zadzwonił do drzwi.

- Poczekaj chwilkę, zaraz wrócę - uśmiechnęła się i wstała. Raczej wyglądała na zaskoczoną, kiedy usłyszała dzwonek. Pewnie nikogo się nie spodziewała.

Poprawiłam się w fotelu i omiotłam wzrokiem jeszcze raz pomieszczenie. Było tak tutaj czysto. Musiała mieć jakąś służbę, albo coś w tym stylu. Chociaż nie wykluczone było, że sama się zajmuje swoim domostwem. Wyglądała na elegancką i uporządkowaną kobietę, ale mogłam się spodziewać chyba po niej wszystkiego. Chwaliła się, że lubi gotować i piec. Ciasto, które spróbowałam było niczym z piekarni. Aż się zastanawiałam, jak muszą smakować jej potrawy. To głupie, ale po prostu chciałam ją poznać jeszcze bardziej. Wiedzieć co lubi, jaki jest jej ulubiony zapach, kolor. Miałam tak przy każdej kobiecie, która mi się spodobała. Jednak do niej czułam coś jeszcze więcej. To tak jakby mój organizm czuł, że to jest ta właściwa osoba. To było szalone...

Zmarszczyłam czoło, kiedy usłyszałam kłótnię dochodzącą z przedpokoju. Pani Jung kłóciła się ewidentnie z jakąś inną kobietą. Zaniepokoiło mnie to, bo sąsiadka nie wyglądała na taką, która by weszła z kimś w konflikt, ani tym bardziej unosiła tak głos. Wychyliłam się, ale niewiele widziałam. Widziałam tylko plecy pani Jung.

- Zobaczysz, jeszcze mi za to zapłacisz, Sook! - warknęła jakaś kobieta. Niestety nie mogłam zobaczyć jak wygląda. Zastanawiałam się o co może chodzić.

- Przestaniesz krzyczeć? Mam gościa - próbowała uciszyć awanturniczkę pani domu.

- Gościa? Może już się pocieszyłaś, co? - niestety nie usłyszałam co było dalej. Natomiast usłyszałam solidne policzkowanie i trzaskanie drzwiami.

Nie mogłam usiedzieć i po prostu poszłam tam. Widziałam kobietę, która trzymała się za policzek ze łzami w oczach. Uśmiech zszedł mi momentalnie z twarzy. Podbiegłam do niej spanikowana. Tamta kobieta ją uderzyła? Co za bezczelne babsko! Gdybym tylko wiedziała kto to był to bym jej chyba włosy wyrwała!

- Pani Jung... Co się stało? - zapytałam przejęta.

- To nic... Przepraszam, że musiałaś to słyszeć - pociągnęła nosem, uśmiechając się. To tak, jakby chciała pokazać, że wszystko jest dobrze.

- Ale... ten ktoś panią skrzywdził. Na pewno wszystko w porządku? Kim ta pani była?

Zaczęłam wypytywać, ale miałam nadzieję, że nie odbierze tego w zły sposób. Chciałam jej jakoś pomóc, wesprzeć. To nie jest normalne, kiedy ktoś przychodzi do twojego domu i się tak awanturuje...

- To długa historia, YoonJi. To była osoba, która kiedyś znaczyła dla mnie wszystko. Ale najwidoczniej znów się pomyliłam - westchnęła. - M-miałyśmy zobaczyć staw - zmieniła szybko temat.

- Znaczyła wszystko...? - powiedziałam pod nosem. - To pani przyjaciółka? W sensie... Już chyba była - nadęłam poliki, podążając na kobietą. Widziałam jej lekko czerwony policzek. Jak ona śmiała ją uderzyć!?

- Nie, była kimś ważniejszym - westchnęła, a mi serce waliło jak oszalałe. Czy mój sen się spełnił i trafiłam na kobietę, która jest tej samej orientacji? Miałam nadzieję, że nie śnię, więc uszczypnęłam się w rękę. Syknęłam cicho, bo to jednak działo się naprawdę.

- Była z nią pani..? - dopytałam się, żeby się upewnić.

- Kilka miesięcy. Ale była tak jak każda inna. Tylko na pieniądzach jej zależało - wyjaśniła. Widziałam jej ból, malujący się na twarzy. Serce mi się łamało...

- Jak każda inna? Naprawdę była pani z kobietami, które się wiązały z nią tylko dla pieniędzy? To głupie - mruknęłam. - Powinna być pani szczęśliwa! Kiedy widzę pani uśmiech to nie da się nie uśmiechnąć samemu!

Kobieta cicho się zaśmiała, poprawiając sukienkę. Wyszłyśmy obie do ogrodu, gdzie było tak pięknie wszystko urządzone. Różnokolorowe kwiatki, dróżka wysadzana sporymi kamieniami, przystrzyżona trawa. W rogu była niewielka, drewniana altanka z niewielką huśtawką, na której można było usiąść. Faktycznie był mały staw z mostkiem. Ryby pływały i było je widać przez to, że były pomarańczowe.

