7.

– Co tu robisz? – zapytał Stark na dzień dobry, mierząc podejrzliwym spojrzeniem „Tashę". Z jakiegoś powodu zaczął wątpić, że to jej prawdziwe imię. Wszystko przez ten wszechwiedzący uśmieszek, który nawet teraz gościł na jej ustach.

– Tak się składa, że mam kilka spraw do omówienia z Virginią – odparła agentka, opierając się niedbale o biurko. – Prawda, Gin?

„Gin"?

– Pepper, wydawało mi się, że mam absolutną wyłączność na nadawanie ci ksywek – obruszył się Tony. Przezwiska uważał za coś wyjątkowo ważnego i nadawał je tylko ludziom, których uznał za przyjaciół. A teraz jakaś cichociemna agentka jak gdyby nigdy nic bezcześciła tę tradycję. Nie wspominając już nawet o tym, że Pepper mogła być tylko i wyłącznie Pepper.

– Nie przypominam sobie, aby istniał taki zapis w mojej umowie o pracę – odparła chłodno Pepper. Chłód ten był jednak całkowicie udawany; spojrzeniem i błąkającym się po ustach uśmiechem jasno dawała Tony'emu do zrozumienia, żeby niczym się nie przejmował. – Natasha chciała zobaczyć obraz, więc pozwoliłam sobie ją wpuścić. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.

– Nie, oczywiście, że nie – prychnął Tony. – Natasho, oto obraz, obrazie, oto Natasha – zakpił, zupełnie nie rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodziło.

Natasha przewróciła oczami na jego idiotyczne popisy, ale uśmiechnęła się przy tym jakoś cieplej i nieco bardziej po ludzku. Przechyliła głowę i wyciągnęła z torebki notes, który uniosła lekko, by jak najlepiej móc zestawić go z obrazem zasłaniającym sejf. Rozbawienie narastało w niej stopniowo, aż w końcu parsknęła cichym śmiechem.

– Tak to jest, jak się przyjmuje do FBI studentów sztuki. – Powiedziawszy to podsunęła notes najpierw Pepper, potem Tony'emu. Na otwartej stronie dało się dostrzec niedbały szkic rozpaczającej łowczyni, który jednak niewiele w tej sytuacji tłumaczył.

– Studenta sztuki? Co to ma do rzeczy? – zapytał Tony, już nawet nie mając siły na irytację.

– Rogers studiował sztukę, zanim go zwerbowaliśmy. To trochę zaburza jego hierarchię wartości. Było całkiem zabawnie, dopóki szef nie zorientował się, że nasz złoty chłopiec, bardziej niż skradzionymi schematami broni, przejmuje się zniszczonym obrazem. Biedactwo, dostał za to niezłą reprymendę, ale z drugiej strony zupełnie nie przeszkadzało mu to poprosić mnie o sprawdzenie, czy to aby na pewno ten obraz. Więc postanowiłam to wykorzystać.

– Przysługa za przysługę? – domyśliła się Pepper.

– Bingo.

– I czego zażyczysz sobie w zamian? – zapytał Tony, ze zdziwieniem uświadamiając sobie, że Natasha nie była wcale tak straszna, jak chciał, by była. Możliwe, że gdyby poznali się w innych okolicznościach, mogliby się nawet zaprzyjaźnić.

– Najpierw myślałam o tym, żeby zmusić go do opowiedzenia ze szczegółami, co właściwie wydarzyło się w Halloween.

– Ale...?

– Ale doszłam do wniosku, że nigdy by mi tego nie wybaczył.

– Więc podobne wyskoki nie zdarzają mu się często? – Pepper postanowiła wykorzystać to niewinne plotkowanie, by wyciągnąć z agentki wszystkie informacje, jakie mogły się jej przydać, gdyby jednak okazało się, że Steve to tylko kolejny dupek, który postanowił dobrać się Tony'emu do portfela.

– Cóż, właściwie to nigdy. – Natasha zmarszczyła brwi. – Właśnie dlatego postanowiłam nie pytać. Zamiast tego zamówiłam sobie masaż stóp z kawą i donutami w zestawie.

– Zgodził się na to?

– Zgodził się tak łatwo, że zaczęłam żałować, że nie zażyczyłam sobie więcej.

– Może domyślił się, o czym myślałaś wcześniej – zaśmiał się Stark. Myślami był jednak wciąż przy masażu stóp. Naprawdę zgodził się na to tak łatwo? Kto w ogóle zgadza się na takie rzeczy?

– Pewnie tak.

– Czy mógłbym dostać ten szkic?

Pytanie to umknęło z ust Tony'ego, zanim w ogóle zdążył zorientować się, że chce je zadać. A potem było już za późno na ratunek. Pepper i Natasha utkwiły w nim domyślne spojrzenia, z którymi nijak nie mógł walczyć. Jedyne, co mu pozostało, to nonszalancja i udawanie całkowitego braku zrozumienia dla ich pełnych wyższości uśmieszków. W pewnym sensie rysunek spełnił już swoje zadanie, nie był więc dłużej nikomu potrzebny. Tony mógłby więc ocalić resztki swojej godności, odbierając Natashy szkic i wyrzucając go do śmieci. Perspektywa ta, wcale go nie cieszyła, ale...

Natasha wyciągnęła z powrotem notes, otworzyła go na właściwej stronie i pospiesznie naskrobała coś na jej odwrocie, po czym ostrożnie wydarła kartkę.

– Trzymaj – powiedziała, podając szkic Tony'emu. – Niech to będzie taki mały bonus do mojego masażu.

Tony z ociąganiem odwrócił kartkę i z niedowierzaniem odczytał adres. Czy ta kobieta próbowała go zeswatać? Nie znała jego reputacji? A może... może wychodziła z założenia, że wiedziała o nim więcej niż media, więcej niż Pepper, więcej nawet niż on sam o sobie wiedział. Starkowi dreszcz przeszedł po plecach, gdy rudowłosa mijała go w drzwiach. Jej uśmiech wydał mu się jeszcze bardziej drapieżny. Przypominała nieco sadystycznego lalkarza, który poustawiał już wszystkie swoje marionetki na właściwych miejscach i teraz tylko czekał na odpowiednią chwilę, by krzyknąć „światła, kamera, akcja".

– Wydaje się całkiem miła, prawda? – zapytała Pepper, z jakiegoś powodu zupełnie nieświadoma obaw swojego szefa.

– Jak dla mnie zbyt cwana. I zbyt ruda.

– Myślałam, że takie lubisz najbardziej.

– Tylko, jeśli mają piegi.

Pepper zaśmiała się cicho i musnęła spojrzeniem szkic, domyślając się, co Natasha napisała na odwrocie. Nie skomentowała tego jednak ani słowem i Tony był jej za to bardzo, bardzo wdzięczny. W zupełności wystarczyło mu, że mimowolnie uśmiechał się jak nastolatka na myśl o nadchodzącym spotkaniu z idolem. A przecież facet pracował tylko dla FBI. Ale cóż, kto wie, może w alternatywnej wersji rzeczywistości Steve Rogers był wielkim malarzem albo – jeszcze lepiej! – superbohaterem, który w obciachowym kostiumie dzień w dzień ratował świat? Ciekawe, czy w takim świecie Tony również byłby równie podniecony na samą myśl o potencjalnym spotkaniu.

* * *

Szkic Rogersa (bo niby czemu nie):

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top