- Myślałam, że będziesz mnie oceniać przez to, że są to kobiety a nie mężczyźni - zaśmiała się ponownie. No tak, moja reakcja...

- Znaczy... ja nie mam nic do tego. Każdy kocha kogo chce. Miłość to miłości, jest ona w końcu dla ludzi - założyłam włosy za ucho, patrząc jak wyciąga pudełko z karmą dla zwierząt.

- To fakt, chociaż jest to bolesny stan - westchnęła. - Ale nie psujmy sobie tego przyjemnego popołudnia, hm? Nakarmisz ze mną rybki? - zaproponowała, a ja skinęłam głową.

Nie mogłam uwierzyć w to, że Hosook wolała kobiety. Serce mi waliło ze szczęścia. Z tą wiedzą mogłam działać i przypodobać się jej. Może w końcu znalazła by kogoś kto nie leci na jej pieniądze, a ja byłabym szczęśliwa! Spędziłam z nią całe piątkowe popołudnie, a w weekend nie mogłam wręcz usiedzieć. Kręciłam się i nie mogłam skupić swoich myśli. Ona powiedziała mi, że mogę do niej wpadać kiedy tylko zechcę na herbatę, albo żeby porozmawiać. Nie mniej czułabym się głupio, gdybym przychodziła od tak sobie. Dlatego też miałam sporą przerwę między jednym a drugim spotkaniem. Nie chciałam być nachalna, ale bardzo dużo o niej myślałam. Bolało mnie to, że nie wyszłam wcześniej podczas ich kłótni. Może nie doszłoby do spoliczkowania Hosook? Ale czasu nie mogłam cofnąć. Tak samo nie mogłam opanować serca, kiedy wyglądałam przez okno i widziałam jej dom. Byłam przez to żywsza, szczęśliwsza, a idioci z mojej szkoły irytowali mnie mniej. Może przez to, że chodziłam ciągle zamyślona?

Dni mijały, a ja byłam po kilku herbatach u pani Jung. Znaczy... u Hosook. Nie lubiła, kiedy mówiłam na nią pani. Była ode mnie starsza o piętnaście lat, ale tak bardzo cieszyłam się, że traktowała mnie na równi. Była taka kochana, miła, zawsze uśmiechnięta! Lubiła żartować i rozmawiać na różne tematy. Miała ogromną wiedzę i mówiła o swojej fundacji. Pomagała innym w potrzebie, to takie wspaniałe... Nie poznałam chyba nigdy tak wspaniałej kobiety! Sama chyba polubiła moje towarzystwo i się przekonywała do mnie. Witała mnie zawsze słowami, że pięknie wyglądam albo że cieszy się na mój widok. Jak ja miałam normalnie przy niej funkcjonować?

- Wspominałaś, że grasz na pianinie - spojrzałam się na nią, kiwając głową.

- Mmmm, tak. Czasami po szkole, żeby odreagować czy odstresować się! - zaśmiałam się nieśmiało.

- Może zagrasz coś dla mnie? Uwielbiam dźwięk pianina, to również sprawia, że się odprężam. Mam cały zeszyt z nutami. Mam kilka ulubionych utworów, a tak mało korzystam z instrumentu - uśmiechnęła się.

- Naprawdę? Mogłabym? Twoje pianino wygląda na o wiele lepsze niż moje - mruknęłam. - Z chęcią zagram!

- Przynieść zeszyt, leży na tamtej półce - wskazała. - Razem coś wybierzemy, hm?

Spojrzałam się za siebie i na wysoką półkę. Skinęłam głową szczęśliwa, że poprosiła mnie o zagranie. Mogłam się przed nią popisać i pokazać to co umiem! Serce znów mi tak bardzo biło ze stresu i podekscytowania. Ale wstałam, poprawiając swoją czarną sukienkę. Sięgnęłam po sporych rozmiarów zeszyt. Uśmiechnęłam się kiedy widziałam, jak Hosook klepie miejsce obok siebie. Ruszyłam w jej stronę, chcąc usiąść obok niej. Musiała ślicznie pachnieć. W łazience widziałam jej fiolki z perfumami. Głównie delikatne i kwiatowe. Poza tym nie miałam okazji siedzieć obok niej. Zawsze siedziałyśmy naprzeciwko siebie. Ja w fotelu, ona na sofie, między nami szklany stolik ze słodkościami albo małymi przekąskami. Jednak nie spodziewałam się, że będę taką niezdarą i potknę się o własne nogi. (Nie)fortunnie wylądowałam na kobiecie. Zdążyłam oprzeć dłonie o kremową sofę, tuż przy głowie kobiety. Nasze twarze były tak blisko siebie... Moje poliki oblały się momentalnie czerwienią. Spoglądałyśmy sobie w oczy, a ja nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa. Nawet nie mogłam się ruszyć. Paraliż...

Myślałam, że jej oczy są czarne, ale kiedy bliżej się przyjrzałam to były bardzo mocno brązowe. Ślicznie lśniły i badały z bliska moją twarz. Siedziałam jej praktycznie na udach. W jednej dłoni ścisnęłam zeszyt, zamykając oczy. Musiałam się mocno powstrzymać, żeby jej nie pocałować ani zrobić czegoś głupiego. Nie mogłam przecież, nie teraz. Ale rozchyliłam powieki, kiedy poczułam niezwykłą miękkość na swoich wargach. Hosook... Czy ja śniłam? Ona mnie całowała czy to tylko moja głupia wyobraźnia? Chyba jednak to działo się naprawdę, bo kiedy zaczęłam odwzajemniać gest to się nie skończyło. Moje sny zawsze urywały się w najlepszych momentach, ale to była rzeczywistość.

To trwało niedługą chwilę, ale dla mnie trwało to jakby wieczność. Dalej się nie odzywałyśmy, ale czułam jej dłoń na swoim policzku. Delikatnie mnie głaskała, a jej kąciki ust unosiły się ku górze. Nie wierzyłam w to co się wydarzyło. Działo się to dla mnie za szybko, chociaż nie chciałam narzekać.

- Hosook - mruknęłam, wtulając się w kobietę. Myślałam, że serce mi wyskoczy z piersi.

- YoonJi - uśmiechnęła się pod nosem i objęła mnie w talii. Ciarki przeszły przez całe moje ciało. Dawno już mnie tak nie obejmował, a ja nie kontrolowałam swoich odruchów w takich momentach.

- Zawstydzasz mnie... - szepnęłam.

- Przepraszam, ale nie mogłam inaczej. Nie mogłam nie wykorzystać sytuacji - wyjaśniła, a ja byłam zaskoczona. Nie wykorzystać sytuacji?

Spojrzałam jej ponownie w oczy, rumieniec dalej trzymał się na moich bladych policzkach.

- Czy ty... Hosook! - mruknęłam, nadymając policzki.

- Widziałam jak mi się przyglądałaś. Nieraz miałaś lekki rumieniec na policzkach. Podgryzałaś wargę, tak pięknie mówiłaś o miłości. Bez granic i różnicy między kim ona jest. Nie mogłam inaczej. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. W końcu to tyle lat różnicy... - szepnęła zmartwiona, zakładając mi włosy za lewe ucho. - Chociaż wolałabym, żeby to wyglądało trochę inaczej - zaśmiała się pod nosem.

Byłam zaskoczona jej słowami. Nie wiedziałam, że tak dogłębnie mnie przejrzała. Że wyczuła coś. W końcu chciałam dać jej swoje wsparcie po tamtej sytuacji, plus trochę ją poznać. Ale to było zaskakujące chyba dla nas obu.

- Z-znaczy... Nie mam nic przeciwko... To było... Przyjemne - powiedziałam nieśmiało, uciekając wzrokiem.

Gdyby nie jej dłonie na mojej talii to bym jej uciekła do łazienki. I to nie dlatego, że mi się nie podobało, bo było wręcz przeciwnie, ale żeby trochę ochłonąć. Ona jednak chyba chciała popatrzeć na mnie w takim stanie. Była okropna!

Odłożyłam zeszyt na sofę i objęłam ją na szyi. Poprawiłam się na jej udach i ponownie przyparłam do jej ust. Chciałam jeszcze raz poczuć tę miękkość. Czułam te głupie motyle w brzuchu, a ciało dawało znać, że jest przyjemnie. Przechodziły przeze mnie takie przyjemne fale, dreszcze. Było mi cholernie gorąco i zaczęłam się kręcić na udach starszej. Z dużą czułością odwzajemniała moje pocałunki. Była delikatna, a mi się to tak bardzo podobało. To jak pieściła moje usta, jak je badała swoimi wargami. W pomieszczeniu zrobiło się strasznie cicho, było słychać te ciche odgłosy pocałunków. Mruknęłam szczęśliwa na to co robiłyśmy. Pierwszy raz od dawna czułam się tak dobrze.

- K-kocham cię - szepnęłam jej do ucha. A raczej zająknęłam się nieśmiało, nie będąc pewna czy to odpowiednie.

- Ja ciebie też, słoneczko - uśmiechnęła się, a ja schowałam głowę w jej szyi. Zawstydziła mnie jeszcze bardziej nazywając mnie "słońcem".

Żadne pieszczotliwie nazywanie mnie nie działało tak, jak robiła to właśnie ona. Było to słodkie, a dla mnie onieśmielające. I po tej oschłej, bezlitosnej YoonJi nic nie zostawało. Wychodziło moje prawdziwe oblicze. Słodka, zawstydzona i do granic możliwości uległa. Miałam świadomość tego, że przez nią ta moja agresywniejsza strona może się trochę uspokoić. Dobrze, że niewiele brakowało do ukończenia szkoły. Nie chciałam, żeby ONI zobaczyli chociaż trochę mojej prawdziwej twarzy.

- Nie przeszkadza ci ta różnica wieku? Co powiedzą twoi rodzice, znajomi... - zaczęła się zamartwiać. Co mają niby inni do naszego szczęścia? To głupie.

- Shhh - przyłożyłam jej palec do ust, które wcześniej pieściłam. - Nie obchodzą mnie inni. Mówiłam już, że wiek nie ma znaczenia? Jeżeli nie to już wiesz, że dla mnie nie gra roli twój wiek. Jesteś taka piękna - powiedziałam nieśmiało. Jak mała dziewczynka...

- Oszaleję przez ciebie, YoonJi - pokręciła głową.

- Zdążysz jeszcze oszaleć - powiedziałam pewniej, podgryzając wargę. - Miałam dla ciebie zagrać - usiadłam wygodnie na jej udach, sięgając po nuty.

Położyłam je na swoich udach, przeglądając je kartka po kartce. Było sporo utworów o miłości, o przyjaźni, ale także o pięknie człowieka, wolności. Nie wiedziałam, którą piosenkę wybrać, każda miała coś w sobie. Z nut czytałam perfekcyjnie, więc raczej nie miałabym problemu z zagraniem którejkolwiek z nich. Wybrałam jedną, która najbardziej mi się spodobała. Nie pokazałam jej kobiecie i usiadłam przy czarnym, lśniącym pianinie. Czułam jej wzrok ponownie na sobie. Poprawiłam włosy, zakładając je za ucho. Spojrzałam się na nuty i zaczęłam sunąć po biało-czarnych klawiszach. Instrument wydawał z siebie cudowne dźwięki. A ja czułam, że wybrałam dobrą piosenkę, bo ukochana zaczęła śpiewać.

Nie miałam pojęcia, że była tak uzdolniona. Miała prześliczny głos, jeszcze lepszy niż na co dzień. Rumieńce dalej gościły na moich policzkach, jakby nie chciały zniknąć. I jakby chciały się stać nieodłącznym elementem przy spotkaniach z panią Jung. A raczej z moją ukochaną, bo już mogłam ją tak oficjalnie nazywać.

Kobieta robiła wszystko, żebym czuła się z nią dobrze, mimo że widziałam jej zmartwienie. Pewnie dręczyła ją delikatnie ta różnica wieku. Sama się nie przyznawałam, że uwielbiam starsze od siebie kobiety. A ona była taka piękna, nie tylko z zewnątrz, ale też wewnątrz. Zawsze szeroko się uśmiechała, zarażając swoim optymizmem. Dziwiłam się, że można być aż tak pozytywnym człowiekiem, żyjąc w takim świecie. Ludzie często żyli pesymizmem, pracą. A ona czerpała przyjemność z pracy, dawała szczęście innym, a sama znalazła je właśnie we mnie. Lubiła słuchać, kiedy jej śpiewałam, albo grałam na pianinie. Przyznała się, że specjalnie wcześniej uchylała okno, kiedy grałam u siebie na instrumencie. Grając zawsze lubiłam, kiedy wpadało świeże powietrze, a instrument do najcichszych nie należał. Ale kiedy mi o tym powiedziała to czułam się bardzo zawstydzona. To tak, jakbym grała dla niej prywatny koncert, bez wcześniejszego przygotowania. Dobrze, że nie słyszała, jak śpiewam pod prysznicem...

Z czasem wykorzystywałam fakt, że rodziców nie ma w domu nawet w nocy. Nie mogli kontrolować czy jestem w domu, a byłam już dorosła i mogłam robić co mi się podoba. Czasami po prostu spałam u ukochanej, w jej miękkim i sporym łóżku. W jej ramionach, czując się cholernie bezpiecznie. Nasze domy dzielił zaledwie mój ogród i wysoki żywopłot, ale ja wolałam być fizycznie blisko niej. Głaskać ją po policzku, całować w usta, czuć jej kwiatowe perfumy. Piłyśmy zazwyczaj herbatę, bo Hosook ją uwielbiała. Nie ważne jaki smak, ważne by była podana w porcelanowej filiżance. Była poukładaną kobietą, elegancką, chociaż tylko nieliczni wiedzieli o niej coś więcej. Tylko najbliżsi wiedzieli o jej orientacji i to akceptowali. Chociaż nie miałam pojęcia, czy zaakceptują też mnie. W końcu dla nas nie miało różnicy to wszystko, jednak niektórzy ludzie zrobiliby wszystko, żeby zepsuć nasze szczęście. Kobieta, która wcześniej spoliczkowała ukochaną nie przyszła więcej, chociaż miałam nadzieję, że będę mogła się zrewanżować. Chciałam jej oddać siarczysty policzek, bo wiedziałam, że Hosook by tego nie zrobiła. Nie zabiłaby nawet muchy (pomijając fakt, że bała się różnych owadów), a co dopiero uderzyć kogoś w twarz - mimo że jej się należało! Nie chciała zbyt wiele mówić o tej kobiecie, ale rozumiałam ją i nie naciskałam. Po prostu uwieszałam się na jej szyi i całowałam ją. Lubiłam się też droczyć, więc nie dawałam jej odwzajemnić gestu. Byłam jak dziecko... Miałam tylko nadzieję, że to ją nie zniechęci do mnie. Musiałam się bardziej pilnować i być dojrzalsza... W końcu miałam dziewiętnaście lat a nie dziewięć.

To był jeden z tych wieczorów, gdzie postanowiłam zostać u ukochanej. Rodzice byli w domu, ale powiedziałam im, że nocuję u znajomej. Nie wnikali w szczegóły, jak zawsze z resztą. Mieli do mnie zaufanie, a ja nigdy nie wykorzystywałam tego przeciwko nim, jak moi rówieśnicy. W takich momentach mogli powiedzieć jedno, zrobić drugie, ale z różnym skutkiem. A ja potrzebowałam tego ciepła, które dawała mi kobieta.

Leżałam już w łóżku, zaścieloną pudoroworóżową pościelą, w swojej piżamce. Składała się z czarnego podkoszulka na ramiączkach, gdzie moje obojczyki były wyeksponowane i krótkich jasnych spodenek w kratkę, wykończonych drobną koronką. Ukochana była w łazience, więc bawiłam się swoim telefonem, przeglądając Facebooka. Nic ciekawego się nie działo, więc przejrzałam na szybko nowe zdjęcia na Instagramie. Mruknęłam, przeciągając się niczym kot. Zagryzłam zaraz wargę, kiedy Hosook weszła do pokoju. Miała na sobie białą, satynową sukienkę-piżamkę do połowy uda. Była obszyta delikatną koronką, którą uwielbiała. Sama również uwielbiałam koronkowe wykończenia czy też bieliznę z niej zrobioną. W końcu idealnie leżała na mojej alabastrowej skórze. A ona wyglądała przepięknie w takim wydaniu.

Uśmiechnęła się do mnie i przyciemniła światła w pokoju, co sprawiło, że było bardzo klimatycznie, romantycznie. Światło delikatnie świeciło, a ukochana zapaliła jeszcze lampki, które świeciły na czerwono. Uśmiechnęłam się szeroko, bo uwielbiałam zasypiać właśnie w takiej atmosferze. Zaraz się przy mnie położyła, a ja się do niej przybliżyłam i ucałowałam jej usta. Zdążyłam się stęsknić! Byłam bardzo zachłanna co do takich rzeczy, ale jej to chyba nie sprawiało żadnych problemów.

- Lubisz młodsze? - zapytałam chytrze, spoglądając się jej w oczy. Lubiłam być czasami bezpośrednia. A ciekawił mnie ten fakt już od jakiegoś czasu.

- Oh, YoonJi - zaśmiała się a moje pytanie, chyba delikatnie zmieszana. - Jesteś pierwszą tak młodą osobą, z którą się związałam. Wcześniej zawsze były w moim wieku, może trochę młodsze, ale nieznacznie - wyjaśniła.

- Pierwszą i ostatnią - mruknęłam, Miałam satysfakcję, że pierwszy raz próbowała z młodszą i byłam to ja. A obiecałam sobie, że niczego nie pożałuje z tego eksperymentu.

- Oczywiście, słoneczko - ucałowała mnie w czoło, a moja twarz zrobiła się cała czerwona. Wiedziała co zrobić, żebym zalała się rumieńcami w kilka sekund. Pocałunek w czoło i nazywanie mnie swoim słońcem... To wystarczająco dużo.

Chociaż miałam wrażenie, że to ja powinnam nazywać ją "słońcem". Zawsze tak promiennie się uśmiechała, była pozytywna. Ja byłam zaledwie promykiem tego słońca.

- A jak z tobą, huh? - spojrzałam się jej ponownie w oczy, kiedy odbiła piłeczkę do do mojego pytania.

- Mmmm, ze mną? J-ja wolę starsze kobiety. Lubię tę dojrzałość, doświadczenie. Gdybym była z kimś w moim wieku to pewnie bym się z nią gryzła i nie trwałoby to zbyt długo - zaśmiałam się, poprawiając na łóżku.

- A którą kobietą już jestem, hm? - zapytała ciekawa.

- T-trzecia - zająknęłam się, nadymając policzki. Mówią, że do trzech razy sztuka... - Dla jednej byłam tylko eksperymentem czy dałaby radę z kobietą. Eksperyment się chyba nie udał, bo dalej jest ze swoim mężem, a co najśmieszniejsze - spodziewają się dziecka. Druga mnie zdradzała. Była naprawdę kochana, dawała mi prezenty, dbała o mnie. Ale dokładnie to samo robiła w stosunku do drugiej, nieco ode mnie starszej dziewczyny. Dowiedziałam się przez przypadek, odeszłam bez słowa pożegnania. Może nawet lepiej... Zachowałabym się pewnie jak tamta kobieta, która cię spoliczkowała - westchnęłam, czując, jak kłuje mnie w sercu. Niby chciałam szczęścia, a tak naprawdę było kompletnie inaczej.

- Oh, moja malutka... Musiałaś być przez nie skrzywdzona... Ale teraz jesteś ze mną! Zaopiekuję się tobą i zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa - uśmiechnęła się pięknie, a ja zapomniałam o jakimkolwiek bólu.

Schowałam głowę w zagłębieniu jej szyi, a ona objęła mnie w pasie i musnęła płatek moje ucha. Ciarki przeszły całe moje ciało. Tak przyjemnie...

- Dziękuję - szepnęłam cicho, przymykając na chwilkę oczy.

- Shhh - uciszyła mnie. głaszcząc po włosach. - Chodźmy spać, masz jutro zajęcia.

- A zawieziesz mnie do szkoły~? Proooszę! - powiedziałam słodziutko, licząc, że przed pracą zabierze też mnie. Wolałam jeździć z nią, niż tłuc się autobusem miejskim. Plus to dodatkowe minuty spędzone razem! Zawsze coś, prawda?

- Zawiozę, zawiozę - westchnęła ciężko. Szczęśliwa pocałowałam ją czule, ponownie wtulając. - Jesteś najlepsza! Pomogę ci jutro w śniadaniu! - zadeklarowałam.

- O ile wstaniesz razem ze mną - zaśmiała się, wiedząc, jak długo potrafię wyłączać budzik (a raczej drzemkę). Prychnęłam cicho i po prostu usnęłam w jej ramionach.

Uwielbiałam jeździć z Hosook do szkoły. Tak bezpiecznie prowadziła auto, rozmawiała ze mną i pytała się co tego dnia mam w szkole. Bardzo chciałam, żeby zjawiła się na zakończeniu. Kończyłam liceum, a więc koniec mojej szkolnej przygody. Moi rodzice jak zwykle nie mogli być i powiedzieli mi, że wynagrodzą mi to jakąś wycieczką. Żadna wycieczka akurat mnie nie interesowała, chciałam, żeby Hosook się zjawiła. Miałam najwyższą średnią w klasie, czerwony pasek i masę wyróżnień. Chciałam się przed nią pochwalić, żeby widziała jak odbieram nagrody.

- Naprawdę chcesz, żebym z tobą tam weszła? Co powiesz swoim rówieśnikom? - nie ważne, że jechałyśmy już do szkoły. Ona dalej się pytała czy na pewno tego chcę. Wzięła sobie nawet wolne na ten dzień!

- Proszę, wejdź i zostań do końca tej uroczystej części. Ja wiem, że się mocno martwisz o mnie i o zdanie innych. Ale nie obchodzą mnie oni. Może w końcu zobaczą, że nawet nie mają prawa z tobą konkurować! - uśmiechnęłam się, podgryzając wargę.

- No dobrze, jak tak prosisz - westchnęła cicho i zaparkowała w odpowiednim miejscu. Ucałowałam jej policzek i wyszłam z samochodu. Ostatni dzień w tej głupiej szkole.

Poprawiłam swoją sukienkę, którą wybrała mi ukochana. Była delikatna, dziewczęca, z wycięciem na łopatkach. Hosook lubiła mnie w takiej delikatnej wersji, szczególnie w sukienkach czy spódniczkach. Może dlatego, że było widać moje nogi? Bardzo często mnie za nie komplementowała. Jeździła po moich udach swoimi delikatnymi dłońmi przez co zawsze byłam czerwona, jak burak. We włosach miałam słodką wsuwkę w kształcie księżyca. Zdecydowanie byłam bardziej nocnym markiem, odróżniałam się swoją cerą. To ona była moim słońcem, dlatego też kupiłam jej taką bransoletkę. Była delikatna z niewielkim słońcem ze srebra. Codziennie ją zakładała!

Spojrzałam się szczęśliwa na kobietę i złapałam ją za dłoń. Uśmiechnięta od ucha do ucha pociągnęłam ją w stronę wejścia. Już sporo osób się zjawiło. Wszyscy elegancko ubrani, niektórzy z rodzicami. Ukochana trzymała niewielki koszyczek, który zrobiłam dla wychowawcy w ramach podziękowania za trzy lata spędzone z tą dziczą. Chłopcy się na mnie spojrzeli, a ja zignorowałam ich. Usiadłam z nią na wolnych krzesełkach. Czułam jak serce mi wali...

- Od razu jak weszłaś to się na ciebie wszyscy spojrzeli - zaśmiała się, szepcząc mi do ucha.

- Miałam tak każdego dnia. Nawet nie wiesz, jakie to uciążliwe. W dodatku te wszystkie głupie prezenty - prychnęłam, zakładając włosy za ucho.

- Nie denerwuj się tak. Chcieli dobrze. Jesteś piękna, więc nic dziwnego, że starali się na wszelkie sposoby by cię zdobyć. Nie dziwię się, gdybym była na ich miejscu też bym tak robiła.

- H-Hosookie! - nadęłam policzki. - I-i tak mi dajesz prezenty, mimo że nie proszę!

- Bo uwielbiam sprawiać ci przyjemność, kochanie. Widzę, jak się cieszysz, rumienisz - to fakt. Chciała, żebym była szczęśliwa i robiła mi nawet niewielkie prezenty. A ja chciała, żeby tylko była przy mnie. - Dzisiaj pojedziemy do sklepu i wybierzesz sobie coś ładnego w ramach ukończenia szkoły. Zabieram cię dzisiaj na obiad - oznajmiła.

- Może ten ostatni komplet bielizny~? - szepnęłam, zagryzając wargę. Poczułam jak kobieta klepie mnie po udzie. Nie moja wina, że lubiłam prowokować w nieodpowiednich miejscach! - Randka? Zabierasz mnie na randkę?

- Tak - zaśmiała się, kręcąc głową na moje zachowanie.

Zaraz rozpoczęła się cała ceremonia zakończenia szkoły. Wiadomo, dyrekcja, nauczyciele, powitanie. Siedziałam z ukochaną, obserwując ją kątem oka. Uśmiechałam się pod nosem, ciesząc się z jej obecności. Czas mijał, rozdawali nagrody, których zgarnęłam dość sporo. Sportowe, jak i te na rzecz szkoły, nawet muzyczne! Dostałam stypendium za wygrany konkurs muzyczny. Była to moja przepustka na studia muzyczne! Hosook była ze mnie bardzo dumna, kiedy dowiedziała się o moich wynikach. Starałam się, jak nigdy wcześniej podczas tego konkursu. Ona mnie wspierała, a nauczyciel kierował co mam poprawić, albo co zmienić. Było to dla mnie cholernie ważne, ale po tylu wysiłkach (i straconych nerwach, morzu wypłakanych łez w ukryciu) udało mi się osiągnąć cel. Widziałam, jak szeroko się uśmiecha, kiedy odbierałam nagrody. Serce waliło mi niemiłosiernie szybko z tych emocji.

- Nie mówiłaś mi, że jesteś aż tak uzdolniona! - powiedziała zdumiona, kiedy oficjalna ceremonia się zakończyła i można było rozejść się do klas na ostatnie spotkanie z wychowawcą.

- Dlatego chciałam, żebyś ze mną tutaj była - uśmiechnęłam się szeroko, chowając dyplomy do torebki. Miałam pełno jakiś prezencików, ledwo je trzymałam.

- Gratuluję YoonJi - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się, widząc grupkę chłopaków, którzy natarczywie próbowali się do mnie dobrać. - Jesteś najlepsza w szkole. Honorowa absolwentka, stypendium muzyczne! - uśmiechnęli się.

- A kto to? To twoja ciocia? Miło panią poznać! Musi być pani z niej dumna! - prychnęłam pod nosem. Co za debile...

- Jestem z niej bardzo dumna - odpowiedziała im grzecznie.

- To nie jest moja ciocia - powiedziałam obrażona. - To jest moja dziewczyna - powiedziałam otwarcie. W końcu ostatni raz się z nimi widziałam. Mogli z tym faktem zrobić co tylko chcieli. Nie bałam się niczego, kiedy ona była tuż obok.

- C-co? - zmarszczyli czoła, rozchylając usta w zdziwieniu.

- Umyjcie w końcu uszy, co? - powiedziałam oschle. - To jest Hosook i powinna wam jaja powycinać za to, jak bardzo próbowaliście mnie udobRUCHAĆ - uśmiechnęłam się złośliwie, łapiąc ukochaną pod rękę.

- YoonJi? - spojrzała się na mnie speszona. Widziałam jej przerażenie w oczach. Pewnie tego się nie spodziewała. W sumie ja też nie.

Zaraz pocałowałam ją na oczach tych dupków. Chciałam im pokazać jaka jest prawda. Może przez to zrobiłam jakieś niepotrzebne show, ale nie mogłam już dłużej wytrzymać tego wszystkiego. W ostatni dzień liceum chciałam zrobić coś odważnego, a pocałowanie ukochanej wśród swoich rówieśników to było dopiero coś! Szczęki poopadały, a ja miałam z tego satysfakcję.

Niektórzy po szkole pisali do mnie czy żartuję z nich sobie. Ja i taka STARA kobieta? Nie była stara tylko starsza. Nie chciałam już się kryć ze swoją orientacją. Miłość to miłość, tego się nie wybiera. A z nią byłam najszczęśliwsza na świecie. Martwiła się o mnie, że tyle osób do mnie napisało i wyraziło w dobitny sposób swoją opinię. Że szukam tylko sponsorki, bo to nie może być miłość. Że Jung Hosook prowadzi najlepiej prosperującą firmę w danej dziedzinie i to dlatego. Nie zważali uwagi na fakt, że mój ojciec pracował w dużej firmie, a moja mama miała własną firmę. Pieniędzy mi nie brakowało, brakowało mi szczęścia i miłości. Tego ciepła, którego rodzice od lat mi nie dawali. Mówili, że chcą mojego dobra, żebym miała dobrze w życiu. Ale co mi po tym, kiedy oddawali się w sidła pracy, a ja miałam tylko pusty dom dla siebie? Nie widziałam w tym sensu, dlatego szukałam i gustowałam w starszych kobietach. Które dałyby mi poczucie bezpieczeństwa niczym matka. Nie potrafiłam jednak powiedzieć prosto w twarz rodzicom, że jestem z Hosook. Bałabym się ich reakcji, bałam się odrzucenia. Nie chciałam ich tracić, bo w końcu ich kochałam. Nie wiedziałam nawet czy są tolerancyjni, w końcu o to trudno w Korei, w ich przedziale wiekowym. Miałam jednak nadzieję, że przysposobią sobie tę wiedzę, kiedy im wyjaśnię wszystko. Stopniowo, powoli, z niczym się nie spiesząc. I że być może ten gniew minie z czasem.

[Facebook, post YoonJi]

Miłość. Jedno słowo, a tyle następnych je opisujące. To stan, w którym niby unosimy się wysoko, a tak naprawdę dalej stąpamy po ziemi, tylko widzimy wszystko w żywszych barwach. Czujemy motyle w brzuchu, a nasze myśli odbiegają daleko od rzeczywistości. To piękny stan, który w całości może nam pokazać tylko jedna osoba. Osoba, która staje się dla nas ideałem, kimś najważniejszym na świecie. A może nawet i w całej galaktyce.

Mówią, że anioły nie istnieją, ale dlaczego ja widzę go codziennie? Może to już pora, by zabrać się z tego świata? Ten anioł otula mnie swoimi nieskazitelnie czystymi skrzydłami i szepcze, że będzie dobrze. Będzie dobrze, dopóki ten anioł ze mną będzie i będzie nade mną czuwać w dzień i noc. Broniąc nawet przed koszmarami.

Człowiek zakochany ma tyle do powiedzenia, a tak naprawdę nie wie co powiedzieć. Nie ma aż tylu słów, które mogłyby określić ten stan. Nie ma odpowiednich słów, dlatego też istnieją gesty. Pocałunek, pogłaskanie po policzku, włosach. Szeroki uśmiech. To znaczy więcej niż jakiekolwiek wypowiedziane słowa. Gesty liczą się bardziej niż słowa.

Tak naprawdę to wszystko może pokazać jedna osoba. Ale potrzeba czasu by znaleźć tę odpowiednią osobę. Spotyka się na swojej drodze wiele osób, które wydają się być tą jedyną. A niestety można łatwo się pomylić. Dziękuję Jung Hosook, że nie musiałam szukać zbyt długo ani też za daleko na tą właściwą osobę. Jesteś moim aniołem. Kocham Cię i przestawać nie zamierzam dopóki śmierć nas nie rozłączy. A nawet i jeszcze dłużej.

[Facebook, odpowiedź Hosook]

Pamiętaj, że kocham Cię bardziej, moja najdroższa! Jeszcze chwila i wypowiesz przedostatnie zdanie w odpowiednim miejscu! Moja YoonJi, oszaleję przez Ciebie. A przed nami cała wieczność.

Nie siedź tak długo na Facebooku! Mam nadzieję, że zajęcia z dziećmi minęły Ci dobrze! Kończę właśnie pracę, więc wstaw wodę. Napijemy się po filiżance herbaty!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top